Krótka, lecz burzliwa wymiana zdań z tajemniczą klaczą skutecznie przyciągnęła uwagę innych znajdujących się na korytarzu kucy. Nim wreszcie Sky wraz z Oczkiem skutecznie zdruzgotali granatowogrzywą lawiną niekoniecznie miło brzmiących i pokrętnych wyjaśnień, czuliście już na sobie ciężkie i nieco podejrzliwe spojrzenia wszystkich, którzy mieli was w zasięgu swojego wzroku. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymaliście się przed drżeniem. Sposób, w jaki was teraz obserwowano do złudzenia przypominał ten, w jaki drapieżnik tuż przed atakiem analizuje siły swojej przyszłej zdobyczy. Dopiero teraz, lustrując korytarz tak naprawdę zdaliście sobie sprawę z tego, w jakiej znaleźliście się sytuacji. Zdani tylko i wyłącznie na siebie, w obcym miejscu, otoczeni wrogami. I to takimi, którzy nie będą gotowi wybaczać ani oszczędzać, którzy gotowi są bezustannie za wami podążać i czekać na najmniejsze potknięcie.
Dowodzący drużyną Sky nie pozostawił jednak wiele czasu na tego typu rozmyślania i zdecydowanie ruszył korytarzem, rozglądając się na wszelkie możliwe strony, wyraźnie starając się trzymać was z dala od niebezpieczeństw. Jak dotąd, wszystko co zauważył przemawiało na jego niekorzyść - pojawiające się mniej więcej w regularnych odstępach wiodące na boki korytarze wyglądały identycznie jak ten, który właśnie przemierzaliście, wypełnione były ławkami na których zasiadały schorowane kuce i rzędami bliźniaczych, różniących sie jedynie numerami drzwi. Fakt, że ostatnie, które minęliście zaopatrzono w tabliczkę na której napisano "s. 76254-a" nie napawał zbyt wielkim optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie natrafiliście ani na żadne znaki prowadzące do wyjścia czy konkretnych bloków szpitalnych, ani na najmniejszą choćby namiastkę planu budynku. Pocieszające było natomiast to, że wraz z oddalaniem się od sali operacyjnej z której wyszliście, malało też natężenie z jakim was obserwowano. Jedynie niezaaferowana zanadto całą waszą misją Oczko zauważyła, jak zimnym i twardym spojrzeniem obrzucany jest od czasu do czasu Sky i poczuła z tego powodu delikatne, niezrozumiałe ukłucie niepokoju. Iron niecierpliwie wertował kartkę, majac za plecami nieco zniecierpliwionych Gray i Doltona, którzy co rusz próbowali zajrzeć przez ramię brązowego jednorożca. Przestudiowanie papierów nie było jednak łatwe, gdyż miast przejrzystego spisu ktoś zdecydował się zestawić wszystko w absurdalne kolumienki segregujące pacjentów według sal, wieku, talentu i jadłospisu. Potrzebowaliście jakiegoś spokojnego miejsca, w którym moglibyście sie nad wszystkim zastanowić i rozgryźć tę zagadkę.
Nagle, z jednego z korytarzy wyszedł zagradzając wam drogę szarogrzywy kuc ubrany w lekarski kitel. Obrzucił was spokojnym, nieco zmęczonym spojrzeniem, jednak na widok Oczka jego pysk rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Och, hej! - Zwrócił się do niej nieco przymilnym głosem - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zawiesił w powietrzu głos, wciąż nie spuszczając z oczu turkusowej klaczy i nie zaszczyczając nawet przelotnym spojrzeniem reszty drużyny - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Uśmiechnął się blado, jednocześnie gestem wskazując drogę.
Krótka, lecz burzliwa wymiana zdań z tajemniczą klaczą skutecznie przyciągnęła uwagę innych znajdujących się na korytarzu kucy. Nim wreszcie Sky wraz z Oczkiem skutecznie zdruzgotali granatowogrzywą lawiną niekoniecznie miło brzmiących i pokrętnych wyjaśnień, czuliście już na sobie ciężkie i nieco podejrzliwe spojrzenia wszystkich, którzy mieli was w zasięgu swojego wzroku. Z ogromnym wysiłkiem powstrzymaliście się przed drżeniem. Sposób, w jaki was teraz obserwowano do złudzenia przypominał ten, w jaki drapieżnik tuż przed atakiem analizuje siły swojej przyszłej zdobyczy. Dopiero teraz, lustrując korytarz tak naprawdę zdaliście sobie sprawę z tego, w jakiej znaleźliście się sytuacji. Zdani tylko i wyłącznie na siebie, w obcym miejscu, otoczeni wrogami. I to takimi, którzy nie będą gotowi wybaczać ani oszczędzać, którzy gotowi są bezustannie za wami podążać i czekać na najmniejsze potknięcie.
Dowodzący drużyną Sky nie pozostawił jednak wiele czasu na tego typu rozmyślania i zdecydowanie ruszył korytarzem, rozglądając się na wszelkie możliwe strony, wyraźnie starając się trzymać was z dala od niebezpieczeństw. Jak dotąd, wszystko co zauważył przemawiało na jego niekorzyść - pojawiające się mniej więcej w regularnych odstępach wiodące na boki korytarze wyglądały identycznie jak ten, który właśnie przemierzaliście, wypełnione były ławkami na których zasiadały schorowane kuce i rzędami bliźniaczych, różniących sie jedynie numerami drzwi. Fakt, że ostatnie, które minęliście zaopatrzono w tabliczkę na której napisano "s. 76254-a" nie napawał zbyt wielkim optymizmem, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, że nie natrafiliście ani na żadne znaki prowadzące do wyjścia czy konkretnych bloków szpitalnych, ani na najmniejszą choćby namiastkę planu budynku. Pocieszające było natomiast to, że wraz z oddalaniem się od sali operacyjnej z której wyszliście, malało też natężenie z jakim was obserwowano. Jedynie niezaaferowana zanadto całą waszą misją Oczko zauważyła, jak zimnym i twardym spojrzeniem obrzucany jest od czasu do czasu Sky i poczuła z tego powodu delikatne, niezrozumiałe ukłucie niepokoju. Iron niecierpliwie wertował kartkę, majac za plecami nieco zniecierpliwionych Gray i Doltona, którzy co rusz próbowali zajrzeć przez ramię brązowego jednorożca. Przestudiowanie papierów nie było jednak łatwe, gdyż miast przejrzystego spisu ktoś zdecydował się zestawić wszystko w absurdalne kolumienki segregujące pacjentów według sal, wieku, talentu i jadłospisu. Potrzebowaliście jakiegoś spokojnego miejsca, w którym moglibyście sie nad wszystkim zastanowić i rozgryźć tę zagadkę.
Nagle, z jednego z korytarzy wyszedł zagradzając wam drogę szarogrzywy kuc ubrany w lekarski kitel. Obrzucił was spokojnym, nieco zmęczonym spojrzeniem, jednak na widok Oczka jego pysk rozjaśnił delikatny uśmiech.
- Och, hej! - Zwrócił się do niej nieco przymilnym głosem - Akurat cię szukałem. Ordynator pilnie musi się z tobą skonsultować w sprawie jednej z pacjentek. Jest podobno bardzo ważna... - Zawiesił w powietrzu głos, wciąż nie spuszczając z oczu turkusowej klaczy i nie zaszczyczając nawet przelotnym spojrzeniem reszty drużyny - Twój zespół i tak ma na razie przerwę... - Uśmiechnął się blado, jednocześnie gestem wskazując drogę.