Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1150
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Pierwsza uwaga - sądzę, że tag [Alternate Universe] zupełnie nie jest potrzebny. Zamiast niego dałbym [sad], gdyż bądź co bądź, nie brakowało smutniejszych momentów. Uwaga numer dwa - drobnych błędów i potknięć nie brakuje, co wynika z pośpiechu w pisaniu, jednakże teraz, jak już jest "po ptakach", mogłeś się pokusić o wyłapanie ich i poprawienie. Niby nie gryzą w oczy aż tak, ale pomyślałem, że dobrze będzie o tym wspomnieć. Koncentrując się na samym opowiadaniu - miejsce drugie w konkursie w 100% zasłużone. Mamy tu klimat świąt, przeplatany kilkoma smutniejszymi momentami, sama historia na pierwszy rzut oka może nie wydaje się niczym nowym, z drugiej jednak strony, została ona napisana na tyle dobrze i z pomysłem, w związku z czym w trakcie lektury nie grozi zgrzyt zębów, czy też wrażenie wtórności. Jedynymi potknięciami są wspomniane błędy, ale można je łatwo i szybko poprawić. Ciekawie przedstawione zderzenie nie przepadającego za świętami samotnika z uradowanymi i pogodnymi kucykami i bardzo przyjemne zakończenie, podnoszące na duchu i nie mniej klimatyczne. Niby nic nadzwyczajnego, można by powiedzieć, że było nieco przewidywalne, ale znów - skoro jest tak dobrze napisane, skoro tak dobrze wpisuje się w klimat świąt, a przy tym wywiera pozytywny wpływ na czytelnika, to czemu nie? Opowiadanie czytało się bardzo dobrze, nie brakowało klimatu, smutniejsze, "szare" momenty przeplatały się z "cieplejszymi", weselszymi, czego kulminację stanowiło zakończenie. W ogóle, podobało mi się to, jak atmosfera zmieniała się, w miarę zbliżania się do zakończenia. Dobra rzecz, ja również polecam.
  2. Genialne. Począwszy od głównego bohatera i jego super mocy, po jego gadatliwego towarzysza, na dość zaskakującym zakończeniu kończąc. Niesamowite wspomnienia i mroczna historia Deathmastera były istnym podsumowaniem wszystkich przepełnionych mocą niewiadomego pochodzenia alicornów, które niejednokrotnie bywają nam prezentowane. Myślę, że z Deathmasterem szanse mógłby mieć tylko ta pani. Sama historia bardzo zabawna, smaczków fantasy nie brakuje, czyta się wartko. Zbiera w jednym miejscu niemalże wszystkie najpopularniejsze klisze i wyśmiewa je, nie godząc przy tym w składność warstwy fabularnej opowiadania... Bo jak na ironię, wszystko to miało sens. No, może jedyne, czego mi tam brakowało to motyw jakiejś wojny światów, przepowiedzianej 666 lat temu przez jakiegoś wybrańca przeznaczenia, którego zabito drogą intrygi, na którą inny wybraniec czekał kolejne 666 lat. No nic, nie można mieć wszystkiego. Tak więc, polecam to opowiadanie, głównie ze względu na historię głównego bohatera, opowieści jego towarzysza no i zaskakujące zakończenie. Humor jest "oparty na faktach", gdyż bazujących na wyśmiewanych kliszach opowiadań nie brakuje, nie mówiąc już o całej armii OCtów.
  3. Pełna punktacja przy ocenie strony technicznej... Nareszcie się udało. Cóż, zanim zacznę gratulować uczestnikom, chciałbym obwieścić, iż (póki co?) był to ostatni konkurs literacki z moim udziałem. Pomyślałem, że najwyższy czas rozpocząć prace nad nowymi projektami, bez konieczności nieustannego zerkania na licznik słów, czy też dopasowywania fabuły do obowiązujących tagów. Z tego co widzę, plan zbiegł się z rzeczywistością. Oczywiście, wziąłem sobie do serca informację od Dolara84, niemniej jednak, zamierzam komentować przyszłe edycje i przyglądać się poczynaniom uczestników. Jednocześnie, fajnie, że co niektórym nie podoba się decyzja o wykluczeniu mnie z walki o podium. Miło się to czyta, działa też motywująco na człowieka, wciąż jednak, taka chwila wytchnienia przyda się nie tylko mnie. Poza tym, ileż można ciągle wygrywać A zatem, pragnę gorąco podziękować za pierwsze miejsce i nadzwyczaj pozytywne przyjęcie pracy konkursowej. Poza tym, chcę pogratulować udziału i pomysłowości wszystkim uczestnikom, a zwłaszcza Psorasowi, za zaserwowanie nam nadzwyczaj zabawnego, wyśmiewającego wszelakie klisze fika oraz WładcyCiemnościIWszelkiegoZła, za oryginalne dziełko, wyróżniające się na tle pozostałych prac i któremu szczerze kibicowałem. Bardzo podobały mnie się także "Strzaskane Marzenia" autorstwa Xana oraz... "Meteoryt" Triste Cordisa. Świetnie mi się je czytało, a i całkiem miłe wrażenia po sobie pozostawiły. Po prostu. Po raz kolejny, nie można było narzekać na niską frekwencję, czy brak wyzwania. Znakomita robota! Pozdrawiam serdecznie wytrwałych pisarzy! Ciekaw jestem kolejnej edycji i czy pojawią się w niej jacyś nowi uczestnicy. Liczę, że gdy skład sędziowski powróci z nowymi siłami, powrócą także silni, zwarci i gotowi twórcy. A ja będę próbował odgadnąć, który z nich zwycięży. Dziękuję za całą dotychczasową rywalizację! I pomyśleć, że zaczęło się od Applejack ganiającej za Crashem i od komedyjki w tonącej łodzi podwodnej...
  4. Tak jest! Nareszcie udało mi się zdobyć brązową książeczkę do kolekcji Jak widać, przedłużenie terminu wyszło na dobre tej edycji i w rezultacie otrzymaliśmy znacznie więcej prac, niż na początku mogło się wydawać. Konkurencja urosła w siłę, toteż już zdobycie trzeciego miejsca było sporym wyzwaniem. Gratuluję Triste Cordisowi za zajęcie drugiego miejsca na podium, a także Tricowi, który jako debiutant, sprostał największemu wyzwaniu i zajął miejsce pierwsze. Oczywiście, uściski dłoni należą się także pozostałym uczestnikom, dzięki którym edycja ta stała się znacznie bogatsza. Niewątpliwie, poziom był mocno zróżnicowany, podobnie jak i same konkursowe opowiadania. Pojawiły się zarówno krótsze, jak i dłuższe, pod względem tagów także panowała niemała różnorodność. Mieliście mnóstwo pomysłów na opowiadanie w świątecznym klimacie, a także różne spojrzenie na samą ideę świąt i sposób ich przeżywania. Za to także należą się gratulacje, gdyż współcześnie, po tylu familijnych filmach (nie tylko animowanych), naprawdę niełatwo jest wymyślić coś nowego (no, tutaj nie da się ukryć, chyba najbardziej zaskoczyli nas Tric, Sajback i Niklas). Świetna edycja, cieszę się, że koniec końców, frekwencja była całkiem wysoka. Było z kim powalczyć. Pozdrawiam!
  5. Wygląda na to, że moje opowiadanie będzie najdłuższe ze wszystkich... 5992 słowa. Jak zwykle miałem do napisania zbyt wiele, ale obyło się bez znacznych cięć. Taka tam, dość prosta historyjka świąteczna, w której występują postacie znane z moich poprzednich wypocin, na VII edycję i na edycję "4000". Starałem się tak pisać, żeby fabuła była zrozumiała bez znajomości wspomnianych opowiadań. Czy to się udało to już oceni skład sędziowski. W te święta na skromnie, bo tylko jeden tag - Spełnienie życzeń Druga połowa pisana trochę na szybko, mam nadzieję jednak, że udało mi się uniknąć błędów. Pozdrawiam!
  6. Pierwsza rzecz, o której wspomnę, to literówki i błędy interpunkcyjne, pojawiające się w tekście dosyć... często (mając na uwadze osobę autora tekstu). Nie powiem, jestem tym trochę zaskoczony. Generalnie, nie jestem zbyt wrażliwy na tego typu sprawy, gdyż najważniejsza jest dla mnie fabuła i klimat, jednakże w pewnym momencie po prostu nie mogłem pozbyć się wrażenia, że pewne fragmenty zostały napisane na szybko, w związku z czym nie zostały do końca sprawdzone. Cóż, może to tylko moje wrażenie. Przymykając na to oko, dostajemy ciekawą zapowiedź wielkiej przygody, czy też "wojny światów", która zapewne, mając na uwadze w jakim dziale znalazło się opowiadanie, przyniesie morze trupów i falę zniszczeń. A może będzie inaczej? Trudno powiedzieć, gdyż historia jeszcze się nie rozkręciła. Mimo tego faktu, poznajemy całkiem sporo postaci, i ludzi i kuców, których charaktery, mam nadzieję, z czasem lepiej poznamy. Lot opisany w prologu był bardzo klimatyczny, podobnie jak opowieść Waszki. Poza tym, przedstawienie królewskich sióstr, jako tych, które "patrzą ludziom na ręce" także jest dobrym pomysłem, związanym z zapowiedzią nowej wojny. W ogóle te sugestie, jakoby kolejna wojna miała być ostatnią dla ludzi są nieco niepokojące. Można na tym zbudować niemałe napięcie, przy okazji przyszłych rozdziałów. Byłoby fajnie, gdyby wątek ten nie zanikł gdzieś po drodze i był sukcesywnie rozwijany. Póki co, mam nadzieję, że przyszłe rozdziały będą pozbawione wspomnianych literówek, a akcja będzie się rozwijać tak jak do tej pory. Jak na razie, czyta się to dobrze, czuć trudną atmosferę, wynikającą z burzliwych czasów, a także kreacji świata przedstawionego. Tak więc - może być nieźle, czekam na więcej
  7. Właśnie skończyłem czytanie, docierając do pierwszego zakończenia, a po drodze wybierając kolejno: B, A, A. Idea tagu [interactive] oraz samo wykonanie opowiadania przypomina mi "Live Selection" znane ze starych gier tekstowych, czy też trzeciej części "Resident Evil". Dzięki temu można było ukończyć rozgrywkę na wiele sposobów i w przypadku opowiadania jest podobnie - można je przeczytać na kilka różnych sposobów, dochodząc do różnych zakończeń. Na razie przeczytałem opowiadanie tylko raz, ale z całą pewnością wrócę do niego, by dokonać po drodze innych wyborów. Wtedy będę mógł ocenić inny aspekt - w jakim stopniu poszczególne możliwości różnią się od siebie. Jest to bardzo ważne, gdyż im więcej różnic między kolejnymi wersjami, tym bardziej "nieliniowe" jest opowiadanie. Mam nadzieję, że gdy przeczytam "Nacht der Untoten" po raz kolejny, lektura będzie wyglądać inaczej i doświadczenie po niej również będzie inne. A co do samego opowiadania - jeśli ktoś przepada za zombie, strumieniami krwi i zdobiącymi ściany mózgami, to z całą pewnością nie będzie zawiedziony. Opisy może nie są aż tak rozbudowane, jednakże jeśli to przeczytacie, nie będziecie już mieć żadnych złudzeń - miejsce w My Little Necronomicon jak najbardziej uzasadnione. Czuć tu trochę monotonię, związaną z kolejnymi, podobnymi do siebie starciami z nieumarłymi, brakuje też dialogów, jednakże opowiadanie nie jest na tyle długie, by aż tak dało się to we znaki czytelnikowi. Mam nadzieję, że dokonanie nowych wyborów odświeży nieco warstwę fabularną, ale pisałem już o tym wcześniej. Żadnych rażących błędów, czy też literówek nie zauważyłem. Czytało się bardzo dobrze, na początku (to znaczy, przy okazji pierwszej decyzji) można się poczuć jak w grze, interaktywnym filmie, potem kolejne walki z zombie stają się nieco nużące. Oby wybór strzelby zamiast kilofa wpłynął w wystarczającym stopniu na rozwój wydarzeń, by wrażenie wtórności nie wystąpiło. Zakończenie, do którego dotarłem było klimatyczne i w sumie nie wyjaśniało tak do końca wszystkich tajemnic, co oceniam pozytywnie. Ogółem, jest to swego rodzaju nowinka, która może stanowić protoplastę nowych, innowacyjnych dzieł. Chodzi mi oczywiście o ideę dokonywania wyborów podczas lektury, całkowicie (lub nie) zmieniając fabułę i doprowadzając do różnych zakończeń. "Nacht der Untoten", warto przeczytać i poświęcić trochę czasu na różne kombinacje wydarzeń. Gdy wypróbuję inne możliwości, ocenię w jakim stopniu poszczególne wersje wydarzeń różnią się od siebie i wydam kompletną ocenę.
  8. Witam zgromadzonych i zapraszam na półfinałowy pojedynek Fiska Adoreda i Skrzynka, znanego wcześniej jako Hilianus. Ci utalentowani i zawzięci wojownicy przebyli długą drogę, zanim dotarli do tej rundy, ale tylko jeden z nich przejdzie do wielkiego finału. Który z nich okaże się lepszy? Dowiemy się już niedługo! Wielka i okrągła arena spoczywa na spiralnej konstrukcji, górując nad znajdującymi się w oddali miasteczkami. Jest doskonale widoczna i godna pojedynku, który już za chwilę ma się na niej rozegrać. Szczyt areny, przypominający stożek, spoczywa na grubych kolumnach, przez co z daleka arena przypominała wielką, wykutą w kamieniu klatkę. Wewnątrz areny nie brakuje malowideł i dzieł sztuki, w postaci rzeźb, unoszących się dzięki magii pod szczytem, a także dookoła areny. Najwyższy czas rozpocząć pojedynek i przekonać się kogo zobaczymy w wielkim finale! Magowie, zbierzcie w sobie moc i ruszajcie do boju!
  9. Witam wszystkich i zapraszam na półfinałowy pojedynek Matalosa i Zegarmistrza! Jak do tej pory ci niezłomni i potężni zawodnicy z łatwością lub bez, pokonywali swoich przeciwników, co pozwoliło im dotrzeć aż tutaj. Który z nich wywalczy sobie drogę do wielkiego finału? Przekonamy się już za chwilę! Arena na której zaraz rozpoczną się zmagania Matalosa i Zegarmistrza jest prawie trzy razy większa niż regularna arena. Jej powierzchnia jest niemalże idealnie równa, zaś ściany bogato zdobione przez posągi tytanów. Każdy z nich trzyma w jednej ręce inne insygnium, zaś drugą unosi ku sklepieniu, podtrzymując je, jednocześnie, wskazując wzrokiem na centrum areny. Monumentalnością i klimatem arena ta ustępuje jedynie miejscu, w którym odbędzie się finałowe starcie. Kto zwycięży w tej walce? Kogo zobaczymy w finale? Niech rozpocznie się pojedynek!
  10. Czas na kolejny pojedynek z serii noworocznych starć, które pozwolą nam z hukiem wkroczyć w nowy rok 2014. Okrągła arena, posiadająca aż cztery wejścia, była podtrzymywana przez wystające z podziemnego stawu masywne rzeźby, przedstawiające Gargulce, które niczym żywe, wytężały swe siły, by utrzymać kamienną budowlę. Nie minęło wiele czasu i po schodach prowadzących do południowych wrót weszły dwie postacie, które już za chwilę miały zmierzyć się w magicznym pojedynku. Gdy znalazły się wystarczająco blisko, drzwi same otworzyły się, umożliwiając im wejście za arenę. Magiczne lampiony, lewitujące dookoła sali zapaliły się, a oczy kamiennego Lewiatana, wyrastającego z centrum areny zajarzyły się błękitnym światłem. Czyje zmagania obejrzymy tym razem? Jej oficjalnym obiektem kultu jest Megadeth, zna dzieła Gaimana, Sapkowskiego, Pratchetta oraz Martina, byłaby prawdziwym człowiekiem renesansu, gdyby nie lenistwo… Poza tym, stoczyła już kilka pojedynków, a teraz wraca po więcej. Tak, to Sługa Nightmare Moon, Regentka Pani Nocy, Nocturnal Van Dort! Jej przeciwnikiem będzie Blazing Heart, dla którego dojrzałość jest zbyt nudna, dlatego też samego siebie określa mianem „wielce dziecinnego człowieka”. Poza tym, ma dar bawienia ludzi, chyba, że ktoś został kompletnie wyprany z poczucia humoru. W tym pojedynku jedynymi ograniczeniami będą panujące w sekcji Casual zasady, a także czas. Nocturnal Van Dort i Blazing Heart będą walczyć przez dwa tygodnie (do 19.01.14.), zanim przejdziemy do ankiety, która pozwoli wyłonić zwycięzcę. Do tego czasu, walczcie dzielnie i z całą swoją mocą! Powodzenia!
  11. Bez sensu będzie wykonywanie skomplikowanych i czasochłonnych obliczeń wytrzymałościowych oraz sprawdzenie w jakim stopniu przepływająca przez sale magia neguje prawa fizyki. Zabierze to zbyt wiele czasu, a i tak po skończonej pracy moc magów znów ulegnie zmianie i wszystko trzeba będzie liczyć od nowa. Trzeba na oko sprawdzić największe areny i po prostu oszacować, która z nich wytrzyma nadchodzącą lawinę mocy. Trudny wybór, naprawdę. Po głębokim namyśle stwierdzam, że słynny „ośmiokąt” nada się najlepiej. Arena w kształcie ośmiokąta foremnego, której podłoże zdobią malowidła, dzieła znakomitych artystów, zaś ściany pokrywają płaskorzeźby przedstawiające różne mityczne bestie. Sklepienie podtrzymują masywne kolumny, zaś z okrągłego okna, znajdującego się na szczycie areny wpada magiczne światło, skupiane przez lewitujący nad areną pryzmat. Już za chwilę będziecie świadkami walki dwóch znakomitych magów, doskonale przygotowanych i posiadających wielką moc, która z całą pewnością przetestuje wytrzymałość areny. Jeden z magów, którego magiczne zmagania zaraz zobaczymy, Zmara, ma mnóstwo zainteresowań i konkretne plany na przyszłość. Największe nadzieje pokłada w informatyce i grafice komputerowej, ale niestraszna mu też literatura, muzyka, iluzja, o siatkówce już nie wspominając. W szranki z nim odważył się stanąć Zegarmistrz - Inkwizytor oraz weteran magicznych pojedynków. Ten pojedynek zakończy się wtedy, gdy jego uczestnicy tak zdecydują. Nie ma żadnych limitów, magów ograniczają tylko ustalone w tej sekcji zasady. Nie przedłużając, pragnę życzyć Wam powodzenia i wyrazić nadzieję, że nie rozniesiecie tej areny… Zbyt szybko.
  12. Długi korytarz zaprowadził magicznych wojowników do sporej bramy. Chodź wrota ze względu na swój rozmiar wydawały się być dość masywne, to jednak w rzeczywistości były lekkie jak piórko i otworzyły się już po lekkim popchnięciu. Arena była okrągła, jej podłoże zdobione było czerwonymi ornamentami, zaś światło wpadało do środka przez kolorowe witraże, przedstawiające legendarnych magów i czarnoksiężników. W centrum areny stało kryształowe berło, sięgające aż do sufitu. Cóż, luksusów może nie było, ale z całą pewnością nie była to zwykła, starożytna arena. Niniejszym otwieram drugi pojedynek w roku 2014, pozdrawiając jego uczestników w imieniu administracji Sal Magicznych Pojedynków oraz zespołu, który specjalnie dla Was przygotował tę oto arenę! Dzisiaj, naprzeciw siebie staną SolarIsEpic oraz Khornel. SolarIsEpic znany jest z talentu do siania chaosu, a także swego zamiłowania do komiksów, natomiast jego oponent, Khornel, interesuje się informatyką, historią oraz biologią, lubi także czytać książki. Nie pogardzi też dobrym RPG, czy też strategią. Obaj są w pełni sił i tylko czekają na gong rozpoczynający walkę. W tym pojedynku obowiązuje Was limit 12 postów, a także standardowo, dobrze znane zasady pojedynkowania się w tej sekcji. Liczę, że dobrze wykorzystacie swoje posty i uraczycie nas dobrym pojedynkiem, który na długo zostanie nam w pamięci. Powodzenia!
  13. Święta za nami, Sylwester za nami, nowy rok już się rozpoczął i trwa sobie w najlepsze. Doskonała okazja, by nieco rozprostować kończyny i odkurzyć mechanizmy odpowiadające za otwieranie bram, okien, dachów, tajnych zapadni i pułapek… Ekhm. Zagalopowałem się. Na tej arenie mamy co prawda otwierany dach, ale na zewnątrz pogoda za ciekawa nie jest, toteż może na razie damy spokój starym kołom zębatym i powalczymy przy magicznych lampionach oraz pryzmatycznych kryształach. No, chyba, że któryś z uczestników zapragnie pomieszać szyki swemu przeciwnikowi i poczeka aż rozpęta się prawdziwa ulewa i wtedy otworzy dach przy pomocy magii. Nadszedł czas na kolejne emocjonujące starcie! W imieniu administracji Sal Magicznych Pojedynków, architektów i konserwatorów, którzy pieczołowicie pracowali nad stanem aren, a także legendarnych wojowników, którym dedykowane są Sale, witam w nowym, 2014 roku! Dzisiaj zmierzą się Purrr Cat i KochamChemie! Purrr Cat lubi na bieżąco analizować politykę i gospodarkę w naszym ojczystym kraju, którego to historią również się interesuje. Poza tym, uwielbia gry komputerowe i Internet, choć stroni od popularnych portali społecznościowych. Jego przeciwnikiem będzie KochamChemie, nowy Avatar Fluttershy, pasjonat chemii, matematyki i fizyki. Jest w te klocki tak dobry, że bez problemu pomoże każdemu i w kilka lekcji wprowadzi w świat nauki. Chyba nie muszę wspominać, że świat magii i pojedynkowania się także nie jest mu obcy? W tym pojedynku obowiązywać będzie limit 12 postów, plus uzgodniony z uczestnikami zapas na czarną godzinę, w razie gdyby ni stąd, ni zowąd wpadli na jakieś błyskotliwe i nietuzinkowe pomysły na urozmaicenie swego pojedynku. Przypominam o panujących zasadach i życzę udanego pojedynku. Powodzenia!
  14. Pamiętam, że jak pisałem podanie na stanowisko Regenta, to wśród pomysłów na rozwój działu napomknąłem co nieco o "Pojedynkach Drużynowych". Tak to wtedy nazwałem, jednakże z biegiem czasu, koncepcja utonęła gdzieś-tam, w morzu różnych innych pomysłów, z których 90% nie zostało zrealizowanych. Może w tym roku to się zmieni. Generalnie, odłożyłem pomysł tych pojedynków na później, ponieważ zastanawiałem się co zrobić z bolączką wielu zwykłych pojedynków, a także tych turniejowych. Mianowicie, chodzi o sytuacje, w których jeden z uczestników nagle przestaje pisać i z czasem traci zainteresowanie walką, przez co te nie zostają rozstrzygnięte, albo przedwcześnie się kończą. Najlepszym przykładem będzie trzecia runda turnieju, gdzie odpowiedzi było bardzo mało. Widzę, że zainteresowanie "Pojedynkami Drużynowymi" jednak jest, aczkolwiek chciałbym się dowiedzieć, tak mniej-więcej, ile osób wykazało zainteresowanie takim przedsięwzięciem. Poza tym, jeśli chcecie, mógłbym pogrzebać w swoich archiwach, by znaleźć opis poprzedniej koncepcji i zacytować go tutaj, by porównać go z pomysłem Zegarmistrza. Poza tym, jeszcze jedna sprawa - aby jakoś sprawniej radzić sobie z "wygasającymi" pojedynkami, myślałem o wprowadzeniu modyfikacji regulaminów. Modyfikacja ta stanowiłaby, że po ustalonym okresie nieaktywności w temacie z pojedynkiem (dwa lub trzy tygodnie od ostatniego posta?), zostałoby wysłane PW z zapytaniem co będzie z walką. W razie braku odpowiedzi, a także w przypadku powtórzenia się sytuacji, pojedynek zostawałby zakończony, a w zależności od liczby odpowiedzi, zostałaby założona ankieta, lub też wygrywałaby osoba, której post był w temacie ostatni (wiecie, jeśli odpowiedzi byłoby zbyt mało, wówczas głosowanie straciłoby trochę na sensie). Co o tym sądzicie? Czy chcielibyście porównać moją pierwotną koncepcję z pomysłem Zegarmistrza?
  15. W porządku, jednak zdążyłem. Zdecydowałem się spróbować czegoś nowego i wybrałem nieco inne tagi niż zazwyczaj. Ciężko było to upchnąć w wyznaczony limit, ale jakoś się udało. [Adventure] ogranicza się do wędrówek i akcji, [slice of Life] do kilku rozmów i sytuacji, zaś [Fantasy] to filar całej historyjki. Word wskazał 3497 słów. A oto i Dzieło na X edycję. Jedna ze scen to mrugnięcie okiem w stronę fanów pewnej zabójczej laleczki Pozdrawiam i życzę udanego Sylwestra oraz szczęśliwego Nowego Roku!
  16. I właśnie w tym momencie dochodzimy do kwestii „co człowiek to opinia”. Jeśli miałbym odpowiadać za siebie, sporadyczne (albo nawet nieco częstsze) występowanie jakichś określeń, które były by dla mnie, jak to ująłeś, „odpychające” nie wpłynęło by w znaczący sposób na odbiór dzieła, ponieważ na rzecz odkrywania interesującej fabuły, poznania ciekawych postaci z którymi mogę się utożsamiać, czy też im kibicować w miarę rozwoju wydarzeń, jestem w stanie znieść wiele, nie tylko jakieś określenia, które mnie osobiście nie pasują, ale też sporadyczne błędy ortograficzne. Nie jestem nawet w 100% pewien, czy wydając swoją opinię na temat dzieła jako całości w ogóle bym wspomniał o tychże zgrzytach. Zwyczajnie, wolałbym pisać o tym jak urzekła mnie fabuła i co na miejscu poszczególnych postaci zrobiłbym ja sam. Tak więc, to zależy i ciężko tutaj wyznaczyć granicę. Oczywiście, sprawy wyglądają inaczej, w zależności od długości opowiadania, czy jest to krótka historyjka, czy też może powieść pisana w rozdziałach, a może nawet i cała saga. Jednakże wiem, że każdy posiada inną, że tak to nazwę, „wrażliwość” na te sprawy i owszem, w zależności od człowieka, przytoczony przez Ciebie dylemat może wystąpić i w jego konsekwencji ktoś może sobie darować lekturę. Ktoś może do tego podchodzić tak jak ja, ktoś inny może poczuć delikatny niesmak podczas czytania, jeszcze ktoś może po prostu zamknąć przeglądarkę. Dlatego też, słusznie prawisz, że na pewne pytania nie ma odpowiedzi. Po prostu wszystko zależy od człowieka i jak podchodzi od do wszelakich „kontrowersyjnych” określeń – z dystansem, lub na serio. W tym miejscu pozwolę sobie na napisanie o czymś, o czym zapomniałem ostatnim razem – poza rażącymi i występującymi nagminnie błędami ortograficznymi, bardzo nie podobają mi się braki polskich znaków w zdaniach. To także zabija przyjemność z czytania i zmusza do powrócenia do danego dziełka dopiero po poprawkach. Wciąż, uważam że przekreślanie całości na podstawie kilku słów, czy też po przeczytaniu jedynie początku, bądź też kilku fragmentów, na wyrywki, nie jest w porządku. Można oceniać coś „w częściach”, a można się z opiniami cząstkowymi wstrzymać, do czasu aż autor skończy publikować całość. Naturalnie, wydając finalną opinię i na temat danego dzieła dyskutując, możemy wspominać o tych szczegółach i zgrzytach, ale nie wolno z ich powodu dyskredytować całości, a czasem i autora. Wszak te słowa mogły brzmieć dobrze w jego głowie i komponować się z resztą, tworząc zgrabną całość, taką, jaką sobie zamierzył. Dokładnie. Od siebie dodam tylko tyle, że faktyczne wprowadzenie czegoś takiego niewiele by pomogło, bo wciąż, znaleźli by się tacy, którzy by to ignorowali, tłumacząc, że niby o niczym nie wiedzieli albo zwyczajnie, nie zgadzali się z tym i „buntowali się wobec sztuki”. Oczywiście! Próby przekonania, zwrócenie uwagi na to i owo, sugestie, dyskusje, jak najbardziej, ale nigdy zmuszanie i wywieranie presji, pod groźbą „bo nie będę dalej czytał”, czy też w ekstremalnych przypadkach wyzywanie i poniżanie z powodu rzekomej niewiedzy. To z kolei w żaden sposób nie pomoże komuś w pisaniu i tworzeniu co raz to lepszych dzieł, a wręcz zniechęci. Konflikt wartości i wszelakie wewnętrzne walki dobra rzecz, o ile nie brakuje fabularnej otoczki. Osobiście, nie przepadam za opowiadaniami, które koncentrują się wyłącznie na rozbudowanych przeżyciach wewnętrznych danej postaci (w sensie, od początku do końca). Wolę, gdy jest to przerywnik, lub też gdy stanowi finał, punkt kulminacyjny dzieła. Lubię także, gdy w historię zamieszane są inne postacie, które faktycznie wpływają swymi czynami na dalszy rozwój fabuły i w jakimś stopniu zmieniają głównych bohaterów. Bardzo ciekawym motywem jest także motyw długiej przemiany wewnętrznej, poprzedzonej ważnymi wydarzeniami o których czytamy i podczas których obserwujemy poczynania postaci. Miłym dodatkiem jest też ukazywanie poszczególnych wydarzeń z różnych perspektyw, ale znów, potrzeba tutaj dobrego planu, fabuły i oczywiście czasu. To raczej tematy na dłuższe historie, podzielone na rozdziały. To jest akurat bardzo ciekawy motyw, na podstawie którego można stworzyć naprawdę świetną historię. Nie tylko wartka akcja, wątki polityczne czy też intrygi, ale także i psychika postaci, przemiany wewnętrzne, wspomniane przez Ciebie konflikty wartości, czy też szeroko pojęty tragizm. No i wcale nie musi to mieć jednoznacznego zakończenia. Powiem szczerze, że kilka razy myślałem o próbie napisania czegoś takiego, ale na razie to zawiesiłem, gdyż sądzę, że jeszcze brakuje mi doświadczenia i odpowiednich umiejętności. Kontynuacja „Ponybiusa”, tak jak i część innych moich fanfików cierpi na podobny los, jednakże ja nie piszę dla komentarzy, tylko dla siebie i jak uznam, że chciałbym coś opublikować, to to robię. Kto chce, niech sobie przeczyta i tyle. Oczywiście, ja także ubolewam nad brakami komentarzy, gdyż bez nich trudno jest mi wyciągać wnioski na przyszłość, nie wiem też na co zwracać uwagę przy okazji przyszłego pisania, ale nie mogę nikogo do niczego zmuszać. Zwłaszcza, że sam nie jestem lepszy – czytuję fanowskie opowiadania dość często, ale komentarze zostawiam sporadycznie. Poza tym, jak już pisałem ostatnio, istnieje ogromna grupa osób, które czytają fanfiction, ale nie wypowiadają się na forach. Mała ilość komentarzy, lub też ich całkowity brak nie jest jednoznaczny z tym, że nikt tego nie czyta. Po prostu trzeba być dobrej myśli, pisać i nie załamywać się, bo potem wpada się w szał i pluje jadem na bardziej znane dzieła i ich autorów, zupełnie bezpodstawnie. Nie zgadzam się. Według mnie, w żadnym przypadku nie jest błąd, wręcz przeciwnie, to może być znakomity wstęp do opowiadania, jeśli zostanie dobrze zrealizowany. Przytoczę tutaj wypowiedź Foleya, z którą zgadzam się w 100%... …dodając od siebie, że gdy ja decyduję się na rozpoczęcie od opisu pogody, to robię to po to, by wprowadzić w odpowiedni nastrój, o czym wspominał już Airlick Miłościwy. Często też wyobrażam sobie, jakby to wyglądało w formie filmu. Na przykład: obraz się rozjaśnia, kamera koncentruje się na panoramie jakiegoś miasta. Kolejne ujęcia pod różnymi kątami ukazują uliczki miasta, skupiając się na ulewie (przykładowo), raz po raz obraz rozjaśniają grzmoty. Po jakimś czasie przechodzimy do domku głównego bohatera, po których szybach spływają krople deszczu… Nie wiem czemu, ale mnie to czasami pomaga. Uważam też, że płynne przejścia z opisu pogody, do panujących realiów, potem do nastroi kucyków, na poczynaniach głównego bohatera kończąc, stanowi bardzo dobry wstęp. Głównym problemem jest tutaj właściwe wykonanie czegoś takiego. Aczkolwiek, nawet, jeśli to by się nie udało, nie uznałbym tego za pełnoprawny błąd, raczej za element wpływający negatywnie na pierwsze wrażenie. Nie zgadzam się. Uważam, że jeśli tylko ktoś tak czuje, jak najbardziej może postawić sobie znak równości między wojną a tragedią, jeśli tylko podchodzi do tej tematyki wystarczająco emocjonalnie. Prawdziwa wojna, sama w sobie, zawsze była i zawsze będzie tragedią, zaś opowiadania wojenne – niekoniecznie, to fakt, jednakże znów, wszystko zależy od człowieka. Niektórzy nie potrzebują rozbudowanych opisów i długich rozterek wewnętrznych, by poczuć tragizm postaci, czy sytuacji, niektórym wystarczy sam motyw wojny, nawet, jeśli w zamierzeniu autora miała być ona przede wszystkim pretekstem do naszpikowania dzieła wartką akcją. Wszystko zależy od osobistej interpretacji. To, czy samo męczeństwo jest tragedią czy nie, to też kwestia osobistych sądów i interpretacji. Poza tym, ja bym nie trzymał się tutaj aż tak kurczowo ścieżki wytyczonej przez chociażby przytoczonego przez Ciebie „Króla Edypa”. Pojęcie tragedii, tragiczności, nieszczęścia, to także kwestia umowna i może być przedstawiana na wiele sposobów, a także interpretowana na wiele sposobów. Moim zdaniem trzymanie się „jedynej słusznej drogi” zabija różnorodność i, nazwijmy to, „wielowymiarowość” ukończonych, czy też powstających dzieł. Jak na ironię, najwięcej tragizmu znajduję nie w opowiadaniach z tym tagiem, ale w tych z tagiem [sad], ponieważ wchodząc w skórę postaci i umieszczając siebie na ich miejscu, sam sobie wyobrażam co muszą czuć i dokonuję interpretacji, zastanawiam się nad nimi. I to właśnie sprawia mi więcej satysfakcji z czytania takiego opowiadania, niż jakby wszystko miało zostać podane na srebrnej tacy, maksymalnie wydłużone i rozbudowane. Co za dużo, to niezdrowo. Aczkolwiek… Trudno się z tym nie zgodzić. Wówczas faktycznie, odnajdywanie motywów tragicznych i przeżywanie śmierci bohaterów będzie nadinterpretacją… Strasznie ciężko wytyczyć tutaj granice, po prostu wszystko zależy od człowieka i co siedzi w jego głowie. [slice of Life] to JEST proste, zwyczajne, codzienne życie kucyków, a przyprawione o dodatkowe motywy i opisy przeżyć bohaterów tylko opcjonalnie, a nie z obowiązku. Zresztą, wszystko jest w przytoczonej przez Ciebie definicji, więc tak jakby, trochę sam sobie zaprzeczyłeś… „Slice of Life story IS a simple, few-characters-affected story. It CAN be a minor adventure (…) its objective is to highlight a moment in life (…) It is USUALLY more character-centric and MIGHT involve a deeper look (…)” Widzisz zatem, co to jest, i co tam może być, jako dodatek. Tak więc podstawą jest normalne, codzienne życie i czynności, a skupienie się na bohaterach, przeżyciach i motywach to dodatek a nie najważniejszy element (który wedle definicji występuje "zazwyczaj" a nie "zawsze, bezwarunkowo"). Tak nawiasem mówiąc, tag ten jest bardzo wdzięczny i może znacznie przybliżyć sprawy i problemy kucyków do ludzkich, sprawiając, że możemy się identyfikować z postaciami jeszcze bardziej. Dobry dodatek do dłuższych fików. Co człowiek, to opinia, powtarzam po raz kolejny. Każdy może sobie zinterpretować dany tag jak chce, zwłaszcza, gdy zamierza wprowadzić doń pewne innowacje i uczynić swoje dzieło odróżnialnym od reszty opowiadań o takich samych, lub podobnych tagach (byle tylko nie zapragnął iść za daleko, zmieniając całkowicie znaczenie tagu). Nie ma też odgórnego wymogu, że wszystko ze [slice of Life] musi być „bardziej ambitne i głębokie”, wówczas dzieła spod tego tagu stałyby się podobne i monotonne. To jest właśnie wspaniałe w fanowskiej twórczości, że każdy rozumie pewne kwestie po swojemu, każdy ma swoje pomysły i każdy powinien mieć swoją szansę na zrealizowanie swej koncepcji tak, jak chce. Dzięki temu, mamy wielką różnorodność i z czego wybierać. Zatem, [slice of Life], jako „kawałek życia”, opowiada o codzienności, ale ta codzienność także może być rozumiana na różne sposoby. Wszak inaczej wygląda codzienność prostego chłopa ze wsi, inaczej szlachcica, inaczej koronowanej głowy. Opcjonalne dodatki i kwestiach zastosowania i realizacji to kolejny czynnik, który zwiększa różnorodność. Czego oczekuję sięgając do twórczości fanowskiej pisałem już wcześniej. Jeżeli ty oczekujesz czegoś innego, nie ma sprawy. A ja nie. Dlaczego każdy fanfik koniecznie musi pełnić jakieś funkcje dydaktyczne/ utylitarne/ nieść za sobą jakieś przesłanie? Przecież to także osłabiłoby różnorodność. Moim zdaniem liczy się też walor rozrywkowy, czasem po prostu nie mam ochoty na refleksje i przemyślenia, wolę sobie przeczytać coś od tak, żeby poprawić sobie humor, spędzić jakoś czas, odpocząć, „poprzebywać” z ulubionymi postaciami, lub też poznać nowe. A także, zobaczyć co coś naskrobał z czystej ciekawości. Po prostu. Zaraz, zaraz, czy wówczas nie dochodzimy do wniosku, że takie dzieła spełniają funkcje utylitarną? Wszak są dla mnie pożyteczne… A jednak! Zatem każdy fanfik jest w pewnym stopniu utylitarny, jeśli tylko trafia do swego odbiorcy. Gdy w „Siewczyni niezgody” pisałem „Wypinając pierś i dumnie zadzierając nosa (..)”, miałem na myśli dokładnie to, czyli „ten kawałek z przodu”, a nie ludzkie piersi Moim zdaniem to podobny problem, co dylemat „włosy” czy „grzywa”, czy też „twarz” albo „pyszczek”. Jedno brzmi zbyt „ludzko”, drugie zaś nie zawsze nam pasuje. I bądź tu mądry… Przytoczona przez Ciebie definicja z Wikipedii jest tylko dowodem na to, że ta sama rzecz, choć pojmowana przez różne środowiska podobnie, nigdy nie będzie interpretowana tak samo, co do joty. To się siłą rzeczy musi odbić między innymi na fanowskich tworach. Tak samo, jak ktoś powie, że czwarty „Piątek trzynastego” to ostre gore, ktoś inny może wtenczas pokręcić głową i odesłać swego rozmówcę do drugiego „Topora”. Dlaczego? Po pojmują pewien termin inaczej i mają co do niego inne oczekiwania. Tak jest, bo każdy człowiek jest inny i ma inną mentalność. Generalnie, donoszę wrażenie, że wszystko rozbija się o problem interpretacji i pojmowania znaczeń danych motywów i kwestię trzymania się „domyślnych wytycznych” danych tagów. Cóż, moja myśl jest taka, by na rzecz zróżnicowania twórczości fanowskiej nie narzucać odgórnych wymagań i norm. W ten sposób wszyscy będziemy mieli z czego wybierać i każdy znajdzie coś dla siebie. A jeśli nie, to będzie mógł to stworzyć sam i podzielić się swym tworem z innymi, bez obaw o oskarżenia, jakoby „zgwałcił święte normy i nie potrafi pisać.” Dyskutować, sugerować, ale nie obrzucać siebie błotem. Pozdrawiam i gratuluję tym, którzy przeczytali ten post do końca
  17. Moim zdaniem, powoli popadamy w paranoję i szukamy dziury w całym. Ponieważ swego czasu stosowałem słówko „pegazica”, to może zacznę właśnie od tej kwestii. Otóż - trochę żałuję, że (z powodu presji?) przestałem to stosować, bo w mojej głowie słówko to wcale nie brzmi źle, a wręcz przeciwnie. Wypełnia wiele luk i sprawia, że końcowy twór pokrywa się z pierwotną wizją w większym stopniu. Nie widzę wyraźnego powodu, dla którego każdy, bezwarunkowo miałby się go wystrzegać, pomimo faktu, że w języku polskim jako takie nie występuje. Na pytanie „kto je stosuje w swojej twórczości?”, odpowiadam – kto chce. Twórca to twórca, to on coś tworzy i naturalnie, chce, by efekt końcowy był maksymalnie zbliżony do pierwotnego planu, który ukształtował się gdzieś w jego głowie. Tak więc, jeżeli twórca uprze się i napisze „pegazica” lub „jednorożka” (swoją drogą, brzmi podobnie jak „psycholożka”, czy też „socjolożka”), to znaczy, że w jego głowie brzmi to dobrze i nic nam do tego, jako czytelnikom. Wydając swoją opinię możemy wyrazić swoją aprobatę, lub dezaprobatę, ale nigdy nie wolno nam przekreślać całego dzieła z powodu pojedynczych słówek. Wówczas nie będziemy w niczym lepsi od pseudo-recenzentów, którzy oceniają grę po pierwszym poziomie, lub film po pierwszych 10 minutach. Idąc dalej, strasznie nie podoba mi się debatowanie o wyższości „sierści” nad „futrem”, czy też „pyszczka” nad „twarzą”. Znów – pozwólmy innym stworzyć coś po swojemu i nie doszukujmy się błędów tam, gdzie tak na dobrą sprawę ich nie ma. Co człowiek, to opinia, jednym pewne określenia się podobają, innym nie, ale większość, tak naprawdę, ma to w czterech literach. Przypominam, że istnieje liczna, ogromna wręcz grupa osób, która czytuje fanfiction i nie zwraca uwagi na szczegóły, ale też nie wypowiada się na forach. Z tego, co wiele razy miałem okazję zaobserwować, ludzie nawet nie zauważają różnicy między futrem a sierścią, włosami a grzywą, czy też twarzą a pyszczkiem. Zauważają natomiast „rzeżucha” napisane przez dwa „ż”, „żołnierz” napisane przez „sz”, albo „ósemka” przez „u”. Słowem, widzą błędy ortograficzne i interpunkcyjne, a więc elementarne sprawy, jeśli chodzi o pisanie i to właśnie to najbardziej ich razi. Ale się tym nie podzielą, bo po prostu się nie udzielają (w sensie, w Internecie). I myślę, że to tutaj tkwi podstawowy problem, na który powinni być uczulani pisarze. Ortografia, a także inne, równie elementarne kwestie, takie jak akapity, czy zapis dialogów. Sam miałem z tym kiedyś problem i uważam, z perspektywy czasu, że to o wiele ważniejsze, niż to, czy ktoś napisał „pegazica”, czy też „twarz” zamiast „pysk”. Kolejna sprawa – nie zapominajmy, że fanfiction o kucykach opiera się na świecie przedstawionym w kreskówce, gdzie postacie, choć są kucykami, zostały w pewnym stopniu spersonifikowane. Nabrały one cech ludzkich, by można się było łatwiej z nimi identyfikować i postrzegać, właśnie jako ludzi, zamkniętych w ciałach kolorowych koników. Dlatego właśnie kucyki mówią jak ludzie, chwytają kopytami przedmioty jak ludzie, zachowują się jak ludzie i robią inne rzeczy, jak ludzie. To kreskówkowa rzeczywistość i logika, której tworząc fanfiction możemy się trzymać, bądź nie. Odnośnie stosowania słowa „alikorn” – do dziś nie udało mi się do niego przekonać kolegi, który konsekwentnie twierdzi, że to od zawsze była nazwa rogu jednorożca, a nie odrębnego gatunku i że to w serialu został popełniony błąd. Dla niego określenia takie jak „skrzydlaty jednorożec”, czy też, co prawda w ostateczności, ale jednak, „pegazorożec” są poprawne. A przynajmniej bardziej poprawne niż określanie mianem „alikorna” istoty posiadającej zarówno róg jak i skrzydła. I on także czytuje fanowskie historie. Dla niego futro, sierść i umaszczenie, grzywa i włosy, twarz, pysk i pyszczek, to, cytując: „jeden %$#@, przecież wiem o co chodzi”. Osobiście, gdy sięgam po fanowskie opowiadania, oczekuję przede wszystkim ciekawej fabuły, postaci, z którymi będę się mógł zidentyfikować, historii, którą będę mógł w jakimś stopniu „przeżyć”, a także klimatu. Słowem, oczekuję czegoś, co sprawi, że następnego dnia zawalę egzamin albo oleję zajęcia. Jeśli chcę się czegoś dowiedzieć o anatomii konia to sięgam po encyklopedię, a nie po opowiadanie o gadających kucykach. Kończąc, uważam, że w pewnych kwestiach powinno się zostawić twórcom wolną rękę. Neologizmy, czy też specyficzne zabiegi językowe, to wszystko brożka pisarzy. Jeśli ktoś, chcąc zaakcentować płeć danej postaci napisze „pegazica” – nie ma sprawy. Jeśli ktoś uważa, że klacze malują swoje twarze, a nie pyszczki – spoko. Mnie może to się podobać lub nie, ale nie mogę zmuszać kogoś, by pisał pod moje dyktando. Natomiast poprawności ortograficznej, czy też poprawnego zapisu – owszem, jest to coś, czego mogę wymagać. To jest coś, co każdy twórca powinien mieć na względzie, jeśli chce stworzyć dzieło, które ma być traktowane z powagą i czytane ze zrozumieniem (pomijając przypadki, gdy takowe błędy zostają popełnione celowo i nie są efektem niewiedzy, czy też ignorancji). Ja na przykład, gdy widzę, że ort na orcie, otrem pogania, natychmiast tracę zapał do dalszego czytania i zwyczajnie, wolę spróbować czegoś innego. Albo gdy moim oczom ukazuje się ściana tekstu… Albo gdy dialogi zlewają się w akapitami do tego stopnia, że nie potrafię rozróżnić co jest czym… Po prostu nie mogę, nie mogę takiego tworu potraktować poważnie i poświęcić mu wystarczająco dużo czasu. Po poprawkach – owszem. A niech tam! Ja też będę kontrowersyjny – uważam, że takie „klacz z pegazów”, czy też „klacz z jednorożców” to wyjątkowo nietrafione propozycje, które szpecą treść. Dla mnie to po prostu nie brzmi dobrze i w takiej sytuacji, o wiele bardziej wolałbym zaaprobowaną przeze mnie „pegazicę”, czy też praktycznie niestosowaną przeze mnie „klacz pegaza”. Osobiście, „klacz z pegazów” kojarzy mi się z „Ekipą z Warszawy”, albo z „Maćkiem z Klanu”. Geez, „klacz z jednorożca”… :/ X z Y... Aż mi się wykłady z matmy przypominają... Sami widzicie, wszystko jest kwestią umowy i osobistych preferencji pisarza/ czytelnika. I nie ma co na siłę ustalać jakichś norm. Uważam, że opowiadania należy pisać przede wszystkim dla siebie, na zasadzie „mam świetny pomysł/ mam w głowie historię, muszę to napisać”, a nie ”muszę wszystko pozmieniać, bo mnie pojadą”. Dlatego też, cenię sobie odwagę twórców w kreowaniu własnego klimatu, czy też tworzeniu i stosowaniu neologizmów, czy też różnorakich zabiegów, by coś sponyfikować i jednocześnie uczynić zrozumiałym po polsku. Twórca tworzy po swojemu, jeśli chce, dzieli się tym z innymi, a końcowy twór może mi się to podobać lub nie – i tyle. Na nikogo nie będę naciskał, bo „to czy tamto jest złe, za to będę strzelał”. Gdyby ktoś nie zauważył – wszystkie powyższe słowa to tylko i wyłącznie moje zdanie, z którym możecie się zgodzić lub nie, a nie prawda objawiona. Pamiętajcie o tym. Pozdrawiam!
  18. W porządku, zamiast jednego tygodnia ankieta potrwała dwa + dodatkowe godziny, ale na dłuższą metę, chyba nic się nie stało. Pojedynek był wystarczająco zacięty, by utrudnić głosowanie, więc jeśli ktoś był niezdecydowany, te dodatkowe siedem dni mogło okazać się zbawienne... Tak więc najwyższy czas sprawdzić, jak rozłożyły się głosy. Otwieramy urnę i... Nocturnal Van Dort - 4 Zegarmistrz - 6 Przewagą dwóch punktów, starcie wygrywa Zegarmistrz, weteran magicznych pojedynków! Jedni zapewne powiedzą, że wynik ten nie jest żadnym zaskoczeniem, drudzy zaś, ze zdziwienia złapią się za głowę. Wszystko dlatego, że Nocturnal Van Dort okazała się godnym i trudnym do pokonania przeciwnikiem, więc pojedynek był wyrównany, a jego wynik trudny do przewidzenia. Życzymy Nocturnal powodzenia i żywimy nadzieję, że jeszcze nie raz ujrzymy ją na arenie, natomiast Zegarmistrzowi gratulujemy dobrej passy i jego również zapraszamy do dalszych zmagań!
  19. Jak wiadomo, niedawno rozpoczęły się nowe przygody dla Twilight i jej przyjaciółek, i jak dotąd nie było żadnych zgrzytów z powodu jej przemiany. Wszystko wskazuje na to, że faktycznie nie było czego się obawiać. Twilight Sparkle znów sobie poradziła, a to dzięki komu? Cóż… Akurat latanie nie jest moim największym zmartwieniem, bo dzięki pomocy Rainbow Dash to kwestia kilku godzin, góra dni, zanim będę latać jak prawdziwy pegaz. Albo alicorn. Do skrzydeł już się przyzwyczaiłam, co mnie nieco szokuje, w ogóle nie uwierają, ani w niczym nie przeszkadzają. To już zupełnie inna sprawa. Martwię się, że prędzej czy później władza uderzy mi do głowy i zacznę traktować inne kucyki czysto instrumentalnie. Celestia i Luna zachowują perfekcyjny balans, jeśli chodzi o te sprawy. Wiedzą kiedy i jak zwracać się do innych tak, by ci nie poczuli się urażeni, wykorzystywani. Są takie dobre dla swoich poddanych… Bardzo chciałabym być tak samo dobrą księżniczką i staram się brać z nich jak najlepszy przykład, ale nie jestem pewna, czy koniec końców, uda mi się osiągnąć tą samą równowagę. Tak, spokojnie, już to przerabiałam. Pamiętam jak sobie radzić z tymi sprawami. Zapamiętam to. Dziękuję. Nie chciałabym tu wskazywać kopytkiem, bo to trochę niegrzeczne, ale wiem, że wiele osób wolała jak byłam zwykłym jednorożcem. Myślę, że to stało się o wiele za szybko i to dla tego nie wszystkim to podpasowało. Słyszałam nawet teksty w stylu „to nic trudnego – dokończ zdanie, a zostaniesz księżniczką!” Pewnie chodzi o dokończenie zaklęcia… To wcale nie było tak! To BYŁO trudne! I jeszcze to zamieszanie ze znaczkami… Uważam tak samo. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że mogłabym kwestionować decyzje Celestii, nawet, jeśli nie do końca je rozumiem. Aczkolwiek, prawdą jest, że mam pewne wątpliwości, czy zostałam księżniczkom we właściwym czasie. Nigdy nie chciałabym zaszkodzić Equestrii w żaden sposób i Celestia o tym doskonale wiedziała, kiedy mianowała mnie księżniczką. Zatem, wszystko wskazuje na to, że masz rację… Na początku może się to wydawać błahostką, ale jak przyjdzie co do czego, gdy spotkasz się oko w oko z kucykami, którymi masz rządzić, gdy wzrok wszystkich jest skierowany na Ciebie, kiedy to mkniesz gustowną karetą, a za tobą gra orkiestra… No i kiedy masz przed sobą całą panoramę stolicy, wtedy dociera do Ciebie jak odpowiedzialne zadanie Ci powierzono. Wtedy uświadamiasz sobie, że nie możesz nikogo zawieść, bo wszyscy liczą na Ciebie tak bardzo, że wręcz nie dopuszczasz do siebie myśli, że coś mogłoby pójść źle. No i wtedy przychodzi trema, a zaraz potem panika. Czy sprostam nowym wyzwaniom? Czy w kryzysowej sytuacji poradzę sobie na nowym stanowisku? Czy będę sprawiedliwa? Tak wiele pytań i wątpliwości, a tak mało czasu. Teraz, kiedy zostałam księżniczką, wszystkie tamte wyzwania wydają się proste i takie… „zwyczajne”. Mam nadzieję, że moje relacje z przyjaciółkami nie zmienią się, a wręcz polepszą, gdyż czuję, że będę ich potrzebować bardziej niż kiedykolwiek. Tak jak i Was. Tak, wiele razy słyszałam, że najlepiej jest uczyć się na błędach, jednakże z przyzwyczajenia unikam ich popełniania jak ognia. Po latach tak mi już zostało, a teraz, muszę się starać jeszcze bardziej. O właśnie, słyszałam, że kiedy ktoś stara się za bardzo, wtedy po prostu wszystko idzie źle. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego czasem tak się dzieje. No i nie mam najmniejszego zamiaru przekonywać się o tym na własnej skórze. Jak już wspominałam wcześniej, muszę znaleźć w tym wszystkim równowagę. Łatwe to nie będzie… Oby tak było. Ja uważam, że wiek nie ma tu większego znaczenia. Jeśli zostałam księżniczką, to znaczy, że nadszedł już właściwy czas i że stać mnie na przekroczenie kolejnych granic. Granic własnych możliwości. Chociaż… Jakoś nie wydaje mi się, by od Cadance wymagano zbyt wiele, gdy była bardzo młoda, więc może mnie też potraktują ”ulgowo”? Władza potrafi zmienić kucyka, z reguły na gorsze. Wierzę, że więzy przyjaźni będą w stanie wytrzymać nawet te gorsze chwile, tylko po to, by jeszcze bardziej scementować nasze relacje i uczynić nas silniejszymi! Ale naturalnie, chciałbym w ogóle uniknąć tych gorszych chwil… Twe słowa bardzo mi schlebiają, jednakże ze stwierdzeniem, że „księżniczki mogłyby się ode mnie uczyć” wolałabym uważać… Po prostu nie chciałabym wpaść w samo zachwyt. Nigdy nie chciałam, by inni czuli się ode mnie gorsi, czy też słabsi, jako księżniczka chcę być taka sama jak przedtem. Będę nad sobą pracować i dążyć do doskonałości, ale nie w taki sposób, by na końcu patrzyć na innych z góry… Z pogardą… Ze świadomością, że jestem aż tak lepsza i w ogóle… Oczywiście, miło mi słyszeć tak ciepłe słowa, ale uważam, że nieco słodzisz… Musze się jeszcze sporo nauczyć i minie sporo czasu, zanim będę mogła uczyć „księżniczkowania” innych. To naprawdę podnosi mnie na duchu i przekonuje, że jestem już gotowa. Dziękuję! Postaram się i Was nie zawieść i dać z siebie jak najwięcej, byście nie musieli się krzywić, śledząc moje kolejne poczynania. To także zapamiętam. Dziękuję! Cóż, wszystko wskazuje na to, że Mitnick, Kruk Van Dort oraz Talar przekonali świeżo upieczoną księżniczkę, że idealnie nadaje się na swoje nowe stanowisko i że jest w stanie roztoczyć nad Equestrią i mieszkającymi w niej kucykami opiekę, by zapewnić im bezpieczeństwo. Na lata... Wieki... Tysiąclecia! Dokładnie tak, pod Twymi skrzydłami wszyscy będą czuć się bezpieczni, a ty sama będziesz stawać się co raz silniejsza, by w przyszłości sprostać kolejnym wyzwaniom! Mam nadzieję, że tak będzie. Udało mi się już położyć kres jednemu zagrożeniu i czuję, że mogłabym to zrobić jeszcze raz. No widzisz! Twoi przyjaciele znowu mieli rację! Masz już za sobą kilka nowy przygód i jak widać, nie było czego się obawiać! Te skrzydełka i ta aura „księżniczkości” wokół Ciebie to nic strasznego i z czasem wszyscy do tego przywykną. „Księżniczkości”? Od kiedy zacząłeś tworzyć nowe wyrazy? Cóż, nowej konstytucji nie piszemy, ale możemy stworzyć nowiutki słownik, no bo dlaczego nie? Może to nie jest właściwy moment… Ano, racja. Wszak zbliżają się święta! Czas spotkań z rodziną i przyjaciółmi, czas dawania, radowania się, ale także odpoczynku, postanowień na nowy rok i… Robienia miejsca w brzuchu na świąteczne potrawy, zbierania sił na kolejne dwanaście miesięcy, wymyślania życzeń… No i delektowania się świąteczną, magiczną atmosferą. Zaczynamy? Owszem! Moi drodzy, w tym roku Twilight, jako nowa księżniczka Equestrii, postanowiła obdarować kucyki prezentami! Nasza lawendowa klacz wybierze się w podróż po całym kraju, by uczynić te święta jeszcze bardziej magicznymi i upewnić się, że w tym roku spełnią się marzenia absolutnie wszystkich kucyków, dużych i małych! To odpowiedzialne i trudne zadanie, więc znów przyda się Wasza pomoc. Znacie jakiś skuteczny i szybki sposób na przemierzanie całego kraju i bezpieczne dostarczenie prezentów? Może wiecie o jakimś wyjątkowym zaklęciu? A może chodzą Wam po głowie konkretne kucyki, które mogłyby pomóc? Albo macie jakiś zupełnie inny, oryginalny pomysł? Specjalne życzenia? Unikalny sposób pakowania świątecznych paczek? Jakieś mapy, plany, która droga byłaby najlepsza? Śmiało, pomóżcie Twilight Sparkle uczynić te święta jeszcze bardziej magicznymi!
  20. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Nadszedł czas na rozwiązanie zagadki. Jak się okazuje, chodziło o Gorgonę, a konkretniej, najgroźniejszą z nich, czyli Meduzę. O wszystkim co trzeba w swych opisach wspomnieli Gandzia i Braviary, jednakże muszę wybrać jeden, który zdobędzie trzy punkty. Biorąc pod uwagę ilość zawartych informacji, przy jednoczesnym zachowaniu zwięzłości, trzy punkty otrzymuje opis Gandzi, zaś opis Braviary - dwa. Czas na kolejną zagadkę. Przyjrzyjcie się dobrze i oświećcie nas, co my tutaj mamy?
  21. W porządku, tak jak kiedyś (chyba, bo nie mogę teraz tego znaleźć) obiecałem w temacie Night Shadow, postanowiłem zamknąć się i przeczytać dzieło, w którym to jest ona główną postacią. Jak na razie, jestem po piątym rozdziale. Przede wszystkim, co tyczy się prologu, który wprowadza nas w realia fika - odniosłem wrażenie, że historia została przedstawiona zbyt skrótowo i chaotycznie, wspominane są kolejne, istotne dla niej postacie, jednakże początkowo ciężko załapać kto jest kim dla kogo. Potem mamy scenkę, w której Night Shadow ucieka i choć nadal wydawało mi się, że wszystko odbyło się nieco za szybko, to jednak było już lepiej. Na tyle, by zachęcić mnie do sięgnięcia po pierwszy rozdział. Z czasem dotarłem do piątego. Póki co, najwięcej jest tutaj tagu [Adventure], ze [slice of Life] na drugim miejscu, moim zdaniem oczywiście. W fabułę zostały plecione elementy humorystyczne, co nieco dodaje smaku do całości (Night Shadow zjawia się w siedzibie Randomowych Seksistów Poszukiwaczy Przygód), akcja nieco zwolniła, pojawiło się więcej opisów, co oczywiście stanowi kolejny plus. Czyta się to całkiem przyjemnie, a losy głównej bohaterki śledzi się z zaciekawieniem, mimo wspomnianych przez autorkę rzeczy, które mogłyby odrzucić potencjalnych czytelników. Fakt, mamy tu dużo alikornów (żeby nie powiedzieć, że za dużo), a imiona postaci i nazwy poszczególnych lokacji są dosyć "mhroczne". Czasem odnosi się też wrażenie, że niektóre są zbyt... Oczywiste (Awful Look, Random Adventure) ? Jest to coś, do czego trzeba przywyknąć podczas lektury. Po jakimś czasie przestaje się na to zwracać uwagę i w rezultacie, pozostaje kawał dobrze zapowiadającej się historii, przygody. Martwią mnie trochę sprawy techniczne. Czasem brakuje wyraźnego podziału na akapity, przez co raz po raz ma się do czynienia ze ścianą tekstu. Brakuje też wydzielenia dialogów od reszty tekstu. Wpływa to trochę na "lekkość" czytania i ogólne wrażenie. Niemniej jednak, jeśli chodzi o samą fabułę - podoba mi się. Dobry alikorn nie jest zły, ale kilku, lub też cała gromadka? Przekonam się. Sporo rozdziałów przede mną, ale wiem już, że będę kontynuował lekturę. Zapowiada się ciekawe, z każdym kolejnym rozdziałem jest lepiej, zarówno pod względem fabularnym jak i technicznym. Liczę też, że w miarę upływu czasu charaktery postaci zostaną bardziej rozwinięte, tak, by można było się z kimś identyfikować, znaleźć swoją ulubioną postać, itp. Ogółem - warto poświęcić trochę czasu. Na początku fik wydaje się dosyć "typowy", ale potem jest już tylko lepiej. Może z tego wyniknąć naprawdę ciekawa i skomplikowana historia, na co liczę. Następnym razem - rozdział szósty. Mam sporo do nadrobienia...
  22. Leniwie przeciągając się i ziewając, udałem się w stronę mechanizmu otwierającego wrota na arenę. Nie miałem pojęcia, kto był aż takim głupcem, by zamiast zwykłego zamku na niewielki kluczyk, umieścić tutaj masywną machinę, która reagowała tylko na specjalną kombinację magicznych run. Przecież to tylko zbędne utrudnienie, które opóźnia rozpoczęcie nowego magicznego pojedynku! Nareszcie! Runy znalazły się na swoich miejscach i od otwarcia wrót dzieliła mnie już tylko jedna inkantacja, którą wyrecytowałem bez zająknięcia. W końcu, bogato zdobione drzwi otworzyły się, a oczom magicznych wojowników ukazała się wielka, trójkątna arena, na której podłożu znajdowało się streszczenie historii magii nowożytnej, zapisane w jakimś niezrozumiałym języku. Ściany pokryte były malowidłami, a w centrum areny znajdował się posąg Celestii walczącej z Nightmare Moon. Oni chyba nigdy tego nie zapomną... Czas rozpocząć kolejny pojedynek! Tym razem przyjdzie nam śledzić poczynania wyznawcy mroku, komputera, a także jego oponenta, Hole Hoovesa. Obaj wojownicy są dosyć tajemniczy, więc nie mam pojęcia czego się po nich spodziewać. Poza tym, że rozniosą arenę i rozjaśnią niebo swoją mocą. Przestrzegajcie zasad i pamiętajcie, że póki co, obowiązuje was limit postów! Walczcie czysto i dajcie z siebie wszystko! Powodzenia!
  23. Po raz kolejny przyszło mi otworzyć masywne wrota prowadzące na bogatą i przestrzenną arenę, tylko czekającą na śmiałków, którzy postanowili stanąć naprzeciw siebie, by zmierzyć się w kolejnym pojedynku i tym samym udowodnić, że to właśnie ONI zasługują na to, by trafić na karty leksykonów i ksiąg poświęconym największym i najpotężniejszym magom, jakich kiedykolwiek widział ten świat! Choć na kartach historii magicznego współzawodnictwa mogą trafić oboje, to jednak oficjalnym zwycięzcą pojedynku może być tylko jedno z nich. Kto to będzie? Przekonamy się... Mechanizm zaskoczył i koła zębate zostały wprawione w ruch. Z sufitu spadło trochę pyłu. Zgrzyt, a po nim skrzypienie. Ooo tak, wrota otworzyły się, a arenę rozświetliły magiczne lampiony. Chmmm... Ta arena ma kształt sześciokąta foremnego. Ciekawe... Mógłbym przysiąc, że w projekcie zaznaczyłem, że ma ona być okrągła. Nadszedł czas na kolejne starcie! Po mojej prawej stronie widzimy gotową na wszystko Timber, która cechuje się niesamowitym poczuciem humoru, interesuje się jazdą konną, grafiką komputerową i oczywiście magią! W innym przypadku nie stawałaby w szranki z widocznym po mojej lewej stronie Talarem, który sam siebie nazywa wrogiem debilizmu i głupoty, nie wspominając już o clopach i saucy, które także stara się tępić, by szerzyć dobro, przyjaźń i zdrową tolerancję. Jeśli nie rozumieliście jego metod i działań, być może zrozumiecie je w trakcie tego pojedynku! Już za chwilę moce dwóch, przewspaniałych magiowładnych zderzą się ze sobą, właśnie na tej arenie! Przypominam Wam o zasadach panujących na Salach Magicznych Pojedynków! Uważajcie na swoją energię i grajcie czysto! Wstępnie, obowiązuje Was limit postów, ale w razie zmiany zdania, zwróćcie się bezpośrednio do sędziego. Powodzenia!
  24. Jak zwykle zaspałem... No nic, czasu było wystarczająco dużo, by przemyśleć swoją decyzję i oddać głos. A zatem, zobaczmy jak rozłożyły się głosy i wyłońmy zwycięzcę tej batalii! PiekielneCiastko - 4 Vieg - 3 PiekielneCiastko zwycięża przewagą jednego głosu! Ten doświadczony i pełen energii wojownik wygrywa swój drugi pojedynek w sekcji Casual! To było długie i bardzo wyczerpujące starcie, jednakże obaj uczestnicy zdołali wytrwać i walczyli do końca! Szkoda, że zwycięzca mógł być tylko jeden, gdyż obaj pokazali, że stać ich na wiele i jeszcze trochę. Niemniej jednak, gratuluję obu wojownikom i żywię nadzieję, że jeszcze niejeden raz zobaczymy Was na arenie!
  25. Cóż, minęło naprawdę sporo czasu od momentu rozpoczęcia pojedynku i niemało od momentu założenia ankiety. Od tamtej pory głos oddała... Jedna osoba. I ten głos został oddany na Greeny'ego. Ponieważ i tak minęło już zbyt wiele czasu, nie pozostaje mi nic innego jak ogłosić, że w pojedynku zwycięża Greeny! Co prawda pojedynek nie został dokończony i przy głosowaniu tłumów nie uświadczyliśmy, jednakże to był najwyższy czas by rozstrzygnąć starcie... Gratulujemy Greeny'emu i życzymy powodzenia zarówno jemu, jaki pni De Ville, w przyszłych pojedynkach!
×
×
  • Utwórz nowe...