Skocz do zawartości

Jaenr Linnre

Brony
  • Zawartość

    700
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Jaenr Linnre

  1. Skrzypce dobrze pasują do klimatu country, bowiem przewijają się niezależnie czy z gitarą czy banjo
  2. Ja uważam że to powinien być prosty instrument, na który aż nazbyt wielu uczniów często narzeka, a takiej chmmm... "dobrej uczennicy" powinien się spodobać... Czyli flet, najlepiej taki plastikowy...
  3. Przekradanie się było dość proste, bowiem ognie przy elfach strzelały z wolna się paląc co zagłuszało jego kroki. Mężczyźnie w końcu udał się znaleźć na tyłach namiotu, jednak zauważył iż w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stał elf, teraz znajdują się dwa i najwidoczniej o czymś dyskutują i to zażarcie. Coś było definitywnie nie tak, jednak mężczyzna musiał uciekać, lub pomóc wciąż uwięzionym. Stanął teraz przed ważną decyzją.
  4. No czekamy jeszcze na Mhroczne czyny
  5. Elfka zasługuje na ten instrument...
  6. Jakoś mi się z tobą skojarzyło, a ponadto będzie dobrym przypomnieniem kim jesteśmy...
  7. Chmmm... Po głowie chodzi mi wciąż parę kawałków... Pierwszy z nich to: Drowning Pool - Bodies Następny jest jednym z moich ulubionych: Disturbed - Inside The Fire (To jest dość mocna piosenka, w przekazie) A jako że mogę dodać jedynie trzy utwory to tę listę zakończę tym: Nightwish - Bye Bye Beautiful Ach... Kocham taką muzykę...
  8. Robienie dziury w namiocie, tak poszczerbionym nożem okazało się nie lada wyzwaniem, jednak w końcu doszło do skutku. Dziura nie była nazbyt imponująca, jednak była na tyle duża iż dało się przez nią wyjrzeć. Za namiotem rozciągał się pas traw, a tuż za nimi dziwnie usypany rów, ponabijany naostrzonymi gałęziami. Oczy mężczyzny już od jakiegoś czasu miały okazję przyzwyczajać się do ciemności, dzięki czemu udało mu się dojrzeć przechadzającego się za owym rowem elfa, wyposażonego w łuk. Na szczęście był na tyle zajęty patrolem iż nie zwrócił uwagi na namiot, ni też wyglądającego ze środka mężczyznę.
  9. "Czasy się zmieniają, tak jak dni wszystko przemija, a czas się nie zatrzymuje bez powodu. Również i czyny ras nazbyt młodych bo znać umarłych bogów i twórców świata, są jedynie niczym ślady stup na pustyni. Nie znaczące, chwilowe, niewyraźne. Zbędne. A może to rozmyślanie o śmierci jest rozmyślaniem o wolności? Wolności od zła, smutku, bólu, chorób. Tak, śmierć uwalnia, jednak również i wiąże bowiem jest drogą ku bogom, a ich wola będzie tą ostateczną. Ale czy można uwolnić się z tej drogi, ciągnącej nas od początku życia, aż po oblicza tych których śmierć jest wieczna? Niektórzy wciąż uważają iż jest to możliwe, choć i niektórzy bogowie się godzą z drogą którą przeszli ich poprzednicy, choć nie wszyscy. Są bowiem i bogowie którzy przeciwstawiają się tej zależności, a pierwszy z nich był zapomniany już bóg śmierci, Myrkul. Ale czy i my pójdziemy w jego ślady i odejdziemy w zapomnienie, by już nigdy nie zostać wspomniani, czy podążymy za życiem tak daleko jak Vecna? Nie. To nie jest naszym przeznaczeniem, jednak dziś musimy uwolnić z okowów śmierci wszystkich, których napotkamy. To jest naszym przeznaczeniem i musimy za nim podążyć i nikt nas nie powstrzyma. Zbierzmy się więc i uczyńmy co nasze!" ~Ilithiss, List do umarłych panów. Waterdeep. Spokojne miasteczko portowe, gdzieś przy brzegach wybrzeża mieczy, a istniejące dzięki handlowi który w ostatnich latach sprzyjał. Jednak nadeszły czasy w których nawet tak spokojne i nikomu nie wadzące miejsca są zagrożone. Siedzieliście właśnie w jednej z karczem, a jej nazwa brzmiała "Pod okiem Nashera". Czuliście się tu dość bezpiecznie, było ciepło, a powietrze pachniało morzem. Wypoczęliście ostatniej nocy, bowiem kobieta stojąca teraz naprzeciw was zapłaciła za wasz wypoczynek. Oboje przybyliście po informacje, jednak to co otrzymaliście było mniej przyjemne jak i dość zobowiązujące. Bowiem w zamian za list jaki otrzymaliście, a który każdy z was zdążył już przeczytać, zdążyliście obiecać iż zajmiecie się tą sprawą. Już od paru dni było wiadomo iż szykuje się wojna z Nekromantami, teraz zjednoczonymi, choć dotąd nikt nie spodziewał się kto i po co ich zjednoczył. Teraz jednak wiedzieliście że chcą wyrżnąć całe wybrzeże, a następnie zapewne zajmą się pozostałymi częściami świata. Nie mogliście jednak zrozumieć tej bredni o przemijaniu, oraz wzmianki o umarłych bogach. Przecież bogowie byli nieśmiertelni! Jednak nie był to teraz największy problem, teraz bowiem musieliście się z owymi nekromantami zmierzyć i to we dwoje. Nie znaliście się, nie wiedzieliście czego się spodziewać po sobie nawzajem i mimo iż spędziliście razem noc, nie mieliście czasu porozmawiać. Wasze wzroki jednak teraz spoczywały na kobiecie przed wami. Była wysoka i smukła, a jej skórzany i dość przyległy ku ciału, ledwie zasłaniający wdzięki ubiór mógł świadczyć iż jest barbarzyńcą, choć chusta zasłaniająca jej twarz nieco zbijała was z tropu, bowiem barbarzyńcy lubili sławę i nie ukrywają twarzy, by każdy mógł zobaczyć ich w chwale. Ona jednak była dość tajemnicza i niechętnie sprzedawała wam kolejne informacje. Dowiedzieliście się jednak iż będzie wam płaciła jak i dostarczała kolejnych informacji na interesujące was tematy, jednak tylko wtedy gdy na chwałę lorda Nashera będziecie w jej imieniu unicestwiać kolejne placówki nekromantów. Ich przyczółki, bazy, świątynie. Mieliście jedynie pozyskiwać dowody na zabicie nekromantów, a teraz miała was czekać pierwsza wyprawa. Kapłan choć w pełnej gotowości, był tu przysłany przez inkwizycję i nie był pewien co do druida, choć wiedział iż ich lud jest słowny, odważny i w razie potrzeby bitny. Kobieta raz jeszcze naprężyła się w oczekiwaniu na waszą odpowiedź, czy podejmiecie się zadania i z niecierpliwości pozwoliła sobie się odezwać raz jeszcze, a jej głos był dość władczy i obco brzmiący, jakby sykliwy, choć to najprawdopodobniej był jej akcent. - Więc jak, czy przyjmiecie ofertę?
  10. (Przepraszam, jednak nie pojawiają się wasze odpowiedzi. Czekam wciąż na zadeklarowanie akcji przez was obu, lub kontynuację waszej rozmowy.)
  11. Było ciemno. Wszędzie rozpościerała się noc, a jedyne światło dawały dwa ogniska przy których, łącznie, siedziało pięć elfów, a wszystkie zajęte swoimi sprawami. Jednak dość wyczulone zmysły mężczyzny i dziwne obycie się z lasem, oraz doświadczenie o którym nie pamiętał, mówiło mu iż obóz jest obstawiony dookoła lub są tam prowadzone zwiady. Namiot w którym był najemnik był na uboczu, niedaleko klatek, jednak na tyle blisko ognisk, iż mężczyzna nie mógł się przekraść do nich. Pozostałe zaś namioty były rozstawione po przeciwnej stronie obozu, a za ogniskami i słupem oznaczającym środek całej łąki na której rozbito obozowisko.
  12. Mężczyzna chciał się przygotować, miał nawet plan jednak nie przemyślał wszystkich aspektów. Nie miał teraz czasu, bowiem bojąc się nadchodzącej istoty wycofał się do tyłu, co sprawiło iż nie zdąży dotrzeć do przycisku zamykającego owe wrota, nim dziwny stwór je przekroczy. Emerytowany żołnierz musiał wymyślić coś nowego i to jak najszybciej, bo stwór wciąż się zbliżał i raczej nie miał zamiaru zwalniać.
  13. Więzy nie oparły się staraniom mężczyzny, a ten odzyskał częściowo wolność. Teraz musiał wymyślić jak się wydostać z obozu, oraz co uczynić z pozostałymi więźniami...
  14. Masked widząc zmieniające się otoczenie wiedział dokładnie czego ma się spodziewać. Nie był to bowiem pierwszy raz gdy to odczuł. Wiedział że powinien teraz poczuć zimno i ciarki na plecach, jednak owe odczucia odrzucił już jakiś czas temu. Stanęła przed nim, ta której oczekiwał od tak dawna, a która spotyka po raz kolejny, ta która zmieniła Dakelin w ową istotę która wzbudzała w nim samym dotyk żalu jak i obrzydzenia. Teraz jednak była przed nim klacz, o mocy tak wielkiej że aż pieściły jego uśpione zmysły i wzbudzały jego płuca do oddechu. Mężczyzna był jednak zadziwiony, bowiem stojąca naprzeciw niego postać miast przemówić ruszyła w jego stronę, a teraz jednak czyniąc coś niespodziewanego. Zmieniała się i to na jego oczach, a wywoływało to grymas przypominający uśmiech na jego twarzy, jak i cichy chichot, prawie niesłyszalny, choć sam czarnoksiężnik nie mogąc się od niego powstrzymać, był pewien iż Ona to usłyszy. Nie przejmował się tym jednak zanadto, bowiem teraz naprzeciw niego stała ponętna kobieca postać, tak chętnie okazująca swe wdzięki jego spragnionym oczom. Napawał się owym widokiem, szczupłą figurą, odsłonięte na jego wzrok ponętne uda, jej drobna twarz oraz szyja. Tak, to szyi i nogą przyglądał się najłapczywiej, bowiem choć wygląd kobiety był mu niezmiernie miły to teraz kierowały nim całkiem inne czynniki, a światom był, iż na szyi oraz udach znajdują się tętnice, pełne słodkiego czerwonego płynu który tak go kusił. Jego myśli raz jeszcze zaczęły wielki bój o władzę nad ciałem, pozwalając jednak na szybką weryfikację tego co się działo naokoło. Masked pragnął posiąść stojące naprzeciw niego ciało na własność, niestety jednak wiedział jak potężna istota je zamieszkuje i nie odważyłby się teraz zaatakować, ni podstępem, ni też gwałtem. I choć paskudny i wciąż rosnący głód podpowiadał mu całkiem co innego, mężczyzna jedynie poprawił swą maskę i z lekka ukłonił się jak gdyby wielkiej damie, bo okazać szacunek i wdzięczność za gościnę w owym dziwacznym miejscu. Spodziewał się bowiem iż ona sama go to zwabiła, jak i stworzyła całe to miejsce tylko po to by przeprowadzić z nim, tak wyczekiwaną przez Maskeda rozmowę. -Witaj o ta, której imię jest dla mnie zagadką. Wiele jest czynników które mnie ku tobie ciągną, choć największym pozostanie ciekawość, której nie zaspokoję od tak. Głos czarnoksiężnika nie pozostał wcale w tyle od głosu kobiety i zimny niczym pocałunek śmierci, a natchniony mądrością i ciekawością wypływał spod maski by dosięgnąć jej uszu. Nie miał on jednak wzbudzać podziwu ni też strachu, a raczej miał być odpowiedzią na jej ton, oraz wyuczoną już przez lata normą.
  15. Cięcie było żmudne i powolne, jednak dawało radę. Mężczyzna z każdą chwilą przecinał się przez coraz grubszą część węzłów, zbliżając się do uwolnienia ręki. W końcu udało mu się, jednak zajęło to sporo czasu i zdążyła nadejść noc. Wszystkie elfy kładły się w swoich namiotach by odpocząć, pozostawiając jedynie warty przy ogniskach i klatkach z więźniami. To był dobry moment na ucieczkę, jednak trzeba było uwolnić również drugą dłoń.
  16. John John skrzywił się paskudnie, choć nie dla tego że zobaczył kapitana. Teraz zaczęła rozpierać go duma, bowiem jak rzekł sam kapitan, przeżył spotkanie ze śmiercią. Teraz jednak chciał wyjść z pod pokładu, by zaczerpnąć morskiej bryzy i dowiedzieć się jakie kto otrzyma stanowiska, czy chociaż gdzie płyną. Nie śmiał jednak przerywać kapitanowi, czy nawet się do niego od tak zwracać. Skoro na jego statku pływała i śmierć, to musiał być równie dobrym piratem co sam Edward Teach...
  17. John Mężczyzna sięgnął wolną ręką pod ubranie i wyjął medalion otrzymany niegdyś od babki. Miał on bronić przed złym, a był jednym z symboli Komanczów, jednak John wątpił że ten mu pomoże. Bowiem przed nim stała teraz śmierć i to we własnej osobie. Jedyna której on bał się tak bardzo. Zamrugał parę razy po czym zawiesił na szyi medalion i wstał. Skoro to miał być jego koniec, powinien odejść w godności, lub zabierając ze sobą tego kto do tego doprowadził, wyjął więc nóż i przygotował się aż przeklęta istota do niego dojdzie, wiedząc jednak iż owym nożem nic jej nie uczyni, choć i jego hak był już w gotowości.
  18. Coś go dotknęło. Jakby ból, tylko że nim nie był. Jakieś dziwne uczucie gdzieś z tyłu głowy, gdzieś na obrzeżach świadomości. To uczucie było dziwne i dość niepokojące, choć o dziwo wywołało grymas, na twarzy Maskeda, przypominający uśmiech. Jednak jego maska w pełni zasłaniała ten oraz każdy inny widok. W jego głowie zaczęła się istna batalia, rzeź. Coś czego nikt nie mógłby się spodziewać, jednak on sam czuł jakby rósł w siłę, a jego myśli biegły szybciej niż kiedykolwiek. To było jakieś inne, jakieś specyficzne, szczególne. Przyjemne. Były to jego myśli, goniące przed czymś co odczuł już wcześniej, a wyrzucające setki pomysłów na sekundę. Było to cudne stymulowanie jego podświadomości przez coś co mężczyzna musiał trzymać na wodzy, a teraz ponownie się odezwało, choć tym razem pozwalając na zebranie myśli przed całym planem. Ruszył więc do przodu by wyrównać krok z Shadow i odezwał się szeptem, a wspomagając go swą mocą by ten łatwiej dosięgał jej uszu, a ciężej padał na uszy pozostałych. -Myślę że ta wiadomość może być dla ciebie dość istotna. - Mówiąc mężczyzna z czystą euforią oglądał szyję klaczy, jakby pragnąc ja pożreć samym wzrokiem, czując to dziwne uczucie które tworzyło w jego głowie owo zawirowanie myśli. - Pierścienie na mej dłoni gromadzą moc, tak z powietrza jak i przedmiotów czy umierających, bym mógł ją potem wykorzystać. Myślę że możesz to wykorzystać przeciw pani nocy, bowiem raczej się nie spodziewa czarnoksiężnika, żerującego na mocy innych w szeregach rebelii. - Myśli wciąż przyspieszały, jakby pragnąc by powiedział jej wszystko, ale żądały czegoś w zamian. Czegoś strasznego, czego nie mogła zaoferować. Tak wiedział już co to za uczucie, walczył z nim już dwukrotnie, choć nigdy nie było tak silne. Teraz gdy było ich niewielu, owo uczucie jakby czując mniejsze zagrożenie chciało się wydostać i przejąć kontrolę nad rozszalałymi myślami mężczyzny. Tak głód był teraz silny. - Potrafię też ożywiać zwłoki, choć nie trenowałem tego nazbyt długo, skupiając się jednak na mocy. Wykorzystaj tę wiedzę mądrze. Zamilkł, bowiem już prawie czuł smak skóry i śliny, cudny słodki smak krwi. Coś czego teraz pragnął, była to bowiem kolejna z wielu cen jakie musiał płacić za moc. Jednak zaczął przezwyciężać uczucie, wiedział że musi, choć wciąż go kusiło, by dla tego uczucia oszalał. Pragnął tego, jak gdyby cichej obietnicy potęgi i mocy, której nie mógłby inaczej otrzymać. Czuł się podobnie jak wtedy gdy pierwszy raz poczuł potęgę demona kryjącego się w Wiktorze, potęgę której pragnął, lecz wiedział że jej nie otrzyma i sam musi na nią zapracować, choć teraz ta była na wyciągnięcie dłoni, bowiem właśnie ta blada dłoń, pełna teraz mocy i zimna, zastąpiła kopyta na których się niegdyś poruszał. Cieszyło go to, a zarazem zastanawiało, czemu tak się stało. Teraz jednak zwolnił kroku, by opuścić pierwszy szereg. Nie mógł tak łapczywie rozmyślać, musiał się uspokoić i oddalić z lekka od Shadow. Przekazał jej co chciał i to jej wyborem będzie jak wykorzysta tę wiedzę. On miał swoje problemy i plany. Oraz obietnicę którą mu złożono, obietnicę spotkania na które tak czekał...
  19. John -Trzeba wytrzymać - odrzekł szybko by nie wypaść z rytmu oddechów. Skupił się w pełni na oddychaniu, to było bowiem najważniejsze, na bok zaś odrzucił myśl o smrodzie czy nieprzyjemnym towarzystwie. Musiał wytrzymać i dobrze o tym wiedział.
  20. John Mężczyzna robił miarowe i głębokie oddechy, jednak nie przez nos, by od smrodu nie straci przytomności. Wiedział że musi oddychać, jednak zasłonił usta szmatką by się czymś nie zatruć. Usiadł gdzieś i wiedząc że potrzebuje sił odpoczywał, jedynie oglądając co robią inni. Ciekawa próba, jednak on musiał ją wytrzymać, nie wiedział tylko jak.
  21. John Smród był okropny, ale podobną scenę przeżył gdy pływał z kapitanem Teach'em. Podobny zapach czuł również gdy poznał swoją babkę, od strony matki, która była Indianką, z Komanczów. Teraz jednak nie mógł sobie przypomnieć czym był ów smród, a może nawet nie był to ten sam zapach, a jedynie ułuda w jego głowie. Teraz jednak musiał obejrzeć co było pod pokładem, więc zmienił oko na którym była opaska, by te od dawna przykryte, a które było już przyzwyczajone do ciemności, mogło obejrzeć ów obraz.
×
×
  • Utwórz nowe...