Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 12/12/20 we wszystkich miejscach

  1. Harmonogram 14.12-20.12 Poniedziałek [14.12] - Oneshoty! Wtorek [15.12] - Kucyk zabawka i mydło w płynie; autor: @Nicz Środa [16.12] - Fallout Equestria: Crimson Tide; Autor: @El Mutanto (r10 str.15) Czwartek [17.12] - Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę; autor: @Hoffman Sobota[19.12] - Wredna szóstka na dzikim zachodzie (Vinyl i Octavia na dzikim zachodzie); autor: @Sun Niedziela [20.12] - Wolne czytanie
    1 point
  2. Cyberpunk 2077 już jest... Po około czterech godzinach grania mogę powiedzieć tyle - ci którzy oczekują: przełomu, gry stulecia, mesjasza RPGów, zbawiciela PC-tów i konsol będą rozczarowani. To "zaledwie" świetna gra (przynajmniej na razie), która niestety wymaga wielu łatek. Posiadacze zwykłego PS4 powinni się jednak wstrzymać, bo całość wygląda... No cóż (ja na szczęście mam "piątkę" ):
    1 point
  3. Rozdział IV przeczytany. Beware the spoilers! No i kolejny dobry rozdział za mną. Tym razem podczas lektury czułem się jakbym gonił pasikonika, bo co i rusz przeskakiwano z tematu na temat. Wyszło to jednak całkiem zgrabnie, na dodatek dostaliśmy oprócz dalszej części drogi głównej bohaterki również nieco solidnego światotworzenia, szczególnie w dziedzinach geograficzno-politycznych. Jak podczas pierwszej lektury stwierdzam, iż Darkness Sword to moja ulubiona postać, coś w jego pragmatycznym podejściu do otaczającej go rzeczywistości doskonale mi pasuje. Może chodzi po prostu o fakt, że jest nader kompetentnym władcą? A przynajmniej póki co sprawia takie wrażenie. Jego odpowiednik z kraju Słońca też nie wypada najgorzej. Może sprawia wrażenie nieco optymistyczniejszego, ale składam to na karb zwiększonej ilości witaminy D w organizmie. Jeżeli chodzi o przygody Night Shadow to bardzo aprobuję postać Kotka. Głównie dlatego, że jest kociakiem rzecz jasna. Reakcję jego matki też uważam za dobrze opisaną. Oczywiście można było napisać jak to zaatakowała główną bohaterkę i poniechała morderczych zamiarów dopiero kiedy mały wystąpiłby w obronie swojej przyszywanej mamki, ale podejrzewam, iż wypadłoby to o wiele gorzej. W sumie hołubię w duszy (której nie mam) nadzieję, iż ta mantykora okaże się strzelbą Czechowa i jeszcze ją w fanfiku zobaczymy. Naturalnie po kilku/kilkunastu latach. W sumie przez chwilę zastanawiałem się, czy mała jadowita kicia nie będzie towarzyszyć Night - wtedy można byłoby powiedzieć, że wraz z młodą księżniczką tworzą parę podobną do Gratcha i Richarda Rahla (oj, oberwę za to porównanie...). Natomiast Random Adventure ma minusa na starcie. Skurwykuc strzela do kotków! Co z tego, że latających, jadowitych i drapieżnych? Podsumowując rozdział był prima sort, czytało się go szybko i przyjemnie. Takich więcej proszę.
    1 point
  4. Kolejne zderzenie z nostalgią. Dawno, dawno temu (2015, albo oś koło tego), czytałem już ten fanfik, a kilka dni temu go sobie odświeżyłem, by zobaczyć, czy jest tak dobry, jak go pamiętam i jak zniósł próbę czasu. No i musze przyznać, że mam mieszane uczucia. Ale po kolei. Zacznę od tego, ze ten fanfik się odrobinę zestarzał. widac po nim, że był pisany w ,,innych czasach". Takich, kiedy Sweet Apple Acres było na porządku dziennym, Pinkie była wprost randomowo szalona a Discord jeszcze był wielkim złem (obok NMM i Sombry). Jest to jednak starzenie z godnością, bo ani trochę nie przeszkadza to w odbiorze dzieła. Powiem więcej. Nawet jakoś fajnie pasuje. Jeśli chodzi o formę dzieła, to tu mam mieszane uczucia. Z jednej strony mamy bardzo dobry poziom, praktycznie niewiele błędów i schludny tekst. Ba, autor nawet zadbał o półpauzy i numeracje stron, co w tamtych czasach nie było takie częste. Brawo. Ale z drugiej strony, mamy ostatni rozdział (albo i dwa), gdzie dostrzegłem dość dużo powtórzeń i błędów. Nie wiem, czy to wynika ze zmiany korekty, nieuwagi, czy też może fabuła przestała tak wciągać, że człowiek zaczął zwyczajnie więcej dostrzegać. Tak czy inaczej, forma raczej na plus. Dobrze współgra z mięsistą fabułą. No właśnie, fabuła. Zdawałoby się prosty, popularny motyw o podróży w celu zniszczenia artefaktu (jak to robił pewien bosonogi karzeł), ale przyrządzona bardzo dobrze, z naprawdę niezłymi zwrotami akcji. Szkoda tylko, że już na samym początku człowiek wie, że takie zwroty akcji będą. Ogólnie, nie są to złe zwroty akcji, ale możnaby je napisać nieco lepiej. Jest jednak pewien, który mnie w pewnym sensie, niezmiernie zaskoczył i wielce mi się spodobał. Jak dla mnie, to bardzo dobry i odkrywczy pomysł, który sporo w tym fiku zmienia. Wróćmy jednak do samej podróży. Czytało mi się ją bardzo przyjemnie. Stosunek walki do łażenia był odpowiedni, by nie przytłoczyć nadmiarem emocji i nie znużyć czytelnika opisami. Pozwalał też nienajgorzej zbudowac klimat. Choć nie obraziłbym się, gdyby było więcej scen w tym, leśnym miasteczku, gdzie przytargano rannych gwardzistów. Tak samo, możnaby się pokusić o dłuższe opisanie niewoli u gryfów. Aczkolwiek w obecnej formie nie jest to złe. Nie będę też narzekał na dwa ratunki w ostatniej chwili. Pierwszy jak dla mnie, może być. Może się zdarzyć, zwłaszcza, że ktoś taki jak Ortik kręci się w okolicy. Z kolei drugi jest ukartowany, więc nie można się do niego przyczepić. Pochwalić mogę opisy. Może nie były idealne, ale pozwalały mi wyobrazić sobie tereny, po jakich wędrują bohaterki. I jeszcze kwestia magicznych artefaktów, które trzeba zniszczyć (i księgi). Bardzo fajne, bardzo staroszkolne motywy, które świetnie tu zagrały. Podoba mi się nawet droga księgi. Wprawdzie początkowo może się zdawać taka z plota, ale pod koniec, kiedy mamy wszystkie wyjaśnienia, przypuszczenia o ważności księgi się potwierdzają. Dobrze też napisano wpływ księgi na cały fanfik. Z pozornego bibelotu, przekuto go w czwarty element, który dopełnia pozostałe trzy. Może nie tak dokładnie i wprost, ale wyjaśnienie wszystkiego byłoby spoilerem. No właśnie, postacie. Tu bywa różnie. Na plus, Rainbow, Applejack i Fluttershy. Wypadają bardzo serialowo. Rainbow jest irytująca, uparta i agresywna, jak w serialu. Applejack szczera i twarda, a Fluttershy dość strachliwa i wycofana. Jednak potrafi się wznieść ponad to. I tu na sekundę przystanę, by nie zgodzić się z Cahan. To, że Shy uciekła od tych kości to jak dla mnie bardzo naturalny dla niej atak paniki. Sam zapewne napisałbym ją podobnie, w takiej sytuacji. W końcu, to góra kości jest bezpośrednim powodem strachu, który ma przed oczyma. Nie, jakaś bestia, która może siedzieć w jakimś tunelu (albo nie, bo dawno odleciała, albo zdechła). Więc dla mnie, logicznym jest, że ucieka od tego ,,zagrożenia" Gorzej niestety wypada Rarity. Owszem, jej zachowanie możnaby zrzucić na trudy wędrówki, czy fakt jej ,,odmiennego stanu", ale to marne wytłumazenia i pozostałe bohaterki powinny coś zauważyć. Najgorzej z szóstki wypada Twilight, która wysyła do czytelnika sprzzeczne sygnały. Z jednej strony, rusza ze strażnikami, nawet nie pytajac Celestii, czemu to tak nagle i czemu nie dostała listu Spike'iem. Z drugiej, szybko zaczyna wątpić w swą mentorkę. Jest przeciwna trasie proponowanej przez Guarda, ale i tak się zgadza, bo nie chce postawić na swoim. Niezbyt też podoba mi się, ze postanawia odpuścic wędrówkę w pewnym momencie. Niby ma logiczne argumenty i w ogóle, ale i tak mi się to nie podoba. Nie pasuje mi też do niej to, ze zgodziła się na podział drużyny. Choć sam motyw podziału jest bardzo spoko. No a Pinkie to Pinkie. Jakims cudem nie była tu irytująca i męcząca. Z pozostałych postaci, warto jeszcze wspomnieć o paladynie, który jest bardzo interesujący i dobrze odgrywa swoją rolę. Podoba mi się jego motywacja do działania i to, jaką drogę wybiera. nie jest to droga optymalna, moim zdaniem, co tylko jeszcze bardziej polepsza tą postać. No i Ortik. Mały, śmiesznie mówiący dzikus, który zna się na polowaniu, amuletach i wierzy w bóstwa. Wspaniały towarzysz dla twardo stąpającej po ziemi Twilight. Choć musze przyznać, że za mało miałem dyskusji miedzy ta dwójką. Mogłyby być ciekawe. Tu było sporo miejsca na dyskusję o podejściu nawet do tak prostej rzeczy jak deszcz. Tak więc postacie są lepsze lub gorsze, ale ogólnie trzymają raczej wysoki poziom. Nie było takiej, którą śledziło mi się wybitnie ciężko, albo nieprzyjemnie. Podsumowując ten ewidentnie za skąpy komentarz, Relikt to dobry fik. Nie idealny, a le dobry i poczytny. Poza tym, jest chyba jednym z niewielu tego typu fików na tym forum. Zdecydowanie polecam miłośnikom fantasy i kuców. Powiem nawet, że rozważyłbym wydanie go jako książki. Bo ma swój urok i klimat. Oddaję też głos na Epic, bo ten fik na to zasługuje
    1 point
  5. I kolejna aktualizacja z kolejnym rozdziałem. Wiem, ze długo to trwało, ale miałem drobne problemy z motywacją, oraz z ubraniem pomysłu w słowa. Bo całość fika zaczęła się od tego. Po prostu tak mi się spodobała ta idea, że postanowiłem ją wdrożyć. A kto inny nadawałby się na posiadacza takiego futerału, jeśli nie Octavia? Zacząłem więc pisać o Octavii, jako łowczyni nagród. Ale w trakcie przypomniałem sobie Za kilka dolarów więcej i relacje Blondasa z Pułkownikiem. Wtedy postanowwiłem dodać Vinyl i dać jej coś równie epickiego jak futerał z bronią. Padło na kartaczownicę w gramofonie. Zapożyczyłem nawet jedną, słynną scenę z tego filmu, ale nie wiem na ile się udała. Tak samo mam wątpliwości co do relacji postaci. Jednak dalsze analizy i poprawki (byłby to już czwarty raz), zapewne skończyłyby się długim zwlekaniem i większymi watpliwościami. Więc prezentuję to, co mam i mam nadzieję, że się spodoba. Vinyl i Octavia na dzikim zachodzie (Bez Mrreksykanskiego) [Anthro][Steampunk][Western] Vinyl i Octavia na dzikim zachodzie (Z Mrreksykańskim) [Anthro][Steampunk][Western] Dwie kobiety. Dwie artystki tworzące muzykę. Tak podobne, a tak inne. Obie mają też nietypowe zainteresowanie: polowanie na bandytów. Co się stanie, gdy się spotkają? W małym, Mrreksykańskim miasteczku na kompletnym wygwiozdowie, gdzie władzę sprawuje Colt, oraz groźny bandyta? Przekonajcie się Dla mnie pora na przerwę w pisaniu, bo ten fik mnie trochę zmęczył. Z kolejnym ruszę w przyszłym roku, jak zbiorę pomysły i materiał. Może tym razem krócej i w formie bardziej komediowej
    1 point
  6. Lektura tego fika wzbudziła we mnie mieszane uczucia. Być może wynikało to z mojego nastawienia do dzieła, a być może ono po prostu ma swoje wady. Zacznę od tego, że sam fanfik jest krótki. Powiedziałbym, że bardzo krótki. Nie ma tu kilkukrotnego przesłuchiwania podejrzanych, nie ma snucia wniosków, nie ma wyciągania brudów i brudków... Jest krótki do tego stopnia, że nie przesłuchano nawet całej szóstki, pardon, piątki. Czy to jednak źle? Nie do końca. Znaczy, fajnie by było zobaczyć ten motyw w stylu kryminału Agaty Christie, ale to wykonanie się na swój sposób sprawdza i ma swój urok. Przynajmniej do momentu, kiedy dowiadujemy się, kto jest mordercą. Bo wtedy wszystko leci na księżyc. Sam pomysł na to, kto zabił jest co najwyżej średni. Motyw też wywołał u mnie efekt: WAT? Aczkolwiek, finałowa walka z mordercą była jak najbardziej na plus. Czuło się hollywoodzki klimat i czytało z zapartym tchem. Przejdźmy jednak do fabuły. Pinkie zostaje zamordowana i to dość brutalnie. Sprawą zajmuje się miejscowa policja i miejscowy detektyw, z bardzo interesującą przeszłością. Swoją drogą, świetna, bardzo klimatyczna postać, której losy śledzi się bardzo przyjemnie. I choć jej przeszłość jest bardzo w stylu hollywood, to doskonale tu pasuje. Nie wyobrażam sobie tu innego bohatera Nasz detektyw ogląda miejsce zbrodni, notując sobie wszystkie dziwności. Wyprasza u nielubianych księżniczek pozwolenie do prowadzenia śledztwa i zabiera się do dzieła. Przesłuchuje rodzinę, najbliższe przyjaciółki, spotyka się z lekarzem, który przeprowadzał oględziny zwłok... Aż wreszcie trafia na ierwszą podejrzaną, u której znajduje narzędzie zbrodni (na wierzchu). Dowody są z jednej strony obciążające (ale aż tak ordynarnie oczywiste, że od razu nasuwa się wniosek, że podejrzana jest niewinna), a z drugiej, okazują się niewystarczające do skazania, czy nawet do zamknięcia na kilka dni. Oczywiscie detektyw zostaje odesłany do domu, gdzie pije (fajna realizacja. Może trochę sztampowa, ale robi robotę). We śnie odwiedza go Luna i poznajemy spory wycinek przeszłości bohatera. Myślę nawet, że najważniejszy, bo to on tłumaczy, czemu się znalazł w kucowsi i czemu tak mu zależało na tym, by zająć się tym śledztwem. Samo spotkanie z luną też jest tu fajnie zrealizowane. Zwłaszcza w kontekście ich poprzedniego spotkania w realu. Gdy się wreszcie obudzi, skacowany przegląda notatki i dochodzi do wniosku, kto jest mordercą i kto będzie następną ofiarą. Błyskotliwie biegnie na pomoc, zdąża w ostatniej chwili i cudem przeżywa epicką walkę z mordercą. No i na końcu mamy scenę z pogrzebu Pinkie, która wspaniale zamyka ten fanfik. Jak dla mnie majstersztyk. Słowem, jeśli chodzi o treść, to budzi ona moje mieszane uczucia. Pomysł jest świetny. Relacje detektywa z podejrzanymi i z księżniczkami, jak najbardziej na plus. Wprawdzie można by tu naprawdę sporo dopowiedzieć, ale w tej formie też jest dobrze. Klimat w tym fiku jest zatankowany po korek i aż się wylewa. Postać głównego bohatera pasuje wprost idealnie. Niestety morderca jest bez sensu, pojawia się tak z plota, a jego motyw też się nie kalkuluje. Poa na postacie. Już pochwaliłem nieco zapitego, palącego detektywa, który nie lubi władzy i ma przeszłość, która budzi go po nocy. Pora więc pochwalić pozostałych. Flutershy wyszła wspaniale. Dokładnie tak, jakbym się po niej spodziewał. tak smutna, ze nie jest już w stanie płakać. Tak przybita, że spokojna... tak bym ją widział, gdybym sam pisał tego fika. Twilight próbująca znaleźć rozwiązanie w postaci nekromancji też wypada śietnie. Zwłaszcza w połączeniu z jej dość oschłym stosunkiem do detektywa i wiarą we własne kompetencje (skoro elementy rozwiązują wszystkie problemy, to znajdą i mordercę). Rainbow przebijająca się przez kordon do pokoju Pinkie również pasuje do tej postaci. Wprawdzie wskazuje na silny shipping PieDash, ale to mi jakoś tu pasuje. Same księżniczki też wypadają dobrze, postawione przed faktem mordu na jednej ze strategicznych dla kraju person. Słowem, poza mordercą, w tym fiku nie ma złych postaci. Wszystkie zachowują się naturalnie i trzymają poziom. Trochę szkoda, że nie dostaliśmy więcej interakcji między nimi, a detektywem, ale to jest do przeżycia. Tyle z treści, pora na formę. Tu nie mam w zasadzie nic do zarzucenia. W końcu to tłumaczenie aTOMa. Wybitnego tlumacza, dysponującego swym, zaufanym sztabem. Żadnych błędów nie widać, tekst jest schludny i czytelny. sama przyjemność. Podsumowując, to nie jest zły fik. Nawet mimo mordercy z plota i bardzo niewielkiej długosci, to dalej jest przyjemne i klimatyczne opowiadanie, które zdecydowanie warto przeczytać. Polecam.
    1 point
  7. No i ostatni fik z trylogii sunsetkowej za mną. Dalej uważam, że trylogia powinna być opublikowana w jednym wątku, z tagiem: Seria. Przejdźmy jednak do samego dzieła. Tym razem fik rozgrywa się po pierwszej części Equestria girls. Konkretnie w chwili, kiedy Sunset odbudowuje szkołę. Wtedy rozmyśla o tym co zrobiła, a czego zrobić tak naprawdę nie chciała. Później uzyskujemy sporo informacji na temat tego, jakim cudem Sunset się udało przeżyć w świecie ludzi. I tu muszę, z jednej strony, pochwalić pomysł, z drugiej, ponarzekać na niego. Bo dobra, fajnie, że Sunset była przezorna i do świata, o którym nic nie wie (chyba) wzięła plecak pełen kamieni szlachetnych. Chwali się świadomość, że waluta w innym świecie może być zupełnie inna. Ale skąd pewność, że kamienie szlachetne, które walają się po ulicach Equestrii jak śmieci, a zwykła krawcowa ze wsi używa ich jak cekinów, są cokolwiek warte w innym świecie? Przecież równie dobrze wartościowe mogłyby być rolki papieru, albo liście. Nie mówiąc o tym, że sypnięcie takiej ilości klejnotów w relatywnie krótkim czasie z pewnością ściągnie na nią uwagę. Aczkolwiek to i tak niewiele przy logice superhakersunset, która ogarnęła kompa na tyle, by zhakować serwery i dopisać swoją tożsamość do już istniejących. To uproszczenie i to bardzo wielkie. Już bardziej logiczny byłby zakup tożsamości na czarnym rynku (albo zlecenie stworzenia sobie tożsamości). W końcu Sunset była dziana. Lepiej wypadają fragmenty o tym, jak Sunset zaczęła ogarniać świat (pobyty w bibliotece), czy dba o pozory (zapisanie się do szkoły). Tak samo dobrze wypadło to, jak Sunset zaczęła w szkole od budowy pozycji, a dopiero potem przeszła do dzielenia uczniów. Bardzo fajny pomysł. Szkoda jednak, ze jet to tylko wspomniane na etapie jednego, dwóch akapitów. Ogólnie, cały fik cierpi na to, co pozostałe części Trylogii. Raz, że sporo traci, jako osobna część (choć chyba najmniej, w stosunku do poprzednich). Dwa, że zwyczajnie jest za krótki. Samego życia Sunset, od chwili przybycia z Equestrii do kradzieży korony starczyłoby na wielorozdziałowy fanfik. Nawet pomijając szkołę (czyli samo urządzanie się Sunset na ziemi), to jest tam materiał na przynajmniej dwa, trzy razy tyle. Ba, nawet samą naprawę ściany można opisać dłużej. Trzy. Zakończenie jest niefajne. Ten ostatni akapit o syrenach jest dla mnie bez sensu. Śmiało można by go było usunąć i fik nic by nie stracił,a wbrew pozorom, nawet zyskał. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to tu nie mam zastrzeżeń. Nie widziałem żadnych błędów, literówek czy coś. Tekst ładny, wyjustowany... forma trzyma wysoki poziom i ani trochę nie przeszkadza w czytaniu. Podsumowując, nowe początki są raczej średnim fikiem (może średnim plus). Zdecydowanie za krótkim i zbyt uproszczonym. Z drugiej jednak strony, w kontekście trylogii wypadają już znacznie lepiej. Czy więc je polecam? W zasadzie tak. Ale niestety z podejściem do trylogii jak do serii (a nie osobnych fików) i zaznaczam jednocześnie, że dałoby sie to zrobić lepiej. Gdybym zaś miał wymienić swoją, ulubioną część z trylogii, to chyba by to była część pierwsza. Bo choć ma takie same problemy jak wszystkie, tam chyba najmniej mnie męczyły.
    1 point
  8. Witam Niezrozumiałe zdanie z pierwszego posta w temacie zostało naprawione. Umieszczając dzieło do oglądania myślałem ,że twór było już w stu procentach gotowy coś jak wypieczone pączki , a tutaj patrz zawsze można pospać je cukrem pudrem. To znaczy ,że do dzieła zawsze można dodać coś nowego. Odnośnie przypisu w powieści sprawdzę to. Odnośnie opisu wszechświata: Inspirowałem się mitologią grecką (świat z chaosu, łatwo to zauważyć ) oraz książka pdt. "Nie mamy pojęcia " autorstwa Jorge Cham, Daniela Whitesona ,która pomogła mi lepiej oddać charakter sci-fi ("wyjaśniając" terminy jak ciemna energia i ciemna masa .) Odnośnie Boga: Postać kosmicznego odkrywcy skojarzyła mi się z Bogiem , możemy to nieco porównać nieco do Hiszpańskich odkrywców gdzie , rdzenna ludność Ameryki zobaczyła w nich bogów. Astronauta z Doctora Who też miał wkład w powstanie tej postaci. W linijce poniżej znajduje się spoiler dotyczący naszej postaci Boga, czy jest istoty dla fabuły czy nie . Odnośnie sali kinowej: Powiem szczerze ,że pomysł z kubełkiem popcornu spodobał mi się , jak znajdę chwilę postaram się go dodać. Odnośnie terminów naukowych: Tak naprawdę nie wiemy czym jest ciemna energia i ciemna masa więc pozwoliłem sobie uczynić z tego substrat w tworzeniu wszechświata, podtrzymując się naukowymi spekulacjami. Kończąc : Jestem pozytywnie zaskoczony ,że dzieło się przyjęło. Cenie sobie , każdą waszą radę ,bo jak wiadomo chciałbym aby powieść była jak najlepsza.
    1 point
  9. Kaszel. Słynny (podobno) fanfik, który mnie osobiście nie kupił. Choć wiele osób nie podziela mojego zdania. Tym niemniej, gdy zobaczyłem, że powstała druga część, postanowiłem dać jej szansę. Zwłaszcza, że tym razem to nie tłumaczenie, lecz dzieło rodzime. Stąd ciekawość jak zadziałała inspiracja. Wprawdzie trochę trwało, zanim znalazłem czas, ale wreszcie się udało. Już po otwarciu dokumentu widać różnice. Niestety nie całkiem pozytywne. Bo owszem, mamy tu nasz polski zapis dialogowy, ale niestety tekst jest niewyjustowany i pozbawiony odstępów między akapitami. Samych wcięć tekstu też brakuje, przez co wszystko wygląda jak jeden wielki i szpetny akapit. Dalej jest niewiele lepiej. Dialogi są pomieszane z narracją, a do tego błędy w zapisie dialogowym. Do tego dostrzegłem kilka błędów interpunkcyjnych i chyba jedną literówkę. A to oznacza, że forma zdecydowanie jest słaba. Powiedziałbym, że słabsza niż w kaszlu jeden. Ale, może pod tą nieestetyczną powłoką kryje się piękne wnętrze? No niestety nie. Ten fik to bezpośrednia kontynuacja poprzednika. Kontynuacja, która nie tylko zdradza kto kaszlnął, ale też inaczej rozwija konsekwencje tego. Zanim jednak do tego dochodzi, mamy dość dobrze opisane emocje i przemyślenia Rainbow związane z tym, że zabiła przyciółkę i że ciągle czuje jej krew. Ogólnie, bardzo fajny pomysł, który świetnie pasuje, do konwencji. Jest to też coś, czego mi brakowało w poprzednim fiku, czyli przemyślenia bohaterów. Tak czy inaczej, Rainbow myśli i drapie ją w gardle. A gdy z tego powodu odkasłuje, odpowiada jej przeszywająca cisza. Wszyscy zastanawiają się, czy zabili niewinną Shy, czy moze Rainbow też jest chora. Bo przecież natychmaistowe wyjaśnienie Rainbow, co do przyczyny kaszlnięcia może być kłamstwem. Zaraz jednak następuje kolejne kaszlnięcie, którego sprawca się przyznaje. Zaraz też obnaża się jego szaleństwo związane z izolacją i czychającą śmiercią. Sytuacja staje się napięta, a w powietrzu zaczyna latać młotek. Milimetry dzielą życie od śmierci. A gdzieś w kącie dlaej leży ciało niewinnej Fluttershy, która zginęła, bo poprzednim razem sprawczyni się nie przyznała, a teraz owszem. W końcu jednak kaszląca klacz dostaje możliwość wyjścia i powolnej śmierci w samotności (no i okazję na pochowanie Fluttershy). Tam zaś spotyka bliską sobie osobę i mamy otwarte zakończenie, gdzie nie wiemy, czy ktoś umiera. I tu przechodzę do jednej, jedynej kwestii, którą kaszel dwa robi lepiej od pierwowzoru. Opisy i emocje. (dobra, to dwie kwestie) Oczywiście dalej można to zrobić lepiej, ale tu wyszło przyzwoicie i znacznie lepiej niż w pierwowzorze. Początkowy opis emocji Rainbow jest bardzo dobry. Tak samo scena szaleństwa chorej, oraz reakcja pozostałych na napiętą sytuację. To jedna z tych rzeczy, których mogło brakować w poprzedniej części. To lepiej buduje klaustrofobiczny klimat fika, gdzie przecież sześć osób siedzi w ciasnym pomieszczeniu (bez kibelka?). Komuś wreszcie musi odwalić. No i jest jeszcze to otwarte zakończenie. Wprawdzie po wyjściu z ,,bunkra” dzieje się niewiele, ale w każdym słowie zawarto jest dość dużo informacji. Informacji, które można czytać na różne sposoby. Ale, ale. Zapomniałem o najważniejszym. To jest bezpośrednia kontynuacja kaszlu, lecz wymagająca znajomości poprzedniego fanfika. Bez tego jest w zasadzie sceną bez początku (i przez to dziurawą) i raczej nie nadaje się do czytania bez znajomości części pierwszej. A dałoby się to tak napisać, by ten fik się sprawdzał jako samodzielny. Tylko musiałby być dłuższy i nieco inaczej napisany. No i nie zaszkodziłby inny materiał źródłowy, ale cóż... Podsumowując, Cough 2 to dalej nie jest dobry fik, moim zdaniem. Wprawdzie naprawia sporo ,,błędów” pierwowzoru, ale popełnia też swoje własne (głównie forma). Mimo to skłonny jestem go polecić, ale tylko tym, którym podobał się pierwszy ,,kaszel”. Dla nich, pod tą formą, kryje się dobra kontynuacja. Pozostali mogą go sobie darować.
    1 point
  10. Nie tak dawno temu, trafiłem na ,,Zostań moją przyjaciółką", które przeczytałem i skomentowałem. I choć tamten fik nie przypadł mi do gustu, obiecałem, że sięgnę po resztę trylogii sunsetkowej. Co też właśnie zrobiłem. Zanim jednak przejdę do właściwej recenzji, pomarudzę odrobinę na fakt, że to jest Oneshot. Moim zdaniem (z reszta chyba nie tylko moim), trylogia powinna być w jednym temacie, oznaczonym jako seria, a nie w trzech osobnych (choć podlinkowanych w treści). Byłoby to wygodniejsze dla czytelnika. A co do fika, to musze przyznać, że mam mieszane uczucia. Sam pomysł, by tak zbudować młodość Sunset, jest dobry i logiczny względem Equestriagirlsowej postaci. Śmiało może tłumaczyć zachowanie dziewczyny tym, że dokuczali jej w dzieciństwie, a jej samotna matka mówiła, że przyjaźń jest przereklamowana i liczy się tylko siła, spryt i to, co się samemu umie. Dobrze wypadły tez lekcje, których Scarlet udziela córce. Zarówno te mówiące jak przechytrzyć dokuczające jej dzieciaki, jak i sceny nauki magii. Zwłaszcza te ostatnie są opisane niezwykle kreatywnie i przystępnie. Wprawdzie scenę malowania obrazu magia można by rozwinąć do całej strony, ale nie jest to niezbędne by cieszyć się fikiem. Na plus jest też postać Scarlet, czyli matki Sunset. Szybko da się zauważyć, ze jest ona obdarzona nieprzeciętną mocą, a ponadto posiada wiedzę jak jej używać żeby osiągnąć jeszcze więcej. Stanowi idealny przykład i świetnego nauczyciela magii dla kogoś takiego jak Sunset. Z drugiej jednak strony jest tez skrzywdzoną matką i żoną, której małżonek sobie poszedł (nie znamy niestety szczegółów, a szkoda, bo mogłyby być ciekawe), a ona przelewa część swej frustracji z tym związanej i swego stosunku do męża na córkę. To tłumaczy, czemu Scarlet ma taką, a nie inną opinię o przyjaźni i o Celestii. To też buduje tą postać i bardzo dobrze tłumaczy, czemu Sunset jest jaka jest i czemu kończy tak jak kończy. Przyznam jednak, ze chętnie bym poznał znacznie więcej szczegółów z przeszłości Scarlet, bo to mogłoby rzucić bardzo dużo światła na to, czemu wpaja Sunset takie, a nie inne wartości (nawet nieświadomie). Myslę, ze wielu czytelników mogłoby się ze mną zgodzić w tej amterii. Sama Sunset jest zbudowana trochę kliszowo, ale to nic złego. W zasadzie, mały, słaby kujon zdecydowanie pasuje do siedmioletniej Sunset. Tak samo jak jej nieudolność magiczna, która przez pryzmat matki jest jeszcze boleśniejsza dla małej klaczki. Wycofana, niepewna, niechętna do zawierania przyjaźni, z boku grupy... No i oczywiście musi jej ktoś dokuczać. Niby do bólu klasyczne, ale pasuje. Jest też dobrym tłumaczeniem, czemu Sunset jest jaka jest. Nawet jeśli nie zawsze to przyznaje, ona chce się zemścić. Ona nie tylko pragnie tej mocy (takiej jak u matki), by mieć szacunek (ale nie taki jak ktoś, kto niesie pomoc i jest dobry, tylko jak ktoś, kto jest potężny, a wiec groźny), ale też pragnie mieć potęgę by się zemścić. By dzieciaki poczuły dokładnie to samo jak ona się czuła, kiedy jej dokuczali. Albo gorzej. Może to kliszowe, ale bardzo dobre i bardzo prawdziwe. Poza tym, pasuje do jej matki (która jest jedynym wzorem, dla Sunset). Do tego fik ma bardzo fajną i klimatyczną piosenkę. Przyznam, że początkowo nie skojarzyłem jej z Open up your eyes. Póki nie spojrzałem na przypis, wyglądała dla mnie jak coś na miarę starego disneya, z ust jakiegoś Villiana, do głównego bohatera. Coś jak zły, który śpiewa głównemu bohaterowi, kiedy ten jeszcze nie wiek, kto jest zły. Nie znaczy to, że Scarlet jest zła (to kwestia dyskusyjna, o której można by sporo napisać). Po prostu sama piosenka jest fajna i nadaje całości serialowy sznyt. I tu w zasadzie mam pewien problem z tym fikiem. Otóż w swej serialowości ma on pewną cechę, która mi się nie podobała w niekórych odcinkach kuców. Jest krótki. Część wątków jest potraktowana dość luźno i nierozwinięta. Tak wiem, wspominałem, że to nie jest niezbędne, rozmiar nie ma znaczenia i tego typu sprawy, ale z drugiej strony, tu jest dość materiału na miarę naprawdę długiego dzieła, gdzie każda postać jest wielowymiarowa i nie jest czarno-biała (tu niestety kilka postaci nie ma głębi. Chociażby dzieciaki, które dokuczają Sunset.). Bazując na tym, można by śmiało opisać życie Sunset w szkole, jej lekcje, jej relacje z matka, przeszłość (jej i matki), oraz samą aplikację do szkoły Celestii. Tu mamy tylko część tego i to potraktowane dość luźno, by nie rzec nawet, po łebkach. I choć nie mogę tego jednoznacznie nazwać złym, a sam fanfik czyta się przyjemnie, to jednak pozostaje niedosyt i część postaci trzeba sobie dobudować w głowie. A materiał pozwalałby stworzyć cos w stylu Dnia w którym Trixie powiedziała prawdę. Rozbudować emocje, dodać opisy i więcej fabuły. Jednak wiekszy problem mam już z zakończeniem. Niby jest logiczne, ale takie dość uproszczone i za szybkie, moim zdaniem. Myślę, że lepiej by było gdyby fik kończył się sceną zemsty na dzieciakach, którzy jej dokuczali. Takiej zemsty, gdzie ona jest dla nich taka, jak oni byli dla niej. I takiej, która nie wychodzi na jaw, bo Celestii się to nie podoba (to akurat fajne i pasuje do Ceśki). Poza tym, zakończenie w świecie ludzi kłóci się nieco z dalszym ciągiem trylogii, gdzie widzimy Sunset pod okiem Ceśki. Tak, wiem, że to osobny fik, ale nawet jako osobny fik, ma nieciekawe, moim zdaniem, zakończenie, które można by napisać lepiej (i zupełnie inaczej). Jeśli chodzi o formie, to jest przyzwoicie. Nie zauważyłem błędów, literówek, czy jakichkolwiek problemów. Słowem, nic w formie nie odrywa czytelnika od tekstu. Podsumowując, to nie jest zły fik. Tekst jest lekki, przyjemny i przystępny. Może ma pewne braki, wynikające głównie z długości (a raczej jej braku), ale mimo to, tworzy spójną całość. Raczej polecam ten fik, bo, choć nie trafił w mój gust, to nie jest złym fikiem.
    1 point
  11. Dopiero niedawno odkryłam, że MLP:FiM ma swoją własną edycję mangową [po zakończeniu serii telewizyjnej, w fazie smutku warto sięgać po komiksy ]. Na pewnej stronie udało mi się zdobyć vol.1, oczywiście po angielsku. Powiem wam, że grafika jest naprawdę ładna; wygląd kucyków nie odbiega specjalnie od oryginału, ale ma w sobie coś dodatkowo uroczego [szczególnie ] Warte posiadania wersji papierowej, można pomyśleć. Ale że na polski rynek owa pozycja nie zdążyła jeszcze wejść, a ja bardzo lubię tłumaczyć teksty, tym bardziej w dymkach komiksowych, postanowiłam podjąć się spolszczenia MLP Manga najlepiej jak tylko umiem. I tu zwracam się do was: Czy jesteście zainteresowani polską wersją kucykowej mangi? Czy to dobry pomysł, czy może lepiej zostawić komiks w oryginalnym angielskim? Jestem na etapie pierwszego rozdziału tomiku 1, który pozostawiam wam do oceny: https://www.docdroid.net/MwUaG0z/mlp-manga-vol1.pdf Jeśli odzew będzie pozytywny, ruszę z pracą nad pozostałymi rozdziałami, a może nawet kolejnymi tomami [z moich poszukiwań wynika, że jest ich co najmniej 3]. Jeszcze jedna prośba: poinformujcie mnie, jeśli wątek nie pasuje do tego działu
    1 point
  12. Najbardziej lubię Chrysalis, jako silną, kobiecą postać. Lubię jej design i rozumiem jej ambicje. Pokonała Celestię! Na drugim miejscu jest chyba Twilicorn- jest taka normalna. Inteligentna, rozsądna, odważna i bojowa. Lubię Rarcię- choć jest ode mnie bardzo różna. Jednak ma w sobie "to coś". No i dobrze walczy oraz manipuluje ludźmi. RD- za bycie cool. Sama jestem typem "chłopczycy"- dla niektórych, bo ja sukienki nosić lubię . No i za sporty ekstremalne oraz bojowe nastawienie. Nie lubię: Apple Bloom- typ dzieci, których nie lubię. Takie jojczące coś, co myśli, że jest słodkie. Pinkie Pie- jest wkurzająca. Jej żarty mnie wcale nie śmieszą, zachowuje się infantylnie. Nie, nie dla mnie.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...