Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Hoffner

  1. Błędy rozumiem każdemu zdarzają się różne, a mi już w szczególności... Chociaż imiona głównych bohaterek serialu mogłyby być poprawnie zapisane. Pinkie Pie... Powtórzenia, zły zapis dialogów... Słabe opisy, takie nijakie. Czyta je się, bo czyta i tylko z tego powodu. To twoje pierwsze opowiadanie z dużym prawdopodobieństwem. Pomysł jest okej. Wykonanie gorsze. Fol, ani Poz ~ żadne nie daje wyboru. Kuce? Dają go złudnego ~ bariera cię wykończy przypartego do muru. To też nie wybór, a jednak trza zdecydować jak umrzeć... ~ Damian Lis Ta myśl wciąga. Nie?
  2. Dobra... Załóżmy jednak że kuce były kiedyś na o wiele wyższym poziomie technologicznym niż teraz, ale zrezygnowały z niego dla dobra własnej kultury i przyjaźni, która stawała sie ekspansywna... Co stoi na przeszkodzie fabularnie tu. Nic nie zabrania, by gdzieś była ukryta broń, np. Napędzany reaktorem magicznym, tarczą odbijającą pociski... Zdolny do podróży międzygalaktycznych... Ludzkość nie mogłaby go zniszczyć znaną sobie technologią bazującej na kinetyce... Co wtedy?
  3. Klacz milczy z dwóch powodów. Nie ma nic do powiedzenia, co nigdy się nie zdarza, bo możemy gadać na okrągło o wszystkim. Jest zła i w głowie analizuje dziesięć tysięcy sposobów jak was zabić czy coś tam zrobić innego, ale nigdy nie jest to w dobrym znaczeniu... W odpowiedzi tylko Goldingowi pokiwałam głową i szłam przy jego boku kątem oka spoglądając na smoka. Przez głowę przewijało mi się sposoby na zabicie go. To nie było wcale takie trudne jak mogłoby się kucyką wydawać. Im większa ofiara tym ładniej coś uszkodzić precyzyjnym atakiem. Masa nigdy nie służy z spotkaniu z kimś zwrotniejszym... Uszy... Jedno cięcie i do mózgu. Czy to jest taki problem? Nie... Śmierć na miejscu i nawet napracować się bym nie musiała...
  4. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Tak, a resztę sam wiesz.... - powiedziałam, do odpowiedzi dodając swój jednoznaczny wzrok, wskazujący na całego winowajcę zdarzenia. Czy będę mogła mu zwrócić w kulturalny sposób uwagę i powiedzieć to co mam na języku w taki sposób by go nie obrazić... Po jojczeć trochę tak jak słabe klacze mają w zwyczaju rozpaczając nad swoim złym losem? Ta opcja kusiła, ale wolałam poczekać aż trochę ze mnie ujdzie napięcie. W tej chwili dłuższa rozmowa mogła skończyć się zgonem jednej ze stron i bynajmniej na moje nie miałam być ja...
  5. Strzelałem w sesji RPG z rusznicy ppanc 14,5 mm z 100 metrów do Celestii srebrną kulą, która ograniczała działanie magii... Osłoniła się tarczą magiczną... Oblicz sobie jej czas reakcji... [1/10sekundy] To tylko jeden z dowodów że to wszystko zależy od punktu widzenia uczestników. Ile konwencji tyle opcji. Dyskusja nie ma sensu, bo każdy będzie widział to inaczej. Jedni będą faworyzować ludzi, inni kuce, bo im się wydaję... Broń i kontra na nią: Taktyczny ładunek nuklearny - magia... Bomba atomowa - więcej magii... Bomba termojądrowa - jeszcze więcej magii... Infekcj, zarazy, plagi - medykamenty Zecory... Wszystko zależy od tego jak zostanie ujęta magia. Jak zachowywać się będą kuce. Tego nie wiemy. Działań ludzi jeszcze można się domyślać... ale fikcyjnych kucy? Nie... Dyskutować można jeszcze tak przez miesiąc i nie dojdziecie do porozumienia... Miłej zabawy.
  6. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Nikt mnie jeszcze tak nie potraktował. To był istny cham, a nie dostojny smok... Może tamten był porywczy i brał nas jak chciał, ale ten? Nawet nie zapewnia bezpieczeństwa i komfortu. Delikatny tyłek sobie obijałam w niewłaściwy sposób... Nawet Golding niczego nie łagodził, a we mnie wzbierało wykładniczo. Zaczęło się od jednej, krótkiej myśli. Ona popchnęła następną, a ta wywołała prawdziwy huragan. Kopyta przestały mi się trząść. Złość nie była na miejscu, ale cóż mogłam na to poradzić? - Trzymaj mnie mocno, bo nie wytrzymam - szepnęłam mu do ucha z udawanym spokojem.
  7. Hoffner

    Szukam pewnego filmu z MLP...

    Nie wiem w czym tkwiła trudność w znalezieniu tego...
  8. Wstęp: [Czyta kto chce... To jest mniej ważne i nie dotyczy bezpośrednio tego co dziać się będzie na arenie. To moja fabuła wpleciona w całe te pojedynki. Skąd wzięła się Monika i jej moc... itp. Nie chce was zanudzać nie potrzebną ścianą tekstu, a na wszystkie pełne odpowiedzi jeszcze przyjdzie czas w zależności jaki wynik będzie głosowania w starciu. Lubię pisać takie rzeczy.] Zaczynamy post właściwy: Na arenie pomiędzy lodowym, a powietrznym tytanem żywiołu, pojawił się niewielki, czarny pulsujący punkt. Zakrzywiał on wokół siebie całe światło, powodując jego zmętnienie daleko od jego położenia. Pokazując że coś się dzieję... Nagle poszerzył się rozrywając nieregularnie plan materialny, a z wyrwy ~ stanowiącej portal ~ wylała się szara mgła pochłaniająca kolory wszystkiego tego co było wokół, parędziesiąt metrów od tego, co zostało nią pokryte. Wysysając je i nie nasycając się nimi. Po prostu znikały, jakby stawały się zbędne w spotkaniu z tą rzeczywistością… Tym planem. Otoczenie szarzało momentalnie… Z tego właśnie przejścia wyszła Monika, odziana w mgliste czarne szaty, które zniknęły przy pierwszym kontakcie z powietrzem, rozpuszczone w nim. W jej oczach nie można było już znaleźć tego fioletowego błysku szczęścia, zwiastującego mistyczną potęgę entych sfer. Zamiast niego szkliła się tam chciwa czerwień, pochłaniająca jej niebieskie tęczówki, coraz szybciej… Na jej twarzy ciężko można by szukać, czegoś co by wskazywało na ślad strachu spowodowanego spotkaniem dziwnej cienistej istoty. Żadnych wątpliwości, słabości, czy rozterek na temat tego co się właściwie wydarzyło. Wszystko odeszło w zapomnienie, a jedyne ślady tego zdarzenia znajdowały się na jej ubraniu. Zielone pozostałości trawy na kolanie dżinsów i szare od kurzu rękawy białej bluzy, które natychmiast podwinęła, by jej nie przeszkadzała i nie zwracały niepotrzebnej uwagi. Jej oczy z wyższością i potępieniem spojrzały na kuce siedzące na widowni, na to wszystko co ją otaczało... Czuła do nich dziwną nieodpartą nienawiść, wychodzącą samą z siebie. Zacisnęła zęby i pięści w zduszonym wyrazie zniesmaczenia samym ich wyglądem. Tego do czego doszły… Chciałaby zmazać im te uśmiechy z pysków jednym ruchem dłoni, zmieniając w proch… Pozbawić marzeń… Przyszłości, lat. Wszystkiego tego co stało im się tak drogie. Jedno po drugim… Po kawałku z zachwytem, smakując każdy kęs. Te wszystkie myśli same wchodziły jej do podświadomości i były przez nią akceptowane jak własne, niemal natychmiast. Zrobiła parę kroków, a przejście za nią zamknęło się, zabierając wszystko to co wylało się prze nie, łącznie z rabowanymi kolorami… Otaczała ją szarość, sprawiająca wrażenie niezapełnionej, jałowej pustki w tamtym trójkącie, co zostanie taka aż harmonia nie powróci w tamto miejsce. Zaczęła rozglądać się za przeciwnikiem, chcąc go zniszczyć, a przedtem poniżyć ile się da, ku własnej nienasyconej uciesze. Niestety nie był to dżentelmen i kazał jej na siebie czekać, o ile był to on, a nie ona... W jej rękach zbierały się piaski czasu w wielkiej ilości, naruszając tym równowagę temporalną* wokoło w postaci iluzji przeszłości. Tego co działo się na arenie zanim przybyła ona. Krzątające się kuce, przygotowujące to co będzie miało zostać zniszczone przez nią w parę chwil. Przechodziła prosto przez te słyszalne duchy, pokazując kto jest prawdziwy z tego całego harmideru, który powstał na całej arenie za sprawą ich obecności. Słuchała ich uważnie... *czasową. - Wychodź tchórzu! – Rozległ się jej surowy głos, mówiący doskonale o jej zniecierpliwieniu. Że chce to wszystko skończyć szybko i zająć się czymś zupełnie innym. Słowa te brzmiały zupełnie obco w jej ustach słyszane przez tych, którzy już ją spotkali na swojej drodze. Wcześniej nigdy czegoś podobnego nie powiedziała nikomu, a zwłaszcza komuś kogo w ogóle nie znała... Stała parędziesiąt metrów od wiru znajdującego się na samym środku areny. Piasek z jej rąk, za sprawą paru szybkich ruchów, wystrzelił w postaci pojedynczej nici, kreśląc wieleset miniaturowych kręgów rozciągających i skracających pojęcie sekundy na całej arenie, a ich moc malała z kwadratem odległości. Były rozłożone zupełnym nieładzie, ale można było próbować szukać miejsca gdzie ich nie było, ale Monika zadbała o to żeby znajdowały się niemal wszędzie tam gdzie miała odbyć się starcie. Im bliżej centrum, tym znajdowało się ich więcej w zagęszczeniu na metr kwadratowy. To była podstawa jej taktyki ~ kontrola pola walki. To zapewniło jej drobną przewagę na każdym aspekcie, który miała w głowie, nie wiedząc na kogo trafi. Kręgi zapadły się na równoległy plan czasu w krótkich błyskach po prostu znikając. Pozostawiły jednak swoją moc na planie rzeczywistym. Ich władza, wywodząca z jego wyższości nad nim, została aktywowana. Dźwięki i wszelkie ruch stały się z tym momentem chaotyczne i nieprzewidywalne. Tak jak wszystko co miało jakiekolwiek zależność od tego zjawiska. Plan zdawał się idealny dla sferycznych umiejętności Moniki.
  9. [375] [Lust Tale [Forest Song]] To była jakaś okropna kpina i ignorancja ze strony tego osobnika... Po co chciał nas zabić zrzucając na ziemie. Sama bym musiała ratować nas, bo spadając nie zainteresowałby się nami tamten, tamten... Nie poczułby gdybyśmy zniknęli z jego grzbietu. Zacisnęłam zęby, a mój wyraz przez moment stał się nienawistny. Zaraz jednak ustąpił lękowi... Tak trzeba było. Wtuliłam się w mojego towarzysza zamykając oczy. One jedyne mnie mogły zdradzić w tamtej chwili. Przednie kopyta trzęsły mi się z nerwów jak osika, gdy obejmowałam Goldinga... To on miał być mi podporom mimo że sama bym sobie poradziła. Zabijając tego smoka i lecąc dalej sama...
  10. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Historia smoków? - pytałam chyba bardziej twierdząc niż dając sugestie co było czuć w moim głosie. Może tam uda się zdobyć kolejne ogniwo łańcucha łączącego wszystko razem mimo że nie wszystkie smoki będą chciały o tym mówić? Nie zabiją nas przecież za pytanie... Chyba. Na pewno jeśli będziemy robić to z umiarem i rozwagą. Dając takie pytania, które idą na około problemu, a nie bezpośrednio przez niego. Może dowiemy się przy okazji jeszcze czegoś czego nie spodziewałabym się? To byłoby miłym zaskoczeniem...
  11. Odmłodniałem... Chciałbym mieć znów tyle... 16
  12. - Nie wchodź na moje pole... Powietrze jest moje - rzuciła ostrzegawczo, uśmiechając się jak jej pająk jest trafiany pociskiem przeznaczonym dla niej. Przestrzeń dwuwymiarowa była dla niej błogosławieniem, po przez prostotę oddziaływań i ich interpretacji... Pajęczak rozpłynął się zniszczony, a energia planowa będącą wysoce niestabilną w jego odwłoku, otworzyła poziomą, niekontrolowaną wyrwę na plan burzy. Stworzyło to nowe źródło punktowe wiatru na arenę, rozchodzącego się we wszystkie kierunki zgodnie z prostą mechaniką tego świata... Włosy Moniki zaczęły być targane tymi silnymi podmuchami. Nie przeszkadzało jej to. - Tworzenie to tylko przywilej, by brać znacznie więcej z tego wszystkiego... Przeciwnik się nie liczy... Każdy ma problem z czymś... a ty będziesz miał może z tym... - prychnęła przeciągając tylko dłonią po horyzoncie i bez wyrzutu sumienia kolejne pająki eksplodowały, powiększając wielokrotnie niestabilność z której zaczęły bić kolejne pioruny i wydobywać się jeszcze więcej silnego wiatru... Różnicą w tym wszystkim było to że tamto wejście miało widoczną trójwymiarową głębię, a to oznaczało większe możliwości... Zwłaszcza jak pole zostało całkowicie podzielone rozcięciem na dwoje. Pojawiły się zaburzenia wizualne widoczne w budowie posadzki. Że nie wszystko gra i kolejne zaklęcia ze sobą kolidują tworząc elementy chaosu. Że wszystko może się załamać. - Twórcę istnień? Proszę cię... To nic nie czuje. Samo się porusza, wypełniając program i utrzymuje w działaniu. Czy to żyje? Nie. To działająca dobrze maszyna, a nie istnienie. - Sprostowała jego słowa o istotne szczegóły dla siebie. - To nie ma duszy, tak jak ty czy ja... Nie myśli - urwała nie chcąc się mądrzyć. Nikomu to nie było potrzebne. Jego wiatr z portalu starł się pochodzącym z tym wprost z planu burzy wyciszając się nawzajem... Krople wody mieszały się z piaskiem zbrylając go i sprawnie zatrzymując. Ich siły były równe, z tą różnicą że jedno było ściśle kontrolowane, a drugie nie... To mogło przynieść różne efekty. Kobra ruszyła dalej, rozpoczynając szarżę na przeciwnika. Naładowanie atmosfery kolejnymi ładunkami dodawało jej siły... Małe pioruny przeskakiwały między członami iskrząc dosyć nieprzyjemnie, gdy zbliżała się coraz szybciej do Anzelma, po mocnym łuku z prawej strony, a piasek nie był wstanie jej zetrzeć na proch. Był o wiele za słaby i tylko odbijał się od jej ciała, piaskując jej powierzchnie z szumem na błysk, jakby mało hałasu powodowała swoim zachowaniem. Część wokół niej szkliła się od wyładowań dodając do całej mieszanki ostrych szklanych odłamków. - Po prostu sooran shab i kropka! - krzyknęła z wyrazem triumfalnej pogardy. W wyciągniętą otwartą rękę uderzyły pioruny zbierając się w niewielką kulę ujarzmionych wyładowań... Powietrze wokół niej zaczęło gęstnieć przybierając coraz bardziej ciemnofioletowy kolor. Ciepło wydobywającego się z tego procesu utrudniało jej oddychanie, ale zacisnęła zęby i pracowała dalej nad tym wszystkim. Ona chciała mu jeszcze pokazać co można zrobić z powietrzem. Że wiatry i tornada, a przede wszystkim jego burza piaskowa są oklepane i dopiero w połączeniu z wodą dają odpowiednie efekty niszczące dorównujące mocą samemu słońcu i jego blasku. Z kuli, którą trzymała, wydobywał się coraz większy blask i gaz zaczął wydawać się bardziej ciałem stałym niż powietrzem. Całość nieregularnie pulsowała ściskana coraz mocniej, mieszana z piorunami aż wreszcie odmówiło to z nią współpracy uwalniając się w postaci ostrego stożka, który zaczęła kształtować według własnego uznania najpierw w strumień, a później w głowę smoka wykonaną z gorącej plazmy, by uderzyć w lwi twór i zmienić jego ciało w sztywne szkło, które będzie musiało ulec samozniszczeniu o ile zostanie trafiony po przez naprężenia powstałe podczas nierównomiernego stygnięcia całej masy. - Mądrość? A na co to komu. - Wzruszyła ramionami. - Wiedza zabija wyobrażanie. Niepotrzebnie ogranicza myśli, bo tak się nie da... A wręcz przeciwnie, jest to możliwe, gdy jej się nie ma. Szacunek? Tylko potrzebny na dzielnicy... O twój nie muszę zabiegać. Nie ma to znaczenia - zlekceważyła go. - Kończymy to... - Kobra miała klapnąć mu zębami przed nosem. Atak miał nadejść od strony ogona. Miał zostać trzepnięty przez niego, a ostrze na jego końcu miało uświadomić go że został oszczędzony...
  13. Wiele można było się spodziewać po przeciwnikach, w każdym pojedynku magicznym... Każdy czarodziej, czarownik, czy ogólniej mówiąc osoba posługująca się siłami naginającymi świat dookoła siebie, była wyjątkowa pod tym względem i na swój własny sposób, jako że każda robiła to na inny przepis, charakterystyczny tylko dla siebie. Wielu już widziano na nieskończonej ilości aren i niewiele już mogło zaskoczyć tych, którzy obserwowali uważnie każde starcie doszukując się powiewu świeżości, dlatego i to nie powinno być żadnym wyjątkiem od reguły... A może ktoś jednak jeszcze zdoła ich zaskoczyć, czymkolwiek? Zza zakrętu, z tunelu prowadzącego na arenę ,słychać było ledwo słyszalne stąpanie, które nie mogło należeć do ciężkiego człowieka... To mogła być pierwsza wskazówka, kto dokładnie tam idzie. Wsłuchując się odrobinie lepiej, dźwięk stamtąd pochodzący nie był typowym dla dwunoga z powodu częstotliwości wykonywanych kroków, tylko raczej dla większej ilości nóg, na przykład czterech... Postać ta też nie mogła mieć popularnych na tym forum kopyt, tylko raczej miękkie poduszki, przyklejające się do skały. Stąd właśnie pochodził charakterystyczny mlaskający krok. Znawcy tego gatunku o którym mowa już bez problemu powinni wiedzieć kto dokładnie tak chodzi. Cicho, wiecznie niespodziewanie i przekradając się nie zawsze tam gdzie wolno. Czasami nawet po ścianach i tam gdzie się by go nie spodziewano zobaczyć. Na podłodze pojawił się niewielki cień, a zaraz potem z półmroku na arenę wyszedł kot o srebrnym cętkowanym futrze, bielejącym w stronę brzucha... Z początku wystawił tylko głowę, uważnie nasłuchując otoczenia swoimi naturalnymi, niezależnymi kierunkowymi radarami. Jego ogon ruszał się nerwowo na boki idealnie obrazując jego stan emocjonalny. Że nerwowo szykuje się do walki, tylko czy taki osobnik naprawdę mógł znać się na magii i coś pokazać oprócz mruczenia i swej naturalnej słodkości? Zwierciadłem duszy podobno od zawsze były oczy, a te u tego kociaka były równie zwyczajne co u jego pobratymców w barwie żywego agrestu, jednak przyglądając się im uważniej, najlepiej mówiąc jednocześnie do niego, można było odnieść wrażenie że ukrywa coś pod swoją niewinną naturą. Że rozumie i myśli więcej niż przepisy przewidują... Na jego szyi widać było wykonaną z wybielonej skóry obróżkę i na niej okrągły medalik zrobiony z srebrzystego medalu z czerwoną cienką obwódką i schematyczną, pofalowaną ścieżką zbiegającą się ku górze w tym samym kolorze. Oprócz tego na nim znajdowało się 6 pomniejszych gwiazd na planie 6 kąta foremnego położonego na jednym z boków. Największa, siódma znajdowała się u szczytu tejże ścieżki. Taki właśnie talizman nosił na piersi. Co symbolizował? Mógł to wiedzieć właściciel lub też on... Usiadł na środku areny, czekając na tego kto ma się zjawić i stawić mu czoła... Jego uszy były w ciągłym ruchu wyłapując relaksujący szum płynącej rzeki... Oczy miał zamknięte, podczas swojego oczekiwania, próbując usłyszeć czyjeś kroki...
  14. [Romantic Heard [Haze Chaser]] [White Tail [solar Chaser]] W Canterlocie w jednym z pokoi na obrzeżu znajdowały się dwie złudnie podobne klacze... Jedna z mocnym spojrzeniem leżała na łóżku wpatrywała się w sufit najzwyczajniej coś bardzo mocniej kalkulując. Jej tylne kopyto drgało z niewiadomego powodu, ale można było określić to jako zły omen u changelinga, który kontroluje swe ciało w pełni. Coś musiało ją wpędzić w studnie z której nie mogła wyjść... W problem którego nie mogła rozwiązać doraźnie. - Co cię tak denerwuje, że nie chcesz mi powiedzieć od paru godzin... - spytała beztrosko druga, siedząca przy oknie patrząc na kuce pałętające się na ulicach. - Głupota... i pewność siebie - wysyczała zamykając oczy. Pytająca nie zdążyła powiedzieć czegoś więcej, gdy tamta kontynuowała. - Żyjesz za krótko by wiedzieć na ten temat, ale dyrektywy znasz. Wiesz czego nie wolno, a co trzeba... Boję się że Ona złamie tą najważniejszą, bez spoglądania na konsekwencje. - Ale dlaczego miałaby zrobić coś takiego wiedząc co się stać może później? - spytała się naiwnie. - Nie widziałaś nie zrozumiesz... - powiedziała wzdychając... - Bo może. Bo będzie jej się to podobać... Łatwo ulec. Za łatwo... Więc trza będzie w razie czego pomóc jej wyjść z nałogu. Za długo z nim spędza czasu... Cały tydzień? Za długo sama bez nas... Miejmy nadzieję że jednak nie... i nie trzeba będzie robić nic. A jak jednak... Będzie trzeba zrobić to szybko w najgorszym wypadku. - Co zrobisz? - Co zrobimy... W pojedynkę będzie za trudno zrobić. W dwójkę można choć spróbować... - rzuciła podnosząc się. Wiesz gdzie jest ten pokój co został na zapas miała jeszcze Lust? - spytała się, a tamta pokiwała głową. - Pójdziesz tam i sprawdzisz jego stan... Ja zajmę się całą resztą... Nie będzie mogła mieć to za złe.
  15. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Nie wiem co się ze mną dzieję... - zaczęłam spoglądając na niego przez lustro dość bezpośrednio mierząc w jego oczy. - Niby jest dobrze, a jednak nie do końca było tak jakbym chciałabym by było... - zwierzyłam się ze swoich wewnętrznych rozterek. Myśli się kłębiły i pulsowały próbując się wybić ponad wszystkie inne... Trzymałam je mocno, a koncentrując się na jednej [Goldingu] zawalałam wszystkie inne. Musiałam znaleźć na to sposób. - Na szczęście nic się nikomu nie stało... - powiedziałam próbując rozbroić go drobnym niewinnym uśmiechem i ładnymi oczyma. Nie wiem dlaczego wykonałam tak banalny gest nastolatki... To nie był mój styl ani poziom. Jednak coś mi kazało postąpić właśnie tak, a nie inaczej. - Słońce cię dosuszy... - rzuciłam a przy mnie pojawiła się szczotka do grzywy... Uśmiechnęłam się dość zawadiacko podchodząc do niego bez skrępowania, stając naprzeciwko. Był wyższy ode mnie, a byłam ciekawa na ile mi pozwoli... Czy zaprotestuje... Jaki będzie wyraz jego pyska... Zaczęłam czesać jego grzywę szybkimi ruchami chcąc mu nadać typowej dla niego fryzury jaką u niego widziałam, następnie chciałam przejść do ogona.
  16. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Co się ze mną działo i odkąd ze mnie taka niezaplanowana niezdara to naprawdę nie wiedziałam. Co mógł sobie Golding pomyśleć... Śmiał się pewnie ze mnie pod nosem. Zatrzymałam się na moment szorując właśnie swoje udo próbując przez te szkło dopatrzyć się zachowania Goldinga. Niestety nie było mi to dane. Przełknęłam ślinkę. Odkąd ja się przejmowałam takimi błahostkami jak myśli kogoś innego o mnie... Pokręciłam głową, próbując to wyrzucić z siebie. Bez rezultatu. To we mnie siedziało już za głęboko, a źródło było bliżej niż mogłam się spodziewać. O wiele za blisko. Spłukałam z siebie pianę i mogłam wyjść... Otwarłam sobie drzwi... Stanęłam na dywaniku i mogłam się wytrzeć ręcznikiem, by przez następną godzinę doprowadzać się do porządku. Nie było na to czasu. Spojrzałam na Goldinga sprawdzając jego stan, czy faktycznie się ze mnie śmieję... Nie widać było być może po nim, ale nie potrafiłam być pewna jak zwykle... Zapłonęłam przywracając sobie wcześniejszą formę wyjściową... Warkocze stały się względnie dobre. Zawiązane jak należy i ułożone. Co ważniejsze cała sierść była sucha i wypielęgnowana jak należy. Błyszcząca... A sama pachniałam fiołkami... Chciałam zrobić parę krótkich kroków do lustra, by tylko się przejrzeć, gdy poczułam że coś jest nie tak. Tylne noga mi odjechała się na bok na mokrej nawierzchni. Straciłam momentalnie równowagę wykonując prawie szpagat tylną częścią ciała... To był kolejny dowód że nie wszystko było ze mną w porządku. Nigdy nie miałam takich problemów... Nigdzie. Dotarłam wreszcie do celu sprawdzając czy moje zalążki makijażu są takie jak należy... Nic wielkiego. Kreska nad okiem, lekki srebrzysty cień. Nic nadzwyczajnego... Wcześniej tego nie zrobiłam ale kątem oka obserwowałam Goldinga... Czy przypadkiem nie jestem pośmiewiskiem w jego oczach.
  17. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Stanęłam pod zraszaczem pozwalając wodzie zwilżyć moje ciało i pozbyć się z niego miłosnych pozostałości po tym co się stało... Wszystko ściekało po moim grzbiecie i udach znikając gdzieś wirowym ruchem w otworze. Widać było moją posturę przez prześwitujące, lecz zamazane szyby... Nie wiele musiałam by się pozbyć tego wszystkiego. Gąbka, trochę płynu... Usłyszałam jak otwierają się drzwi na co uśmiechnęłam się do siebie. Jednak się przekonał że nic nie zrobię. Gąbka mi spadła zupełnie przypadkiem z całego tego zachwytu że nie czuje się obco w moim towarzystwie. Schyliłam się by kopytem ją sięgnąć, a tylna noga mimowolnie trzasnęła w drzwiczki kabiny, magnesy puściły sprawiając że się otwarła na całą szerokość. Efektem było to że przez moment stałam wypięta w stronę Goldinga, a woda leciała na zewnątrz... Spłoszyłam się, a to nie do końca mogło wyjść dobrze. Magią chciałam zamknąć wejście by nie narażać się na brzydkie podejrzenia. Manewrowanie na dwóch kopytach nigdy nie należało do tych łatwych zadań w tak małej przestrzeni... Słychać było parę trzaśnięć jak kolejne płyny w butelkach spadały w dół... - Nic się nie stało! - powiedziałam pewnym głosem unikając krzyku w ostatnim momencie. Udało mi się chyba z tego wywinąć... Mam nadzieję że nie zrezygnuje gdy zależy nam na czasie. Zaczęłam już powoli podnosić kolejne butelki kładąc je na ich miejsce.
  18. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Pomyślmy... - zaczęłam powoli... - Tygodnia nie spędzimy wyłącznie w tym pokoju... Nie wypada, a bezczynność nudzi i ma nieprzyjemne konsekwencje... - rzuciłam do wiru swoje myśli, które to same się uzupełniały. - Z kolei by gdzieś wyjść wypadałoby się chociaż opłukać, bo jesteśmy tu po to by pozwiedzać - urwałam. - Jednych intensywny zapach przyciąga... Mówię tu o owadach... Innych no niestety. Towarzystwo trzymałoby się od nas z daleka, a to zwracanie na siebie niepotrzebnej uwagi... Woń zniewalająca wieczorem stęchła na tobie a i ja nie jestem czysta... - rzuciłam dźwigając się z miejsca... - Wybór należy do ciebie, zalecam jednak pośpiech jeśli mamy zdążyć na zwiedzanie - rzuciłam idąc do łazienki by obmyć się pod prysznicem jak lubię.
  19. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Ja nigdy nie będę zadawać prostych pytań, gdy mam wątpliwości... Nie umiem, chyba że mnie nauczysz i pokażesz... Wtedy nie będzie już znaków zapytania... - powiedziałam lekko i poetycko. Nie przeszkadzało mi jego zachowanie. Byliśmy tu sami, we dwoje. Mogliśmy pozwolić sobie na więcej... Trąciłam go nosem by patrzył na mnie i nie spuszczał głowy. Ciągnęło mnie do niego ale jakoś dziwnie, inaczej... Nie tak jak zwykle do ogiera. Nie mogłam tego wytłumaczyć. Czułam się dziwnie ale jednocześnie. To było w tym uczuciu nietypowe...
  20. - Nic nie zrobisz? - spytała się nerwowo z pretensjami, mrużąc oczy i spoglądając bardzo uważnie na niego, po prostu się gapiąc jak słup soli, wytrzeszczając swe niebieskie oczęta, że prawie wyszły z orbit. Stwierdziła po paru sekundach że jest dość niemrawy i nie rusza się do żadnej bitki, bo nie mogła się w nim dopatrzeć widocznej zmiany, co było dla niej więcej niż niepojęte. Jak to mógł nie czarować i nic nie pokazywać? Tracić kolejkę, na jej rzecz. Przecież to była kpina w najczystszym wydaniu ~ lekceważenie i olewanie jej ważnej osoby... W dalszym jej rozumowaniu była to prosta droga do przegranej, przez co poczuła się urażona za bardzo głupie zagranie fauna, że się nie stara, nawet nie próbuje zmierzyć się z jej potęgą, stawić czoła... Przy okazji można wspomnieć że Monika nigdy nie lubiła za długo czekać, jak nic się kompletnie się nie działo, to zwykle gnała dalej, byle do zwycięstwa. - W takim razie pomogę ci... Byś miał powód do pokazania czegokolwiek w innym wydaniu... Poza tym, tym... - mówiła przeciągając by na pewno do niego dotarło, bo mógł należeć do tych niekumatych. Jednocześnie wskazała palcem na jego broń. - Wiesz dobrze o czym mówię. Dziwisz mnie, ale to nie ważne. - Machnęła lekceważąco ręką, a ton stwardniał... - To zdziwi Cię bardziej... i to o wiele, bo założę się że tego jeszcze nie widziałeś. Na pewno nie z tej perspektywy - powiedziała pyszniąc się, co widać było w całej jej dość luźnej postawie w tamtym momencie wyrażającej pewność siebie. Musiała korzystać z tego póki mogła. Póki nic nie robił... Kazała mechanicznej zarazie jedną myślą zlecieć na dół, przy pomocy tylko siły grawitacji, bez żadnych dodatkowych spowalniaczy... W normalnej sytuacji, by się wszystkie pajęczaki po prostu rozbiły o marmurową podłogę i cała jej ciężka praca poszłaby na marne. Jednakże w jednej chwili, szybkim ruchem, przecięła od tak sobie powietrze i chwyciła w swe palce czas, a pomiędzy palcami jej rąk przeszły złote nitki wykonane z piasku. Wszystko zatrzymało się w promieniu paruset metrów od niej, a przed nią pojawił się mieniący się złotem, niewielki krąg magiczny z znanym i lubianych przez sąsiadów koneserów głośnej muzyki znakiem dwóch pionowych kresek, albo krócej "STOP". Był wciśnięty i tylko na nią nie działały efekty jego oddziaływania. Następną rzeczą jaką zrobiła było zaginanie przestrzeni, by pozbyć się z wszystkich możliwych wymiarów niepotrzebnej wysokości przedmiotów. Chciała tym ograniczyć pole batalii do tego ogołoconego z dzwonów piętra, już bez żadnych niespodzianek, bez wyjścia... W swych rękach pojawiły się dwie niewidzialne kule, które widoczne były tylko dlatego że zakrzywiały swą mocą światło wokół siebie. Jej ruchy były płynne i zdecydowane... Wyciągnęła ręce przed siebie równolegle... Zatoczyła okrąg nimi, a poniżej poziomu podłogi pojawiła się pieczęć przypominająca wir z kołem w środku, którego środek był tam gdzie osie symetrie wieży... Wysokości tego świata znikły momentalnie. Zmienił się sposób w jaki bohaterowie postrzegali przestrzeń i zasady nią rządzące. W tamtej chwili widzieli świat z perspektywy 3 osobowej, a obraz stanowił 8 bitowy wygenerowany świat komputerowy z drobnych kwadratów w dużym uproszczeniu jak z gry telewizyjnej, wyprodukowanej przed rokiem 1990. Oboje widzieli tylko swoje głowy na tle posadzki, to stanowiło pole tej batalii... Schody zniknęły stając się zupełnie płaskie i stała tam nieprzekraczalna bariera dla obu postaci. Dziura w suficie nie była widoczna z wiadomych powodów braku wysokości i możliwości spoglądania w górę. Nie było górnej granicy świata, jako że nie była widoczna i dostępna, a całość rozgrywała się na jednej płaszczyźnie... Za ścianami widocznie unosiła się mgła wojny, zakrywając to co miało pozostać niewidoczne dla oboje. Na podłodze pomiędzy Moniką, a Anzelmem znajdował się istna linia frontu. Na środku królowała, straszliwie sycząca kobra, a skrzydła na całej długości obsiadły uproszczone modele pajęczaków w równej linii. Wszystkie jej twory stały przed faunem jak pluton egzekucyjny tylko w półkolu. Była ciekawa jak zareaguje Ręka Moniki wykonana z idealnych, różnokolorowych prostokątów dotknęła złotą kreskę, która stanowiła jej krąg czasowy widoczny z góry, odblokowując tym upływ czasu w tamtym miejscu. Rozproszył się on w postaci fali dookolnej niosącej nieszkodliwe ziarna czasowego piasku. Tylko po tym można było stwierdzić że do czegoś jednak doszło. Nie dała wiele czasu na przemyślenia i przystosowanie się swojemu przeciwnikowi. - Teraz masz okazje się wykazać! - powiedziała wyzywająco, ale nie wydała z siebie żadnego słowa oprócz pikania wybijającego szybki rytm wypowiedzi. Pojawił się nad nią dymek z informacją o tym co chciała powiedzieć, w tym zapisanym wersie jej dialogu. - A teraz orient. Nie ma czasu do stracenia! - pojawił się następne słowa, zastępując poprzednie w polu tekstowym, po czym wyparowały znikając z klatki na klatkę. Jej twory zaczęły pulsować białą energią przygotowując się do strzału, każdy na swój wyjątkowy sposób, gotując piksele wokół siebie... Pulsowały coraz szybciej aż przyszedł taki moment że wystrzeliły jednocześnie. W stronę Anzelma poleciały różnokolorowe kwadraty. Jedne leciały mieniące się czerwienią i najprawdopodobniej stanowiły jakieś kule ognia czy coś w tym guście... Mieniły się też jakieś żółte będące w rozsypce mogące być gazem lub też burzą piaskową... Różne promienie, stożki w wszelkich kolorach z ograniczonej palety. Długo by opisywać, więc wspomnę tylko że to wszystko stanowiło jedną zbitą fale, czy chmurę lecącą nieubłaganie w stronę fauna tylko by go zgnieść swoją mocą. Miało to stanowić karę za ignorancję, że nie chciał się z nią bawić dyktując swoich zasad. Dlatego zaczęła tak ostro. Musiała go zmusić siłą skoro nie przyjął jej propozycji.
  21. Pojedynek magów w 2d... Czy to może się udać?

    1. Major

      Major

      Jeden rabin powie tak a inny powie nie

    2. Hoffner

      Hoffner

      E tam... Widok jak z starej gry telewizyjnej będzie miłą odmianą. Metody walki się zmienią... Uniki... i wiele innych zmiennych. Będzie ciekawiej niż w 3d.

  22. [375] [Lust Tale [Forest Song]] To nie było to czego oczekiwałam... Dał mi co prawda to co chciałam z własnej nieprzymuszonej woli, ale czy naprawdę musiało to tak wyglądać? Było bez pasji z mojej strony, tylko on pracował jak mógł, by mnie zaspokoić, a to studnia bez dna. On mógł słabnąć, ja w tym czasie rosłam coraz bardziej w siłę. Nie tak to sobie wyobrażałam. Było bardziej niż dennie, ale to przeze wszystko prze zemnie... By mnie rozgrzać poświęcił się... Część samego siebie by mi pomóc. Czy to mogła być miłość? W głowie miałam za dużo niepoukładanych myśli. O wiele za dużo jak na mnie nie rozwiązanych problemów, których nie jestem wstanie zrozumieć... Mówiąc miłość co miałam zwykle na myśli? Fragmenty różnych, często odmiennych i sprzecznych, dość mocnych emocji społecznych prowadzących do zacieśnienia więzi między dwoma lub większą ilością zainteresowanymi jednostek, które ją sobie przekazują z pomocą schematycznych gestów i mowy do przewidzenia z powodu swojej powtarzalności po przez podwaliny wykształcone ze schematu masy ich kultury. Czym się to różniło od tego co doświadczyłam? Ten opis był suchy i bez serca. To kuce się zmieniają... Nie changeling, który całe życie pozostaje taki sam pod swoimi maskami. To było takie same kłamstwo jak to pierwsze. Ja się zmieniłam w jeden dzień i doskonale o tym wiedziałam... Objęłam Goldinga w pasie, wtulając się delikatnie w jego grzbiet i sama nie spałam trwając przy nim. Zależało mi na kimś, a mój świat nabrał jakiejś większej wartości... Spędziłam tak całą noc a moje oczy delikatnie świeciły zielenią do momentu aż weszło słońce nadające całemu pokojowi światłocienia. Czułam jego puls. Mogłam określić kiedy się budził dzięki temu do uszka mogłam mu wyszeptać następującą rymowankę: - Czy można kochać, nie pożądając, by emocji twych już nigdy nie ruszyć. Ciężkie to pytanie, pojęcia nie mając, czy instynkt da się wygłuszyć? Ty to wiesz.. Czy powiesz mi to w twarz? Co o mnie orzekniesz? Co ze mnie zedrzesz?
  23. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Tym pocałunkiem skutecznie uniemożliwił mi powiedzenie czegokolwiek i jednocześnie stłumił pojedyncze westchnięcie i jęk, gdy znowu mnie dotknął. Skończyło się tylko na mruknięciu. Nie wiedziałam że byłam tak wrażliwa, dlatego że miałam ograniczone pole ruchu, czy to było coś w nim, że mnie bardziej to nakręcało niż zwykle. Nigdy nie lubiłam czekać i wolałam zrobić to szybko, by oddać się błogiej uciesze cielesnej, a on zależał do tych co się z niczym nie śpieszą i każą klaczy cierpliwie czekać rozkładając przeżycia w dłuższym czasie... Napięcie wewnątrz mnie rosło skokowo i buzowało pobudzając coraz bardziej z kolejnymi porcjami tych drobnych emocji. Musiałam jednak czekać aż sam się zdecyduje. Nie miałam kontroli nad całym zbliżeniem...
  24. [375] [Lust Tale [Forest Song]] - Jeśli masz wątpliwości... Zostaw mnie w wannie... - mruknęłam, przypominając mu moje słowa i czując to w nim że się sam hamuje, że ma wątpliwości. Jeśli miał mnie tylko rozpalić by nie skończyć tego co zaczął to już wolałam się obejść bez jego pomocy i cierpieć w samotności wracając do zdrowia, chociaż nie byłam taka pewna czy ciało nie znalazłoby sposobu na to wszystko zakończyć takim wynikiem jakim pragnęła moja fizyczna powłoka. Jaki wymuszała na mnie i moich działaniach. Ogień pragnie zawsze więcej dopóki nie zgaśnie zupełnie. Ja nie byłam wyjątkiem, ja stawałam się takim płomieniem... Świecą, którą rozpalił kolejnymi iskrami Golding w postaci tych pierwszych pocałunków. Wyciągnęłam powoli ku jego głowie kopyto, chcąc skierować jego wzrok na swój, który już mówił dużo więcej niż słowa. Cała moja mimika była przepełniona już żądzą. Ja pozbyłam się wątpliwości. On miał wybór w teorii. Nie wiem jak daleko oddalił się od swojego brzegu bezpieczeństwa, by już nie utonąć w tym oceanie, który stanowiły nasze ciała łączące się kolejnymi zależnościami... Doznałam tego uczucia wiele razy. Jak całe ciało wibruje w swej istocie chcąc doznać coraz więcej... Czułam ten stan jak szaleją neurony przekazując coraz więcej między sobą informacji.
  25. [375] [Lust Tale [Forest Song]] Nie tego chciałam, skutek moich słów był zupełnie odwrotny od zamierzonego. Zamiast go oddalić od siebie, by chronić go przed samą sobą, byłam o wiele bliżej niźli chciałam, jego tajemnic i innych niewiadomych będących tak cudownych. Mogłam poczuć jak czuły się moje ofiary, gdyby tylko miały świadomość tego co ja z nimi robiłam, nie do końca zawsze z ich woli, tylko według własnego upodobania, tak jak on to robił właśnie ze mną, gdy nie mogłam siły nawet go odepchnąć, czy zaprzeczyć że wcale nie chcę tego wszystkiego. Pozostała mi tylko poddać się dobrowolnie temu wszystkiemu, zanim kolejne pocałunki, poparte delikatnymi dreszczami zniszczą mój wewnętrzny opór zupełnie, a przyjemność i wspomnienia zaleją całkowicie niekontrolowanie moje "ja". Na moim pysku pojawił się niezrozumiały grymas, który zaraz się rozpłynął, gdy zdołałam zagryźć dolną wargę, by stłumić pierwsze jęknięcie. Na moim pysku mimo sprzeciwu pojawiły się coraz bardziej gorące wypieki. Mój opór topił się odwrotnie proporcjonalnie do żądzy... Zaczęłam naprawdę tego wszystkiego chcieć mimo swojej całej bierności. To on miał władzę, a ja nawet nie mogłam mu pokazać tego czy owego... Zaangażować się w to wszystko. Chciał mi pomóc mimo że sam na pewno posiadał opory przed tym wszystkim. Czy to była miłość?
×
×
  • Utwórz nowe...