Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. -Ja? Jestem jak każdy tutaj piratem! - odpowiedział radośnie i z entuzjazmem biorąc kolejny łyk paskudnego trunku. Jego ruchy były zamaszyste i ukrywały iż mężczyzna brał dość małe łyki by się nie upić. Przyglądał się przez chwilę towarzyszowi rozmowy i odezwał się ochryple. - Jestem John, a ciebie jak wołają?
  2. Pirat zmierzył mężczyznę z góry do dołu, po czym wskazał wolne miejsce swym hakiem. Zrobił kolejny łyk rumu i odezwał się lekko już ochrypłym od picia głosem. -Czegóż to duszyczka pragnie? -Odezwał się jakby pijacko, choć dziwnie spokojnie. Pirat wciąż lustrował towarzysza, jakby próbując wybadać kim jest, bądź co zamierza. Lecz jego wygląd tego nie zdradzał, bowiem popijając nucił sobie kolejną szantę.
  3. Elfy zaszły mężczyznę z dwóch strom. Wyciągnęły mu sztylet, zabrały łuk i dokładnie przeszukały, nie wynalazłszy nic pomachali kamratom i krzyknęli. -Ten Dh'oine to nie mag. - Elf wydawał się ucieszony tym co mówi, jednak wciąż był dość podejrzliwy i starał się nie być zbyt blisko mężczyzny. Nagle jeden z elfów wyciągnął płóciany worek i nałożył najemnikowi na głowę. Skrępowali mu ręce, po czym zaczęli gdzieś prowadzić w kompletnej ciszy.
  4. Drzwi rozwarły się, a mężczyznę przywitały egipskie ciemności. Jego oczy musiały się przyzwyczaić do światła, szczególnie iż nie używał ich od dawna. Był teraz zmęczony i wystraszony. Nie wiedział co jest przed nim, nie chciał też się wracać. Musiał decydować czy ruszy dalej, czy poczeka.
  5. Masked skrzywił się paskudnie, choć ciężko było by to zobaczyć przez maskę na jego twarzy. Zamyślił się chwilę po czym odezwał się ku Shadow. -Cieszę się że mój pomysł był przydatny. Zaś do do nasze sprzeczki, choć nie zgadzam się z Atlantisem, też nie uważam cie za mojego przełożonego. Przybyłem tu sam, z własnej woli, walczę jak ja uważam, a waszego planu trzymam się tylko dla tego że jest dobry. Nie będę słuchał rozkazów, choć usłucham próśb. A teraz, od paplaniny ważniejsza jest walka. Magowie powinni podnieść swoje tarcze. Również i Masked postąpił według swoich słów. Podjął tarczę magiczną, w kształcie sfery, a otaczającą go dookoła, wliczając w to ziemię, a ponadto rzucił na siebie lekkie zaklęcie cichego chodu, oraz wyciszył oddech. Skoro mają być cicho, to musiał się postarać. Na samym końcu w wielkim skupieniu zaczął wycisza swoją magiczną aurę by wrodzy magowie nie mogli go wykryć.
  6. Elfy nie spuszczały wzroku z mężczyzny, dwa zaś z nich zaczęły się zbliżać do mężczyzny, zostawiwszy wcześniej łuki i strzały przy kompanach. Chcieli oni obezwładni mężczyznę i skrępować go, by bezpiecznie móc go doprowadzić do swego obozu i reszty więźniów. Byli jednak bardzo ostrożni, w strach iż przeciwnik zaraz zaatakuje. Dowódca elfów zaś przyglądał się ubiorowi mężczyzny, dalej zastanawiając się jakiej jest on narodowości. Byli bowiem na ziemiach Temerii, więc i jej się tu spodziewali.
  7. Mężczyzna zalewał sobie gębę kolejnymi butelkami rumu. -Przeklęty niech będzie ten piracki szlak, bo szkorbut, bo szczury, bo smród. -Odezwał się pod nosem w rytmie szant, które przypomniał mu smak owego napitku. Pragnął jednak tej wyprawy. Pragnął zaciągnąć się, przeżyć przygodę i spełnić przygodę. Miał nadzieje na spełnienie swoich marzeń i ciekaw był kogo spotka wśród swej nowej załogi oraz kim okaże się kapitan.
  8. Miejsce w które wstąpił mężczyzna okazało się pułapką. Zza drzew dookoła zagłębienia zaczęły wychodzić elfy, odziane w zieleń i brąz, a celujące do niego z łuków. Jeden z elfów zmierzył go wzrokiem i odezwał się do swoich pobratymców. -To jednak nie temerski żołnierz. Ale weźmiemy go z resztą i przesłuchamy - odezwał się w starszej mowie, zgadując iż mężczyzna nie rozumie o czym mowa. - Ręce do góry Dh'oine! - krzyknął po chwili i wyciągnął miecz. Jego współbracia nie spuszczali mężczyzna z oczu, wciąż celując do niego z łuku. Najwyraźniej chcieli go schwytać i dlatego go wyprowadzili w to miejsce.
  9. Mężczyzna kluczył przez dłuższą chwilę po pomieszczeniu, wśród ciał obsługi, czy też kriokomór. Widział wszędzie krew i martwych ludzi, doszedł jednak w końcu do szafek. Przeszukiwał je następny, dziwnie dłużący się moment, nie znajdując niczego przydatnego, aż w końcu dotarł do swojej szafki. Ta również okazała się wyważona, nikt jednak nie zdążył jej ograbić. Znajdowały się tam ubrania byłego żołnierza, oraz drobny pistolet do samoobrony, z punktowym wystrzałem pocisków. Mężczyzna sprawdził magazynek, miał jedynie 20 naboi. Musiał działać ostrożnie. Po tym wrócił do swoich poszukiwań, nie znalazł jednak żadnego pancerza, a jedynie więcej ciał i zamknięte dwie pary wrót. Jednym była śluza powietrzna, zaś drugim, droga do wnętrza statku.
  10. Coś co gonił mężczyzna okazało się bardzo szybkie. Biegł, ledwie nadążając, a istoty kluczyły pośród drzewami próbując zgubić mężczyznę. Wszystko trwało dobrą chwilę, pośród zygzaków i zakrętów w biegu gdy dźwięki biegu zanikły, a mężczyzna dotarł do jakiegoś starego kurhanu, gdzieś w zagłębieniu terenu. Nie wiedział gdzie jest ani z której strony przybiegł. Teraz był zdany na siebie, bowiem zgubił to co starał się dogonić.
  11. Mężczyzna ruszył przez gęstwinę w stronę z której dobiegały dźwięki. Coś mu jednak mówiło że to nie był dobry wybór. Idąc jednak nie wytwarzał żadnych niepotrzebnych dźwięków, aż nie dotarł na odległość wzroku od swojego celu. Wtedy to jednak zaciekawiony swym celem, zapomniał się i złamał jedną z gałęzi. Trzask nie był głośny jednak nie wróżył nic dobrego dla najemnika, bowiem szelest przed nim przyspieszył, a grupa, gdyż już ustalił że celów jest więcej, zaczęła przed nim uciekać.
  12. Kosmos, zimny, nieprzenikniony, spokojny. Zaś pośród jego pustki dryfował teraz statek kosmiczny. Był to statek wycieczkowy, przewożący turystów pomiędzy przeróżnymi planetami. Teraz był wyłączony, wszędzie świeciły się jedynie lampy awaryjne. Mimo iż zastosowano najnowszy system napędu, z wykorzystaniem tak zwanego Markera, coś było ewidentnie nie tak. Korytarze wydawały się puste, nikt z obsługi nie poruszał się po pokładzie. Nigdzie nie było mechaników. Również komory kriogeniczne, w których byli zamknięci goście, były na zasilaniu awaryjnym. W części kapsuł leżały jedynie zwłoki, niektóre były rozbite i puste. Na podłodze były ślady walki, a na ścianach krew. Część szafek z przedmiotami gości było wyważonych, w jednej leżał rozerwany na pół mężczyzna. Wszystko wyglądało jakby jakaś bestia wszystkich wybiła. Jednak jedna z kapsuł kończyła właśnie awaryjne wybudzanie jednego z pasażerów. Był on byłym żołnierzem, który wybrał się na zasłużoną emeryturę. Jego wakacje niestety okazały się dość specyficzne. Drzwi otworzyły się, a mężczyzna został wybudzony. Teraz ujrzał wszystko co tu się wydarzyło, a nie był to miły widok...
  13. Gdy mężczyzna tylko się odwrócił usłyszał coś za sobą. Był to ledwie słyszalny szelest liści, jednak jakoś dziwnie przykuł on uwagę mężczyzny. Po chwili był następny i następny. Najwidoczniej coś, albo grupa czegoś właśnie się tamtędy przemieszczała, starając się zachować maksymalną ciszę. Nie przewidziało że będzie tu, ów najemnik nieznający swego imienia. Musiał teraz zdecydować, ruszyć ku obozowi, czy może za szelestami.
  14. Mężczyzna poruszał się na północ, nie spotykał nic groźnego, a droga nie dłużyła mu się zanadto. Dotarł jednak w końcu do miejsca gdzie dźwięki z obozu były na skraju słyszalności. Jeśli odejdzie dalej. Nie będzie mógł im pomóc, choć będzie się zbliżał ku Brugge. Las był spokojny, zielony, a słońce przebijało się przez korony drzew. Gdyby nie świadomość wojny i widok tylu martwych, ta okolica wydawałaby się szczególnie spokojna i przytulna...
  15. Mężczyzna ruszył w las. Nie minęło wiele czau gdy przestał widzie czy słyszeć żołnierzy. Teraz musiał zdecydować gdzie podążyć, czy też pozostać, by wypocząć. Czas jednak był dla niego szczodry, bowiem ledwie południe nadchodziło. Mógł więc maszerować jeszcze przez długi czas.
  16. Fetor śmierci uderzył w nozdrza mężczyzny, widoki były zaś wyraźniejsze i jeszcze bardziej godziły jego wzrok. Mężczyźni z jego oddziału mieli, nie rozerwane, a przegryzione szyje. Wszystkim im coś odgryzło kawał karku pozostawiając ich by się wykrwawili. Pamiętając zaś swoją wizję, mężczyzna był w stanie stwierdzić, że rany postrzałowe powstały przy salwie Nilfgaardu. Nie był jednak w stanie wywnioskować wiele więcej. Pamięć go zawodziła, a do jego głowy wchodziły jedynie krzyki agonii.
  17. Mężczyzn dotarł w końcu do obrzeży obozu. Jednak to co ujrzał nie było tym czego się spodziewał. Ujrzał bowiem coś, co tknęło jego serce. Tknęło tak głęboko, iż nie mógł złapać oddechu, ale czemu? Cóż się wydarzyło że ten widok tak ściska jego serce? Był to widok nad wyraz smutny, widział bowiem coś, czego nie powinien widywać nikt kto był na wojnie, lub ją przeżył. Mężczyzna nie pamiętał swojej przeszłości, jednak ten straszliwy obraz wycisnął z jego oczu łzy. Obraz był straszny i wielu łkało na jego widok, stojąc nieopodal mężczyzny. Bowiem to Temerscy żołnierze chowali swoich zmarłych. Chowali poległych w straszliwym boju. Ich ciała były szarpane, niczym zwierzęcymi pazurami. Gardła po podrzynane, oczy wybite. Serca przeszyte strzałami, ręce odrąbane. W niektórych ze zwłok gnieździły się już larwy, zaś w powietrzu unosił się straszliwy fetor. Co poniektóre ciała miały jelita na wierzchu, bądź odrąbane głowy. Widok był straszny. Wzrok mężczyzny jednak został przykuty przez konkretne, wciąż świeże i jeszcze rozkopane groby. Jego pamięć wróciła, jednak tylko z momentu, którego nie chciałby pamiętać. Był to bowiem oddział, z którym walczył, ramię w ramię. Ci których posłał do boju, teraz wszyscy leżeli w mogiłach. Jednak było coś, co nie pasowało do tego obrazu grozy. Bowiem truchła jego towarzyszy boju nie były jakoś specjalnie poturbowane, lecz ich szyje były poprzetrącane i rozdarte. Ledwie niektóry byli ranni od strzał, lecz ich rany nie powinny być śmiertelne. Coś rozgryzło karki wszystkich tych żołdaków. Jednak czym to było? Jakaż bestia mogła dokonać czegoś takiego. Cóż za piekielny stwór mógł tak bezlitośnie potraktować tych ludzi? Nie, mężczyzna nie znał odpowiedzi... ( A to dla klimatu: http://www.youtube.com/watch?v=hK_ciQyFdnI )
  18. Idąc poprzez obóz, mężczyzna ponownie ujrzał jednego z trójki która to mu zapłaciła. Był to ten najuprzejmiejszy, ten co przekazał mu sakiewkę. Teraz siedział przy stoliku z rozstawioną mapą, najwidoczniej rozmyślając nad nią. Coś pisał, przekładał pionki, kreślił koła, szykował plan. Był tak zamyślony że nie zauważył idącego w jego stronę jegomościa. Nie był tu jednak sam, co mogło tłumaczyć jego brak zainteresowania. Bowiem wszędzie wokoło wciąż biegali żołnierze, tym jednak razem, miast uroczystej broni, na pożegnanie gwardii, ci nosili pale, łopaty, sznury, deski. Przygotowywali obronę. Było pewne że Temeria nie odda tak łatwo tej strony Jarugi.
  19. Pakunek okazał się lnianą torbą. Nie był nadto ciężki, ani duży, dało się go jednak nosić w formie torby. Jego zawartość również nie była nadto przydatna. Trochę suszonego mięsa, chleb, żurawina. Znalazły się tam sztućce, koszula i coś srebrnego. Po odgrzebaniu przedmiotu z pod reszty, okazał się to być długi sztylet. Najwidoczniej nowy. Może prezent od owego żołdaka? Ten jednak najwidoczniej się spieszył by pożegnać gwardię, bowiem widząc jak mężczyzna grzebie w torbie, krótko się pożegnał i ruszył ku reszcie.
  20. Noc zapadała coraz prędzej. Kurhany dawno już zniknęły za dwójką podróżników, a chmury rozchodziły się dając księżycowi szansę oświetlenia drogi. Mężczyzna jak i krasnolud przemierzali teraz Stary Las, ciągnący się wzdłuż Brandywindy. Teraz jednak nie mogli dojrzeć rzeki, choć jej odgłosy, z wolna dochodziły do ich uszu. Było spokojnie, upiory nie śledziły ich, jednak nikt nie dołączał do dwójki. Nic w tym jednak dziwnego, przemierzali bowiem środek lasu, niedaleko krainy Hobbitów.
  21. Po obozie latali żołnierze, nikt nie zwracał nie niego większej uwagi, choć przechodząc obok, prawie każdy kiwał mu głową za znak powitania. Widać było że przybycie gwardii było czymś nader ważnym, jak i dziwnym. Naglę do mężczyzny podszedł żołnierz, ten sam który z taką radością przywitał go, gdy się budził. - Witajcie druhu! - Mężczyzna trzymał w ręku jakiś pakunek i długi, prosty łuk. Wyciągnął obie rzeczy w stronę, do niedawna rannego i z uśmiechem pokiwał głową, dając znak, że te przedmioty należą do niego.
  22. Mężczyzna bez zbroi rozmawiał właśnie z trzema innymi mężczyznami. Był nie bardzo zaangażowany w tę rozmowę, starał się jednak być uprzejmy. - Niestety, nie możemy go utrzymywać - mówił mężczyzna bez zbroi. - Nie jest nawet naszym żołnierzem. Jak wyzdrowieje zapłaćcie mu i odprawcie. Nic więcej nie poradzę. Ma tylko zbroję ode mnie. Trójka mężczyzna była mało zadowolona słowami swego rozmówcy i gdy już mieli dojść do głosu, zauważyli nadchodzącego w ich stronę mężczyznę. Mężczyzna bez zbroi nie zwrócił na to uwagi i ruszył pośród swoich zbrojnych, pozostawiając mężczyznę z amnezją razem z trójką żołdaków. - Pamiętacie cokolwiek, najemniku? -Pierwszy z trzech mężczyzna wydawał się bardziej chłopem niźli żołnierzem. Miał okrągłą twarz, nos jak burak, a całościową posturę grubego karczmarza. Ledwo nosił na sobie zbroję, choć wydawał się być pewnym swojego stanowiska. - Przymknij się Zgryzodup, ten ode gwardzistów kazał mu zapłacić i kazać spieprzać! -krzyknął drugi z trójki ku niezadowoleniu reszty. Ostatni, wyglądający na inteligentniejszego i trzymający w ręku sakiewkę podszedł do mężczyzny. Włożył mu do ręki sakiewkę z monetami i odezwał się. - Niestety, musimy pana pożegnać. Wojna trwa, zaciąg mamy i nie możemy więcej panu płacić, choć dziękujemy za pomoc w ostatniej potyczce. -Następnie odwrócił się do pozostałej dwójki, skinął na nich i razem odeszli, przygotowywać się do odjazdu gwardzistów.
  23. Sytuacja przed namiotem była napięta. Wszyscy gdzieś biegali w pośpiechu, nosili jakieś sprzęty, krzątali się i przygotowywali masę koni. Gdzieś między zwykłymi żołdakami przechadzali się mężczyźni w pełnych płytowych zbrojach, pokrzykując co chwila do reszty. Najwidoczniej wyjeżdżali, ale czemu byli aż tak ważni, by cały obóz przygotowywał się do uroczystego odjazdu? Wśród wszystkich żołnierzy, wyróżniał się jednak jeden mężczyzna. Nie był on odziany w żadną zbroję, przy pasie miał jedynie rapier. Odzywał się jednak do wszystkich z pewną, zapewne wyuczoną, wyższością, zaś z pełno zbrojnymi rozmawiał na równi. Również dla niego szykowano konia, ładnie wyczesanego i wypoczętego. Najwidoczniej zbrojni mieli przed sobą daleką drogę.
  24. Napój był gorzki i nader niesmaczny. Spływał on przez gardło człowieka powoli, dając wrażenie jedzenia ślimaka, który postanowił samemu zejść po gardle. Mężczyźnie szybko zakręciło się w głowie, poczuł że chce zwymiotować ale nie może. Jego myśli raz jeszcze zaczęły kluczyć z ogromną szybkością, odkrywając skromne skrawki pamięci. Nie było to nic szczególnego jednak zawsze jakaś wiedza. Mężczyzna jednak po zażyciu eliksiru stał się słaby. Jego mięśnie były wiotkie, a sam mężczyzna senny. Najwidoczniej eliksir mia też działanie usypiające, by pozwolić odpocząć nadwyrężonemu umysłowi. Przed ozami rannego zaczęła pojawiać się czarna, nieprzejrzysta mgła, zasłaniająca wszystko co ten widział. Zmorzył go sen, długi, pusty sen. Mężczyzna gdy się obudził, był rześki i wypoczęty. Odzyskał pobieżne skrawki pamięci, a jego rany nie pulsowały już bólem, choć wciąż były nieprzyjemne i trudno było o nich zapomnieć. Na wieszaku jednak wisiała już nowa zbroja, ładnie wypolerowana. Najwidoczniej jakiś prezent. Sam ranny mężczyzna poczuł się pewniej, mógł już wstać, czy w końcu przejść się po namiocie. Zaś poza namiotem słychać było harmider, najwidoczniej jakieś przygotowania, lub ktoś przyjechał. Teraz jednak mężczyzna nie musiał się tym przejmować, musiał jednak poskładać całą swoją wiedzę do kupy, by wiedzieć gdzie jest i czemu.
  25. mężczyzna był na wyciągnięcie ręki od kopca, czuł się jakby senny. Otoczenie działało na niego nasennie, a cała okolica dziwnie ucichła. Wszystko było powolne, rozmazywało się przed oczami człowieka, a ten słabł z każdą chwilą. Czas nagle jakby nie istniejąc, przyspieszył. Szybko przeminęło południe i zaczął zbliżać się wieczór. Mężczyzna zaś czekał tylko w sennym letargu, z którego nagle wyrwały go jakieś szelesty za plecami. Z pośród traw wyszedł krasnolud, brodaty i niski jak każdy. Najwidoczniej czegoś poszukiwał, teraz jednak napotykając człowieka. Powietrze stało się wtem gęstsze, a znad kurhanów zaczęła unosić się mgła. Nie było czasu na rozmowy, trzeba było uciekać. (Zapraszam do sesji następnego gracza, Aresa Prime!)
×
×
  • Utwórz nowe...