Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5784
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Trudno było orzec jednoznacznie, czy potwór był bardziej przerażający w ruchu, czy w absolutnym bezruchu, w którym teraz tkwił. Hamzat mógł się domyślić, że przez istotę oplecioną lepką, żółtą mgłą przepływają myśli. Już w trakcie tego procesu czuł, że kwiecista przemowa starła się z barykadą niezrozumienia i starcie przegrała. - Nie odczuwamy do nikogo żalu, jesteśmy zjednoczeni. Przez cały ten czas wykonywaliśmy sumiennie rozkazy pana, co możemy zrobić by być lepszymi? Nie mamy serc, panie, a nasz umysł jest zjednoczony, ale nie wiemy, czy sprawiedliwy. - Wykonujemy proste rozkazy. Strzeż. Pilnuj. Zabierz. Nie potrafimy sądzić, wybacz. Ale pokaż nam jak to zrobić, a zrobimy to z radością! - Z radością będziemy służyć! - rzucił wygłodniale chór głosów w głowie Hamzata, a abominacja znów zamarła w oczekiwaniu na słowo, które ją poprowadzi. W ciszy jaka zapanowała słyszalne były nawet spadające ziarenka piasku.
  2. - Podszkol się szybko, najlepiej zanim zginiemy z głodu. Albo pragnienia. Albo zanim mój pan, ten obrzydliwy zbir się obudzi - odparła. - Nie, naprawdę. Czytaj tę książkę. Po jakiemu to? - zapytała, podchodząc bliżej i rzeczowo przyglądając się opasłemu tomiszczu.
  3. - Jesteś tak ogromnie miłosierny, panie! Bezczynność tak wielce nas bolała. Cierpieliśmy, a teraz będziemy znowu na twojej służbie! - odparła abominacja i ukłoniła się na tyle nisko, na ile pozwoliło jej ohydne ciało. - Zaraz... Wskaż nam drogę, Srebrzysty. Otuliłeś nas mgłą, ale nic przez nią nie widzimy. Nie wyczuwamy i nie słyszymy. Wskaż nam drogę do celu, błagamy. - Mam pytanie, co konkretnie oznacza "zjednoczyć w pokoju"? - odezwał się zaskakująco pojedynczy głos. Gdzieś za lewą łapą bestii poruszyła się jedna ze scalonych mumii i skierowała makabryczną twarz na Hamzata. - Jesteśmy jednością! - fuknęła reszta. - Musimy zjednoczyć takich jak ty, którzy zapomnieli że są jednością i zrobimy to, jak tylko osądzimy boginię wskazaną przez Pana! - Jak mamy ją osądzić? Złamała prawo? Czy są świadkowie? Czy są obrońcy? - zapytał ponownie irytujący indywidualista. Cała reszta organizmu zaczęła tę myśl trawić. Prawdopodobnie na co dzień, za czasów świetności wykonywali inne zadania. Może prostsze i mniej metaforyczne. - ...Księżycowy Panie?
  4. To nie było to, co Irielowi się w tym momencie podobało. Już samo chodzenie było nieco skomplikowane, a już grunt, który podle pozwala stopie przy kontakcie z nim się wykrzywiać, był dodatkowym utrudnieniem. Jeszcze umysł musiał kontrolować rękę, żeby - jak to powiedział herszt - "pewnie chwycić broń". Dobra, to było w miarę łatwe. Gorzej w momencie, kiedy ta broń się przyda. Iriel czuł dwie rzeczy - albo go zabiją, albo poważnie zranią, albo się skompromituje. Albo kogoś zabije albo zrani, co było równie złą opcją, patrząc na to, że w rankingu ojca pewno był teraz na poziomie ludzi. Czyli był oceniany jak człowiek. Iriel zastanawiał się dłuższy czas, czy po raz kolejny truć Najwyższemu cztery litery o pomoc. Było to też w mniemaniu eks-skrzydlatego dosyć żałosne, ale z drugiej strony... Przecież walczył o przeżycie, a siedząc po uszy w gównie zaprzątanie sobie głowy honorem było nadgorliwością. Pomodlił się więc w duchu i skupił wyjątkowo mocno na rzeczach doczesnych.
  5. Wizualnie to co wylazło spod ziemi było znacznie mniej przyjazne niż węże i skorpiony, jeśli takowe w ogóle rozpatrywać w tej kategorii. Z początku pękająca ziemia wypuściła gęstą, cuchnącą starością i zgnilizną mgłę, która w odróżnieniu od tej wszechobecnej była żółtawa i pełza pod ziemi. Zupełnie tak, jakby była zbyt ciężka by zwyciężyć z powietrzem. Potem na powierzchnię wysunęły się zbrązowiałe patyczki, które - o, zgrozo - okazały się być wyschniętymi, martwymi palcami. Naprawdę wieloma palcami. Po palcach wysunęły się chude ręce, ale coś, co z początku można było uznać za grupkę naturalnych mumii, było w rzeczywistości znacznie gorsze niż ożywione trupy. Abominacja składała się z powykręcanych, poplątanych ciał ludzkich. Z większej odległości jej struktura przypominała drewno, z mniejszej lepiej było nie patrzeć. Istota opleciona strzępami mgły, którą zdawała się produkować przerastała Hamzata trzykrotnie. Jej szczytem, czy też głową był korpus mumii, cała reszta zaś przypominała sylwetkę krokodyla stojącego na dwóch łapach z chwytnymi górnymi kończynami. Upiorne, wielkie ręce zetknęły się z podłożem i dzięki temu potwór mógł zniżyć się i "spojrzeć" na Hamzata pustyni oczodołami. Jedyny nieposkręcany korpus znalazł się metr od mężczyzny. - Zostaliśmy stworzeni żeby służyć Księżycowemu Panu. Czekaliśmy wiernie całe lata. Udziel nam nagrody, Jasny Panie. Wydaj rozkaz - przemówiła anomalia. Oczywiście od tak dawna nieużywane struny głosowe nie działały - porozumiewał się z Nomadą mentalnie.
  6. Iriel starał się wprost emanować entuzjazmem, bo o szczerym podzieleniu radości towarzyszy nie było mowy. Wpakował się głupio w bagno, chcąc im zaimponować i teraz się zastanawiał czy faktycznie tak wesoło wyraził zgodę na zamordowanie kogoś tym... Czymś. Cóż, póki co jeśli nie stchórzy to pewnie i tak mu nic nie zrobią, bo był im potrzebny. Postanowił po prostu póki co zdać się na los.
  7. Istota ponownie odpowiedziała ciszą. Hamzat mógł wyczuwać, jak natłok myśli przesuwa się powoli i ociężale przez zasnute starością zwoje umysłu. - Czekaliśmy na wezwanie pana. Kiedy teraz przyszło, musimy odpowiedzieć! - odezwał się zaskakująco pojedynczy głos. Zaraz jednak dołączył do niego chór pozostałych. - Ale czy pamiętamy jak wyjść na zewnątrz? Wskaż nam światło, Księżycowy! Potrzebne nam światło, aby cię znaleźć! Wskrześ nas, przywróć nas do życia, abyśmy mogli służyć Srebrnemu! Nie wszyscy z nas słyszą twoje słowa, a muszą usłyszeć! - zakrzyknęły bezdźwięczne wyschnięte struny głosowe. Pod stopami Hamzata coś lekko zadrżało, jakby spory skorpion albo inne podziemne zwierzę próbowało się wykopać na powierzchnię. Mgła nie zrzedła.
  8. - Nie mam w tym, panie herszcie, absolutnie żadnego rozeznania, to i mniemam, że najzwyklejsza, prosta jak cep broń wystarczy - odparł, w głębi ducha mając nadzieję, że pierwszy raz nie będzie ostatnim. Usilnie powstrzymywał też myśli o opcjonalnych nieprzyjemnościach związanych ze śmiertelnym zranieniem. Nie opanował lekkiego drgnięcia, odruchu w związku z ostrzem nieco zbyt szybko i zbyt blisko jego ciała. Najpierw omiótł wzrokiem owego nieokrzesanego typa, żeby potem pewnie wziąć do ręki ów dziwaczny twór. Przynajmniej próbował, żeby było to pewne. Aż żal, że uprzejmie nie dano mu jakiegoś bardziej muskularnego ciała.
  9. - Tak, górą. Po wypluciu z siebie duszy - odparła niezbyt entuzjastycznie, niepewnie wstając na nogi. - To nie jest zwyczajny grobowiec. To powstało po to, by uwięzić tu mojego pana. Nie zwykłego handlarza-złodzieja, jak ty. Potężnego maga - poinformowała, lekko zielona na twarzy. - Co to za księga? Potrafisz czarować? - zapytała kobieta, podchodząc nieco bliżej.
  10. Zapadła cisza przesiąknięta zakłopotanym milczeniem. Czymkolwiek ów stwór był, najwyraźniej któraś z wypowiedzi Hamzata wprawiła go w niemałe osłupienie. - Jesteśmy sługami Księżycowego, jego Najświętszej Bladości, Srebrnego Pana! Rozkazał nam, aby czekać, tako i czekamy. Świat wokół zniszczał, ale wiernie służymy i trwamy, wypatrując naszego Pana. Powiedz, Księżycowy, co mamy robić? - zapytał stwór. Wydawało się, że jego emocje przesiąkają do świata rzeczywistego - nomada czuł desperację przeszytą cierpieniem i czuł, że te uczucia nie należały do niego. Mackowate widmo wzbudzało litość, a strach, który z początku mu towarzyszył, odszedł. I im dłużej oczy mężczyzny próbowały zobaczyć, z czym ma do czynienia, tym częściej wyłapywały niewyraźne, zasuszone sztywno w wyrazie przerażenia, niematerialne twarze wijące się gdzieś w dziwacznych mackach. - Czy zejdziesz do nas, na dół? Zaszczycisz nas odrobiną światła, panie? Błagamy!
  11. Nieznajoma skrzywiła się, wcale nie próbując tego ukryć, słysząc dźwięk pełnego imienia Percivala. - Demacja. Kraj bez magii - odpowiedziała, już nie po shurimiańsku, a we wspólnym. - Wpadłeś do złego miejsca, handlarzu. To grób, mój i mojego pana. Shurimiańskie grobowce nie są stworzone do tego, by z nich wychodzić - oznajmiła. - A ten szczególnie. - Kobieta chciała kontynuować swoją wypowiedź, ale nagły skurcz zmusił ją do zgięcia się wpół i podparcia o sarkofag. W trakcie tego zsunęła się za ów sarkofag i do uszu Percivala dobiegły dźwięki wymiotowania. (A manierka jest pusta)
  12. - Ehe - odparła Sigrid, zgodnie z wolą Hamzata zbierając naczynia do napełnienia z juków wielbłąda. Zwierz dalej wyglądał na przerażonego i nerwowo prychał, nie skupiając się za bardzo na piciu wody. Łysy kapłan również nie był szczególnie przejęty, to jest o ile widocznie zachowywał czujność, o tyle nie wyglądał jakby cokolwiek dziwnego usłyszał. Twarz bogini natomiast nie zdradzała żadnych emocji, prócz tego, że prawdopodobnie podzielała obawy swoich skrzydlatych poddanych. Obecnie zajmowała się głaskaniem sępa po łysym łbie. - To on! Nie, to kapłan, głupi! Ale to on, pan przysłał kapłana aby nas wybudził! Tutaj, tutaj Księżycowy! Podejdź, kapłanie! Mówiłem wam, że nas nie zostawi! Księżycowy Pan jest miłosierny! Mgła pochłonęła całą drużynę Hamzata, skutecznie go od niej oddzielając. Mógł odnieść wrażenie, że wokół niego coś się wije, ale jego oczy nie były w stanie wyłapać konkretnego kształtu. Wreszcie w białym dymie dało się dostrzec coś na kształt macek, umiejscowionych w odległości paru kroków od Nomada. Macki były długie i niematerialne. - Czy przynosisz nam rozkazy, kapłanie?
  13. Nie i nie. Jasne, miał parę razy w rękach ogniste miecze i inny tradycyjny oręż, co nie zmienia faktu, że te ręce i tamte ręce to było coś zupełnie innego. Iriel zmarszczył brwi w wyrazie zamyślenia. Z drugiej strony co, odmówi tym tutaj tak po prostu? I jak coś takiego będzie się liczyło do punktacji plusów i minusów u ojca? Dobra, raz kozie śmierć. Iriel doszedł do wniosku, że jak już jest na ziemi w ludzkim ciele, to wypadałoby nabrać doświadczeń. - Nie uczyłem się nigdy sztuk walki, od zawsze siedzę raczej przy księgach - zaczął, drapiąc się po brodzie. - Ale, jak mniemam, jeśli dostanę miecz i będę trzymał tępy koniec, a walił ostrym, to jakoś to będzie. Zawsze musi być ten pierwszy raz - stwierdził i wzruszył ramionami.
  14. Wciąż owinięta bandażami kobieta przez chwilę tępo wpatrywała się w bukłak, ale kiedy już oprzytomniała, nie potrzebowała zachęty. Wyrwała naczynie z rąk Percivala i wypiła zawartość na raz, żeby zaraz potem zerwać się na równe nogi i dopaść niemal do czarnego sarkofagu. O ile ciało było widocznie w normie, o tyle umysł musiał się najwyraźniej rozruszać. Dłonie nieznajomej zaczęły błądzić po równej płycie grobu, aż wreszcie przyłożyła do niego ucho i zamarła tak na parę chwil. Wreszcie wyprostowała się i odwróciła do Percivala, dotykając blizny na twarzy. Otwarła usta, z których z początku wydobył się jedynie skrzek. Po paru próbach kobieta przemówiła. Na pewno po shurimiańsku, ale z jakimś dziwacznym dialektem i za szybko, żeby mężczyzna zrozumiał. Uniosła przy tym ręce i żywo gestykulowała, co chwilę wskazując na sarkofag za sobą. Twarz kobiety sugerowała jakąś złośliwą satysfakcję. Chyba jednak zrozumiała, że kupiec nic nie rozumie. - Ty... - zaczęła, wskazując na niego dłonią. -... Kto? Co... Tu... Robić? - pytała, kreśląc w powietrzu koła i tym razem mówiąc naprawdę powoli. - Skąd?
  15. Z opuszek palców Percivala wystrzeliły zielone wiązki świetlne i popłynęły w stronę mumii. Gdy zetknęły się z wyschniętą, brązową skórą, nieumarły znieruchomiał. Palce obkurczyły się, niczym odnóża umierającego insekta i cała paskudna figura gwałtownym szarpnięciem wynurzyła się z piachu. Zabandażowany trup wił się coraz żywiej i żywiej, aż wreszcie przestał być... Trupem. Zgarbiona postać przed Percivalem oddychała ciężko, wspierając się łokciami w pozycji półleżącej. Po chwili odrętwienia nerwowo zaczęła zrywać z twarzy bandaże, co nie stanowiło trudności - wszystkie były okropnie zbutwiałe. Oczom podróżnika ukazała się zdecydowanie damska twarz o trójkątnym kształcie. Miała mały, wąski nos i dość wydatne usta. Spod ciemnych, delikatnych brwi spoglądały bursztynowe, praktycznie żółte oczy i całość zakłócała jedynie blizna na policzku, z odległości wyglądająca jak tatuaż przedstawiający shurimiański ornament.
  16. Irielowi pozostało uszanować wolę zielarza i zostawić go w spokoju. Miał wrażenie, że Bezdech podobnie zachowałby się w obliczu tajfunu i że w tym przypadkach tajfun również nie miałby nic do gadania. W związku z takim obrotem sytuacji, postanowił wrócić w okolicę obozowiska, już z trochę lepszym nastawieniem. Był ciekaw, kto o tak podłej, porannej (choć, trzeba przyznać, urokliwej) porze z czegokolwiek się cieszy albo czymkolwiek ekscytuje, dlatego też postanowił to sprawdzić.
  17. Dźwięki wody zdawały się okrążać grupę i dopiero po dłuższym czasie w końcu udało się trafić na strumień. Reszty krajobrazu wciąż nie było widać, więc i trudno było zrobić jakiekolwiek rozeznanie. Dojście do strumyka było kamieniste, wodą obmywała głazy leżące jej na drodze. Na jednym z takich głazów przysiadł sęp i zaczął niespokojnie czesać sobie piórka, co chwilę przestając i kręcąc głową. Łysy podszedł bliżej strumyka i zanurzył w nim dłoń, żeby następnie unieść ją do ust i posmakować wody. - Całkiem normalna - stwierdził, jakby fakt ten wprawił go w niemałe zaskoczenie. - Nie wyczuwam niczego nadzwyczajnego. Wielbłąd też nie miał oporu z napiciem się, jego śladem poszła i Sigrid. Hamzatowi natomiast w oczy rzuciło się widoczne kątem oka poruszenie gdzieś na lewo od niego, od strony z której płynęła woda. - Księżycowy? - do uszu Nomada dotarł głos brzmiący jak wygłodniałe stąpnięcie. Brzmiał bardzo eterycznie, jakby wypłynął z kilku krtani na raz. Takich krtani, które od wielu, wielu lat nie przemawiały i trochę się zakurzyły.
  18. - Biologia morska jest idealna. Więc, kontynuując, nie wiem jakie masz spojrzenie na Cetoscarus Bicolor, ale jak dla mnie są trochę zbyt pretensjonalne - stwierdził, przybierając na powrót poważny ton. Niewiele się zmieniło na parkiecie i poza nim, dalej panowały plotki i wesołe pijaństwo. Po paru minutach Rose wypatrzyła swoje jaskrawo ubrane towarzyszki i wreszcie Chię, która obecnie rozmawiała z dziwacznym stworzeniem będącym mieszanką rekina i wydry, które Rose miała już okazję widzieć. Kiedy wstąpili do wnętrza, parę osób zwróciło swój wzrok zarówno na klacz jak i na jej towarzysza. Oczy innych klaczy wyrażały wobec Rose raczej niechęć, a może i nawet zazdrość.
  19. - O, to mi się podoba! Organizacja pracy przede wszystkim. Musimy się jakoś porozumiewać, ja jestem zbyt rozpoznawalny i ty pewnie też będziesz, więc... Ptasia poczta! Albo jakakolwiek. Zorganizuję to niebawem, a teraz lepiej chodźmy. Przy niewielkiej pomocy alicorna znalazła się z powrotem w ogrodzie. Miała wciąż lekkie zawroty głowy, ale prócz tego nic złego po stanie nieświadomości jej się nie działo. - Teraz musimy wrócić tam jak gdyby nigdy nic - oznajmił, zbliżając się w stronę wejścia na salę. - Jakiś pomysł na głupi temat? Możliwie nudny, żeby nie wzbudzać podejrzeń - szepnął Jalen.
  20. - Jeszcze pytasz... Kolejne stuknięcie i oczy Rose zalała feeria agresywnych, neonowych barw. Tym razem jednak przejście przez ten dziwaczny stan trwało ledwie parę sekund i z powrotem była w grocie. Jalen siedział na przeciwko, również budząc się ze snu, a pączek nieznanego kwiatka przekwitł. - Trzeba się umówić na jakiś konkretny termin. I chyba najbezpieczniej zrobić to nocą - zaproponował.
  21. Jalen wyszczerzył się wesoło, słysząc słowa Rose. Znów stuknął kopytkiem w ziemię, której nie było widać. Zaczęli się przybliżać. - Myślę, że dziwne brzmienie to w mojej linii rodowej norma. Ale przypomnę Ci, że też jesteś teraz pod wpływem narkotyków, więc w praktyce też jesteś ćpunem. Im bliżej, tym mniej było szczegółów. Zupełnie jakby skały rozmywały się, a przez nie przebijały błyski dziwacznych kolorów z początku narkotycznego snu. Nie tworzył się żaden krajobraz, nic nie było widać. - Widzisz? Nie da się. To tylko mapa.
  22. Patrząc na prędkość poruszania się nieumarłego, miał jeszcze trochę czasu. Gorzej, że naprawdę nie było tu widać żadnej drogi ucieczki. Tylko kopuła i sarkofag. Stronnice księgi po raz kolejny ukazały mężczyźnie zaklęcia: - Żyzna ziemia - na jeden sezon twoja ziemia obfitować będzie w niezwykle bogate plony; - Wypoczęcie - przez 48 godzin twój umysł nie będzie domagał się snu; - Przywrócenie - przywróć ubytki cielesne dowolnie wybranej osobie;
  23. Sarkofag był mroczny i cały pokryty shurimiańskim pismem, z mnóstwem kręgów połączonych w estetyczny wzór na pokrywie. Nie było widać przerwy, tak jakby sarkofag nie był sarkofagiem, a ołtarzem na przykład, wykutym z jednego kawałka skały. Po lewej stronie, u stóp sarkofagu poruszył się piach, z którego urósł kopiec, z kopca zaś powoli wysunęła się drżąca, chuda i niewątpliwie wyschnięta ludzka ręka. Widać było tylko palce, resztę ciasno związano bandażami.
  24. Wir okazał się być naprawdę potężnym zaklęciem, a Percival prawdopodobnie nie oddał najwierniej brzmienia starożytnych słów, bo powietrze ani śmiało go słuchać. To znaczy owszem, wir zrobił się wewnątrz krypty. Zapewne nawet rozwiał zalegający w środku piach, tyle że... Razem z kryptą. Ziarenka piachu wirowały, boleśnie uderzając w każdy nieosłonięty kawałek skóry Percivala, aż wreszcie, po paru naprawdę uciążliwych sekundach porywy bardzo lokalnej piaskowej burzy ustały i zapadła cisza. - IDIOTA! KRETYN! - wydarł się wściekły Nomad, ale nie tylko jego krzyki łamały ciszę. Do uszu handlarza dotarł cichutki szum gdzieś z dołu, przytłumiony przez masy piachu, ale nabierający na sile. Zobaczył jeszcze, że ziarenka przemieszczają się w dół i że niebezpiecznie blisko tworzy się lej, coraz większy i większy... A potem grunt uciekł mu spod nóg, gdy mimo woli zsunął się do leja. Zapanowała ciemność, a do uszu docierał chrobot spadającego razem z nim piasku. Uczucie było obezwładniający przerażające, Percival się dusił. Na szczęście wszystko się skończyło mocnym uderzeniem czterema literami o kupkę piasku na ziemi. Nie było to przyjemne i na chwilę odebrało mu dech. Ciemność wokół rozpraszała tylko wąska strużka światła z otworu, przez który mężczyzna wpadł. Wokół był piasek, piasek i ciemności. Znalazł się w kolejnej, większej krypcie ze sklepieniem w kształcie kopuły. Nie było możliwości wspiąć się z powrotem, bo było za wysoko. Nieopodal Percivala spadła jego księga. Jedynym wyróżniającym się obiektem w komnacie był wielki, monumentalny, czarny prostopadłościan położony poziomo na schodkowym podwyższeniu. Obowiązkowo czarny.
  25. Czary prezentowały się następująco: - Wir powietrzny - inkantacja zaklęcia tworzy w miejscu wskazanym przez czarującego wir o ogromnej sile, który następnie przemieszcza się w inne wskazane miejsce i rozwiewa; - Niedźwiedzia siła - na czas zależny od inkantacji wzmacnia użytkownika i dodaje mu siły fizycznej; - Wezwanie ślimaka - przywołuje w dowolne miejsce ślimaka. Takiego z muszlą.
×
×
  • Utwórz nowe...