-
Zawartość
1158 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
45
Wszystko napisane przez Hoffman
-
Cóż za znajomo brzmiący tytuł Ogólnie, pomysł wydaje się ciekawy, posiada on pewien potencjał, jednak autor zdecydował się pójść w kawałek życia, czyli na spokojnie, bez jakichś wielkich tajemnic czy wybuchów. I jak to wyszło? A całkiem sympatycznie, przyjemnie. Przez te kilka stron śledzimy Chrysalis podczas jej tournée po swym opustoszałym królestwie. Królowa występuje tym razem w roli ofiary, której czytelnik ma współczuć i co w sumie się udaje, gdyż patrząc na to z jej perspektywy, została zupełnie sama, obdarta z wszelkiej świetności jaką budowała. Jest to w tym sensie również kontynuacja finału sezonu szóstego, tylko z inną protagonistką Tekst czyta się przystępnie, bez większych zgrzytów, chociaż zdarzały się literówki, czy jeden błąd ortograficzny, postarałem się to zaznaczyć. Takich uchybień nie było jednak dużo, toteż wystarczyłoby gdyby autor po prostu jeszcze raz poleciał z czytaniem swojego tekstu, dla pewności. Nie jest to nic pod wpływem czego wołałbym o zewnętrznych korektorów. Opisy skupiają się głównie na otoczeniu, ukazaniu tego co zostało z ostatniej bitwy i w jakim stanie. Tempo jest jednostajne, głównym specjałem jest tutaj rzut okiem na infrastrukturę państwa Chrysalis, która to infrastruktura nie ogranicza się do terenów przy pałacowych i obejmuje takie lokacje jak szkoła magii, biblioteka. Fajna sprawa. Ogółem podobał mi się moment, gdy do Chrysalis zaczynają dołączać klasyczne Podmieńce, a ona odzyskuje nadzieję. Nawet złoczyńca potrzebuje czasem pocieszenia, podniesienia na duchu, wsparcia A Sunowi udało się to napisać zwięźle, sympatycznie i naprawdę, autentycznie Chrysalis w tekście urosła, bardzo fajnie było o tym przeczytać, a także sobie to wyobrazić. Nowa determinacja, jakiś zalążek nowego królestwa, jakaś szansa. Tekst sprawdza się bardzo dobrze jako krótki przerywnik, brzmi dosyć klasycznie choć opowiadana o dalszym ciągu nie aż tak starej sprawy, myślę, że można sobie rzucić na niego okiem. I zachęcać autora do rozwinięcia tego wątku, bo naprawdę udało mu się napisać Chrysalis jako postać której można współczuć i kibicować, ciekawe jak by sobie poradził z przeobrażeniem jej w jeszcze silniejszą królową władającym nowym, liczniejszym rojem. Może pewnego dnia się przekonamy. Pozdrawiam!
-
Sunowe fanfiki konkursowe [Gradobicie II][seria]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Buszując po dziale opowiadań, można znaleźć rozmaite smakowite kąski, a także maszyny przenoszące nas w czasie Tak jak chociażby tutaj Sun przez całą swoja karierę popełnił szereg publikacji, od opowiadań krótkich, kwalifikujących się akurat na Gradobicie, poprzez dłuższe, lepiej rozbudowane teksty, które swego czasu dawały punkty, zapewniały dane miejsca na podium, bądź też określały jak daleko od podium Sun się znalazł. Z tego co pamiętam, to z reguły niedaleko. Tak czy inaczej, rzućmy okiem na konkursowe opowiadania Suna i przeżyjmy to jeszcze raz! „Kryształowe więzienie”, jak na opowiadanie wykorzystujące motyw syndromu sztokholmskiego, właściwie okazało się... troszeczkę czymś innym niż się tego spodziewałem Poważnie, pomyślałem sobie, że z uwagi na czas i miejsce akcji, będzie to ostateczny shipping, ale nie, jednak syndrom nie wyszedł poza granice relacji koleżeńskiej... Dosyć jednostronnej, bo najwyraźniej Chrysalis nie traktuje więzionej Cadance poważnie. Zależy. Zdecydowana dominacja dialogów nad opisami, ale akurat tutaj każda wypowiedź pozwala na eksplorowanie relacji między Cadance oraz Chrysalis, mamy też niedługa ekspozycję, jak to było na początku, a co mamy teraz. Końcówka, która utrzymuje bieg historii na ścieżce którą zaplanowała sobie Chrysalis, rozbudza wyobraźnię, co też może się wydarzyć dalej. Zatem ogólnie opowiadanie wypada pozytywnie. Proste, lekkie, z fajną końcówką Czepiłbym się tylko formatowania tekstu oraz wykorzystania dywiz, raz zabrakło spacji po dywizie, innym razem uchowała się jakaś kropka w zapisie dialogowym, a której nie powinno być. Nic aż tak poważnego. Przechodząc do „Nocy”, można doszukać się podobnych uchybień technicznych i... "Luna nie zwracał na to najmniejszej uwagi, (...)" No, takie tam. I parę innych rzeczy... Ale ogółem po raz kolejny muszę przyznać, że opowiadanko wypadło w porządku. Znów mamy przewagę dialogów nad opisami, ale tym razem znalazło się tam więcej szczególików, takich jak wspomnienie o tym, że Luna woli ciasto truskawkowe, ale Celestia bardzo lubi czekoladowe, więc to drugie częściej jest w lodówce Albo wymiana zdań między Luną a jej koszmarnym odbiciem i próby bronienia siostry. Albo to jak Celestia najpierw siostrę pociesza a potem „weź no, dopiero było zaćmienie, możesz se poczekać siedemdziesiąt lat” Generalnie fanowskie wersje genezy przemiany Luny w Nightmare Moon towarzyszą nam niemalże przez cały czas, ale ogólnie nie czuć tutaj aż takiej wtórności, pomysł nie jest przekombinowany, sprawa jest prosta, konkretna, oczywista. I to wszystko się chwali, gdyż to pasuje jak ulał do przyjętej formy oraz gabarytów opowiadania. Czas na „Słowa Króla”, czyli niedługi dialog między Twilight Sparkle a najbardziej znanym królem w całej serii animowanej. "- Z resztą powinienem być wam za to wdzięczny." Można by spiąć i zrobić „zresztą” No i tak jak poprzednio, dywizy mieszające się z pół-pauzami, takie tam. Ale może to być szybko skorygowane, więc przejdę do właściwego opowiadania. A to, jak poprzednie historyjki, wypada pozytywnie, prostota niezmiennie działa na korzyść autora. Jak poprzednio, powracamy do przeszłości. Po alternatywnej wizji pewnych wydarzeń i genezie przełomowego momentu, przyszła pora na... podobną genezę. Tym razem dowiadujemy się o tym jak powstało Kryształowe Imperium, kto tak naprawdę je wzniósł, kim on był dla Celestii i ogólnie, otrzymujemy sygnał, że być może Twilight nosi na oczach gogle autorytetu i nie jest w stanie krytycznie ocenić Celestii, nie jest też zbyt chętna na historie z innych punktów widzenia Tym razem odniosłem wrażenie, że dialogi tu i ówdzie przejęły funkcje opisów, toteż uzupełniają się z poszczególnymi akapitami, całość brzmi całkiem kompletnie. I po raz kolejny, ciekawe jak mogłaby wyglądać dalsza historia. Co jak co, ale póki co otwarte zakończenia są w jakimś stopniu cechą wspólną danych opowiadań i za każdym razem sprawdzają się w sam raz Znów, tekst jest prosty, dialogi wypadają naturalnie i poprawnie, nie ma czego się czepić poza kilkoma kwestiami technicznymi i sporadycznymi błędami. Czas zlatuje przyjemnie, a to poniekąd najważniejsze. Kolej na „Gwiazdę cyrku”! "Na te sowa ogier wybuchnął szaleńczym śmiechem, po czym (...)" W ogóle, w opisie opowiadania jest „póki” przez „u” otwarte. W ogóle, jak się tak przyjrzeć dokładniej, to w tym poście więcej jest różnych literówek. Pewnie efekt pośpiechu, czy zmęczenia, raczej nie zamierzone działanie... @Sun, rzuć okiem, popraw co trzeba i zamknij mi gębę Ogólnie, poza występującymi gdzieniegdzie słowami, które rozluźniają atmosferę (wiadomo, że trzeba zagadać publikę, ale niektóre określenia potrafiły przyprawić o lekki uśmieszek, na tyle prostackie, że podmywały nieco fundamenty smutnawej atmosfery), podoba mi się to jak pomału narasta klimat i jak linijka za linijką, autor zbudza u odbiorcy współczucie dla głównego bohatera, gwiazdy cyrkowej. Tym razem opisów mamy nieco więcej. Szczególnie pod koniec, możemy pokrótce dowiedzieć się co takiego miało miejsce w przeszłości, dlaczego jest to (najprawdopodobniej) ostatni jednorożec, dlaczego znalazł się w sytuacji bez wyjścia i jaka jest jego perspektywa. Nie było tego wiele, ale autorowi udało się to przekazać w sposób satysfakcjonujący. I co jeszcze... Znowu mamy w gruncie rzeczy otwarte zakończenie! Serio, to jest genialne, gdyby tylko Sun zechciał napisać ciąg dalszy do któregokolwiek opowiadania konkursowego, furtka jest otwarta, a wykreowane otoczenie zdaje się wręcz stworzone do rozbudowy Od razu mówię, że na każdy taki ciąg dalszy będę czekać. Pewien jestem, że najbardziej na dalsze losy gwiazdy cyrku W tym rozdaniu zajrzałem sobie jeszcze do „W słusznej sprawie”. I cóż mogę powiedzieć? No, generalnie wspomniana w opowiadaniu fabryka bardzo kojarzy się z tą jaką można zwiedzić w „Resident Evil Revelations 2”. Skaner siatkówki – jest. Karty magnetyczne – są. No... Znaczy się, tam akurat nie było kart, trzeba było użyć normalnego klucza. No, ale skojarzenie zostaje, więc... Ale opowiadanie wypada ok. Dialogi brzmią całkiem naturalnie, ot, tacy awanturnicy, siedzący sobie w swojej bazie, planujący kolejny ruch. Bardziej taki wycinek z codziennego życia FOLowców. Czuć, że ta historyjka mogłaby mieć jakiś duży początek i jeszcze większy ciąg dalszy. Po raz kolejny przeważają dialogi. Ale generalnie jest po prostu ok. Jak na [TCB], jest to historyjka całkiem przystępna. Możliwe, że za sprawą niewielkiej zawartości kucyków historyjka jest przystępna również dla sceptyków. Zależy. Póki co, każde opowiadanie konkursowe charakteryzuje przyjemny, prosty styl, zupełnie niezłe pomysły, a także otwarte zakończenia. Warto rzucić okiem, opowiadania nie zajmują wiele czasu, stanowią niezły przerywnik, a może nawet zainspirują za sprawą takich gwiazd jak Chrysalis, Sombra, czy Cadance? Alternatywne wydarzenia? Wcześniej nie eksplorowane relacje i oblicza znanych postaci? Tutaj wszystko to jest Pozdrawiam!- 13 odpowiedzi
-
- 1
-
-
Prześniony koszmar [NZ][Violence][Dark][Alternate universe]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Bardzo ładny tytuł, przyjemna dla oka okładka Natomiast jak prezentuje się sam fanfik? Jest to ogółem kolejny tytuł mający swój początek w czasach klasycznych oraz trwający do dzisiaj. Ale jak można się zorientować po ilości udostępnionego tekstu, opowiadanie rozwijało się do tej pory dużo wolniej niż na przykład „Projekt: Lazarus”. Jest to także odskocznia od klimatów Biur Adaptacyjnych. Sprawdźmy zatem, czym jest „Prześniony Koszmar”. Od razu powiem, niczego nie rozumiem po nazwach rozdziałów Nie jestem w tym kierunku wykształcony, ale nigdy nie jest za późno na naukę, zatem pewnie kiedyś nadrobię zaległości, bo dlaczego nie? Tak czy inaczej, prolog okazuje się być sporym kawałkiem tekstu, nie tyle wprowadzającym w realia alternatywnego świata autora, co serwującym na dzień dobry sporo historii. Wydawałoby się, że po tryumfie Luny to będzie tyle, zapraszamy do rozdziału pierwszego. A tu proszę – tworzymy nową Equestrię, gdzieś daleko powraca Sombra. Nie ulega wątpliwości, że czytelnik od razu czuje się nakręcony na ciąg dalszy. Zostaje szybko stworzone wrażenie czegoś wielkiego, skomplikowanego. Ale okazuje się, że rozdział pierwszy, a także właściwe fragmenty kolejnych, jest to nie tyle prowadzenie historii dalej, co budowanie świata. Dowiadujemy się co nieco o strukturach, działających organizacjach, jak to funkcjonuje, jakie ma zadania i co znaczy dla państwa królowej Seleny. Główny wątek przewija się gdzieś tam w tle, nie zwracając na siebie aż tak dużej uwagi. Ale wystarczająco na tyle, by zaciekawić, przekonać że na horyzoncie mamy wydarzenia wielkie, przełomowe. I rzeczywiście, te nadchodzą, w rozdziale trzecim, a my mamy okazję zobaczyć jak płynnie autor przeszedł z przedstawiania genezy swego świata, podstaw jego funkcjonowania, do właściwej akcji. W gruncie rzeczy, czytając opowiadanie, mierzymy się ze światem mrocznym, surowym, lecz klimat ten burzą raz po raz różnorakie określenia, takie jak chociażby "alicornice". Z drugiej strony, mamy mocno przekombinowane, nowe imiona poszczególnych postaci. Osobiście, chyba prędko nie zostanę ich zwolennikiem. Ale podoba mi się to, że historia ma w sobie pewne brzmienia religijne, co się objawia poprzez nazewnictwo poszczególnych komórek, wrażenie wielkości gdyż czuć potęgę Seleny, dzięki temu jak poszczególne postacie reagują na jej obecność/ słowa/ moc oraz to jak starannie funkcjonuje jej państwo, chociaż nadal nie idealnie, jako że nadal jest obszar dla rebelii. Mimo wszystko, jest to dark fantasy, o olbrzymim potencjale, póki co realizowane z niemałą dbałością o szczegóły oraz budowę świata przedstawionego. Podobnie jak w „Lazarusie”, gdzie mieliśmy od czasu do czasu relacje oraz wycinki z gazet, co potem układało się w większą całość, tak w „Prześnionym Koszmarze” mamy podział na scenki dawniejsze oraz teraźniejsze. Póki co wydaje się to ze sobą przeplatać, chociaż jeszcze nie mamy pełnego wglądu na to jak epizody te są rozmieszczone w czasie i jak jeden wpływa/ wpłynął na drugi, ale zapowiada się to naprawdę intrygująco. Nawet jeżeli momentami trudno jest się skupić na jakimś wątku, czy zorientować się co jest grane i co jest czym. Nie mam pojęcia czemu, może to nie do końca moja bajka, albo nie mogę się wczuć, bo w międzyczasie zastanawiam się, rozpraszają mnie różne poszczególne elementy świata. W każdym razie, chciałbym również pochwalić opisy, chociaż początkowo jesteśmy atakowani rozmaitymi niefortunnymi określeniami, ale generalnie, przez większość czasu, tekst jest pod tym względem całkiem dopracowany, a kompozycja sprzyja zamierzonej atmosferze. Wrażenie wielkości (monumentalności?), że to ma być duży, złożony alternatywny świat utrzymuje się cały czas. Myślę, że warto spróbować i zagłębić się w "Prześniony koszmar". Jest to opowiadanie godne kontynuacji Czekamy zatem. -
Projekt: Lazarus [Z][TCB][Violence][Dramat][Crossover][Shipping]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Niniejsze opowiadanie jest wyjątkowe, jako że posiada długą historię, swoimi początkami sięga do początków polskiego fandomu, pamięta złoty okres Biur Adaptacyjnych, a także jest kontynuowane do dnia dzisiejszego. Jak miałem przyjemność się przekonać, „Projekt: Lazarus” działa troszkę jak wehikuł czasu, początkowo przedstawiając rozmaite, standardowe elementy typowe dla Biur, z czasem rozrastając się i ewoluując w dużo bardziej złożoną, pełną intryg historię w której udział bierze dużo więcej stron, niż pierwotnie mogłoby się wydawać. Równocześnie widać jak ewoluuje strona techniczna fanfika. Czas przyjrzeć się dokładniej jak „Projekt: Lazarus” radzi sobie obecnie i czym jeszcze może nas autor zaskoczyć. Świat na skraju AKA Życie na krawędzi Rzeczywistość opisywana w „Lazarusie” jest, a jakże, niepewna, daleka od pokojowej. Jest to świat, w którym pojawiła się Equestria, w którym istoty ludzkie z różnych przyczyn decydują się na zmianę swej formy, co z kolei dzieli społeczeństwo. Oczywiście owe decyzje na dłuższą metę wynikają bardziej z pragmatyzmu, gdyż oczywistym jest, że w momencie, w którym bariera pojawi się wystarczająco blisko, nie ma już wyboru - albo przemiana, albo koniec. Jakby tego było mało, w tak wykształconą, nową rzeczywistość wkraczają różne organizacje, a także mocarstwa światowe, rozpoczynając konflikt, który bardzo szybko ogarnia Europę oraz inne części świata, a sprawy wymykają się z kontroli równie szybko jak dowiadujemy się o szokujących, zakulisowych działaniach. Ponieważ opowiadanie zaczęło się w 2012 roku, widać jak na dłoni wpływ najbardziej znanych elementów klasycznych Biur Adaptacyjnych. Początkowo przedstawiony świat jest dosyć czarno-biały: mamy niewinne kucyki, cwałujące wcielenia altruizmu, które nade wszystko pragną ocalić ludzkość i bezwarunkowo pomagają w tworzeniu wielkiego, wspólnego dzieła jakim jest nowy, lepszy świat, zaś po drugiej stronie zły i bezwzględny ruch oporu stosujący przemoc wszelkiego rodzaju, a także Rosja. Dosłownie. Oczywiście, w miarę kolejnych rozdziałów, odkrywamy jak skomplikowany w rzeczywistości jest ten świat i że stron konfliktu jest dużo, dużo więcej, a ostatecznie trudno określić kto jest tutaj dobry, a kto zły. Przyjmuję, że ten bieg wydarzeń był przez autora zamierzony od samego początku, a poszczególne lata, i nabywania nowych doświadczeń, i ogólnego rozwoju fanfików, pozwolił mu opisywać swoją fabułę coraz lepiej i lepiej. Na scenę wkraczają nowe postacie, nowe okoliczności, a wraz z kolejnymi rozdziałami odkrywamy mniej lub bardziej szokujące rewelacje, które porządkują poszczególne kawałki historii i pomagają zrozumieć co tu się właściwie dzieje. Czy są to raporty, czy zapisy z chatu, czy relacja telewizyjna, czy wycinek z gazety, z czasem kolejne wątki nabierają sensu, rozumiemy co z czego się bierze, eksplorujemy. I to jest niezaprzeczalnym atutem „Lazarusa”, który doskonale uzupełnia się z tym, że historia jest po prostu ciekawa, wciągająca, toteż zadajemy sobie pytanie co może się wydarzyć dalej, kto jeszcze okaże się być kimś innym niż dane nam było wierzyć. Muszę jednak przyznać, że współcześnie, kiedy mamy doskonale zarysowane i bogate Uniwersum Szkolnej 17 niezwykle trudno jest czytać z powagą fragmenty o tym, że coś się dzieje w Białymstoku, również umiejscowienie akcji w Polsce, z jednej strony jest swojskie i przyjemne, ale czasami nie można się pozbyć wrażenia, że za moment wydarzy się coś śmiesznego. No nie wiem, po prostu takie miejsce akcji wydaje się tak swoje, tak znajome, tak zwyczajne, że człowiek ma się jak w swoim domu, gdzie czuje się bezpiecznie i jeszcze czasami ma dobry humor Ale generalnie, jest to świat dynamiczny, gdzie na poszczególne jego elementy oddziałuje szereg zmiennych, co z kolei powoduje rozmaite reakcje. Jest on łatwy do zagłębienia się, łatwy do zaadoptowania się. Ale niekoniecznie prosty do zrozumienia za pierwszym przeczytaniem. Możliwe, że jest to ten typ historii, do którego dobrze jest powrócić po zakończeniu czytania, gdyż mają pełną wiedzę o zakończeniu czy znaczeniu poszczególnych elementów, aby przeżyć to jeszcze raz, tym razem w pełni, od początku rozumiejąc co jest grane i odkrywając nowe, wcześniej niezauważone smaczki. Postacie oraz relacje Chociaż świat wydaje się rozległy, dzieje się w nim wiele, to jednak można się zdziwić jak szczupłe okazuje się grono tych najważniejszych postaci, których losy śledzimy. Zdecydowanie najwięcej emocji budzi Angel Wing, zwłaszcza po tym gdy nieco lepiej poznajemy jej prawdziwą historię, a także odnajdujemy ją w coraz to nowych, niekoniecznie przyjaznych środowiskach. Po drugiej stronie mamy Roberta Rygułę, tego tajemniczego, jak się okazuje obdarzonego szczególnymi właściwościami, nowego człowieka, którego znaczenie dla historii oraz świata okazuje się dużo większe. Co z kolei powoduje, że z jeszcze większym zapałem bierzemy się za kolejne kawałki tekstu. Duet ten, reprezentujący różne wartości, działający po różnych stronach, to pełnoprawna ikona tejże historii, tak bym ich nazwał. Ale co z pozostałymi postaciami? Ano różnie. Z kucyków wybija się nieco Safe Life, Young Sleeper, jest też Quiet Song, a także Arek pogromca tokarek. Głównie za sprawą faktu, że został pegazicą Mamy również Tarasowa, który chociaż nie bierze udziału w historii na takich samych zasadach co wymienione postacie, to jednak wyrasta na kogoś ważnego, może nawet bossa. Generalnie jednak, postacie te spełniają swoje zadanie, pełnią dane role, pomagają w prowadzeniu historii, ale nie wydaje mi się aby wychodziło z tego cokolwiek ponad to. Ich charaktery sa proste i dają się zapamiętać, lecz brakuje im takich dużych momentów. No, może pewnym wyjątkiem będzie Safe Life, czy Tarasow. W opowiadaniu przewijają się również postacie kanoniczne, które dają nadzieję na coś więcej, ale z biegiem czasu okazują się jedynie przyjemnym dodatkiem do całości. Oczywiście zdecydowanie wybija się tutaj Rarity ponieważ pojawia się w opowiadaniu częściej, działa w tym samym biurze, po którym kroczy Robert, czy Angel Wing, toteż częściej wchodzi z nimi w rozmaite interakcje, wykazuje się. Jest też całkiem dobrze oddana. Ba, tak jak i reszta bohaterek, na czele z samą Celestią, która odwiedza biuro, przemawia, zaszczyca swoją obecnością. Ciekawa rzecz. Ubarwia całość, ale, przynajmniej na dzień dzisiejszy, szkoda, że nie wynika z tego nic więcej. Ale zobaczymy w kolejnych rozdziałach. Natomiast, muszę szczerze przyznać, że zupełnie nie kupuję tego zakochania Angel w Robercie. To znaczy, są wiarygodne jej powody, no bo ocalił ją wielokrotnie, był dla niej dobry, no i lada dzień miał się ponyfikować, ale wciąż, że to uczucie wybrzmiewa tak silnie gdy on jest jeszcze w ludzkiej formie, to jest dla mnie kosmos. Zgorszenia nie budzi, bo w sumie nie dochodzi do niczego więcej, ale wrażenie jest bardzo podobne jak przy „Sonic the Hedgehog” z 2006 roku wprost pokazano, że cholerna, ludzka księżniczka zakochuje się w antropomorficznym niebieskim jeżu którego łeb jest większy od całego jej ciała. Nienawidzę tej gry Ale ogólnie to, że kucyki się tam głaska po grzywie i one się cieszą, uśmiechają, to jest spoko. Takie cute. Fajny dodatek i jakiś obraz części starych wyobrażeń, co by było gdyby kucyki na moment trafiły do naszego świata, żeby można by było je głaskać i pieścić, jak kotełki Klimat i pomysły Ogólnie rzecz biorąc, klimat jest zdrową mieszanką czegoś sympatycznego, intrygującego, co wciąga i nakręca czytelnika na ciąg dalszy. Dobrze jest, że w miarę rozwoju fabuły otrzymujemy nowe elementy, nowe organizacje, świat jest bogatszy, dzieje się coraz więcej i więcej. Świat staje się coraz bardziej niebezpieczny, warto dodać. I muszę przyznać, że nawet te pierwsze rozdziały, którym przydałaby się korekta, czy lepsze formatowanie, trzymają się nieźle pod kątem fabularnym. Jasne, na tym etapie jest czarno-biało, ale jest ok, bo mamy bohaterów, złoczyńców, Angel Wing budzi współczucie, kucykom się kibicuje, część ludzkości wypada w porządku. Chociaż kuje w oczy, ale tylko troszeczkę, że ci źli wydają się niekiedy stereotypowymi dresiarzami, a wybawienie rodzajowi ludzkiemu niesie zła Rosja. Niemniej, nie jest to wcale aż tak uciążliwe. Jak napisałem, całościowo wychodzi ok. Sympatyczne są również rozsiane po całym fanfiku nawiązania, czy to utwór „Jak ja was, kuce, nienawidzę”, czy „Obcy”, czy też Alfalfa co mnie się troszkę kojarzy z „Klanem urwisów” (chyba „Little Rascals” w oryginale), bo tam to po raz pierwszy usłyszałem... Wszystko to urozmaica treść. Im dalej, tym więcej mamy wycinków z gazet, relacji, różnych klimatycznych otwarć poszczególnych rozdziałów które nie tylko znaczą coś stricte dla danych rozdziałów, ale potem okazują się zmyślnym foreshadowingiem i to jest świetne. Przyznam wręcz, że to rozdziały IV – VII okazały się dla mnie najciekawsze, sprawnie rozwinęły historię, zbudowały niemałe napięcie, co bardzo mi się podobało. Jednakże im dalej, tym więcej mam zastrzeżeń, a to między innymi dlatego, że zostało nam ujawnione to „sekciarskie” oblicze Złotego Szlaku i wyglądało to troszkę zbyt... Mistycznie? No nie wiem, ale generalnie zazwyczaj jest tak, że mamy coś, to wygląda jak sekta, jakieś bóstwa, jakaś moc, później dopiero się okazuje, że za tym stoi zaawansowana technologia, którą kontroluje się swoich wyznawców. Autor w „Lazarusie” w pewnym sensie odwrócił ten schemat i czytelnik został zbombardowany informacjami o badaniach, eksperymentach, mieliśmy niemało informatyki, współczesnej technologii, a potem otrzymujemy coś, co wizualnie wydaje się pochodzić z innej bajki. Chociaż imiona i symbolika wypadają na plus. Po prostu było logicznie, technologicznie, a zaczyna być magicznie, religijnie? I to po stronie ludzkiej? Znaczy, neo-ludzkiej. Co swoją drogą mi nie pasuje, ta nazwa. Wydaje mi się, że to już zostało zrobione wiele, wiele razy, no i w zestawieniu z polskim słowem jakoś tak nie sprawia szałowego wrażenia... Może podano to troszkę za szybko, może po prostu spodziewałem się czegoś innego. Przekonamy się co wyniknie z tego później, gdyż pomimo tego opowiadanie nadal jest ciekawe i na ciąg dalszy chce się czekać. Nie pędź tak proszę, daj odpocząć No i w sumie, im dalej, tym więcej się dzieje na świecie i generalnie to jest ten moment w którym przyjęte od początku tempo staje się zbyt sprawne aby dźwignąć taką ilość informacji, taką ilość zawirowań. Powoduje to rozmycie się wątku głównego, a czytelnik ma wrażenie, że coś tym Rosjanom idzie zdecydowanie zbyt łatwo, zbyt szybko, akcja zaczyna pędzić, a niedosyt jest coraz większy i większy. Bo chcielibyśmy dowiedzieć się więcej, jak to się dzieje, dlaczego tak a nie inaczej, zerknąć na różne punkty widzenia, te sprawy. Znaczy się, nie ten wątek Angel Wing, bo on idzie zwyczajnie, tylko cały ten wątek globalny, wątek konfliktu, który już nie stanowi takiego troszkę tła, tylko staje się integralną częścią historii do tego stopnia, że dużo mocniej oddziałuje na główne postaci. Ogółem, nie miałbym nic przeciwko gdyby kolejne rozdziały były dłuższe, a może nawet (marzenie), co jakiś czas w temacie pojawiałyby się oddzielne oneshoty, dodatki przybliżające kampanię zbrojną, kolejne starcia czy perturbacje polityczne na świecie. Po prostu, abyśmy mieli lepszy wgląd w różne punkty widzenia i różne strony konfliktu. Ale ogólnie, chociaż utrzymuje się zainteresowanie dalszym ciągiem, za sprawą niedosytu rośnie apetyt na rozmaite inne rzeczy, które mogłyby działać przy głównym fanfiku. Chcemy po prostu wiedzieć więcej i wiedzieć to lepiej. Wciąż, najlepiej będzie poczekać na ciąg dalszy i ocenić całość, zobaczyć w jakim kierunku to pójdzie i jak elementy tej układanki zostaną ułożone. Ale faktycznie, w tych najnowszych rozdziałach, zbyt wiele nowych elementów zostaje nam ukazanych, konflikt nabiera rozpędu zbyt szybko, przez co całość traci na wiarygodności (na ile możemy mówić o wiarygodności w świecie, w którym dzięki miksturce stanę się kucykiem ) Revisit me, master! (Bardzo ważne) Na zakończenie powiem, że byłoby znakomicie, gdyby autor powrócił do starszych rozdziałów i nie tylko poprawił formatowanie, ale i rozprawił się z sugestiami, poprawkami pozostawionymi w tekście przez różne osoby, nie tylko mnie. W ogóle, one są pozostawiane w tekście już od laaat Poza tym, w rozdziale bodaj VII, dawno temu, ktoś się pomylił i zasugerował migrację dosyć dużego akapitu, przez co mamy dużo kolorowego, przekreślonego tekstu. Bardzo utrudnia to czytanie, nie wygląda dobrze. Wzywam tutaj autora, aby zrobił w tym sektorze porządek. Ostatecznie, antyfanów Biur Adaptacyjnych nie przekonam i w sumie chyba nie miałoby to sensu, jako że w „Lazarusie” znajdą głównie to, czego bardzo nie lubią, więc wszelkie próby będą trudne do ugruntowania już na starcie. Ale pozostałym, niekoniecznie zwolennikom, ale tym, którzy przełknęliby cokolwiek o tematyce mikstur ponyfikacyjnych, w sumie ów fanfik bym polecił. Historia ta potrafi wciągnąć, działa troszkę jak wehikuł czasu, budzi nostalgię i robi smaka na ciąg dalszy. Ma ogółem wszystko co trzeba by się wykazać, oczywiście można mieć zastrzeżenia co do spraw technicznych, czystego jak jest prowadzona historia, ale jestem pewien, że w odpowiednim czasie tekst zostanie zmodernizowany. -
No witam. Pierwsza rzecz, na dzień dobry - nigdzie nie widzę tagu [TCB] Już sam ten fakt odróżnia „Sześć doskonałości” od lepiej znanych, bardziej zaawansowanych opowiadań autora (a przynajmniej, mówiąc o stopniu rozwinięcia danych fabuł). Z tego, czego można się dowiedzieć z krótkiej przemowy, mają to być różne oblicza apokalipsy, skryte pod maską krainy idealnej. Póki co mamy dwa opowiadania, jak zatem wyszło? Od razu chcę powiedzieć, że świetnym pomysłem wydała mi się jednorodna, zaplanowana konstrukcja serii. Mam na myśli to, że dostępne do tej pory opowiadania liczą sobie tyle samo stron, rozpoczynają się i kończą tą samą, jedynie dopasowaną do danej postaci, formułą, w określonym momencie pojawia się jaskrawa demonstracja możliwości danego reżimu, a ofiarą niezmiennie jest książę Blueblood. Zabiegi te faktycznie sprawiają wrażenie, że mamy do czynienia z jedną historią, tylko w różnych odsłonach, które to odsłony definiowane są przez charaktery, powodowane specyfiką danej bohaterki, przy czym są to ideały przerysowane, przesadzone, wypaczone. W związku z powyższym możliwości są przeogromne, chociaż okazuje się, że poszczególne opowiadania wcale takie długie nie są. Niemniej autorowi udało się w ciągu tych dziewięciu stron zawrzeć esencję tego co, jego zdaniem, wynikłoby w momencie w którym historia potoczyłaby się alternatywnie. Historyjki te, zgodnie z założeniami zresztą, nie sprawiają zbyt optymistycznego wrażenia, z całą pewnością nie są to światy w których chciałoby się żyć. Generalnie, za sprawą wizji świata wypełnionego klonami Pinkie Pie, gdzie wszystko się pali i wali, a dziejące się rzeczy powodowane są czystą losowością, pierwsze opowiadanie, „Śmiech Rozpaczy”, wypada troszkę jak miks [Dark] oraz [Random] i prawdę mówiąc, atmosfera nie była tam aż tak surowa. Co innego „Tryumf przegranej”, gdzie mamy nie tylko reżim Twilight w akcji, ale także garść jej planów na przyszłość, na „udoskonalenie” swojej utopii oraz ten jeden, finalny cel. Rzeczywiście tutaj jest mroczniej, jest poważniej, ale również wizja ta wydaje się być bardziej urozmaicona, bogatsza. Gdyby przyjąć, że oba te opowiadania są takimi mini-uniwersami, w których można osadzić jakąś historię, to zdecydowanie wolałbym stworzyć coś w utopii Twilight. Ruch oporu, próba ucieczki poza mury, może nawet jakieś kawałki życia zwyczajnych obywateli? „Tryumf przegranej” jest po prostu dużo bardziej interesujący i stwarza lepsze perspektywy na historię, ma większy potencjał. Mówiąc o stronie technicznej, nie ma zbytnio do czego się przyczepić, ale też nie ma nad czym się rozpływać. Ot, prosty, zrozumiały język, zwięzłe i konkretne akapity, opisy ukierunkowane na tym co najważniejsze, abyśmy mogli sobie kolejne utopie wyobrazić, ale jednocześnie wiele pozostawiając wyobraźni. Są te opisy wystarczająco plastyczne. Ogólnie nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejne odsłony „Sześciu doskonałości”, w pewnym napięciu, gdyż autor z całą pewnością ma ciekawe pomysły i w sumie trudno powiedzieć czym okaże się kolejny, „doskonały” świat. No i która z bohaterek będzie za niego odpowiadać. Zostało ich czworo, toteż każda ma 25% szansy Pożyjemy, przekonamy się Pozdrawiam i zachęcam do zapoznania się z serią. Zaczyna się różowo i losowo, później jest dosyć surowo. Ciekawe czy przyszłe historie będą jednocześnie epatować różnymi skojarzeniami/ emocjami... W sensie, niby [Dark] [Sad] przede wszystkim, ale z każdym kolejnym tytułem nowe wrażenie. Pozdrawiam!
-
D.D.H [Oneshot][Adventure][Violence][Random][KillItWithFire][NieDlaWrażliwych][+65]
temat napisał nowy post w Archiwum fanfików
W końcu dotarłem do tego wyjątkowego opowiadania; napisanego czcionką ozdobną (i jakże popularną, menusy obu Sonic Adventure nimi opatrzyli ), napisanego z zupełnie, totalnie innego podejścia, opowiadającego historię, która powinna być znajoma każdemu kto pamięta swoje pierwsze pomysły oraz wyobrażenia. To znaczy, w „DDH” jest to przerysowane, przesadzone ponad miarę, uczynione groteskowym, aż trudno uwierzyć że istnieje i o czym tak naprawdę opowiada, jaki jest tego ostateczny cel. Mam nadzieję, że nie będzie mnie ścigać prokuratura za kliknięcie w link nie spełniwszy wymagań wiekowych W każdym razie, trudno uwierzyć. Tym bardziej, że przecież nie jest to tytuł startowy nowicjusza, nie wydaje się też aby powstał z okazji pojawienia się takowego, jakoś naokoło czasu swej premiery. Jednak nie potrafię pozbyć się wrażenia, że istnienie tego tekstu nie jest przypadkowe. Oczywiście, po ujrzeniu kolorowego napisu „KONIEC”, miałem różne dziwne myśli w głowie, jednak zadziwiło mnie to jak wiele rzeczy nadal mnie intryguje, głównie przez to, że opowiadanie to istnieje. Jak ma to miejsce zazwyczaj, niezwykle ciekawe było odnalezienie kolejnej laurki dla naszego fanfikowego półświatka, w postaci biblioteki Twilight oraz sceny układania poszczególnych tomów na odpowiednich półkach, które to tomy noszą tytuły dziwnie podobne do wybranych fanfików, które możemy znaleźć na forum. Pierwsza rzecz – większość (chyba) rozszyfrowałem, ale nadal jest kilka tytułów, o które jednak nie chcę autora pytać, bo wewnętrznie czuję, że jestem w stanie samodzielnie odgadnąć te kawałki. I to, jakkolwiek może to zabrzmieć, stanowi świetną zagadkę i motywację do powrotu do dalszych stron niniejszego działu, odkrywania, przypominania sobie. Za to bez wątpienia plusik. Nie wiem, czy takie było zamierzenie autora, czy też udało mu się przypadkiem, a w istocie chodziło o pewien ukłon i manifestację własnych opinii, ale jest to czynnik podnoszący barwność, sympatyczność opowiadania. Podobnie jak w „Bez paniki”, chociaż tam zupełnie inne rzeczy podnosiły te współczynniki. Poza tym, nadal pozostaje kwestia tego tytułu, cóż to takiego jest. Może myślę o tym zbyt intensywnie, ale biorąc pod uwagę, że tytuły którymi zostały opatrzone wspomniane wyżej tomy (nie wszystkie!) bardzo często okazują się zmyślnymi odwróceniami tytułów odpowiednich fanfików, gdyby tak odwrócić tytuł, to się dostaje HDD, a to przecież dysk twardy/ pamięć masowa. A gdzie jeszcze mogą się kryć niezwykłe historie o Mane6 alikornach, zwalczających krwawych przeciwników w potężny sposób, zmierzając do wypełnienia swego przeznaczenia i pojedynku z ostatnim bossem? W najgłębszych odmętach dysków twardych! Generalnie nie potrafię pozbyć się jeszcze jednego wrażenia, a mianowicie tego, że w gruncie rzeczy jest to próba strollowania społeczności, nie tylko poprzez tagi, czcionki ozdobne oraz opowiedzianą historię, ale z drugiej strony, oceniając końcówkę, może to być również zupełnie trzeźwa próba obśmiania pewnych schematów czy zachowań postaci, z wplecionymi odniesieniami do wydarzeń forumowych. Opowiadanie w tym sensie staje się zatem komentarzem autora do ówczesnego stanu naszej fandomowej sceny. I jest to komentarz brzmiący dosyć zabawnie, dający się czytać wartko, bez żadnych większych uchybień... Poza zakończeniem, które faktycznie urywa opowiadanie i chociaż z tekstu wynika, że tak właśnie miało być, również w ramach obśmiania pewnych motywów, czy też przerysowania pewnych wyobrażeń, ale jednak w praktyce wypadło to trochę tak jakby autor stracił zainteresowanie ściganiem czegokolwiek co sobie upatrzył za cel i po prostu chciał zakończyć bieżącą historię jak najszybciej. A szkoda, bo mimo powtarzalności (każda z postaci odnosi sukcesy na polu walki, nie ma mowy by cokolwiek im zagrażało), wydawało się, że zmierza to w kierunku obszerniejszej konkluzji. Obszerniejszej przynajmniej gabarytowo. Ale absolutnie muszę pochwalić pomysły oraz poszczególne sceny, gdyż naprawdę nic nie wskazywało na to, że w tekście znajdą się takie malutkie jakby „układy scalone”, które zbiorą kilka mniejszych elementów i później wytworzą wokół nich, o dziwo, zupełnie logiczną otoczkę. Na przykład moment, w którym Fluttershy zasypuje wrogów poduszkami, które wcale nie okazują się poduszkami. Czyli Discord sobie wymyślił specjalnie dostosowany do usposobienia Fluttershy poradnik, więc wszystko okazuje się logiczne, spójne, komiksowe. W ogóle, po raz kolejny pragnę pochwalić to jak wypada w opowiadaniu Discord, gdyż jest to nadal niepoważny, wszędobylski troll, który nie przestaje knuć ani znajdywać nowych sposobów na zagranie bohaterkom na nosie. No właśnie, co się z nim stało? Zniknął sobie, pod koniec nie ma go praktycznie w ogóle Szalone cięcia budżetowe Ogólnie, to opowiadanie nadal pozostaje dla mnie pewną zagadką. Wygląda jak trollpasta, brzmi jak trollpasta, ale wydaje się zdecydowanie zbyt dobrze zaplanowana i przemyślana. No i dosyć mocno urwana na końcu. Czy warto poświęcić „DDH” nieco czasu? Zależy. Na pewno nie okazało się to tragicznym doświadczeniem jak zwykł długo mnie przekonywać autor. Na pewno jest wiele różnych tytułów Foleya, które zdecydowanie zasługują na lekturę bardziej niż „DDH”, gdyż nawet w materii trollowania, obśmiewania, naprawdę mnóstwo rzeczy zostało już zrobionych, toteż to się samo w sobie robi coraz bardziej czerstwe. Ostatecznie, „DDH” traktuję bardziej jako zagadkę-ciekawostkę, dodatek do ogólnej twórczości Foleya. Ale generalnie zdecydowanie bardziej rekomenduję „Adventure Found Me”, „D&D”, „Miniaturki kogoś na F”, a także przeróżne inne, starsze opowiadania, które możemy odnaleźć na forum Pozdrawiam! -
Bez paniki [Oneshot][Random][Shipping][+18]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
„Bez paniki” wypada na tle kolejnych opowiadań autora dosyć jaskrawo, zdecydowanie wybija się, wyróżnia, a co mnie zadziwia to fakt, że bardzo długo nie byłem do końca świadomy, że ono istnieje. Dlaczego nie do końca? Otóż okazuje się, że tytuł kojarzyłem, gdzieś-tam mi przemykał, ale nie tylko nie identyfikowałem Foleya jako autora tegoż opowiadania, ale... Myślałem, że jest o czymś kompletnie innym, niż w rzeczywistości jest. W każdym razie, nie ma już chyba lepszego momentu na nadrobienie tego opowiadania i zapoznanie się w z jego prawdziwą treścią, porządnie. A zatem, cóż to takiego? Jaskrawość przekazu objawia się głównie w zabawie i wodzeniu czytelnika za nos, sprawiając wrażenie że Foley, już poza konkursami wszelakim, ostatecznie przełamie pewne swoje limity i ukaże nam swoje ulubione postacie z innego punktu widzenia, eksponując warstwę emocjonalną, zmierzając do pełnoprawnego wątku podpadającego jakoś pod sprawę romantyczną. Nawet jeżeli miałoby to się sprowadzać do ganiania za super sexy Rainbow, bez żadnej wzajemności A tylko po to by rozwiązać rzeczy w sposób, który jak na ironię był sugerowany od samego początku, chociaż myśmy tego nie zinterpretowali dosłownie Co dodatnio wpływa na barwność opowiadania to fakt, że pula występujących postaci jest nieco większa niż zazwyczaj, nawet jeżeli wiele postaci przewija się gdzieś tam w tle i nie mówi zbyt wiele. Jest to zawsze sympatyczne, przyciąga do czytania. Urozmaica. Powracając do wodzenia za nos, muszę przyznać, że przez moment na serio myślałem, że Big Macintosh okaże się księżniczką i w ten sposób mógł latać za bohaterką Poza tym, kolorystycznie, adoratorka tęczowej klaczy nawet kojarzy się z Soarinem, więc... Tak, mnóstwo mniejszych lub większych dziwności, poniekąd w ramach tagu [Random], a poniekąd w ramach możliwej laurki złożonej fandomowi... która to laurka jednak się udziela, na samym końcu, po raz wtóry przewracając wszystko do góry kopytami. Ale ogólnie, był to zrywający w różne strony rollercoaster, który tu i ówdzie może wydać się kontrowersyjny, niemniej po niedługim namyśle stwierdzam, że nie należy patrzeć na to w taki sposób, tylko podejść do tego na luzie, jak do opowiadania-laurki, obśmiewającej pewne rzeczy, w sposób komiksowy. W razie wątpliwości mogę to rozwinąć, ale wierzę, że nie będzie takiej potrzeby. Strzał ten nie jest zbyt długi, ale naprawdę można odnieść wrażenie, w wydarzyło się więcej scen niż przewiduje ustawa, Rainbow odwiedziła więcej miejsc niż można się było spodziewać, także czasowo wyszło całkiem szeroko. Dzięki kompetentnym, napisanych prostym językiem opisom, dobrze dobranym dialogom oraz wyskakujących tu i ówdzie ostrych zakrętach opowiadanie wciąga i wcale nie traci swojej świeżości. Ilość elementów, drobnych dodatków w postaci tej trzymającej w lekkiej, kreskówkowej niepewności końcówce (kiedy możemy zacząć się domyślać co to za „niecne” plany snuje Rainbow ), kolejnych kryjówek bohaterki czy odzywek. Niby nic specjalnego,coś co przecież ma większość opowiadań, ale wciąż, bardzo urozmaica to treść. Generalnie, różne dowcipne rzeczy dzieją się niespodziewanie i nie można odmówić wysokiego stopnia napalenia postaci, której przypadła rola takiej troszkę antagonistki. Ale troszkę. To nie jest zła postać, ona jest kochana Może ona gdzieniegdzie zaskoczyć, ale ogólnie, opowiadanie zdecydowanie ma wydźwięk komediowy, w żadnym momencie nie czułem się niekomfortowo, żadne skrajne emocje nie ulegały pobudzeniu. Mogłoby się wydawać, że to rzemieślnicza robota, prosta historyjka, jednak dzięki lekkości treści, różnym smaczkom kreującym urok opowiadania, „Bez paniki” wypada zdecydowanie dużo lepiej, niż przeciętnie. Na tle pozostałych opowiadań autora wyróżnia się, nawet nieco odstaje poprzez elementy statkujące. Czemu zatem nie polecić? To dobra odskocznia na deszczowe dni i nie tylko -
Kapelusz Daring Do [Oneshot][Rewitalizacja][Adventure][Sad]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Nie wiem, czy kiedykolwiek, komukolwiek o tym wspominałem, ale ja pamiętam doskonale IV Edycję Konkursu Literackiego jako że już wtedy chciałem wystartować Ale limit słów zabił moje opowiadanie na śmierć i ostatecznie postanowiłem się wstrzymać, a pewne określone postacie musiały odczekać swoje zanim wystąpiły w jakiejkolwiek historyjce. I jak pamiętam, oryginalne opowiadanie godnie zaprezentowało interesujący pomysł. Znaczy, wtedy tak tego nie postrzegałem, ale dzisiaj widzę i w sumie ze zdumieniem oglądam tekst Spidiego, który to tekst właściwie nie miał żadnego formatowania, ale styl jest prawie nieodróżnialny od tego jak Spidi pisze dzisiaj, więc... Tak jest, interesujące doświadczenie Pod kątem stylu, jakby czas się zatrzymał, co w sumie jest sympatyczne. Pod kątem spraw technicznych: radykalne zmiany, poprawy. Znaczy, dzisiaj to już raczej standardy. Aczkolwiek jak się spojrzy na to w jakim stanie niekiedy przybywają do nas nowe opowiadania dzisiaj, można mieć wątpliwości W każdym razie, czas przejść do rewitalizacji, a także porównania jej z oryginalnym opowiadaniem. Pod kątem fabuły, brak tutaj żadnych rewolucyjnych zmian. Nowa wersja „Kapelusza Daring Do” realizuje tę samą historię. Z tą różnicą, ale kompozycja wydaje się lepiej dopracowana, a tag [Sad] jest tutaj nieco lepiej, wyraziściej zrealizowany. Mam na myśli to, że kluczowa scena ma w sobie nieco więcej emocji, dzięki czemu konkluzja lepiej dociera do odbiorcy i nakręca go na nowe, zabierające dech w piersiach przygody bohaterki. No i sprawdza się dobrze jako takie origin story dla tytułowego kapelusza. Poza tym, podobał mi się opis jednej z postaci. Może to umknąć uwadze dlatego trzeba czytać w skupieniu, ale przyznaję, że kiedy pojawił się przede mną pewien szczególny opis wyglądu jednego z pomagierów, jakoś nie mogłem pozbyć się wrażenia: Ale poza tym wszystkim, opowiadanie jest zrealizowane solidnie, tempo akcji jest odpowiednie, co do zastosowanego języka czy atmosfery nie mam żadnych zastrzeżeń. W gruncie rzeczy, w stosunku do oryginału, rzeczy wydają się lepiej uporządkowane, usystematyzowane, jakiekolwiek określenia które były zbędne, czy też nie wnosiły za wiele, a zżerały limit słów szybciej, są tutaj nieobecne. Dzięki temu udało się nie tylko nie rozmywać poszczególnych wersów, ale precyzyjniej zwrócić uwagę czytelnika na najważniejsze. Na genezę, historię nieodłącznej części garderoby Daring Do. Ale generalnie, oceniam tę rewitalizację pozytywnie. Została ona wykonana godnie, jako całość wypada idealnie jak taki króciutki prequel do dużo większych przygód i opowieści z Daring Do w roli głównej. Oczywiście garść pytań bez odpowiedzi które były obecne w oryginale, są obecne również tutaj, ale to kolejny plus. Opowiadanie można polecić w zasadzie każdemu. Jest to historyjka krótka, wykonana solidnie, ugruntowana dzięki niemałemu kawałkowi historii, której głównym budulcem są oczywiście minione edycje konkursów literackich. Jest czymś całkiem interesującym przypomnienie sobie starych czasów, ale niewykluczone, że dla wielu osób będzie to brand new content. „Kapelusz Daring Do” to odpowiedni tytuł na śniadanie, popołudnie, a także wieczór, współczesna rewitalizacja tekstu liczącego sobie już pół dekady -
Miniaturki kogoś na F [Seria][Tagi wewnątrz]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Powrót do miniaturek, z uwzględnieniem ostatniego punktu kontrolnego oznacza zanurzenie się w opowiadaniu konkursowym „Gdy świat jeszcze młody był”. Na tle pozostałych miniaturek, ta wydaje się należeć do tych dłuższych, co jednak nie oznacza, że tytuł pochłonie całe nasze popołudnie Kwadransik, o ile nie mniej. Na wstępie powiem, że w opowiadaniu zdarzają się powtórzenia, tego przykładowo typu: "Nagle obok sióstr pojawił się srebrzysty rozbłysk, w którym pojawił się podłużny, wijący kształt draconequusa." Zdarzają się, sporadycznie, kwestie wynikające ze stylu i podejścia do tego czy owego. Są to po prostu momenty które sam napisałbym inaczej w tym sensie, że „się” bym wywalił. Jak tutaj: "– W takim razie, co jest dla ciebie niejasne w naszej umowie? – spytała biała alicorn, patrząc się mu w oczy." Ale to sprawy niezbyt uciążliwe, bynajmniej. Do tego proste do skorygowania. Zatem tutaj nie będę się jakoś obszerniej rozwodził, wspomnę jeszcze tylko że jak na wielką, przełomową bitwę, było to dosyć rozczarowujące, że zasiadające na tronie persony odezwały się tyle co nic. Kurczę, trudno było poczuć ich obecność, sprawiali wrażenie biernych, chociaż z opisów wynika, że ich magia przysporzyła protagonistom kłopotów Generalnie, czuć troszkę, że akcja leci zbyt szybko w związku z czym nie udało się stworzyć napięcia, ani niczego takiego... Z drugiej jednak strony, skoro mamy kanon w postaci serialu i wiemy, że przecież Celestia i Luna żyją, Discord ma się świetnie, a sama kraina kolorowa i wesoła, wówczas czy w ogóle dało się potrząsnąć czytelnikiem? W sensie, że będzie się przejmować, czuć że życie postaci jest zagrożone? Ciężko powiedzieć, ale chyba nie. Ale czy ta dosyć wartko pędząca akcja psuje ogólne wrażenie? Cóż, nie będę ukrywał, że lubię opisy, lubię zwroty akcji, lubię kiedy jest bogato (jak w „Adventure Found Me” ), toteż tutaj wszystkiego mi mało. No wiem, miniaturka, ale wciąż... Jak pamiętam, przy „Podejściu drugim” czegoś takiego nie odczuwałem. Może tutaj pomysł okazał się zbyt ambitny? Tak czy inaczej, jako lekki, niewymagający sczególnych warunków przerywnik, opowiadanko spełnia swoje zadanie. Te opisy, które już są, umożliwiają nam wyobrażenie sobie scenerii, mamy pojęcie o ładunkach energii, eksplozjach, sypiącym się pyle, zmieniającej się epoce. Tylko znów, mamy troszkę za mało tekstu by poczuć rozdarcie księżniczek oraz ogólny smutek, jaki, jak rozumiem, powinien się udzielać w scence zamykającej historię. Na szczęście jest tutaj to minimum, w postaci kontrastu: spełniającej swoją rolę Celestii oraz faworyzowanej Luny, co odzwierciedla jakoś zaangażowanie każdej z nich i jest próbką tego, jak jedna wcale nie jest pewna tego co chce osiągnąć, a druga okazuje się nastawiona bojowo, energiczna. Zdecydowanie pochwalam kreację Discorda. Nie było go znowu tak wiele, ale jak już był, wypadał naturalnie, rozluźniał atmosferę, podobało mi się jego podejście, zachowanie, jak z serialu wzięty To było naprawdę przyjemne, chociaż opowiadanie ma tag [NotHappy]. Generalnie, chyba jest ok, ale nic poza tym. Miniaturka jest w porządku, ale nie pobiła ona „Podejścia drugiego”. Nie wydaje mi się też, abym za prędko czy zbyt często do niej powracał. Sprawdźmy jak poszło pozostałym. Kolejne opowiadanie, poświęcone Trixie, wydaje mi się, że je czytałem kiedy się pojawiło w wątku konkursowym... Słusznie Dolar mi swego czasu zapowiedział, że ta edycja mnie zainteresuje Trixie to świetna postać, bardzo elastyczna, z szerokimi perspektywami na pisanie historii, z nią mogłem zrealizować szereg motywów oraz sytuacji o których długo myślałem. Ale co jeżeli ktoś reprezentuje zgoła inny punkt widzenia i jedyny kierunek w jakim według nieco mogłaby podążyć Trixie to autostrada do piekła? Opowiadanie to po prostu burza mózgów, przeprowadzona w zwyczajnych, korporacyjnych warunkach. Ale nie czuć tam presji, czy czegokolwiek oddziałującego negatywnie na łeb. Wprawdzie nie mam doświadczeń z pierwszej ręki, ale na podstawie różnych relacji, w korporacji Sega gó*niane momenty dla pracowników stanowią większość czasu... Przez co powinno się współczuć pracownikom korporacji Sega. Ale Hasbro? No, z tego opowiadania wynika, że to kraina w której można proponować naprawdę wszystko, zupełnie swobodnie, bez ciążących nad pracownikami wypowiedzeniach. Zdecydowanie udzieliła się tutaj wyobraźnia autora, ponieważ wszystko ma humorystyczny, luźny wydźwięk, chociaż co niektóre pomysły to ostra przesada (widzę nawet jedno nawiązanie do jednego z najsłynniejszych seryjnych morderców ), to jednak w żadnym momencie się nie skrzywiłem ani nic z tych rzeczy. Nie ma mowy by potraktować to opowiadanie poważnie, a zatem... No, dosyć szybko przemija i przy nim już kompletnie nie czuć chęci powrotu do lektury. Po prostu jest. Co dalej? Wierzę, że „Jeszcze będę kimś” czytałem i recenzowałem w ramach określonego konkursu literackiego. Zatem skaczę od razu do „Szerlocka Hoofsa i zaginionych babeczek”. I tutaj muszę przyznać, że było to interesujące doświadczenie. Co mnie i ucieszyło, i nawet zabawiło to fakt, że tytuł ten jest samoświadomy i w zasadzie sam się komentuje. Jest to bardzo, bardzo sympatyczne, a dobór postaci, po raz kolejny, jest bezbłędny. Podczas tych wierszowanych kawałków w głowie rozbrzmiewa głos Pinkie Pie, a my wiemy, że to wszystko jest niepoważne, że to zabawa, a ilekroć wkraczają komentarze Rainbow, możemy nie tylko usłyszeć jej głos, ale poczuć jak nagle urywa się muzyka, atmosfera, a kamera przeskakuje kawałek dalej, ukazując scenerię i jak się sprawy mają w rzeczywistości. Jest to bardzo kreskówkowe, wesołe, sympatyczne. I w sumie... Myślę, że ta miniaturka wyróżnia się i wypada naprawdę dobrze Lubię ją „For Bunny Angel!”... No cóż, sam autor nie ma pojęcia co to jest. I ogólnie ja też za bardzo nie wiem... :/ Ale nie mogę powiedzieć, że czytanie było trudnością, czy doświadczeniem do którego nie chciałbym powracać, w ogóle. Powiedziałbym, że... Cóż, dostrzegam ten główny koncept, głównie dzięki konkluzji, która wiele wyjaśnia, to motyw znany i ogólnie elastyczny. Kłopot w tym, że nie mogę się doszukać jakiejś dłuższej fabuły, jakiegoś wspólnego mianownika, kleju który spajałby kolejne wypowiedzi Angela. Ostateczny cel – władza nad wszystkim, jasne, tylko mało tego widzimy w praktyce (jedynie scenka z Saszką), no i ostatecznie wychodzi jakoś tak... Mało satysfakcjonująco? Nieprzekonująco? Ale przechodząc do „Pojedynku”, po raz kolejny muszę przyznać, że wyszło sympatycznie, dosyć komiksowo, co później przechodzi w wielkie zaskoczenie, bo ta komiksowość robi się mroczniejsza, a ostatecznie bohaterkę spotka koniec którego się nie spodziewałem. Ale ogólnie, jest to napisany solidnie kawałek przygody z tytułowym pojedynkiem w tle, który to pojedynek oceniam lepiej niż walki w „Gdy świat jeszcze młody był”. Tło dla zdarzeń jest prostsze, przeciwnicy, choć nie są to typowi zbrojni czy mitologiczne kreatury, odświeżają sprawy oraz stanowią wyzwanie dla protagonistki. Podobało mi się. Prosta, wciągająca sprawa, nie wymagająca większych pokładów wolnego czasu, spełniająca swoje zadanie wzorowo, jako przerywnik, jako lekkie, miniaturowe opowiadanko. Ode mnie zdecydowana okejka. Zakończenie może się okazać zaskakujące, na pewno jest też poprzedzone wzrostem napięcia. Bardzo dobrze. Wygląda na to, że to by było wszystko w temacie miniaturek konkursowych Foleya... A przynajmniej do czasu kolejnych konkursów i kolejnych opowiadań które zostaną wystawione do walki. Ogólnie, jestem zadowolony. Moi faworyci z całej tej gromadki to zdecydowanie "Drugie podejście", "Jest taki dzień" oraz... "Szerlock Hoofs i zaginione babeczki" Potem zdecydowanie widzę "Pojedynek", "Jeszcze będę kimś!", a potem pozostałe opowiadania. Ogółem pragnę pogratulować i wyrazić nadzieję, że z czasem miniaturek pojawi się więcej Chociaż to bardziej zależy od tego jak to będzie z przyszłymi, zwykłymi konkursami... Ale wciąż, dobrze mieć tutaj zebrane wszystkie opowiadania. Pozdrawiam serdecznie! -
Um... Hej, dobrze Was znów powitać. Jak się macie? Widzę, że tęskniliście... To jest naprawdę bardzo, bardzo miłe. Dziękuję Wam za pamięć i za to, że jesteście Działo się sporo, ale w żadnym wypadku nie chciałabym abyście myśleli, że o Was zapomniałam, nie czujcie się też pominięci. Musicie wiedzieć, że królewski tytuł wiąże się w olbrzymią odpowiedzialnością, co z kolei jest obarczone niekiedy bardzo dużym stresem i w ogóle... Bardzo zależy mi, by wszystko było przygotowane jak najdokładniej, aby rzeczy ułożyły się pomyślnie. Wiem, że kucyki są bardzo wyrozumiałe, ale nie chcę nikogo zawieść. No i Was, drodzy przyjaciele, również nie chciałabym zawodzić. A czuję, że Wasza cierpliwość i tak już została wystawiona na wielką próbę. Chociaż nie jest to wyłącznie moja sprawa. Chociaż mój Opiekun nie jest księżniczką, a zwyczajnym inżynierem, on również miał mnóstwo spraw na głowie, mnóstwo rzeczy do przygotowania i mnóstwo problemów. To jedynie potwierdza moją teorię, że Wasz świat jest co najmniej tak samo złożony, co nasz, a często okazuje się dużo bardziej stresogenny. Przyznam, że mnie to martwi, ale również fascynuje To znaczy, odzywa się we mnie moja magiczna natura oraz zmysł badaczki Magia czyni cuda, ale magia to również małe, proste rzeczy na które każdy może się porwać, by sprawić innym radość! No właśnie. Skoro tak, może zatem przejdziemy do prostej rzeczy, jaką są pytania? Jest ich sporo. Ponownie, przepraszam za swoje ślimacze tempo, ale... Ty nie przepraszaj, tylko pracuj nad sobą! Szczególnie dzisiaj, po całym tym czasie, ja wiem, że to możliwe i że to potrafisz! ...ok. Postaram się. Tak lepiej. No... Wiem, że walczysz z niezwykle ciężkim przeciwnikiem, ale sam wiesz... Warto walczyć i warto próbować. Dysponujesz również doświadczeniami innych i nie jesteś sam. Będzie dobrze @darkblodpony Twi masz w planach zrobić listę swoich fanów? Czy może uważasz, że taka lista to coś nie potrzebnego? Co o nich myślisz? Zarówno wtedy, jak i teraz, mam wątpliwości czy długoterminowo będzie miało to sens. Widzę tutaj szereg czynników. Po pierwsze, to już było. Po drugie, to zawsze bardzo miłe kiedy ktoś chce znaleźć się na takiej liście, ale jakiś czas temu to analizowałam i doszłam do wniosku, że wszelkie ograniczenia mogłyby być krzywdzące. Mam na myśli ograniczenia tego typu, że jeżeli ktoś chce znaleźć się na takiej liście, wówczas nie może zostać dopisanym na kolejną. Nie chciałabym wygrywać czyimś kosztem. Z drugiej strony, gdyby znieść takie ograniczenia, wówczas znika jakakolwiek wyjątkowość czy waga wyboru, skoro można znaleźć się na każdej. I wreszcie, po trzecie, jeżeli będziecie na każdej z list, czy też na większości z nich, wówczas czy ich istnienie ma rację bytu, skoro jesteście zwolennikami każdej z nas? Czy nie prościej byłoby zatem przyjąć, że... Po prostu każda z nas może być Waszą przyjaciółką na równych zasadach. I szczerze, to jest całkiem sprawiedliwe! Podoba mi się takie podejście. Konkurencja nie zawsze jest zdrowa, a akurat między przyjaciółmi nigdy nie chciałabym wybierać. Po prostu każdy jest dla mnie szalenie ważny. Traktuję Was jak przyjaciół i nikogo nie chciałabym dystansować, czy stawiać ponad kogoś innego. @Śmierć Uważamy, że macie OGROMNE szczęście żyć w świecie tak pełnym wartości. Niestety w przypadku nas Wasze lekcje przyjaźni zawiodły... Pocieszysz jakoś ? Pozdrawiamy Ciebie i Midnight Sparkle, powodzenia na studiach i nie idźcie w moje ślady... Och tak, czuję się znakomicie w moim świecie i sądzę, że istotnie mamy ogromne szczęście żyjąc tutaj, będąc ze sobą na co dzień Ale uwierz mi, mamy swoje problemy, czasami bardzo, ale to bardzo poważne i skomplikowane. Poza tym, nie znam wszystkich kucyków na świecie, ale wierzę, że bardzo wielu z nich ma osobiste problemy, marzenia i słabości, z których być może nawet nie zdajemy sobie sprawy! Nawet ja nie wiem wszystkiego! No, ale staram się jak mogę Cały czas pojawiają się nowe źródła, a ja już czekam aby się z nimi zapoznać! Ale wracając do tematu, dlaczego uważasz, że nasze lekcje zawiodły? Wiesz, że nie wszyscy od razu pojmują różne lekcje, rzekłabym wręcz, że większość osób ma kłopoty ze zrozumieniem przekazu i popełnia błędy. Ale błędy to nie są rzeczy złe, gdyż można z nich wyciągnąć naukę, niekiedy nawet lepszą niż czyjkolwiek wykład! Nie należy się bać, ani wstydzić, ale stawiać temu czoła, gdyż to... No, samo życie. No i po każdym błędzie, po każdej lekcji, zawsze wychodzi się silniejszym. Chociaż odrobinkę, ale jednak! Pamiętaj też, że bardzo często rzeczywistość weryfikuje różne decyzje i zdarzenia z dużym opóźnieniem. Kto wie, kiedy się okaże, że jakaś mała nawet rzecz, którą uznawaliśmy za porażkę, na dłuższą metę okaże się niezbędnym składnikiem wielkiego sukcesu? Masz cały czas tego świata aby się doskonalić, tak jak chcesz i w takim kierunku w którym chcesz Oczywiście, o ile nie szkodzi się innym... Ale wierzę, że doskonale wiesz co masz na myśli! Dziękuję za pozdrowienia! Życzę powodzenia i wszystkiego najlepszego! @Grzegorz Parylak Teraz ci się przedstawię, jestem jednym z alikornów podróżujących, jednym z wielu jakie zeszły do Equestrii po to by wznieść energetycznie owy świat poprzez ciebie, a wzniosłaś ten świat już dwa razy poprzez udział potężnych energii jakie zeszły już do Equestrii, przez to stałaś się Księżniczką Tęczowego królestwa i jako dorosły alikorn, poznałaś również wiele praw wywodzących się z magii alikornijskiej, praw mających siłę sprawczą a to wielka odpowiedzialność zarówno za innych jak i za siebie. O co mam cie więc zapytać? Chwila moment, zaraz! Chcesz powiedzieć, że jesteś alikornem? Hej, dlaczego nic o tym nie wiem? Ale momencik... Nie mogę Cię odnaleźć w żadnej książce, ani leksykonie, ani nawet legendzie! Mówisz, że mnie znasz? Cóż... To dosyć niespodziewane. To znaczy, na pewno by zapamiętała, gdybym spotkała nowego alikorna. Czyżbym o kimś zapomniała? Nie, nie możliwe. W każdym razie, o co miałbyś mnie spytać... Obawiam się, że tylko Ty znasz odpowiedź na to... No cóż, pytanie @Orange Marker Czy według Ciebie jucyk inny niż jednorożec czy alicorn jest zdolny do zdobycia mocy magicznej. Może nie w tak bezpiśredniej postaci ale bardziej pośredniej. Pośredniej, jak najbardziej. Ogólnie, tak jak my, jednorożce, tak również pegazy czy kucyki ziemskie, mają unikalne, semi-magiczne talenty. Poszczególne osobowości mają szczególne właściwości. Zresztą, zauważ, że każdy w zasadzie kucyk może korzystać z magicznych artefaktów i mikstur. Nie byłoby to możliwe, gdyby brakowało im zdolności do posługiwania się mocą magiczną. Zjawisko to jest jednak bardziej złożone, ale ogólnie o to właśnie chodzi. Zatem, owszem, to możliwe @C.J Sparkle Czy kiedykolwiek brałaś udział w turnieju szachów? Myślałam o tym, czasami przystępowałam do rozgrywek organizowanych przeze mnie i Shining Armora, później dołączyli się do tego rodzice Później jakoś bardziej zwróciłam się w stronę magii uniwersalnej. Ale pamiętam ruchy figur, możliwe otwarcia, a także... No, inne rzeczy, o których nie powinnam mówić jawnie, jeśli chcę kiedyś zaskoczyć możliwych oponentów Co najbardziej cię zaskoczyło, zainteresowało w byciu Księżniczką Przyjaźni? Zaskoczyło mnie to, że w gruncie rzeczy nie było to takie trudne jak się spodziewałam i że wcale nie oznaczało to zdystansowania się od moich kochanych przyjaciółek z uwagi na nowe obowiązki, kompetencje. Zaskoczyło mnie też to jak... Hm. Jak zwyczajne życie prowadzi Celestia, czy Luna, kiedy nikt nie patrzy. Są to po prostu takie same kucyki, jak ja. Jest to zadziwiające i szalenie interesujące. Teraz czuję się nie tylko bliżej przyjaciółek, ale także bliżej mojej mentorki, która również stała się przyjaciółką, ale na zupełnie nowy sposób! Czy słyszałaś o takim sporcie jak koszykówka?Jeśli tak to co o nim sądzisz? Owszem, słyszałam, nawet co nieco widziałam To ciekawa i dynamiczna dyscyplina, wymagająca pracy zespołowej oraz znakomitego refleksu oraz celności. No i niekiedy potrafi zszokować, sprowadzić kucyka na skraj siedzenia. Jeśli Starlight postanowi, że jest gotowa do podróży to co zrobisz? Hm. Zależy jakiej podróży. Jeśli zapragnie zwiedzić nieco świata, czy spotkać się w przyjaciółmi, nie pozostanie mi nic innego jak życzyć jej powodzenia i cierpliwie czekać na jej powrót, aby mogła mi wszystko opowiedzieć. No, chyba że byłaby to niebezpieczna wędrówka po jakiś zaginiony skarb czy coś w tym rodzaju. Wówczas nie ma mowy, jeśli nie uda mi się odwieść jej od tego pomysłu, ruszam razem z nią! I z resztą! Poszukuje pewnej książki,która jest związana z sportem. Jest jakaś, którą mogłabyś mi zaproponować? Myślałeś o tym by zajrzeć do "Socjologii sportu"? To kompleksowa analiza sportu z pozycji zupełnie innego układu odniesienia, niż zwykle. Myślę, że mogłoby to Cię zaciekawić. Istnieje jakieś zaklęcie, którego nie mogłaś opanować,a Starlight umiała je wykonać bez problemu? Ekhm... Może istnieje, może nie istnieje Pamiętaj, że ja też mam swoje zaklęcia, których nawet ktoś tak utalentowany jak Starlight nie wykona... Przynajmniej nie w tym momencie. Chrysalis niedługo wróci i może tym razem się nie patyczkować. Masz jakiś plan B na jej przyjście? Mam. Ale shhh... Co sądzisz o Discordzie, po tym wszystkim co zrobił? Bywa natrętny, niepoważny i zdecydowanie zbyt często nadużywa swojej mocy by przekazać zupełnie proste rzeczy, ale jest to jego sposób bycia, który staram się akceptować. Przyznam, bywam sceptyczna, ale skoro Fluttershy mu ufa i przyjaźni się z nim tak blisko, wówczas chyba mogę być spokojna. Po prostu dzielą nas pewne różnice charakteru, bardziej niż historia, która, mam nadzieję, już się nie powtórzy. Discord uczynił wiele chwalebnych i przyzwoitych rzeczy, za co go cenię, jako istotę magiczną i jako cennego sojusznika. @Chip Czy Twój pomocnik/kumpel Spike kiedyś urośnie? Na pewno. Mam tylko nadzieję, że kiedy stanie się wyższy ode mnie, nie popadnę w jakąś melancholię. Przyzwyczaiłam się do mniejszego ode mnie, wszędobylskiego asystenta, pełnego zapału przyjaciela, kogoś takiego jak młodszy braciszek który zawsze jest przy mnie i którego mogę od czasu do czasu czegoś nauczyć Czy sądzisz, że na przestrzeni ostatnich wydarzeń, nie jesteś nieco nadgorliwa i zestresowana? Zestresowana to na pewno. Ale czy od razu nadgorliwa? Po prostu bardzo zależy mi na tym by wszystko pracowało jak w zegarku, by nikogo nie rozczarować, by stanąć na wysokości zadania. Dyscyplina ułatwia życie, a obecnie mam zdecydowanie więcej kucyków, którym mam szansę coś przekazać czy też posłużyć radą. Nie mogę ich zawieść! Nie mogę zawieść siebie... No i Celestii! Trixie ostatnio spędza bardzo dużo czasu ze Starlight, czy dzięki temu Trixie zaczęła darzyć Cię większą sympatią? I tak i nie. Tak, czuję od niej sympatię i zaufanie. Ale nie w tym sensie, że... No, ona wszystkie uczucia okazuje po swojemu, czasami ciężko się zorientować. Poza tym, jest święcie przekonana, że jest najlepszą przyjaciółką dla Starlight i że nikt nigdy jej w tym nie prześcignie. Ale przecież przyjaźń nie polega na konkurencji, ani na tym by coś manifestować, być lepszym od innych... Starlight potrzebuje również innych przyjaciół, tak jak i Trixie. Czego w dziedzinie przyjaźni nauczyłaś się od Starlight? Nauczyłam się, że zawsze warto dawać kolejne szanse i wierzyć w kucyki, wierzyć, że mogą się poprawić. Że najprostsze rzeczy mogą kogoś zmienić, jeśli dotrą do jego serca. Że warto spoglądać na kucyki z ich punktów widzenia. I że zaufanie to sprawa niezbędna, jeśli chce się przyjaźnie utrzymać. Co sądzisz o Sassy Saddles? Jest oryginalną artystką, chociaż czasami bierze sobie różne słowa zbytnio do siebie i, cóż, bywa nadgorliwa. Ale jest dobra, wrażliwa i ma to czego trzeba by odnieść sukces u boku Rarity, jeśli mówimy o podbijaniu świata mody Lubisz orzeszki z cynamonem? Pieczone orzeszki z cynamonem zawsze smakują świetnie O ile się nie przesadzi. I o ile wypiecze je dla mnie Pinkie Pie! Stworzyłaś kiedyś jakiś amulet lub inny przedmiot o magicznych właściwościach? Od czasu do czasu, ale nie były to żadne silniejsze artefakty czy coś co za kilka pokoleń mogłoby zostać sklasyfikowane jako relikwia. Bardziej, taka hobbystyczna działalność, by sprawdzić swoją wiedzę i potwierdzić garść hipotez. Co sądzisz o elixirach miłości? Ich działanie brzmi nieźle na papierze, ale w praktyce to nie jest właściwy kierunek. Uczuciami nie wolno manipulować, a miłość jest jedną z najwyższych wartości oraz najważniejszym zbiorem emocji, powinny one wypływać od oryginalnej osobowości kucyka, a nie nastąpić w wyniku działania mikstury. Podczas wszelkiej maści imprez (w szczególności tych u PinkiePie) wasza paczka czasami tańczy przy muzyce... jaki jest Twój ulubiony kawałek/szlagier? Przypuszczam, że jak przyjdzie co do czego, to wszystko rozstrzygnie się pomiędzy największymi hitami Countless Coloratury. Ona jest nieprawdopodobna, kiedy występuje na scenie... Jest też nieprawdopodobna kiedy siada przy pianinie i śpiewa po prostu z serca. Mamy wiele gwiazd, ale mało która jest tak ponadczasowa. Co sądzisz o moim avatarze i sygnaturce? Podoba mi się ten avatar. Wydaje się taki przyjazny i słodki Myślę, że mój Opiekun mógłby się tutaj rozpisać. Z tego co wiem, miał okazję kierować na ekranie dosyć rozpikselowanymi postaciami wiele lat temu i Chip był jedną z nich. Sygnaturka przyciąga uwagę. I rozbudza wyobraźnię. Hej, wiesz co mam na myśli @Dashe Witaj Twilight! Mam takie pytanie czy zabiłaś kiedykolwiek kogoś(lub coś)? Nie, nie popełniłam nigdy morderstwa. Dlaczego pytasz? @Nitmermoon Twilight CO ZROBISZ JAK POWRÓCĘ HMMMM Nie zanosi się na to. Ale jestem gotowa. Przegrasz. @Hetman WK Czy uważasz, że Equestria jest wystarczająco silna, aby nie posiadać sił zbrojnych? A może Luna, Cadance, twój brat, próbowali przeforsować taki pomysł? A ty? Jak sądzisz? Z tego co wiem, żadne z nich nie wyszło z taką koncepcją aby rozwiązać siły zbrojne. Ja również nie jestem zwolenniczką radykalnego rozbrojenia. Posiadanie silnego, licznego wojska wcale nie oznacza, że mamy jakąś chrapkę na cudze ziemie, czy podboje. Po prostu zbroimy się po zęby by chronić nasz kraj i naszych obywateli, obywatelki. A modernizacja wojska, czy powiększanie jego szeregów wynika z tego, że świat wokół nas nie stoi w miejscu i zawsze musimy mieć pewność, że jesteśmy gotowi. Również po to by wspierać słabszych. Po to by dać kucykom poczucie bezpieczeństwa. Kto miałby to zrobić za nas, jeśli nie my? Musimy liczyć na siebie i dbać o nasze siły, możliwości obronne, na bieżąco. Czytając tysiące woluminów, książek, zwojów, z wszelakich bibliotek, czy natrafiłaś na jakiekolwiek informacje na temat tego, że Equestria miała jednolitą władzę królewską? W sensie, czy panowała kiedyś jedna królowa? Bo przecież gwardia, oficjalnie jest ,,królewska". Nie książęca. Coś chyba jest na rzeczy. Z tego co wiem, były momenty, w których Equestrią rządziła niepodzielnie jedna istota. Najpierw Discord, a potem przez tysiąc lat Celestia, kiedy zabrakło przy niej Luny. Hej, obecnie mamy chyba najwięcej księżniczek i książąt od wieków W każdym razie, Celestia nigdy nie odznaczała się tytułem królowej, była księżniczką... No a Discord lubił nosić wiele różnych tytułów, bo dlaczego nie? Ale już poważnie, chyba faktycznie mamy tutaj do czynienia z pewną nieścisłością oraz nieprecyzyjnym nazewnictwem. Porozmawiam o tym z Celestią, kiedy znów się spotkamy na herbacie. Istniał jakiś alicorn ogier? Nic mi o tym nie wiadomo, a ponieważ przeczytałam wiele, wiele źródeł... Stwierdzenie przeze mnie, że nie, nie istniał alikorn ogier, jest prawdziwe, poparte szeregiem dowodów oraz wiarygodnym materiałem. Co nie oznacza, że kiedyś mógłby się ktoś taki narodzić. Z pewnością byłaby to nie lada sensacja Oczywiście, przypuszczam, że gdzieś są źródła, których jeszcze nie czytałam, ale wątpię, czy dowiem się czegoś przełomowego w tej materii. Tak, byłabym mocno zdziwiona, gdyby nagle przybył do nas Sunburst i oznajmił, że znalazł pewien tajemniczy pergamin... Uważasz że pewnego dnia, świat wasz, jak i świat ludzki, spotkają się? W sensie że w jakiś magiczny sposób, będzie możliwa podróż między oboma światami, bez ograniczenia czasowego. Sądzę, że owszem, magiczne ścieżki między dwoma światami są możliwe. Ale! Bierz pod uwagę, że taki transport w obie strony potrzebowałby gigantycznych ilości energii, nie wspominając już o podtrzymaniu takiego systemu. Ale wierzę, że w końcu nauka znajdzie nowe metody magazynowania i przekazywania mocy, co umożliwi wydajną podróż tam i z powrotem. Tak teoretycznie. Gdyby, podkreślam gdyby, Celestia, Luna i Cadance, przestały by sprawować władzę, tudzież po prostu zginęłyby, miałabyś siłę podjąć władzę samodzielną? Czy miałabym siłę? Nie wiem. W razie nagłej potrzeby, gdybym odnalazła się w tak przykrej rzeczywistości, musiałabym podjąć tę odpowiedzialność. Wracają do mojego poprzedniego pytania, na temat związków, masz kogoś na oku? Hm... Trochę się pozmieniało. Ale nie odczuwam z tego powodu zawodu, czy rozczarowania. Nic z tych rzeczy. Zresztą... Ach,mnóstwo rzeczy było w mojej głowie, ale poza nią... Ale konkretnie - obecnie nie. Muszę się zająć innymi sprawami. To dla mnie bardzo ważne. Czy słyszałaś może, o tworze państwowym, jakim była Rzeczpospolita Obojga Narodów?( jeśli nie, to nie warto otwierać zakładki) Tak, troszkę doczytałam i zaczynam zgłębiać tę historię. Jest tam mnóstwo fascynujących wątków, które ukształtowały także przyszłość, a także nastroje danych społeczności, że nieustannie zbaczam z tej głównej ścieżki. Zatem, jestem w trakcie odkrywania nowej wiedzy o Waszym świecie Ale na temat Husarii muszę jeszcze sporo przeczytać. A demokracja szlachecka... Cóż, brzmi nieźle w założeniach, ale nie wydaje mi się aby w praktyce przyniosło to coś dobrego, w formacie długoterminowym. Ale muszę jeszcze o tym przeczytać. Zastanawiam się czy moje przypuszczenia się potwierdzą. Cóż, gdyby był to ustrój idealny, pozbawiony wad i przyjazny dla wszystkich, to raczej trwałby do dzisiaj, w jakiejś nowocześniejszej, dopasowanej do dzisiejszych standardów formie, ale zdaje się, że tak nie jest? Chociaż znów, kiedy przyglądałam się przemianom społecznym oraz czytałam publicystykę, wygląda na to, że każdy ma swoje zdanie i swój osąd, czy coś takiego funkcjonuje do dzisiaj, czy też funkcjonuje podobnie, na innych zasadach... @Triste Cordis Jakieś plany na wakacje? Przyznam, że pierwotnie myślałam o kolejnych wspólnych wyprawach z rodziną, ale wygląda na to, że bardzo prawdopodobne jest, że wyruszę na wielkie, wspólne wakacje z przyjaciółkami oraz naszymi uczniami, kiedy wreszcie otworzymy nasza Szkołę Przyjaźni! @Nightmare Princess Co byś zrobiła gdyby Celestia zmieniła się w Daybreaker? Obawiam się, że musiałabym walczyć. Najpierw oczywiście słowem i dobrocią, później niestety magią. Ale wierzę w księżniczkę Celestię i w to, że powstrzyma tę transformację. W skali od 1 do 10 jak bardzo lubisz Flurry Heart? Dziesiątka! Kocham moją słodziutką, rozkoszną bratanicę, ona jest taaaka wspaniała! Jakie to uczucie gdy stajesz się alicornem? Transformacja przebiega bezboleśnie. Powiem nawet, że to niezwykłe,przyjemne doświadczenie. Czuje się ciepło oraz czystą magiczną energię przepływające przez całe ciało oraz takie trudne do opisania wrażenia, jakby coś Cię kształtowało na nowo. Jakby ktoś dał mi skrzydła, których wzrost mogę poczuć, a następnie zrozumieć swoje nowe ja, poruszyć się, będąc już w nowym wcieleniu. Także moja moc odczuwalnie wzrosła. Zaczęłam inaczej odczuwać cudze aury, nie tylko magiczne, ale również emocjonalne. I w jednej chwili zadałam sobie sprawę z nowych możliwości, zorientowałam się też, że mogę magazynować znacznie większe pokłady energii, by tworzyć jeszcze wspanialsze rzeczy! Czy chciałabyś, żeby Starlight została księżniczką? Myślę, że pękłabym z dumy. Ale przewiduję, że jeszcze sporo wspólnych lekcji przed nami, zanim nadarzy się dla niej pierwsza szansa. Tylko gdzie stanąłby jej pałac? Każdej mojej przyjaciółce życzę tego na najlepsze. I własnego pałacu Jeśli tak to czym by się opiekowała? Trudno powiedzieć. Pierwsza moja myśl to Patronka Akceptacji. Wszakże na ratunek Equestrii szła obok Trixie, Discorda oraz Thoraxa. Połączyła kilka różnych ras, połączyła nawróconych z tymi, którzy odważyli się wystąpić przeciwko większości. Pokazała, że różnice gatunkowe, czy burzliwa przeszłość nie są istotne, jeżeli ktoś pragnie się zmienić i zaprzyjaźnić, wspólnie czynić dobro. @Starray Co sądzisz o tym, że Flurry Heart jest alikornem od urodzenia? Jest to cud oraz wydarzenie przełomowe, myślę, że Flurry będzie dumna, kiedy już podrośnie i odkryje, że rozpoczęła nowy, wspaniały rozdział historii naszego świata. Sądzę też, że... Hm. Narodziny kogoś jako alikorna wydają się być skorelowane z mocą magiczną. Zastanawiam się jak potężna będzie Flurry, kiedy już dorośnie. Jak myślisz - czemu Spike nie ma skrzydeł? Sądzę, że jeszcze nie otrzymał okazji do podjęcia próby, która zweryfikowałaby, czy jest gotowy na otrzymanie własnych skrzydeł i nowych mocy. To znaczy, hej, skoro ja mogłam otrzymać skrzydła, a moja moc się powiększyła, dlaczego Spike miałby kiedyś nie pójść podobną ścieżką? Wszakże nasze przeznaczenia wydają się być powiązane ze sobą... Czy byłabyś w stanie przeciwstawić się woli Celestii? Myślę, że nie będzie nigdy takiej okazji. Nie wierzę, by Celestia kiedykolwiek miałaby podjąć jakieś haniebne decyzje, czy spowodować coś, przeciwko czemu musiałabym wystąpić bo godziłoby we mnie, jako księżniczkę, jako kucyka i gdyby zaprzeczyło wszystkiemu temu czego sama kiedyś mnie nauczyła. Wolisz góry czy morze? I góry, i morze, wyglądają malowniczo i inspirująco, kiedy przelatuje się nad nimi balonem, czy zeppelinem @KaSzTaNeK Przyjełabyś mego oc do swej szkoły przyjaźni? Musi sie dużo nauczyć xd Oczywiście! Każdy może zostać uczniem w naszej szkole! Dla czego zajmujesz sie akurat magią przyjaźni? Hm... Sądzę, że to los. Oraz moje osobiste predyspozycje. Oraz wszystko to, co zobaczyła we mnie Celestia, kiedy przyjęła mnie pod swoje skrzydła Sama odpisujesz na pytania magią czy ci ktoś pomaga? Pomaga mi mój Opiekun. To znaczy, nie to że formułuje odpowiedzi za mnie, ale po prostu, umożliwia moim słowom dotarcie do Was, w tej oto formie. @MR.Lonly Gdzie można znaleźć informacje że fandom MLP jest największym ze wszystkich znanych? Ufam, że dzięki narzędziom unikalnym dla Waszego świata, jesteś w stanie sprawdzić które strony internetowe jak często są odwiedzane, możesz rzucić okiem na statystyki,a także ilość stworzonej przez Was, oryginalnej zawartości. Także w rozmaitych dziełach Waszej kultury, możesz odnaleźć możliwe odniesienia Pamiętaj, że im dłużej dana społeczność pozostaje aktywna, tym więcej tworzy zawartości, tym łatwiej dociera do ogółu i lepiej przebija się przez różne bariery. Dlatego też warto sprawdzić dane za rok, dwa, może nawet dekadę później! @Chip Twilight czy Ty się na nas (usernię) obraziłaś czy jak? Ależ nie! Po prostu wypadkowa rozmaitych, przeróżnych okoliczności zrządziła, że dopiero dzisiaj moje odpowiedzi pojawiły się tutaj, dla Was. Naprawdę! Zarówno po mojej stronie, jak i stronie opiekuna. @Jakubas18 Co byś zrobiła gdybyś była taka jak Starlight? Sądzę, że gdyby sprowadziłoby się to powrotu do formy jednorożca, pewnie jakoś radykalnie nie zmieniłabym moich przyzwyczajeń. Gdybyśmy zamieniły się ciałami, no to... Och, nie wiem fryzury na pewno bym nie zmieniała. Uważam, że Starlight wygląda naprawdę świetnie Ale gdybym i pod kątem świadomości miała się zmienić... Zastanawiam się, czy w ogóle byłabym w stanie myśleć jako Twilight, zastanawiać się nad zmianami w swoim życiu, gdyż byłabym... Starlight. Opcji jest naprawdę sporo. Czy odpowiadało ci bycie Wonderboltsem tak jak RD? Czy ja wiem? Byłoby miło, ale uważam, że nie jest to miejsce odpowiednie dla mnie, gdyż Wonderbolts wymaga konkretnych rzeczy od swoich lotników, a ja rozwiązuję problemy głównie dzięki magii i wiedzy. No i Rainbow raczej nie doścignę, jeśli mówić o sprawności fizycznej, zwinności, szybkości, sile. Jak bardzo lubisz swojego idola czyli Star Swirla? Spotkanie go było jak spełnienie marzeń! Nawet... Nawet dzisiaj trudno mi znaleźć słowa. Okazał się trochę inny, niż sobie to wyobrażałam, ale rozumiem to i szanuję! A jego wiedza, doświadczenie, to nieskończona kopalnia nowej motywacji dla nie, to coś zdumiewającego! @Krystianoronaldo Lubie słuchać muzyki. A ty też lubisz słuchać Oczywiście! Lubię zarówno kawałki popowe, ale nie pogardzę czymś... Może nie stricte klasycznym, ale kultowym, na czym wychowywali się moi rodzice Co nie znaczy, że muzyka klasyczna jest nudna, absolutnie nie! Uwielbiam wszystko co wpadnie mi w ucho i przy czym czuję się dobrze, kiedy przygrywa mi podczas różnych okazji. Lubie uprawiać sport. A ty widzie że dobrze na łyżwach jeździć jestem pod wrażeniem Dziękuję Co byś powiedziała o ludziach czy są aż tak okropni czy mi się wydaje. Ludzie, tak jak kucyki, są różni i mają prawo do podejmowania suwerennych decyzji, chociaż nie mają wpływu na wszystko i niekiedy muszą odnajdywać się w swoim otoczeniu, tak "na gorąco". Wierzę, że nikt nie rodzi się zły, czy okropny. Oczywiście, każde duże błędy, sytuacje gorszące, incydenty, zbrodnie, wszystko to boli, jednakże należy również pamiętać o tych wspaniałych rzeczach i cudach jakich ludzkość dokonała przez całą swoją historię. O perspektywach jakie stworzyła, a także o nieskończonych możliwościach rozwoju, potęgi jaką niesie ze sobą widza... Tego jest mnóstwo. Nie uważam, że rzetelne jest ocenianie Was tylko przez pryzmat zła, jakie się wydarzyło. Warto spojrzeć również na dobro, które się dokonało dzięki Wam. Myślę, że jakkolwiek można być sceptycznym, wcale nie jest tak źle. I powiem jeszcze jestem niepełnosprawny od urodzenia. Och... Przykro mi. Obawiam się, że nie potrafię sobie wyobrazić co czujesz. Mam rozmaite książki, opisujące jak każdy dzień może być walką z przeciwnościami nieznanymi większości, ale nie potrafię wczuć się w pełni w Twoje stanowisko. Mogę mieć tylko nadzieję, że nikt nie odmówi Tobie szansy i nigdy nie zabraknie życzliwych osób wokół Ciebie, które Tobie pomogą. Ale, jak widzę, radzisz sobie? Chyba ze swojej obecnej pozycji nie mogę uczynić nic więcej niż życzyć tobie powodzenia oraz... cudu. Naprawdę. I jeszcze ja jestem początkujący wczoraj sobie kondo założyłem Witaj zatem! Mam nadzieję, że szybko się odnajdziesz i z czasem poczujesz się pewniej Uff... Wygląda na to, że nareszcie odpowiedziałam wszystkim. Jeśli dotarliście do końca to... Dziękuję. Naprawdę, dziękuję Wam za cierpliwość, wyrozumiałość oraz za Waszą obecność. Kochani z Was przyjaciele! Liczę, że nadarzy się okazja do rozmowy jeszcze niejeden raz. Jeżeli jest coś, co Was trapi, dajcie znać, zapytajcie!
- 64 odpowiedzi
-
- 5
-
-
-
- twilight sparkle
- pytania
- (i 2 więcej)
-
Stowarzyszenie Żyjących Piszących - dyskusje ogólne o pisaniu/tłumaczeniu.
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Dziękuję za rekomendację No, ogółem Ylthin i Foley już mnie uprzedzili, gdyż również chciałem polecić wybrane opowiadania autorstwa Cahan, Bestera, a także "Szeptane opowieści" od Arkane Whispera. Wygląda na to, że mogę jedynie uzupełnić to i owo, na przykład powstającym Smakiem Arbuza, przy którym mam przyjemność działać co nieco jako pre-reader, a także Save Me, opowieść której jestem zwolennikiem i którą szczerze uwielbiam. No wiem, miało być niedługo, ale "Smak Arbuza" wciąż powstaje, poszczególne jego rozdziały nie są zbyt długie, a "Save Me" ma kilka dodatkowych, bonusowych rozdziałów, które, mam nadzieję, narobią smaka na całość, bo naprawdę warto Moim bezpośrednim przedmówcą był Foley, który to jest autorem szeregu krótkich Miniaturek, cyklu D&D który bardzo lubię, no i Adventure Found Me, które owszem, ma wiele rozdziałów, jednak są to rozdziały relatywnie króciutkie, a samo opowiadanie, lektura płynie sprawnie i przyjemnie, toteż naprawdę warto przeczytać, gorąco je polecam. Chciałbym polecić również ogólną twórczość Niki - ostatnio miałem okazję przeczytać jej Ewolucję gwiazd typu słonecznego, jakiś czas temu wpadły mi w oko poszczególne jej oneshoty, takie jak Panienka, czy Ten świat sprzed lat Opowiadania Malvagio również są według mnie interesujące, na przykład Tańczący z Herbatnikami Polecam! Coś jeszcze? Seria Ciasteczkowa od prześwietnej Madeleine, oczywiście że tak! Pozdrawiam!- 2171 odpowiedzi
-
- 2
-
-
- Pisanie
- Tłumaczenie
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Adventure Found Me [Z][Adventure][Violence]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Opowiadanie nareszcie jest kompletne, nareszcie stało się ogólnodostępne, toteż nie pozostaje mi nic innego jak podzielić się z Wami pełnymi wrażeniami i wytłumaczyć dlaczego jest to fantastyczny tytuł i dlaczego powinniście się z nim zapoznać ^^ Uprzedzam, że poniższa recenzja jest W CAŁOŚCI PRZESIĄKNIĘTA SPOILERAMI, toteż nie zaleca się czytania jej przed uprzednim przeczytaniem fanfika w całości. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiłeś/ nie zrobiłaś, gorąco namawiam, scroll do góry, klik w pierwszy rozdział, a potem w następne Naprawdę warto. Poniżej wyjaśnienia dlaczego. Spoilery! O fundamentach słów kilka, czyli czym jest „Adventure Found Me” Chociaż Foley napisał już mnóstwo fanfików, to jednak prawdą jest, że różnorodność nie jest celnym określeniem opisującym całokształt jego dorobku. Z drugiej strony, należy przyjrzeć się czemu służy brak różnorodności czy radykalnych „twistów”, chociażby w doborze tagów opowiadań, co przecież przekłada się na ich klimat. Nieustanne opisywanie akcji, przygód, czasami „tradycyjnych”, a czasami stricte wojskowych, tudzież skupianie się na stałym gronie postaci za każdym razem owocuje coraz lepszym oddaniem charakterów, coraz ciekawszymi, lepiej dopracowanymi scenami akcji, a także coraz bardziej rozbudowanymi historiami. Co nie oznacza, że autora nie stać na innowacje, ale przy „Adventure Found Me” to nie jest na rzeczy. Może inaczej: niekoniecznie to jest na rzeczy. Opowiadanie jest wspaniałym rozwinięciem wszystkich tych elementów, które mogliśmy odnajdywać w twórczości autora chyba wręcz od jego pierwszego opowiadania. Jest to także historia dłuższa, lepiej przemyślana, a obok ulubionych postaci Foleya znajdziemy kilka zupełnie oryginalnych. Tym razem jednak nie można powiedzieć, że czegoś im brakuje i nie zapadają przez to w pamięć. Jest to przede wszystkim opowiadanie przygodowe, a więc oprócz akcji powinniśmy znaleźć w nim odpowiednią dozę tajemniczości, zwrotów akcji, a nierzadko również i sekrety stwarzające pole do własnych spekulacji i teorii po zakończonej lekturze. „Adventure Found Me” celuje we właśnie takie oto założenia. Jak celne okazały się kolejne strzały? Fabuła, postacie Daring Do, znana archeolog oraz pisarka z zamiłowania, trafia na Wyspę Wilczego Kła w poszukiwaniu rozwiązań nowych tajemnic oraz drogocennych skarbów. Jednak tym razem nie wybiera się tam sama. Zrywając ze swoimi zasadami, nakazującymi jej samotne podróżowanie, zgadza się na propozycję niejakiego Bitsa. Wkrótce Daring poznaje doktora Discovera, a także resztę ekspedycji: utalentowaną i energiczną Verbose, nieco lekkomyślnego speca od sprzętu Skyvera oraz tajemniczego Sharpa. Niebawem grupa zmierzy się z tajemnicami wyspy, na którą zakazała udawać się sama Celestia. Powyższy akapit streszcza główny zarys fabularny opowiadania, jednak w miarę odkrywania kolejnych rozdziałów okazuje się, że ta w gruncie rzeczy prosta linia fabularna zaczyna się dzielić i iść w kilka różnych kierunków naraz, poznajemy nowe szczegóły, motywy postaci, a także zupełnie nowe okoliczności oraz możliwości. Początek faktycznie nie zachwyca, ale jednocześnie nie budzi negatywnych wrażeń; po prostu jest, realizuje założenia fabularne przewidziane na ten etap historii, wydaje się być typowo rzemieślniczą robotą, choć nie da się ukryć, że poznawanie głównych postaci jest przyjemne i skutecznie zachęca do dalszego brnięcia w historię. Z związku z powyższym, początek opowiadania może bardzo zmylić. Sprawy wyglądają zwyczajnie i absolutnie nic z tych pierwszych rozdziałów nie zwiastuje ani zwrotów akcji, ani niespodzianek w ramach puli występujących postaci, ani tym bardziej dodatkowych tajemnic skrywanych na Wyspie Wilczego Kła. Bardzo szybko jednak czytelnik zdaje sobie sprawę, że przedstawione w „Adventure Found Me” postacie są po prostu sympatyczne i z każdym kolejnym kawałkiem ich wizerunek staje się coraz barwniejszy, a opowiadana historia wciąga, w miarę wprowadzania kolejnych sekretów. W moim przypadku po raz pierwszy poczułem się zdecydowanie bardziej związany z postaciami aniżeli w przypadku czysto rzemieślniczych dzieł, w momencie w którym autor postanowił lepiej nakreślić relacje między poszczególnymi postaciami. Przykładowo, rozczochrana Verbose ze Skyverem wychodzą z jednego namiotu, czy to Sharp poprawiający nieco obozowisko aby potencjalny wróg miał trudniej z zakradnięciem się w te strony, wszystko to są małe rzeczy, które jednak wszystkie razem pomagają zbudować sympatyczny wizerunek oraz bohaterów którzy coś robią, poza podstawową fabułą i których losy chce się śledzić. Verbose jest zdecydowanie najbarwniejszą i najciekawszą z oryginalnych postaci. Przede wszystkim dlatego, że skupia ona w sobie wszelkie cechy Mane6, które to cechy ujawniają się w danych sytuacjach, ale nie wypadają jak wymuszone przebłyski, po prostu budują przyjemny charakter, czynią z niej postać wyjątkową. Verbose jest energiczna i niekiedy hałaśliwa niczym Pinkie Pie, bywa strachliwa jak Fluttershy, ale nie można jej odmówić wiedzy oraz magii jak u Twilight, jest też szczera, pewna siebie kiedy trzeba, lojalności jej nie brakuje, ma też pewne wyczucie stylu oraz nie waha się westchnąć za jakimś atrakcyjnym, ogierzym ciałem co pomogłoby się poczuć jak na wakacjach. Po prostu różne oblicza Harmonii, spojone kilkoma swoimi cechami i również przez nie utrzymywane w jakichś ryzach. Verbose jest po prostu doskonałą, sympatyczną, barwną postacią i fakt, że coś może ją łączyć ze Skyverem nadaje nie tylko jej, ale również jemu pewnej dynamiki, gdyż obok ekspedycji mamy parę kucyków która chce ze sobą być i która się o siebie troszczy, i jest to zupełnie inny rodzaj relacji. W praktyce po prostu się im kibicuje, toteż momenty akcji i zagrożenia, gdzie Verbose natychmiast rzuca się na pomoc (nie tylko Skyverowi zresztą), są to jednocześnie momenty gdy da się poczuć napięcie, nabierają one również większej wagi. Skyver nie jest tak dokładnie zarysowaną postacią, ale ma mnóstwo czasu fanfikowego i daje się poznać jako kompetentny towarzysz ekspedycji, z którym można porozmawiać i się nieco pośmiać, a któremu nie brakuje odwagi. W tym sensie jest on podobny do Sharpa, chociaż to ten drugi jest bardziej tajemniczy, wydaje się większym twardzielem, jest też lepiej doświadczony w pojedynkach, ale nie brakuje mu percepcji, co czyni z niego bystrą i ogólnie wszechstronną postać; pomoże w wykopaliskach, pomoże rozwikłać zagadkę, ale również obroni i wywalczy co trzeba, byle zapewnić powodzenie misji. Jest w tym sensie również lojalny i bezwzględny. Czy jemu również da się kibicować? Owszem. Zwłaszcza w późniejszych scenach, gdzie widać jego poświęcenie i nieustępliwość. Ale co cieszy najbardziej, nie jest to typ cynicznego przyjemniaczka który nie ma do powiedzenia nic więcej poza jednozdaniowymi komentarzykami. Tak się zapowiadał, takie było pierwsze wrażenie, ale na przestrzeni kolejnych rozdziałów, podobnie jak reszta, rozwija się jako postać, daje się poznać coraz lepiej. Jeżeli miałbym wskazać jakieś kucyki, które tego rozwoju jednak otrzymują mniej w związku z czym nie wybijają się tak jak pozostali, to jest to doktor Discover. Nie oznacza to jednak, że to postać słabo napisana, po prostu swój wielki moment dostaje najpóźniej ze wszystkich i ze wszystkich wielkich momentów ten wywiera najmniejsze wrażenie. Początkowo był niepokój, czy przypadkiem doktora nie spotkało coś złego, ale to nie było na rzeczy. Po prostu się ulotnił, wraz ze skarbem. Mam kłopot z dokładniejszym określeniem jak poradził sobie profesor Gravel, jako postać w fanfiku, jako antagonista. Przede wszystkim, jak na kogoś kto był kreowany na mąciciela, przeszkodę dla naszych bohaterów i bohaterek, Gravel okazał się taki dosyć... Łagodny. Nie odczuwałem rozczarowania, podświadomość kazała sądzić, że on tam jest gdzieś w głębinach i może w każdej chwili zaatakować, ale koniec końców, choć realnie zagroził ekspedycji, to jednak pozostał trochę wycofany. Choć uznaję za plus jego elastyczność, gdyż potrafił w tym samym fanfiku zapędzić Daring do narożnika, pogrozić jej, a potem posłuchać, nawet zapewnić w miarę cywilizowane warunki egzystencji, wliczając w to posiłki i przytulne schronienie... No, przynajmniej do momentu w którym klacz już na nic nie mogłaby mu się przydać. O fabule ciąg dalszy – zwroty akcji a motywy bohaterów Zwroty akcji są czymś co nadaje historii nowego tempa, potrząsa czytelnikiem, przy okazji daje całości nowego wymiaru, poszerza możliwości spekulacji, a także dodaje nowe układy odniesienia. Co cieszy niezmiernie, widać, że był to starannie zaplanowany element opowiadania. Ale co raduje jeszcze bardziej to to, że każdy taki zwrot idzie równolegle z rozwojem poszczególnych bohaterów. I te zwroty wcale nie są jakieś przekombinowane! Są dosyć proste, a jak wiadomo, siła tkwi w prostocie Po raz pierwszy możemy zderzyć się z ostrym zakrętem historii, kiedy Sharp trzyma Daring na muszce, żądając aby ta oddała dopiero co odnaleziony posążek. Mówiąc szczerze, zakręt ten nie był aż tak trudny do pokonania, jako że „ten tajemniczy, małomówny twardziel z blizną” był pierwszym podejrzanym na wypadek scenariusza ze zdrajcą. Ale to co się dzieje później, to istne, nagłe przyspieszenie historii i otwarcie kolejnych ścieżek którymi kolejne wątki mogłyby podążyć. Okazuje się bowiem, że Daring od początku była potrzebna tylko do odnalezienia posążka, wszyscy o tym wiedzieli, przez cały czas był to plan. Ale czy w związku z tym postacie okazały się właściwymi antagonistami? No właśnie nie i w tym oto momencie kreacja oryginalnych kucyków w pełni rozwija skrzydła; widzimy, że np. Verbose tego nie chciała, że jest przez to rozdarta. Dowiadujemy się, że każdy z nich miał jakiś szalenie ważny motyw i po prostu takiego dokonał wyboru. Szczególnie spodobał mi się development jaki otrzymał Sharp, gdyż był na idealnej drodze by ujawnić swoje prawdziwe oblicze jako nieczuły dupek, ale prowadzony przez Foleya wybrnął z tego wzorowo – Sharp oszczędził Daring Do i w sumie tak ją „unieszkodliwił” by ta mogła mieć szansę na przeżycie, to było fajne. Poza tym, przy Verbose okazał się całkiem przyzwoitym facetem, kiedy w prosty sposób przekonał ją, że Daring ma się dobrze i nic jej nie będzie, dzięki czemu klacz odzyskała swój humor i energię. To znaczy my, czytelnicy, już wiedzieliśmy co się stało z Daring, ale wciąż, miła sprawa, a jeszcze bardziej cementuje ekipę. Dlatego podążanie za nimi nadal wciąga i daje nie lada satysfakcję. Jest to również moment, w którym Daring wymyśla plan nawiązania współpracy z profesorem Gravelem, tylko po to by odzyskać figurkę i uciec z nią zostawiając wszystkich w tyle. Daring wierzy, że nie rozumiejąc ewentualnych, nadzwyczajnych właściwości artefaktu, jej byli towarzysze sprowadzą na Equestrię wielkie nieszczęście. Poza ową elastycznością profesora-antagonisty, zauważyłem coś jeszcze. Po tym jak poznałem powody dla których, również wbrew sobie, ekipa wykorzystała Daring Do, zobaczyłem jak funkcjonują te kucyki, jakie mają plany, w ogóle, jak się zachowują po wykonaniu misji, a po tym co zaczęła planować Daring, przez moment przeszło mi przez myśl, że może to właśnie musztardowa pani archeolog wyjdzie na antagonistkę, a przynajmniej postać neutralną-dobrą. Ciekawie jest czytać fanfik i odkrywać, że w związku z nowymi układami odniesienia i faktami nie można jednoznacznie wskazać kto tutaj jest zły, a kto dobry i wychodzi z tego taki rollercoaster, co uwielbiam! O fabule po raz trzeci – aftermath i znajome pyszczki Oczywiście akcja z powodzeniem, jasno i klarownie zmierza do punktu kulminacyjnego, w którym podwładni profesora Gravela znajdują obóz (co było możliwe dzięki Daring Do) i atakują ekspedycje. Nie okazują się jednak jedynymi nieprzyjaciółmi, gdyż z głębin wychodzą nieumarli strażnicy posążka, którzy zaatakują obie strony. Mamy wielki pojedynek, napięcie, a także nagłe cięcie i przeskok akcji do chwili w której jest już po wszystkim. Warto odnotować, że również jest to moment w którym opowiadaniu udziela się nutka survivalowa, gdyż obserwujemy samotną Verbose, organizującą schronienie i udzielającą pomocy Skyverowi, później również Sharpowi, który udowodnił, że jest twardym zawodnikiem, trudnym do pokonania i niezwykle odpornym. Nie jest różowo, ale na horyzoncie wkrótce pojawia się łódź, która ma zabrać ekspedycję do Equestrii. Wciąż musi jeszcze pokonać pewien dystans, a rozdział się urywa. Napięcie jest nadal, bo jeżeli nieumarli idą za figurką, no to mają dostatecznie dużo czasu na atak. Również Gravel nie powinien próżnować. A tymczasem... Kolejny rozdział i niespodzianka! Gardę miałem opuszczoną, więc oberwałem. Przeskok w czasie i Equestria, a w niej wielkie poruszenie w związku z powrotem niekompletnej ekspedycji oraz rzekomą śmiercią znanej pani archeolog. Oczywiście Rainbow Dash reaguje natychmiast i po raz kolejny widzimy jak jest dobrze napisana, oddana dosyć wiernie, jej kwestie rozbrzmiewają w głowie, wypowiedziane jej głosem, a kolejne jej poczynania śledzi się z zaciekawieniem. Znów – trening z tymi postaciami (ulubionymi postaciami autora) przy okazji poprzednich opowiadań zaowocował konsekwentną, przyjemną kreacją która znacząco ubogaciła, odświeżyła wręcz opowiadanie po jego punkcie kulminacyjnym. Warto dodać, że Rainbow Dash nie jest jedynym znajomym pyszczkiem który czeka na nas w tych ostatnich kawałkach tekstu. Sądzę też, że Rainbow rzucająca się na pomoc Daring nie będzie dla nikogo żadnym zaskoczeniem. Ale to kto wesprze ją logistycznie, to dopiero niespodzianka Akurat ten aspekt pragnąłbym pozostawić do odkrycia czytelnikom, jako że i tak już wyjawiłem bardzo wiele. Po należytych ostrzeżeniach, ale jednak. No dobrze, ale co zatem porabia Daring, sama na wyspie? Przede wszystkim, kryje się przed wściekłym profesorem Gravelem. To całkiem ciekawa drobnostka – profesor został bez statuetki, jest wściekły na Daring, ale w żadnym momencie nie widzimy go, ani nie mamy żadnej z nim sceny. Wiemy, że nadal tam jest i knuje, z pościgów za Daring, ale sam Gravel się już nie pojawia fizycznie. Ciekawy zabieg. Poza ucieczkami i organizowaniem sobie bezpiecznego kąta, Daring musi zbierać zapasy żywności, co znów daje nam pewną survivalową nutkę. A co z sekretami? Są. I robią smaka nie tylko na jakiś sequel czy dodatek, ale nawet przez chwilę sprawiają wrażenie jakby fanfik wcale się nie kończył, a wręcz miał za moment naprawdę się rozkręcić. Tutaj również, wyjątkowo, powstrzymam się przed wyjawieniem finałowych tajemnic, ale powiem, że poszerza to wszelkie możliwe spekulowanie, a także daje nowe pytania bez odpowiedzi, które pogłębiają warstwę fabularną opowiadania. Podkreślam: nie są to pytania bez odpowiedzi wynikające z nieprecyzyjnego pisania, braku konsekwencji czy też dziurawej historii, ale wynikające z zamierzonych zabiegów i zwrotów akcji, pytania które w zamierzeniach autora mieliśmy móc sobie zadać. Dzięki temu opowiadanie pozostaje w głowie. Zakończenie opowiadania zamyka całą tę historię godnie, zwięźle, nie rezygnując z kilku mrugnięć okiem, ze wskazania, że być może na rzeczy jest o wiele więcej niż widzą nasze oczy. Zatem mogę tylko polecić tę historię Atmosfera oraz słowa Jak już wspomniałem, opowiadanie zaczyna się niepozornie, ale proces rozkręcenia historii oraz to jak nagle wszystko zaczyna nabierać znakomitego smaku, a czytelnik nawiązuje silną więź z postaciami których losy śledzi, wszystko to wpływa dodatnio na klimat opowiadania, który jest z jednej strony całkiem serialowy, a z drugiej typowy dla Foleya. Jednak udało się te style zmiksować w taki sposób, by nie gryzły się ze sobą, tylko współgrały w trakcie opowiadania tej historii. Pojawiają się pościgi, pojedynki, mamy istoty nieumarłe, nieco mroczniejsze elementy, a także uszkodzenia postaci, zadrapania, krew i pot. Absolutnie nie godzi to w ogólną atmosferę, sceny te są napisane przystępnie, czyta się je sprawnie, bez żadnych skrajnych reakcji. Są to również te sceny gdzie do skutku dochodzi tag [Adventure], a akcja znana z poprzednich opowiadań autora zapewnia rozrywkę oraz przykuwa uwagę. Tym co nieco narusza budowaną atmosferę są okazyjnie wyskakujące wulgaryzmy. Może to tylko moje wrażenie, ale pomimo tych nieumarłych, walk i krwi, to naprawdę wygląda jakby na spokojnie mogło się pojawić na ekranie. Elementy kreskówkowej naiwności, pewne uproszczenia oraz skróty zdają egzamin; kiedy trzeba, są pewne mroczniejsze elementy czy sceny zawierające przemoc, ale to naprawdę nie jest za dużo. Sam nie wiem, ale jakoś te wulgaryzmy średnio mi pasują, ale żeby cokolwiek psuły i powodowały reakcje skrajnie negatywne, to nie, skądże znowu. Jest to taki mój nitpick, którym zechciałem się podzielić. Po prostu te pojedyncze słowa – jakoś tak „łe”, ale cała reszta – jest okejka. Tym co podoba mi się najbardziej to to, jak nostalgicznie to opowiadanie wypada. Mam na myśli to, że „Adventure Found Me” prezentuje się niczym klasyczny film przygodowy z lat 70, czy 80. W czasach, w których kolejne sequele powinny wychodzić do kilka lat, w sytuacjach skrajnych również co roku (chociaż to niekoniecznie przygodówki), pytania bez odpowiedzi, możliwość swobodnego spekulowania co jeszcze mogłoby się wydarzyć, co mogłoby być dalej, były bardzo pożądane bo budowały wokół tytułu tzw. hype, jakby kreacje postaci, styl, fabuła oraz klimat nie były wystarczającymi elementami które przecież oryginalnie przyciągnęły do kin tłumy widzów i pobudziły apetyt na więcej Tutaj zdecydowanie ma się apetyt na więcej i chce się do opowiadania powracać, za każdym razem poszukując kolejnych ukrytych smaczków czy też wcześniej niezauważonych szczegłów, no bo przecież za drugim razem znane jest już zakończenie, więc można zbadać treść pod tym kątem. W budowaniu odpowiedniego klimatu pomaga zastosowany język: jest on jasny, prosty, bez zbędnych ekstrawaganckich synonimów, bez przeintelektualizowanych fragmentów, bez niepotrzebnych przedłużeń. Ot, mamy same konkrety, całość wypada zwięźle, czyta się ją wartko, a czas zlatuje niezauważalnie, po prostu natychmiast po zakończeniu rozdziału mamy paląca chęć sięgnięcia po ciąg dalszy. Co cieszy, większość kolejnych rozdziałów zamyka się w piętnastu stronach, co, jak sądzę, pomaga w ogólnym flow opowiadania. Przyglądając się bliżej od razu widać znany, foleyowy styl w swej najwyższej jak do tej pory formie. Co prawda wiele wskazuje na to, że taką pierwszą przymiarką do projektu wielorozdziałowego, przygotowego, było „No Way Back”, które również dzieliło prosty język, konkrety i dopracowany styl, jednak to w „Adventure Found Me” ukazuje się w pełnej krasie. Oczywiście mogę sobie wyobrażać jak wyglądałyby kolejne kawałki „No Way Back”, kiedy autor ma za sobą „Adventure Found Me” oraz nowe doświadczenie. Ale znów, ciekawość zżera człowieka tak czy inaczej Teorie oraz spekulacje Jak wspominałem, na historię można spojrzeć z kilku różnych perspektyw i w zależności od tego zupełnie zmienia się obraz czy to dużej części fabuły, czy poszczególnych postaci. Na przykład: załóżmy, że Daring Do powiódł się plan i napuszczając profesora Gravela odzyskuje figurkę, a potem ucieka... W jakiś sposób. Zostawia za sobą swoich byłych towarzyszy, których bezpieczeństwo będzie stale zagrożone. A nawet jeżeli nie stanie im się krzywda i uciekną z wyspy, to przecież ich misja i tak będzie niewykonana, więc z wypłaty nici. Verbose potrzebuje tej doli aby wesprzeć finansowo rodzinę, Skyver ma długi, doktor Discover nadal będzie się „kurzył” na tle reszty grona naukowego, a Sharp... No, na pewno z czegoś będzie musiał zrezygnować. Daring, jak mogłaś? Osobiście rozmyślam nad taką tezą, że Sharp nigdy tak naprawdę nie chciał pozbawić Daring Do życia, co najwyżej zranić, jednocześnie odgrywając zimnego zabójcę... Chodzi mi o to, że gość ewidentnie jest żołnierzem/ najemnikiem/ survivalowcem, przecież musiał wiedzieć, że jeżeli tak się „pozbędzie” Daring, to oczywiste, że ona zaraz ucieknie. Kasa kasą, ale nie uważam, żeby był to morderca. Tak jak wspominałem, najpewniej umarli podążali za figurką, więc grupa i tak wiele ryzykowała trzymając ją przy sobie. Poza tym, osobiście mi się wydaje, że strzała którą został zraniony Skyver mogła być zatruta i biedak mógł tego nie przeżyć, jako że na końcu, kiedy Verbose wymienia towarzyszy,akurat jego pomija... Ale tutaj nie jestem pewien. No i wielki logistyczny cudotwórca, który wsparł Rainbow i popłynął po Daring! Come on, musiał zasięgnąć języka co się może znajdować na Wyspie Wilczego Kła, przekalkulować sobie co się dla niego długoterminowo opłaci i wówczas podjąć decyzję: „Aha. Ja ją teraz uratuję, ale będę obserwować i ewentualnie odwołam emeryturę.” No i zastanawiające jest to ostatnie znalezisko na wyspie... Coś czuję, że Daring nie wytrzyma i jakoś sama tamwyruszy z powrotem bo nie będzie mogłą ścierpieć myśli, że ktoś inny miałby na tym położyć kopyta. Di end, gejm ołwer! Wydaje mi się, że o niczym nie zapomniałem. Fanfik przemyślany i ciekawy, masa rozrywki i satysfakcji, bardzo przyjemny klimat oraz świetne postacie, których losy śledziłem z zaciekawieniem aż do samego końca. I które cholernie polubiłem. Kawał dobrej roboty, do którego pewnie powrócę nie raz. Instant Classic. Uwielbiam. Polecam -
Przyjaźń to magia: Ewolucja gwiazd typu słonecznego [Z][Sad][Slice of Life]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Przeczytałem opowiadanie, niezmiernie ciężko mi jest zebrać myśli i jakoś chronologicznie (?) wyrazić co myślę o tym tekście. W telegraficznym skrócie: poczułem się niezwykle rozbity. Od razu mówię, że nie w tym negatywnym sensie; nie jest to rozbicie jakiego doświadcza się po zmarnowanym potencjale, czy fatalnym zakończeniu. Mógłbym to porównać do chwili w której po raz pierwszy ukończyłem „Mafię” czy nawet „Crisis Core”, gdzie wiedziałem, że właśnie miałem do czynienia z czymś znakomitym, czułem satysfakcję i poczucie wypełnienia historii, ale przez ładunek emocjonalny na końcu, przez to jak wstrząsnęło mną zakończenie, naprawdę nie wiedziałem od czego zacząć, mówiąc o swoich wrażeniach. Dodatkowo nigdy potem jakoś nie mogłem patrzeć, myśleć o tych tytułach tak jak poprzednio. Znaczy – niby tytuł jak tytuł, ale wiedziałem już, że jeśli ktoś zabierze się za to po raz pierwszy, nie ma pojęcia co na niego czeka „Przyjaźń to magia: Ewolucja gwiazd typu słonecznego” to dosyć niepozorny tytuł, za którym jednak kryje się dużo bardziej skomplikowana, refleksyjna historia, po której nie można tak po prostu się otrząsnąć, tylko trzeba jeszcze trochę pokontemplować. Działa tutaj element zaskoczenia; smutna, refleksyjna otoczka oraz poczucie, że ma się do czynienia ze starannie zaprojektowanym utworem. I może to od tego pozwolę sobie zacząć. UWAGA NA SPOILERY! Wyzwanie „Ewolucja gwiazd typu słonecznego” jest skonstruowana troszkę tak jakby był to zbiór poszczeólnych scenek, jakichś porozrzucanych po osi czasowej wydarzeń, które mają swój wspólny mianownik i który to wspólny mianownik czytelnik ma odnaleźć, przeanalizować na spokojnie, połączyć fragmenty układanki by uzyskać nieco pełniejszy obraz tego co chciała nam przekazać autorka. Co zrobiło na mnie szczególne wrażenie, to towarzyszący podczas lektury niepokój oraz narastająca pomału posępna atmosfera, po prostu w miarę postępów w czytaniu wydawało mi się jakbym zbliżał się do czegoś... Innego. Nie chcę powiedzieć, że czeka tam jakieś zło, nawet nie szok, tylko coś czego nie chcielibyśmy zobaczyć, chociaż wiemy że najpewniej tam jest. Jest to głębsze wrażenie, które dowodzi, że autorka z powodzeniem opisała nie aż tak świeży motyw, przyciągając do ekranu i nie pozwalając się oderwać aż do końca. W każdym razie, decyzję o porozrzucaniu tych scenek, urwaniu niektórych wydarzeń, czy przekazaniu informacji w taki a nie inny sposób uznaję tutaj za ogromny plus. Jasne, gdyby były to oryginalne postacie pewnie aż tak by we mnie to nie uderzyło, ale raz, były to znane bohaterki, a dwa, mamy okienko na to jak reaguje na to otoczenie, najbliżsi. Przykładowo, druzgoczące komentarze na temat odejścia Rarity, które jednocześnie podpowiadają nam jak to się stało, że umarła. Widzimy jak się zachowuje Discord, widzimy pogrzeb i kolejne komentarze. Szczególnie emocjonalna jest jedna z ostatnich scen, gdzie Twilight nakazuje Starlight odejść. Umiejscowienie jej w tym momencie w historii, zrealizowanie jej w taki sposób, to po prostu małe arcydziełko w dziele o i tak już wysokiej klasie. Tutaj chciałbym przy okazji pochwalić styl w jakim zostało to napisane, gdyż jest to coś czego ja nie potrafię; zwykle potrzebuję pisać referaty a na końcu i tak nie zawsze ludzie łapią o co mi chodzi. W „Ewolucji...” język jest zrozumiały, a poszczególne akapity dosyć zwięzłe, nie rozciągnięte, a mimo to widzimy wyobraźnią grymasy postaci, smutne miny, wczuwamy się. Lekko, poważnie, ze stylem ale również ze zdrowym rozsądkiem przy zachowaniu pełnego przekazu. Wyzwaniem jest zarówno zmierzenie się z tematyką jak i próba zebrania przedstawionych rzeczy celem pełnego zrozumienia co się właściwie dzieje. Znaczy się, nie jest to zagadka roku, niemniej trzeba czytać uważnie, ze zrozumieniem, aby nie zakończyć opowiadania z uniesionymi brwiami i rozłożonymi rękami. Zimno mi – czyli klimat oraz postacie O stylu już trochę pisałem, ale chciałbym powtórzyć: lekki, zrozumiały, a przy tym elegancki, gdzie wszystko brzmi ładnie, spójnie, lektura biegnie bezproblemowo. W sumie, czytanie samo w sobie idzie wręcz bezstresowo, napięcie czy smutki wynikają raczej z fabuły. Postacie zostały przedstawione dosyć interesująco. Jak nie jeden raz już wspominałem, lubię kiedy poszczególne kucyki są oddane serialowo, bajkowo, ale lubię też kiedy ktoś zdecyduje się porwać na coś zgoła innego. Sam tak robię Gratuluję odwagi oraz spieszę z pochwałami dla tej zimnej, bezradnej wobec upływającego czasu oraz własnych obsesji Twilight. Osobiście, jestem zwolennikiem tezy, że ze wszystkich postaci to właśnie ona ma największe predyspozycje na odchylenia od swojego „bazowego” charakteru czy nawet zostanie antagonistką. Tutaj wydaje się raczej zagubiona, kompletnie niegotowa na starcie z nową rzeczywistością oraz własną mocą, a przy tym uzależniona od swoich obsesji, skłonna do izolowania się, paradoksalnie, chociaż stała się alikornem, słaba. Kreacja Celestii również mi odpowiada. Z jednej strony wydaje się taka jaką ją znamy z serialu, ale jednak okazuje się zupełnie inna, również dosyć zimna, obojętna, tak dla odmiany, w stosunku do Twilight, pogodzona z czasem oraz rzeczywistością. No i przypadło mi do gustu również to dolewanie ciepłej herbaty, przez cały czas. Pomaga to stworzyć kontrast: jak zwykle jest chłodno, smutno, tak ona stara się dolać do tego trochę gorącego, ale to wszystko szybko stygnie, a posępny nastrój nadal jest wszechobecny. Z innych postaci przewinął się Spike, czy Starlight. Postacie również bezsilne, ale wobec Twilight i jej zachowania. Chociaż nie było ich zbyt często, muszę przyznać, że zarówno jej jak i jego, było mi szkoda. Ale to tylko kolejny dowód na przemyślaną kompozycję oraz znakomity styl – nie ma ich często, nie poznajemy całej historii z ich perspektywy, ale i tak poszczególne sceny wywierają potężne wrażenie, potęgują to zimno, smutek, które biją opowiadania. W ogóle, atmosfera opowiadania została stworzona w taki sposób, że niemalże przez cały czas aż się zimno robi od czytania, nie można pozbyć się wrażenia, że ten świat już stracił barwy, stał się tajemniczy, posępny, ale jednocześnie sprzyjający refleksji. Wciąga jak diabli, siedzi w głowie nawet po skończeniu lektury. Doskonale! Pomysł oraz możliwości Nie mogę się doczekać na ciąg dalszy. Poważnie. W gruncie rzeczy, już to co jest na spokojnie mógłbym określić mianem „Instant Classic”, po czym zatrzeć ręce i rozpocząć oczekiwanie na kolejne opowiadania, przy okazji polecając innym „Ewolucję gwiazd typu słonecznego”. Jest to znany motyw, lecz ukazany zupełnie inaczej niż zwykle. Klimat jest gęsty i tajemniczy, z tekstu aż bije zimno które skłania do kontemplacji o co tutaj tak naprawdę chodzi, jak to się stało, co może być dalej. Za pierwszym razem potrafi rozbić, ale jednocześnie uzależnić. Historia siedzi w głowie, po przeczytaniu jej dokładnie i ze zrozumieniem wydaje się całkiem poukładana, ale wciąż mamy kilka pytań bez odpowiedzi. I tym bardziej wyczekuję ciągu dalszego Co cieszy, opowiadanie może pójść w wiele różnych kierunków, gdyż poszczególne wątki czy scenki są na tyle otwarte, na tyle dwuznaczne, że jest olbrzymie pole do różnych historii opowiadanych z perspektywy tychże postaci, „jak do tego doszło”, a także równie porywający ciąg dalszy. Po prostu idealnie, jeżeli mówimy o perspektywach na serię. Jestem pod wielkim wrażeniem tego tytułu, polecam bez dwóch zdań i życzę nieprzemijającej weny oraz powodzenia w dalszym pisaniu, bo naprawdę chciałbym poznać ciąg dalszy. I powtórzę - "Instant Classic" Pozdrawiam! -
Kucyk w czarnej pelerynie [Z][Random][Komedia][Romans][Adventure]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Jak widzę, „Kucyk w czarnej pelerynie” jest debiutem Szonszczyka, pierwszym w pełni ukończonym opowiadaniem jakie popełnił. Nie powiem, zabierając się za fanfika byłem bardzo ciekaw na co porwał się autor i jakie ostatecznie się to wszystko okaże, zważywszy na fakt, że to debiut, a zatem jako default przyjmuję wersję, że Szonszczyk dopiero wyrusza po doświadczenie, a to jego pozycja startowa Tytuł być może nie jest przełomowy, ale w zupełności spełnia swojen zadanie i stwarza jakieś minimalne pojęcie o tym co może nas czekać na łamach opowiadania. Z kolei oceniając po dobranych tagach, można rzec, że historia ta może podążyć dosłownie wszędzie. Z napędzoną jeszcze bardziej ciekawością zanurzyłem się w opowiadaniu. Fabuła – pomysły na pierwszy fanfik Muszę przyznać, że na temat swojej pierwszej opowieści Szonszczyk wybrał zbiór interesujących pomysłów, skupionych wokół głównej postaci oraz jej specyfiki, nie zawahał się również dodać kilka wątków podpadających jakoś pod tematykę romantyczną (tzn. nie odczułem aby był to ten główny wątek, a jedynie coś idącego równocześnie z głównym wątkiem który na końcu otrzymuje swoją konkluzję), porwał się na elementy komediowe, absurdalne motywy. Wydaje się, że jedynym rezultatem może być mieszanka wybuchowa. W pewnym sensie, to właśnie otrzymujemy w gotowym fanfiku. Różne sub-wątki, różne motywy przeplatają się, a ich spoiwem jest tytułowy Kucyk w czarnej pelerynie, który jest postacią wykreowaną w sposób interesujący i bardzo szybko daje się go polubić, chociaż jego sposób bycia oraz humor to sprawa bardzo nierówna. Mam na myśli to, że kiedy jakaś drwina czy komentarz trafi, wówczas można się uśmiechnąć. Natomiast czasami żarty po prostu nie spełniają swojego zadania, w związku z czym czytelnik raz przewraca oczami, raz scrolluje dalej jak gdyby nigdy nic. Inaczej przedstawia się sytuacja w przypadku żartów sytuacyjnych chociaż tutaj podziękowania należą się głównie absurdalności kolejnych zbiegów okoliczności oraz ogólnemu wrażeniu, że dzieją się rzeczy niecodzienne, niekiedy bywa to mocno przerysowane, co oczywiście ma swój komiksowy urok i co koniec końców nawet mi się spodobało. Jeśli chodzi o inne postacie, to... Po prostu są. Przeplatają się z kucykami oryginalnymi, lecz nawet w przypadku postaci kanonicznych, tych które pojawiają na dłużej, z tego wszystkiego najlepiej wypada rozbrykana Pinkie Pie, którą bardzo w tej historii lubiłem, a także Luna, głównie dlatego, że pojawia się w snach, czyli robi coś, czego moglibyśmy się spodziewać po Księżniczce Nocy. Reszta wypada średnio lub całkowicie blado, ale uważam, że to głównie za sprawą mniejszych ilości czasu fanfikowego, przez co nikt poza głównym bohaterem nie miał szansy rozwinąć skrzydeł w materii charakteru. Ale z jeszcze innej strony, czy nawet luźna, randomowa komedia z elementami przygodowymi winna mieć skomplikowane postacie oraz wielowarstwowe charakterystyki? Największy wysiłek autora poszedł w głównego bohatera i jego moc, z którą może on rozwiązywać rozmaite problemy związane z miłością. W obliczu tego faktu wydaje się dosyć oczywiste kim jest ów bohater, ale... Pojawiają się wątpliwości i znaki, że być może wcale tak nie jest jak się nam wydaje. Ta właśnie tajemnica, chęć poznania prawdy o sobie, swojej mocy i matce, oto główny motor napędowy dla wędrówki Kucyka w czarnej pelerynie, a także platforma dla różnych perypetii, absurdalnych sytuacji. Kolejne rozdziały nie są aż tak długie, a tekst jest pisany prostym językiem, toteż brnięcie przez kolejne akapity nie sprawia kłopotu. Fabuła rozwija się po swojemu, autor nie zapomina poświęcać należycie dużo czasu głównemu wątkowi, ale wrzuca też co jakiś czas kolejne poszlaki czy poboczne historyjki. Rozpoczynając od historii toksycznej, nieprawdziwej miłości między Blue i młodą Thunderówną (Autumn), chociaż nie potrwało to długo - podobało mi się. Dlaczego? A dlatego, że był to świetny sposób na wprowadzenie do historii, demonstrację możliwości głównego bohatera oraz ogólne nakreślenie klimatu opowiadania. I to wszystko udało się zrealizować bez większych zarzutów. Kolejnym sub-wątkiem były Patykowilki i choć na papierze brzmiało to fajnie, ostatecznie przebrnąłem przez to bez żadnych szczególnych emocji. Mam bardzo mieszane uczucia co do całego tego wątku z Celestią. Zaczęło się od spotkania w karczmie i chociaż wypadło to w miarę ok, a sam pomysł brzmiał szalenie ciekawie, to jednak ostatecznie, im dalej to szło, tym bardziej miałem tego... Dosyć? No nie wiem, w każdym razie były momenty, że autentycznie mnie to drażniło. I nie mam pojęcia dlaczego. Przypuszczam, że przy rozdziałach 5-6 odbyło się to za sprawą zdecydowanej przewagi dialogów nad opisami, do punktu w którym naprawdę ciągle leciały pół-pauzy i ciągle leciał dialog, i naprawdę potrzebowałem złapać oddech, zobaczyć jakiś opis, czy przerwę, chociaż na moment. Poza tym, nie mogłem pozbyć się wrażenia, że zdecydowanie zbyt szybko jednocześnie zostają dodane do mieszanki Tęczowe Podmieńce, a także portal do zamierzchłych czasów kiedy alikornów było na pęczki. Ogólnie jest to wszystko związane z głównym wątkiem i znów: pomysły te były ciekawe, jednak ich wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Ostatecznie wyszło to trochę tak jakby elementy te zostały wrzucone trochę na siłę. Chaotycznie. Niekonsekwentnie. Nawet jak na [Random], w tym konkretnym kontekście, to było troszkę zbyt wiele. Na szczęście kiedy historia zbliża się do końca, tekst staje się jakby spokojniejszy: powracają opisy, wydaje się, że wróciła znana z początku konsekwencja w prowadzeniu fabuły oraz proporcji między wątkami oraz ile wątków naraz prowadzić. To bardzo dobrze. Uprzednio krytykowany przeze mnie wątek znajomości Celestii i Kucykiem w czarnej pelerynie zyskuje nieco więcej sensu, gdyż jest prowadzony troszkę z innego kąta jako że na końcu – cóż za niespodzianka – czeka na nas boss. I muszę powiedzieć, że było to całkiem przyjemne w odbiorze zwieńczenie całości, które przy okazji zrealizowały zamierzone tagi. Plus fajny, komiksowy klimat Klimat historii Tutaj jest różnie. Powiedziałbym, że tam gdzie mam najmniej zastrzeżeń, a gdzie jednocześnie jest „spokojnie”, tam klimat udziela się najjaskrawiej, w postaci zwyczajnej, lekko komediowej otoczki, a także świata otwartego na różności. Nawet samo Hoofville, chociaż nieco odizolowane, ma swoje problemy i klimat. Jest to atmosfera sprzyjająca spokojnej lekturze, burzona przez aż nazbyt chaotyczne momenty, braki w opisach tudzież zbyt wiele wątków naraz bez jakiejś podstawy czy odpowiedniego tła (postacie i sytuacje po prostu się pojawiają, po prostu się dzieją). Wstęp do historii/ zlecenia dla "Kapturnika" jest w prządku, bo jednocześnie dostajemy porcję informacji o Hoofville, rodzinach występujących we wprowadzeniu oraz wiemy czym się te kucyki trudnią. Podróż do Ponyville również jest należycie ugruntowana, gdyż mamy najpierw opowieść, potem owies, umowę kupna, wreszcie drogę do Ponyville i powitanie przez Pinkie Pie. Po prostu jest to prowadzone organicznie. Podobnie jest również pod koniec, kiedy nasz bohater wreszcie poznaje prawdę, a my otrzymujemy garść wyjaśnień co się skąd wzięło. Wyjaśnienia pochodzą od finałowego bossa, więc są to bardzo wiarygodne rewelacje Klimatu brakuje bardzo jakoś w środku całej historii, kiedy właśnie mamy więcej dialogów, a mniej opisów, kiedy kolejne scenki i postacie wyskakują jak z kapelusza i nie prowadzi to do niczego konkretnego, ale nie jest to na tyle uciążliwie, bym musiał przerywać czytanie i robić sobie przerwę. Szczególnie uciążliwe jest coś zupełnie innego i to jest właściwy moment aby wziąć to pod lupę. „This game is unpolished.” Opowiadanie, właściwie w całości, zdecydowanie nie jest należycie dopieszczone. W ogóle, jest coś o czym jeszcze nie pisałem a jest to narracja pierwszoosobowa. Hm... No, ona nie jest zrealizowana tak do końca poprawnie w „Kucyku w czarnej pelerynie”. Głównie piję do narracji w dialogach i didaskaliach. Chodzi mi o to, że mamy czyjąś wypowiedź, nie są to słowa głównego bohatera, ale narracja zaraz po tej wypowiedzi wskazuje jakby to on właśnie powiedział, albo pomyślał i po prostu powstaje chaos, bo nie wiem kto teraz mówi i co mówi, o co chodzi. Ma to strukturę mniej więcej taką: - Zawsze uważałam Ubisoft za rzetelnego wydawcę, który dba o swoich developerów. - nie ukrywałem, byłem zdziwiony. Chodzi mi o to, że ktoś coś mówi i po pół-pauzie główny bohater od razu to komentuje, a te rzeczy powinny być pod spodem, w akapicie a nie w kwestii mówionej. Można dodać coś od razu po kwestii mówionej, ale niech się to odnosi do osoby wypowiadającej zdanie, aby poprawić plastyczność tekstu i ogólne flow. Mniej-więcej w taki sposób: - Zawsze uważałam Ubisoft za rzetelnego wydawcę, który dba o swoich developerów - powiedziała i uśmiechnęła się od ucha do ucha. Nie ukrywałem swojego zdziwienia. Bo w przeciwnym razie to się zlewa w jedno i nie tylko utrudnione jest czytanie, ale psuje też wrażenia. Po prostu wskazuje na to, jakby nie poświęcono wystarczająco dużo czasu na tekst. Z innych rzeczy, na przestrzeni kolejnych rozdziałów zdarzają się przypadki kiedy historia opowiadana w czasie przeszłym nagle zaczyna być opowiadana w czasie teraźniejszym, a za moment znowu wraca do czasu przeszłego. Nie w wypowiedziach, ale w opisach, kompozycja ta jest niekiedy zaburzana. Poza tym, fanfik cierpi z powodu powtórzeń. Są akapity napisane solidnie, bez poważniejszych błędów, ale są i takie które ociekają powtórzeniami, szyki zdań niekiedy nie brzmią dobrze i kiedy zmiesza się to razem to wychodzi coś co naprawdę ciężko się czyta, co się średnio rozumie, a co psuje wizerunek całości rozdziału. Jest jednak na to recepta – wydaje mi się, że gdyby tak usiąść jeszcze raz, na jedną rundkę po rozdziałach i sprawdzić poszczególne akapity, można by kilka rzeczy przepisać, inne poprawić i zdecydowanie byłoby dużo, dużo lepiej. I tutaj pragnę z całego serca przeprosić, że od pewnego momentu przestałem to zaznaczać, ale... Musiałem przenieść się na telefon, a z fanfikiem rozstawać się na zbyt długo nie chciałem co może świadczyć, że... Potrafi on wciągnąć, co jest zdecydowanie plusem Jest zupełnie nieźle jak na pierwszą kompletną pracę autora, jednakże jest jeszcze sporo rzeczy nad którymi powinien popracować i w mojej opinii szczególną uwagę należałoby poświęcić stylowi, aby unikać powtórzeń, lepiej składać zdania i konstruować z nich akapity. Sugerowałbym również trening nad narracją pierwszoosobową. Reszta w sumie powinna styknąć, jako że Szonszczyk zdecydowanie ma ciekawe pomysły o obiecującym potencjale, trzeba po prostu popracować nad ich wykonaniem, a więc: pisać fanfiki Odezwij się do mnie, jeżeli będziesz potrzebować pomocy. Pozdrawiam! -
Karmazynowy Księżyc [NZ][Horror][Dark][Mystery]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Tekstu nie jest zbyt wiele, gdyż zaledwie cztery strony, ale warto go przeczytać i przyjżeć się co w tym jakże krótkim czasie udało mu się zrobić. Czy uraczył nas interesującym kawałkiem historii? Czy przyciągnął i narobił smaka na kolejne opowiadania z serii? I wreszcie, czy dał nam porcję mrocznego, tajemniczego klimatu, tak jak przyzwyczaił nas do tego Arkane Whisper? Opowiadanie ma formę wpisu do pamiętnika, a to oznacza narrację pierwszoosobową oraz subiektywną relację z wydarzeń którym to poświęcona została „Wędrowna Trupa”. Bohaterem jest doktor Time Turner Whooves, a akcja ma miejsce w terminie naokoło po Nocy Koszmarów. Zatem warunki w jakich będzie opowiadana historia nie są żadnym przełomem. I rzeczywiście – otrzymujemy tajemniczych przybyszy z lasu Everfree, garść przedziwnych zjawisk nadprzyrodzonych których doktor Whooves jest naocznym świadkiem, a także ofiary. Patrząc na to chłodnym okiem, nie jest to coś szokującego, ani oryginalnego, również tekstu jest troszkę za mało aby te pomysły, chociaż już nie pierwszej świeżości, w pełni rozwinęły skrzydła, a także jest to za mało dla autora, aby spróbował podejść do tego czy owego nieco inaczej. Niemniej bardzo możliwe, że wszystko o czym teraz wspominam znajdzie swój czas, ale w przyszłych opowiadaniach. I tutaj chciałbym przejść do kolejnej kwestii. Czy opowiadania robi smaka i zachęca do śledzenia nadchodzącej serii? Pewnie Starczy aby wzbudzić zainteresowanie, tym bardziej że mroczna atmosfera, jaką powinien zawierać horror, została napisana całkiem przystępnie. Mamy ogólne pojęcie z czym mamy do czynienia, a także mnóstwo pytań bez odpowiedzi. Bez wątpienia jest to dobre paliwo na kolejne odcinki tej historii. Widać potencjał, a także perspektywy na to by odświeżyć znane pomysły, tylko później To co nieco mi zgrzytało, to forma. Przez większość czasu było dosyć solidnie, jednak część zdań jest po prostu zbyt długa i lepiej wyszłoby gdyby zostały one podzielone. Poza tym, tu i ówdzie natrafią się powtórzenia. Na przykład: „Może prawdą jest, że kucyk odczuwał nieokreślony niepokój rozmawiając z nimi, a w okolicy ich obozowiska czuć było dziwny chłód i nieokreśloną, nieuchwytną w swej istocie woń, zbyt słabą by zwrócić na nią uwagę, zbyt wyraźną by o niej zapomnieć.„ Wytłuszczone słowa pojawiają się troszkę zbyt blisko siebie. Podobnie bywa z takimi określeniami jak „nieuchwytna”. Po prostu czytając całość, brakuje synonimów, tu czy tam. Pomogłyby one w lekturze, uczyniłyby treść bogatszą. Ostatecznie, jest to przyzwoity przedsmak dla czegoś dużo większego i szczerze kibicuję Arkane Whisperowi, aby pisał kolejne opowiadania, rozwijał swoją najnowszą historię i z czasem nas zaskoczył. Myślę, że „Karmazynowy Księżyc” ma potencjał toteż czekam na kolejne części! -
Siedem Dni [Oneshot] [Sad] [Slice of Life] [Dreams]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Opowiadanie jest dosyć krótkie, ale muszę przyznać, że jak na ten pomysł, sprawdziło się to znakomicie. Sama historia jest ciekawa i całkiem życiowa. Ma w sobie delikatny smaczek filozoficzny, co objawia się w powiedzeniach otwierających każdy kolejny dzień. Ktoś mógłby powiedzieć, że generalnie są to truizmy, ale z drugiej strony, skoro nadal mogą okazać się bardzo aktualne i z którymi w jakimś sensie różne osoby mogą się utożsamiać, to dlaczego nie? Dodaje to stylu, dodaje czegoś charakterystycznego, co odróżnia nieco opowiadanie od reszty. Ja odebrałem fanfik nie tylko jako opowiadanie o spełnianiu marzeń, ale jako opowiadanie o przemijaniu życia, ogólnie. W tej formie nie dało się uchwycić zbyt wiele, ale najważniejszy okazał się symbolizm i myślę, że to dlatego te sześć stron sprawdziło się tak dobrze. No i wiele pozostaje wyobraźni czytelnika. Ale powracając do przemijania, bardzo podobało mi się jak dopasowano schemat życiowy do przemijającego tygodnia; że te pierwsze dni są o wczesnym dzieciństwie, kolejne dni traktują nieco o szkole, później również o dorastaniu, a kiedy nadchodzi weekend, nasz bohater jest już pradziadkiem, najstarszym mieszkańcem miasteczka. Troszkę tak jak mówi się o porach roku, czy porach dnia jak o kolejnych porach życia. Z życia bohatera poznajemy tylko te najważniejsze, przełomowe fakty, a przez całą lekturę towarzyszy nam to jedno główne marzenie, które ostatecznie zostaje spełnione. Przez ten króciutki fanfik przewijają się odpowiednie emocje, chociaż czyta się go z poważną miną, będąc świadomym ładunku emocjonalnego a niekoniecznie współodczuwając go. Ale to nie jest w żadnym wypadku ujma. Opowiadanie jest napisane zwięźle, w sposób prosty i dosyć lekki jak na swoją tematykę. Sprawa przecinków została już załatwiona przez znakomitą @karlik, toteż nie będę tutaj tego rozwijał, jako że nie mam więcej żadnych zastrzeżeń. Jest bardzo dobrze, podoba mi się. Oczywiście jest nieco kontrowersyjne to, że bohater ostatecznie związał się z Lily, niemniej nie zostało to przedstawione ani w sposób drażniący, ani jakiś gorszący, a oceniając to chłodnym okiem... No big deal. Zatem nie ma mowy bym z powodu tej decyzji miał obniżyć moją ocenę tego krótkiego opowiadanka, która ogółem jest celująca Bardzo dobry [Slice of Life], godny polecenia każdemu, gdyż nie wymaga wielkich ilości czasu, ma swój urok. Z całą pewnością będę wyczekiwać kolejnych fanfików autora. -
Księżniczka Cadance i Królowa Chrysalis [Oneshot] [Violence]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
W porządku, a co mamy tutaj? Tym razem [Oneshot], traktujący o najważniejszych istotach na całym świecie. Odnoszę wrażenie, że autorka bardzo lubi księżniczki oraz królową No i ogółem, mając na swoim koncie przeczytaną „Klacz z Las Pegasus” stwierdzam, podobnie zresztą jak @OneTwo, że da się dostrzec pewną poprawę. Będąc zwolennikiem historii dłuższych, bogaciej opisanych, po raz kolejny muszę popsioczyć na krótkie (Chociaż dłuższe niż ostatnim razem!) opisy, ale jednocześnie nie mogę przemilczeć tego, że tym razem autorka owszem, dała czytelnikom nieco lepszą ekspozycję, o pochodzeniu Chrysalis oraz powodach jej zła. W sumie sam koncept mi się podobał, gdyż mówiące jezioro które w zamian za łyk daje potężną moc, ale zmusza jej użytkownika do żywienia się miłością i zmienia go w potwora, to brzmi całkiem... Bajkowo. Jak taka dziecięca opowieść, legenda. Tylko znów, wykonanie tego pomysłu nie wypada tak dobrze, bo mamy mnóstwo uproszczeń itd. Ale jest nieco lepiej niż ostatnim razem, to prawda. Niestety, muszę jeszcze ponarzekać na pojedynek między tytułowymi postaciami jak i na zakończenie. No naprawdę, dlaczego wszystko poszło tak prosto, tak szybko, tak niesatysfakcjonująco? Tym bardziej, że całe opowiadanie to naprawdę dobry pomysł z pewnym potencjałem, tylko wykonanie tego pomysłu pozostawia wiele, wiele do życzenia. Ale to zwyczajny brak odpowiedniego doświadczenia, chęć napisania czegoś wielkiego, tak na pierwszy ogień. Jestem pewien, że jeśli tylko Nightmare Princess będzie pisać więcej i ćwiczyć, wówczas mogłaby na luzie powrócić do tego pomysłu i zaserwować nam pełnoprawny remaster, który w pełni zaspokoi wszelkie oczekiwania spowodowane takim oto zarysem fabularnym Ale ogólnie, widać pewną popradę. Mniej ciągnących się całymi stronami dialogów, nieco więcej opisów/ ekspozycji, no i dużo prostsza historia, która w mojej opinii trafia do odbiorcy lepiej niż w przypadku „Klaczy z Las Pegasus”. Ostatecznie, jest to kolejne niedługie opowiadanko pełne rzeczy i grzeszków typowych dla dzieł początkujących twórców. Ale jestem dobrej myśli. Wydaje mi się, że autorka ma ciekawe pomysły i chęci, po prostu porzeba jej więcej doświadczenia i cierpliwości. To co napisał OneTwo – to nie wyścigi, to nie korpo gdzie masz deadline. Poświęć tyle czasu ile Ci trzeba, obmyśl starannie swoją historię, dopieść ją na ile tylko się da, w ramach posiadanych w danej chwili umiejętności. No i przede wszystkim, nie obawiaj się zapytać o to czy owo, na pewno Ci nie przeszkodzi, a może pomóc Powodzenia! -
Klacz z Las Pegasus [NZ] [Romans] [Violence] [seria] [Dark]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Przeczytałem pierwszy tomik traktujący o tytułowej klaczy z Las Pegasus. Ogólnie, nie było to zadanie trudne; kolejne rozdziały są bardzo krótkie i historia zlatuje nawet w kilkanaście minut, toteż... Cóż, naprawdę ciężko jest się rozpisać. W każdym razie, przez cały czas miałem na względzie aktualny tytuł autorki: Początkująca Pisarka. W ogóle, to chyba nie jest pierwsze Twoje opowiadanie? Jedno z pierwszych chyba? No, w każdym razie, jest to dzieło początkującej pisarki i ma popełnione niemalże wszystkie grzeszki typowe dla dzieł początkujących. Postaram się je wymienić i zdać krótką relację na ich temat, doradzając jednocześnie co można by zrobić i na co zwrócić uwagę aby nastąpił ogólny progress Naiwna, uproszczona fabuła oraz konstrukcja świata Chodzi mi o to, że na jedno z pierwszych swoich opowiadań autorka zdecydowała się na historię miłosną z wielką intrygą w tle oraz księżniczkami. To był dosyć śmiały ruch. Zgodzę się, że opowiadanie ma w tle kilka dodatkowych wątków i chociaż próbuje opowiedzieć coś konkretnego, to jednak kreacja świata czy charakterów postaci została tutaj sprowadzona do minimum, w związku z czym ciężko jest znaleźć cokolwiek charakterystycznego, coś co zapadłoby w pamięć. Tak na dobrą sprawę, o głównej bohaterce mogę powiedzieć tyle, że często się czesze i ma straszliwie zaborczych rodziców. Wątek miłosny jest mocno uproszczony i nie budzi żadnych szczególnych emocji. Mamy strasznie dużo dialogów, mało opisów, a rozdziały i tak już były krótkie, na około stronki. Nie było zatem jak i kiedy rozwinąć uczucia postaci, sprawić aby czytelnik poczuł jakąś więź, czy chęć dalszego śledzenia historii, po prostu wszystko przyjmuje się "na klatę", dosyć beznamiętnie. Podobnie wypada wielka intryga i zwrot akcji, który nakręcił kilka finałowych scen, tuż przed zakończeniem, które... No, również jest mocno uproszone i właściwie nie daje zbytniej satysfakcji. Po prostu nie jest to zbytnio absorbujące, a ze strony czytelnika wiele nie da się zrobić gdyż ciężko się związać. I chociaż wszystkie te pomysły na fabułę zostały już wyczerpane do granic możliwości przez ostatnie lata, przeżute przez pop-kulturę, to jednak nigdy nie jest tak, że na starcie coś takiego skreślam, bo nawet oklepane pomysły można przedstawić porządnie, a nawet nieco inaczej. Bawić się rozmaitymi konwencjami czy motywami można bez końca. Niestety, jest to po prostu brak doświadczenia, ale pochwalam to, że ze wszystkich możliwych rzeczy o których można by napisać swoje pierwsze opowiadanie, autora wybrała wariant pozornie najambitniejszy – wielorozdziałowiec, historia miłosna, intryga i potencjalne zagrożenie dla ogólnego ładu w państwie. De facto, początkujący twórcy w ogóle relatywnie często porywają się na tę tematykę. Świetnie, jak stawiać sobie cele to jak najambitniejsze Niedoskonała forma Wbrew pozorom, nie jest tutaj wcale aż tak źle. Naprawdę. Chociaż mamy bardzo mało opisów i mało narracji, a zdania są pojedyncze, to jednak w tekście brakuje jakichś szczególnie rażących błędów ortograficznych. Za to mamy stosunkowo dużo błędów stylistycznych, na czele z mieszaniem się czasu przeszłego z teraźniejszym. Ale znowu, znaki interpunkcyjne są tam gdzie trzeba... Przynajmniej przez większość czasu. Mamy wielkie litery, akapity, entery oddzielają kolejne części tekstu więc nie wygląda to jak ściana zdań... Jasne, formatowanie: brak wyjustowania tekstu, zapis dialogów należałoby poprawić, wymienić dywizy na pół-pauzy, takie tam. Ale mając w pamięci rozmaite pierwsze fanfiki różnych autorów i autorek, nie tylko z fandomu MLP, mogło być dużo, dużo gorzej. Ale nie ma co się przejmować, bo na tym polu naprawdę wiele nie trzeba. Justowanie to kwestia jednego kliknięcia. A poprawa istniejącego już tekstu to uprzednie jego zaznaczenie, a potem jeden klik. Czym się dóżnią dywizy od pół-pauz i od pauz, jak je stawiać i kiedy, to jest dostepne w internecie, ale jeszcze lepszym pomysłem byłoby sprawdzenie jak wygląda zapis dialogowy czy sformatowany tekst w książkach, albo nawet innych fanfikach, tu na forum. Po prostu Poćwicz troszkę stawianie tych znaków, zapoznaj się z dostępnymi opcjami formatowania tekstu i bardzo szybko się nauczysz wykonywać te czynności automatycznie, kiedy zaczniesz pisać. Coś na przyszłość Problemem w „Klaczy z Las Pegasus” jest bardzo skromny opis świata. Mamy mało fragmentów opisujących czy to otoczenie, czy aktualne myśli postaci, również ekspozycje są bardzo uproszczone. Przez to o wiele trudniej cokolwiek sobie wyobrazić, czy wczuć się lepiej w treść. Jasne, są przecież króciutkie opowiadania, które mieszczą się na 6-15 stronach dlatego że mają średnio rozbudowane opisy itd. Ale one z reguły skupiają się na jednej rzeczy i nie jest to od razu wielka intryga mająca na celu jakiś przewrót, czy romans, który z uwagi na emocje, uczuciowość, potrzebuje więcej czasu na odpowiednie wprowadzenie (musimy poznać postacie, realia w jakich się obracają, jak wygląda ich życie i jak one się schodzą itd.) a potem zrealizowanie (rozwijanie się uczucia między zakochanymi i zmiany jakie się dokonują w ich życiu). Wycinki z życia, scena akcji, czy krótki epizod, te sprawy. Czasami jest to coś więcej, ale z tejże okazji serwowana jest również specjalna konstrukcja danego opowiadania. Dodajmy do tego, że kolejne rozdziały „Klaczy z las Pegasus” są i tak już bardzo krótkie, a mają dużo większe zadanie przed sobą, jako że mają tworzyć, w założeniach, dużo bardziej złożoną historię. Co do postaci, może jednak dobrze by było skoncentrować się na jednej albo dwóch? Plus jakieś postacie kanoniczne, w których skórze czujesz się najpewniej i które najłatwiej by było Tobie wykreować? No i wiesz, nie muszą to być od razu księżniczki, ale zwyczajne kucyki. Wiesz, żeby tych postaci było mniej na ekranie, ale żeby w zamian za to lepiej je nakreślić, opisać i... stworzyć wokół nich historię. W „Klaczy z Las Pegasus” jest zadziwiająco dużo postaci. Pojawiają się nowe pyszczki, nowe imiona, a my ani nie mamy zbytniego pojęcia jak one wyglądają, ani jak się zachowują, ich charaktery nie są rozwinięte w jakiś satysfakcjonujący, czy nawet pozwalający się zapamiętać sposób. Przez to naprawdę trudno się wczuć, czy czymkolwiek przejąć. Na przykład, Zupełnie podobnie jest z tłem postaci rodziców: skąd się wzięli, co osiągnęli. Wszystko wypada bardziej jak sucha relacja, a i tutaj nie udało się ustrzec od nielogiczności (np. ojciec urodził się w szlacheckiej rodzinie ale i tak był biedny). Ogólnie, przed naszą początkującą pisarką, @Nightmare Princess, jeszcze dużo pisania i czytania, dużo ćwiczeń, ale jestem pewien że dzięki konsekwencji oraz zacięciu w miarę kolejnych jej fanfików będzie coraz lepiej i lepiej Wówczas bardzo ciekawie będzie zerknąć w przeszłość, od czego się to wszystko zaczęło, a całokształt jej twórczości na pewno stanie się barwniejszy, ciekawszy, gdyż będziemy mieli doskonały, nie pomijający niczego zapis progressu jej stylu. Pozdrawiam! -
Uśmiechnij się! Marzenia się spełniają! [Slice of life][Sad][One shot]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Tytuł ten niezaprzeczalnie posiada swój urok. Ale czy wystarczy on by pokochać opowiadanie jak Nika? Czy też sprawia jedynie ładne wrażenie o którym wspomniał Johnny? A może tekst nie okaże się niczym wyjątkowym, pomimo tego atutu? To już zależy od osobistych preferencji i czego kto się spodziewał po tytule. Jeżeli o mnie chodzi, to nie czuję się jakimś zagorzałym fanem tego opowiadania, niemniej nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobało, czy też że było rozczarowujące. Przede wszystkim, byłem nieco zaskoczony tym o czym ostatecznie opowiedziało. Po tytule przewidywałem wiele różnych rzeczy, ale że w to wszystko będzie wplątana Starlight Glimmer? I że w tle będzie starcie dwóch różnych systemów? Absolutnie się tego nie spodziewałem W gruncie rzeczy, motywy te zostały wplecione w tekst całkiem zgrabnie, chociaż faktycznie, brnąc przez kolejne wpisy do pamiętnika odnosi się wrażenie, że bohaterka nie używa takiego słownictwa na jakie wskazywałby jej przypuszczalny wiek, no i ogólnie jest całkiem... Poważna? Zdystansowana? Jednocześnie są tam fragmenty w których udziela się jej dziecięca naiwność, toteż otrzymujemy taką nieco zastanawiającą mieszankę, po której strasznie ciężko ocenić tę postać. Jasne, nie ma zarysowanych jakichś charakterystycznych cech osobowości, czy czegoś w tym stylu, ale akurat tutaj mi to nie przeszkadzało. Ani trochę. Tak czy inaczej, fanfik ma klimat i przyciąga uwagę skutecznie, wzbudzając zainteresowanie czytelnika, jakie też może być rozwiązanie tej historii. No, minus ten kapelusik, bo do przewidzenia było, że nasza bohaterka ostatecznie go dostanie. To co nie było do przewidzenia to to, że wewnątrz kapelusika znajdziemy zapisane marzenie jej przyjaciółki. I w sumie to, plus garść wzmianek o wojnie oraz o tym, że nastąpiły pewne zmiany, nadaje to smutnawego wydźwięku całości. Chociaż autor nie miał zbyt dużego pola do popisu, co było spowodowane ograniczeniami wynikającymi z konkursu, udało mu się nieco ożywić otaczający postacie świat, wiemy mniej-więcej co się dzieje na zewnątrz, jak to wygląda i co uważa na ten temat właścicielka pamiętnika. Akurat to, że ta wojna widziana oczami dziecka, czy jakiekolwiek rozruchy, że jest to pokazane w tak łagodny sposób, bez dramatu, bez wszechobecnego poczucia zagrożenia, uważam za plus. Zresztą hej, nawet nie ma na sto procent pewności, że to ogólnokrajowa rewolucja, czy może jakieś lokalne rozruchy, może właśnie młoda przesadza i nie do końca rozumiejąc co się tak naprawdę dzieje, używa zbyt wielkich słów? A może w ogóle wszystko pogmatwała? Jest to urocze, a zarazem jest to moment gdzie znów udziela się ta bardziej dziecięca natura narratorki. Mówiąc krótko, opowiadanie przypadło mi do gustu i uważam, że warto poświęcić mu kilka chwil. Pozdrawiam! -
Zajęło mi to trochę czasu, ale nareszcie przeczytałem „Bo początki bywają różne”, mając jednak w pamięci „Magiczne dolegliwości”. Dziękuję serdecznie @Lyokoheros za cynk Jest to, najogólniej rzecz biorąc, prequel zarówno do wspomnianego fanfika, jak i Equestria Girls. Aczkolwiek, jak się przyłączy do tego właśnie „Magiczne dolegliwości”, wówczas powstaje osobna oś czasowa z uwagi na zakończenie opowiadania i... No, po prostu nie da się ukryć, że autor, Flashlight, odnajduje w uniwersum EG różne możliwości dla swoich historii, koncentrując się na postaci Sunset Shimmer. Opowiadanie nie jest długie i nie wymaga pełnej koncentracji ze strony czytelnika, gdyż jest w pełni konkretne, w przekazie proste i też takim językiem napisane. Nie uświadczymy tutaj żadnego śledztwa, czy nuty tajemniczości jak w „Magicznych dolegliwościach”, ale kolejne retrospekcje przybliżające nam pierwsze dni Sunset w świecie ludzi. Podoba mi się jak historia pozostaje zgodna z „dolegliwościami” i jak uzupełnia tło Sunset. Generalnie daję okejkę na te rozwiązania. Wprawdzie widzę pewne uproszczenia, szybkie przeskoki na skróty w związku z aresztowaniem bohaterki i umieszczeniem jej w rodzinie zastępczej, tak od razu, ale z drugiej strony opisy tych sytuacji są wystarczająco zadowalające i utrzymane w dosyć serialowym klimacie, co ostatecznie nie psuje wrażeń, chociaż wielu rzeczy mi brakuje. Ale to moja specyfika; lubię długie opisy, lubię wiedzieć co sobie myślą postacie w danej chwili, jak reagują, co ich otacza. Ale tak jak już jest, też jest nieźle. W ogóle, podobają mi się takie drobne szczególiki, które nadają całości kreskówkowego uroku To jest takie cute kiedy Flash zakrada się od tyłu i zasłania Sunset oczy, jak Sunset próbuje ekspresowo przystosować się do chodzenia na dwóch nogach (aż mi się przypomniała historia Meowtha z pierwszej serii Pokemon, kiedy próbował ustać na nogach jak człowiek), czy jak znajduje w nowym pokoju gitarę, to jest tak przyjemnie znaleźć i przeczytać W zasadzie trudno napisać o atmosferze historii coś więcej niż to, że jest bardzo podobna do tej z „Magicznych dolegliwości”, troszeczkę tylko kucykowa, bardziej ludzka. Nie przeszkadza w czytaniu, ale z drugiej strony jakoś ciężko mi wydobyć z niej coś bardziej charakterystycznego. Ale jest pod tym względem dobrze, solidnie. Nie więcej, nie mniej. Generalnie, mogę ten kawałek polecić osobom zaznajomionym już z twórczością Flashlighta, jak również poszukujących fanfików dziejących się w uniwersum EG, czy po prostu, opowiadających o Sunset Shimmer. Jako suplement do "Magicznych dolegliwości", sprawdza się po prostu dobrze.
- 5 odpowiedzi
-
- [oneshot]
- [slice of life]
- (i 2 więcej)
-
Jak nietrudno się domyślić, dla mnie głównym specjałem w najnowszym numerze była recenzja jednego z moich fanfików, za którą pragnę serdecznie podziękować i wyrazić, że jest to dla mnie naprawdę niemałe wyróżnienie Dzięki! Ogółem nie mam zbyt wielu rzeczy do dodania, chociaż już w drugim akapicie znalazłem ciekawe zdanie, które przypomniało mi o czymś szalenie ważnym, a o czym zapomniałem w 2015 roku. Chodzi o umiejscowienie historii w czasie oraz jej alternatywność. Generalnie, to jest prawdą, że dzieje się ona po "Magic Duel" i przed "No Second Prances", ale również w ogóle przed sezonem piątym, a po finale czwartego, w którym Twilight dostaje swój pałac, ale jeszcze nie ma pojęcia o Starlight. Sęk w tym, że... Nigdzie nie podałem tej informacji, chociaż przysięgam, że miałem to zrobić zaraz po rozpoczęciu publikacji, w pierwszym poście. Musiałem przeoczyć, a potem zapomniałem/ myślałem, że to zrobiłem. A przeszukałem wątek z fanfikiem i garść innych moich wypowiedzi, tego tam nie ma. Mój błąd, moje zaniedbanie. Późno, ale to chyba najlepsza okazja aby to nieco naprostować. Chociaż w sumie nie wiem jaka jest przerwa w czasie między akcją czwartego a piątego sezonu, więc może i lepszym jest stwierdzenie, że jest to historia alternatywna Ale poza tym, jest mi niezmiernie miło przeczytać tyle pochwał od, bądź co bądź, wymagającej osoby, która wciąż czyta toteż ma porównanie z różnymi fanfikami I to w niezwykle zwięzłej i merytorycznej recenzji, w której znalazło się też trochę uwag krytycznych, za które również dziękuję i które także czytałem z zainteresowaniem. Jeżeli chodzi o przerysowaną wrogość otoczenia do Trixie oraz motyw z Pinkie Pie, w zasadzie odsyłam tutaj do moich odpowiedzi na posty Albericha oraz StyxDa, którzy wzięli te kwestie pod lupę i tam w zasadzie powyjaśniałem różne rzeczy. Teraz dodatkowo odpisałem też Mordoklapowi Ale generalnie, Cahan ma rację – uznałem, że te rzeczy pasują, czułem, że były mi potrzebne, chciałem je tam mieć, no i... Tak to napisałem. Jeżeli się komuś spodoba to świetnie, a jeżeli nie, naprawdę nie mam zbyt wiele do dodania ponad to, co już pisałem w temacie z fanfikiem. Ale nie ma sprawy. Najwyraźniej trzeba mi więcej praktyki, ćwiczeń, zanim nauczę się pewne motywy pisać przystępniej. Albo chociaż te moje pomysły czynić mniej kontrowersyjnymi. Zabawne jest, że w recenzji Cahan określa mój styl jako "kwiecisty", czy "poetycki". Dlaczego? Ano dlatego, że to są naprawdę duże słowa i już w trakcie pre-readingu prześwietny Johnny zwrócił mi na to uwagę, używając identycznych określeń. A serio uważam, że to są bardzo duże słowa w odniesieniu do mojego pisania. Przekombinowane, przesadzone – jasne. W sumie, chyba nawet stwierdzenie, że sam raz po raz uprawiam grafomanię będzie na miejscu. Ale żeby od razu kwieciście, poetycko? Ostatecznie, naprawdę dziękuję za polecenie, za ciepłe słowa odnośnie kreacji pewnych bohaterek, odnośnie tego, że dzięki zakończeniu opowiadanie wiele zyskuje, no i ogólnie, za cenne uwagi, krytykę. Ale szczerze myślę, że w pierwszej kolejności powinienem coś poradzić na te moje powtórzenia. Na szczęście mam już w miarę przyswojoną metodę liczenia odpowiednich wyrazów per akapit, powinno się udać Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam!
-
Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę [Z] [Slice of Life] [Sad]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
Witam i od razu dziękuję za poświęcony na przeczytanie mojego fanfika czas oraz podzielenie się wrażeniami! A uwierzysz, że ja sam raz po raz sięgam do katalogu, żeby nie pisać w kółko tych samych, podstawowych barw? Serio, ja aż tak nie widzę kolorów, ale dzięki temu mam u siebie barwy bursztynowe, miodowe, seledynowe, czy malachitowe i te teksty cierpią na powtórzenia dużo mniej. No, chociaż teraz będę liczył różne "być" oraz inne rzeczy w akapitach, by powtorzeń nie było w ogóle, albo naprawdę, możliwie jak najmniej No i cóż... Dziękuję. Owszem, chciałem nadać temu infantylnego, kucykowego wydźwięku, stąd niektóre sceny są właśnie takie naiwne, czy "głupiutkie". Swoją drogą, to jest idealne określenie, nie wiem, czemu wcześniej na nie nie wpadłem. To znaczy... Może od razu doprecyzuję, bo poprzednio (odpowiadając Alberichowi) pisałem jakby coś innego, ale miałem wtedy na myśli kanoniczne charaktery/ zachowania postaci jako podstawowy budulec serialowej atmosfery. Perfekcyjne ich oddanie pochwalam, ale sam niekoniecznie do tego dążę i sam niekoniecznie w takich kategoriach postrzegam ów "głupiutki" klimat. Bardziej właśnie poprzez naiwność poszczególnych zdarzeń, zbiegów okoliczności oraz rozwiązania problemów i to właśnie na tym polu chciałem nadać fanfikowi kucykowej atmosfery. Będę teraz troszkę zahaczał o spoilery, zatem... Jeszcze raz, dziękuję za polecenie opowiadania, garść ciepłych słów, a także nieco krytyki odnośnie fabuły i poszczególnych rozwiązań Doceniam! Pozdrawiam i życzę udanego popołudnia!- 43 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- sad
- slice of life
- (i 3 więcej)
-
@Cahan Znalazłem dwa wątki, które podejmowały tę kwestię. Oba trafiły do działu Mane6 i tam pozostały, kiedy powrócono do podziału na poszczególne bohaterki. Zapomniałem o nich. Przyszłość Twilight, mogłaby zostać połączona z tymi postami, a dalsza dyskusja mogłaby się spokojnie potoczyć właśnie tam. Jest też wątek Alicornikacja Twilight. W sumie, można by oba te wątki przenieść do obecnego działu Twilight Sparkle. Skoro można by, no to już przeniosłem Ale nie widzę abym miał uprawnienia by połączyć ten wątek z "Przyszłością Twilight" właśnie.
- 24 odpowiedzi
-
- twilight sparkle
- dyskusja
- (i 6 więcej)
-
Myślałem o tym przez jakiś czas, ale dopiero dzisiaj postanowiłem podzielić się swoimi uwagami oraz propozycjami odnośnie Klubu Konesera Polskiego Fanfika. Przez ostatnie miesiące starałem się przyglądać działaniu tejże inicjatywy, biorąc czynny udział ilekroć miałem okazję czy cokolwiek do powiedzenia na dany temat. Chciałbym rozpocząć od pozytywów, które w mojej opinii faktycznie poprawiły nieco kondycję fanfikowej sceny i przyczyniły się do powstania nowych opowiadań. Zdecydowanie największe laury zbiera na tym polu pomysł na mini-konkursy polegające na pisaniu dribbli/ drabbli/ droubbli. Jasne – są to króciutkie, malutkie opowiadanka, ale na tym właśnie polega ta zabawa No i ostatecznie są to przyjemne kawałki do poczytania, nie wymagają wiele czasu, a mogą nieco urozmaicić dzień. Nie każde opowiadanie musi od razu być wielorozdziałowcem czy ponad osiemdziesięcio stronicowym behemotem, ani też posiadać skomplikowanej fabuły czy całej rzeszy postaci. Czasem potrzeba takich oto miniaturek Krótko – poprawia kondycję, zwiększa ilość tytułów w dziale oraz wpływa dodatnio na ogólną różnorodność. Pragnę to pochwalić. Widzę również potencjał w nowym projekcie, który wprawdzie jeszcze nie ruszył, ale zapowiada się interesująco – nowy pokój na kanale o nazwie #analizatornia. Każdy kto miał do czynienia z moimi komentarzami na forum wie jak lubię sobie analizować różne rzeczy i doszukiwać się różnych pomysłów, furtek Cieszę się, że dla odmiany nowy pokój dostaje obszar poświęcony fanfikcji. Z całą pewnością będę tej koncepcji kibicował, będę ją obserwować, w miarę możliwości czynnie wspierać. Podobnie, widzę potencjał w wywiadach w formule Ask Me Anything. Sądzę, że wiele osób będzie zainteresowanych możliwością swobodnego zadawania pytań poszczególnym osobom i że inicjatywa ta będzie się cieszyć niemałym powodzeniem, będzie to również pewien powiew świeżości pośród pozostałych tematów oraz formuł dyskusji. Dlatego tutaj również kibicuję. W mojej opinii na pochwałę zasługują wszystkie zrealizowane do tej pory fanfikowe tygodnie – jest to obcowanie z różnymi opowiadaniami non-stop, dynamicznie zmieniająca się tematyka poszczególnych opowiadań z dnia na dzień, po prostu dużo okazji na odkrycie czegoś nowego czy powrót do poszczególnych tytułów, a co za tym idzie, dużo okazji do przedyskutowania/ porównania różnych motywów. Bardzo dobry pomysł! Niestety, jest on trwale obaczony pewnym mankamentem, do czego jednak przejdę w moich propozycjach. Cieszy również fakt, że Klub działa non-stop, na bieżąco otrzymujemy aktualizacje i ogłoszenia o nowych spotkaniach i tematach. Z całą pewnością jest to czynnik który sprzyja stwarzaniu warunków dla prężnie działającej, rozwijającej się inicjatywy. I póki co to by było tyle. Przechodząc do mniej lub bardziej krytycznych uwag, pragnę podjąć temat moim zdaniem szkodliwych dla klubu tendencji, które na dłuższą metę doprowadzić mogą do monotonni/ monotematyczności oraz ogólnie mało zachęcającego wrażenia, które bynajmniej nie przyciągnie nowych osób, pozostawiając jedynie stałą, niezbyt liczną grupę, która w końcu się wykruszy, a podstawowe idee przyświecające klubowi z czasem się zatrą, totalnie. Dobrze rozwinięte działy off-topicowe mogą być uznawane za plus, jednak kiedy off-topic otrzymuje zdecydowanie więcej uwagi oraz rozwoju niż obszary fanfikowe, wówczas można nabrać wątpliwości czy w ostatecznym rozrachunku wyjdzie to całości na dobre. Nie chciałbym się tutaj rozwodzić na temat samego faktu, że generalnie w poszczególnych pokojach wypowiadają się te same osoby, gdyż to absolutnie nie jest wina ani ich, ani klubu, gdyż jeżeli nikt z zewnątrz nie przejawi chęci do aktywnego udziału w dyskusjach, wówczas za kogoś nic się nie poradzi. Natomiast w jaki sposób czy też o czym dane osoby dyskutują i jak się to może przełożyć na ogólne wrażenie owocujące dołączeniem nowych osób bądź też nie, to już jest inna para kaloszy. No i tutaj, mówiąc o fanfikach (#kawiarenka), dostrzegam zdecydowaną przewagę tendencji ku krytyce, aczkolwiek nie zawsze konstruktywnej, nie zawsze nawet całkiem stonowanej, ale po prostu krytyce dla krytyki, bez jakiegoś konkretnego celu. Wręcz chciałoby się powiedzieć o swego rodzaju rytualnym narzekaniu na różne rzeczy. Jest to przejaw pewnej monotematyczności, gdyż przeważnie krytykowane/ obśmiewane są te same tytuły lub też te same motywy. Analogicznie jak w przypadku creepypastowego półświatka, gdzie bardziej niż na czymś pozytywnym różnym ludziom zależy na setnym wyśmianiu "Sonica.EXE", wymieniając znane już od lat (!) wady, wałkując co rusz te same argumenty, również w kawiarence częściej można przeczytać o tym, że KO ma sceny kąpielowe, czy natknąć się na wałkowanie tych nieszczęsnych Polaków co występują wszędzie. W połączeniu z faktem, że naprawdę wiele już zostało na ten temat napisane tutaj, na forum, wątki te nudzą się bardzo szybko. Dodając wrażenie, że krytyka ta nie ma na celu niczego konkretnego, ani też w poprawie czegokolwiek za bardzo nie ma jak pomóc, wrażenie intensyfikowane niekiedy przez operowanie nickami oraz niezbyt miłe uwagi personalne, człowiek naprawdę nabiera wątpliwości. Plus, ton wypowiedzi, przesiąknięty sarkazmem, cynizmem, "mhrocznością" itp. raz, że prędko się nudzi, dwa, niekiedy wypada to po prostu ponuro, trzy, nie stwarza zbyt zachęcającego wrażenia dla potencjalnych nowicjuszy, w mojej opinii. Wydaje mi się, że faktycznie może to być bariera, przez co wiele sposób decyduje się na bierne przeglądanie się, bądź też nie angażuje się w klub w ogóle. A wydaje mi się, że jest jednak wartością pewna uniwersalność oraz czymś dobrym to by klub był dla wszystkich. Czyli w skrócie - nieco więcej pozytywnego myślenia, więcej otwartości, więcej chęci do poszukiwania potencjalnych mocnych punktów różnych opowiadań, a mniej krytyki dla krytyki, mniej czepialstwa, mniej uszczypliwości. Czepianie się to jest przydatne na etapie pre-readingu i korekty. Ale przy rozmowach o fanfikach dobrze jest mieć mniej ponurą atmosferę, mniej czynników stresogennych. W sumie, mógłbym też zaapelować o większą dyscyplinę. Zbyt często mam wrażenie, że nawet dyskusje w kawiarence często schodzą na manowce. Niby na krótko, ale jednak. Zbyt często przebija się prywata, just sayin' Natomiast, przyglądając się głównemu kanałowi klubowemu, również można odnieść pewne wrażenie monotonności, a nawet minięcia się z deklaracją ideową klubu, na punkcie czego jestem szczególnie wyczulony. Na szczęście, wrażenie monotonni nie jest tu aż tak wyraźne i aż tak zniechęcające, jednak pragnę wskazać, że fanfiki, które są już doskonale znane, mocno ugruntowane w ogólnoświatowym fandomie, a nierzadko już obszernie omówione przy innych okazjach, otrzymują zdecydowanie zbyt wiele uwagi, zbyt często. Rzućmy okiem: 29 września 2017 odbyło się spotkanie poświęcone klasykom fandomu, czyli "Past Sins", "Fallout: Equestria", "My Little Dashie" itd. 8 grudnia 2017 mieliśmy spotkanie poświęcone uniwersum "Fallout: Equestria", ogólnie. 12 stycznia 2018 znowu mieliśmy spotkanie, tym razem poświęcone... "Past Sins"! Warto odnotować, że powyższe fanfiki są często przywoływane w ramach wszelkich powrotów do przeszłości i wspominek. Generalnie, uważam, że te fanfiki, te klasyki, otrzymały już wystarczająco dużo uwagi. Podobnie, poszczególne opowiadania, czy to "Kryształowe Oblężenie", czy też "Polacy są wszędzie", czy cokolwiek innego, zostały już wystarczająco skrytykowane. Enough is enough. Plus, celem klubu, wciąż wymienionym w pierwszym poście tegoż wątku, jest "popularyzacja polskich dzieł oraz pokazanie, że Polak też potrafi". Zatem jak to jest, że wciąż tak kurczowo trzymamy się, bądź co bądź, dzieł zagranicznych? Wliczam w to również tłumaczenia. Panie i Panowie, Klub Konesera miał być Polskiego Fanfika przecież A dodatkowo, nawet w materii naszych polskich dzieł, popularyzowane są jednak przeważnie znane już, dostatecznie spopularyzowane dzieła. Czy to przez regularne wymienianie ich w kontekście pozytywnym, czy też narzekanie na te cieszące się nieco gorszą sławą. Jednak wolałbym gdyby więcej czasu było poświęcanego mniej znanym tytułom, czy czemuś, co trudniej znaleźć, w ogóle. Myślę też, że gdyby więcej osób zobaczyło, że łatwiej jest zostać zauważonym, omówionym, docenionym, nie będąc również nikim szczególnym, czy znanym, ale zwykłym twórcą, wówczas więcej osób chętniej zaczęłoby pisać oraz wypowiadać się na łamach czy to forum, czy to wewnątrz klubu. I w ten sposób chciałbym przejść do moich propozycji. Powracając do fanfikowych tygodni, mankamentem którym stale obarczony jest i będzie ten koncept, to fakt, iż w ten sposób (1-2 opowiadania per dzień) ilość fanfików możliwych od poczytania i omówienia stosunkowo szybko się zmniejszy, aż wyczerpiemy całą wodę z tegoż źródełka. Ale nie można z tego rezygnować, bo to naprawdę dobry pomysł, zasługujący na uwagę i regularną realizację w ramach klubu. Zatem chciałbym zaproponować zredukowanie tego do fanfikowych weekendów, aby nie zmniejszać zbyt szybko puli możliwych fanfików, móc realizować ten schemat dłużej, a co za tym idzie, dać więcej czasu na pisanie różnym osobom nowych opowiadań, które mogłyby ukazywać się w trakcie i które mogłyby również być omawiane. Jeżeli chodzi o "duże" opowiadania, wydaje mi się że dobrze by było wybierać jedno per miesiąc i to jemu poświęcać spotkania. Dlaczego? Ano aby dać dyskutującym dostatecznie dużo czasu na zapoznanie się z tekstem, a także by móc reklamować nadchodzące spotkanie dłużej, zachęcając w ten sposób więcej osób. Oczywiście nie można zapominać o spotkaniach bardziej ogólnych, czyli nie poświęconym stricte określonym tytułom, ale poszczególnym motywom, nurtom czy pomysłom. Takie spotkania jak najbardziej powinny się odbywać. Czyli, wyglądałoby to tak, że pierwszy tydzień miesiąca to byłby zawsze fanfikowy weekend (piątek, sobota, niedziela, po jedno lub dwa opowiadania), dwa kolejne tygodnie to spotkania ogólne/ konkursy, zaś czwarty tydzień miesiąca to spotkania poświęcone na wybrany "duży" fanfik. Pragnę zaznaczyć, że #azalizatornia jeszcze nie ruszyła i nie wiem na czym będzie to polegać. Nie wiem, czy miałoby to działać jako okresowy zamiennik dla głównego kanału klubowego (w sensie, kiedy rozmawiamy w analizatornii, to główny kanał jest zamknięty), czy miałoby to iść równolegle z kolejnymi spotkaniami, czy działać przez cały czas, niczym #kawiarenka. Możliwe też, że na rzecz analizatornii można by było zrezygnować z pewnych spotkań do tej pory odbywających się na głównym kanale klubowym (to znaczy, przenieść te spotkania do analizatorni i rozszerzyć ich główne założenia) i w ten wolny slot dać coś innego. Zależy od konkretów oraz tego jak ta analizatornia będzie działać. Możnaby też zareklamować wywiady AMA: "Powód aby polubić poniedziałki – wywiady z wybranymi przez Was osobami, w Klubie Konesera Polskiego Fanfika! W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca, zapytajcie o wszystko wybranych twórców! Zapraszamy!" Na przykład, coś takiego Kolejna rzecz. Częściej brać na tapetę mniej znane fanfiki i częściej iść "w ciemno". Naprawdę. Np. minione spotkania poświęcone fanfikom Arkane Whispera, Niki, czy Foleya – bardzo dobrze, to są bardzo utalentowane osoby, które zdecydowanie zasługują na większą uwagę. Myślę, że dobrze by było w podobny sposób pochylić się nad fanfikami Mordecza, Bestera, Madeleine, OneTwo, grupowo. Wesprzeć można początkujących, mniej znanych autorów czy autorki, chociażby Nightmare Princess. Natomiast z tytułów, sugerowałbym np. Takie fanfiki jak "Kucyk w czarnej pelerynie" autorstwa Szonszczyka, "Sprawa Pana W." autorstwa Foxtail231, czy "Save Me" autorstwa Bestera. W ogóle, tutaj na moment chciałbym zahaczyć o ostatnio ogłoszony konkurs literacki, opierający się na napisaniu spin-offa w danym uniwersum – Edycja "Save Me", to powinien być priorytet, to jest najlepszy materiał zarówno na taki konkurs, jak i nasze, polskie fanfikowe uniwersum. Tutaj mamy fenomenalny, przemyślany, zrealizowany konsekwentnie i z pomysłem fanfik, świat, tutaj mamy co omawiać w ramach klubu oraz na czym opierać przyszłe edycje spin-offowe konkursów literackich. Gorąco namawiam i zachęcam! Dodatkową sugestią ode mnie byłoby rozważenie rozszerzenia działalności klubowej, tj. Stworzenia kanału/ kanałów przeznaczonych dla artystów tworzących prace graficzne. Miejsce gdzie można by wymienić się pracami, podpromować się, zapytać o opinię, radę, czy podzielić się doświadczeniami. No i nierzadko z pracami graficznymi wiążą się jakieś historie, co niekiedy może być całkiem ciekawe. Tutaj mamy przykład. Może też tą drogą udałoby się zachęcić nowe osoby do uczestniczenia w klubowych spotkaniach oraz aktywności. Myślę, że o niczym nie zapomniałem. Tyle by było moich dotychczasowych obserwacji, wniosków i propozycji o nie opartych. Pozdrawiam!
-
Krwawe Słońce [Z][Wojenny][Grimdark][Far East]
temat napisał nowy post w [+18] My Little Necronomicon
No generalnie, ja przeznaczonego na to czasu ani trochę nie żałuję. Za pierwszym razem, jeszcze w starym roku czytałem po jednym rozdziale, z nieregularnymi dosyć przerwami. To właśnie ostatnio powróciłem na druga rundę, przeczytałem pięć pierwszych rozdziałów, potem znowu zmuszony byłem przerwać. Przyczyny niezależne ode mnie. Ale zapamiętałem te kawałki całkiem dobrze. No i właśnie teraz, za jednym przysiedzeniem, poleciałem z resztą Na pewno to widziałeś, bo byłeś w danych dokumentach kiedy czytałem kolejne rozdziały. Tylko mówię - sugestie i komentarze z perspektywy czytelnika, a nie sprawdzającego, więc nie ma tego aż tak wiele, ale pomyślałem, że to tam zostawię. Tak ogółem wyglądał mój proces czytania i analizy "Krwawego Słońca". Na szybko jeszcze kilka rzeczy. Ogółem, akapit o bohaterach znajdował się w tej części gdzie rozpatrywałem rzeczy wykonane średnio, bądź umiarkowanie w jedną czy drugą stronę. Sam fakt, że mieliśmy grupę takich "główniejszych" postaci ogólnie jest dla mnie plusem. No i mogę wskazać postacie, które zdecydowanie w pamięć mi zapadły i które naprawdę polubiłem. Tylko to się trochę znosi kiedy zaczynam rozpatrywać pozostałe postaci, same w sobie i tak dalej. Pisałem o tym. Natomiast, przechodząc do spraw technicznych. Naprawdę, czytałem uważnie. Wierz mi. Najlepiej jak mogłem, bo potraktowałem to na poważnie. I tak jak pisałem - przez sporą część, mniej-więcej połowę opowiadania powtórzenia, szyki, również epitety stałe aż tak mi nie przeszkadzały i było w porządku. Po prostu później, zaczyna się to czytać jak "zwykłe" powtórzenia, a kolejne rozdziały szybciej tracą świeżość. Tak bym to określił. Nie chodzi też o to, żeby z tych epitetów rezygnować, czy że można o nich zapomnieć. Bo pamiętałem o nich, no i właśnie dlatego z czasem zaczęło mi to wyglądać jak powtórzenia. To bardziej kwestia wizualna. Po prostu znaleźć jeszcze dwa, trzy określenia/ epitety, które mógłbyś stosować zamiennie. Pomogłoby to wyobrazić sobie daną postać z wyglądu, no i rysownicy mieliby łatwiej Natomiast z tym, że nie pasuje i nie przystoi, to nie to, pomieszałeś. Mnie chodziło np. o wulgaryzmy, czy "luźniejsze" okreslenia w akapitach w których wypowiada się narrator albo pojedynczych zdaniach między nimi, które tak troszkę mniej z narracją, a bardziej z komentowaniem "zewnętrznym" się kojarzą. Jakby to narrator zaczynał przebijać się przez czwartą ścianę. Ale generalnie, takich momentów w tekście było bardzo, bardzo mało. Powtórzenia (te pospolite określenia właśnie) to moim zdaniem rzecz wymagająca największej uwagi. Bezbarwna, to jeszcze wcale nie negatywna rzecz. Pozytywna zresztą też, po prostu dla mnie była to postać ze swoją rolą, ale nie odnalazłem w nim tego, co zapewne odnaleźli jego zwolennicy. Bardzo możliwe, że to przez to, że nie patrzyłem na niego przez pryzmat tych stereotypów o których wspominałeś, ponieważ ich zwyczajnie nie znam zbyt dobrze. Dlatego już na wstępie wspomniałem o sobie jak o laiku. A o epilogu pisałem - znalazłem tam interesujące mnie rzeczy i właśnie ta rozmowa to było, między innymi, właśnie to. Oczywiście bardziej skupiłem się na Double Irisie, po prostu możliwość poznania jego punktu widzenia i nieco inny kontekst, to wydało mnie się ciekawie i podniosło moją ocenę tej postaci. Po prostu w moim akurat przypadku, skradł Rising Stormowi show Z Rozdziału VII Znaczy, męczący... Część pierwsza była bardzo dobra i nawet początek tej drugiej, czytało się to nieźle, jakoś im bliżej końca tym większe znużenie odczuwałem. No i potem przyszła pora na część trzecią. Mnie się wydaje, że po pierwsze, nadal byłem (ba, nadal jestem) pod wrażeniem poprzednich dużych, powietrznych bitew, więc takie "zejście na ziemię" już wiele zmieniło. Bitwa "tępa", jak to określiłeś, ale to nie w tym rzecz, była to ciekawa odmiana. Tu nawet nie chodzi o gore, bo nawet ten rozdział był według mnie napisany poprawnie, nie budził u mnie skrajnych reakcji. Po prostu po pierwsze, wynik starcia z góry był znany, a jednak poprzednie pojedynki były niekiedy zaskakujące, chociaż również wiedziałem jak finalnie ta wojna się zakończy. Znaczy, to nie była ta ostatnia, "brzydka" walka, była bardziej uporządkowana, podobało mi się to. Po drugie, z pola walki wybyła generał Yang, moja ulubiona postać w tej historii. Z jednej strony na szczęście, bo nic jej się nie stało, ale z drugiej... To jest sytuacja, że "tak źle, a tak niedobrze". Był wprawdzie Blackheart, jednak wciąż, brakowało mi jej. Przypuszczam, że to przez to szybciej się zmęczyłem i poszukiwałem czegoś, co mnie znowu wciągnie. Znalazłem to w Interludium bodajże - w pojedynku Rising Storma z Blackheartem właśnie. Życie tego drugiego wisiało na włosku, a ponieważ to jego bardziej lubiłem, to jemu bardziej kibicowałem. Aczkolwiek, po drodze, również później, wyskakiwały takie momenty, jak odwracający się źrebak, upuszczony granat, ka-boom! Jakbym przysypiał i nagle dostał zastrzyk kofeiny i już mogę kontynuować. Jednak owszem, zupełnie szczerze, tym rozdziałem poczułem się zmęczony. Nie całym, ale od pewnego momentu w nim. Także, to nie jest takie proste, po prostu piszę o swoich odczuciach. A ja powiem szczerze, że w ogóle nie musiałeś na to odpowiadać Bo myśmy już to poddali pod dyskusję, ja wiem jakie masz podejście, punkt widzenia, cele, ja to już przyjąłem do wiadomości. No i na siłę nie zamierzam niczego zmieniać, po prostu piszę o swoim punkcie widzenia, co ja uważam, coś sugeruję na tej podstawie, ale ostatecznie Ty będziesz dalej pisać jak uważasz. Nie jestem żadnym żandarmem. Także, nie ma problemu. Po prostu sądziłem, że będziesz ciekaw, czy cokolwiek się u mnie zmieniło po przeczytaniu całości, no to wrzuciłem to raz jeszcze. No i nie denerwuj się na ten akapit o nie działającej progresji - po prostu na moje wyczucie, według mnie, wedle moich oczekiwań, to nie zadziałało jak myślałem, że zadziała po wykresie. Ale czy może zadziałać u innego odbiorcy? Pewnie że tak i mam nadzieję, że tak będzie. Po prostu dla mnie to nie było to, w moim przypadku jakoś się to nie sprawdziło, albo sprawdziło się inaczej (niekoniecznie brutalność, nie mrok narastały, tylko rozmach bitew, liczba ofiar). O nieznajomości pewnych stereotypów, a co za tym idzie, braku pewnych układów odniesienia w stosunku do Rising Storma już pisałem. Dodam tylko, jeżeli chodzi o Rainbow Dash, jej przemiana jest również wizualna i momenty, w których ona biernie leży i nic nie może, w których myje ciało w rzece i widzi swoje zniszczone oblicze, mamy ten opis jak ona wygląda i to właśnie wtedy uderzasz mrokiem w czytelnika, jest nawet pewien szok, smutek, szarość kontrastująca z jej poprzednią, pełną energii, kolorów formą. I to jest według mnie plus. Laik, który nie odczyta przemiany Rising Storma tak jak ją domyślnie zaprojektowałeś, ze wszystkimi postawionymi sobie celami w realizacji tej postaci, z pewnością odnajdzie przemianę w Rainbow Dash. I to też plus. No, z tym kanonem to mnie tylko chodziło o to, że te znane bohaterki mogłyby zostać zastąpione oryginalnymi postaciami i w zasadzie wiele by się nie stało. Stąd wrażenie, że Rarity to bardziej taka "cameo", a Rainbow Dash, chociaż występuje częściej później, też tak troszkę na doczepkę jest. To tylko tyle. Może przesadziłem umieszczając to w części, w której opisywałem negatywy - to raczej pasuje to tych średnich cech historii. Także, koryguję to teraz, w tym poście. Może nabrałoby to znaczenia, gdybyśmy mieli obszerniejszy equestriański punkt widzenia, ale to z kolei zniszczyłoby konsekwencję i zabrało czytelnika dalej od głównych bohaterów - strony sińskiej, strony nippońskiej. Jako smaczek dodam, że sceny z Rainbow przy ognisku, pod drzewem, wędrującą Rainbow, jak mnie to strasznie przypominało scenki z końcówki "Crisis Core: Final Fantasy VII"... Kurczę, nawet wydźwięk wydaje mi się podobny. Zresztą, wspominałem o tym tytule również przy jednej ze scen z Rising Stormem (to już w dokumencie). Dla mnie osobiście to ok Z całą pewnością nie jest to tekst dla każdego, może nawet nie dla mnie, ale widzisz, wrażenia mieszane, czyli obok rzeczy które ja uważam za złe, które mi przeszkadzają, mogę wymienić wiele zalet, wiele świetnych momentów, które zapadły mi w pamięć, a które jakoś to równoważą. Po prostu. No i cóż, to w zasadzie tyle miałbym do dodania/ sprecyzowania. Jeżeli jest jeszcze coś, to pytaj, ja postaram się wyjaśnić Pozdrawiam!