Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Pleciesz, DeWett. Zamknij się, dopóki nie powiesz czegoś mądrzejszego - odparł zabójca. Usadowił się na płaskim kamieniu i już miał się ułożyć do snu, gdy zatrzęsła się ziemia.

Wstrząs był dość silny, choć nie na tyle silny aby móc uznać go za co bardziej tragiczną w skutkach katastrofę. Jhin zsunął się z kamienia i teraz zbierał się z kamienistego podłoża. Rozległ się drugi wstrząs - towarzyszył mu huk. W oddali, w dolinie, coś się kotłowało. Coś naprawdę sporego zaznaczało wyraźnie swoją obecność. Póki co głównie hałasem.

- Co do jasnej... Czyżby konkurencja?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- I mówi to bełkoczący wariat. Sam się zamknij ty pier... - Nie dokończył kiedy to trzęsienie skutecznie wybiło go z tematu. Była to bardzo niefortunna sytuacja, zwłaszcza że obydwoje byli już zmęczeni. Gorzej, że to coś prawdopodobnie było spore. Bardzo spore.

- Z każdym cholernym dniem... - Zaczął mówić, jakby był w transie. - Natrafiamy na coraz gorsze niespodzianki. Konkurencja? Cokolwiek to jest, pewnie uzna nas za małe robactwo, nie konkurencje! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dramatyzujesz jak zawsze. Wystawimy mu operę śmierci! - Jhin sprawdził, czy broń aby na pewno jest naładowana, a potem przeciągnął się, strzelił palcami i pobiegł w stronę dźwięku. Pląsając. - Wyczuwam okazję, mój przyjacielu! HA! Jeśli jest wielki, będzie również wyjątkowy! Ale zaraz... Zaraz. Nie ilość, ale jakość! - z radosnego tańca i nastroju wyrwały go kolejne, nawiedzające zamaskowaną głowę myśli. Pstryknął palcami.

- Dobry, improwizowany scenariusz. Ruszamy, DeWett! - i wznowił karkołomny bieg po stromiźnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wygląda na to że nie dane nam będzie odpocząć... - Skomentował pod nosem, z wielkim oporem i niechęcią ruszając zaraz za Jhinem. 

- Szykuj się na odwalenie całej roboty, artysto. Jeżeli to coś jest tak duże, jak wielki hałas robi, to moja broń na niewiele się zda! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zobaczymy, zobaczymy.

Im niżej byli, tym bardziej czuć było zapach ozonu. Im niżej byli, tym częściej pojawiały się portale różnych kształtów i rozmiarów. Największy mógł być wielkości drzewa - lśniło w nim kilka jaśniejących punktów. Gwiazdy.

Włosy Rennarda zaczęły się elektryzować. W nierównomiernych odstępach czasu w powietrzu pstrykały krótkie impulsy elektryczne i niemal od razu znikały. Teren spłaszczył się, a razem z nim i drzewa.

Niektóre były przewrócone, inne połamane, a inne tylko przekrzywione. Patrząc na ogromne korzenie, trudno było wyobrazić sobie siłę czegoś, co dokonało zniszczeń. Czubki co poniektórych wyższych drzew były zwęglone. Po drodze minęli spalone zwłoki jakiegoś nieszczęsnego kopytnego.

- Intrygujące! Fantastyczne! Ach, cóż za crescendo! Co za barwy!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mnie bardziej interesuje to, co wywołało ten cały chaos. - Odpowiedział na słowa wariata, który był całą sytuacją niezwykle podniecony. W przeciwieństwie do niego, Rennard czuł mocne zaniepokojenie. Raczej nikt go nie uczył jak chronić się a tym bardziej zabić coś takiego, co wywołało takie szkody. Przejechał po włosach, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego uczucia jakie teraz mrowiło jego głowę. 

- Też będziesz podniecony widokiem własnego zwęglonego truchła? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jhin zatrzymał się. Tylko jedno fałszywe drgnięcie wskazywało na to, że musiał odzyskać równowagę na osuwających się kamieniach.

- Zaczynasz mnie irytować, DeWett. Potraktuj to jako ostrzeżenie. Potraktuj to jak tylko twoja noxiańska, prosta dusza zapragnie, ale ostrzeżenie będzie najrozsądniejszym wyborem. Och, nie zmarnuję na ciebie nawet kuli, jeśli tak dalej pójdzie! - syknął i dalej już ruszył spokojnym krokiem.

Coś było coraz bliżej. Ale zanim natrafili na owe coś, natrafili na krater.

Krater nie był zbyt duży. Mógł mieć najwyżej dwa metry głębokości, a dwa rzędy drzew wokół niego były doszczętnie spalone. Przy każdym wdechu Rennard czuł na języku metaliczny smak. Na dnie krateru nic się nie znajdowało.

Idąc dalej natrafili na drugi, identyczny krater. A potem na trzeci.

- Nasz martwy nieprzyjaciel mówił coś o komecie - skomentował Jhin.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mówił o jednej komecie... a jedna kometa powinna zrobić jeden krater, prawda? - Zapytał. - Chyba że jakiś czas później doleciały kolejne. Cokolwiek to jest może mieć ze sobą swoich kolegów. - Naprawdę nie chciał, aby cokolwiek tak dużego miało ze sobą równie wielkie towarzystwo. Z jednym może być problem, co dopiero z kilkoma. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Go- Krater jest mały. Za mały! Zmienia wielkość. Albo... Ma małych i niebezpiecznych przyjaciół. Albo... Nie spadł, tylko operuje czymś niebezpiecznym. I małym. Może to mag? DeWett, znasz maga oferującego czymś małym, niebezpiecznym i potrójnym? Albo... Albo czymś podwójnym. Wówczas to bardzo mały mag, bądź mag manipulujący swoim wzrostem. Co jeśli to nie mag? I czemu otwiera portale? 

Zabójca chodził w kółko, cały czas mówiąc do siebie i gestykulując rękami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard zaczął zbierać w swojej głowie informacje o wszystkich magach z jakimi miał styczność, bądź o których tylko słyszał. Jednakże nie kojarzył żadnego który manipulowałby takimi portalami. 

- Wybacz, nie jestem z ligi. Nikogo takiego nie kojarzę. Ponadto mam małe informacje co do Ionii i jej czempionach... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Konfrontacja będzie więc wielką niewiadomą. Teatr cienia! Chodźmy więc. Nasz cel nie może czekać. Będzie jednym z największych. Idziemy! - zarządził. I ruszył dalej.

Na samym dnie doliny nie było już drzew, ale rozległa polana. To znaczy byłaby to polana, gdyby nie fakt, że całą jej powierzchnię zasłaniało nocne niebo.

Było więc i na górze i na dole, tyle że to dolne niebo wydawało się być bardziej... wypukłe. Wznosiło się i opadało, granicząc z trawą polany. Od pewnego momentu struktura nieba rozrzedzała się i zanikała.

- Mam naprawdę niezwykle dosadne wrażenie, że zachodzi tu jakaś nieprawidłowość - odezwał się Jhin. Na te słowa owa nieprawidłowość poruszyła się - gwiazdy zaczęły się przesuwać, zawirowały mgławice. Bardziej skondensowane niebo przechodziło w ogromne, wężowate cielsko poznaczone geometrycznymi wzorami, a na końcu wielki, srebrnoszary, zębaty łeb zwieńczony skrzącym się metalem. Jasnoniebieskie ślepia świdrowały to Jhina, to znów Rennarda.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całe to zjawisko przyprawiało DeWetta o zawrotu głowy. Nigdy jeszcze nie był świadkiem czegoś takiego. Nawet o tym nie słyszał.

- Nieprawidłowość? - Zapytał, próbując ogarnąć to co widzi. - Na moje to początek końca świata. Czy coś... - Po chwili wzdrygnął się, kiedy ta anomalia się poruszyła. Obserwował cały proces z otwartymi ustami. 

- Jhin? - Wyszeptał, kiedy to kosmiczny wężowaty stwór bacznie ich obserwował. - To chyba dobry czas aby w końcu zacząć strzelać... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-NIE! Nie, nie, nie! Nie! To zbyt proste, zbyt proste! - Jhin jęknął, rzucił pistolet na ziemię z furią i złapał się za głowę. - Nie powinno cię tu być! Tam jest twoje miejsce! - podniósł dłoń z palcem wycelowanym w niebo.

- Nie. Tak - huknął niski głos. Miało się wrażenie, że może kruszyć skały. Sam w sobie wielki łeb wydawał się być nieporuszony.

- Zniszczyłeś moje przedstawienie. Nie ukrywam, że na krótką chwilę wyrwałeś mnie z okowów nudnej i przytłaczającej rzeczywistości. Ale na końcu jesteś ty, zamiast wielkiego finału.

- Bardzo mi przykro. Jego znam. Kim ty jesteś? - Łeb zbliżył się do Rennarda, bacznie go obserwując. Jego włosy niemal stanęły dęba i miał nieodparte wrażenie, że mógłby teraz przyciągać papier albo rzeczy z tworzyw sztucznych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja? - Zapytał, cofając się kiedy to coś się do niego zbliżyło. Czuł się jak mały szczur, zapędzony do rogu przez wielkiego kosmicznego kocura. 

- Cóż. Jestem zwykłym, szarym, nic nie znaczącym gościem z Noxusu. - Rennard spojrzał na Jhina. Stwór mówił że go zna. Skąd taki wariat jak on mógłby poznać coś takiego ja to gwiezdne wężowate coś? 

- Jesteś z ligi, prawda? Tylko tam, w zbiorowisku największych dziwadeł tego świata mogliście się poznać! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Albo tu, w Ionii. Albo w każdym innym miejscu, szary, zwyczajny, nic nie znaczący kłamco. Z Noxusu - odparł wielki, wężowaty typ i opuścił łeb na ziemię, która siłą rzeczy się zatrzęsła.

-  Kosmiczny gad nie jest dziś w formie. Zmniejszyłeś się od ostatniego razu - stwierdził Jhin. Zdążył już pogodzić się ze swoim pistoletem i teraz wpatrywał się jednym okiem w wielkiego, kosmicznego smoka. - I leżysz na mojej drodze. 

- Nie, to ty próbujesz przejść po moim leżu. A ten tutaj ci towarzyszy, kimkolwiek jest.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Więc może po prostu nas przepuścisz a my udamy się w swoją stronę i przestaniemy ci zawadzać? - Zaproponował. Poczuł mały niesmak gdy nazwano go kłamcą. Przecież nie kłamał. Jeszcze.

- Zresztą nie masz wyboru, musisz nas przepuścić. Instytut dowie się jeżeli zaatakujesz kogoś z ligi, na zewnątrz ligi. Wtedy będziesz miał przesrane, nie ważne jak bardzo silny, wielki i straszny jesteś! Ha! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie jesteś z Ligi - rzekł smok i kłapnął zębami tuż przed nosem Rennarda. - A ja się nie przesunę.

- Przesuniesz - odparł Jhin spokojnie, odbezpieczając pistolet.

- Jeśli Twój Szept mnie zabije, niespełniony, mały artysto, zanim wydam ostatnie tchnienie, zniszczę całą waszą małą planetę. Opłaca ci się to? Nigdy więcej sławy, nigdy rozgłosu. Zna cię tylko Ionia. A i ona powoli zapomina 'złotego demona'. - Wielki smok zaśmiał się. Brzmiało jak kruszące się skały. A potem zakaszlał.

Jhin zastanowił się przez chwilę.

- DeWett, chcesz zobaczyć fajerwerki?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard upadł na siedzenie, kiedy to o mały włos prawie co nie został zeżarty. Podniósł ręce, w ramach "obrony".

- No przecież nie mówiłem o sobie, tylko o nim. - Wskazał palcem na Jhina. Zaraz po tym wstał i otrzepał się.

Kiedy usłyszał propozycję artysty, tą o "fajerwerkach", których znaczenia się oczywiście domyślał, DeWett zmarszczył czoło.

- Ale... wiesz że to co wcześniej mówiłem... tyczy się również ciebie? - Zapytał. - Zaatakujcie siebie nawzajem tutaj to poniesiecie konsekwencje. Z tego co słyszałem bardzo poważne konsekwencje. 

Chłopak zbliżył się nieco do paszczy wielkiego stwora. Miał ręce uniesione ku górze, na znak że nie planuje nic złego.

- Daj spokój, gwiazdeczko. Dlaczego nie chcesz nas przepuścić. Przecież nie zniszczymy ci leża. Po prostu sobie grzecznie przejdziemy i na tym nasze spotkanie się skończy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Kiedy już wstąpię do tej groty i wezmę to, czego pragnę, żadne konsekwencje nie będą w stanie zatrzymać mnie i mojej sztuki - odparł, jakby to było całkiem oczywiste. 

- A więc grota. Ha. Z chęcią udostępniłbym wam przejście, a potem oglądał, jak tamtejsza magia dławi wasze małe umysły i pożera ciałka. Ale... nie zrobię tego. Nie mogę.

Jhin pokręcił głową z niezadowoleniem. Opuścił ręce.

- Słyszysz to? Wielki, niebieski smok, architekt gwiazd nie jest w stanie przesunąć swojego cielska. A nie jest ponieważ?

- Ponieważ zostałem uwięziony, ty bezczelny, mały robalu o zwichrowanym umyśle. Ponieważ z każdą chwilą słabnę. Swoją drogą, noxianinie, na twoim miejscu zamordowałbym go zanim wejdzie do groty. To szaleniec. Ta współpraca nie wyjdzie ci na zdrowie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po słowach stwora, usta Rennarda na chwilę drygnęły w uśmiechu. Doskonale wiedział że Jhin ma swoje własne cele. Cokolwiek było w tej grocie, Rennard ma to przynieść do swojego miasta państwa i koniec. Ma zarżnąć wszystko to, co tylko będzie chciało mu przeszkodzić.

I Jhin figurował na samym szczycie tej listy.

Chłopak ukradkiem mrugnął do stwora, chcąc dać mu znać o tym że doskonale wie że prędzej czy później będzie musiał zabić wariata. Ewentualnie jeżeli źle to rozegra, artysta zabije jego. Chociaż wtedy będzie już mu wszystko jedno.

- Więc... - Odezwał się po krótkiej chwili. - Co się stało? Kto cię uwięził? Po co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pantheon z Targonu, ktokolwiek był nim wtedy. To ta twoja korona, prawda? Szpetny i nic nieznaczący kawałek metalu, który w przypływie pychy założyłeś na głowę. Czujesz się królem, Aurelionie? Możesz czuć się królem. Królem marionetek! - sapnął Jhin i klasnął entuzjastycznie w dłonie. Mrugnięcia okiem nie zauważył.

Oczy wielkiego smoka wyrażały przede wszystkim obrzydzenie.

- Zaczynasz mnie denerwować, Khado Jhinie. Jesteś irytującym zlepkiem cząstek. Drwij, drwij póki możesz. Kiedy się uwolnię, będziesz jaśnieć. Bardziej przydasz się jako pył.

- Kiedy już się uwolnisz, moje dzieło będzie gotowe. I pozostanie po mnie sława. Wówczas... Naprawdę, niewiele będzie zajmowało mój umysł.

Smok zdołał wykrzesać z siebie szczątki energii, żeby podnieść kolosalną, gwiezdną łapę i pstryknąć w Jhina palcem. Morderca wylądował z hukiem parę metrów dalej.

- Zanim się odezwiesz, to nie atak. To wypadek. Zwyczajnie go nie zauważyłem - odezwał się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odwrócił się, patrząc jak twardo ląduje jego towarzysz. Odległość na jaką odleciał byłą imponująca, jednakże czego innego spodziewać się po "pstryknięciu" kogoś o takich rozmiarach.

- Cóż... - Wrócił wzrokiem na Aureliona. - Mi pasuje. Wypadki chodzą po ludziach. Wariatach. Gwiezdnych smokach... - Bo niby co miał mu odpowiedzieć? Miał wyrazić swoje niezadowolenie i skończyć tak samo jak Jhin? Jakoś mu się to nie uśmiechało.

- Więc. Jeżeli chcemy przejść, musimy cię uwolnić. Tak?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To zabiera mi siły. Nic innego nie byłoby w stanie mnie powstrzymać. A im więcej sił zabiera, tym bardziej wszechświat staje się niestabilny. Wasze słońce staje się niestabilne. Jeśli zginę, nadejdzie nowy Architekt. Ale to, co stworzyłem odejdzie razem ze mną. Wówczas będziecie mieć swoje fajerwerki... Widziałeś dziury po drodze, prawda? Oto dowód. Materie zaczynają się mieszać i rozpadać. Okaż mądrość, mały noxianinie. Nie pozwól mi myśleć o twojej nacji tak źle jak o tych tępakach z Targonu. Są jeszcze dwie inne istoty doświadczone w sprawach kosmicznych. Jedna z nich wiecznie wędruje i nie jest zbyt rozmowna. Druga powinna być gdzieś w okolicy. Nie wiem, jak zdjąć to z siebie. Ale wierzę, że oni będą wiedzieli. Owca i wilk. Z pewnością słyszałeś opowieści... - Smok zakaszlał. Ziemia znów się zatrzęsła. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście że słyszałem. - Odparł, próbując zachować równowagę po trzęsieniu, jakie wywołał kaszel stwora. - Każde dziecko uwielbia słuchać opowiadań i niesławnych Kindred. Owca da ci szybką śmierć, wilk da ci paskudną i tak dalej i tak dalej... - Dodał znudzonym tonem. 

- Czy naprawdę nie ma innego wyjścia tylko proszenie ich o pomoc. Z tego co słyszałem to oprócz zbierania krwawych żniw nic innego ich nie interesuje. W ogóle będą słuchać co powiem? Czy skończy się na czymś innym niż groźbami Wilka oraz prawdopodobnym zgonem? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zawsze jest inne wyjście! - Zagrzmiał Aurelion. - Możesz pozwolić na to, żeby ten metal odebrał mi resztki sił. Potem wasze słońce wybuchnie, zapadnie się i stworzy obiekt pochłaniający materię i światło. Muszę dodawać, że zaginięcie wszyscy? Wasze ciała rozciągną się, czerń wessie wszystkie atomy ciał i zdezintegruje je. Będzie dużo zabawy, mały noxianinie. Lubię waszą Runeterrę, ale wiele takich jak ona zostało już zniszczonych. A ta jest na krawędzi - odpowiedział wesoło. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...