Dark Souls 3
Druga najlepsza gra, w jaką grałem. Kiedy tylko słyszę tytuł "Dark Souls", do głowy przychodzą mi te słowa: Krew, pot, łzy, zgrzytanie zębami, masochizm. Ale... W pozytywnym znaczeniu.
Dark Souls 3, to trzecia odsłona z serii gier, którą jedni pokochali a drudzy znienawidzili. Wszystkie części gry cechują się wysokim poziomem trudności (z czym szczerze mówiąc bym polemizował) oraz tym, że ginie się w niej dosłownie cały czas, jeśli nie opanuje się mechanik gry ani ruchów przeciwników. W Dark Souls walka nie polega na bezmyślnym klikaniu myszką, a ważnym elementem gry jest poznawanie ruchów przeciwników, oraz wyprowadzenie ciosu w odpowiednim momencie. Brzmi prosto? Cóż, tak. Bo gdy już się to wszystko opanuje, gra staje się łatwa, ale... Nie do końca. Bo są rzeczy, których Soulsy nie wybaczają. Braku szacunku do przeciwników, oraz pychę. Jak to wygląda? Masz już porządny ekwipunek, dobrze wylevelowaną postać i lecisz na przeciwnika i bezmyślnie w niego walisz. Kiedy to nagle przeciwnik od tak cię zabija. Zgubiła cię twoja własna pycha, a teraz masz za to płacić. W Soulsach nigdy nie należy lekceważyć przeciwników. Nawet jeśli jest to kilka olbrzymich szczurów, które są bardzo słabe, to mogą cię mimo wszystko srogo poharatać, jeśli je zlekceważysz.
Mimo, że gra bywa frustrująca, a śmierci są bolesne, to często nie wynikają one z niesprawiedliwości. Dark Souls każe za błędy, jakie popełniają gracze i nie wybacza nawet najmniejszego. I mimo tego, że zginie się jeden raz, drugi, trzeci... CZTERDZIESTY. To jednak mają w sobie coś, że nadal chcesz w nie grać, przy tym bluzgając i rzucając padem o ścianę, lub waląc w klawiaturę i myszkę.
Well... Chyba nie można mi teraz życzyć niczego innego, jak... Miłego umier- *ded*