Skocz do zawartości

Ylthin

Brony
  • Zawartość

    810
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    9

Wszystko napisane przez Ylthin

  1. Ylthin

    Mała pomoc? Od grafika

    Łap schemat. Co prawda jest tam parę głupich błędów (carpus to nadgarstek, nie kolano! humerus, nie humerous! cheek, nie cheak, swoją drogą nie mówi się o jakimśtam os malar, a o maxilla, szczęce - nie mylić z żuchwą, mandibula), ale pokaże ci, jakie są podstawy końskiej anatomii. Od siebie dodam jeszcze tylko kilka małych uwag: Koń jest tzw. palcochodem - opiera się na trzecim palcu dłoni i stopy. Palce drugi i czwarty zostały zredukowane do niewidocznych na schemacie kości rysikowych (małe, cienkie kości przymocowane do kości śródręcza i śródstopia - ignorujesz je, chyba że rysujesz koński szkielet), palce pierwszy i piąty zanikają całkowicie. Innymi słowy, kuce wiecznie pokazują "amerykański palec". Jak pisałam przy poprawkach do schematu: ten charakterystyczny staw w kończynie piersiowej, który ludzie nagminnie mylą z kolanem - to jest, drodzy państwo, nadgarstek. Leżący z grubsza na tej samej wysokości staw kończyny miednicznej to staw stępu, porównywalny z ludzką piętą. Końskie łokcie i kolana są umieszczone bardzo wysoko, mniej więcej na linii zewnętrznej krawędzi klatki piersiowej. Konie (jak większość ssaków) nie posiadają obojczyków. Niby można się kłócić, że w mięśniu ramienno-głowowym występuje takie cudo, jak łącznotkankowa smuga/wstawka obojczykowa, ale taki z tego obojczyk, jak z koziego odbytu klarnet. Kucyki w serialu mają zbyt krótkie tułowie i szyje uniesione pod zbyt wysokim kątem (oraz mocno zdeformowane kończyny), ale to ci zacznie przeszkadzać dopiero wtedy, gdy zaczniesz się bawić w domorosłego anatoma i rysować pucyki w "umięśnionych" egzoszkieletach i inne cuda techniki. Protip: nie rób tego. I nie wiem, na jaką cholerę ci Corele z Photoshopami. Gdybyś był profesjonalistą z tabletem za tysiące zeta, proszę bardzo - wcześniej jednak możesz na spokojnie zadowolić się GIMPem i Inkscape. Darmowe, łatwe w obsłudze, nieprzeładowane nadmiarem opcji. I zanim zaczniesz robić COKOLWIEK cyfrowo: łap ołówek, blok/jakikolwiek czysty papier i rysuj analogowo. Takie ćwiczenie wyrabia rękę, uczy cierpliwości i ostrożności w rysunku.
  2. Brak tagów obowiązkowych. Uzupełnij, albo przyjdzie Dolar i na tobie usiądzie.
  3. Pisałam coś podobnego (zderzenie świata "kanonicznego" z własnymi wymysłami) w okolicach 2013-14, ale zrezygnowałam - nie miałam pomysłów, fabuła była nieskoordynowanym burdelem, a jakość całości... cóż, powrót do tekstu był tak bolesny, że fik poszedł w cholerę. Ale ponoć Fluttershy miała dobrze oddany charakter.
  4. Inną kwestią jest pomysł i problemy z tzw. world building. Moje bzdurki w rodzaju "Bez przyszłości" czy innych opek *khe-khe* Zły Lord *khe-khe* przejdą jeszcze jako fanfiki MLP, bo korzystam z uproszczonego uniwersum - ergo, uproszczony pomysł, lekko przerysowane postacie i pewne... skróty w strukturze świata przedstawionego nie rażą tak mocno. Gdybym jednak miała przenieść "BP" na grunt typowego, "ziemskiego" urban fantasy, zaczęłaby się kołomyja, bo musiałabym szukać informacji na bardzo różne tematy (od medycyny sądowej po policyjne procedury), doszlifować kreacje bohaterów i mocno namieszać w elemencie fantasy (bo czytelnik zwróci większą uwagę na to, na jakich zasadach działa ta cała "cywilizacja" z równoległego świata etc.). A world building wykraczający poza "zerżnę powierzchownie z Tolkiena i zmienię trzy nazwy na krzyż" jest w pisdu trudny i wymaga wiedzy na temat historii, ekonomii, kultury, socjologii i <tu wstaw litanię innych -logii>. Albo ogromnej dawki humoru i kreatywności (wiedzy zresztą też - Świat Dysku pozdrawia). Z kolei takie "Cydry" (2/10, nie polecam) niejako paradoksalnie funkcjonują wyłącznie w obrębie uniwersum MLP... I nie cytujcie mi Ćwieka z jego nowszymi powieściami. Fanfiki o czwórce zachlanych muzykantów z niewyparzonymi mordami mogę pisać tylko w klimatach pucykowych, bo ich "fabuła" na dłuższą metę wiązać się będzie właśnie z serialem i jego lore czy inną mitologią. Ot, taki pomysł. Kończąc ten mało składny wywód o niczym i wracając do łuku aorty, mój facet od czasu do czasu marudzi mi, że mój inny fanfik (którego nazwy ze wstydu nie będę podawać) mógłby się stać samodzielnym pomysłem - ja jednak twardo obstawiam swoje i powtarzam do znudzenia: piszę historię opartą o konkretne, zdefiniowane uniwersum, z jego postaciami i wydarzeniami. Akcja fika jest silnie zakorzeniona w akcji jednej z części tego uniwersum i rozgałęzia się ku drugiej, a obecność moich własnych bzdurek, wniosków i wymysłów mniej lub bardziej powiązanych z materiałem źródłowym nie czyni go niczym oryginalnym czy samodzielnym - to jak dorysowywanie brakujących kawałków w obrazku na bazie tych istniejących. Zmiana kilku detali nie uczyniłoby z opowiadania nic ponad marny plagiat - marny plagiat marnej historii.
  5. Po kliknięciu przycisku "Połącz z /sb/" nie dzieje się nic. Znaczy: zaczyna się niby ładowanie szałtboksa, ale to ładowanie trwa i trwa, i trwa... i nic. Ani komunikatu o błędzie, ani załadowanego /sb/.
  6. Problemem może być to, że większość młodych pisarzy celuje raczej w popularne gatunki (np. fantastykę czy kryminał), a wydawcy a) mają "swoich" pisarzy (tj. takich, którzy wydali już u danego wydawnictwa kilka książek i wiadomo, że kolejne się sprzedadzą), b) nie lubią bawić się w promowanie debiutantów (bo nie można im wrzucić na okładkę tekstu o "kolejnym bestsellerze laureata Zajdla" czy czegoś równie chwytliwego), c) cierpią z powodu przesytu rynku, więc tym bardziej nie chce im się przekopywać przez stosy rękopisów, żeby znaleźć coś wybijającego się ponad średnią. Inna kwestia, że pisanie w celach zarobkowych przy niskich/spadających wskaźnikach zainteresowania lekturą to finansowe samobójstwo.
  7. Moja większa połowa kręci ze mną Let's Play z Legend of Korra od Platinum Games: https://www.youtube.com/watch?v=QxavnpKuYFY

    1. Silicius

      Silicius

      Ciekawe jak gra ma się do serialu, z chęcią obejrzę :)

    2. DiscorsBass

      DiscorsBass

      Obejrzyjcie serial, zaś jeśli chodzi o grę... kojarzę mieszane recenzje ze Steama ~ 

  8. Miałam zrobić rozpiskę błędów, ale stwierdziłam, że łatwiej i szybciej będzie, za pozwoleniem, wrzucić pracę do Inkscape i zrobić mały schemacik... Wybacz lekki żargon, weterynaria robi z człowiekiem dziwne rzeczy. Biorę poprawkę na wyraźną inspirację stylem serialowym i nie czepiam się np. lekko kanciatego, garbatego pyska, przykrótkiego grzbietu, przerośniętych lotek, uproszczonego rysunku grzywy i ogona czy faktu, że blik światła w oku Derpy jest źle umiejscowiony. Nie czepiam się także minimalistycznego tła, braku kompozycji i mało dynamicznej, wręcz schematycznej pozy, bo takie rzeczy przychodzą u większości ludzi z czasem. Nie jest źle, ale i nie powala. A żeby nie było, że tylko marudzę i krytykuję, łap filmik (ENG, chwilami brzydkie słowa): https://youtu.be/aDni-W37z6I Nie wiem, na ile zrozumiesz komentarz (szybki amerykański angielski i rysowniczy żargon), jednak sam filmik pokazuje z grubsza, jak pracować ze szkicem, konturem (lineartem) i kolorami. Polecam ogółem szukanie tego typu filmików - speedpaintów, tutoriali, streamów z Picarto.tv - obserwując pracę innych, można wyciągnąć sporo wniosków dla siebie.
  9. Miałam pomysł na opko o radzieckich kucoperzach celebrujących chyłkiem Święto Zmarłych, cykl krótkich form opartych o pewien album rock n' rollowy oraz opko czy dwa poświęcone "nie-wiedźminom" ze Stalliongradu. A potem zafiksowałam się na tym nieszczęsnym SoLu i przestałam pisać cokolwiek. Zresztą moje kucoperze przypominają Naród Wybrany, a BP nie istnieje
  10. @Generalek Jeszcze nie każdy członek fandomu ewoluował w Spidiego. Może to i lepiej, bo owszem, Docsy są miejscami lekko upośledzone, ale IMO przegląda się je dużo wygodniej od PDFów. Tak w ogóle: piszecie o kolejnych tomach fanfików, o rozdziałach na 90+ stron, cuda-niewidy... a ja tak tylko siedzę i zastanawiam się, czy 12 rozdziałów po 20-30 stronnic każdy wystarczy mi na moje wypociny, czy może będę te liczby ciąć z braku sensownej treści do zapisania. I czy wyrobię się przed końcem studiów. Wiecie, wtedy nie będzie już mi chyba przystawało pisać jakichkolwiek fanfików... i siedzenie pięć lat nad "slajsoflajfem" (a co dopiero SoLem na bazie serii, której dziurawą, głupią jak przysłowiowy but fabułę mogę streścić w dwóch-trzech zdaniach) to tak trochę... eee... przesada? Jakoś nigdy nie umiałam pisać długich, wielowątkowych fabuł. Ani pisać szybko. A w tej chwili nie piszę prawie w ogóle, chyba że mój zeszycik w szarych okładkach się liczy.
  11. Normalnie leciałam z fanfikami "na pałę", układając cały plan w głowie (co nie kończyło się zbyt dobrze w dłuższych opowiadaniach). Teraz jednak, przy okazji prac nad większym, wielorozdziałowym fikiem zdecydowałam się założyć sobie mały, osiemdziesięciokartkowy zeszyt, w którym notuję wszelkiego rodzaju pomysły - od ogólnikowych ("to SoL, więc mogę opisywać po prostu szarą codzienność i od czasu do czasu wpleść w to ważniejsze wątki"), po bardziej szczegółowe ("scena-gag, w której postać o ostrym języku zmuszona zostaje do wyrażania się w cenzuralny sposób") - a także motywy, charakterystyki postaci, nazwy własne, miejsca, daty, rozważania odnośnie szeroko pojętego przebiegu fabuły czy rozpisania pewnych wątków, a czasami nawet coś w rodzaju mini-streszczenia problematycznej do napisania sceny. Problem jest jednak taki, że zeszyt prowadzony jest chaotycznie, pełno w nim suchych niby-żartów i moich osobistych autopojazdów uwag, obok zagadnień naprawdę ważnych (np. charakterystyka i rozwój głównej postaci) lądują kompletnie niepowiązane bazgrołki, notatki o grach czy pomysły niezwiązane zupełnie z fanfikiem, a spora część informacji o całości dalej siedzi w mojej głowie. Planu całej akcji za nic nie stworzę, bo nie umiem, niestety, rozpisać fabuły od początku do końca - mój proces twórczy to raczej wędrówka we mgle od latarni do latarni, to znaczy: od jednego ważniejszego wątku czy zdarzenia do drugiego (a to, co dzieje się pomiędzy, to już hulaj dusza, piekła... nie powinno być, a jak będzie, to się wytnie trochę tekstu). W efekcie z około 30 zapisanych stron może 10 zawiera coś konkretniejszego, niż "Tonight, our dinner is BURNING" albo "Milfin nie umie w <wstaw element warsztatu pisarskiego>" tudzież krzywy szkic Goro Majimy śpiewającego wiadomy kawałek 4 Non Blondes (efekt uboczny dyskusji o serii Yakuza i starych kreskówkach). Jak wspominałam, krótsze fiki pisałam z głowy - większość z nich nie posiada jednak zbyt spójnej fabuły i sprowadza się do ciągu gagów ("Cydry", "A gdybym był Złym Lordem") lub dosłownie trzech scen na krzyż ("Króleffscy Strasznicy"), więc nie było w sumie o czym pisać... Jeśli kiedykolwiek wrócę jednak do tych kilku nadpoczętych projektów wielorozdziałowych lub wieloczęściowych ("BP", "Dziwaczna Przygoda", rimejk "Cydrów" + część trzecia serii, "Equestria Rocker"), pewnie założę sobie kolejne notatniki. Random i luźna fabuła randomem i luźną fabułą, ale wypadałoby napisać coś bardziej... zwartego i logicznego, żeby Dolcze miał w końcu dobry powód, żeby mnie opiewać.
  12. Świeża krew jest bordowa? No proszę. Widziałam patroszenie świeżo ubitego drobiu, preparowałam świeże (tj. nienastrzyknięte jeszcze formaliną, chociaż już wypatroszone) psy w uczelnianym prosektorium, a krew do morfologii potrafili mi rok w rok pobierać, ale jakoś nie wiedziałam... Zawsze myślałam, że odtleniona krewka żylna jest ciemnoczerwona, a tętnicza, utlenowana - jasnoczerwona, ale widać człowiek się uczy całe życie... ...tak samo, jak nie wiedziałam, że brak niemal jakichkolwiek opisów otoczenia ma skupić uwagę czytelnika na emocjach i odczuciach postaci (skądinąd słabo opisanych i kompletnie nierealistycznych), a spacje po znakach interpunkcyjnych to najwyraźniej jakaś wydumana fanaberia. A bez ironii: tekst przejrzałam raczej pobieżnie i nie do końca, ale z tego co zauważyłam jest tym samym, czym było choćby "Cupcakes": tanią gierką z odbiorcą, epatowaniem przemocą dla przemocy i szokowaniem dla samego szoku. Niektórych może to wystraszy czy obrzydzi - mnie nie rusza zupełnie, za to tym bardziej przyciąga moją uwagę do rwanej, nietrzymającej się przysłowiowej kupy fabuły, w której autor zabawił się w budżetowego Frankensteina i pozszywał ze sobą kilka sławnych "dziełek", do irracjonalnych zachowań postaci i ich papierowych osobowości, do skąpych lub brakujących opisów oraz ogólnie miernego warsztatu pisarskiego. Nie wiem, czemu ma to wszystko służyć i co autor chce osiągnąć, ale na jego miejscu zamiast marnować czas na szmirowate gore-fiki, poszłabym po dobrą książkę lub dwie (tudzież dwieście), naczytałabym się... i za rok czy dwa spróbowała sił w pisaniu porządnych opowiadań - takich z fabułą, opisami i całą resztą inwentarza, gdzie celem jest nie świecenie czytelnikom po oczach obleśnymi obrazkami, a... nie wiem, może opowiedzenie jakiejś historii?
  13. Ylthin

    Pomoc w rysowaniu

    Gimp lub Inkscape, sieciowe tutki i wio, samemu robić. I weź nie rób z pucyków czy innych lisków gacków brunatnych.
  14. Sun, bo zaraz ja cię pobiję i nie słownikiem, a Harperem. A argumentum ad personam jest niedopuszczalne w każdej, obojętnie jakiej dyskusji. Krytykujemy zachowanie, nie osobę.
  15. Mylisz pojęcia. Zaburzenia (wszelkiego rodzaju dys-), jak sama nazwa wskazuje, są zaburzeniami np. w pracy mózgu - niewielkimi, ale obecnymi i problematycznymi. Owszem, zdarzają się ludzie, którzy papierek z "dys-" traktują jako wygodną wymówkę lub nadopiekuńcze mamusie, które prośbą, wrzaskiem i groźbą załatwiają zaświadczenia z poradni swoim "bambino", nie możemy jednak generalizować i potępiać ludzi, którzy zmagają się z takimi problemami nie ze względu na lenistwo czy głupotę, a na dysfunkcję ciała. Zwłaszcza, że wielu dyslektyków czy dysgrafików stara się walczyć ze swoimi zaburzeniami i pisać w miarę czytelnie/poprawnie językowo. Analfabetami prędzej byli moi przodkowie - jako niezamożni chłopi nie mogli uzyskać stosownej edukacji, w tym umiejętności czytania i pisania. Nie oznacza to jednak, że byli ludźmi głupimi czy upośledzonymi (któraś prababka ledwie pisała i sadziła przy tym okropne byki ortograficzne, za to świetnie znała się na leczniczych właściwościach roślin). A ta moda? Proste - żyjemy w świecie niussajtów, tłitów i informatycznego szumu, w swoistej kulturze fast-foodów. Poprawność przekazu traci na znaczeniu, liczy się tylko jego szybkość i pozorna siła - który nagłówek zgarnie więcej wyświetleń, który tweet będzie przekazywany dalej, który post dostanie więcej łapek w górę. Przestajemy czytać wartościowe książki - bo kto ma czas na to, żeby siłować się z rozmyślaniami egzystencjalnymi (poza coraz szerszym gronem ludzi z depresją, dla których kwestionowanie sensu życia jest chlebem powszednim)? Ba, przestajemy czytać w ogóle - bo kto będzie czytał, jeśli w zasięgu kilku kliknięć jest zabawny filmik z kotkiem? Paradoksalnie przez cały ten pęd stajemy się rozleniwieni, niechętni wysiłkowi - jeśli naszą wypowiedź da się jeszcze zrozumieć, to po co siedzieć i myśleć, czy właściwie używamy słowa "bynajmniej", czy jakieś słowo pisze się przez "ż" czy "rz", czy spację stawia się po znakach interpunkcyjnych... Zresztą, cytując internetowego mema, ain't nobody got time fo' that. Nikt nie ma na to czasu. Szczególnie łatwo można to zauważyć na wszelkiej maści czatach czy w komentarzach do newsów, gdzie liczy się szybkość pisania i publikacji - tam nikt nie zatrzymuje się, żeby pomyśleć nad doborem słów, zajrzeć do słownika czy raz jeszcze przejrzeć swoją wypowiedź w poszukiwaniu błędów. Winą obarczyć można także wszelkiej maści "elity" - dziennikarzy, polityków, artystów, naukowców... Ludzie ci mają istotny wpływ na społeczeństwo, w tym także na wzorce językowe. Jeśli możni tego świata nie dbają o wymowę, gramatykę czy pisownię, to tym bardziej nie będzie się tym przejmował Jan Nowak z Wygwizdowa Mazowieckiego. Poprawność językowa zanika, przez co narażeni jesteśmy na coraz częstszy kontakt z błędami... aż w końcu zaczynają one przenikać do naszych wypowiedzi. Sama łapię się czasami na naprawdę szpetnych błędach, które wynikają nie z szybkiego, bezwzrokowego pisania (te zresztą w miarę szybko wyłapuję i poprawiam) czy braków w nauce (choć przyznam się z ogrrrrrrromnym wstydem, że gramatyka to dla mnie czarna magia - względnie poprawną składnię zawdzięczam raczej pewnej językowej intuicji i wyuczonym wzorcom, niż faktycznej wiedzy), a z często-gęstego kontaktu z poprawnymi inaczej wypowiedziami internautów. Jestem w stanie zrozumieć ludzi, dla których dany język jest językiem obcym, bo sama piszę fatalną, pokręconą angielszczyzną pełną drobnych literówek, źle zastosowanych czasów i pokracznych struktur. Ale "tubylcy"? Ludzie, którzy dany język chłoną od urodzenia, którzy posługują się mową ojczystą każdego dnia? Będę gonić. Oj, będę gonić i krzywdę robić.
  16. Ze swoim facetem (22 lata) namiętnie dyskutuję tak o grach, jak i o serialach z naszego dzieciństwa, więc... Punkt wyjścia jest taki, że w społeczeństwie pokutuje przekonanie "animacja=dla dzieci". Nawet, jeśli ta animacja to "Spawn", "Ghost in the Shell" czy "South Park". Odrzucamy seriale i filmy animowane jako "dziecinne", uparcie ignorujemy fakt, że dobrze napisana i narysowana kreskówka może przyciągnąć nie tylko dzieciaki, ale i dorosłych, że produkt skierowany dla dziecka nie musi być infantylnym, kiczowatym chłamem. Dobra wiadomość jest jednak taka, że z czasem takie podejście będzie się zmieniać - jak wszystko inne. Tak jak gry wideo stają się coraz bardziej akceptowalną formą spędzania wolnego czasu, tak i seriale animowane "dla dzieci" z czasem stracą tą dziecięcą łatkę i staną się raczej produktem "familijnym".
  17. O ile religijny aspekt Hearts' Warming Eve, przesileń letnich/zimowych czy uroczystości w rodzaju Nightmare Night jest dyskusyjny, tak cmentarz w kucykach w pewnym sensie widzieliśmy - w formie pogrzebu. Nie widzimy co prawda konkretnych grobów, tylko jedną trumnę i starego kuca prowadzącego ceremonię, jednak fakt jest faktem, kucyki grzebią swoich zmarłych w sposób przypominający nasz. Czy wierzą w jakąś formę życia pozagrobowego? Nie wiadomo. Jeśli chodzi o religię samą w sobie... mój headcanon jest taki, że choć Celestia i Luna nie są oficjalnie czczone jako boginie, zwykłe kucyki w pewnym sensie mogą je tak traktować, np. wzywając ich imienia czy powierzając ich opiece różne codzienne sprawy (wariacja na temat modlitwy?). Chociaż wiara nie jest niezbędna w życiu, świadomość istnienia jakiejś siły wyższej, do której możemy się odwoływać bywa przydatna w łagodzeniu egzystencjalnych bolączek - a kiedy twoja władczyni wznosi Słońce i Księżyc, spetryfikowała Discorda i wygnała Nightmare Moon... cóż, nabiera trochę "boskiego" statusu.
  18. *łapie za Biochemię Harpera* Nawąchałam się dziś różnych dziwnych rzeczy (w tym formaliny) i uwaliłam rękaw bluzki krwią, więc jestem w złym nastroju i będę bić. Oj, będę bić. Jeśli chodzi o złe nawyki związane z odtwarzaniem - wbrew pozorom wielu "profesjonalistów" (czy to rysowników komiksowych - *khe-khe* Rob Liefeld *khe-khe* - czy mangaków, czy ilustratorów) popełnia kilotony sześcienne najróżniejszych błędów, od anatomicznych po te związane z perspektywą. Ponadto kopiowanie cudzego stylu nie pozwoli ci zrozumieć w pełni zasad, które za nim stoją: dobry artysta może uprościć czy wyolbrzymić rysunek np. ręki, bo spędził godziny na jej rysowaniu, ale i nauczył się anatomii - wie, jak działają mięśnie i stawy, jaki jest "przestrzenny" zarys przedramienia, jak mogą wyginać się palce... Ty nie posiadasz takiego doświadczenia ani wiedzy, więc rezultat będzie gorszy nie tylko ze względu na brak umiejętności. Ćwiczenia pośrednie? Cóż, dużo ci nie pomogę, bo sama uczyłam się rysunku na zasadzie "klep koniki w zeszytach, aż wyjdze" (co teraz wychodzi mi... ale bokiem, bo nie umiem np. rysować przedmiotów, krajobrazów czy scen z dużą liczbą postaci). Możesz jednak poszukać "Fun with a Pencil" Andrew Loomisa (gdzie autor stopniowo przechodzi od rysowania zabawnych mordek do całych ludzi w złożonych pozach i dalej), łap też tą stronkę. Jeśli masz chwilkę czasu, możesz posklejać sobie z papieru modele figur geometrycznych (sześcian, stożek, kula, ostrosłup etc.), ustawić je przed sobą i spróbować je naszkicować. Wiem, że rysowanie z natury jest wybitnie frustrujące, zwłaszcza na samym początku - ale rysowanie prostych brył to całkiem dobry punkt wyjścia, zresztą wiedza o geometrii przyda się w dalszym rysowaniu. Spotkałam się także z takim ćwiczeniem na "rozrysowanie": weź kartkę czystego, białego papieru i rysuj kreski o równej długości, kropki rozmieszczone w równych odstępach, w końcu proste zygzaki czy figury geometryczne typu kwadrat czy trójkąt bez odrywania ołówka od kartki. Wyrabiasz w ten sposób rękę i oko. Z tym "anatomy bundle" bym uważała - widywałam w tego typu poradnikach naprawdę... ciekawe kwiatki oraz fałszywe informacje. Niestety, nie wszystko, co puszczają drukiem jest dobre.
  19. Na twoim miejscu nie zabierałabym się za kopiowanie artów (zwłaszcza takich o uproszczonej lub zniekształconej kresce, łatwo nabrać złych nawyków), a spróbowała narysować coś własnego, niekoniecznie z głowy - polecam raczej szkicowanie z natury, wyrabia m.in. wyczucie odległości i proporcji - i o możliwie zróżnicowanej tematyce. Nie przejmuj się, jeśli coś nie wychodzi - na każdy mój art, który trafia gdzieś na dA czy do tematu na forum, przypada piętnaście wywalonych kartek. Zdarza mi się narysować coś naprawdę ładnego... a potem przez prawie miesiąc nie ruszyć żadnej pracy, bo wypaliłam się twórczo. Tak bywa. Jeśli chodzi o dłoń... ja poszukałabym zdjęć pokazujących budowę szkieletu dłoni i na ich podstawie skonstruowała schemat z kropek i kresek. Na upartego możesz zrobić zdjęcie własnej dłoni (jeśli masz odpowiednio delikatne :P) lub poprosić kogoś, żeby posłużył ci za modela.
  20. Ylthin

    Główna polska clopperka

    Nie, nie możesz. Na całym forume panuje absolutny zakaz postowania graficznej (tj. arty, animacje, filmy) pornografii, w MLS dopuszczalne są tylko clopfiki bez Human x Pony i foalconu.
  21. Ylthin

    MISJA: Uratować Fandom

    Jakie wartości? "Love & Tolerate" to żart/mem, nie przesłanie serialu, a "friendship is magic" jakoś się gdzieś tam uchowało.
  22. Ylthin

    MISJA: Uratować Fandom

    Fandom wchodzi po prostu w fazę krzepnięcia. Mniej wytrwali "sezonowcy" odpływają, zostaje hardkorowa stara gwardia, a że serial ma już 5 sezonów, społeczność staje się z lekka hermetyczna i trudniej jest się tu zadomowić. Takie same zjawisko dotyczy wszystkiego: książek, seriali, gier. Nawarstwia się materiału, tworzą się różne kanony (w znaczeniu "top X fanfików/filmów/czegokolwiek, co musisz znać"), memy i żarty mnożą się jak psy, ogarnięcie tego wszystkiego wymaga dużo czasu i pieniędzy... Nie jest to sytuacja równie ekstremalna, co w przypadku bijatyk (gatunku wybitnie technicznego i złożonego) czy niektórych RPGów liczących nieraz i po 20 części (nie licząc spin-offów, prequeli, remake'ów, gier wydanych na niszową platformę w Japonii i tzw. "merchandise" w rodzaju maskotek, książek, mang, seriali, filmów...), ale łatwiej było wbić do fandomu pod koniec 2. sezonu, niż jest obecnie.
  23. Ylthin

    MISJA: Uratować Fandom

    Uhuhu, fandom umiera... Fandom "umiera" od zawsze. Przerwa między sezonami? Gorszy odcinek? Kolejna drama? Fandom umiera! Wcale nie jest tak, że meety i konwenty jak się odbywały, tak się odbywają, nowe odcinki powstają, artów i fanfików cały czas przybywa (choć w różnym tempie)... Zastanawia mnie zresztą: jak kruchą strukturą musiałby być nasz fandom, żeby rozpaść się po pięciu latach i pięciu sezonach, bez większych (~2-3 lata) przerw między kolejnymi sezonami. Bo wiecie: są fandomy, które trzymają się, chociaż ostatnia książka/film/gra wyszła ileś lat wcześniej, najnowsza część prezentuje się w najlepszym razie bardzo nijako, a cała seria liczy z 20 lat i przeżyła m.in. bankructwo dewelopera/wydawcy/śmierć autora i hocki-klocki z prawami do marki.
  24. 1) Zainteresowałaś. Wbrew pozorom mam cycki. 2) Mam to: http://ylthin96.deviantart.com/art/An-Anxious-Mare-Staring-At-The-Viewer-538139266 Pisanie opowiadań o samej sobie jest trochę... bezcelowe. Moja osobowość zresztą jakoś wybitnie ciekawa nie jest, chyba że ktoś lubi słuchać przez pięć godzin pod rząd mojego emo-jęczenia, jak to mi źle w życiu. Jeśli chodzi o pisanie... Nie zniechęcam cię z miejsca, ale na twoim miejscu wstrzymałabym się jeszcze ze dwa lata, poczytała trochę książek, zebrała trochę doświadczenia i jeszcze raz przemyślała pewne pomysły.
×
×
  • Utwórz nowe...