Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. Czarnoksiężnik zdziwił się strasznie że NMM tak słabo próbuje wyrwać się z jego łańcuchów. Zaczął więc wyśpiewywać kolejne dwie inkantacje, a każda z nich rozświetlała jego rany po runach na całym ciele. Również dwa z jego pierścieni zalśniły blaskiem kiedy kolejne słowa padały na królową nocy niczym kamień. Był to czar którego nie mogła znać, bowiem był on bezpośrednio powiązany z Maskedem we własnej osobie. Mężczyzna miał wielką nadzieję że bitwa zaraz się skończy, przyłożył więc również wszystkie swoje siły by utrzymać NMM w potrzasku.
  2. Jaenr Linnre

    Pochód umarłych

    Kapłan bez problemu ominął atak pijaczyny, był bowiem dobrze wyszkolonym wojakiem i byle chłop nie był w stanie zrobić mu żadnej krzywdy. Natychmiastowo po uniku ujoł w dłoń tarczę stając się jeszcze groźniejszym dla pijaczków, jednak pojawił się pewien problem. Mianowicie Nick zbyt pewny siebie i zbyt finezyjny nie poradził sobie z odbiciem wideł (To nie ty o tym decydujesz, zapamiętaj) które teraz przeszyły jego brzuch, jednak krew jeszcze nie zaczęła sączyć się z rany. Jednak Pijaczek przerażony tym co właśnie zrobił puścił widły i zaczął uciekać w nieznanym kierunku. Jednak nie tylko krew była tego powodem. Bowiem słychać już było kroki, najwyraźniej straży gdyż biegnący ludzie byli ciężkozbrojni. Ktoś musiał ich zawiadomić. *** Druid dokonał wszelkich potrzebnych zakupów. Miał teraz i nóż, jak i potrzebny osprzęt i jedzenie. Teraz pozostało czekać na towarzyszy. Jednak wychodząc z miasta, druid usłyszał wrzawę gdzieś w mieście. Najwidoczniej jedna z wielu burd, na które nie trzeba zwracać większej uwagi, gdyż to straż się nimi zajmuje, a rzadko ktoś odnosi śmiertelne obrażenia.
  3. Masked czuł się pełen energii, czuł potęgę i chęć zdobycia więcej i więcej. Pragnął siły, jednak nie poddawał się temu pragnieniu, pozostając w miarę trzeźwym na umyśle. Ręce z lekka mu drżały, a śmiech co chwila wydobywał się z jego ust. Patrzył na NMM jak na równą sobie, lecz z pogardą gdyż dała sobą zawładnąć. Znał jej siłę i wiedział że może się jej przeciwstawić, jednak teraz były ważniejsze sprawy. Ten jednorożec bowiem ponownie próbował przypuścić atak na panią nocy. Mężczyzna nie przejąłby się nim gdyby nie obietnica wstępu do archiwów i jego własne plany. Postanowił więc pomóc owemu magikowi. -Dziś zginiesz Nightmare... Padły słowa z jego ust, a brzmiały niczym słowa szaleńca. Następnie Masked szybką inkantacją posłał w królową nocy serię pocisków utworzonych ze światła, choć wiedział iż te nic nie wskórają przeciwko niej. Jednak to nie był koniec bowiem Masked wprawnie przeszedł ku kolejnej inkantacji, do której tym razem bardzo się przyłożył. Słowa dobierał dość ostrożnie, a wszystko zdawało się przybierać formę pieśni, od której po plecach przechodziły ciarki. Masked najwidoczniej bardzo starał się by zaklęcie dobrze wyszło.
  4. (Jurij to męskie imię..."-.- Jurijowi, Jurijemu, Jurija) Jurij odwrócił się, tym razem ostrożniej i bez ataku. -Jestem Jurij... Demon zaczynał się denerwować podejściem diabłów, ciągłym zachodzeniem od tylu. Brzydził się nimi, ich zasadami, nawet zapachem. Cóż mu jednak pozostało?
  5. -Tak się kończy zachodzenie innych od tyłu, diable... Ostatnie słowa wycedził przez zęby i ciszej. Jego oczy wróciły do normy jednak papieros nie miał już prawa istnieć więc pykające obłoczki dymu przestały wydobywać się z ust demona. Jego duma nie pozwoliła mu nawet przeprosić, a jedynie spojrzał, jakby z pogardą, choć widać było że nie stara się nikogo tym urazić.
  6. Odruch był natychmiastowy, wyuczony. Krótki cios łokciem w brzuch, następnie obrót przez lewe ramie tak by zaatakować na twarz i przedłużyć prawym sierpowym. Jego oczy zapłonęły i stały się całkiem czerwone, a papieros nagle spłonął, razem z filtrem...
  7. -Mam. - Odpowiedział bez cienia wątpliwości. Miał sporą ilość pieniędzy, mimo że n ie odnosił się z tym.Jako człowiek miał nie mały majątek, a zostając demonem odziedziczył następną, sporą część, co czyniło go dość bogatym jak na swój wiek, choć nie korzystał zbyt chętnie z tych środków.
  8. (Jurij jest słowiańskie, można odmieniać) Jurij z lekka się uspokoił. Nie podpisywał żadnego cyrografu, nie jest nic winny temu diabłu. Oczywiście, odwdzięczy mu się w należyty sposób, jednak nie da zrobić z siebie sługusa czy popychadła. -Jestem Jurij Vladewicz Tepes i chętnie poznam Twoją rodzinę...
  9. Demon splunął a jego ślina zasyczała i wyparowała prawie natychmiastowo po uderzeniu o bruk. -Sługa... Wasza cholerna praworządność... -Demon był niezadowolony, choć nie tyle z tego że będzie należał do nowej rodziny, czy że będzie jej częścią, a nawet sługą głowy owej rodziny. Przeszkadzała mu jego duma. Słowo "sługa" wywołało w nim ogromną odrazę, wiedział jednak że nie przetrwa sam, a i innych demonów nie spotkał od bardzo dawna. Musiał... -Zgadzam się...
  10. Demon skrzywił się ponownie, zaciągając się papierosem. Wiedział co to jest. Zwykła jak każda inna figura szachowa. Szachy, tak. Grywał w nie za życia, razem z rodziną, jednak do czego mógł dążyć ów diabeł? Co dla niego znaczyła ta figura i co chciał przez nią powiedzieć... -Nie... Przynajmniej w twoim znaczeniu...
  11. Chłopak skrzywił się, wypuścił dym z ust, a jego oczy ponownie zrobiły się zimne. -My demony potrafimy nieco więcej wytrzymać, diable... -odezwał się dość oschle, jednak najwyraźniej nie miał zamiaru nikogo obrazić. -Jednak skorzystam z twojej propozycji. Nie znam miasta i nie chce trafić na jakiegoś nadgorliwego klechę.
  12. Mężczyźni ze strachem na twarzach zaczęli pospiesznie odwiązywać bukłaki z wodą od pasów by zaraz podać je mężczyźnie, leżący zaś na twarzy trubadur, próbował dość niezdarnie założyć spodnie, wijąc się przy tym jak wąż. Wszyscy jednak na pewno bali się że zaraz wyskoczy banda rabusiów.
  13. Chłopak odwrócił się dość gwałtownie, jakby chcąc wymierzyć cios w twarz, jednak nic takiego się nie stało. Jeszcze przed chwilą zimne, przekrwione oczy, teraz zdawały się być normalnym ciepłym spojrzeniem, jak gdyby obojętnym na rozmówcę jednak z natury uprzejmym, jedynie papieros w ustach psuł cały efekt. -Witaj, czego szukasz? - Zbył wykierowaną w jego stronę rękę, jakby tej tam nigdy nie było.
  14. Mężczyzna przechadzał się po mieście. Miał na głowie kaptur, zakrywający jego twarz. Nie był zapewne zbyt towarzyski, ponadto palił, o mogło odrzuca niektórych, szczególnie że był w tak młodym wieku. Nie był Azjatom, nie... To był Europejczyk, Rosjanin, teraz jednak mieszkający tutaj w Japonii. Zdawało się iż przemieszcza się dość chaotycznie i bez powodu, chodząc między uliczkami, wśród setek ludzi, jednak on czegoś szukał. Pragnął czegoś, czegoś nieosiągalnego, a jego oczy zdawały się już to widzieć i zalane krwią pragnąć tego za wszelką cenę. Może był chuliganem który szukał zaczepki, a może coś innego go trapiło? Nie wiadomo.. prawdziwy Historia: Jurij urodził się w Rosji, jednak w wieku 18 lat przeprowadził się do Japonii, gdzie zaginął na miesiąc w nieznanych okolicznościach. Gdy się odnalazł był dość zmieniony, bowiem zginął. Stał się demonem, członkiem rosyjskiej rodziny Tepes, która wdała się jednak w konflikt z inną Rosyjską rodziną. W wyniku całego zajścia rodzina Tepes zniknęła, a świeżo co zmieniony Jurij pozostał osamotniony szukają nowej rodziny. Tak ciągnęło się jego dziwne życia, wciąż w ucieczce i milczeniu aż odnalazł dziwną ulotkę w swojej szkole na temat klubu okultystycznego, która to przykuła jego uwagę...
  15. Mężczyzna zakradł się na skraj krzaków niemal bezszelestnie, co tym bardziej zniweczyło jego plan. Bowiem wychylając się aby zerknąć którzy to śpiewa, dojrzał mężczyznę stojącego nad nim, a chcącego się właśnie odlać na krzaki. Ten krzyknął przeraźliwie widząc wyłaniającą się znikąd głowę po czym opuszczając spodnie ku ziemi wywrócił się na tyłek alarmując pozostałą dwójkę mężczyzn, jednak żaden z trójki nie zdawał się być zdolnym do jakiejkolwiek walki, mimo iż każdy dobył sztyletu. Byli to bowiem podróżni bardowie, najpewniej nigdy nie słyszący nawet jak trzyma się takowy sztylet, a robiąc teraz z siebie pośmielisko przy owym nieznajomym.
  16. Mężczyzna przemierzał lasy poszukując drogi czy jedzenia, jednak nie szło mu to nader łatwo. Las nie był nadto gęsty, jednak ilość krzewów owocowych była zerowa, również i wody nie szło nigdzie odnaleźć. Szedł więc tak godzinami wsłuchując się jedynie w szum wiatru jak i śpiewy leśnych ptaków. Wtem usłyszał dźwięk który napełnił jego duszę nadzieją na ratunek, jak i obawę przed natrafieniem na wroga. Lutnia... Tak, ktoś grał na lutni, tuż za jakimiś krzakami i zaroślami. Dźwięki melodyjnie wybrzmiewały i dało się słyszeć słowa ballady... - Idąc samotnie pustym ugorem, słyszałem kruków smutną rozmowę. Słyszałem kruków rozmowę smutną. Tak do jednego drugi powiada...
  17. Lord wraz z Darthem otworzyli śluzę by wyjść ze zniszczonego statku. Oboje mieli na sobie pełne, ciężkie pancerze z maskami zasłaniającymi ich twarze, a przy ich bokach zwisały rękojeści mieczy świetlnym. Wyszli jak gdyby nic się nie stało po czym zaczęli się rozglądać. Jaskinia, dobre miejsce by się rozbić. -Opatrz wszystkich, trzeba się stąd wydostać. Lord ruszył pospiesznie cucić i opatrywać żołnierzy jak i akolitów, by jak najszybciej wzmocnić swoje możliwości obrony. Sam zaś Darth wyszedł przed jaskinię aby obadać okoliczny teren i dowiedzieć się może na jakiej planecie się znaleźli.
  18. Rapax Victrix! Roma Caput Mundi!

  19. Masked ucieszył się wielce z tego co udało mu się uczynić. Podsumował w swojej głowie wszystko co poszło po jego planie. Przechytrzył Nicka i pozbył się jego broni. Pozbył się zdrajczyni. Doprowadził NMM do stanu w którym sama nie kontrolowała się i nie zwracała większej uwagi na to co się dzieje. Jednak nie udało mu się jej zranić, a i temu całemu Atlantisowi nie udało się pozbyć Nicka, a i jego były uczeń, Poison, był teraz w niebezpieczeństwie. Musiał działać szybko, nie zwracał więc uwagi na swoją maskę, a jedynie zawył potężnie, lecz było to jedynie zaklęcie, nie zaś bezmyślny krzyk by wystraszyć wrogów. Mężczyzna wyzbył się obłoczka gazu z płuc, a następnie wysłał go ku twarzy kuca walczącego z Poisonem, lecz tak by ów obłoczek omijał jego miecz oraz uzbrojenie, a trafił jedynie w jego twarz. Sam obłoczek nie był zbyt pokaźny, a taki by powalić zdrowego kuca, jednak nie czyniąc szkód będąc od tak rozpylonym w tak wielkiej sami. Jednak nie był to koniec planu Maskeda, bowiem ten zaraz płynnie przeszedł do kolejnych inkantacji, zbierając w sobie na nowo moc. Wyciągnął większość włóczni z ciała martwej już zdrajczyni, choć pozostawił tą która trzymała ją przy ścianie. Miał nadzieje że pozbywając się włóczni uwolni jej krew, która wypłynie by zaspokoić jego głód po bitwie, jednak teraz owe pozostałe włócznie wysłał ku zaskoczonemu jeszcze atakiem NMM Nickowi, by te wyłączyły go z walki, choć nie skupił się na tym aż tak by go zabić. Następnym jego czynem były dwie, ostatnie inkantacje, które brzmiały niczym śpiew samej śmierci. Powietrze wokoło niego zamarło, niczym skała. Runy na jego rękach zapłonęły żywym ogniem, paląc mięso aż do kości. Pierścienie na palcach zalśniły, jednak o dziwo nie blaskiem, a czymś dziwnym. Niby zdawały się błyszczeć, a jednak były tak czarne iż zasysały ku sobie calutkie otaczające Maskeda światło. On zaś sam wymawiał inkantację oraz szybciej, rozcinając usta o zęby, a krew jego spływała po ustach i szyi. Jego oczy płonęły żądzą śmierci, a on sam zdawał się niczym władca, rozkazujący swoim poddanym. Jak gdyby nie zwracał uwagi na całą bitwę. Jednak było to mylne, bowiem śledził każdy kolejny atak NMM i skupiał się na bitwie ponad miarę jakiegokolwiek śmiertelnika, wiedząc iż jego głód będzie ogromny po całej bitwie. Jednak teraz to zwycięstwo było najważniejsze. Błyskawice o kolorze krwi przeszyły całe jego ciało, a włosy zaczęły falować. Inkantacje dobiegały ku końcowi, a Masked jedynie kończąc je popadał w szaleńczy śmiech.
  20. Od dnia 02.0714 do 07.07.14 będę niedostępny. Ave Legio XXI Rapax!

    1. Darth Imperius

      Darth Imperius

      Idź dzielny Legionisto!!!

  21. John Mężczyzna skrzywił się że tak szybko nastąpił abordaż. Kapitan mimo ze miał przewagę najwidoczniej nie był najlepszym strategiem, lecz stało się. John ruszył przed siebie ustawiając broń w pozycji "pług" by ruszyć na wrogów, wiedział bowiem że nie jest w stanie do nich strzelać, mając hak za jedną z dłoni.
  22. Jaenr Linnre

    Pochód umarłych

    (Offtop: Przysługuje nieokreślona liczba akcji, mieszcząca się w około 5-10 sekund. Pojedynczy czar i zasłonięcie się mieszczą się w takim wymiarze, choć czar i atak już nie. Może również nastąpić atak i zasłona, Wszystko jednak zależy od jakości opisania tego co się robi.)
  23. "nEIN" TO NIEMIECKIE SŁOWO. nIEMCY SĄ ŹLI. tY MUSISZ BYĆ ZŁY...
  24. A skąd wiesz jakie są marzenia Maskeda? To o czym wam mówi nie musi być prawdą...
  25. Jaenr Linnre

    Pochód umarłych

    -Drogi panie! Noży i u nas dostatek! Jaki to on ma być? Aha takie cudeńko. Krasnolud rozpromienił się widząc iż druid okaże się jego pierwszym klientem. Wiadome przeto było wszem i wobec że klient o tak wczesnej porze zwiastuje dobry dzień dla kupca. Krasnolud zaszedł na chwilę do swej izby by wyjść za raz z ładnie zdobionym nożem, najwidoczniej bardzo ostrym. Wręczył ów przedmiot do rąk druida by ten obejrzał produkt po czym odezwał się już nieco ciszej, jakby nie do końca chciał by klient usłyszał cenę. -Jedynie 5 sztuk złota drogi panie. A co do Tomasa, tak terminuje u mnie. Szybko się uczy tyle że nieco słabawy, boję się że młota nie uniesie... *** Drab który jeszcze przed chwilą tak chętnie zaczepiał kapłana wybałuszył na niego swoje oczy, i to tak mocno że prawie wylatywały mu z orbit. Po spodniach spłynęła mu stróżka płynu, a samego Kandana doszedł paskudny odór odchodów. Mężczyzna zaczął wrzeszczeć jak poparzony przykuwając uwagę wszystkich okolicznych ludzi i uciekać, potykając się co chwila tylko po ty by się obrócić na kapłana i ponownie w strachu zacząć brać nogi za pas. Drugi zaś z mężczyzn widząc co kapłan uczynił z jego znajomkiem również się przeraził i pobladł straszliwie, jednak w jego wypadku starach zagonił go do działania gdyż mężczyzna zamachnął się na kapłana swą pałą, chcąc trafił go gdzieś w okolicy głowy lub barków, jednak przy tak chaotycznym czynie ciężko było to oszacować. Jednak to co się wydarzyło nie poszło po myśli kapłana, bowiem krzyki przerażenia chłopaka, wyprowadziły z karczmy na ulicę jego kolejnych dwóch kumpli. Jeden z nich biegł już by zaatakować Nicka, nastawiając przed siebie swoje widły i próbując nabić na nie łowczego. Drugi zaś był nieco rozważniejszy i chwycił wieko z pobliskiej beczki czyniąc z niej coś na kształt tarczy, zaś w drugą rękę dobrał swój sierp i zaczął zachodzić kapłana od tyłu mając nadzieję iż ten go nie zauważy i będzie mógł się na niego zamachnąć.
×
×
  • Utwórz nowe...