-
Zawartość
534 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
11
Wszystko napisane przez Socks Chaser
-
Rozglądnęłam się po barze. Bar jak to bar - Ma być alkohol i bijatyki. Bójek nie było, ale alkoholu było dużo o czym na swój sposób informowała dwójka pijanych ogierów. Gdy tylko ruszyłam przed siebie gdzieś na środku podeszli do mnie zataczając się. Jeden podpierał się o mniej pijanego kolegę, a gdy ten skręcał podpierający się lekko podskakiwał, żeby się nie wywalić. Ten mniej pijany rzucił krótko "Chszem zie tobsss... oszenić". Po chwili drugi postanowił puścić kolegę. Gdy tylko podniósł przednie kopyta wywalił się na podłogę, po czym dodał od siebie "Jo tesz". - Ja już mam ogiera. Ożeniłam się z twoim kolegą. - Szepnęłam na ucho dla stojącego przede mną i wskazałam kopytkiem na jego towarzysza. Miałam nadzieję, że rozpoczną bójkę, po czym zostaną wyprowadzeni. Żeby uniknąć przypadkowego oberwania w głowę ruszyłam do lady przy, której stał barman. Miałam zamiar wypić kufel cydru i wracać do Pokemony.
-
Gdy zobaczyłam jak Ditzy się zatrzęsła spojrzałam na nią z zaciekawieniem. Po chwili, jednak kontynuowała swoje zajęcia. Uznałam, że ghule, po prostu tak mają i wstałam z fotela. - Widzę, że robi się późno. W takim razie nie będę przeszkadzać. Pobędę w tym miejscu jeszcze kilka dni, więc znajdziemy czas na rozmowę. - Powiedziałam wychodząc ze sklepu. Po rozmowie z Ditzy zaczęłam czuć się pewniej. Niebo było o wiele ciemniejsze, a to oznaczało, że jest już noc. Wiele kucyków poszło już spać, a na zewnątrz pozostała grupka kucyków wyglądających na 15 może 16 lat. Siedzieli na jednej z ławek głośno rozmawiając i "chyba" nie zwracając na mnie uwagi. Niestety, ze względu na mój wzrost raczej mogliby uznać, że mam te 16 lat. Na szczęście jedynie do czasu aż zobaczą mnie bliżej. Oprócz nich była grupka źrebaków bawiących się z małym kotkiem przed jednym z domów i trójka kucyków - Klacz i Ogier z małym źrebakiem. Czasami myślałam sobie "Mogłam jakiegoś ogiera poznać, ale przez głupi los muszę być z klaczą.". Takie myśli pojawiały się na szczęście rzadko, a gdy już tę "osiemnastkę" skończyłam, po prostu ustały z czego się bardzo cieszyłam. Bar był widocznie wciąż otwarty. Postaci krzątających się w środku było dość dużo. Po krótkim namyśleniu się doszłam do wniosku, że mogę tam na pół godziny wstąpić. W końcu w domu Pokemony światła się paliły, więc nie będę musiała dobijać się do drzwi.
-
- Jeśli dobrze poszukam, to mogę znaleźć jakieś zdjęcie. - Ziewnęłam zasłaniając pyszczek kopytkiem. Na zewnątrz zaczęło się ściemniać, więc przydałoby się iść już do domu Pokemony. Schowałam książkę do swojej torby, a z "kieszeni" w środku torby wyciągnęłam małe zdjęcie owinięte w sreberko, które miało chronić przed ubrudzeniem. Na zdjęciu znajdowała się sfotografowana z profilu klacz pegaza z fioletową sierścią i znaczkiem przedstawiającym jedną z figur szachowych - wieżę. Na prawym tylnym i lewym przednim kopytku miała po dwie niebieskie bransoletki. Jej oczy były koloru turkusowego, podobnie jak jej grzywa i ogon, ale w ciemniejszym odcieniu. W tle znajdowały się drzewa, a kucyk zdawał się stać na wydeptanej drodze. - Wybacz, ale ta droga nie jest prawdziwa. W ten sposób ja, Mendeley i grupka innych kucyków upiększyłyśmy kawałek stołówki. Potem dorysowano resztę. Jak wychodziłam ze Stajni stołówka była do połowy pomalowana. Ja się zajmowałam malowaniem drzew, a Mendeley większymi detalami.
-
- Dlatego zastanawiam się, czy lepiej nie wrócić. Wciąż mam szansę, jeśli udałoby mi się odpowiednio ominąć Ponyville, to mogłabym dotrzeć do Stajni - Powiedziałam czytając rozdział o minach. Te produkowane chałupniczo były najczęściej wypełnione ładunkiem wybuchowym, który mógłby urwać mi pół kopytka, ale był on przeznaczony do wystrzelenia śrub i gwoździ, które wbijały się w ciało wroga. W takich pudełkach zawsze znajdowała się dziura przez którą trzeba wyciągnąć ładunek owinięty w folię lub papier. Z prawdziwymi minami było już trudniej. Trzeba było albo wsadzić kawałek drutu do odpowiedniego miejsca lub powoli odcinać odpowiednie części miny takie jak gumowy krzyż, który po nadepnięciu naciskał na mały przycisk, który powodował wybuch. - Mendeley jest ode mnie młodsza o rok, ale i tak można powiedzieć, że jesteśmy bliźniaczkami. No może nie do końca, ale jest nawet do mnie podobna. Tylko kolory grzywy są pozamieniane miejscami, podobnie jak ogona. No i zawsze nosi kokardę na głowie. - Zrobiłam małą przerwę, by się czegoś napić. Wcześniej jednej z półek wzięłam nalewkę jagodową, która kosztowała ponad 40 kapsli. Na szczęście w Stajni wszyscy zrobili składkę i opuściłam swój dom ze sporą liczbą kapsli w kieszeniach. Wzięłam większy łyk z butelki. - Jeśli chcesz mogę opowiedzieć też o Lucky Gambit. I tak już wiesz, o co chodzi, więc co tam będę ukrywała. - Machnęłam kopytkiem uśmiechając się szelmowsko.
-
- Wybacz, ale nie powiem ci kim dla mnie jest. - Powiedziałam pochylając się nad książką. - Ale jestem taka, że powiem ci tak, czy siak. Nie przedłużając... Lucky Gambit znaczy dla mnie tyle co tamta zebra znaczy dla Navis. Wiesz chyba, o co mi chodzi? Zerknęłam na okładkę książki. Nie było na niej żadnych obrazków tylko prosty napis "Poradnik Przetrwania na Pustkowiach" i imię autora - "Ditzy Doo". Nie chciałam skupiać się na Lucky Gambit, żeby Ditzy nie drążyła zbytnio tematu. - Ty napisałaś tę książkę? Widzę, że sporo podróżowałaś, skoro wiesz tyle rzeczy.
-
- Gdybym straciła język, to pewnie bym nie wytrzymała i się zabiła. - Uśmiechnęłam się ze smutkiem. - Nie dałabym rady żyć bez jakiegoś zmysłu. Gdyby był to węch, to jeszcze bym wytrzymała, ale wzrok lub umiejętność mówienia, to bym, po prostu rady nie dała. Albo wróciłabym do Stajni 32. Może jakiś sposób na przywrócenie tego języka, by znaleźli. - Uśmiechnęłam się szerzej. W książce był spis niebezpiecznych miejsc. Jakaś kryjówka RadSkorpionów, Duże obozy bandytów i Ponyville. Szkoda, że nie natrafiłam na tę książkę wcześniej. Może nie musiałabym oglądać tych zwłok, które walały się w jednej z klatek. - Znaczy się to, po prostu "Stajnia". Zmieniliśmy trochę nazwę, ponieważ pierwsze kucyki, które tam zamieszkały wstydziły się tego, że w ich nowym domu miały odbywać się jakieś eksperymenty. Znaleźli tam jakieś zbiorniki z trującym gazem czy coś. Potem je usunięto. A teraz, to czasami dobudują jakieś nowe pomieszczenia. Stajnię opuściłam dobrowolnie, ale mogę tam wrócić, kiedy chcę. - Powiedziałam szybko, by trochę skrócić to, co mówiłam. - Ale pewnie młodsza siostra się martwi. Mam dwie siostry. Z tych najważniejszych dla mnie kucyków, to na pewno Mendeley, o której teraz mówię i Lucky Gambit, ale wolę o niej nie wspominać. Po niektórych moich wypowiedziach możesz się domyślić czemu.
-
Odwzajemniłam uśmiech, jednak dobry obserwator zauważyłby, że było mi trochę trudno się uśmiechnąć. Po chwili znalazłam lekko zakurzony stary fotel, na którym mogłam usiąść. - No, to nie wiem... może czemu piszesz na kartce, a nie mówisz? Jeśli nie chcesz na, to pytanie odpowiedzieć, to może powiesz mi jak stałaś się ghulem? - Z torby wyciągnęłam "Poradnik Przetrwania". Nie zwróciłam uwagi na autora. Szybko przeglądnęłam spis treści zamierzałam poszukać czegoś co już jako tako potrafię. Najpierw był rozdział o minach, rodzajach broni, szukaniu jedzenia i o rozmawianiu z innymi. Otworzyłam, więc na stronie 60. Były tam rysunki, które pokazywały rozkładanie pistoletu maszynowego podobnego do mojego i, które miejsca należy oczyścić w pierwszej kolejności. Do tego były opisane osiągi broni i dla jakich kucyków w założeniu twórcy danej broni były przeznaczone poszczególne rodzaje oręża. "Skarpeta" była standardowym pistoletem dostosowanym do moich potrzeb, więc szukanie go było stratą czasu. Komarek był przeznaczony dla "Kucyków, które chcą prowadzić szybki i celny ostrzał. Na pustkowiach najczęściej używają go kucyki o słabszej sile fizycznej, toteż wolą walczyć z wrogiem na odległość.". Dla rozmów przeznaczono kolejny rozdział. Nie było tam jakichś badziewi uczących kłamać. Było tam napisane o tonie głosu i o tym, by nie zawracać sobie głowy zbędnymi rzeczami, jeśli zależy mi na tym, by rozmówca mi zaufał. Chodziło o to, że jeśli rozmawiam ze zdenerwowanym kucykiem i chcę mu jakoś pomóc powinnam mówić do niego spokojnie patrząc mu w oczy. Najlepiej nie spuszczać z niego wzroku. W Stajni coś o tym mówili. - Fajna ta książka. - Powiedziałam patrząc na Ditzy. - Są w niej bardzo przydatne porady.
-
(To widocznie źle zrozumiałaś. ^^ Jeśli masz taką możliwość, to zmień "potwór" na "ghul". :3) Rozejrzałam się dookoła. Późno nie było, więc spanie nie było dobrym pomysłem. Mogłam pójść do Pokemony, ruszyć w kierunku baru, wrócić do Ditzy i z nią porozmawiać lub łazić po Nowej Appleloosie bez żadnego celu. Najbardziej odpowiadał mi powrót do Ditzy. Uznałam, że gadanie z inną optymistką dobrze mi zrobi. Musiałam się komuś wygadać i pogadać z kimkolwiek. Otworzyłam drzwi do sklepu i z uśmiechem weszłam do środka. - Ditzy mogę pogadać? Nie chodzi mi o tamtą sprawę. Chcę porozmawiać na, byle, jaki temat. - Uśmiechnęłam się serdecznie szukając czegoś, gdzie mogłabym na chwilę przysiąść. - Po prostu chcę się komuś wygadać.
-
(Potwór? O_o) Spojrzłam na ghula smutnym wzrokiem. Od razu zauważyłam, że chodzi o jakieś przeprosiny. Gdy przeczytałam napis na kartce mała łezka popłynęła mi po policzku. - Tu nie chodzi o to, że mnie wystraszyłaś. Gdy wstawałam patrzyłaś się na mnie tak jakbyś uznała mnie za kucyka, który uważa kucyki takie jak ty za gorsze od siebie. Było mi przykro z tego powodu. - Uśmiechnęłam się lekko. Trochę trudno mi było cokolwiek mówić w towarzystwie Navis, ale, skoro teraz była weselsza... Otworzyłam pakunek. Był w, nim pistolet podobny do tego, którego używała Pokemona i Navis. Widać było jednak, że jest jedną z tych mniej zawodnych broni. - I nie musisz mi dawać żadnych prezentów. Wystarczą szczere przeprosiny. Nazywam się Socks Chaser - Powiedziałam, po czym stuknęłyśmy się kopytkami.
-
Gdy tylko ghul odszedł powoli wstałam masując tył swojej głowy w którą się uderzyłam podczas upadku. Miałam prawo się przestraszyć, a ona podlazła do mnie i gapi się jakby chciała powiedzieć "Jest mi przykro, że mnie nie lubisz". Miałam ochotę wrócić do swojej Stajni, a o wszystkim co ujrzałam na powierzchni zapomnieć. Moim zdaniem powinna zrozumieć, że, skoro pierwszy raz widzi mnie w tym miejscu, to przestraszę się widoku kucyka takiego jak ona. Zgarnęłam z półek kilka magazynków, całą masę jedzenia, a z lady jedną z książek. Podliczyłam liczbę kapsli którą zapłacę. Nie zwracając uwagi na przedmioty, które miały zamiar kupić Pokemona i Navis podeszłam do lady, zostawiłam odpowiednią liczbę kapsli i wydostałam się z tego miejsca powstrzymując się od trzaśnięcia drzwiami i rzucając krótkie "Do widzenia", w którym nawet, ledwo słyszący kucyk wyczułby smutek. Gdy już znalazłam się na zewnątrz zaczęłam łazić pod sklepem czekając na pokemonę. Specjalnie wzięłam ze sobą więcej jedzenia niż chciałam. Skoro ten ghul już uznał mnie za kucyka, który uważa takich jak ona za zarazę, to już nie ma sensu wracanie tam.
-
Kucyk ze skrzydłami jak u smoka i zebra... dziwniejszej pary w życiu nie widziałam. Nie chodzi mi o to, że wyglądało to śmiesznie, ale raczej rzadko się coś takiego widzi. Weszłam z Pokemoną do sklepu i zamknęłam drzwi za sobą. Niedaleko drzwi znajdowała się lada ze starą kasą, książkami i różnymi przedmiotami. Coś mi mówiło, że mogę znaleźć tu jedzenie. Na ścianach dookoła były półki z ustawionymi różnymi przedmiotami. Jakieś miny z pudełek, amunicja, granaty z rur, a czasami nawet broń. Spodziewałam się dłuższego załatwiania wszystkich spraw. Podeszłam do lady, by zerknąć na stos książek, które były zatytułowane "Poradnik Przetrwania na Pustkowiach". Była ona otwarta na spisie treści. Gdy chciałam zobaczyć jakie są rozdziały zza lady wychylił się ghoul. Jego oczy ciągle uciekały na boki, a lewe było dodatkowo lekko zaczerwienione. Jego kształt pyszczka zdradzał, że jest klaczą. Zauważyłam, że jest pegazem, ponieważ tam, gdzie miałam skrzydła u niej faktycznie faktycznie się znajdowały, ale pozbawione piór. Przez chwilę patrzyłam na nią nie wiedząc co zrobić. Kiedy wreszcie zdałam sobie sprawę, że przede mną stoi prawdziwy ghoul podskoczyłam w miejscu i cofnęłam się do tyłu. Straciłam równowagę, przez co upadłam na podłogę.
-
Zerknęłam szybko na zebrę. Zebra jak zebra - irokez, paski i jakiś wzorek, który wyglądał jak znaczek. Do tego wydawała się wyższa od Navis. Ta z kolei była wyższa ode mnie, przez co sięgałam dla tej zebry do końca szyi, czyli tam, gdzie zaczynała się jej głowa. Niestety, byłam dość niska dla ogierów sięgałam gdzieś do nosa, a dla klaczy gdzieś na wysokości oczu lub niżej. Ogier z naszej Stajni miał gdzieś metr dwadzieścia, klacz metr dziesięć. Był, to standardowy wzrost kucyka mieszkającego w tym schronie. Ja miałam gdzieś metr, a może nawet koło 98 centymetrów. Moja młodsza siostra była ode mnie wyższa o te 3-4 centymetry. Denerwowało mnie, to, ponieważ podczas każdej zbiórki, gdy trzeba było ustawić się w szeregu prawie zawsze stałam między jakimiś ogierami. Potem podrosłam 2 centymetry, ale wciąż wydawałam się niska. Z tym wzrostem wyglądało to tak: Ogier ma 120 centymetrów, Klacz 110 a ja 100. Nie chciałam gadać z zebrą. Nie będę się z nią bić na środku miasta, więc udawałam, że jej nie zauważyłam. W Stajni zawsze mówili, że Zebry odpaliły megaczar w Manehattanie. Może i były jakieś pokojowo nastawione zebry, ale to była rasa, duża grupa, społeczność, więc zawsze trochę nieufności zostaje. - Mam takie głupie pytanie - Powiedziałam cicho głupio się uśmiechając. - Czy możesz mnie przenocować? Wtedy oszczędzę trochę kapsli i kupię sobie dużo jedzenia. Zamierzam wyruszyć do Tenpony Tower. Najbardziej odpowiadałoby mi wyruszenie z kimś. Widzę, że się raczej zaprzyjaźniłyśmy, więc, jeśli, by ci, to odpowiadało... Uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam na napis pod nazwą sklepu głoszący : "Poradnik Przetrwania na Pustkowiach! Już dostępny! Pierwsza kopia w rodzinie gratis!". Nie wiedziałam, o co chodzi z tą "rodziną", ale nazwa książki była bardzo zachęcająca.
-
Gdy dotarłam do bramy ja i Pokemona musiałyśmy poczekać aż Navis łaskawie do nas dołączy. Jeszcze, nim się do nas doczłapała kilku strażników, którzy właśnie pilnowali wejścia wycelowali w nas z pistoletów, karabinów i strzelb. Gdy miałam zamiar z nimi pogadać na temat wejścia Navis stanęła obok mnie, popatrzyła na strażników i spacerkiem ruszyła w kierunku otwartej bramy zrobionej z wagonu z wyciętym dużym kwadratem. Pilnujący wejścia nawet nie zastanawiali się, czy powinni ją wpuścić. Razem z Pokemoną weszłam do "miasta". Wszystkie kucyki, które aktualnie znajdowały się dookoła schodziły Navis, Pokemonie, a nawet mi z drogi. Pomimo mojego serdecznego uśmiechu każdy kucyk albo schodził mi z drogi albo patrzył się na mnie ze strachem. Miałam już dość tej Navis. Czemu ona nie założy tego płaszcza? Chciałam nawet powiedzieć do niej, żeby te skrzydła czymś zakryła, ale ja też się trochę jej bałam. Denerwowało mnie też to, że kucyki bały się też mnie. Miasto wyglądało dość dobrze. Mieli mały szpital, sklep "Absolutnie Wszystko", bar, który robił też za chotel o czym informowała tabliczka obok drzwi i kilka pomniejszych sklepów. Słyszałam też, że w większych osadach mają wciąż działające filtry wodne. Bardzo chciałam się porządnie wykąpać. Gdy tylko Navis znalazła się trochę dalej trąciłam Pokemonę kopytkiem. - Pokemona - szepnęłam jej do ucha, żeby Navis nie zaczęła podsłuchiwać. - Jak opuścimy Nową Appleloosę, to, gdzie się udasz? Chciałabym też wiedzieć, kiedy i, czy wyruszasz z Navis.
-
Ruszyłam za Pokemoną. Szczerze, to Navis niezbyt mnie obchodziła. Nowa Appleloosa nie wyglądała jakoś "super". Mur był zrobiony z wagonów pociągu po, których łazili strażnicy uzbrojeni w broń palną. Nad "miastem" górował wielki dźwig. Widocznie dzięki niemu udało się odpowiednio ustawić wagony.Od razu zauważyłam kilka wagonów ustawionych tak, by tworzyły kolejne piętra. Nie było, jednak powodu do cieszenia się. Do Nowej Appleloosy jeszcze trochę zostało, więc bandyci mogą mieć jeszcze szansę na obrabowanie nas. Nie wiedziałam co mam teraz zrobić. Nowa Appleloosa, a po podróży nikt nie błagał o pomoc ani nie strzelał. No oprócz tych bandytów od, których uciekałam. Zastanawiałam się, czy jest jeszcze sens iść do Wieży Tenpony. W głowie ułożyłam sobie plan. Najpierw zapytam Pokemonę, gdzie pójdzie po opuszczeniu Nowej Appleloosy i, kiedy. Potem kupię sobie coś do jedzenia, uzupełnię amunicję i wynajmę jakiś pokój w hotelu, by mieć, gdzie spać. Przy okazji spróbuję dowiedzieć się, jak dotrzeć do Wieży. Jeśli się nie dowiem, to pójdę z Pokemoną w końcu nie przeszkadza jej moje towarzystwo, a ja od razu ją polubiłam. Osada na horyzoncie przestała przyciągać moje oko. Rozglądałam się, więc dookoła, by nas jeszcze bandyci nie zaszli. Słyszałam, że czasami atakowali pod samym obozem pełnym kuców. Tutaj takiej możliwości nie mieli, ale dotarcie do tego skupiska wagonów zajmie nam jeszcze kilka może kilkanaście minut.
-
Ponownie westchnęłam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Siedziałam, więc na ziemi i przeglądałam opcje mojego PipBucka czekając aż Navis skończy jeść. Od razu po usłyszeniu jej głosu wiedziałam, że nie będziemy się zbytnio lubić. Jej spojrzenia zbytnio mnie nie przerażały, ale irytowały. Najchętniej odeszłabym bez słowa. Przynajmniej Pokemona była do mnie przyjaźnie nastawiona.
-
Westchnęłam ze zrezygnowaniem. Navis wkurzona na cały świat, został mi tylko baton z bakaliami, a do Nowej Appleloosy zostało przynajmniej kilka godzin drogi. Na szczęście miałam trochę kapsli, więc po dotarciu mogłam coś zjeść. Teraz zostało mi tylko błagać w duchu Pokemonę, by dała jakiś temat do rozmowy. Nawet ten latający szczurek się jej bał. Skrzydła dostała od "stworzenia". "Kurde stworzyli ją w laboratorium, czy co?" myślałam sobie patrząc na tę cholerną kanapkę. Wywnioskowałam, że chciałaby, żeby ktoś jej współczuł, ale widocznie na ten temat rozmawiać nie chciała. Nie mając nic innego do roboty zaczęłam przeglądać swój ekwipunek od czasu do czasu wysyłając Pokemonie błagalne spojrzenia, żeby coś wreszcie powiedziała, porozmawiała, zrobiła cokolwiek, by atmosfera stała się bardziej przyjazna.
-
Podróż była dosyć długa i nudna. Nikt nic nie mówił, a, jak już się odezwał to po, to, by przekazać coś niepokojącego lub ważnego. Do tego ciągle towarzyszyła mi niezbyt miła atmosfera, która dawała się we znaki Pokemonie i Navis. Po kilku godzinach Navis powiedziała, że jest "Przerwa na obiad" i wyjęła z juków kanapkę. Miałam zamiar coś zjeść za około godzinę, ale, skoro one jedzą, to ja też. Wyciągnęłam rogalik i jabłka, które szybko zjadłam. Teraz musiałam liczyć na to, że Pokemona później podzieli się ze mną jedzeniem, bo na, choćby ciastko od Navis nie było co liczyć. Mogłam też jeść "świeże" herbatniki. Moje "towarzyszki" zdjęły swoje płaszcze. Od razu zwróciłam uwagę na skrzydła Navis. Do tego w jej kanapce znajdowało się coś podobnego do mięsa, z którego jeszcze ciekła krew. Wiedziałam, że niektóre kucyki jadły mięso, ale najpierw je piekły. Surowe jedynie w ostateczności. Gdy patrzyłam na tą klacz czułam, że surowe mięso jadła wcześniej i zapewne smakowało jej bardziej od pieczonego. Do tego zaczęła boleć mnie głowa. - Navis czemu masz takie skrzydła? - Zapytałam lekko się uśmiechając, żeby jeszcze nie uznała mojego pytania za czepianie się.
-
- Ta... - Powiedziałam cicho opuszczając głowę. Z jakiegoś powodu zrobiło mi się smutno po usłyszeniu tego co powiedziała Pokemona. Ruszyłam za Pokemoną. Miałam zamiar o czymś pogadać, ale mówienie o bandytach raczej odpadało. Czułam, że sama moja obecność irytuje Navis. Pokemona była dla mnie miła, sama się przywitała, ale jej przyjaciółka widocznie nie chciała nawet na mnie patrzeć.Po prostu szłam obok Pokemony patrząc na ziemię pod sobą lub przed siebie.
-
- Nie zamierzałam strzelać tylko przyśpieszyłam kroku, nie wyglądam jak bandyta, jestem ze Stajni 32, a ty jesteś zbyt nieufna. Coś jeszcze? - Powiedziałam stawiając kopytko z bronią na ziemi. Fioletowa normalna i ładna, Batty słodki, ale wkurzający, a Czarna nieufna i wkurzająca. Dziwiłam się czemu jest taka nieufna. Miałam, jednak nadzieję, że jakoś się z nią zakoleguję. Postanowiłam, jednak zmienić ton głosu na nieco milszy. Powoli wyciągnęłam kopytko w stronę klaczki i zaczęłam opuszczać jej broń. - Nazywam się Socks Chaser. Nie chcę żadnych kłopotów. Chciałam jakoś zagadać, ale, jeśli tak bardzo tego chcesz, to mogę odejść. - Uśmiechnęłam się lekko. Zrobiło mi się smutno, ale wciąż patrzyłam w oczy rozmówczyni.
-
(Poprawione. Wybacz, skojarzył mi się z "Koszmarkiem. xD) O w mordę... tą czarną widzę pierwszy raz, gadam z nią mniej niż kilka minut, a ona już mnie wkurza. Patrząc się na tego nietoperza miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Trzeba albo być ślepym albo pijanym, żeby uznać, to zwierzę za kucyka. Na szczęście miałam wytłumaczenie - Byłam niewyspana i widziałam niestworzone rzeczy. Widocznie Batty potrafił myśleć, bo na grzbiecie miał jakąś broń, z której jeszcze potrafił strzelać. Nawet pokazał "giwerę", gdy ta klacz mówiła o tym, że kogoś zabił. Gapił się na mnie jakby miał się na mnie zaraz rzucić. Nic tylko złapać, ogłuszyć i na ognisko. Na początku chciałam powiedzieć coś o trybie automatycznym w moim pistolecie, ale fioletowa się odezwała. No zaraz kogoś ukatrupię. - Nie jestem bandytą! Kurde, czy ja wyglądam na bandytę, który zabija inne kucyki? - Wykrzyknęłam zbliżając się do drugiej klaczy. Najchętniej strzeliłabym w tego "Batty'ego". Ja rozumiem, że można komuś nie ufać, ale on okazywał mi wrogość. Tak robią jedynie bandyci, a nie normalne kucyki. - Idziecie do Nowej Appleloosy z tego co widzę. Mogę z wami iść? - Zapytałam spokojniejszym tonem. Wciąż, jednak byłam mocno wkurzona i najchętniej odreagowałabym złość na tym zwierzaku.
-
Gdy postaci, które okazały się klaczami wycelowały we mnie pistoletami prawie podskoczyłam ze strachu. Zdziwiła mnie taka reakcja. Szczerze, to ta fioletowa była nawet ładna. Spod płaszcza jej towarzyszki wyleciał jakiś mały brązowy nietoperz. Poczułam się trochę głupio, żeby pomylić takiego nietoperka z źrebakiem... Był nawet fajny, ale głośno popiskiwał i patrzył się na mnie jakby nikt nie karmił go od kilku dni i teraz miał okazję zemścić się na swoim oprawcy. Te piszczenie bardzo mnie denerwowało i najchętniej złapałabym go za skrzydełka, poszła z, nim do stołówki i wrzuciła do garnka z gorącą zupą. Powoli podniosłam kopytko i wycelowałam w tą czarną. - Wiesz, że tak, czy siak zdążę cię zastrzelić? Do tego wasza broń wygląda na taką co się zaraz zatnie - Powiedziałam oddalając kopytko od przycisku. - I nie wyglądacie na takie co, by kogoś zabiły. Ja też na taką nie wyglądam co nie? - Dodałam uśmiechając się.
-
Minęło kilka może kilkanaście minut, a postacie nawet nie spojrzały w moją stronę. Po jakimś czasie nałożyły na siebie płaszcze. Spojrzałam w górę. Chmury były ciemne tak bardzo, że, gdybym dopiero wylazła na powierzchnię pomyślałabym, że niebo to ciemna pustka. Z góry zaczęło lać. Zastanawiałam się czemu te pegazy z góry niczego z tym nie zrobiły. Krople wody wielkości chyba pestek od wiśni spadały na moją głowę, ogon i ubranie, przez co szybko zmokłam. Niestety, nie wzięłam ze sobą żadnego płaszcza, który ochroniłby mnie przed wodą. Przyśpieszyłam kroku, by szybciej znaleźć się w pobliżu kucyków.
-
Złożyłam namiot i schowałam go w torbie. Moje ubranie składało się z Niebieskiej koszuli z numerem "32" na kołnierzu i lekkiej kamizelki kuloodpornej. No i nie można było zapominać o skarpetkach. Te zostawiłam w Stajni, a wzięłam ze sobą kopię. Wiadomo, że oryginał nie może się zniszczyć. Zerknęłam na kieszonki, w których chowałam amunicję. Do Skarpety zostało mi 5 magazynków, a do Komarka jedynie 2. W Ponyville musiałam ostrzelać bandytów, którzy weszli za mną do jakiegoś budynku. Gdy zamknęłam kieszeń jedna z postaci wyleciała z chmur i wylądowała na drodze. Widocznie źrebaki wychowujące się na powierzchni były uczone latania od dziecka. Mogła też, po prostu być niska, ale szybko odgoniłam od siebie tę odrobinę głupią odpowiedź na pytanie "Czemu ona jest źrebakiem i lata?". Albo było, to spowodowane niewyspaniem, a źrebak był tak na prawdę jakimś latającym stworzeniem. Spojrzałam na resztę postaci. Faktycznie kucyki, ale, czy ogier, czy klacz, to ja nie wiedziałam. Po co się nad tym zastanawiałam? Byłam głodna, niewyspana i widziałam niestworzone rzeczy, a teraz jeszcze nawet nie potrafię rozpoznać płci innych kucyków. Nie wyglądałam na pijaną ale miałam lekko zamazany obraz i czasami mi się coś przywidziało. Mimo swojej ufności postanowiłam nie podchodzić zbyt blisko. Uniosłam się w powietrze i poleciałam w kierunku drogi starając się utrzymać dystans 30-40 metrów. Jak coś będą chciały, to zawołają. Zauważyłam że idą w tę samą stronę co ja, zdałam też sobie sprawę że nie uniknę konfrontacji z nimi. Dla zabicia czasu zaczęłam gwizdać jakąś melodię.
-
Mój dom znajdował się blisko Ponyville. To cud, że w ogóle opuściłam, to miasteczko. Gdy tylko zaczęłam uciekać każdy bandyta znajdujący się w promieniu stu metrów ode mnie ruszył w moją stronę. Naliczyłam może ze 10 oszołomów, ale, gdy lawirowałam między budynkami pojawiali się kolejni. Po niebie przemknęły 3 postaci. Pierwsze dwie na pewno były kucykami. Ten ostatni był zbyt mały. Źrebaki latać nie potrafią, a na dorosłego kucyka mi "to" nie wyglądało. Bardziej zastanawiało mnie jak pegazy znalazły się w tym miejscu. Od wyjścia na powierzchnię kilka dni temu nie widziałam ani jednego pegaza. Rodzice mówili mi, że po tym jak Megaczar uderzył w Cloudsdale pegazy zasłoniły niebo chmurami i przeniosły się jeszcze wyżej. Manehattan miał szczęście, bo podobno zostały po, nim ruiny. Tata mówił, że Cloudsdale rozpadło się na kawałki i, po prostu zniknęło. Musiał mu, to powiedzieć dziadek któremu o tym mówił pradziadek i tak dalej. Starsze kucyki niewiele pamiętają, więc czasami coś przekręcą. W ten sposób z historii o tym jak otrzymałam 6+ z testu powstaje opowieść o tym jak to ratowałam Equestrię. Powróciłam do swojego namiotu. Spakowałam koc, poprawiłam grzywę, żeby wyglądać jak normalna klacz i schowałam Skarpetę do "kabury". Komarka zawiesiłam na grzbiecie. Niezbyt odpowiadało mi trzymanie broni w pyszczku. Miałam, więc na przedniej prawej nodze urządzenie, do którego można było przytwierdzić jedną z moich broni. Wyglądało na chałupniczo zmontowane, ale było bardzo użyteczne. Po zamontowaniu pistoletu należało stuknąć kopytkiem w przycisk, by odpowiedni mechanizm nacisnął spust. Podobnie z komarkiem tylko, by celnie strzelać musiałam lekko unosić się w powietrzu lub siedzieć. Można pomyśleć, że działanie "kabury" jest skomplikowane, ale zaliczało się ono jedynie do stukania kopytkiem w przycisk, a po skończeniu walki zabezpieczeniu broni. Potem można machać, rzucać, uderzać, a broń nie wystrzeli. Gdy zebrałam mój ekwipunek zaczęłam składać namiot. Po schowaniu "mieszkania" do torby miałam zamiar sprawdzić, o co chodziło z trójką postaci.
-
Powoli otworzyłam oczy. Mój namiot miał małą dziurkę przez którą mogłam zobaczyć niebo. Nie chciałam wstawać, więc położyłam się na grzbiecie, by spojrzeć na niebo. Na chwilę zapomniałam o tym, że chmury okalały przestworza jeszcze, gdy mnie nie było na świecie. Wydałam z siebie ciche mruknięcie i przewróciłam się na drugi bok. Miałam ochotę pospać jeszcze troszeczkę, chociaż te kilka minut. Gdy byłam blisko zapadnięcia w sen mój brzuch zaburczał, a ja poczułam głód. Niechętnie wstałam i przeciągnęłam się głośno ziewając. Najchętniej przemyłabym pyszczek wodą, ale tej nie miałam zbyt dużo. Moja broń leżała obok starej torby listonosza, w której chowałam to , co znalazłam. Otworzyłam torbę, by sprawdzić, czy jej zawartość przypadkiem nie "uciekła". Musiałam też coś zjeść. W Stajni od razu dostawałam kilka kanapek, a teraz za moje śniadanie robiły 2 jabłka i pół szklanki wody. Przypomniałam sobie też o wisiorku, który dostałam na urodziny od Lucky Gambit. Na szczęście wciąż miałam go na szyi, gdzie był ukryty pod moim ubraniem, żeby ktoś nie chciał go jeszcze zabrać. Wiedziałam, że biorę go niepotrzebnie, ale chciałam zawsze mieć przy sobie coś, co będzie kojarzyło się z rodziną i przyjaciółmi. Był zrobiony głównie z małych kryształków i koralików. Najbardziej w oczy rzucał się największy z kryształów. Gdy dłużej się na niego patrzy można zauważyć też małą świecącą kropkę, która latała po "wnętrzu" klejnotu tak jakby był pusty w środku. Prawdopodobnie był zaczarowany, czy coś takiego. W ostateczności można było użyć tego wisiorka jako "latarki", ponieważ biło od niego słabe niebieskie światło. Gdy zobaczyłam moje ostatnie zapasy zrobiło mi się smutno. Musiałam mniej jeść, żeby starczyło mi na dotarcie do Nowej Appleloosy. Zjadłam jabłko i kawałek rogalika wypełnionego czekoladą. Popiłam, to czystą wodą ze Stajni. Wciąż byłam trochę głodna, ale nie aż tak bardzo, jak wcześniej. Wygramoliłam się z namiotu i rozglądnęłam po okolicy.