Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. 48. Przeżył przygodę życia. Dopiero finałowa walka skończyła się dla niego śmiercią - przeciwnik nie był zbyt dobry w szkole dla czarnych charakterów, a lekcję z celowania w mało ważne punkty przespał. Tak więc umar na zatrucie ołowiem.
  2. Przeszło połowa całego zagajnika naparła na niego. Gałęzie spadały z góry, by go uderzyć. Pnie pochylały się, by smagać go jeszcze większą ilością gałęzi. A do tego te irytujące, kryształowe liście. Ale druga, niewiele ustępująca rozmiarem pierwszej, część drzewa poczyniła czynności w całkowicie przeciwnym celu. Gdy jedne gałęzie chciały smagnąć swoją powierzchnią Ciastka, to inne blokowały je w połowie ruchu. I to tak naprawdę na tym opierało się wszystko, co zrobiła druga część, kierowana przez enta. A fakt, iż Ciastko drobnymi kroczkami przybliżył się do ściany części opanowanej całkowicie przez enta, całkowicie uniemożliwił Sakiccie dosięgnięcie go. Uśmiechną się lekceważąco. -Chyba pewien twór, powstały przez twoją nieumiejętność, nie dość, że stanął przeciwko tobie, to jeszcze zdecydował się mnie chronić - powiedział z tonem idealnie pasującym do uśmiechu. - Widzisz, mam taką zasadę - jak czegoś nie umiem w stopniu idealnym, to nie stawiam na to wszystkiego. Ale ty tak zrobiłeś. No cóż, twój problem. Ciastko, dwie wiadomości. Pierwsza - nastąpił atak z zewnątrz. Gdy przesyłałem ci dane i utrwalałem przejście międzywymiarowe, coś wniknęło do mnie. Nie gadaj, że cię pokonał? Zapytał się rozbawiony. No, początkowo łamał wszystko. Zdołał nawet zająć kilka planet serwerowych. Nic wielkiego - masa anime. NIC WIELKIEGO? TO CHYBA NAJGORSZE, CO MÓGŁ ZAJĄĆ! JAKIE STRATY? Zapytał się z sercem, które łomotało mu w piersi niczym młot pneumatyczny. No i o tempie uderzeń podobnym do młota pneumatycznego. Żadnych. ŻADNUSIEŃKICH. Przejmował bloki danych, ale nie niszczył ich. Dobra, długoby tak gadać. Niczego nie zepsuł, a na bloku SI całkowicie się rozkrzaczył. Zdołałem zrobić jego kopię i zapętliłem go. Zajął wiele więcej, niż sądziłem. Druga wiadomość - chcesz zapis czarów swojego przeciwnika? Nie gadaj, że zaatakował cię swoim umysłem. Przecież jedynie inni magowie absolutu mają systemy, które mają z tobą szansę. No cóż, on o tym nie wie. Czyżbyś aż tak wysoko stawiał swojego przeciwnika? No dobra, może trochę się zapędziłem z jego możliwościami .Nie dywagujmy. Chcesz czy nie? Zacząłem z nim walczyć bez tej wiedzy i powoli idzie mi coraz lepiej... chociaż wiesz co? Jakoś dyskretnie zrób tarczę na moim encie. Wkurzyło mnie już to drzewo i chcę je szybko załatwić. A ta druga sprawa? No cóż, to miało być pytanie o czary, ale wykryłem coś nowego. Twój przeciwnik ukradł ci siekierę. Wiele zyskał? Nic. Zwykła siekiera o lipowym trzonku, wzmocniona magią. Czary to też podstawy dla kogoś o jego poziomie. Tyle, że idealnie rzucone, ale tego nie odtworzy przy swoich skromnych, w porównaniu do mnie, możliwościach. No, chyba że o czymś nie wiemy. A w międzyczasie jego ent miał w posiadaniu już więcej jak połowę zagajnika. To plus fakt, iż Sakitta tak głupio dał mu możliwość poznania jego czarów, sprawiło, iż chyba szala zwycięstwa przechodziła na jego stronę. Może w końcu zniszczy ten przeklęty zagajnik!
  3. Masz strzałeczkę w górę za TTGL. Później może ciachnę jakiś fajny opis.
  4. Przeciwnik leciał niekontrolowanie w dół. Sam Mężczyzna nie sądził, że to prawda. "Błąd. Zewnętrzna projekcja nasiatkówkowa. Przesłonięcie wizji". Przestał cokolwiek widzieć. A więc pył się odezwał. W tym samym czasie, w którym to czytał, wylądował z gracją, ponownie wgłębiając ziemię. Otworzył mimowolnie zamknięte wcześniej oczy. Miast kolorowej areny, widział szarą przestrzeń przetykaną żółtymi liniami. W wielu punktach linii było wiele więcej, niż zwykle - tak, gdzie coś było. Na szczęście za coś nie zostały uznane płaskorzeźby na podłożu areny. Niby nie miał już kociego wzroku, ale pył i dostosowane do niego oczy oddały mu to z nawiązką. "Zagrożenie bronią konwencjonalną - armata" pojawiło mu się przed oczyma wraz z wskazującą kierunek Jonaha wskazówką. Przesunął tam swój wzrok. Przeciwnik właśnie ładował do środka jakiś pocisk. -Podróżniku w czasie i magii, daj mi swoją egidę - powiedział, a na jego lewicy pojawiła się błyszcząca, prosta tarcza wykonana z brązu, bez żadnego malowidła. Po jej powierzchni było widać wielokrotnie naprawy oraz resztki ran, które je powodowały. Ale patrząc na nią od strony właściciela, czuło się jakiś dziwnie potężny spokój. Pochodziła z antycznej grecji, a posiadał ją jeden z wielkich wojowników spartiackich. Podróżnik w czasie, jak powiadał, przeżył ich szkolenie oraz walczył z spartiatą, który po przegranej oddał mu swą niepokonaną tarczę. Była zdolna zatrzymać każdy atak, zgodnie z jego słowami. Lont działa właśnie wypalił się, gdy Mężczyzna przykucnął, kryjąc się za jej powierzchnią. Wybuchło, huknęło, a Mężczyznę odrzuciło w tył. Nie spodziewał się, że przeciwnik przybędzie do niego przed hukiem. Ale choć siła trafienia ponownie wyryła nim rowek w ziemi, na powierzchni tarczy nie pojawiło się najmniejsze wgłębienie. Pamiątkami po nim zostało kilka rys. "Zalecany moment na atak. Przeciwnik w chmurze pyłu." Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada. To było prawdziwe w tym przypadku - arena, choć walczyli tylko kilka minut, swoje przeżyła i była pokryta drobnym kamiennym pyłem, który wzburzył wylatujący pocisk. Ale on, w przeciwieństwie do Jonaha, widział swego przeciwnika dokładnie. I do tego po swojej stronie miał element zaskoczenia - ten z pewnością sądził, że huk jego ciała uderzającego o arenę oznacza chwilowe zaprzestanie działań bojowych. Och, jakby tak sądził, to grubo się mylił. Na tyle cicho, na ile pozwalało jego kamienne ciało, wstał i rzucił się w bieg. Będąc o kilka kroków od przeciwnika wyskoczył w górę, chcąc zadać silne cięcie wsparte jego własną masą. Ten cios już powinien poczuć.
  5. Ohmowe Ciastko

    Sytuacja na Ukrainie

    Jak już pisałem, może zginąć i to całkiem sporo. Wszak flota czarnomorska ma szturmować wojska ukraińskie, które z pewnością "ciemiężą" tamtejszą ludność. Tutaj nie byłbym taki pewien. Wszak nadal należymy do NATO. A ci przecież w praktyce są kierowani przez USA. A ci z Rosją przecież od dawien dawna próbują pokazać, kto jest silniejszy. Jak będzie wojna, to od niej się nie wywiniemy.
  6. Ohmowe Ciastko

    Sytuacja na Ukrainie

    Przecież na Krymie dowódca rosyjski postawił ultimatum siłom ukraińskim - won do piątej nad ranem, albo was wygonimy karabinami. Oj, będzie się działo, parafrazując pewną reklamę.
  7. Szybki. -Dziękuję - powiedział szczerze. - I tak mi ich zabraknie. Ale lepiej zacząć polować, gdy jest się otoczonym przez lasy pełne zwierzyny, niż przez przetrzebione ręką osadników - wytłumaczył. Potarł dłonią bliznę na twarzy w minie zamyślenia. Po chwili dopowiedział. - Możesz wydawać jakieś pieniądze? Z pewnością przydadzą mi się środki na zakupy w osadach po drodze. Niedużo. Tyle, bym nie musiał się martwić, że ujrzę dno sakiewki po posiłku w gospodzie.
  8. Lekka próba bloku z prawego dołu. Szybkim ruchem przesunął rękę, by zadać silne cięcie z góry. Chłopak zasłonił się przedramieniem. Podłoże, na którym stali, wgłębiło się na kilka centymetrów, jakby uderzyła w nie niewielka kometa. Miecz wbił się na prawie centymetr w głąb metalowego ciała przeciwnika. Liczył na to, że płomienie smoczego rycerza przepalą ten metal tak samo łatwo, jak przepalają podobno odporne na wszelaki ogień łuski smoka. Ale tak się nie stało. Robiło się bardzo męsko. Odskakując w tył wyrwał miecz z jego ręki. Jeszcze w locie lalka, bo na pewno jego przeciwnik nie poświęcił się, wybuchła tysiącami, jeśli nie setkami kolców. Większość odbiła się od jego gładkiego, kamiennego ciała, ale ich energia całkowicie uniemożliwiła mu stabilne wylądowanie. Uderzył w ziemię nadal szybko lecąc do tyłu, przez co przed wyhamowaniem zebrał za sobą całkiem sporą ilość podłoża, tworząc tym sposobem mały rów. Podpierając się na ręce powstał. Wystawił ręce przed siebie i od nich zaczął otrzepywanie się z pyłu. Spoglądając w dół zauważył, że jednak jeden z kolców wbił się w jego pierś. Wyrwał go, spojrzał i po chwili odrzucił powolnym, niedbałym ruchem. Rozejrzał się dookoła. Nigdzie nie widział przeciwnika. Tak jak się spodziewał. Nie widział jeszcze pełni jego możliwości. Z pewnością nawet wojownik Jaguara nie znalazłby go od razu. Potrzebował czegoś, co jest stworzone do walki z niewidocznym przeciwnikiem. -Wojowniku przyszłości, daj mi swe tchnienie, bym jak i ty widział wszystko - powiedział, po czym wciągnął powietrze. Jego płuca tak rozszerzyły się, że pęknięcia wystąpiły na jego wcześniej nieskazitelnie gładką pierś. Wydmuchał całe to powietrze. A dmuchał także pyłem, który na kilka chwil niczym mgła częściowo przesłonił widoczność na całej arenie. Ale w przeciwieństwie do mgły szybko znikł. Lecz nikt z tego z pewnością nie dojrzał. Gdyby nie szkolenie, uczące go zwracać uwagę tylko na bezpośrednie zagrożenie w trakcie czynienia magii, to z pewnością także spojrzałby na świetliki, które wylatywały z cienia pod sufitem. Po chwili Mężczyzna widział nieskazitelnie każdy kawałek areny, nieważne, czy w cieniu, czy w świetle. Cały pył dawno opadł, gdy świetliki skończyły wylewać się z cienia. Cienia, w którym skrył się Jonah. -Kowalu, naostrz ten miecz i daj mu siłę, bym ciął nim twe kowadła - powiedział cicho, przesuwając dłonią po ostrzu. Choć nie przeszło żadnej zmiany, ostrze wyglądało teraz jeszcze groźniej. Przynajmniej tak się wydawało Mężczyźnie. Nie mógł zapomnieć, że jak każdy miecz także ten miał dwa ostrza. Jedno na przeciwnika i jedno na osobę go dzierżącą. Nie kontrolując się zbytnio przesunął po ostrzu palcem. Bez problemu przecięło ono kamień. Jego twarde ciało nie stworzyło na nim najmniejszej, nawet mikroskopijnej szczerby. To wiele mu przypomniało. Niezliczone rany. Niezliczone zwycięstwa. O szacunku dla przeciwnika, objawiającym się walką pełnią możliwości. Zgiął lekko nogi i napiął kamienne mięśnie do granic możliwości. Przelał do nich całą swą wolę walki; męskość i energię. Wyskok wgłębił podłoże. A Mężczyzna niczym pocisk popędził w stronę rogu sufitu, do punktu, na którym była zawieszona płyta. Jedną dłonią złapał za łańcuch, który przepalił przy łączeniu z ścianą. Poczuł szarpnięcie, kamienna płyta zaczęła opadać. Pociągnął z całej siły i wyleciał, kierując się na kamienną płytę. Wbił się w nią palcami jednej dłoni. Kamień nadal pędził na ścianę. Kolejny raz pociągnął z całej siły. Wyliczył wszystko tak, że zdołał złapać się krawędzi. Droga do Jonaha, którego teraz widział, jakby błyszczał niczym słońce w krainie ciemności, stała otworem. Odbił się w jego stronę. Ryknął, kierują czub miecza w jego pierś.
  9. Właśnie ściągnąłem. Idę się popłakać. Poćwiczyłem kilka minut, ale jeden z podstawowych kombosów nadal mi nie wychodzi. A komputer pędzi jak chińczyk. Ja tak nie gram. Wiara w moje możliwości jest dla mnie jeszcze coś warta. Wie ktoś, czy da się przestawić poziom trudności z "azjata" na "normalny"?
  10. Ohmowe Ciastko

    Kill la Kill

    Oglądaj, warto. Bardzo warto.
  11. Cholera, on na serio chce to ciągnąć. Pomyślał, patrząc jak zagajniczek Sakitty zrasta się. To się mu już powoli nudziło. On tnie, Sakitta regeneruje. I tak ciągle. Miał nadzieję, że Sakitta także tak czuje i czeka, aż da mu szansę na jakąś odmianę. Ale najwidoczniej miał od czynienia z do-bólu-konserwatystą, do tego uważającego siebie za nie wiadomo kogo. No cóż, tylko tacy dawali satysfakcję, gdy płakali, przegrawszy. I wtedy właśnie poczuł, jak coś się od niego odbija. Szybkim, oszczędnym ruchem odwrócił się w stronę, z której dobiegł nieudany cios. Jak się spodziewał, ujrzał Sakittę z kolejnym kijaszkiem. Który właśnie niezmordowanie kolejny raz próbował pokonać jego tarczę drwala. Błysnęło, buchnęło dymem, huknęło. Kijaszek rozpadł się na drzazgi w akompaniamencie dźwięku łamanych gałęzi. Bo cóż mu mogło zrobić takie nic? Drwale kładli potężne drzewa mamucie, mierzące przeszło sto metrów. Taki kijaszek nie był nawet drzazgą. Bo drzazga mogła wbić się i powodować ból, a taki kijek nic nie mógł zrobić jemu ciału drwala. Ciastko spokojnie spojrzał w górę, z znanego już powodu. Słysząc słowa Sakitty uśmiechnął się nieznacznie, kącikami ust. -Skoro nie umiesz kontrolować własnego tworu uniemożliwiając mu taki złożony proces, jakim jest ewolucja, to nie powinieneś nawet się zabierać za tworzenie osobnych wymiarów. Nawet kilkuletnie dzieci, uczące się tej samej magii co ja, wyśmiały by cię - odpowiedział na tak jawną kpinę. Podłoże zadudniło. -Lecz co to ja słyszę? Czyżbyś stworzył coś kolejnego? - zapytał się groźnie, wciąż uśmiechając się kącikami ust. Na powierzchni, praktycznie pod Ciastkiem, pojawiło się wybrzuszenie podłoża. Mag odskoczył jak oparzony, patrząc, jak sękowata ręka przebija się od spodu. Po kilku chwilach już żaden kawałek istoty nie był pod ziemią. Poruszała się na korzeniach, poruszających się jak macki ośmiornicy na lądzie. Jednak powyżej pasa proporcjami przypominała człowieka. Bo pień nie wyglądał jak tułów, a twarz była tylko gałązkami z liśćmi. Tylko ręce miał ludzkie, choć palców miał kilka więcej niż człowiek. -Coś ty do diabła zrobił? - zapytał się w przestrzeń z poważną miną. - Czyżbyś ogłupiał? Tworzyć enta do walki z drwalem? Złapał siekierę twardo dłoń, a ent, miast go zaatakować, palcem wskazał na siekierę. Coś w jego liściach mówiło Ciastkowi, że prosi o nią. Tylko jemu - bo to on wskazał takie, a nie inne ułożenie liści, jako prośbę. -No to chyba ci się zrobiła konkurencja - zauważył żartobliwie, podając drewniakowi uproszony przedmiot. Gdy tylko "palce" enta dotknęły trzonka, wbiły się w niego i jakby wchłonęły. Nadal wyglądał on jakby był zwykły, lipowym trzonkiem do siekiery, ale pierwsze uderzenie zniszczyło to wrażenie - był on tak samo giętki, jak korzenie służące za nogi. I do tego ruchy enta były nieporównywalnie szybsze, niż jego. Rąbało, zdawałoby się w krewniaka, niezmordowanie w tempie, które każdego człowieka rozłożyłoby na łopatki po kilku uderzeniach. Dopiero wtedy Ciastko pozwolił sobie się bezczelnie zaśmiać. -Widzisz, do tego prowadzi używanie zbyt mądrej dla siebie magii - powiedział z trudem, patrząc, jak ent łączy się z drzewem Sakitty poprzez utworzoną przez siebie wyrwę. Był pewny, że jego drzewko będzie walczyło tylko dla niego - prawie jeden procent tego enta to był krzem. Krzem, który w jego przypadku kontrolował każdy jego ruch. Mały procesorek, marzenie miniaturyzacji w wszystkich super rozwiniętych światach niemagicznych, był w każdej jego komórce. Bezduszna istota, wytrwale dążąca do swojego celu, to jest całkowitej asymilacji zagajnika Sakitty. Siekierą, jak i przetwarzaniem jego materii na swój wzór. Tym drugim w szczególności.
  12. Ohmowe Ciastko

    Kill la Kill

    Temat zamarł, więc spróbuję go reaktywować. Więc... robi się ciekawie. Nie będę robił spoilerów ani nic tym podobne, ale ostatnie kilka odcinków wniosło kilka ciekawych rzeczy. Kto sądzi podobnie do mnie, a mianowicie, że jak seria się skończy, to będzie to dla niego wielka strata w planowaniu tygodnia? Brak możliwości obejrzenia nowego odcinka świetnej chińskiej bajki?
  13. Słowa Yellow'a.... nie za bardzo zrozumiał je od razu. No, prócz tej części o eksplodujących czaszkach. Tutaj grozę poczuł od razu. Pod koniec drogi doszedł do prostej konkluzji - jak wykryje takowy czar, będzie miał przerąbane. Pchnął drzwi wejściowe do laboratorium Atlantisa. Niebieski jednorożec stał przy kuli. I tu miał zagwozdkę - czy może bezpiecznie dla niego wejść do kuli? Chyba tak, skoro wcześniej dołączył do Atlantisa w niej. -Projekt jest w kuli - odpowiedział, i podszedł do niej, pewny, iż taki obyły jednorożec jak Yellow będzie wiedział jak wejść do kuli.
  14. Ciemność. Na początku nie zląkł się. Strach przyszedł po sekundzie. Krzyczałby, gdyby usta nie były jak zamrożone. Rzuciłby się do ucieczki, co nawet sam wtedy uznał za niezbyt logiczne, gdyby nie stał tam jak sparaliżowany. Nigdy w życiu nie bał się tak, jak wtedy. I właśnie po kilku chwilach poczuł na powiekach mrowienie, a zaraz potem odzyskał nad nimi władzę. Zaśmiał się cicho. Gdyby mógł, to ryknąłby szczerym, głośnym śmiechem. Ale jeszcze nie w pełni sprawne gardło pozwoliło mu tylko cicho zarzęzić, co jednak przypominało śmiech. Straszny i sprawiający ciarki na plecach u zwykłych kucy, ale jednak. I śmiał się tak, aż groźnie się przechylił. Próbował jeszcze utrzymać równowagę, lecz nie posiadając pełnej kontroli nad ciałem, tylko pogorszył sprawę. Miał o tyle szczęście, że receptory bólu nie były w ogóle załączone - nie poczuł chłodu ziemi. A gdy już mógł poczuć jego kawałek, na tyle kontrolował swe ciało, by, chwiejnie i niepewnie, ale wstać. Zrobił kilka kroczków na próbę i pewien możliwości ruchu skierował się do skrzydła magicznego. Po drodze spotkał Atlantisa. -Za chwilę wracam - powiedział, nie przerywając biegu. Właśnie wtedy zauważył, że miast iść jak normalny kuc, powoli nabierał prędkości. Za kilka godzin z pewnością pobiłby rekord prędkości dla kucy, ale po kilku chwilach znalazł się w skrzydle magicznym. I dobrze, bo jeszcze wysoko postawiłby poprzeczkę dla profesjonalnych sportowców Equestrii. Yellow stał otoczony przez kuce w białych fartuchach, doglądając cieczy w skomplikowanej aparaturze alchemicznej. Thermal po chwili, krótkiej chwili przypomniał sobie, że to z pewnością ten gaz bojowy. I nie zwrócił na to większej uwagi. Kiedyś może chciałby odwieść ich od tego pomysłu. Ale teraz... teraz te potwory zasługiwały na śmierć w męczarniach. Martwiło go tylko, czy aby gaz będzie wystarczająco silny. - Witaj, co cię tu sprowadza?- spytał wyraźnie uradowany możliwością oderwania się od zajęcia. Patrzył na niego podkrążonymi oczyma. Żałował, że nie może go poprosić o coś wymagającego więcej czasu. -Wybacz, mam tylko kilka pytań - odpowiedział i zaczął wyliczać, nie czekając na odpowiedzi. Bał się, że zapomni o czymś, jeśli nie powie tego od razu. - Ile wyszkolonych jednorożców z własnej woli służy tyranom. Jakie czary znają podmieńce. Ile czarów bojowych nie-pociskowych mogą wykorzystywać siły tyranów. Czy te czary są bardzo groźne. Czy istnieje sposób na wykrycie ich magią - to były chyba wszystkie pytania, ale zaraz pomyślał o czymś co, jeśli się nie myli, ucieszy ogiera. - Czy masz czas? Bo najlepiej będzie, jeśli zobaczysz projekt. Atlantis udostępnił mi niebieską magiczną kulkę, która pomogła mi stworzyć projekt latającego, sterownego smoka. Teraz tylko chcę się upewnić, czy to nie jest zły pomysł, a jeśli jest dobry, to chcę go zrobić maksymalnie bezpiecznym dla mnie. Spojrzał na niego błagalnie. Kapi, jesteś genialny! To o otworzeniu oczu... banan na twarzy .
  15. Claro Estrada - czarodziejka tak zwanego "nowego Uniwersytetu Canterlockiego", który po pokonaniu większości wrogów Equestrii skupił się na życiu codziennym kucy. Jej przygoda z magią zaczęła się późno, lecz poparcie rodziców pozwoliło jej dostać się na Uniwersytet Canterlocki. Nie zabłysnęła wiedzą. Przez ten czas rozwijała się jej kariera artystki estradowej. Po szkole zaprzestała ćwiczeń, skupiając się na śpiewaniu. W trakcie kariery, w pewnym nie przybliżonym momencie, zrozumiała, czego jej brakuje. Zaczęła tworzyć zaklęcia wspierające głos. W ciągu kilku lat została szanowaną czarodziejką. W wieku 35 lat rzuciła śpiewanie i skupiła się na badaniu dźwięku. Stworzyła wiele czarów, wykorzystywanych nie tylko przez artystów, począwszy od wzmacniania głosu po prawie nieznaną tarczę dźwięku. Pionierka badań nad leczniczymi właściwościami określonych dźwięków, wydzieliła dźwięki wspierające leczenie się ran oraz zrastanie kości.
  16. Ohmowe Ciastko

    Co aktualnie czytamy

    Narrenturm Co ciekawe, nawet nie wiedziałem, że to pierwsza część sagi, tylko wcześniej przeczytałem Bożych Bojowników. Ale sądzę, że gdy skończę, to chyba do nich powrócę. Chociażby dla utopca, który mówi po ludzku, a nie po niemiecku.
  17. Nie dyskryminujmy żeńskiej części forum. Wszak niejedna pegasis, jak to w ich kobiecej naturze leży, może zostać tu zwiedziona wizją zdobycia błyskotki ( nagrody ), a po zakończeniu przygotowań zostać tu na dłużej. Ale by później nie pisały, że klacz zahartowana w walkach jest piękna itp. No, chyba że będzie należała do części armii nie zajmującej się niczym cięższym.
  18. Ohmowe Ciastko

    My Little Destiny

    Rainbow Doodle, the Spicy Furry destined to scold the Wonderbolts Rainbow Doodle, drastycznie futrzany, którego przeznaczeniem jest besztać Wonderbolst.
  19. Zdziwiło go, że przeciwnik zablokowałby cios pięścią, gdyby nie był on tylko oszustwem. Ale tym, co wprawiło go w chwilowe osłupienie był unik przez podcięciem. Jak to się działo, że nagle zaczął być taki szybki? Nie znał odpowiedzi na to pytanie. Na szczęście osłupienie nie zabrało mu słuchu i wzroku. Usłyszał trzask pękającego przed nim podłoża. Odruchowo odskoczył czując, jak na chwilę przed wyskokiem stopa wgniata warstwę ziemi. Jego oczom ukazała się sadzawka z jakiejś cieczy. Ostrożnie stawiając stopy odszedł kilka kroków, nie spuszczając oczu z przeciwnika. Adwersarz poczynił prawie to samo. Z tą różnicą, że on beztrosko odskoczył. Był on istną zagadką. Pierwotnie taki słaby, stawał się ciężkim przeciwnikiem. Pierwszy cios trafił dokładnie tam, gdzie chciał. Drugi zablokował. Trzeci uniknął. Co sprawiało, że był taki szybki? Że nawet doświadczony wojownik nie mógł go trafić? Myśl! Jak strateg, analizuj poczynania przeciwnika. Od kiedy przeciwnik był taki szybki? Pierwszy cios trafił. Później nastąpiła zmiana w metal. Prawie go zaatakował. Drugi cios zablokował. Wtedy te nitki, które z pewnością były na całej podłodze, musiały go zapowiedzieć. Później były jęzory ognia, pułapka i gazy. Później zamarkowany cios i unik, będący zaskoczeniem. Szlag by to trafił. Błędnie założył, że przed każdym czarem przeciwnik mówi inkantację. Najwidoczniej znał jakąś formę magii, która tego nie wymagała. To czyniło walkę trudniejszą. Ale tylko trudne walki czegoś uczyły. Azjatycko brzmiąca inkantacja. Wytężył wzrok, ale niczego nie dojrzał przez chmurę dymu. Kolejna zapowiedź. Z dymu, w wszystkich kierunkach zaczęły latać kule, które po wybuchu zostawiały pokaźnych rozmiarów pajęcze sieci. Z jednego, wspólnego punktu. Tylko jeden pocisk był skierowany w jego stronę. Z łatwością go uniknął. Znał tą nazwę. Jeden z jego przyjaciół był zafascynowany mitologiami. Kilkakrotnie wspominał o tej włóczni. Nigdy nie chybia. Broń boga. Kim jesteś, Jonahu? Czyżbyś był aż tak potężny? Sięgnął do swojego schowka. Wyciągnął z niego cylindryczny granat. Sporą ich ilość dostał od pewnych żołnierzy, po pokonaniu kilkunastu obcych, wyposażonych w energetyczne ostrza. Kilka takich też zresztą zabrał z pola bitwy. Już nie raz znalazł dla nich zastosowanie. I w tym momencie adwersarz rzucił boską włócznią. Nie zauważył tego - usłyszał. Poczuł ogromny ból, spowodowany potężnym łomotem dobiegającym zewsząd, z całej areny. Ledwo co nie wypuścił swojej defensywy. Łoskot prawie zwalił go z nóg, ostatecznie powodując przyklęknięcie na jednym kolanie, i ostatkiem sił uderzył cylindrem o ziemię. W ciągu ułamka sekundy otoczyła go sfera utworzona z błękitnych sześcianów. Włócznia uderzyła centralnie w środek jednego sześcianu. Tarcza na całej połówce zaświeciła, najmocniej w punkcie uderzenia. Gungnir upadł na ziemię, brzdęknął cicho, żałośnie. W tym samym momencie tarcza opadła. Podniósł broń. Ta powoli rozmyła się w powietrzu. Była w jego schowku, w odpowiedniej dla siebie części, razem z rozmaitymi błyskotkami. Tam, gdzie inne prezenty. Odda ją swemu przyjacielowi. On nie korzystał z takich udziwnień. Jeśli przeciwnik zdołał uniknąć ataku, to tak miało się stać. -Jaguarze, opuść mnie, albowiem już cię nie potrzebuję - powiedział. Jego ciało odzyskało w pełni ludzki kształt. Słuch osłabł. Trucizny, wcześniej tak silne, teraz były tylko delikatnym aromatem w powietrzu. Problemem była prędkość przeciwnika. Musiał jakąś na nią zaradzić. Ale jak, skoro jedynie mikstury mogły mu pomóc, a w tym jego kamienne ciało lub trzewia alchemika uniemożliwiały ich działanie? Czuł, że ma coś odpowiedniego. Ale nie wiedział co. W tej sytuacji musiał się zdać na swoje umiejętności. Na coś, w czym jest idealnie wyszkolony. Na czymś, na co ciało będzie reagowało szybciej, niż myśl. -Mieczu, coś był zanurzony w smoczym trzewiach, przybądź tu! - powiedział jedną dłoń zaciskając jakby trzymał rękojeść, a drugą, otwartą, trzymając tuż przy niej. Powoli zaczął odsuwać dłoń lewą od prawej. W miarę tego ruchu ukazywała się broń. Rękojeść zmaterializowała się w prawej dłoni, tak samo jak prosty jelec. Wraz z odsuwaniem się dłoni ukazało się dwusieczne ostrze o długości równej trzem stopom. Ale choć wyglądał jak produkcji słabego kowala, było dziełem mistrza, który nad wygląd przekładał jakość. I tak powstała prawdziwa broń, a nie dzieło sztuki. -Smoczy rycerzu, pobłogosław to oto ostrze, bym jak ty był zdolny zadawać zniszczenie siłą ciała i płomieni Od jelca w górę ostrze oblało się płomieniami. Lecz choć biło od niego okropne ciepło, nawet odrobinę nie zmieniło swojej barwy. I choć ogrzane, nadal w walce byłoby zdolne przeciąć zwykłą broń niczym powietrze. Zrobił głęboki wdech, uspokajając ciało. Opuścił miecz nisko, prawie dotykając nim podłoża, po czym z miejsca rozpoczął bieg. Tuż przy jego drodze było kilka pajęczyn, a za nimi chmura dymu. Biegnąc, siekł po pajęczynach. Każda z nich zajmowała się ogniem, topiąc się, a nie spalając, jak powinno zwykłe pajęcze włókno. Poznaj potęgę smoka. Na drodze stał mu już tylko dym. Za nim z pewnością był przeciwnik. Zwolnił, przesunął lewą dłonią po ostrzu. Całą dłoń objęły płomienie. Przybliżył ją do twarzy i dmuchnął ciut nad nią całą objętością płuc. Powietrze, które wylatywało z płuc zapłonęło, przebijając i rozpraszając mgłę. Lewa dłoń nadal płonęła, co zauważył z radością. Nie miał zamiaru tego zmieniać. Jak się spodziewał, przeciwnik nadal był tam, skąd wyleciały sieci oraz Gungnir. Wiele musiał się on jeszcze nauczyć. Zamarkował słabe cięcie, gotów zadać cięcie z każdej strony. Nie wiedział, w którą stronę ucieknie przeciwnik. I go to nie obchodziło. Teraz, gdy nie był skupiony na swych czynach, ciało było gotowe w pełni wykorzystać swoje możliwości. (mam tu na myśli to samo, co z sportowcami - nie myśląc nad tym, co robią, uzyskują lepsze rezultaty, umysł ich nie spowalnia)
  20. Przy obecnym kierunku rozwoju techniki kierującym się na minimalizację zapotrzebowania na prąd może się okazać, iż napięcie generowane przez ciało będzie mogło zasilić pewno liczbę takich nanobotów. A większa ilość... baterie grafenowe? Jak czytałem są bardzo pojemne, przy małej objętości.
  21. Ohmowe Ciastko

    Dyskusja o homoseksualizmie

    Według mnie homoseksualiści nie powinni mieć możliwości adopcji dzieci PONIŻEJ PEWNEGO WIEKU. Dlaczego? Bo może mieć błędne wzorce i choć urodzi się jako hetero, pod wpływem rodziców stanie się homo. Albo wpadnie w depresję, nie mogąc być takim, jak rodzice ( czyli nie zdoła wytworzyć w sobie pociągu do swojej płci ). Ja sam nie mam nic do homoseksualistów. Mam za to do tej ich części, która ciągle wymaga szanowania ich, przy ciągłym wyklinaniu na hetero; która żąda, by zwykłe prorodzinne zachowanie było zabronione jako forma ich prześladowań; tej, przy której nie można nic powiedzieć, bo od razu wołają dziennikarzy i wypłakują się na temat prześladowania ich; tej, która wykorzystuje swoją orientację jak niektórzy czarni swój kolor " nie zatrudniłeś mnie? HOMOFOB! Nieważne, że on miał lepsze CV. Prześladujesz mnie zatrudniając go, heteroseksualnego". I takich, którzy obściskują się obscenicznie. Ale tu wszystkich bez wyjątku - hetero i homo.
  22. To było bez sensu. Przeciwnik zablokował cios otwartą dłonią, przez co odleciał do tyłu, jednocześnie coś wypluwając. Leciał on przez kilka chwil, lecz jak każda istota musiał wylądować. I stało się to kilka chwil później. A wylądował tak, że Jan poczuł się niczym podczas pobytu w dziczy, gdy obserwował życie insektów. Tak nie mogli lądować normalni ludzie. Ponadto dlaczego tym razem zdołał się uchronić, skoro wcześniej bez problemu odbił się od niego? Ale co to miał Jonah w dłoni? Tej, która jeszcze kilka chwil wcześniej była tak kurczowo ściśnięta w pięść. Cholera. Jakiś detonator. Cichy trzask, lekki wybuch. Ostry zapach. W ostatniej chwili zdążył zamknąć oczy. Odrobinka dymu zdążyła zmusić jedno oko do puszczenia jednej, jedynej łzy. Cholera, ogień. Mężczyzna uśmiechnął się kącikami ust. Chyba jednak ta forma była dobrym wyborem, niezależnie od metalu przeciwnika. Przestawił jedną stopę. Na wszelki wypadek chciał móc daleko uciec. Palec poczuł pewien opór. Coś zahaczyło o pazur. I usłyszał - brzdęk przecięcia napiętej struny. Chłopak powiedział jakąś inkantację. Jęzor ognia. Ścieżka metalu. Czyżby to było to, o czym myślał? Odskoczył w bok. Opuścił obszar działania dymu. Wszystkie jęzory zmieniły swój kierunek, kierując się na niego. Odczekał chwilę i spróbował uniknąć jednego w ostatniej chwili. Nie zdołał. Źle myślał. Ale mu to nic nie zrobiło - co mogła zrobić iskra skale, zrodzonej z płonącego serca planety? Zrezygnował z testów i spokojnie poczekał, aż wszystkiej jęzory znikną, rozpadając się na jego kamiennej skórze. Skierował swe kroki ku młodzikowi, który właśnie zaczął rozrzucać jakieś krążki. Gdy pierwszy rzut dotkną ziemi, wybuchły, uwalniając chmury o wszystkich barwach tęczy. Mężczyzna poczuł aromaty, kręcące nos i próbujące zmusić jego żołądek do gwałtownych wymiotów. Co prawda znał tą truciznę i mógł ją długo wytrzymać, ale nigdy w życiu nie widział różowej trującej chmury. Barwa zielona także była mu nieznana. Zaczął wątpić, czy przeżyje przejście przez tą zaporę. Nie, był pewien, na pewno nie zrobi tego... ...w obecnym stanie. Bo choć był z kamienia, nadal żył. A życie może zostać pokonane przez takie rzeczy. Lecz życie mogło także wyrobić sobie odporność na praktycznie wszystko. Nawet na trucizny. -Alchemiku, smakujący każdego swego dzieła, pobłogosław mnie - powiedział i pewnym, złym krokiem wszedł w chmurę. Nadal czuł rozmaite zapachy, lecz nic się nie działo. Nie mogło - Alchemik tak długo uodparniał swe ciało, że w końcu nawet nieznane mu trucizny przestały być dla niego obce. Chód przemienił się w bieg. Czuł, że przeciwnik doskonale wie, gdzie on jest. Ale i on znał położenie Jonaha. No, orientacyjny kierunek. Był w rozgrzanym powietrzu, lekko palącym płuca, więc z pewnością jego wzrok błędnie podawał mu odległość, która była niezmienna przez dłuższą chwilę. Lecz gdy był dostatecznie blisko, usłyszał jego mocno bijące serce. Wtedy już był pewien. Zamarkował prawy podbródkowy i widząc unik przeciwnika kopnął nisko i szeroko, chcąc obalić nastolatka.
  23. Nadal może to nie być możliwe. Powód - terroryści. Ogólny strach przed pokonaniem zabezpieczeń i śmiercią sprawi, że to rozwiązanie nie zostanie wdrożone na rynek. Przynajmniej ja tak sądzę.
  24. Bezgłośnie, na bosych stopach zmienił swoje miejsce. Wiedział, że Jonah z pewnością stamtąd spodziewa się ataku. No tak, Jonah. A tuż przed wejściem na arenę zastanawiał się, jak nazywa się jego przeciwnik. Zapomnienie usprawiedliwił tym, iż z nim nie walczył, przez co nie poznał go od strony wartej zapamiętania. Imiona ludzi niewartych walki zapominał. Jednak to sobie przypomniał. To dobrze wróżyło walce. Powrócił do miejsca, z którego wyrzucił przeciwnika. Jak sądził, to będzie miejsce, z którego atak będzie najmniej przewidywalny. Wskazywała na to ostentacyjna mowa, skierowana do tego miejsca. Ostentacyjna, jak i bez sensowna. Na razie. Wziął rozpęd i wyskoczył z cienia, kierując się na przeciwnika. Przebiegł nisko pochylony dwa szybkie kroki, chcąc zadać szeroki cios dłonią uzbrojoną w szpony. Lecz będąc o krok od przeciwnika zrozumiał swój błąd. Wystarczyło, by ujrzał twarz, kryjącą się pod kapturem. A raczej jej kolor. Jego słowa nagle nabrały sensu. Wyskoczył nisko, chcąc dotknąć przeciwnika stopami. Lecz nie chciał atakować. Ten przygotował się do obrony, lecz nie zdążył niczego zrobić. Zanim jego dłonie doleciały do miejsca, w którym go dotknął, on już dawno od niego odskoczył. Uciekł do cienia. Sam kolor jego skóry niczego nie musiał znaczyć. Ale to, iż wyskok nie obalił nastolatka, potwierdzał jego przypuszczenia - miał do czynienia z magiem, który ponadto może zmieniać materiał, z którego jest wykonany. A teraz był jak metal. Jeśli w głębi serca miał wątpliwości, czy warto z nim walczyć, to teraz znikły. Móc się zmieniać w metal... to było lepsze, niż zamiana w kamień. Ale tylko ją miał. -Golemie, okruchu przedwiecznego obelisku, udziel mi swego błogosławieństwa - powiedział cicho. Broda, jak i włosy z uszu. Wszystkie włosy na jego ciele odpadły. Skóra przybrała ciemniejszy, lekko grafitową barwę. Pazury wyglądały jakby były z szkła. Prawdą było, że niewiele ustępowały diamentom. Lecz co z tego, skoro nadal mogły się skruszyć? Schował je i zacisnął dłonie w pięści. Wybiegł z cienia. Każdy krok był akcentowany przez lekkie skrzypienie i trzeszczenie kamiennej skóry. Lecz na szczęście zachował większość tempa poprzedniego biegu. Prawa pięść poleciała na spotkanie z twarzą nastolatka. Choć wiedział, że ten jest od niego twardszy, to jednak nie wątpił, że wygra takie starcie - on był większy, a przez to cięższy i silniejszy. Ale nie zapominał, że ten nastolatek nadal nie pokazał mu pełni swych możliwości. Ale i on miał do zaprezentowania wiele ciekawego. Ale to później, gdy przestaną się z sobą patyczkować.
  25. Czemu był taki pewny siebie? Każdy wojownik wie, że przeciwnikowi należy się największy szacunek, a w myślach, przynajmniej do momentu zwycięstwa, ma być on przeciwnikiem równym bogowi. Oj, nie jeden mężczyzna dał się pokonać tylko przez pewność siebie, dając przeciwnikowi możliwość do ataku. A on właśnie dał całe multum możliwości do ataku. Już ten cień na arenie mógł być przystosowaniem pola walki dla swojej korzyści. Każdy by tak zrobił. Tak, zdecydowanie zapomniał o swojej głównej zasadzie. I poślizgnął się na swojej nieomylności. Jeśli chciał to wygrać musiał zacząć być jak wojownik, a nie jak amator. A bycie amatorem nie było męskie. I w tym samym momencie usłyszał odgłos toczenia się metalu pomiędzy nogami. Spojrzał tam. Jakaś niewielka kulka upadła właśnie tam i zaczęła wypuszczać biały dym. Jeszcze zanim sięgnął on do jego nosa, poczuł drapiący i otępiający zapach. Szybkim ruchem zatkał nos i zrobił kilka kroków w tył. W ostatniej chwili powstrzymał się przed postawieniem stopy, gdy ujrzał, że chce ją postawić na metalowym krążku. Zresztą jednym z wielu, które leżały na podłożu między nim a punktem, w którym była masa cienia. Wniosek był prosty. Miał do czynienia z magiem, dla którego cień jest domem, w którym czuje się bezpiecznie. Zrozumiał, dlaczego gdy wstąpił na powierzchnię areny było na niej tyle cienia. Przygotowanie. Takie samo, jak te krążki. Gdyby miały być pułapką, to nie byłoby ich aż tylu. To tylko element przygotowania, by jak najlepiej wykorzystać swoje możliwości. A on nie był przeciwny walce w cieniu. Miał dziesiątki form, które lepiej lub gorzej nadają się do walki w ciemnościach. Ale domeną wojowników cienia była także szybkość. Potrzebował więc formy, która prócz zdolności do widzenia w mrokach była szybka. A któż lepiej pasował do tego opisu niż kot? -O Jaguarze, panie i boże puszczy, użycz mi mocy swych wojowników, abym i tym razem zwyciężył, tak samo jak z tobą. Poczuł, jak jego ciało się zmienia. Sylwetka stała się smuklejsza i bardziej zwarta. Nos skrócił się i poczernił, a uszy wydłużyły. Na ich czubkach wyrastały kępki żółtych włosów. Dłonie trochę się skróciły, a paznokcie wydłużyły się, po chwili przeobrażając się w pazury. A jego ubranie zostało całkowicie zmienione. Teraz jego jedynym odzieniem była skóra jaguara, z łbem nałożonym na głowę niczym hełm. Lecz nadal nie widział przeciwnika. Ale czuł go. -Czuję cię - powiedział i rzucił się do przodu, starannie stawiając nogi, by nie trafić na krążki. Jeszcze w biegu wziął zamach. Przeciwnika ciągle nie widział, ale doskonale słyszał huk jego bijącego serca. Teoretycznie ma uderzyć gdy będzie dostatecznie blisko. Teoretycznie. Ale kontratak się nie powiedzie, od razu mówię. Przynajmniej nie taki polegający na jakimś chwycie i przerzucie.
×
×
  • Utwórz nowe...