Skocz do zawartości

Arcybiskup z Canterbury

Brony
  • Zawartość

    5784
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury

  1. Działanie niewiele dało, bo i piachu był ogrom. Może lepszym wyjściem byłoby użycie potężniejszych środków?
  2. Czerwony kryształ lekko pulsujący światłem z wnętrza oświetlił niebieskie płaskorzeźby i... Absolutnie nic więcej się nie stało. Może coś znajdowało się pod piaskiem? - I co? Znalazł coś? - krzyknął przewodnik.
  3. - Metafora - odparł. Dopiero słysząc od Rose potwierdzenie, było widać narastająca u alikorna ekscytację. - Świetnie! Widzę u ciebie jakieś przejawy intelektu, więc mam wrażenie, że jesteś dobrą osobą na dobrym miejscu. Żartuję z tymi przejawami, nie musisz się obrażać. Kontynuując, mam nadzieję, że lubisz zagadki. Otóż narkotyk który zażyliśmy nie do końca jest narkotykiem. Tak, wprowadza w trans, ale pokazuje prawdę. To znaczy prawdę o tym miejscu, jeśli wystarczająco długo nad tym popracujesz. I tak... Tupnął kopytkiem i nagle byli znacznie, znacznie wyżej. Pod kopytami Rose w ogóle nie było już gruntu, za to wszędzie unosiły się jasne punkty świetlne. Pod nimi było morze, bardzo daleko i niewielkie plamki. Ląd. - Patrz, tu jest Wreckarck - wskazał na największe skupisko wysokich słupów i łuków skalnych, gęsto zabudowanych. - I reszta wysepek, które widnieją na mapie. Ale to tutaj... - kopyto Jalena wskazało na małą wysepk. - Tego nigdzie nie ma. I czterech kolejnych też nie. Wszystkie są ułożone jak gwiazdy w Kasjopei. Rzeczywiście, nieco oddalone od zatoki wysepki tworzyły znajomy kształt. Pytanie tylko co to oznaczało i czy nie było tylko narkotycznym wyobrażeniem. - Za każdym razem wizja pokazuje to samo, a kwiat który wydziela ten zapach znalazłem w wodzie, po burzy. Teraz masz dwie możliwości: możesz uznać mnie za wariata, albo podjąć się udziału w małym śledztwie. Byłaś złodziejką, Rose, nie wierzę że kopyta cię nie świerzbią by odkryć co może się tam znajdować.
  4. - Spokojnie, to i tak by nie było możliwe. Jestem tylko twoim głosem sumienia i jego wizualizacją - odezwał się i chwilę później zarechotał z własnego żartu. - No już, nie wściekaj się. Chociaż fakt faktem, jak już się denerwujesz i pozwalasz sobie na chwilę szczerości jesteś znacznie bardziej znośna. Mówił ci to ktoś kiedyś? Nie? No to widzisz, jednak są jakieś plusy z tego spotkania. Dobra, starczy. Ogier podszedł i dwa razy pacnął Rose w grzbiet. - Chcesz te swoje kreatywne fajerwerki?
  5. - Na coś bardziej kreatywnego? Tak się składa że miało być jeszcze coś bardziej kreatywnego, ale chyba postrzegamy ten termin inaczej. W spółkowaniu nie ma nic kreatywnego. Nie wiem, nie masz tak, że chcesz się z kimś najpierw poznać? Bo jeśli nie, to naprawdę rekordowo szybko się zakochujesz - stwierdził, przewracając oczami. - Jesteś w ogóle w stanie wytworzyć z innym kucem relację nieromantyczną? Bo wiesz, bywa że nie wszystko się o to opiera.
  6. Jalen westchnął tak głęboko, jakby ktoś zdjął z niego właśnie ciężar świata. - Robisz to tak ostentacyjnie i bez jakiejkolwiek dyskrecji, że musiałbym być ślepy, głuchy i pewnie martwy żeby nie zauważyć i nie zrozumieć - odparł w tym samym, melancholijnym tonie. - Sporo osób tutaj okazuje mi swoje zainteresowanie. Na tyle, że już zdążyłem sobie poużywać i parę razy tego pożałować. Nie zależy mi na twoim tyłku, Rose. Zaprosiłem cię tutaj dla wspólnej rozrywki i jest mi przykro, że jesteś tylko... Rozczarowaniem. I w dodatku nie słuchasz zbyt dokładnie.
  7. "Nie sposób nie docenić niewątpliwego kunsztu dawnych, ale i trzeba tedy sprawiedliwye przyznać, iż yest to sztuka nieco przestarzała, a więc i prymitywna. Pamiętać jednak należy i miey to na uwadze, mości czytelniku, aby w swoyich wędrówkach wodzić wzrokiem za ich malowidłami i dziełem rzeźbionym. Zważ iżli yest to kolebka cywilizacyi. Bez ich prostych rytów na ścianach nie byłoby ówczesnych obrazów powalayących pięknem i ekspresyią. Wejrzyj w nie i posłuchay, co ci mayą do powyedzenia, a mayą ogrom. Raz o możnych w złotych pałacach, innym razem o ich żywotach, yeszcze innym razem o bestyjach i czarodzieyach dawnych. Co odkryłem to to, iż błękit yest li u nich kolorem-symbolem, znaczącym nic innego niźli magię. Królewska barwa to żółć, czerwień i fiyolety wszelkiej maści. Ale strzeż się pyeczęci na ścianach. Zauważysz gdzieś podejźliwy znak barwiony czernią? Nie waż się tknąć, jeśli zmysły masz zdrowe i obawiasz się śmierci... Nie łudź się zbytnio, drogi móy podróżniku. Większa ilość rysunków yest kompletnie zatarta, bez szczątka farby. Strzeż się pradawnych sił i podchodź do nich z szacunkiem, przestrzegam!" Kupa piasku kryła w sobie kupę piasku i małego skorpiona, który czym prędzej czmychnął w obawie o swoje życie.
  8. - Krótko cię trzymało. Miło się czasem poświęcić takiej chwili zapomnienia, prawda? Gorzej, że w przeciwieństwie do nas cała reszta nie zapomina i pewnie cała masa twoich nowych koleżanek i CIOCIA też nie zapomniały, he, he. Pewnie będzie wściekła, co? - zapytał, szczerząc się złośliwie. Przetoczył się z grzbietu na brzuch i teraz patrzył na Rose lekko z góry. - Wystawiłbym ci szczere pięć na dziesięć punktów za pierwszą próbę Chii, ale można to usprawiedliwić. Nie wiedziałaś, że zamierzam nas narkotyzować. - Wzruszył beztrosko ramionami.
  9. - Jak tam? Już spokój? - zapytał ogier, wpatrując się w niebo niewzruszenie. Rose była w stanie panować już nad swoim ciałem, pozostało tylko lekkie uczucie błogości, jakby po zeskoczeniu ze skalnej kolumny mogła latać, czy też raczej unosić się w powietrzu. Daleko świecił blady księżyc, swoją tarczą oświetlając spokojną taflę wody. Sielanka, można by rzec. Gdzieś w zakamarkach głowy klaczy kołatało się przekonanie, że właściwie nic więcej już nie potrzebuje. Jakby od problemów i paskudnego otoczenia rzeczywistości oddzieliła ją magiczna wata.
  10. - Na początku może być trochę... - Głos Jalena rozjechał się, zmieniając w dziwaczną symfonię niezrozumiałego echa. Chwilę potem wrócił, przedzierając się przez falę bodźców. Obecnie dominował agresywny różowy kolor i dźwięk dzwonków, a Rose czuła się jakby ktoś ją wsadził na karuzelę. -...Intensywnie, ale to minie. Za chwilę będzie już tylko miło - poinformował. Do świadomości Rose wbiła się myśl, że Jalen raczej nie zachowuje się, jakby narkotyk działał na niego równie pobudzająco jak na nią. Z tego co jej otumaniony umysł rejestrował, położył się, zachowując "bezpieczną" odległość i patrzył w sklepienie. - Idealne jest to, że możesz zobaczyć gwiazdy nawet w pochmurną noc. I to w dodatku będąc w skale - zarechotał. I rzeczywiście, tam gdzie były rozlane, dziwaczne kolory, tam teraz było po prostu gwiezdne niebo. Zmysły klaczy wróciły do porządku dziennego... prawie. Nad nią nie było skały, razem z alikornem leżała na pojedynczym slupie skalnym otoczonym zewsząd przez morze. Daleko, daleko w dole.
  11. Zza kurtyny dochodził cichy stukot, aż wreszcie alikorn wyszedł, niosąc przed sobą coś, co wyglądało jak kwiatowy pączek. Nawet w świetle świec wydawał się być jaskrawo-turkusowy. Jalen usiadł przed klaczą i postawił dziwny, obły pączek na ziemi. - Czegoś takiego z pewnością jeszcze nie przeżywałaś. Teraz odetchnij głęboko i myśl o jakichś przyjemnych rzeczach - poinstruował, a potem lekko dotknął pączka kopytkiem. Kwiat otworzył się i rozkwitł jak lotos, ale żaden lotos nie miał w zwyczaju świecić neonowymi kolorami. W powietrzu natychmiast rozszedł się ten sam, intensywny i ciężki zapach cytrusów i ziół, a już po jednym oddechu Rose zakręciło się w głowie. Ale nie było poczucia zagrożenia, raczej narastająca z jakiegoś powodu euforia i niespotykany natłok myśli. Kollory z kwiatu zaczęły przenikać na ziemię i na ściany, tworząc fantazyjne, geometryczne wzory, a Jalen nagle stał się dziwnym cieniem, jedyną ciemną sylwetką w tym ogromie pstrokatości.
  12. Jalen miał nad Rose przewagę w postaci skrzydeł, bo bezpiecznego miejsca... Nie było. Tylko przepaść i najeżone skałami daleko w dole morze. Do wskoczenia na wąską półkę potrzebne były więc właśnie skrzydła, umiejętność teleportacji bądź pomocne kopyto, które zostało do Rose wyciągnięte z maleńkiej groty doskonale zakamuflowanej w skale. Otwór był niewielki, ale dało się iść z podniesioną głową. Alicorn szedł przodem, póki co nic nie mówiąc. Im głębiej w ciemność, tym do nozdrzy Rose docierał dziwny zapach. Odrobinę słodki, z nutą cytrusów i korzennych ziół. Wreszcie korytarz skończył się w całkowitej ciemności, która wkrótce została rozproszona światłem świecy zapalonej przez Jalena trzymającego w zębach zapałkę. Potem kolejna i kolejna świeca, aż wreszcie mała, naturalna komnata została w pełni oświetlona ciepłym światłem. Na jej dnie leżała cała masa poduszek, tworząc naprawdę wygodny i zmysłowy kącik. - Rozgość się, a ja przygotuję główną atrakcję wieczoru - stwierdził, udając się w małe zagłębienie oddzielone od reszty komnaty płachtą.
  13. - Tylko szybko - przestrzegł go jeszcze na odchodnym Nomad. W malutkiej krypcie było bardzo duszno i cuchnęło kurzem, co było uzasadnione, jako że w pewnym miejscu do sufitu wypełniał ją piach. W zaskakująco dobrym stanie przetrwały malowidła na ścianach, pokryte resztkami niebieskiej i czerwonej farby. Przedstawiały całe mnóstwo Shurimiańskiego pisma przeplatanego rysunkami. Przedstawiały kogoś, zapewne jakąś osobę z wyższych sfer. Postać unosiła dłonie nad głowę, a nad nim unosiła się niebieska sfera. Ów człowiek stał na podwyższeniu, pod nim stali mniejsi ludzie bez żadnych charakterystycznych elementów. Ale skarby nigdy nie leżały na wierzchu. Jeśli chciał, Percival musiał sięgnąć po środki niedostępne zwykłym złodziejom. Nie żeby był jednym z nich.
  14. - Tak, tak, możliwe - rzekł przymilnie. - Zrobimy tak, panie ładny. Mykniemy dzisiaj do tych ruin i szybko z powrotem. Nie wiadomo jak się przesunęły tereny łowne wielkiej bestii, a my nie chcemy, bardzo nie chcemy być na jej terenach łownych - pospieszył z wyjaśnieniem, robiąc miejsce Percivalowi do wejścia na gada. Ruiny rzeczywiście były dość ciekawe. Pośrodku niczego nagle wyrastały kolumny skryte jeszcze pod szczątkami sklepienia. Na niektórych z nich były jeszcze resztki farby, a wszystkie elementy ruin chyliły się ku dziwnemu lejowi z piachu. Było tu całe mnóstwo zakamarków, które Percival mógł przeszperać. Najbliżej niego, przykryta piaskiem była niewielka krypta, a przynajmniej coś co ją przypominało - było niskie i miało wejście. Był też budynek pod kolosalnymi kolumnami i kawałek dalej ruiny które były już prawie zupełnie zakopane w piasku.
  15. Jalen zarechotał, pobłażliwie mierząc Rose wzrokiem. - Zanim znajdziesz księcia, znajdź sobie lepszą scenerię do bajki. Nie słyszałem jeszcze o takiej, która by już na starcie cuchnęła rybami. Alicorn podszedł do murku dzielącego ogród od przepaści. Wskoczył na niego, rozejrzał się, czy ktoś ich może obserwuje, a potem przesunął się kawałek, za krzewy różane i bluszcz. Potem z kolei Rose widziała, że zeskoczył z murku i zapewne ona miała zrobić to samo. Przepaść była nieco osłonięta od otwartego morza, a w powietrzu nie szybował żaden kształt. Pełna dyskrecja.
  16. To nie była noc przynosząca odpoczynek. Niezidentyfikowany stwór krążył w okolicy, nie szczędząc strun czy cokolwiek posiadał. Przewodnik Percivala zdaje się też nie zmrużył oka, za to żeby zagęścić atmosferę co jakiś czas szeptał "To ona", albo "Nie dożyjemy świtu" oraz "Wszystko przez przeklętą zabawkę, tfu!". Zapewne więc zostali zaszczyceni przez samą Rek'sai, która miotała się po piaskach pustyni, nieszczęśliwie akurat wokół obozu włóczęgów. A jednak wbrew prognozom nomada dożyli świtu, na krótko przed którym potwór zniknął. Percival był zmarznięty i miał wrażenie piachu pod powiekami (co nie było takie znowu niemożliwe, patrząc na otoczenie). Miał także paskudny nastrój, a przewodnik o paskudnym charakterku wcale nie pomagał i zdawało się, że sama jego obecność irytuje. - Nigdy tu nie chodziła, to nie są jej tereny łowne! - wytłumaczył się mężczyzna, pakując "wierzchowca". Gad też nie bawił się zbyt dobrze nocą, ale miał na tyle instynktu samozachowawczego, że przynajmniej siedział cicho.
  17. - Fantastycznie, bo to mogłoby być... bardzo ordynarne - odpowiedział, uśmiechając się cwaniacko. - Ale mamy przecież inne rozrywki, prawda? Jeśli chcesz się naprawdę zabawić na tym nudnym jak rybie truchło i równie napuchniętym, napompowanym balu, to mogę mieć ciekawą propozycję... - stwierdził, tym razem z kolei demonicznie się szczerząc. Na tle nocnego trudno było wątpić w pochodzenie Jalena, nawet jeśli go oficjalnie nie potwierdził. - No co tam, zaryzykujemy, czy może urocza Rose woli resztę wieczoru spędzić wdzięcząc się do obwieszonych złotem i klejnotami arystokratów? - zapytał, nie próbując ukryć w głosie odrobiny przekornej złośliwości.
  18. Wrzaski i rumor były bardzo, bardzo odległe i choć się powtarzały, nie zanosiło się, aby monstrum miało się przenieść w pobliże obecnej kryjówki Percivala i jego przewodnika. Ale skoro Demacianin otworzył już książkę, trudno byłoby nie przeznaczyć tych paru chwil, a i tak byłyby bezsenne, na przetłumaczenie paru wersów. Przezorny autor zawarł wyjaśnienie co do zaklęć, dlatego też eksperymentalne czarowanie nie było do końca na ślepo. Przewodnik nie był szczególnie zdziwiony białą peleryną, bo na niego ona nie działała.
  19. Jalen opuścił szyję i zbliżył głowę do głowy Rose, uśmiechając się z przekąsem. - A ja odpowiedziałem, że mam lepsze pomysły na gospodarowanie czasu - odparł. A potem zwrócił uwagę na obściskującą się przy fontannie parkę. Spojrzał na Rose, potem spojrzał na nich i z powrotem na Rose. Przewrócił oczami. - Dla mnie to żenujące i mam szczerą nadzieję, że nie jesteś jedną z wielbicielek wymieniania kolekcji chorób wenerycznych na imprezach, bo jeśli tak, to muszę cię zawieźć, to nie jest to co planowałem - ostrzegł z nutą obrzydzenia w głosie. - Musisz wybaczyć mi nietakt, ale cnotką na pewno nie jesteś, a tutaj czasem lepiej ostrzec o zamiarach.
  20. - Niezbyt. Nie ma tu wiele miejsca - odparł, prowadząc Rose przez salę ku niezadowoleniu trójki klaczy. Ogród robił całkiem niezłe wrażenie. Kamienne, wąskie ścieżki wiły się pomiędzy kępkami krzewów kwiatowych, z których nieliczne obecnie kwitły. Ogrodnik postarał się nawet o wykonanie tunelu z roślin, a cała przestrzeń ogrodu osadzona była na półce skalnej i oddzielona murkiem od przepaści. Cóż, nocne niebo robiło teraz naprawdę niemałe wrażenie. Paru innych gości postanowiło skorzystać ze świeżego powietrza, podobnie jak Rose i Jalen. Do uszu Rose dotarł przytłumiony, perlisty chichot gdzieś z boku. Na maleńkim placyku otoczonym małymi arkadami siedziała parka, zasypując się pocałunkami. Już teraz widać było, że na tym się nie skończy. - To jakie plany na dzisiaj? - zapytał Jalen. - Mówię o reszcie wieczoru i imprezie.
  21. - Rzeczywiście, mógłbym znaleźć bardziej interesujące rzeczy do zajęcia czasu - odparł, przyjmując już normalny ton. Na chwilę oczy ogiera powędrowały gdzieś za Rose, ale potem wrócił już do niej, poważniejąc. - Możemy wyjść do ogrodu, właściwie nalegałbym. Róg i skrzydła na jednym kucu wystarczają tutaj żeby zyskać status i autorytet, które póki co są dla mnie korzystne. Jeśli mam się wydurniać to z mniejszą publicznością - poprosił.
  22. - Dobrze - odparł w końcu, puszczając przedmiot. Nie było dźwięku uderzenia grzechotki o materiał torby. - Ale pod koniec mi to oddasz. Muszę to zanieść komuś, kto się na tym zna i zniszczyć albo upewnić się, że to groźne... I wtedy zniszczyć - stwierdził. Niebo przeszył dziwny dźwięk. Z początku wydawało się, że to burza gdzieś w oddali, ale grzmot był zbyt robotyczny. Brzmiał jak pomieszanie klekoczącego morskiego ssaka z uderzającymi o siebie kamieniami. Odbił się echem przez pustkę pustyni i zamilkł. Przewodniki zamarł, na parę sekund zmieniając się w posąg. Potem rzucił się w stronę ogniska i zaczął je nerwowo gasić kawałkiem szmaty, aż wreszcie wygrał z ogniem i zapadła ciemność, a on skulił się pod ścianą. Zwierz nerwowo potrząsnął łbem, nie wydając dźwięku.
  23. Wzrok Chii nie był skierowany na Rose w celu przypomnienia jej czegokolwiek, a już na pewno nie wywoływania dreszczy. Sekundę później zresztą już była zajęta rozmową z kimś innym. Alikorn podniósł brew. Wyraz jego pyszczka w ciągu sekundy zmienił się z poważnego na cukrowo miły, niemal równie uwodzicielski co ton Rose. Za szybko, żeby był szczery i wystarczająco szybko, żeby uświadomić klaczy celowość tego zabiegu. - Och, a o czym lubisz rozmawiać? Nie chciałbym pozostać bez inicjatywy, ale powiedz mi, czym się interesujesz - odparł, teatralnie mrugając. Wysilił się nawet na przygryzienie wargi i raczej nie było to na poważnie. Naśladował Rose.
  24. Przez chwilę handlarz poważnie się wahał, aż wreszcie machnął ręką. Ruszył w stronę juków ułożonych obok zwierza i wygrzebał z nich sznur, którym dokładnie obwiązał i tym samym zabezpieczył grzechotkę. Później dopiero zdecydował się na włożenie jej do worka. Mężczyzna włożył rękę z zabawką do środka, ale w trakcie wykonywania czynności spojrzał na Percivala i zmarszczył brwi. - Jesteś magiem, jesteś z Demacji. Skąd mam wiedzieć, że nie jesteś szalony? Że nie wykorzystasz tego? - zapytał, wciąż trzymając grzechotkę.
  25. Przewodnik rozłożył ręce w geście bezradności z jednoczesnym brakiem bezradności na twarzy. - Zdarzają się duże sztuki, kochaniutki. Nikt nie wie co przyniesie pustynia, a ty... - Tu wyciągnął oskarżycielsko palec w stronę Percivala. - Powinieneś wiedzieć, na co się piszesz! To nie twoja cywilizowana Demacja z przystrzyżonymi trawnikami, tu się umiera. Mogę mieć sobie wielkiego jaszczura, ale zawsze znajdzie się większa ryba. Prawdą jest, że on zjada tylko te mniejsze xer'sai, ale! To jest wpisane w ryzyko. Po pytaniu Percivala spojrzał znów na przeklęty przedmiot. - Nie sugeruję tego, kretynie! Sugeruję, że to musi zostać zniszczone! - warknął.
×
×
  • Utwórz nowe...