Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. John Mężczyzna jako że nie mógł trzymać na raz szabli i pistoletu, ujął więc broń białą by być gotowym na abordaż. Posągi go drażniły, miał nadzieję iż nie będą przeszkadzały w walce za bardzo. Zaczął się przemieszcza w stronę dziobu statku by jak najszybciej być na wrogim statku i rąbać anglika. Był gotowy, już tylko sekundy dzieliły go od walki, jednak musiał cierpliwie je odczekać...
  2. Eee... Grimm jest zbyt prostoduszny żeby zdradzić...
  3. Ciekawe ilu jeszcze zdrajców mamy w drużynie? Kto mógłby zdradzić, odwrócić się od drużyny? >:-D
  4. Tak, mieliśmy w Teamie zdrajców, tylko starajcie się to ładnie odegrać tak jak ci którzy o tym wiedzieli wcześniej...
  5. Mężczyzna zaśmiał się szaleńczo, a moc w nim wciąż buzowała. Napełniał się bowiem energią zawisłą teraz w powietrzu. Nie był zmęczony ostatnim czarem, wręcz przeciwnie. Tak dawno nie musiał używać takiej mocy iż ta działała na niego jak narkotyk. Czuł się pobudzony, szczęśliwy i chciał powtórzyć to co zaszło przed chwilą, a swąd jego własnego mięsa sprawiał iż czuł że ból który kiedyś by tam czuł nic dla niego nie znaczy, a jedynie siła jest ważna. Chciał żeby wszystko oszalało i stanęło w płomieniach. Przecież spokój to kłamstwo, jest tylko pasja. A dzięki pasji on osiągnie siłę. Zaś dzięki sile w jego rękach znajdzie się potęga. Taak... Gdy osiągnie już upragnioną potęgę to zwycięży i zerwie łańcuchy swej słabości. Wyrwie się z okowów śmierci. -Potężna jesteś, o siostro czarnej magii, o pani nocy i chylę głowę przed twą mocą, jednak ta noc będzie należała do mnie! Lecz najpierw ci śmieszni, nic nie znaczący zdrajcy... Jednym ruchem palca mężczyzna wystrzelił wszystkie swoje włócznie wprost w Moonlight, jednak każda leciała z innej strony i celowały w najważniejsze organy. Jednak Masked nie mógł pozostawić tego ataku aż tak prostego, bowiem każdy byłby w stanie się przed nim uchronić, rozpalił więc naostrzone części swoich włóczni jedynie sobie znanym błękitnym ogniem, który to miał pozbyć się tarczy, o ile taka się pojawi, nim włócznie się z nią zetkną. Nie był to jednak koniec, o nie... Przecież nie była to jedyna zdrajczyni. Trzeba przecież karać zdradę i to najlepiej najwyższą karą, jednak owym nic nie wartym ścierwem, niegdyś mogącym mu pełzać u nóg niczym robactwo zajął się już ten mierny magik. Masked więc postanowił przy pomocy magii uchwycić rzuconą butelkę, by zaraz wykonać pełen wdech, wypełniając swoje płuca zawartością butelki, a nie pozwalając jej rozejść po sali. Jednak przez to odrzucił swoją maskę na bok, mając nadzieję iż w ferworze walki nikt nie dojrzy jego twarzy. Jednak jego czerwone ślepia, teraz w pełni odsłonięte mogły się skupić na NMM. Tak, to właśnie w nią posłał prawdziwy atak. Pocisk świetlny, jednak światło utworzył dzięki swojej starej czarnej magii, nie bawiąc się w używanie innych mocy. Wiedział przecież że czarna magia ma wszystkie czary co zwykła magia, a jedynie zmieniała sposób w jaki je rzucano oraz dodawała parę zakazanych przez księżniczki oraz pozwalała kontrolować demony. Teraz jednak jego skupienie było w pierwszej kolejności na butelkę, jednak zaraz po tym na plecach pani nocy, by trafić choćby jej tarczę. Wiedział bowiem że nie spodoba jej się obrzucanie jej pociskami światła, nie ważne jakie by ono nie było.
  6. John Mężczyzna poprawił broń, usytuował się przy dziale które jeszcze przed chwilą czyścił i czekał na rozkaz by zacząć ładować i ostrzeliwać wrogi bryg. Był ciekaw co z tego uniknie, lecz postanowił już nabić lufę, by tylko wyczekiwać sygnału "ognia". Był podniecony całym zajściem, a adrenalina pulsowała mu w żyłach, miał nadzieje na szybką wygraną i pokaźny łup.
  7. Mężczyzna stanął na przeciw samej NMM. Nadszedł czas wielkich decyzji. Masked wiedział że użycie czarnej magii ustawi go jako najbliższy cel królowej nocy, jednak to przyciągnie jej uwagę, jak prosiła Shadow, jednak pozostanie pozostała czwórka. Jednak zdradzenie że wśród rebeliantów jest czarnoksiężnik sprawi również że Nightmare nie będzie mogła tak swobodnie używać swoich umiejętności, bowiem on będzie mógł wykorzystać je przeciw niej. Tak było wiele za, jednak pojawiają się również przeciw. Przecież ona również mogła wykorzystywać jego umiejętności przeciw niemu, oj jednak wciąż miał przewagę zaskoczenia. Tak przy pierwszym ataku jak i przy następnych. Bowiem Masked znał również nekromancję oraz od lat zgłębiał wiedze na temat demonów. Teraz również był nieumarłym więc część obrażeń nie była dla niego problemem, o czym królowa nie mogła wiedzieć. Postanowił więc. Ustawił naprzeciw siebie swoje wcześniej naostrzone włócznie, które tylko czekały na odpowiedni moment. Te zaś stały bez niczyjej pomocy naprzeciw maga, czekając jedynie na jego sygnał. Następnie ujął w dłoń swój sztylet i rozłupał część maski zasłaniającej prawe oko. Taaak... Teraz ją widział, widział dokładnie, nie zaś przez wizjer swej maski. Ona zaś mogła dojrzeć jego przekrwione oko, o czerwonej niczym krew, pulsującej światłem tęczówce, oraz cienkiej niczym włos źrenicy. Spoglądał na nią, a każda chwila zdawała się być wiecznością, nie był to jednak koniec. Mężczyzna swą prawą dłoń skierował wprost w królową, choć uczynił to z pewnym nieładem i jakby z niechcenia. Wtedy to rozbrzmiała złowroga pieśń, a jego energia rozeszła się po całej sali będąca teraz wyczuwalna dla wszystkich obecnych. Już nie ukrywał swojej obecności bo nie miał po co i dało się to odczuć. Powietrze wokół mężczyzny stało się jakby cięższe, a po swerze jego tarczy zaczęły skakać małe wyładowania. Jego oczy zapłonęły czystym światłem, a złowrogie wersety jego zaklęcia dudniły z pełnią mocy w całej sali. Ręce mężczyzny wręcz zapłonęły od run które to w jednej chwili zapłonęły na jego skórze, wypalając ją do samej kości. Jego włosy falowały, a maska zdawała się być jego drugą twarzą. Uśmiech był nader rzeczywisty, nas zdawał się oddychać, a łzy wyglądały jak dwa krwawe potoki, a efekt ten psuło jedynie widoczne, a wpatrzone w królową nocy oko. Oko przepełnione mocą i nienawiścią. Oko pragnące jej śmierci. Mężczyzna dobrze wiedział że jego inkantacja mogła zmieść nie jedną osobę z powierzchni ziemi, jednak nie NMM. W jej przypadku miał jedynie szczerą nadzieję iż poważnie uszkodzi jej tarczę, lub choć zrani któregoś z jej pomagierów, który w swej głupocie postanowi ją zasłonić. Tak, zaklęcie którego użył znał już od dawna i wiele razy je wykorzystywał. Było potężne i służyło raczej przy oblężeniach niż przy walkach, jednak Maskedowi to nie przeszkadzało. Czar ten był przez niego używany już wiele razy jednak tym razem przyłożył do niego tyle energii ile było potrzebne, nie minimalizując jego siły. I dopiero teraz zdał sobie sprawę iż nie wie kim są owi strażnicy, owa czwórka znajdująca się przy prawdziwej formie Luny. Czy nie popełnia błędu używając tej formuły. Przecież wśród nich mogła być Ané, jednak teraz było za późno. Inkantacja dobiegła końca i zaklęcie ruszyło. Teraz mógł już tylko podziwiać jej dzieła zniszczenia.
  8. Mężczyzna ruszył za Aaronem, będąc ciekawy cóż ten uczyni. Nie starał się odzywać do, najwyraźniej, bosmana wiedząc iż ten może sobie tego nie życzyć, a miast tego od razu zaczął się rozglądać za czymś do pracy. Od wiązania węzłów, przez szorowanie podłóg, aż po polerowanie armat. Nie chciał bowiem by złość bosmana przydzieliła go do gorszej pracy.
  9. Mężczyzna szukał, choć nie przynosiło mu to zbyt wielkich korzyści. Mięśnie wciąż bolały a szum lasu nie pozwalał usłyszeć żadnego strumyka, jedynie na chwilę zapadała błoga cisza, jednak wiatr tuż po tym ponownie powracał do gry na koronach drzew, tworząc prawdziwe symfonie, jednak te nie mogły trafić do gustu zmęczonego i obolałego wędrowca, a jedynie przeszkadzały, jak gdyby zesłane przez wszelkie nieszczęścia byle by przeszkodzić w poszukiwaniach, tak upragnionej czystej wody...
  10. Jaenr Linnre

    [Zapisy] Star Wars

    Imię: Sanguis Płeć: Mężczyzna Wiek: 23 lata Profesja: Były uczeń Lorda Sith Wygląd: Wygląd Sanguisa jest dość nietypowy jak na Zabraka, posiada on bowiem granatową skórę. Pod tą obrysowaną licznymi czarnymi tatuażami skorą kryje się ogromna masa mięśni wyćwiczonych przez lata nauk. Również narośli kostne zdobiące jego czaszkę są dość niezwykłe, gdyż wyrastają ku tyłowy niczym setki czarnych nażelowanych włosów, jednak nie jest to koniec jego inności. Zabrak ten posiada również niespotykane oczy. Te przekrwione białe gałki które to kryją źrenice w kształcie cienkich szparek spoglądają z niepohamowaną wściekłością, a zarazem dziwnym rozmyślnym spokojem. Sam mężczyzna nosił niegdyś czarną tunikę, niczym wielu Sithów, nie kryjąc się zanadto ze swoją naturą, teraz jednak przywdziewa szaty padawanów. Charakter: Sanguis jest bardzo spokojną osobą, nauczył się tego od swego byłego mistrza podczas wielogodzinnych treningów. Lubi kryć się w cieniu i czekać na odpowiedni moment, rozmyślając nad możliwościami dokonania swego celu, jednak nie stroni od przesadnej przemocy, choć pozbył się swych napadów wściekłości. Bywa pyszny choć zaprzestał wywyższania się, co było owocem ostatniego roku. Umiejętności: Mężczyzna był szkolony głównie w posługiwaniu się mocą i stała się ona jego konikiem. Kocha monipulację myślami innych lecz nie może już z niej tak często korzystać. Ulubionymi zabawkami stały się dla niego "force crush" oraz "force repulse" choć nie poskąpi użycia innych technik, również teraz na nowej ścieżce. Nie boi się również użyć któregokolwiek ze swoich dwóch mieczy. Życiorys: Sanguis jako dziecko został wybrany by zostać uczniem jednego z Sithów. Ten jednak miał wobec niego inne zamiary. Parał się on sztuką zwaną Alchemią i dzięki niej chciał "ulepszyć" swego podopiecznego. Przez pierwsze lata nauki młody zabrak doskonalił swoje ciało, co go dziwiło, gdyż temat mocy był omijany przez jego mistrza, a gdy młodzieniec tylko o nim wspomniał był surowo karany. Gdy tylko nabrał odpowiedniej budowy ciała i wytrzymałości którą to chlubiła się ta rasa, jego mistrz przystąpił do spełniania swych zamierzeń. Zwiódł podopiecznego by ten udał się wraz z nim do sal, gdzie nigdy nie wolno mu było choćby zaglądać, po czym obezwładnił przy pomocy mocy. Przez wiele godzin trwały eksperymenty Lorda Sithów które tworzyły nieodwracalne zmiany w ciele młodzieńca. Skóra jego z krwisto czerwonej przeszła w granat, kości na jego czaszce wykrzywiły się w dziwny sposób, tkanka mięśniowa na całym ciele wzmocniła się, a oczy jego zmieniły się pozostawiając jedynie szparki w miejscu źrenic. Gdy zmiany dobiegły końcu mistrz z zadowoleniem uznał iż jego dziełu potrzeba już tylko mocy. Wtedy to rozpoczął się najcięższy okres w życiu Sanguisa. By męczony, katowany i doprowadzany do furii, aż nauczył się jak korzystać z tej niewidzialnej siły która stała się jego największą zaletą. Jednak te treningi ukazały również błąd, skazę jaką wywołała sztuka starego Sitha, bowiem oczy młodzieńca mimo iż przystosowały się idealnie do ciemności były całkowicie nieprzydatne przy ostrym świetle. Za skazę tą został ukarany oczywiście niczego nie winien uczeń jednak wtedy obrał sobie za cel by choć raz zadowolić swego mistrza, a następnie zgładzić go za całą mękę. Przez następne lata zabrak nie ustępował w nauce i samodoskonaleniu sztuki mocy, jednak było to wciąż za mało dla jego mistrza który choć uważał go za dobrego ucznia, wciąż widział w nim nieudany eksperyment. Jednak nauką zabraka dobiegł koniec, a Lord postanowił wysłać go by dalszą wiedzę zdobywał sam w galaktyce, spełniając wszelkie jego zachcianki czy polecenia. Pomysł Lorda jednak spalił na panewce. Jego uczeń został schwytany przez Jedi, a tam poddany licznym przesłuchaniom, a gdy okazało się iż jest on jedynie uczniem, jeszcze nie do końca splamionym ciemną stroną mocy, postanowiono go włączyć do szeregów Padawanów, choć pod ścisłą obserwacją. Ekwipunek: Dwa miecze świetlne, z czego jeden o połowę krótszy od drugiego, typowa tunika padawanów. Cel: Zdobyć nową wiedzę, by przewyższyć dawnego mistrza i stać się jednym z mistrzów Jedi.
  11. Mężcyzna wstał ze swojego miejsca, a był napięty niczym struna. Jego długi płaszcz całkowicie nie pasował do ubioru reszty uczniów, a w szczególności jego włochata czapka uszanka. Powolnym krokiem, a zarazem pełnym dumy ruszył w stronę tiary, nie zwracając nawet najmniejszej uwagi na pozostałych uczniów, choć grzecznie kłaniał się głową ku wszystkim nauczycielom. Wyglądał dość nietypowo, a nawet się tak zachowywał. Był inny, tak. Na pewno był inny. Przemierzał salę, a każda chwila zdawała się przedłużać w wieczność, a jedynie stukot jego kostura zakłócał panujące dookoła nastroje. Nie widać było przy nim żadnej różdżki. Najwidoczniej nie potrzebował jej, lub jej zapomniał. Coś było tu nie tak. Chłopaczek rozsiadł się i ściągnął swoją uszankę odsłaniając swoje kruczoczarne włosy. Był gotów na przydział, ale najwyraźniej jedynie przydział do Dumstrangu mógł go zadowolić. Najwidoczniej pragnął siły, surowości i twardej szkoły życia...
  12. Mój przeciwnik poczuł się urażony, tego nie chciałem choć pojedynek zaczął nabierać tempa. Zaprzestaliśmy szukać słabości przeciwnika by je wykorzystać a zaczęliśmy wykorzystywać pełną siłę naszych czarów. Zacząłem się nieco obawiać, bowiem jak mogłem starać się przechytrzyć przeciwnika czy zdobyć przewagę podczas dotychczasowej wymiany zaklęć, tak w czystej bitwie byłem na straconej pozycji. Mierzyłem się bowiem z doświadczonym magiem, który to odbył już wiele pojedynków i zdobył dzięki temu ogromną wiedzę. Nawet mimo iż mój przeciwnik popełniał drobne błędy dzięki którym nie czułem zmęczenia, to gdy zasypie mnie gradem zaklęć nie miałem najmniejszych szans. Na moje szczęście przeciwnik ponownie utworzył źródło światła którym był najpierw on sam, próbując mnie oślepić, jednak mógł dojrzeć iż moje ciało w tym momencie stało się przejrzyste jak dym, oczywiście część światła pozostawała na mnie czyniąc mnie widzialnym jednak większość owej energii przeleciała przeze mnie nie oślepiając mnie. Myślałem że przeciwnik od razu po tym zaatakuje mnie bazując na moim oślepieniu jednak tak się nie stało. Musiał być nader sprytny i to mu się chwaliło, bowiem pochopność potrafi zniweczyć wszelkie plany. Mój szacunek do niego zaczął powracać, jednak przeciwnik ponownie mnie zaatakował światłem. Nie wiem czemu jednak wszyscy myślą iż światło jest największym wrogiem cienia, jednak tak nie jest. Bowiem gdyby nie było światła, nie byłoby również cienia, rozświetlając więc podłoże, mój przeciwnik ładował moją energię tworząc cienie płatków które teraz się dookoła mnie roztaczały swą obecność. Natychmiastowo postanowiłem się przed tym bronić i skopiowałem niegdyś ujrzane przeze mnie zaklęcie, jednak wykorzystałem do użycia go cienie spoczywające na płatkach. Każdy z osobna jak i wszystkie naraz zapłonęły czarnym ogniem utworzonym z cienia. Co prawda nie tworzył on ciepła jednak skutecznie trawił płatki pozostawiając po sobie jedynie dym który ponownie mogłem wykorzystać. Wtedy jednak stała się rzecz której to bałem się od samego początku. Przeciwnik cisnął przeciwko mnie dwie fale dźwiękowe i to wtedy kiedy ja zajmowałem się zneutralizowaniem jego płatków. Ból był straszliwy, a ciało rozsypywało się, a raczej uchodziło w dym z którego byłem stworzony. Bycie dymnym shape shifterem czasem nie popłacało. Cios był dla mnie aż nadto zajadły. Wiedziałem że zanim przeciwnik się zorientuje muszę obronić się przed kolejnymi podobnymi ciosami. Zacząłem wtedy zasysać całe powietrze jakie się tylko znalazło w pomieszczeniu pozostawiając jedynie mój dym. Bez powietrza dźwięk nie mógł się bowiem rozprzestrzeniać, a mój dym nie przewodził fal akustycznych wtedy to dopiero dojrzałem kulę energii wiszącą nade mną, było jednak za późno, jedynie utworzyłem nad sobą bańkę dymu o dużej przewodności prądu uziemiając ją i mając nadzieję iż to zdoła mnie osłonić...
  13. Imię i Nazwisko: Jurij Vladewicz Tepes Klasa: Pierwsza Status Krwi: Czysta Charakter: Praworządny zły Wygląd: Chłopak o kruczoczarnych włosach, wysoki i barczysty. Nosi długą czarną szatę oraz ozdobny kostur. Jego mundurek całkowicie nie pasuje do Hogwartu, jak i sam jego wyniosły sposób obycia. Jego brązowe oczy spoglądają na większość uczniów z wyższością, choć z uniżeniem zerka na nauczycieli. Historia: Chłopaczyna wywodzi się z rodziny czarodziei z Rumunii, jednak gałęzi rodziny mieszkającej w Rosji. Miał on uczęszczać do szkoły Dumstang, jednak razem z rodziną przeprowadził się do Anglii, przez co musiał zostać przeniesiony do Hogwartu. Nie jest z tego zadowolony, uważając szkołę za gorszą, jednak nie ze względu na brak umiejętności nauczycieli, jednak na bezużytecznych uczniów. Chłopaczyna zapisując się do szkoły pozostał przy starym mundurku, do którego jedynie doszyto z przodu naszywkę Hogwartu. Zwierzę: Brak Egzaminy: OPCM, Zaklęcia, Transmutacja, Eliksiry
  14. Mężczyzna zaczol spoglądać pomiędzy zarośla, krzaki i krzewy w poszukiwaniu jedzenia, choć ciężko mu to przychodziło. Czuł się zmęczony, a po tak długim czasie ponownie odezwał się w nim straszliwy ból zadany mu przed utratą pamięci. Nawrócił jakby silniejszy, namnożony przez bieg, choć czekający by się ujawnić. Mężczyzna upadł na ściółkę, jednak ból powoli lżał, a upadek okazał się wielce trafny bowiem mężczyźnie udało się dojrzeć kanię oraz kilka prawdziwków kryjących się pod niskim krzaczkiem.
  15. Czuję się chory na Mephobie...

    1. Po prostu Tomek

      Po prostu Tomek

      Ty bądź chory lepiej na brak spaceru.

    2. Darth Imperius

      Darth Imperius

      i tak nie żyjesz więc wiesz...

  16. Mężczyzna ucieszył się wielce ze śmierci przeciwnika jak i z wracających do niego sił. Teraz jednak trzeba było zakończyć owo spotkanie i to jak najprędzej. Myśli Maskeda mimo że poniekąd jeszcze zajęte owym nowym i jakże wspaniałym uczuciem teraz wyostrzały się na inkantacji która już spoczywała na brudnych od krwi ustach czarnoksiężnika. Każde jego słowo byłe pełne mocy i sił które tak chętnie do niego trafiły wprost z ciała martwego teraz żołdaka który ośmielił się go zaatakować, a stał się jedynie przekąską, choć pozwolił uzyskać nowe doświadczenia jak i wiedzę Maskedowi, za co mógłby być wdzięczny gdyby nie to że owo truchło nie potrzebowało już jego wdzięczności, ani niczego innego. Teraz wampir skupił się i po kolei oglądał każdego z przeciwników, skupiając się na tym co robi, gdzie stoi i jak bardzo jest na nim skupiony. Wszystkie te czynniki były bardzo ważne przy wypowiadaniu inkantacji której to siła rosła z każdym słowem, choć wciąż nie było jej czuć proporcjonalnie do prawdy, gdyż Masked skrzętnie starał się ukryć moc jaką wkłada w swoje zaklęcia by tak NMM jak i sami walczący przy nim oponenci nie zwrócili na niego uwagi. W tym samym jednak czasie gdy na jego ustach tworzyła się owa inkantacja, mężczyzna schylił się by następnie ująć w dłoń swoją maskę i ponownie założyć ją na twarz. Miał bowiem ogromną nadzieję iż nikt nie dojrzał tego co się pod nią kryje...
  17. John Mężczyzna skrzywił się widząc co czynią upiory po czym wypowiedział parę słów, kilkukrotnie, a za każdym razem w innym ze znanych sobie języków. A John uczył się ich sporo za młodu, gdy do jego posiadłości przybywali nauczyciele, klechowie czy wszelcy dostojnicy. Języki te jednak aż do teraz przydawały mu się jedynie do wydawania rozkazów lub zaciągania się do wszelkiej załogi, widząc jednak owe przerazy które to zamieszkiwały owe ciała, które nie uzyskały spoczynku w koi, lub gdzieś na dnie. Teraz jednak przeklinając owe istoty wyszedł z pomieszczenia by wyjść na pokład. Odpocząć od odoru i móc poznać załogę, oraz wreszcie porozmawiać z tym żydem który się z nim zaciągnął. Bowiem musiał to być żyd, w końcu Aron. A John wiedział doskonale że to żydowskie imię, bowiem gościł i żada we włościach swego domu, choć tamten wyglądał nieco inaczej. Teraz jednak ważniejsze był wyjście i zameldowanie że trupy są gdzie rozkazał kapitan.
  18. John Mężczyzna przeklął w duszy. Nie, nie da się byle duchom czy nawet samej śmierci. Postanowił bowiem już dawno że duszę odda albo Davy Jones'owi albo same demony mu ją z piersi wyrwą. Setki razy myślał bowiem jak przechytrzyć demony, lub zdobyć ich siłę. Jednak jeśli nie mógł mieć tego, zadowalał się złotem, rumem i dziewkami. Teraz jednak trafił na najdziwniejszy statek jaki kiedykolwiek widział, Podobało mu się tutaj i miał nadzieję zostać kimś ważniejszym, jednak przed nim długa droga i ciężka praca, postanowił więc nie zwlekać i rzucił truchła na stertę i ruszył po kolejne, by wszystkie zebrać, jak kazał kapitan.
  19. Jaenr Linnre

    Pochód umarłych

    Kobieta w ciszy nasłuchiwała mężczyzn, wciąż bowiem miała problem z ich mową i choć chusta zakrywała jej twarz, wydawało się iż ta próbuje powtarzać po mężczyznach niektóre słowa, uważnie śledząc ruchy ich warg. Wtedy odezwał się do niej spóźnialski mężczyzna ze swoim pytaniem. Była na nie przygotowana, jednak wciąż pomrukując pod nosem parę cięższych słów wyciągnęła jeszcze jeden mieszek i rzuciła mężczyźnie by i on mógł się dokładnie wyposażyć. Zbliżała się bowiem ważna dla nich wszystkich wyprawa. *** Druid w tym czasie ruszył na pierwsze zakupy. Gdy doszedł do kowala ujrzał młodego chłopaczka, ludzkie dziecko, rozpalające ogień w palenisku i nieporadnie podłączające wielki miech. Najwidoczniej młodzian musiał być tutaj terminatorem. Męczył się przy tym okropni, jednak nadchodziła godzina w której otwierały się wszystkie kramy oraz sklepy, więc i jego pan musiał się już szykować. Wtem z budynku dało się słyszeć gruby, donośny i lekko roześmiany głos. -Poradziłeś już sobie Tomas? Dobrze wiesz że musisz się tego nauczyć jak masz być kowalem. Z budynku wyszedł niski, choć szeroki mężczyzna. Odziany był w skórzane spodnie, czarne buty i fartuch. Jego długa, czarna, powiązana w warkocze broda, sięgała aż do pasa, a na twarzy owego jegomościa gościł ogromny serdeczny uśmiech. Był to krasnolud, najwidoczniej tutejszy kowal, bowiem w jego ręku błyszczał ogromny, srebrny, zdobiony młot, służący mu zapewne do wykuwania przeróżnych cudów z jakich słynęli krasnoludżcy rzemieślniczy. Teraz jednak dojrzał druida i odezwał się jeszcze weselej. -Gość, czy może kupiec? Zapraszam, zapraszam! *** Kapłan wyszedł na ulicę. ?Cuchnęło rybą i kałem, znajdującym się w przydrożnych rowach. Miasto, mimo smrodu wydawało się jednak dość czyste i przytulne choć owo wrażenie szybko zniknęło. Bowiem kapłana zobaczyła dwójka pijaczków niedawno wyrzuconych z karczmy w której odbywało się spotkanie. Wyciągnęli oni pałki, nabijane gwoźdźmi i popatrzyli to po sobie, to po kapłanie i odezwali się do niego idąc w jego stronę, jakby w dość wrogim nastawieniu. -A wy? Czego tu szukacie? To nie wasza mieścina kapłanie!
    1. Pokaż poprzednie komentarze  [2 więcej]
    2. WilczeK

      WilczeK

      Czy przypadkiem ten program to nie był ''żart''?

    3. Jaenr Linnre

      Jaenr Linnre

      Jaki żart? To sama prawda! :D LoL...

    4. Airlick

      Airlick

      Oczywiście, że to prawda... :hmpf: Jak można nie wierzyć w syrenki?

  20. Mężczyzna wciąż w ciszy przemykał pośród leśnej gęstwiny. Nie wiedział gdzie się znajduje, wciąż jednak nie przyuważył nikogo kto mógłby go śledzić, a z każdą chwilą był coraz dalej od obozu nieludzi. Nastała cisza, las bowiem zamierał do snu, a tylko o jakiś czas dało się dosłyszeć jakieś nocne ptaki, wśród koron drzew. Zdawało się że mężczyzna był bezpieczny, jednak tak nie było. Nie miał bowiem schronienia, broni czy jedzenia lub wody. Musiał sobie jakoś poradzić...
  21. Masked nie prze joł się ranami prawej ręki. Wiedział że jeszcze nie tak dawno temu, taka rana sprawiłaby mu nader ogromny bul i uniemożliwiła skupienie się. Teraz jednak było inaczej. Odczuł owo dziwne uczucie rozcinanych mięśni, jednak nie mógł nazwać tego bólem, było to dość dziwne, niedoświadczalne dla żywych uczucie. Teraz jednak nie miał czasu na rozwodzenie się nad owym nowym i nieznanym mu przedtem uczuciem, ani tym bardziej jak ową ranę zaleczyć. Chciał zareagować dość instynktownie, jednak powstrzymał się od tego i postanowił wykonać pewien fortel. W lewą dłoń wziął sztylet który w mgnieniu oka ruszył w bok kuca, jednak Masked wiedział że tak prosty atak nic nie da. Prawa ręka, już bez inkantacji czy zbędnego używania czarnej magii miało zaatakować kuca serią piorunów, mających zatrzymać jego serce. Jednak oba te ataki tak na prawdę były jedynie zmyłkami, bowiem teraz mężczyzna miał nową broń. Broń której nie używał wcześniej bo musiał do tego uczynić coś czego nienawidził, choć było teraz konieczne. Maska odczepiła się od jego twarzy i zaczęła lecieć ku ziemi, tak wolno i majestatycznie, jakby cały świat zamarł. Tak się czuł teraz Masked, jednak nie było to prawdą. To po prostu dziwne uczucie zadrżało w jego sercu. Dziwne, nieokiełznane i jakże przyjemne uczucie spełnienia i dzikiej zwierzęcej satysfakcji. Poczuł się teraz jak pies spuszczony z łańcucha na wolność, by mógł polować i żywić się tym co zabije. Tak, tak właśnie czuł się teraz Mężczyzna. I nie mijało się to wiele od prawdy. Jego oczy zabłyszczały na krótko czerwienią, a jego głowa ruszyła wprost na szyję ogiera. Kły zdobiące całość jego szczęki zabłyszczały śnieżno białą barwą, lecz zaraz miały być przyjemnie czerwone od krwi. Głód w końcu miał zostać zaspokojony...
  22. Krasnolud dokładnie przeszukał okolicę która przypadła jemu, nie znajdując jednak żadnych wrogów. Udało mu się, mógł bezpiecznie dotrzeć do wyznaczonego punktu, choć całość marszu zajęło mu jakieś pół godziny. Miał jednak pewność że w okolicy nikogo nie ma. Gdy dotarł do miejsca spoczynku, dojrzał czekającego tam od dwudziestu minut człowieka który to wrócił o obchodu swojej części otoczenia.
×
×
  • Utwórz nowe...