Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1150
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Po pewnych utrudnieniach i opóźnieniach, nareszcie mogę powitać Was w nowej zabawie, której koncept podsunął mi BRONIESiPEGASIS, za co jeszcze raz bardzo dziękuję! Nie przedłużając i przechodząc do zasad – zabawa polega na tym, że posługując się skojarzeniami, własnymi doświadczeniami z różnymi tytułami, a także korzystając z własnych interpretacji, macie za zadanie utworzenie długaśnego łańcucha składającego się po prostu ze znanych Wam książek. Jak poszczególne tytuły mają się w ów łańcuch łączyć? Na początek podrzucam Wam pierwszą książkę, która wszystko rozpoczyna. Zadanie polega na tym, by dopasować do niej kolejny tytuł, który Waszym zdaniem jest mniej lub bardziej podobny. Podobieństwo i nawiązania mogą dotyczyć tematyki, epoki, w którym dane dzieło ujrzało światło dzienne, tego samego autora, czy też Waszych osobistych wrażeń, jak uważacie. Gdy już ktoś wytypuje drugą książkę, trzecia ma na podobnej podstawie mieć coś wspólnego z drugą, a następnie kolejna, podobna w pewnym sensie do trzeciej i tak dalej i tak dalej, tworząc ciąg kolejnych tytułów. Kto wie dokąd zajdziemy, rozpoczynając od „Folwarku zwierzęcego”? Znacie ten tytuł? Jakie mieliście po nim wrażenia? Co najbardziej utkwiło Wam w pamięci? Jakie macie pomysły na możliwe powiązania? Wskażcie kolejny tytuł i przedłóżcie łańcuch!
  2. Grunt, aby efekt w jak największym stopniu pokrywał się z Twoją wizją i żebyś była z napisanej przez siebie historii zadowolona. Paczki z uwagami otrzymywać będziesz na bieżąco, a z czego skorzystać i w jakim stopniu będziesz decydować sama i tyle. Usuwanie czegokolwiek to najprostsze, przeważnie niewymagające myślenia rozwiązanie, po którym ani nie nabierzesz doświadczenia, ani sam fik nic nie zyska, a wręcz straci. Póki historia nie została jeszcze zakończona, o wiele rozsądniej będzie jak jednak spróbujesz to i owo poprawić, dostosować do poziomu nowszych, dużo lepszych jakościowo rozdziałów, przy okazji dodając nowe opisy czy dialogi, bo czemu nie? W ten sposób i poprawisz ogólną jakość swojego dzieła, a i „skill” urośnie i kto wie, może nie będziesz już cierpieć na dylematy i „braki wyobraźni”, tylko zwyczajnie, poubierasz w słowa co ci chodzi po głowie i będziesz zadowolona. Well… To Twój świat i możesz go naszpikować folklorem, świętami, zwyczajami i wszelakimi „smaczkami” tak, jak Ci się tylko podoba. Byle tylko czytelnik wiedział co na czym polega, tak w skrócie, żeby nie przesadzić. Mnie, jak do tej pory, wplecione w fabułę, „zrozumiałe tylko dla autorki” rzeczy nie przeszkadzały jakoś szczególnie, ot, takie urozmaicenie, „coś”, co być może w miarę postępów w pisaniu zostanie bliżej ukazane, lepiej objaśnione. Nauczysz się i jeszcze wszystkim pokażesz Wierzę w Ciebie. Pozdrawiam! PS: Charaktery postaci łatwo ukazać i rozwijać drogą dialogów, bogatszych opisów, czy to zachowań w danych sytuacjach, czy też bagażu emocji, jakie w sobie noszą, od czasu do czasu zmieniając je wewnętrznie (a’la Orange Tail), albo stawiając w niekomfortowych sytuacjach, zmuszając do dokonania wyboru, do którego można się odnosić dalej itp. Czyli, jak popracujesz nad opisami i dialogami, to i wizerunki poszczególnych postaci powinny się poprawić. Rekomendowane głównie przy tych pierwszych rozdziałach, te najnowsze są w porządku.
  3. I tym sposobem dobrnąłem do rozdziału szesnastego, co oznacza, że w końcu jestem na bieżąco z fanfikiem. Nie wiem po co się tak pośpieszyłem - teraz zacznie się czekanie na pojedyncze rozdziały, jak ja to wytrzymam... Znów, ostrzegam przed możliwymi spoilerami. Cóż, myślę, że na tym etapie warto ponownie przywołać kwestię dosyć sporych ilości alikornów w tymże dziele. "Cień Nocy" liczy już sobie szesnaście rozdziałów i w mojej opinii, gdyby nie fragmenty w których wspomniane jest, że Night Shadow ukrywa, bądź korzysta ze swoich skrzydeł, to pewnie z czasem zapomniałbym, że jest to skrzydlaty jednorożec. Nie jest przesadzona pod względem swoich mocy, ma słabości i można ją zranić - zupełnie jak "zwykłego" kucyka. Poza tym, u pozostałych postaci, alikornowatość też jakoś nie bardzo rzuca się w oczy i nie zanosi się, jakoby nagle któryś ze szlachetnie urodzonych zaczął sypać z rękawa armageddonami, chełpiąc się swą nietykalnością, tak więc jest dobrze. Póki co, alikorny nie bolą. Pochwała należy się także za to, że wraz z rozwojem fabuły, mimo wspomnianego w poprzednich postach niedoboru opisów i pewnych niedociągnięć (ale tylko w poszczególnych rozdziałach!), opowiadana historia potrafi wciągnąć, co raz bardziej i bardziej. Podoba mi się i jestem ciekaw co będzie dalej. Tu, wyróżnić muszę rozdziały odznaczone numerem piętnaście i szesnaście. Opisów im nie brakuje, ciągną dalej kilka wątków jednocześnie i to w taki sposób, że te nie gryzą się ze sobą, są ogólnie interesujące i generalnie rzecz biorąc, grzeszą klimatem. Po prostu, co raz lepiej czuć, że historia się rozkręca. Rozdział czternasty także czyta się miło, choć nie dorównuje on swoim następcom. Nieco mieszane wrażenia mam co do rozdziału dwunastego i trzynastego. Sam nie wiem czemu, z jednej strony nie są znowuż tak ubogie w opisy, co zdarzało się wcześniej, zawierają kilka pamiętnych momentów, ale wciąż, odnoszę wrażenie, że miejscami brakowało konkretnych pomysłów, czy to na dialogi, czy to na sytuacje, w związku z czym pewne sprawy przyspieszono, a niektóre pociągnięto na siłę. Wrażenie takie odniosłem w scence przesłuchania Nnoitry, a także dialogu Night Shadow z Hualongiem, w rozdziale trzynastym. Smoczy kumpel czarnej alikorn był trochę denerwujący, zaś plan Nighty jak zdobyć tron był... Naiwny. I to bardzo. W ogóle, jakoś dziwnie się to czytało. Podobnie, dziwnie brnęło mi się przez scenę, w której Sunday odkryła jej sekret. Raz - weszła tak po prostu, bez pukania? Dwa - Night Shadow tak od razu, na słowo uwierzyła jej, że się nie wygada? Serio? Na jej miejscu byłbym zdecydowanie bardziej ostrożny, wszak jej szukają. No i dziwi mnie również zachowanie samej Sunday. Naprawdę aż tak zbrzydła jej ta karczma, że gotowa jest wyruszyć nie wiadomo gdzie z kimś, kogo widzi pierwszy raz w życiu (nie zna nawet imienia)? Ba! I jeszcze robi to! Kurczaki, szybka musi być ta klacz, skoro nadążyła za lecącą Night Shadow. I znów, zdenerwował mnie tu nieco Hualong. Nie dość, że wcześniej zrzucił z grzbietu Night Shadow, to teraz jeszcze tak wystraszył Sunday. Ten koleś naprawdę nie wie jak się traktuje damy ;P Zapomniałbym - pod koniec rozdziału czternastego była scena z doktorkiem o dziwnym imieniu. Tam również czarna klacz została "wykryta", a mimo to... Nic się nie stało. No, chyba, że autorka ma zamiar rozwinąć ten wątek (jak i ten wyżej wspomniany, z Sunday) w przyszłych rozdziałach, w takim razie przepraszam. Jednakże, dziwi mnie to, jak niewiele mają poszczególne postacie do powiedzenia w tych sytuacjach. Przez to znów ma się wrażenie, że co niektóre koncepty pojawiają się i za moment odchodzą w zapomnienie. Póki co mam wrażenie, że Night ma ogromnego farta, ale szczęście nie może dopisywać wiecznie... I jeszcze na deser kwestia Nnoitry - nie mogę uwierzyć, że ten koleś nadal żyje. Poważnie. Podobnie, nie mogę uwierzyć, jak szybko spoufala się kucykami, które wybiły jego oddział. Niby jest mu szkoda, ale znów, wątek ten tonie gdzieś pośród innych. Żeby było śmieszniej, pierwszą postacią, z którą tak nachalnie próbuje nawiązać bliższy kontakt jest... Orange Tail. Że też jej postawa jeszcze go nie zniechęciła... Jak dla mnie, na tym etapie to, że ta klacz przekona się do niego i w najlepszym wypadku zacznie się do niego normalnie odzywać jest tak samo niemożliwe, jak to, że Night Shadow nagle się zakocha i zechce zaraz po zdobyciu władzy się rozmnożyć. No, ale cóż, może sobie próbować, nikt mu nie broni. Ale życie chyba mu niemiłe, wszak Orange potrafi przykopać, a on w szczytowej formie nie jest. Orange Tail jest świetna, tak swoją drogą. Bardzo ją polubiłem. Poza tym, bardzo się cieszę, że częściej zaglądamy do zamku, gdzie śledzimy losy Dark Mane'a oraz Darkness Sworda i jego małżonki. Ich wątki zapowiadają się ciekawie i liczę, że będą rozwijane tak jak teraz. To właśnie one nakręcają na dalszą akcję, a poza tym, dają nadzieję, że konfrontacja Night Shadow z jej ojcem nastąpi znacznie szybciej, niż można by się tego spodziewać. Poza tym, Darkness Sword zdaje się stąpać po kruchym lodzie, coś przeczuwam, że Dark Mane szybko obejmie po nim tron. Kto wie? Przekonamy się w kolejnych rozdziałach. Wciąż jednak brakuje akapitów, gdzieniegdzie pojawiają się literówki i inne drobne błędy. Szczególnie ubolewam nad brakującymi akapitami i odstępami, przez co dialogi nie tylko nie są właściwie wydzielone, ale też często zlewają się z całą resztą, co choć nie przeszkadza w lekturze aż tak, to jednak ładnie nie wygląda. Jest jeszcze jedna rzecz, która mnie intryguje - dlaczego rozdziały kończą zupełnie puste strony? Czy to występuje tylko u mnie, czy też taki efekt jest widoczny u wszystkich? Czy tam miało coś jeszcze być, ale autorka z tego zrezygnowała? Odnośnie poprawek pierwszych rozdziałów - namawiałbym, aby poprawione rozdziały nie zastępowały od razu swych poprzednich wersji. Pomyślałem, że zainteresowane osoby być może chciałyby sobie porównać zmiany i ocenić w jakim stopniu poszczególne odcinki zyskały na jakości. Być może pomogłoby to też przy pisaniu przyszłych rozdziałów, w sensie, że zwróciłoby uwagę które poprawki były najbardziej potrzebne i czego unikać na przyszłość. Ogółem, jest lepiej. Wrażenia po tej porcji rozdziałów o wiele lepsze, fabuła podąża w dobrym kierunku. Lektura wciąga, a poszczególne sceny zapadają w pamięć, im dalej, tym bardziej fik zyskuje na klimacie, a poszczególne miejsca, czy też kreacje postaci co raz łatwiej jest sobie wyobrazić. Akcja także jest prowadzona w większości właściwym tempem, bez dłużyzn i zbytnich przyspieszeń. Wszystko zmierza w dobrą stronę. Pozdrawiam i czekam na więcej!
  4. - No dobra, wielkimi krokami zbliżają się tak zwane „jaja”, toteż najwyższy czas podsumować sprzątanie zimy. Twilight, czy mieliśmy jakiś plan? - Owszem, Mitnick z Bogdańca jako jedyny przedstawił swoją propozycję zorganizowania całego przedsięwzięcia. Ogólnie, plan składa się z ośmiu niedługich punktów, w założeniu, kilka rzeczy ma zostać wykonanych na raz, co zaoszczędzi cennego czasu. - Pinkie Pie ma mnóstwo znajomych. Zna wszystkie kucyki w miasteczku, wie o nich całkiem niemało. Na pewno dobierze wystarczająco liczną, doskonale zorganizowaną, rozumiejącą się bez słów, a do tego dysponującą niespożytymi siłami ekipę, która bardzo szybko zajmie się dowolnie grubym lodem… No, może nie tak dowolnie, ale znając Pinkie, wyciągnie z kieszeni lodołamacz, więc i z tym sobie poradzimy. - W porządku, tutaj też nie mam wątpliwości. Fluttershy wie wszystko o zwierzątkach, dowolnego rozmiaru i na pewno zna lokację każdego gniazda i legowiska. No i wie, jak wybudzić je ze snu zimowego tak, aby nie dostały szału. - Dodałabym, że w miejscu oddalonym dostatecznie daleko od obszaru prac pozostałych ekip, krytym i uzbrojonym, tak na wszelki wypadek. Wszak ptasie gniazda to wbrew pozorom dokładne konstrukcje, wymagające najwyższych poziomów skupienia i finezji, żeby to się nie rozleciało. - Z całą pewnością jest to metoda stosunkowo innowacyjna i niekonwencjonalna, aczkolwiek, mam małe wątpliwości, czy uskuteczniana jednocześnie z innymi pracami nie przeszkodzi komukolwiek. Jeżeli już, widziałabym tę operację na samym początku planu, kiedy pozostałe ekipy przygotowują się do wykonania swoich zadań. No i wszystko musiałoby zostać szczegółowo obliczone, by przypadkiem nie uszkodzić na przykład czyjegoś domu. Myślę jednak, że pegazy najlepiej się na tym znają i idealnie dobiorą prędkości i wszystkie siły, ale w razie czego, mogłabym im pomóc. - No… Ale teraz ty też jesteś tak jakby pegazem. - No tak, ale wiesz… Myślę, brakuje mi doświadczenia w tworzeniu tornad i trąb powietrznych. Wracając do propozycji, wodę uzyskaną drogą topnienia śniegu można jeszcze podgrzać, obciążając chmury, co we właściwym czasie mogłoby sprowadzić pierwszy wiosenny deszcz. Chmur bym nie rozpędzała tak szybko. - Ale wtedy deszcz mógłby przeszkodzić innym ekipom, nie sądzisz? - Wywołanie deszczu to nie taka prosta sprawa, zajęłoby to wystarczająco dużo czasu, by zająć się wszystkim innym. Mogę to obliczyć. - O właśnie! Deszcz przy okazji podlałby wszystkie zasiane nasionka i inne rośliny, byle nie przesadzić. Zdam się na doświadczenie pegazów z Cloudsdale, ewentualnie, mogę pomóc przy obliczeniach tego i owego. - A to już po deszczu, jak już wszystko nieco wyschnie. Znam właściwe zaklęcie, na pewno się uda. - Czyli ogólnie rzecz biorąc, przyjęłaś ten plan? - Tak, ale nie mogłam się powstrzymać, toteż dodałam co nieco od siebie, wszystko ze względu na ten deszcz… Wszystko musiało być dopracowane co do najmniejszego szczegółu, żeby plan się powiódł w stu procentach, ale jakoś sobie z tym poradziłam. Czy wspominałam już o tym, jak wiele rzeczy potrafię obliczyć? - No baa… - W toku dodałam jeszcze kilka punktów, tak więc wszystko się udało. Śle podziękowania dla Mitnicka z Bogdańca, za pomoc w wymyśleniu właściwego planu działania, dzięki któremu sprawnie i bezkonfliktowo (poniekąd…) posprzątaliśmy po zimie i przygotowaliśmy wszystko na nadejście wiosny. W ten oto sposób, dzięki Mitnickowi z Bogdańca jesteśmy gotowi na zbliżające się wielkimi krokami Święta nie mniej Wielkiej Nocy. Zgaduję, że kto żyw, przygotowuje pisanki wraz z pozostałymi składnikami wielkanocnego koszyczka, cieszy się mile przygrzewającym Słońcem i obserwuje, jak rośnie sobie trawka, a na niebie zmieniają chmury. Albo i nie… Wszak czas Świąt nierzadko okazuje się być po prostu czasem pracy i nie inaczej jest u Twilight Sparkle, która otrzymała bardzo ważne i poważne zadanie, które wymaga od niej między innymi… Uwaga! Zmiany image’u! Jesteście gotowi? O tak, magia z całą pewnością uczyniła cuda także i w tym przypadku. Z racji zbliżających się Świąt, Twilight Bunny ma pełne łapki roboty, gdyż musi w porę pochować przed źrebakami pisanki. I to nie byle jak! Świąteczny poranek musi obfitować w niebanalne i zajmujące czas poszukiwania okraszonych kolorowymi wzorkami jajek, wszak dorośli chcą mieć chociaż chwilę spokoju, to jest, łączymy tradycje z zabawą i to wszystko w świątecznych klimatach! Drodzy przyjaciele, jak myślicie, które miejsca nadały by się najlepiej na skrytki na pisanki? Gdzie poszczególne kucyki zajrzałyby w ostatniej kolejności? Przy okazji, w jakich ilościach chować je najlepiej i czy warto dawać maluchom jakieś wskazówki? Pomóżcie lawendowemu króliczkowi i poradźcie jak najlepiej poukrywać świąteczne pisanki!
  5. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Zatem po raz kolejny Gandzia AKA Nicolas Cage, zdobywa trzy punkty, za odgadnięcie stwora. Oczywiście, chodziło o gryfa. Najzwyklejszego, klasycznego wręcz gryfa. Po prostu. Zanim jednak przejdę do kolejnej zagadki, chciałbym ogłosić fakt, iż zabawa w zgadywanie stworów, wzorem Księgi Zaklęć i Kompendium Magów Equestrii, uzyskała swoją własną księgę, która możecie znaleźć tutaj. Znajdują się tam wszystkie odczarowane wizerunki zgadywanych stworów, jak i najlepsze ich opisy. Mając za sobą to drobne ogłoszenie, przedstawiam kolejny obraz, potraktowany jakimś wrednym zaklęciem. Co tym razem?
  6. To był kolejny, zwykły dzień, w którym pewna lawendowa klacz postanowiła, że zrobi porządki w swoim księgozbiorze. Nie spodziewała się, że pośród kolejnych warstw kurzu i szpargałów, przypadkiem znajdzie nieco zapomnianą przez czas książkę... Choć nie była w najlepszym stanie, a na jej treść rzucono okrutny urok, Twilight Sparkle podjęła próbę odratowania tego tytułu. Z największą troską i sumiennością poczęła ratować niemalże zniszczoną księgę, przeklinając w duchu osobę odpowiedzialną za ten stan rzeczy. Choć efekty jej pracy były zadowalające, treść książki nadal nie dawała się odczytać. Te sytuację zdołali zmienić znawcy stworzeń fantastycznych, którym poświęcona została owa książka. Wraz z kolejnymi zagadkami, nie próżnowali i pieczołowicie pomagali odczyniać zaklęcia rzucone na obrazy, a także dzielili się swoją wiedzą na temat istot, które one przedstawiały. Dzięki nim, wstępując w mury biblioteki, masz okazję zapoznać się z niejedną fantastyczną kreaturą, nierzadko o zadziwiających mocach i historii... Księga stworzeń fantastycznych A jeśli rownież chcesz się podzielić wiedzą na temat różnych fantastycznych istot i pomóc przy regeneracji tego tytułu, zajrzyj tutaj.
  7. Oczywiście, odgadliście bezbłędnie, ale to było dość łatwe ;P Ot, taka rozgrzewka. Najwyższy czas na kolejną zagadkę, która, mam nadzieję, okaże się nieco bardziej zawiła i nakłoni was do poświęcenia większych zasobów czasu. W porządku, mamy zatem coś takiego… Powiadają, że to fragment jakiejś baśni. Zdaje się, że rozszyfrowane słowa trzeba będzie poskładać w miarę sensowną całość. Jak sądzicie?
  8. Aż do tej pory, nie miałem tak wielkiego dylematu o to, czyj opis wybrać i umieścić w księdze. Naprawdę, wszystkie trzy są bardzo bogate nie tylko w opis samego zaklęcia, ale także jego historię, sposób przygotowania i rzucenia, wspominając także o możliwych efektach ubocznych. Mało tego, każdy opis inaczej opisuje istotę oraz przeznaczenie zaklęcia, co jeszcze bardziej utrudnia wybór. Mamy zatem wyczerpujący i barwny opis czaru pozwalającego na kontakt z bóstwami, rozwiniętą definicję zaklęcia przemieniającego maga w alicorna, a także tekst będący jak karta żywcem wyrwana z encyklopedii, traktujący o Godzinie Bogów jak o inkantacji pozwalającej się „połączyć” z siłami żywiołów. Co by tu wybrać? Zasady stanowią, że do księgi może trafić tylko jeden opis. Wybór był szalenie trudny, ale po głębokim namyśle stwierdzam, że tę wyrównaną i zażartą batalię wygrywa opis autorstwa THEKOSZMARA77! Koncept oparty na żywiołach, sposób działania zaklęcia, oraz jego możliwości i ograniczenia zostały tutaj zaprezentowane najobszerniej (podane zostały nawet dane liczbowe), a poza tym, smaczek z Lasem Everfree dodał do całości klimatu, co przesądziło o znalezieniu się tego opisu w księdze zaklęć! Gratulujemy! Mam nadzieję, że autorzy pozostałych opisów nie potraktują mnie kulami ognia, bądź też serią wyładowań atmosferycznych za ten wybór i uraczą nas niemniej barwnymi i pomysłowymi opisami. A okazja do tego nadarza się… Teraz! Panie i panowie, przed Wami kolejne zaklęcie czekające na swój opis! Tym razem zowie się „Łut Szczęścia”. Czekamy na stosowne opisy i definicje! Co Waszym zdaniem potrafi zdziałać ten czar?
  9. Hoffman

    #4 04/2014 "MANEzette"

    Ja swego czasu też byłem karmiony mniej lub bardziej stęchłą kiełbasą wyborczą, wyciągany byłem na różne „wykłady”, w ramach czyjejś kampanii. Wciąż, nie przeszkadzało mi to na własną rękę dowiadywać się różnych rzeczy, budować własnych opinii i w żaden sposób nie separowało mnie od moich osobistych przekonań, wedle których przyszło mi podejmować w przyszłości różne decyzje. Jak na siłę wciskają mi do ręki jakieś batoniki, zeszyty, breloki i inne gadżety, czemu nie, jak dają, to mogę wziąć, ale to nie znaczy, że jak przyjdzie właściwa pora, to ich poprę. Jak chcą powalczyć o moje poparcie to niech zarzucą jakimiś konkretami. Jeżeli takie spotkania mają być otwarte i coś wnosić, to jasne, czemu nie? Natomiast, jeżeli ma to być jedynie pusta propaganda, pozbawiona konkretów i przekazu, to równie dobrze można to podpiąć pod kolejną lekcję WoSu, gdzie nauczyciel również sprawdza obecność, a towarzystwo z tyłu przepisuje prace domową. Przerabiałem to lata temu i ubolewam nad tym, że po tak długim czasie niewiele się zmieniło i spotkań otwartych dla licealistów jako takich nie ma, jedynie pogadanki i prezentacje, które jednym uchem się wpuszcza, a drugim wypuszcza. A szkoda, widać nadal wychodzi się z założenia, że licealiści to „dzieciuchy” i że nie ma sensu przekazywać im rzetelnych informacji, a jedynie spłycać ważne zagadnienia do łatwo strawnej formy. Rzeczywiście, da się dostrzec analogie do kampanii amerykańskich, gdzie podobnie, zamiast konkretów rzuca się populistyczne hasełka i puste slogany, żeby na siłę zaciągnąć do urny. W Polsce mamy jednak sytuacje o wiele bardziej sprzyjającą i dlatego wciąż wierzę, że do pogadanek można wdrożyć elementy debaty, rozwinąć dialog, pokazać, że to naprawdę ważne. Sprawić, by nie były to kolejne godziny zajęć do odbębnienia. To jednak jest trudne i czasochłonne, więc nie dziwota, że częściej po prostu rzuca się kiełbasę wyborczą. Tak jest po prostu łatwiej. Inna sprawa, że właśnie przez ten brak zachęcania i uzmysławiania powagi wyborów młodzież licealna często nie ma żadnych wymagań w stosunku do organizatorów tych spotkań, jest im to obojętne. I właśnie to jest moim zdaniem złe. A sprawdzanie obecności nie zastanawia mnie ani trochę, z reguły takie wypady są organizowane w ramach zajęć szkolnych, więc nie widzę w tym nic nadzwyczajnego. To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po zobaczeniu nagłówka. Luźny motyw, pytanie, na które sam sobie odpowiedziałem, z czym wiąże się moje zdanie, że tak prowokacyjny tytuł, choć zachęca do przeczytania artykułu, to rykoszetem odbija się w świadomości odbiorcy, przez co ten nie wie co ma rozumieć. Nie jest konkretny, nie jest precyzyjny. Zresztą, w następnym akapicie napisałem, że: Co odnosi się właśnie do wytłuszczonego fragmentu felietonu. Więc to nie jest tak, że czegoś nie wiedziałem. Odniosłem takie pierwsze wrażenie, więc o tym wspomniałem. Skoro zdecydowałeś się na publikację swojego felietonu w gazecie, która z kolei jest ogólnodostępna dla wszystkich, zaś ten temat jest otwarty i służy do komentowania ów materiału, to znaczy, że jesteś gotów na głos krytyki, na dialog. Na tym polega idea forum – ludzie, którzy na nim są obecni wymieniają się spostrzeżeniami, komentują to, co zostało dla nich opublikowane, piszą o swoich odczuciach. Tak więc jest to forma dialogu, prawo Godwina pozostaje obowiązujące. IMO, decyzja o po raz wtórym przywołaniu Hitlera i tego, że został wybrany demokratycznie była kompletnie nietrafiona. Ileż można? Tak, wiemy, że został wybrany demokratycznie, po co w nieskończoność eksploatować ten wątek? Wystarczy, że spamują tym w telewizji i brukowcach, na prawo i lewo. Czy Manezette ma być brukowcem? No i właśnie to z felietonu NIE WYNIKA, a przynajmniej nie w znaczącym stopniu. Teraz piszesz, że „jedynym idiotą jest ta osoba, która zagłosowała, choć nie miała zamiaru”. Skoro tak, to dlaczego nagłówek głosi „Jesteś idiotą? Nie głosuj!”, skoro wedle Twojej myśli, „idiotą” się „zostaje” dopiero po oddaniu głosu? W felietonie jasno stoi, że jeżeli polityka mnie nie interesuje i jeśli mi się „nie chce”, to powinienem zostać w domu, bo to rzekomo „bardziej obywatelska” postawa. To jest pogrubione i z tego prędzej wynika, że osoba nie interesująca się jest „idiotą” i w myśl nagłówka, do urny nie powinna iść w ogóle. Teraz się okazuje, że żeby być „idiotą” trzeba oddać wbrew sobie głos? Mamy tutaj wyraźnie widoczną sprzeczność. Skoro taka była główna myśl, to dlaczego ona z artykułu nie wynika? To jest właśnie główny problem – nie wiadomo na sto procent co miałeś na myśli, o co ci chodzi. Jest to napisanie semi-chaotycznie, nie wiadomo co jest grane z tym „idiotą”, nie wiadomo dokładnie kiedy się „jest idiotą”, brakuje konsekwencji, każdy może to sobie zinterpretować na swój sposób, koleżanka w pierwszej chwili pomyślała, że „pewnie chodzi o eurosceptyków”. Ustęp prawny to jedno, rzeczywistość to drugie. Dlatego między innymi ten dziurawy system tak kuleje. Zresztą, Sosna przytoczył właściwy fragment, jak widać w związku z owymi „dziurami”, nawet w myśl konstytucji udział w wyborach może być rozumiany jako obowiązek. Idąc dalej - z faktu przynależności do pewnej grupy obywateli, posiadania konkretnej tożsamości narodowej, identyfikowania się z daną społecznością, wynika przyjęcie na swoje barki szeregu praw i obowiązków. Jedne są pisanie, drugie nie (albo "nie do końca jawne"). W kwestii głosowania akurat się nie zgadzamy. Ja uważam, tak to rozumiem, że to jest obowiązek, którego jak wiele innych, nie musimy wypełniać. Jak w wielu innych przypadkach wiążą się z nim konsekwencje. Na przykład uważam, że jeżeli ktoś nie zagłosował, bo mu się „nie chciało”, albo uznał, że „jest idiotą”, to niech będzie łaskaw nie krytykować wyników wyborów. Nie przyczynił się w żaden sposób na kształt rezultatu, więc niech przyjmie do wiadomości to, że zaniedbał swój obowiązek i niech zweryfikuje swoje poglądy do następnej okazji. Tyle. Poza tym, jest cała masa różnych obowiązków, z których często młodzi ludzie nie zdają sobie sprawy. A obowiązek wcale nie musi być aktem prawnym, ani nie musi być od razu karany grzywną albo więzieniem. Po prostu, współmiernie do wagi. - Katolik z racji tego, że jest katolikiem, ma obowiązek dzień święty święcić, przyjmować sakramenty, troszczyć się o potrzeby wspólnoty kościoła. Może tego zaniechać, może się w związku z tym spotkać z konsekwencjami. - Uczeń z racji tego, że jest uczniem ma obowiązek czytać lektury, odrabiać pracę domową, uczęszczać na zajęcia, zachowywać się stosownie w klasie. Może tego zaniechać, może się w związku z tym spotkać z konsekwencjami. - Pracownik z racji tego, że jest pracownikiem ma obowiązek wykonywać swoją pracę rzetelnie, przestrzegać wewnętrznych regulacji, dbać o bezpieczeństwo swoje i innych współpracowników. Może tego zaniechać, zobaczymy jak szybko zostanie zwolniony. - I wreszcie, jako pełnoletni obywatel tego kraju, mam obowiązek interesować się jego sytuacją na arenie międzynarodowej, a także sprawami wewnętrznymi, zabierać głos i uczestniczyć w wyborach. Mogę tego zaniechać, co może przynieść konsekwencje. Mniej lub bardziej widoczne, prędzej czy później, ale jednak. No i po raz kolejny, „wolność” jest pojęciem interpretowalnym na różne sposoby, rozumiane pod kątem wielu płaszczyzn, wielowymiarowe. Ja uważam, że „prawdziwa wolność” owszem, polega na wolnych, suwerennych decyzjach, ale bez wzmianki o ponoszeniu odpowiedzialności. Skoro mam być „prawdziwie wolny”, to po co mi odpowiedzialność za moje czyny? Niestety, tak się nie da. Ktoś inny zapewne uważa inaczej. kolejna osoba - jeszcze inaczej. Nie ma tutaj konsensusu. Życie to nie jest „hulaj dusza, piekła nie ma”, to nie jest ścieżka usłana różami, to nie jest jako taka wolność. To jest cały ogrom obowiązków, wielka odpowiedzialność, której trzeba być świadomym. Społeczeństwo zorganizowane właśnie na tym polega, że bezgranicznej, "prawdziwej" wolności nie ma, bo byśmy z dnia na dzień poszaleli. Po to są obowiązki wynikające z bycia podmiotem prawnym, po to są wynikające z ich zaniechania konsekwencje, po to są prawa i różnego rodzaju ograniczenia, by jakoś funkcjonować. Nie jest społeczny, a już na pewno nie w stu procentach. Sam fakt przywołania zbliżających się wyborów do PE, przytoczenie reportażu, który jednak podejmuje tematykę stricte polityczną (nie tylko społeczną), nadaje polityczny „smaczek”, o czym pisałem. Jeżeli tematyka faktycznie miała być wyłącznie społeczna, to znów – to nie wynika z samej treści. Nie w wystarczającym stopniu. Poprawnie, nie znaczy świadomie. W takim razie, przepraszam bardzo, po jakie licho zdecydowaliśmy się na demokrację? Po co sobie ustaliliśmy, że będzie decydować większość, „władza ludu”? Głosowanie w wyborach prezydenckich nie jest ważne? Głosowanie w wyborach parlamentarnych jest miałkie? Z miłości do ojczyzny, z poczucia obowiązku i troski o jej przyszłość, wpływanie na kształt rządu, głosowanie, czy też rozpoczynanie własnej kariery politycznej, korzystanie z nadanych w myśl przyjętego ustroju praw, to jest nieważne? To czym jest patriotyzm? Zwalczanie tej postawy? Negowanie odpowiedzialności wynikającej chociażby z nabycia prawa do oddania głosu? To przepraszam bardzo, kto ma chodzić na wybory? To nie jest służba ojczyźnie? Domyślam się, że pojmujesz patriotyzm w sposób romantyczny. Niestety, ale dzisiaj taka postawa zawodzi i współcześnie, by być patriotą, trzeba oczywiście czynnie dbać o dobro ojczyzny, ale nie tylko w czasie wojny (pomijam już to, że tragedii, jaką jest wojna należy za wszelką cenę unikać), z bronią w ręku, nie tylko poprzez poszanowanie dla symboli, tożsamości i wartości narodowych, ale też poprzez odpowiedzialne korzystanie ze swoich praw i możliwości, jakie daje przyjęty ustrój, świadome głosowanie, zainteresowanie sceną polityczną, poczucie, że jako Polak znaczę coś więcej, niż mięso armatnie i na co dzień mogę angażować się w sprawy kraju, a w czasie wyborów oddać głos, że mogę wpłynąć na cokolwiek, by kraj w którym żyję był w jak najlepszej kondycji. Olewanie wyborów, nie interesowanie się tym, kto ma reprezentować nasz kraj na arenie międzynarodowej, w ogóle, bierność i brak poczucia odpowiedzialności to działania na szkodę ojczyzny. Dla mnie ktoś, kto pobudki patriotyczne odczuwa tylko wtedy, gdy nadchodzi wojna, gdy „trzeba się jednoczyć”, „trzeba się poświęcić”, to jest to patriota sezonowy. Prawdziwy patriota jest patriotą cały czas i dba o dobro ojczyzny także w czasie pokoju, na przykład poprzez świadome, odpowiedzialne oddawanie głosu. Poświęca się tak, aby "przeżyć" i poświęcać się dalej, nie jednorazowo. Mój błąd, przepraszam najmocniej. To z tych emocji. Co nie zmienia faktu, że „Niepamięć” była najlepszym felietonem, który wyszedł spod Twego pióra. Pozdrawiam!
  10. Hoffman

    #4 04/2014 "MANEzette"

    Allright, na ogół prasę fandomową czytuję sporadycznie, można by rzec „od ferii” ale po cynku od koleżanki jednak się zdecydowałem. O matematyko, przede wszystkim, co jakiekolwiek polityczne akcenty robią w gazetce poświęconej tematyce My Little Pony? Przecież między innymi po to odrywam się od szarej rzeczywistości, żeby właśnie chociaż na moment zostawić za sobą „to wszystko” i zająć umysł czymś lżejszym. Niedługo strach będzie do kina pójść, po przed filmem zamiast zwiastunów puszczą spot wyborczy. Ba, nie tylko nie obyło się bez tematyki zbliżających się wyborów. Padło nawet prawo Godwina! Co się okazało – takich światopoglądowych „smaczków” nie zabrakło także w poprzednich numerach, z jednym wyjątkiem, czyli „Niepamięci” znanej z trzeciego numeru. No, jednak mamy felieton spod pióra pana Verlaxa, podpadający pod „wiodącą tematykę” pisma. To bardzo dobrze, był on najlepszy ze wszystkich dotychczas opublikowanych i osobiście, sugerowałbym trzymanie się właśnie tej tematyki, przyszłe teksty pisać właśnie w tej konwekcji. Przechodząc do rzeczy – z przykrością muszę stwierdzić, że na dłuższą metę, z felietonu pt. „Jesteś idiotą? Nie głosuj!” niewiele wynika, a przytoczony reportaż pokazuje jedynie jak wiele racji ma pan Korwin-Mikke mówiąc, że „demokracja jest najgłupszym możliwym ustrojem”. O ironio, to właśnie ten pan uwielbia spamować porównaniami do Hitlera i jego „dokonań”, co wedle prawa Godwina automatycznie nokautuje go w każdej dyskusji, jednakże biorąc pod uwagę istotę rozważań, a także całkowity bilans argumentów i kontrargumentów, a także ich stopień istotności, często dochodzi się do całkowicie odwrotnego wniosku. W felietonie tym czegoś takiego nie ma. To miło znać czyjś punkt widzenia, jednakże w tym przypadku nie mogę pozbyć się wrażenia ogrzewanego kotleta, jałowości, skrytej pod cienką warstewką kilku słówek-kluczy. Po pierwsze – jeśli określenie „idiota” nie miało służyć jedynie za tanią prowokację (o czym zapewnia nas autor artykułu już w pierwszym zdaniu… Na Newtona, nie przepraszaj, tylko lepiej dobieraj tytuły) i nie miało na celu obrazić kogokolwiek, to kto się kryje pod tymże słówkiem? Ktoś, kto głosuje, chociaż nie zna się na polityce? Well, śmiem sądzić, że znakomita większość naszego rządu postępuje jak amatorszczyzna i na swoim rzemiośle się nie zna. No dobra, rozumiem główny przekaz. Kto się nie interesuje, a jedyne pojęcie o kandydatach ma z reżimowej telewizji, zagłosuje „jak leci”, nie wiedząc nawet na kogo i dlaczego. Do czego piję? Otóż, to nic nowego. To wiadomo już od lat i osobiście, wolałbym zamiast odkrywania po raz n-ty tego samego koła poczytać o sposobach uświadamiania ludzi, żeby pojęcie o tym co robią mieli, żeby posiadali argumentację, świadomość wagi ich głosu. Może jakaś optymistyczna zachęta? Cokolwiek, co zmobilizowałoby czytelnika do ruszenia czterech liter? Zamiast tego populistyczny slogan w stylu „Jesteś <tutaj coś wstaw>? Nie głosuj!” Wszyscy w kółko gadają, kto powinien głosować, kto nie powinien i dlaczego, przywołują dylematy moralne, jakieś presje, nie-presje, a nikt nie pomyśli, by jakoś zachęcić do wyłączenia telewizji, poszperania w internecie, poczytania czego trzeba (no tak, „ciemna masa” rozpostarta przed ekranami teleodbiorników nie lubi czytać zbyt długich programów, artykułów, czy też dyskusji na forach, bo to wymaga zbyt wielkiego wysiłku), dowiedzenia się czegokolwiek na temat sceny politycznej, zastanowienia się. Spróbuj spojrzeć na różne kwestie z różnych punktów widzenia. Skonfrontuj własne przekonania z tym, co mają do zaoferowania startujący w wyborach. Dowiedz się, zainteresuj i świadomie zagłosuj. Za długie na nagłówek? Możliwe, ale jakie świetne jako temat na felieton. Nagłówek też mam – „Świadome głosowanie – wszystko, co musisz wiedzieć!” Zapomniałbym – jestem nieco zniesmaczony zaprezentowaną w felietonie postawą, która według autora uchodzić winna za (bardziej) patriotyczną, obywatelską. Z całym szacunkiem, ale jeśli ktoś losami własnej ojczyzny się nie interesuje, o polityce pojęcie ma marne, to jeśli na czas wyborów zostanie w domu i spędzi ten dzień „inaczej”, bynajmniej nie jest to postawa patriotyczna, ani nawet „bardziej patriotyczna”. Jest to postawa anty-patriotyczna, po prostu wyższy poziom olewactwa. „Nie interesuję się, nie muszę głosować, mam wolne” – tyle z tego wynika. Nuh-uh, jeśli komuś się nie chce, należy go zachęcić, uświadomić. Jeśli ktoś się nie interesuje, należy go zainteresować. A udział w wyborach JEST obowiązkiem, każdego pełnoletniego obywatela. Nie po to jest już ta (swoją drogą, fatalna) demokracja, że jak przychodzi co do czego, to „ja nic nie muszę”. Przyszłością ojczyzny, tym, kto będzie stanowić prawo i na przestrzeni kolejnych lat forsować różne projekty interesować się trzeba. To jest ważne. Analogicznie, można iść dalej i potraktować tak resztę obowiązków wynikających z systemu w którym żyjemy. Nie interesuje cię matematyka/ fizyka/ geografia/ niepotrzebne skreślić? Nie daj sobie wmówić, że musisz chodzić na te przedmioty. Bardziej obywatelskie będzie, jak w trakcie tych lekcji pójdziesz sobie na kebaba. Nie interesuje cię praca? Nie daj sobie wmówić, że musisz pracować, by zarobić na życie. Bardziej obywatelskie będzie, jak w godzinach pracy będziesz leżał do góry brzuchem. Nie interesuje cię płacenie rachunków? Nie daj sobie wmówić, że musisz je płacić, i tak dalej, i tak dalej… Zaniedbywanie swoich obowiązków niesie za sobą różnego kalibru konsekwencje, w zależności od rzeczy, której one dotyczą, zawsze. To samo tyczy się wyborów. Bardziej pożyteczne jest zarażanie zainteresowaniem i rozmawianie na te tematy, niż utwierdzanie w przekonaniu, że lepiej jest siedzieć w miejscu, jeno narzekać i marudzić. Aha, jesteśmy w Polsce, nie w Ameryce. Sytuacja wygląda tu diametralnie inaczej i inne są realia. Trzymajmy się własnego podwórka. Mnie nie zależy ta tym, by „idioci” nie głosowali. Zależy mi na tym, żeby ci „idioci” ze swego „idiotyzmu” wyszli i świadomie poszli na wybory. Śmiem twierdzić, że ton artykułu się do tego nie przyczyni. Jedno muszę przyznać – felieton istotnie wywołuje emocje. To się autorowi udało. Pozdrawiam!
  11. Tak więc, po upłynięciu jednego dnia, Szczerbatek został odesłany z powrotem do swojego świata, w znajome strony, gdzie zapewne w jakiś sposób opowie Czkawce i reszcie ekipy o nowo poznanym gatunku Smoka, którego przedstawicielem jest Spike. Wszak wiemy, iż Szczerbatek posiada niebanalne zdolności artystyczne w rysowaniu badylem, więc na pewno nie będzie z tym problemu. Niemniej jednak, pragnę podziękować Uszatce za niedługi, niekrótki, a taki w sam raz opis spotkania dwóch smoków, a także Mephistowi von Phelesowi za dialog, w którym pojawiło się całkiem sporo postaci. Dzięki Wam mamy pojęcie, jak potoczyło się spotkanie dwóch smoków z różnych światów, a pokaźny zasób energii, jaki wykrzesała z siebie Twilight nie poszedł na marne. W porządku, ponieważ najznakomitsza czarodziejka w Ponyville już odzyskała moc, a my lubimy spełniać życzenia, tym razem do miasteczka trafia potężny smok o imieniu Aludin! - To jest ALDUIN, czy w ogóle grałeś w tę grę, zanim... - Mój komputer jest za słaby i to wcale nie jest śmieszne! - Jak to? Hoffman, czas wyjść z jaskini, serio. - Dopóki mój piec umożliwia mi grę w Heroes III, niczego nie muszę wymieniać. - Moim zdaniem to już jest fanatyzm. - A moim, to jest... Taki oto Alduin, już wygląda gdzie ten Spike się kręci... Opiszcie spotkanie tychże przedstawicieli smoczej rasy! Czy Spike poradzi sobie z ugoszczeniem tak pokaźnego osobnika?
  12. - Dobra stary, przygotuj swoją listę nadzwyczajnych super zadań specjalnych, będzie ci potrzebna. - Listę mam przygotowaną przez dwadzieścia cztery godziny na dobę! Bycie asystentem Twilight Sparkle do czegoś zobowiązuje! - Lepiej dmuchać na zimne. A poza tym, tego zwrotu dawno nie używałem. - Tego o przygotowywaniu listy? Cóż, jak się często zapomina o... - No dobra, łapię. Przejdźmy do rzeczy, czyli propozycji numer jeden. - Może i nie jestem zebrą, ale znam się na różnych ziółkach całkiem nie najgorzej! Co prawda nie chodzę tak często do Everfree, ale mam sporą wiedze teoretyczną z różnych książek, więc na pewno szybko odnalazłbym się w roli zbieracza różnych roślin. Problemem mogłyby okazać się dzikie i wrogo nastawione kreatury, czyhające w lesie... Dlatego może najpierw zacząłbym od zamiatania chatki. Mam w tym o wiele większe doświadczenie, no i trudniej przy tym nabawić się jakichś śladów po ugryzieniu przez dziką bestię. - A co z rymowankami? - Prawdę mówiąc, jakoś nie widzę siebie, jako poety... - A tam. Jak pomyślisz o Rarity to każde zdanie będzie jak "Jezioro Łabędzie". - Jezioro jakie? - Nie wiem, zasnąłem po dziesięciu minutach. - O, to brzmi jak przygoda i jakimś dziwnym trafem, o wiele bezpieczniejsza, niż taki spacer po nawiedzonym lesie. Pewnie przez to, że jest to Smocza Góra, więc tak jakby w pewnej części i moja, a po własnym podwórku śmiga się pewniej. Nadałbym się. I do tego rymowania chyba też. Wszystkie Wasze propozycje lądują na mojej liście! Dobrze wiedzieć. Dziękujemy za propozycje zadań, jak zwykle nas nie zawiedliście! Jednakże, znów jesteście nam potrzebni! Zobaczymy, co nasi drodzy forumowicze wymyślą tym razem, bo kolejnym kucykiem, który ma dla Spike'a zadanie jest Octavia Melody! Jak Spike mógłby jej pomóc? Czekamy na Wasze pomysły!
  13. A więc Sajback! Zgodnie z Waszą wolą, zostaje on absolutnym, niekwestionowanym specjalistą w dziedzinie tańca. Idziemy dalej i szukamy najlepszego ucznia z dziedziny Automatyki. Kto lubi dłubać przy wszelkiego rodzaju układach, przekaźnikach, funkcjach, minimalizować i znajdować nowe rozwiązania?
  14. Od dłuższego czasu nic się w temacie nie działo, a kilka osób tęskniło, toteż najwyższa pora pociągnąć dalej tę historię, serwując kolejny, czwarty rozdział. Nieco ostrzej niż ostatnio, jednakże tylko dlatego, że pewne klacze nie znały umiaru i całkowicie oddały się złowieszczemu automatowi. Czy można im jeszcze pomóc?
  15. Wow, komentarz "3 in 1"! Odnośnie „Ponybiusa” - będzie, będzie, wszystko będzie. Rozdział prawie gotowy, czeka i dojrzewa. Postaram się nie kazać Paniom czekać zbyt długo. Cieszy mnie bardzo kolejne ponaglenie, już myślałem, że nikt tego nie czyta Zaś odnośnie „Powrotu do domu”: A teraz przechodząc do istoty tematu - przypominam, że opowiadanie powstało na świąteczną edycję konkursu literackiego i obowiązywał je pewien limit słów, przez co nie udało się pewnych wątków rozwinąć, a charakterów postaci dokładniej zarysować. Ogólnie, całość od początku miała być prostą, można by nawet powiedzieć typową historią świąteczną z pozytywnym zakończeniem (co zresztą zauważył Dolar84 w swojej mini-recenzji na podsumowanie konkursu). Nie byłbym tego taki pewien. Więcej - zdziwiłabyś się do czego potrafią być zdolni sfrustrowani rodzice, którzy nie akceptują samodzielnych decyzji swojej latorośli, bo niszczą ich nieskazitelny obraz idealnej rodzinki, obracającej się wyłącznie w środowisku „na poziomie”. Były święta, Silkflake chciała się z nimi pogodzić, pierwsza wyciągnęła do nich kopyto, ale wyszło jak wyszło. Rodzice Silkflake mieli się nie podobać, mieli budzić niechęć i zdaje się, że to mi się udało. Aczkolwiek, zaproponowane przez Ciebie komplementy (te „minimalne starania”) są ciekawym rozwiązaniem i żałuję, że sam na to nie wpadłem. Faktycznie, mogło wyjść lepiej, z nieco większą dozą charakteru u tych postaci. A Silkflake rodziców kocha, bo jacy by oni nie byli, są jednak najbliższą rodziną. Próbować się pogodzić trzeba, jak się nie udało tym razem, to uda się innym, o czym wspomniał Fenrir na sam koniec. I jaka tam Mary Sue z Silkflake ;P Coś mi się wydaje, że to popularne porównanie jest ostatnimi czasy nagminnie nadużywane - strach dać postaci zalety, bo zaraz będzie Mary Sue, strach obdarzyć w wady i mroczne tło, bo zaraz powieje sztampą I bądź tu mądry… Ale ogólnie rzecz biorąc, po wnikliwej analizie Twojego komentarza, dochodzę do wniosku, że jednak nie zrobiłem do końca dobrze, tak „od razu” publikując opowiadanie poza konkursem. Nie będąc związany limitem słów, mogłem się pokusić o wersję rozszerzoną (chyba nawet mam gdzieś wycięte akapity zapisane). W ogóle, opowiadań z tymi postaciami w roli głównej jest więcej, ale działając poza wszelkimi konkursami, zabrałem się za ich rozszerzanie, pisanie niektórych fragmentów na nowo, w związku z czym są one niegotowe ("under construction"). Ogarniałem tę tematykę, zainspirowany planem Triste Cordisa odnośnie własnej serii opowiadań (który to mam nadzieję już niedługo zostanie zrealizowany), ale jak zwykle brakuje czasu. Nic dziwnego, że masz wrażenie płytkości, skoro brakuje „reszty” historii, aczkolwiek wydawało mi się, że główny zamysł został opisany wystarczająco wyczerpująco. Tak czy inaczej – bardzo dziękuję za komentarz, zarówno Tobie, jak i Draquesowi. Pozytywny czy też nie bardzo, ale jednak komentarz, porządny komentarz, z którym można podyskutować i z którego można wyciągnąć wnioski. Dziękuję jeszcze raz i również pozdrawiam!
  16. Witamy w fabrycznie nowej, jeszcze bardziej smoczej niż kiedykolwiek zabawie, która jednocześnie stanowi największy crossover, jaki można było sobie wyobrazić! O tak oczywistej kwestii, jak ogromne znaczenie dla smoczego asystenta Twilight Sparkle chyba nie muszę wspominać? Jesteście gotowi? Wraz z otwarciem się wrót prowadzących do zupełnie nowych możliwości, księżniczka Twilight Sparkle poznała sekret podróży między wymiarami! Brzmi niesamowicie? Cóż, ograniczenia wynikające ze strat energii i trudności z prawidłowym zrealizowaniem zaklęcia skutecznie zniechęcają przed kolejnymi próbami chociaż krótkiej wycieczki do jakiegoś innego świata. Pewnie dlatego przez wieki nikt tej inkantacji nie ruszał, aż do teraz… Twilight postanowiła dokładnie zbadać to zaklęcie i odkryła, że można na jeden dzień sprowadzić jedną istotę z odległego świata. Po upłynięciu tego czasu, zaklęcie przestaje działać i gość z dowolnie dalekiej krainy wraca do domu. Choć lawendowa klacz nie znalazła zastosowania tegoż zaklęcia dla siebie, to jednak Spike wiedział, do czego mogłoby się przydać… Do poznania smoków pochodzących z innych światów i nawiązania nowych znajomości! I właśnie na tym polega niniejsza zabawa! Za każdym razem, gdy Twilight wypowie zaklęcie, w Ponyville pojawi się inny smok! Waszym zadaniem jest opisanie spotkania Spike’a z owym smokiem. Możecie napisać dialog, możecie opisać przebieg dnia, ogranicza Was jedynie Wasza własna wyobraźnia. Oczywiście, między różnymi światami panuje pokój, więc żadnych wojen nie będzie Zatem, jak zapewne zdążyliście się domyślić, pierwszym smokiem, który za sprawą wspomnianego zaklęcia odwiedzi Ponyville będzie Szczerbatek. Ten oto Szczerbatek. Jak sądzicie, jak będzie wyglądać spotkanie Szczerbatka ze Spike’m? Co asystent Twilight mógłby swemu gościowi pokazać, a czego mógłby się od niego dowiedzieć?
  17. - Hej, my tu gadu gadu, a Scootaloo ma dla Ciebie kilka nie cierpiących zwłoki misji! - Tak, właśnie się zastanawiałem, kiedy łaskawie sobie przypomnisz o tym, że ktoś ma dla mnie zadanie, panie zapominalski! - Spokojnie, postaramy się to nadrobić. Zresztą, wygląda na to, że zaległych zadań nie ma znowuż aż tak dużo. - Serio? - Owszem. Jak donosi Muffinxd: - Jedziemy po kolei. Na początek – wsparcie w trakcie lekcji latania. Co ty na to? - Prawdę mówiąc, średnio znam się na lataniu. Wiesz, sam nie mam skrzydeł no i w ogóle… Jakoś nie wyobrażam sobie siebie w roli nauczyciela, a z ziemi to żadne wsparcie. Zresztą, na pewnej wysokości i tak nie byłoby mnie słychać. To chyba odpada. - Czyli zakładasz, że Scootaloo nauczy się perfekcyjnie latać tak szybko, że z czasem Twoja pomoc okaże się zbędna? - Coś w tym stylu. - Dobrze, a co sądzisz o „poradni znaczkowej”? - Aha, to brzmi ciekawie! Mam sporo pomysłów, choć nie zawsze potrafię ubrać je we właściwe słowa, ale powinienem się sprawdzić. Wszystkie pomysły są w stu procentach bezpieczne dla zdrowia! - Rozumiem. No i numer trzy – aranżacje „przypadkowych” spotkań Scootaloo i Rainbow Dash. - Ciekawe, ale mój brak skrzydeł mógłby tu trochę przeszkadzać. Chyba nie byłbym w stanie nadążyć za Rainbow Dash, ale zawsze mógłbym spróbować. A samo aranżowanie spotkań to pikuś, w końcu mam sporo kontaktów. W porządku, wygląda na to, że na liście Spike’a znalazły się nowe zadania do wykonania, dotyczące Scootaloo. Są nimi „pomoc przy zdobywaniu znaczka” oraz „tajne, tylko dla smoczych oczu” (no tak, gdyby lista wpadła w niewłaściwe kopyta, spotkania przestały by być „przypadkowe”). Skoro tak, myślę, że najwyższy czas wymyślić nowe zadania. Tym razem, pomocy Spike’a będzie potrzebować Zecora. Czekamy na propozycje możliwych zadań!
  18. W ten oto sposób dotarliśmy do końca finałowego pojedynku, wieńczącego Wielki Turniej Magicznych Pojedynków! Pozostał jeszcze jeden, ostatni akt - wyłonienie zwycięzcy ostatecznego starcia i laureata Statuy Glorii. O tę nagrodę walczyli przed chwilą wielcy finaliści - Fisk Adored i Zegarmistrz. Zwycięzca może być tylko jeden, toteż... Nadszedł czas na Wasz ruch, szanowna publiczności! Byliście świadkami wielu pojedynków, a Wasze zmysły nie raz były karmione widowiskowymi efektami, towarzyszącymi przy wyzwalaniu największych pokładów energii, które to poprzedzały kolejne zaklęcia. Uznając swych zwycięzców, niejednokrotnie obdarzaliście ich chwałą, a poprzez wskazywanie ich, wyciąganie kciuków w górę, pokazywaliście, że to właśnie oni zasłużyli sobie na miano zwycięzcy. Tak więc, potrzebujemy Was i tym razem. Kto popisał się większą mocą i pokazał, że faktycznie zasługuje na Statuę Glorii? Kto dowiódł swej wyższości i wykazał się największymi umiejętnościami, wygrywając w Waszych oczach i jawiąc się jako ostateczny zwycięzca Turnieju? Czy był to Fisk Adored? A może Zegarmistrz? Wybór należy do Was. Komentarze i wrażenia mile widziane.
  19. Najwyższy czas poznać zwycięzcę magicznego pojedynku! Przekonajmy się, kogo uwielbiła żądna wrażeń publiczność i kto zdobył większe uznanie, popisując się większą mocą! Sajback Aliquam Gray - 7 PlaguePony - 2 Tak oto, przewagą pięciu głosów, starcie wygrywa Sajback Aliquam Gray! Gratulujemy zwycięskiego pojedynku! Obaj wojownicy wykazali się niemałą siłą, toteż mamy nadzieję, że jeszcze kiedyś zobaczymy ich na arenie, stojących w szrankach z nowymi oponentami!
  20. No i się doczekaliście Wraz z reaktywacją zabawy z szyframi, przedstawiam Wam kolejną zagadkę, odbywającą się na "starych zasadach". Poznajecie te znaki, prawda? Jeśli rzucicie okiem na poprzednie wiadomości i wykorzystacie wszystkie wskazówki, z całą pewnością zagadka stanie się nieco jaśniejsza. Kto wie, czy brakuje jakichś liter? Najwyżej, trzeba będzie je odgadnąć... Przypominam, że odpowiedzi należy umieszczać w spoilerach.
  21. Po namyśle i naradzie, do księgi trafia opis autorstwa Elizabeth Eden. To właśnie jej historia dumnie zajmie miejsce obok wizerunku Estrady, służąc za pokarm dla tych, którzy rządni wiedzy o legendarnych jednorożcach, otworzyli Kompendium! Dziękujemy! Na Wasze pomysły, historie i wizje czeka kolejna postać, która bez Waszej pomocy na kartach Kompendium się nie znajdzie. Przed Wami... Misty Splendoria Grafika po raz kolejny wykonana została przez Cartoon Tigera, za co pragnę podziękować i jednocześnie zaprosić wszystkich zainteresowanych do stworzenia biografii tej przepełnionej magią istoty.
  22. Mimo jedynie dwóch opisów, wybór był szalenie trudny. Opis KubyGR8 doskonale charakteryzował działanie zaklęcia i pokazywał wachlarz jego możliwości, wspominając także o wymaganiach, bez których rzucenie tego zaklęcia nie byłoby możliwe. Opis Skivarra z kolei, bardziej skoncentrował się na wyjaśnieniu pochodzenia tego czaru, jak również pokazaniu jego skutków, opisując przebieg jego działania nieco skrótowo. Ostatecznie, tym razem, do księgi trafia opis kubyGR8, ponieważ był bardziej skoncentrowany właśnie na samym zaklęciu i wyjaśnił jego naturę nieco obszerniej. Niemniej, dziękujemy za obie sugestie i wierzymy, że jeszcze nie raz zostaniemy uraczeni tak długimi opisami, czyniąc wybór tego "naj" znacznie trudniejszym! Nadszedł czas na kolejny czar. Co tym razem? Zaklęcie o dość obiecującej nazwie - Godzina Bogów. Jak sądzicie, co czego może służyć ta sztuczka?
  23. W takim razie, "Dżuma" Alberta Camusa trafia do Domine, któremu życzymy miłej lektury, jednocześnie prezentując kolejne dzieło, poszukujące swego czytelnika. Klasyka gatunku science-fiction, w której została wykreowana jedna z najoryginalniejszych wizji obcej istoty. Fabuła krąży tutaj wokół cytoplazmatycznego oceanu, który poza tym, że pokrywa tytułową planetę, zdaje się posiadać własną świadomość i inteligencję. Ponadto, potrafi on materializować ludzkie wspomnienia, o czym przekona się główny bohater - Kris Kelvin. Kto tutaj eksperymentuje na kim? Czy to ludzie badają planetę, czy to planeta bada ludzi? Kto miałby najwięcej uciechy właśnie z tego tytułu?
  24. Zatem sprawa załatwiona, spór rozstrzygnięty - mamy eksperta od Stosunków Międzynarodowych, a zostaje nim oczywiście Marquise Fancypants di Coroni! Lecimy dalej i tym razem szukamy najlepszego ucznia w dziedzinie Tańca! Co Wy na to? Potraficie wskazać najbardziej roztańczonego, najbardziej umuzykalnionego i czującego rytm ucznia bądź uczennicę? Któż to taki?
  25. Panowie i panie, troje kandydatów, każdy z jednym głosem na koncie. Zdecydujcie się
×
×
  • Utwórz nowe...