Skocz do zawartości

Gonitwa za szczęściem - Ren Canady (Applejuice)


Draco Brae

Recommended Posts

Dobrze, czyli to mam już za sobą, jeśli chodzi o trudne tematy do rozmowy. Spojrzałem na menu. O rany, co za głupota. Kalafior w sosie majonezowo-jogurtowym... Eeeww... Hm, a to? Risotto... brzmi nieźle. Aha, i na wszelki wypadek herbatę, bo może się okazać, że to jakieś świństwo. Wskazałem kelnerowi co chcę i opadłem na oparcie krzesła. - Powinnaś napisać jakąś książkę z tymi wszystkimi swoimi powiedzeniami - zwróciłem się do Lyriel z uśmiechem. - Takiemu komuś jak ja mogą się przydać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1.1k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Lyriel parsknęła śmiechem w odpowiedzi. Po chwili usiadła zmieniła pozycję siedzienia i delikatnie się opierała o oparcie, jak przystało na klacz w restauracji.

- Ja i książka? - spytała z niedowierzaniem i ciągłym uśmiechem. - To nie dla mnie. Wolę opiekę bezpośrednią. Po za tym, nie wszyscy słuchają dobrych rad... Swoją drogą... mam chyba dla Ciebie kolejną - odparła ze stoickim spokojem i uśmiechem. Brzmiało dziwnie, a wyglądało jeszcze groźniej. - Rano jak wstajesz, najpierw prysznic, potem gitara - dodała zamykając oczy i sprawiając, że w ten sposób jej spokojny uśmiech, dosłownie budził ciarki na plecach...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem to ja parsknąłem śmiechem. - Wiesz... takie granie z rana daje później kopa. Poza tym bez tego nie mogę żyć... W pewnym sensie. Na chwilę się zawahałem, a potem spytałem z jeszcze szerszym uśmiechem: - Chyba cię nie obudziłem? Starałem się, żeby nie przesadzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja nie narzekam na poranne granie - odparła ze spokojem Lyriel i otworzyła oczy. - Podzielam, że warto mieć w życiu pasję.

Dalsza wypowiedź Lyriel została przerwana, przyjściem kelnera. Przytachał on ze sobą wózek z daniami, które zamówiliście. Wpierw podał Lyriel skromną sałatkę warzywną, dwa tosty z sianochleba i sok marchwiowy. Tobie zaś podał Twoje risotto w małej misce i w ogóle małą porcje oraz herbatę o którą prosiłeś. Pachniało nawet znośnie. Gdy kelner skończył, odsunął się, ukłonił i oddalił.

- Bez pasji, kucyk jest niczym - dokończyła Lyriel i zabrała się z gracją za sałatkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem na risotto. Było strasznie kolorowe... Ech. Czułem się jak jakiś wykwintny panicz. - A co jest twoją pasją? - spytałem. - Wiem, że muzyka, bo w końcu jesteś w zespole... Spróbowałem tego całego risotto i skrzywiłem się. Ostre jak cholera, ale było całkiem niezłe. - O rany, następnym razem po prostu wezmę kanapkę - mruknąłem i natychmiast popiłem herbatą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel odłożyła spokojnie sztućce, wzięła łyk soku i westchnęła.

- Moja pasja? Muzyka raczej jest dodatkiem - odparła. - Ale to co szczególną przyjemność mi sprawia, to chyba właśnie rozmowa z innymi. Może lubię rozmowy, bo to one mi w życiu pomogły? - spytała siebie.

Wzrok klaczy utkwił w jakimś martwym punkcie. Zamyśliła się, a jej tosty stygły...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już od początku wiedziałem, że coś ją dręczy. Wyglądała na takiego kucyka, który przeżył już wiele w swoim życiu. Rozmowa... - Teraz to ty rozmową pomagasz innym - powiedziałem. - Niby tylko parę zdań... a w tak krótkim czasie dało mi mnóstwo do myślenia. Spojrzałem na nią. - Dziękuję ci, Lyriel.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel odpowiedziała Ci spojrzeniem. Zdziwiła ją, Twoja nagła zmiana. Jeszcze nie tak dawno prezentowałeś się przed nią jak jakiś pozer, któremu nic nie wychodziło, a teraz te słowa. Klacz spoglądała na Ciebie z podziwem

- Jak widać, może powinnam pomyśleć o książce? - odparła z uśmiechem. Ten uśmiech był wart Twojej przemiany. To był szczery uśmiech, a nie uśmiech z domieszką jej typowej ogłady. - Jeśli jeszcze kiedyś będziesz miał ochotę ze mną pogadać ja Ci nigdy nie odmówię, a teraz jeśli pozwolisz... Tosty mi stygnął, zupełnie jak Twoje danie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałem z wyrzutem na risotto. - W ogóle nie znam się na kuchni - mruknąłem i zanurzyłem widelec... w tym czymś. Skrzywiłem się. - Hm, może jednak powinienem wziąć zwykłą kanapkę... Westchnąłem i odsunąłem od siebie miseczkę. - Zapamiętam to sobie - zwróciłem się do Lyriel z uśmiechem i wziąłem łyk herbaty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel dostrzegła Twój grymas odnośnie risotto.

- Ale wciąż jak dziecko - powiedziała z zadowoleniem. - Chcesz się zamienić? - spytała życzliwie.

Cokolwiek kryło się za jej osobą, była niesamowita. Trochę jak matka, trochę jak ojciec. Wydawała się nie dbać o własne dobro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lyriel przeszyła Cię wzrokiem. Wzruszyła ramionami i westchnęła.

- Nie zachowujesz się jak cham, ale grymasisz - odparła. – Skoro zostajesz przy swoim risotto, to Twoja sprawa – dodała. Po swoich ostatnich słowach wzięła gryza tosta i spojrzała na zegar w restauracji. Przełknęła. – O rany już tak późno? Wybacz, lecę na próbę, trzymaj się.

Po ostanich słowach klacz zerwała się z krzesła, zostawiła drobne za posiłek i wygalopowała z restauracji. Zostałeś sam z risotto, herbatą i porcją Lyriel. Przez myśl przewinęło Ci się pytanie „co będę robił przez resztę tego dnia?”.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Westchnąłem głośno. Kompletnie odechciało mi się jeść. Zostawiłem pieniądze na stole i wolnym krokiem ruszyłem w kierunku pokoju. Miałem ochotę trochę pograć. Jak zwykle. A skoro Lyriel szła na jakąś próbę, to sala musiała być zajęta. No cóż, najwyżej parę kucyków dostanie trochę po uszach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dość szybko wróciłeś do swojego pokoju. Powrót był zupełnie dziwny. Pamiętałeś, że wychodziłeś z restauracji i dopiero ocknąłeś się w swoim pokoju. Czy taki powrót mógł być spowodowany Twoim nastrojem? Nie miałeś pojęcia. Podłączyłeś gitarę do wzmacniacza, sprawdziłeś czy nastrojona. Wszystko było idealnie, po za stanem Twojej duszy. Spojrzałeś jeszcze na zegarek, była już ósma. Westchnąłeś i przymierzyłeś się by uderzyć wreszcie w struny...
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Całą swoją beznadziejność przelałem na gitarę.

Ostre brzmienie było dla mnie ukojeniem.

- Obudziłem i poczułem się jak gówno

Nie pamiętam ostatniej nocy,

i mam już tego dosyć

Uderzam w butelkę kiedy schodzę ze sceny

i głupi leje pijany i wpadam we wściekłość

I myślę, że wdałem się w bójkę

Dlatego że moje kostki krwawiły i

nie czuję się dobrze

Uderzam w dno i mam to gdzieś

Mówisz: Idę do piekła ale

ja już tam jestem.

Chory i zmęczony istnieniem, chory i zmęczony...

Hah, teraz jak zacząłem śpiewać, przesłanie tej piosenki bardziej do mnie dotarło. I strasznie do mnie pasowało.

Gdy to sobie uświadomiłem, włożyłem jeszcze więcej energii w granie.

- CHCĘ BYĆ WOLNY OD TEJ KULI I ŁAŃCUCHA I BYĆ WOLNYM OD TEGO BOLESNEGO ŻYCIA! CHCĘ BYĆ WOLNY OD TEJ KULI I ŁAŃCUCHA, CHCĘ BYĆ WOLNYM OD CIEBIE!

O rany. To już był istny ryk. Nie przejąłem się jednak tym, bo w pewien sposób to mi pomagało.

Grałem tak dalej, aż doszedłem do końcówki. Tutaj trochę przyciszyłem.

- Chory i zmęczony byciem chorym i zmęczonym...

Odetchnąłem i odłożyłem instrument.

Odruchowo spojrzałem w lustro. Grzywę miałem całą rozczochraną.

- Heh, nawet nieźle - mruknąłem i uśmiechnąłem się do własnego odbicia.

I znów byłem w kropce.

Nuda.

Zacząłem rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu czegoś interesującego. Heh, co to ze mną zrobiło...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozglądanie się po pokoju nie dało żadnego efektu. Nie było niczego co mogłoby zabić nudę i czas. Spojrzałeś jeszcze raz na gitarę i poczułeś, że ktoś stoi pod drzwiami. Miałeś wrażenie, że to znowu Stan. Pewnie miał Cię upomnieć o głośną grę, ale skoro przestałeś to postać pod drzwiami zniknęła. Rozłożyłeś się na łóżku i dałeś sobie możliwość przemyślenia rozmowy z Lyriel. Przez myśl przeleciało Ci jedno zdanie "może wpadnę do nich na próbę?". Szybko jednak doszło do Ciebie, że najpierw trzeba się umyć, w końcu sama Lyriel Cię o to upomniała. Wgramoliłeś się pod prysznic i pozwoliłeś by kropelki wody uderzały w Twoje ciało relaksując zmysły. Stałeś tak bez celu dobrą chwilę, bez myśli, bez zmartwień. Po prostu relaks. Dopiero po chwili zająłeś się konkretnym myciem. Wreszcie zakręciłeś kran, wziąłeś ręcznik i wytarłeś się. Wyszedłeś z łazienki i znów przysiadłeś na łóżku. "Czy to aby na pewno dobry pomysł?" spytałeś sam siebie w myślach. "A może po prostu pogadam z Dave'm..."
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę czułem się dziwnie, bo mimo tego, że chciałem z nim pogadać, nie wiedziałem czy powinienem. W końcu nie był jakąś mają niańką... Rada przyjaciela jednak zawsze się przyda. A tak w ogóle, to co on miał mi doradzić? Nie rozumiem sam siebie, więc... Zresztą, kurde, to Dave. Po prostu z nim pogadam. Może coś się zorganizuje przed koncertem... albo już po koncercie. Westchnąłem, przeczesałem kopytem włosy i poszedłem do jego pokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z niepewnością wciąż zapukałeś do drzwi Dave'a. Odpowiedział Ci jego spokojny głos "Wlazł!". Otworzyłeś drzwi i posłusznie wszedłeś. Dave siedział na bujanym fotelu z basem, grał i gapił się w okno. Powoli się do Ciebie odwrócił.

- O siemasz Ren - rzucił wesoło. - Zacny dzień mamy co? - spytał i wskazał kopytem świat za oknem.

Malował się tam cudowny krajobraz. Niby zwykła przestrzeń pełna zieleni, a piękna. Dave powrócił do patrzenia na świat.

- Jak chcesz herbaty, albo coś z mojej lodówki to bierz, ale zostawi mi coś - odparł śmiejąc się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zacny? - powtórzyłem zdziwiony i spojrzałem na niego. - Fajne słownictwo, waćpanie. Uśmiechnąłem się do niego krótko. Poszedłem do lodówki i wyjąłem sobie butelkę wody. Oparłem się o ścianę. - Nie nudzi cię ten pobyt w tym hotelu? Dni długie, nie ma co robić... - Wziąłem łyk wody. - Chcę wreszcie ten cholerny koncert i mieć to wszystko z głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dave parsknął śmiechem. Odchylił się dosyć mocno, tak by móc patrzeć na Ciebie.

- Ah, więc mości panu podoba się ta mowa? - spytał z uśmiechem. - A juści, nie nudzi mi się! Choć wolałbym odpocząć od wszystkiego... Wszystkie dni ostatnio są długie - kontynuował. - Ale jeśli nudzi Cię Twoje własne towarzystwo, to stary... Masz problem - walną wesoło Dave. Powoli zszedł z fotela i odstawił bas. - No, Casanovo, masz już jakąś klacz na oku?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Goń się - burknąłem. Wziąłem jeszcze parę łyków wody i odstawiłem butelkę na stole, trochę za gwałtownie niż chciałem. - Nie mam żadnej klaczy na oku - mruknąłem. Od razu pomyślałem o Lyriel... - A nawet gdybym chciał mieć, to nie mogę - dodałem wściekły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dave się tylko roześmiał i podszedł do Ciebie.

- Zaiste! Masz już kogoś na oku - odparł i strzelił Ci czochraniec po grzywie z uściskiem. - O klacze trzeba walczyć, zupełnie jak o marzenia. Jak myślisz, czemu jesteśmy tu? I czemu jutro będziemy grać? - spytał i pozwolił Ci wyrwać się z uścisku, po czym odskoczył w obawie przed odwetem. - Bo walczyliśmy Ren. Jesteśmy cholernymi wojownikami. Wygraliśmy nasze marzenia - z tymi słowami opadł bezwładnie na łóżko. - Problem zaczyna się wtedy gdy nie mamy o co walczyć - głos Twojego przyjaciela po tym zdaniu ucichł, a oczy się zamknęły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozgniewany zacząłem poprawiać swoją grzywę. - Taaa, marzenia - mruknąłem. - Tu nie o nie chodzi, tylko o rzeczywistość. Ona mnie traktuje jak młodszego brata. Odwróciłem się w kierunku okna. - A słowo "młodszego" jest cholernie trafne! - wrzasnąłem, dając wreszcie upust swoim emocjom. - Jak mam walczyć o coś, czego nigdy nie dostanę?! JAK?! Będę tylko głupcem, który MARZY - wypowiedziałem to słowo z przekąsem - a nigdy tych marzeń nie spełni! To bez sensu! Spojrzałem na niego. - A ty co? - spytałem, wskazując na niego kopytem. - Marzysz. I co z tych marzeń masz? Tylko niepotrzebne nadzieje. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie - bo ja się właśnie tak czuję! Więc po co robić sobie niepotrzebne nadzieje? NIC Z TEGO NIE MA! Tylko cholerne uczucie beznadziejności, z którego nie potrafisz się wyrwać! Odetchnąłem kilka razy głęboko. - Właśnie. Dobrze to ująłeś - powiedziałem, tym razem spokojniej. - Walczyliśmy. Życie to jedna walka. Marzenia są niepotrzebne, bo przynoszą tylko ból. Niedawno to sobie uświadomiłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dave powoli podniósł się z łóżka, a jego pysk stracił swój uśmiech. Sięgnął po okulary, ale po chwili się rozmyślił i cisnął nimi w kąt, niszcząc je. Spojrzał na Ciebie, a w jego oczach ujrzałeś gniew. Był wkurzony...

- Ren... Powiedz mi - zaczął. - Jesteśmy przyjaciółmi? Czy nie mówiłem Ci, że w gównie razem? Do cholery! - wreszcie wrzasnął. - Pieprzysz... Pieprzysz głupoty. Marzenia to wiara we własne siły, a to daję nadzieje - głos Dave'a był ostry i gorzki. - Dla ścisłości, porzucając walkę, jesteś głupcem. Krzyczysz tylko, że świat jest niesprawiedliwy, że Ci się nie powodzi, że jakaś tam Cię nie chcę - kontynuował. - ALE CZY DO CHOLERY PRÓBUJESZ COŚ Z TYM ZROBIĆ!? - wrzasnął i doskoczył do Ciebie. Podniósł Cię za frak (wiesz o co chodzi :>, kłótnia to łapią się za mankiety xd), nawet bez obawy przed Twoją reakcją. - Posłuchaj mnie, nie wiem co się z Tobą stało, ale jeśli będzie trzeba, to jutro nie zagrasz - zaanonsował sucho i kontynuował. - Ci którzy nie walczą, lub nie mają marzeń, nie mają po co grać - po tych słowach Cię puścił i się odwrócił. Skierował się do okna i wyjrzał przez nie. - Otrząśnij się z tego snu wariata...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Jego słowa dosłownie mnie zniszczyły. Nie zagram? Przecież tego najbardziej pragnąłem! Pragnąłem wreszcie się wyszaleć, być szczęśliwym na scenie, słyszeć krzyki fanek... I to wszystko miało nie nastąpić? Miałem ochotę podejść do Dave'a, przyłożyć mu i uciec jak najdalej od tego wszystkiego... Miał jednak rację. Cholera, on zawsze ma rację! To mnie w nim najbardziej denerwowało. Zawsze opanowany, spokojny... Poczułem się całkowicie bezradny. Osunąłem się na ścianę i ukryłem twarz w kopytach, nie panując nad drżeniem. Po prostu siedziałem tak na podłodze w milczeniu dosyć długo. - A kogo wzięlibyście na moje miejsce? - spytałem wreszcie łamiącym się głosem. Chciałem powiedzieć tak wiele, ale w tamtej chwili było mnie tylko na to stać...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...