- Jesteście pewni, że to wszystko? Odpowiecie przed jego wysokością, jeśli jakakolwiek rzecz zginęła! - rzuciłem gniewnym spojrzeniem na grupkę niewolników, którzy przynieśli moje bagaże do komnaty. Szczerze mówiąc, spodziewałem się nieco... bardziej wyrafinowanej służby - czegoś w rodzaju ożywionych zbroi czy ciężko opancerzonych kucyków bez pysków... Gdzieś w głębi mnie mimo wszystko czułem wstręt do takiego wykorzystywania świadomych i inteligentnych stworzeń. Sługom za uczciwą pracę płaciło się w złocie, niewolnikom - w batach. Brrr.
- Dobra, chyba wszystko jest na swoim miejscu. - zamruczałem pod nosem, wystarczająco głośno, by mnie słyszano. - Możecie odejść. - machnąłem w ich stronę kopytem, nawet się nie odwracając. - Dobra robota. - dodałem, zanim ugryzłem się w język. Powinienem być ostry wobec nich.
Niewolnicy pośpiesznie wyszli z pomieszczenia i zamknęli ostrożnie za sobą drzwi, jak gdyby zwykłe skrzypnięcie mogło sprowadzić na nich zgubę. Nie przejąłem się tym zbytnio, zainteresowany własnym bagażem. Wyciągnąłem szybko parę drobiazgów, po czym poprawiłem nieco grzywę. To był długi lot, wciąż musiałem wyciągnąć z sierści parę robaków. Wypakowanie się mogło poczekać - priorytet stanowił długa, gorącą kąpiel. Rzuciłem torbę ze swoimi medykamentami na łóżko, gotów wziąć ją już teraz, gdy moje spojrzenie trafiło na wiszącą nad meblem kartkę.
- No kuhwa. - przekląłem pod nosem, uważnie śledząc jej treść. Już jakiś pajac spadł ze schodów czy sieknął się, bawiąc swoim dwudziestokilogramowym mieczem? Świetnie. Idealny sposób na spędzenie wieczoru.
* * *
- Lekarz w dom, bóg w dom... - powiedziałem, wkraczając przez wyważone z dumnie uniesioną głową, niosąc przewieszoną przez grzbiet torbę lekarską. - ... ouch. - skomentowałem stan pacjenta i uniosłem ze zdziwieniem brew. Ktoś tu dostał soczysty wycisk, przynajmniej parę kości złamanych. Przynajmniej tyle mogłem dostrzec przez niewielką szparę w małym tłumie, który postanowił zejść się oczywiście w tym miejscu. Na szczęście, wszystko wskazywało, że poszkodowany ma już zapewnioną opiekę medyczną. Nie byłem więc raczej potrzebny, ale...
- Z drogi. - rzuciłem, przepychając się do łóżka. - Zaraz wam pokażę, jak się leczy złamania.