Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

- Też już pójdę. Spojrzałem na Reirę i tylko pokręciłem głową. Spakowałem gitarę do futerału i zarzuciłem ją na plecy. Nie szukałem już okularów. Jakoś... po rozmowie z Lyriel nie miałem ochoty ich zakładać. Podszedłem do Dave'a i powiedziałem cicho, starając się żeby Reira mnie nie usłyszała: - Zakochała się we mnie czy co?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Dave popatrzył się na Ciebie zdziwiony.

- Skąd ja mam wiedzieć? To klaczka, może być zazdrosna o byle pierdołe, takie też bywają. A jak znam Reire, to jej jeszcze nie rozgryzłem... - odparł. - A w ogóle, zostawiłeś okulary...

Dave przeczesał kopytem swoją grzywę i otworzył drzwi od salki.

- Muszę się wyspać - dodał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jęknąłem cicho. Czemu wszystko musi być takie niezrozumiałe i pogmatwane? Lyriel jednak taka nie była. Była opanowana, twarda i stanowcza. I na pewno bardziej doświadczona, jeśli chodzi o życie. Nie chciałem jej w sobie rozkochiwać. Pomogła mi. Mogłaby po prostu wyjść i zapomnieć... a jednak została i ze mną porozmawiała. I w tej rozmowie uświadomiła mi wiele rzeczy... Szczeniak... "Mniej gdybania, więcej przeżywania teraźniejszości". Święte słowa. Może po prostu powinienem się bardziej skupić na tym, co mnie otacza? Reiry jednak nie dało się zrozumieć. W sumie to ŻADNEJ klaczy ogier nie zrozumie. Tak już chyba dawno zostało ustalone. Wyszedłem za swoim przyjacielem. Reira chyba została w środku... w sumie, zbytnio mnie to nie interesowało. - Zachowuje się dziwnie - powiedziałem do niego. - Kompletnie jej nie rozumiem. I chyba powinno tak zostać. Niech sobie myśli co chce, ja mam własne życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dave uśmiechnął się porządnie na te słowa.

- Egoistyczne, ale mądre - tylko tak skomentował Twoje słowa.

Doszliście razem od windy i czekaliście aż zjedzie. Dave powoli przysypiał na stojąco, aż cud, że grał na próbie. Musiałeś go lekko szturchnąć, gdy winda była już na waszym poziomie. Odparł krótko "dzięki". W windzie również mogłeś obserwować jak Twój przyjaciel przysypia oparty lekko o ścianę. Nagle się przebudził.

- Ren, zostawiłeś okulary, nie ogarniam... Ale zostawiłeś.

Po jego słowach znaleźliście się na "waszym" piętrze. Dave mimo to został w windzie i zastanawiał się dlaczego...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zachowujesz się, jakbyś był na haju. - Westchnąłem i wypchnąłem go z windy. Stuknąłem go w głowę. - Hellooł! Serio, idź się już połóż. Ja idę... Zawahałem się. Co będę robić? Pewnie nudzić się i oglądać jakieś... bajki dla dzieci... - ...do pokoju. Trzym się. Po tych słowa skierowałem się do siebie i zamknąłem za sobą drzwi. Stanąłem na środku pomieszczenia, nie wiedząc co robić. Po chwili z ciężkim westchnięciem poszedłem do łazienki, chcąc wziąć prysznic.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już po chwili stałeś pod prysznicem i pozwalałeś, by ciepła woda jednostajnie uderzała o Twoje ciało. Ten stan był kojący, zmywał wszystkie brudy, oczyszczał umysł. Już dawno skończyłeś się myć, a jednak stałeś i pozbawiałeś się wszelakich myśli, oddając się relaksowi. Powoli traciłeś rachubę czasu. Prysznic, ciekawe miejsce. Świat w nim przestaje istnieć... Swoją drogą, nie jadłeś nawet śniadania. Twój brzuch obudził Cię z letargu w jakim byłeś... Wygramoliłeś się spod prysznica, porządnie wytarłeś i skierowałeś do małej kuchni. Była mała, taka na niezbędne rzeczy. Lodówka na szczęście również była, ale jej zawartość raczej nie zadowalała... Po za powietrzem i szampanem, nic nie znalazłeś... Spojrzałeś na zegar kuchenny, a on powoli wskazywał godzinę 15.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomysł był dobry, jednak widziałeś masę kucy krążących z jednych pomieszczeń do drugich. Nie miałeś bladego pojęcia gdzie co jest. Gdy się tak rozglądałeś, przemknął obok Ciebie Stan. Po krótkiej gonitwie dogoniłeś go i wypytałeś go o jakąś restauracje, albo cokolwiek innego. Stan dał Ci jasne wskazówki gdzie masz się udać. Niewiele czekając udałeś się do restauracji hotelowej, ochrzczonej mianem "Vendy". Od razu, gdy tam się znalazłeś, uderzył w Ciebie ogrom tego pomieszczenia. To była bardzo duża przestrzeń. Spora część stolików była zajęta, ale szybko jeden z kelnerów zaprowadził Cię do jakiegoś wolnego. Podał Ci kartę i cierpliwie czekał, nie pytając "co podać". W karcie była masa wykwintnych dań, których nazwy widziałeś pierwszy raz w życiu. Ceny również nie były małe...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kelner skinął głową, zabrał kartę i odpowiedział krótko "Tak, Sir." Nie musiałeś czekać długo, bo po chwili przyszedł ten sam kelner z jakąś tacą przykrytą wielką pokrywą. Postawił ją przed Tobą, a drugi kelner, który pojawił się znikąd podał Ci talerz i sztućce. Pierwszy z nich odkrył tackę i Twoim oczom ukazała się mała porcja makaronu w sosie szpinakowym, garstka sałatki i malutki kotlecik sojowy... Kelnerzy nałożyli Ci talerz na talerz, zabrali to co niepotrzebne, ukłonili się i poszli. Pachniało nawet. Postanowiłeś spróbować. Było nawet niezłe, ale ilość nie powalała. Coś Cię tknęło by się rozejrzeć znowu po restauracji. Dostrzegłeś Lyriel z jakimś ogierem...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Lyriel? - mruknąłem cicho. Była w towarzystwie jakiegoś ogiera. Nie mogłem do niej tak po prostu iść i powiedzieć, że dziękuję jej za wszystko. Gdy jeszcze raz ją spotkam, na pewno to zrobię. Miała dwadzieścia cztery lata... Była ode mnie starsza. Starsza, mądrzejsza i do tego miła. Westchnąłem i zacząłem atakować widelcem sałatkę, starając się na nią nie patrzeć. Gdy skończyłem jeść, rzuciłem na stół garść złotych monet i wyszedłem, nie czekając nawet na rachunek. Szedłem wolno w kierunku swojego pokoju - bo niby dokąd miałem pójść? Strasznie się nudziłem i nie mogłem doczekać się koncertu. W duchu przyznałem sobie jednak, że tak naprawdę nie mogę doczekać się grona fanek, stojących pod sceną i piszczących na mój widok...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbliżając się do windy, potrąciłeś jakąś klacz. Uroczą nastolatkę, która przewróciła się. Jej sierść miała barwę atramentu, a grzywa cyjanu i była podobnie długa jak u Lyriel. Klaczka złapała się kopytkami za głowę i jęknęła.

- J-j-ja przep-praszam... Ni-nie zauważyłam p-pana... - wyjąkała po chwili.

Wreszcie otworzyła cudne rubinowe oczy i spojrzała na Ciebie przestraszonym wzrokiem. Z pewnością brakowało jej pewności siebie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się ciepło. - Hej, to przecież nie twoja wina - powiedziałem. - Ja ciebie powinienem przepraszać. No, już. Delikatnie pomogłem jej wstać i upewniłem się, że jest z nią wszystko w porządku. Posłałem jej jeszcze jeden uśmiech i wszedłem do windy, wciskając numer swojego piętra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie dojechałeś na swoje piętro. Cały czas towarzyszyło Ci wrażenie, że znałeś skądś te młodą klacz. Wygramoliłeś się z windy i dalej powoli kierowałeś się do pokoju. Ociężale go otworzyłeś. Na łóżku była kartka. Karta od Reiry. Z nie małym poirytowaniem, zacząłeś czytać...

Przepraszam, ostatnio zachowuję się jak głupia i niedorozwinięta klacz z wymaganiami.

Zignoruj to co ostatnio robiłam, co było bezmyślne.

Wszystko od teraz, gdy to czytasz powinno wrócić do normy.

Pozdrawiam Reira.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Przeczytałem kartkę jeszcze raz i wywróciłem oczami. Klacze... Chociaż dobrze, że przeprosiła. I że będzie wszystko takie jak dawniej. Może wreszcie wyluzuję i odpocznę... Teraz byłem już najedzony, a na gitarę jakoś nie miałem ochoty. Wyjrzałem przez okno... może by tak rozejrzeć się po mieście? Szczerze mówiąc, ostatnio byłem tak pochłonięty, że nawet nie wiem, w jakim jesteśmy mieście. Albo kompletnie zwariowałem i nazwa wyleciała mi z głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na tę chwilę, w sam raz zjawił się Stan. Nie był specjalnie szczęśliwy, musiał mieć złe wieści...

- Em, Ren, jest zebranie waszego zespołu razem z Markiem w apartamencie pod numerem dwudziestym, na piętrze drugim - powiedział oficjalnie. - Poinformowałem już pana Dave i pana Camerona, ale nie wiem, gdzie jest pani Reira... Masz dziesięć minut - dodał.

Znowu coś się działo, zero odpoczynku, zero spokoju. Spotkanie mogło być w sprawie koncertu z Trapnest, albo raczej musiało być w tej sprawie. Stan już kierował się do wyjścia. W jego papierach dostrzegłeś nazwę miasta, New Saddle... Wszystko było jasne, jechaliście z Stalliongradu... Za dużo ostatnio się wszystkim przejmowałeś. Witaminy i środki na uspokojenie przeleciały Ci przez myśl. Szybko ten pomysł odgoniłeś od siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale chwila. Ten koncert miał być przecież w Ponyville, nie? :P ________________________________ Zastanawiałem się, gdzie poszła Reira. Zwykle tak nie znikała... Spojrzałem na kartkę, którą mi zostawiła. "Wszystko powróci do normy" - mam nadzieję, że tak będzie. Po niej wszystkiego się można spodziewać. - Dzięki - rzuciłem krótko i usiadłem na łóżku. Miałem jeszcze dziesięć minut... Nagle wzięło mnie na rozmyślanie. Pierwsza sprawa: Lyriel. Ten ogier w restauracji - to był jej chłopak? Pewnie tak. Zwykle przyjaciele nie siedzą razem w tak wykwintnej restauracji. I przyjaciele nie śpią też razem ze sobą w łóżku. Ach, te sprawy są zbyt skomplikowane. Przyjaźń, miłość, bla bla bla. Dla mnie liczy się dobra zabawa. I szczęście. Przy Lyriel czułem się jednak inaczej. Na początku bardzo mi zaimponowała. Kiedy jednak "zmroziła" mnie swoimi uwagami, zacząłem patrzeć na siebie zupełnie inaczej. Może właśnie powinienem zrozumieć, że miłość to nie zmienianie dziewczyny co dwa dni? Lyriel była starsza ode mnie... o cztery lata... Zanim jednak dokończyłem tę myśl, głowę zaczęła mi zaprzątać Reira. Klacze chyba tak mają, że jak widzą ogiera z jakąś inną klaczą, to już są zazdrosne - chyba nawet wtedy, jak nie są z nim aż tak szczególnie związane. Miałem nadzieję, że w końcu coś mnie w spotka w życiu, co mnie wreszcie zadowoli. Zjechałem na drugie piętro i skierowałem się do pokoju numer dwadzieścia. To tutaj mieszka Mark? Hah, ciekawe co ma nam do powiedzenia... Zapukałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaraz wszystko zacznę tłumaczyć w rozmowie z Markiem :>. To jest mój pogmatwany plan i tyle :>.

_________________________________________________________

- Otwarte - zakrzyknął Mark.

Pozostało Ci tylko wejść. Gdy otworzyłeś drzwi, w Twoje oczy uderzył prawdziwy luksus. Twój pokój był niczym w porównaniu z tym jak żył Mark. Ogromne łoże, barek, olbrzymie okna, jacuzzi, wykwintny stół i krzesła. Przy stole siedzieli zaspani Dave i Cameron.

- Dobra, jesteś i Ty. Na Reire dłużej nie czekamy - odparł zdenerwowany Mark. - Jak już zapewne wiecie w Ponyville gracie z Trapnest. Na początku sam o tym nie wiedziałem - zaczął się tłumaczyć. - Zatrzymaliśmy się tu w New Saddle, gdyż w Ponyville nie ma miejsc w hotelach. Moja droga znajoma, lubiąca pogrywać ze mną, wynajęła wszystkie pokoje w hotelach Ponyville. Tak oto spędzamy tu z Trapnest trzy urocze dni. Również z powodu mojej znajomej, gracie razem - po tych słowach zatrzymał się, by dać sobie oddech. - Prośbę mam, dajcie z siebie wszystko na tym koncercie, bo to będzie idealny pokaz jaka jest przepaść między zespołami.

Cameron tylko westchnął i oparł łeb o kopyta. Był cholernie zmęczony, zapewne nawet nie dotarło do niego to o czym było teraz mówione. Dave zaś rozmyślał nad słowami Marka. Bogacz skierował się do barku i nalał wszystkim po szklaneczce czegoś mocniejszego. Podał dwóm ogierom przy stole, a potem Tobie.

- Whiskey, piętnastoletnia - dodał. - Jutro jest ostatni dzień tutaj, następnego jedziemy do Ponyville, również z Trapnest. Liczę, że coś poćwiczycie jeszcze...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdziwiłem się wyglądem pokoju Marka. Czy to aby nie MY powinniśmy mieć takie luksusy? Z zazdrością przyglądałem się jacuzzi, po chwili jednak wziąłem duży łyk z kieliszka. - Masz świetną znajomą - powiedziałem w końcu. - Mnie jakoś specjalnie nie przeszkadza, że będziemy grac z Trapnest. Już nie. Spojrzałem na Camerona i Dave'a. - Znam Rikę, Rizę i Lyriel. Są naprawdę w porządku. Oczywiście to nie zmienia faktu, że będziemy z nimi walczyć - dodałem natychmiast. - Wydaje mi się jednak, że mają lepszy sprzęt od nas. Gitara Rizy jest świetna, aż nie chce jej się wypuszczać z kopyt. Wziąłem kolejny łyk. - No ale cóż, damy z siebie wszystko. Wątpię jednak, by ta przepaść była aż duża, by ją jeszcze pokazywać. Może potrzebujemy czegoś nowego? - zaproponowałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mark przeszył Cię zimnym wzrokiem. Wypił duszkiem całą szklankę i odstawił ją.

- Świetna znajoma? Ty jej nie znasz... - odparł. - Wisi mi to jaki jest ich zespół, ale poruszyłeś dwie kwestie Ren. Pierwsza to, to że ich zespół składa się z atrakcyjnych klaczek i jednego ogiera. U nas jest na odwrót. Pod tym względem uderzamy w dwóch różnych odbiorców, więc problemu większego nie ma... Druga sprawa zaś to sprzęt. Chcecie jakiś konkretny to walcie do mnie z tym od razu. Wykopie taką gitare, czy perkusje z podziemi nawet.

Mark przysiadł na swoim łóżku, oparł głowę o swoje kopyta i zamyślił się. Cameron już przysypiał na stole. Dave powoli wstał, nie dotykając nawet szklaneczki, którą podstawił mu Mark.

- Jeśli to już wszystko to ja idę - odparł

Mark odpowiedział mu tylko skinieniem głowy. Cameron również wstał i skierował się do wyjścia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To z tą twoją znajomą, to był sarkazm - odparłem. Wstałem, ale nie wyszedłem. Propozycja Marka była interesująca. - Możesz coś załatwić z tą gitarą? Do koncertu? Hm... wiesz, może z nowym instrumentem będę miał większy zapał do ćwiczeń - powiedziałem z szerokim uśmiechem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A weź mnie nie denerwuj - odparł rozdrażniony Mark. - Sarkazmów Ci się zachciewa z takiej żmii? Nie ważne... Gitara powiadasz? - spytał retorycznie i zamyślił się. - Z salonu odpada jeśli ma być specjalna. Więc na jej zrobienie mieliby dwa dni... Da się zrobić! - odparł Mark i znów chwycił za whiskey. - Tylko, łatwiej by było jakbyś dał jakieś namiary na kogoś, od kogo by Cię takie cacko interesowało. Jeśli nie dasz mi odpowiedzi w ciągu godziny ja Ci załatwie coś... Pamiętaj tylko, że mam dziwny gust...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Byle nie pochodziła od jakiegoś ulicznego grajka - odparłem natychmiast. - Najlepiej byłoby, gdyby ten kucyk znał się na swoim fachu i muzyce. No i oprócz tego, niech ta gitara jakoś wygląda. Nie aż tak szpanersko, ale niech się rzuca w oczy. A najważniejsze jest to, żeby miała ostre brzmienie. Ostatnim łykiem opróżniłem zawartość kieliszka i odstawiłem go na bok. - Wiesz, chciałbym czegoś... innego. I dobrego - powiedziałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ren, Ren... Ty chyba nie wierzysz w moje możliwości - odparł już nieco rozdrażniony Mark. Zauważyłeś, że sączy kolejną porcje Whiskey. - Dam Ci kilka do wyboru nawet, tak na wszelki. Tak więc szczawiu się nie przejmuj. Aaa, byłbym zapomniał. Gdzie do cholery jest Reira?! Ona jedna w tym zespole olewa, to co mówię, a z nią też mam do pogadania - odparł już wkurzony.

Mark wziął telefon hotelowy i kazał wezwać Stana. Złapał za jakieś papiery i zaczął je czytać, zupełnie ignorując już Twoją osobę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzruszyłem ramionami. - To pa - rzuciłem, wychodząc z pokoju Marka. Chciałem poszukać Reiry. Mark serio był na nią wkurzony. Ciekawe co z nią jest. Może jednak nie było "wszystko w porządku"? I tak nie miałem nic lepszego do roboty, więc po prostu poszedłem do jej pokoju i zapukałem do drzwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...