Skocz do zawartości

Madeleine

Brony
  • Zawartość

    294
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Wszystko napisane przez Madeleine

  1. To będzie bardzo krótki komentarz, bo i opowiadanie krótkie. Advilion, zasłużyłeś na to podium. Fik jest świetny, leciutki jak puch, pocieszny, bardzo przyjemnie się go czytało, a dopytywanie się nierozgarniętej Bon Bon - ale jak masz na imię, ale zdejmij ten kostium, ale to, ale tamto - po prostu przeurocze. Ale i tak najwspanialsza jest puenta, czyli czytanie przez główną bohaterkę tej powieści - cudo! Parsknęłam śmiechem, bo to było takie cudowne! Zwłaszcza dla osoby która na tej sadze się wychowała . Bon Bon wykreowana doskonale, a ten drugi... Jeszcze doskonalszy. Kiedy do mnie kiedyś zapuka, chciałabym, żeby ta wizyta tak wyglądała . I jeszcze zabawne wstawki typu: "Pusty jak CV Lyry". Rozwaliło mnie to, muszę przyznać . Bardzo dobry fik na rozluźnienie. Gratuluję nagrody, należała się! Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  2. Opowiadanie jest bardzo dobre i rzeczywiście urzeka klimatem. Niezmiennie mnie zaskakuje, że z czegoś tak banalnego i oklepanego jak wspomnienia Luny związane z dawnym życiem i przemianą w Nightmare Moon można cały czas tyle wyciągnąć. Nie mogę powiedzieć, że fik wnosi jakiś powiew świeżości, że dowiedzieliśmy się czegoś więcej, niż wiedzieliśmy, że autor przewrócił nasz świat do góry nogami - ale dzieło jest solidne, przesiąknięte emocjami... i masz ogromnego plusa za poezję. Najpierw Szekspir, potem wiersz Luny... Przepiękne, dzięki temu tekst nabrał lekkości i takiego artystycznego charakteru. No i zawsze miło, kiedy autor inspiruje się czymś, co jest dobre i wartościowe. (Twój utwór rymowany również prezentuje się na wysokim poziomie. Masz dryg do tego. A to: stanowi piękne podsumowanie odczuć Luny. Naprawdę bardzo, bardzo ładne.) Klimat utworu jest naprawdę wyborny. Mroczny, trochę ciężki, ale nie w sensie, że ma się wrażenie, że zaraz stanie się coś przerażającego - wręcz przeciwnie, czytelnik powoli odkrywa to, co Luna przez cały okrągły rok trzyma głęboko w sobie i ujawnia w tę jedną, specjalną noc. Wspomnienia bolesne i straszne, z każdym rokiem trochę bardziej przytarte... a jednak księżniczka ciągle "schodzi ku głębinom", żeby pamiętać. Wzruszające i jak sugeruje sam tytuł - głębokie. No i jest jeszcze ostatnia scena, scena spinająca tekst - przybycie siostry i objęcie młodszej księżniczki skrzydłem. Naprawdę ładne i takie... pozytywne. Nie można zapominać o swoich błędach, ale należy wyciągać z nich wnioski. Nie można zapominać o cudzych błędach, ale należy wybaczać. Bardzo dobre, krótkie, ale odpowiednio mocne dzieło ze świetnym klimatem, końcówką i warsztatem. Tylko gratulować. Pozdrawiam serdecznie, Madeleine EDIT Potwierdzone info, Vertigo też tak twierdzi
  3. TAK SIĘ POWINNO PISAĆ MINIATURY. Opowiadanie ma pięć akapitów, jakieś 200 słów, pół strony długości i jest GENIALNE. Trudno jest napisać coś konstruktywnego o czymś tak krótkim i to jeszcze bez spoilerowania, ale spróbuję, to ten tekst jest tego warty: główną bohaterką jest Pinkie Pie, która buszuje po mieście w halloweenową noc w poszukiwaniu czegoś słodkiego. Wokół same pary, kucyki obściskujące się po kątach i wymieniające czułe uśmiechy. A ona - jedna, sama... czy to nie smutne? Ano, bardzo. Na szczęście Pinkie również kogoś ma. Kogoś specjalnego. Kto to jest? Odpowiedź na to pytanie, zawarta w przedostatnim akapicie, jest w sumie przewidywalna, ale nijak nie ujmuje jej to mocy. Przeczytałam i mnie zmroziło, bo wcześniejsze fragmenty absolutnie nie wskazywały na to, że ten moment będzie tak... mocny. Wszystko jest na swoim miejscu, a Pinkie oddana tak doskonale, jak to tylko możliwe, ale jednak ciarki mnie przeszły. A ostatnie zdanie to absolutny, totalny majstersztyk, cytat dnia, perła. To jedno zdanie "robi" cały tekst. Dzięki niemu to maleńko to pełnokrwisty horror, wręcz creepypasta. Poulsen, już to mówiłam, powiem jeszcze raz - zasłużyłeś na podium po stokroć. Napisane idealnie i mrok aż się z tych kilkunastu zdań wylewał. Brawo. A skoro już tu jestem... piszżesz "Plasterek"! Niektórzy czekają z utęsknieniem na kruszącą krakersami i złośliwą jak sam diabeł Tavię! Pozdrawiam, Madeleine Pod Wrażeniem
  4. Zdecydowanie, Johnny, pisz "Ścieżki...", niezaspokojone kobiety czekają. Serdecznie gratuluję zwycięzcom, podium obsadzone bardzo prawidłowo ^^. Z wygranych czytałam tylko opowiadanie Adviliona - swoją drogą, genialne, uważam tak samo jak Cahan, na końcu zaczęłam się śmiać jak głupia, doskonałe nawiązanie! - ale widzę, że trzeba to prędko nadrobić. Przegrać z wami to był zaszczyt, panowie.
  5. Szczerze mówiąc, często mam problem z synonimami. Uznaję roboczo, że wprowadzanie słów typu "mężczyzna" jest mniejszym złem niż "ogier" powtórzony cztery razy w jednym akapicie. A poza tym lubię uczłowieczać kolorowe taborety ^^. Rany, dziękuję ^^. Jesteście kochani. Starałam się bardzo i cieszę się, że mi się te postaci udały, zwłaszcza, że w tej serii w zamierzeniu to nie wszystkie, oj, nie wszystkie. Boże, ktoś to zauważył! Ktoś zauważył! A tak w ogóle uwielbiam "Dżumę", ale przy pierwszym czytaniu zaspoilerowałam sobie osobę narratora jakąś trefną recenzją, co to jej autor nie potrafił trzymać języka za zębami... ale byłam wściekła. Można i [madelen] i [madelajn]. Ja czytam bardziej z angielska. A tak w ogóle to Madzia, po prostu Madzia . Dziękuję za komentarze. Każdy jest małym świętem.
  6. Jaki ty jesteś głupi czasem, Mal, tak strasznie, strasznie głupi…­­ A ponieważ jestem ostatnią osobą, której komentarz chciałbyś zobaczyć pod tym konkretnym dziełem, skomentuję z dziką przyjemnością. Perwersyjną wręcz. A więc tak: nie będę powtarzać po moich poprzednikach, doskonale wiesz, jakie ten tekst ma wady, jak natomiast wiem, że akurat w tamtej chwili miałeś zatrzęsienie ważniejszych rzeczy i to nie jest aż takie ważne. Jak na warunki, w jakich tworzyłeś, opowiadanie jest tak dopieszczone, jak to tylko możliwe. Czy opisy nie trzymają poziomu, nie jestem w stanie stwierdzić. Czytałam wystarczająco dużo twoich prac, by wyłapać twój specyficzny styl i w „Medalionie” on również jest widoczny, czyli wszystko znajduje się na swoim miejscu. Może klimat, jaki budujesz w swojej twórczości, nie wszystkim może podpasować, ale ja lubię tę twoją charakterystyczną mroczną poetykę. A teraz przechodząc do głębszej analizy dzieła: Podsumowując – fik nie jest twoim najlepszym dziełem, ale jest dobry, widać, że to ty go pisałeś, ma dobrze zarysowaną akcję, świetny zamysł, wyśmienity punkt kulminacyjny i przeciętnego głównego bohatera, który powinien być „bardziej” w każdą stronę. Do tej pory wkurza mnie twoja dziwaczna maniera podkreślania wagi niektórych słów z dupy wziętymi gwiazdkami, zamiast, po bożemu, kursywą, ale skoro to jest część twojego wypracowanego stylu, to nich już zostanie to moim osobistym „Dolarowym Canterlotem”. Jeszcze raz gratuluję ukończenia studiów i zdobycia tytułu, o którym ja, jak sądzę, będę mogła sobie tylko pomarzyć. A rywalizacja z tobą (bo chyba jest nam ona pisana), jakiejkolwiek formy by nie przybrała, zawsze jest emocjonująca, bo cholernie przyjemnie jest stawać w szranki z tak znamienitym i godnym przeciwnikiem. I czekam na ciebie w kolejnym Małym Fanfiku. I ruszże tyłek i napisz coś na Dolarowy konkurs. Pozdrawiam serdecznie, Persona non grata Madeleine
  7. Wszystkie poniższe prace zostały napisane na organizowanego przez Kredkego Mojego Małego Fanfika. Ponieważ łączy je wspólny kontekst, uznałam, że wrzucę je tutaj jako serię. Kolejność jest taka, w jakiej słałam prace na MMF. NIE TRZEBA CZYTAĆ (I KOMENTOWAĆ) WSZYSTKICH. KAŻDE JEST ODRĘBNĄ HISTORIĄ. Hoffmanie: Nie poprawiłam tych przecinków, strasznie mi wstyd... Ale nie miałam czasu, a nie chciałam dłużej odwlekać publikacji. Poprawię jednak, obiecuję. Dolarze: Ja nie wiem, ja naprawdę nie wiem, jak się taguje te serie, pewnie jest źle, ale ja tego systemu nie rozumiem. Zgodnie z podpowiedzią Hoffmana dodałam tag [NZ]. A nuż kiedyś mi się zachce i ta seria będzie kontynuowana. Rocznica [One-Shot] [slice of Life] [Comedy] Liczba stron: 8 Opis: Pan Cake obchodzi rocznicę pewnego niestandardowego święta. Wiadomość [One-Shot] [slice of Life] [sen] [sad] Liczba stron: 16 Opis: Podobno dzieci, ze względu na swoją naturalną wrażliwość, widzą więcej. Przekonuje się o tym Hazelnut, sześcioletni synek Pound Cake'a, który we śnie spotyka bohatera swojej ulubionej książki. Tylko czy na pewno wszystko jest tym, czym się wydaje? Medalik babci Cake [One-Shot] [Mystery] [Adventure] Liczba stron: 31 Opis: Nastoletnia córka Pumpkin Cake, Melasa, otrzymuje niewdzięczne zadanie zaopiekowania się swoim siedmioletnim kuzynem i jego przyjacielem. Żeby młoda zbuntowana nie oszalała z nudów i frustracji, babcia daje jej tajemniczy medalik, który ma pomóc przetrwać długi dzień. Melasa nie ma pojęcia, że podarunek jest aż tak tajemniczy. Wszelkie komentarze mile widziane, kolejne opowiadania zapewne się pojawią... kiedyś. Bardzo kiedyś. Albo z okazji Małego Fanfika.
  8. Trzecia [Dark] [slice of Life] [Comedy] Liczba słów: bez tagów, tytułu i nicku 1199. Opis: O tym, że w Noc Koszmarów nawet rzecz wyjątkowo przyjemna może mieć... koszmarny finał. Slice of Life, bo Halloween, studenci i wódka. Comedy, bo (kloaczny) humor. Dark, bo... każdy mężczyzna powie, że to mroczne i złe. A tak poza tym to ciągle go szukam ;-; I jeszcze na dodatek jest to, co ci, Dolar, na PW obiecałam, chociaż w małej dawce. Ale cóż, najważniejsze, że przynajmniej mogę liczyć na krótką recenzję .
  9. Hoffman, ty się Boga nie boisz? Żeby zrobić błąd w słowie „coraz”? Wstyd! Straszny wstyd! Moja pierwsza myśl: no na pewno, tak sobie tłumacz . Hmmm… aTOM wyjął mi to z ust. Hoffman, przegiąłeś trochę. Przemyślenia Buttona są zbyt dojrzałe jak na dzieciaka, który łazi po targu i próbuje kupić sobie starą konsolę za uzbierane z trudem kieszonkowe. Uspokajający widok uporządkowanych straganów? Hoffman… twój bohater nie jest dzieckiem, mimo że to Button Mash i chodzi do podstawówki – to zmęczony życiem biznesmen, który szuka ukojenia po trudach dnia codziennego. Zapewniam cię, że żaden chłopiec w wieku Buttona nie zwróciłby uwagi na urodę dorodnych, oczyszczonych grzybów . Znowu to zrobiłeś, Hoffman. Ty nie widzisz w tym dzieciaku tego, kim naprawdę jest – ty piszesz tak, jakby on był dorosły, albo przynajmniej w wieku późnonastoletnim. Wzrastał? A ileż on lat mógł grywać na tych ośmiobitówkach? Całe opowiadanie oddziaływałoby na czytelnika znacznie bardziej, gdyby wiek bohatera nie kłócił się z jego przeżyciami. Hoffman, ty zbóju, włącz komentarze! Ogólne wrażenia z tekstu: bardzo podoba mi się sam zamysł. Hoffman bez dobrego pomysłu na tekst to nie jest Hoffman, wiadomo nie od dziś. Przepięknie ukazałeś pewnego rodzaju melancholię, tęsknotę za tym, co przemija, trochę też strach przed nieznanym… Najbardziej mi się podobały chyba opisy tych wszystkich przedmiotów. Skontrastowałeś ze sobą to, co stare, mające duszę, i to, co nowe, lepsze, ale puste w środku, bez polotu, bez wyrazistości, bez sensu. Te zdania, które pojawiły się bodajże dwa razy: „Nie miał pojęcia, jak taki grat ciągle może działać” – idealnie podsumowują całą akcję i szczerze mówiąc, trochę mi się zrobiło sentymentalnie podczas czytania. No i cała ta wyprawa na targ… bardzo, bardzo fajnie opisane. Czuło się, tak jak napisał Sun, realizm tej sytuacji. Mam targ w swojej wiosce, wiem, co mówię – może nie da się tam znaleźć wszystkiego, co zostało opisane, ale stoiska z warzywami, grzybami, ubraniami, perfumerią, duperelami do domu i do warsztatu… wszystko się zgadza, wszystko oddane zostało z chirurgiczną precyzją. Scena u kolegów jest bardzo smutna. To chyba jedyny moment, kiedy główny bohater mi się zgrzyta, kiedy czuję, że jest naprawdę na swoim miejscu, odpowiedni do wieku i sytuacji. Doskonale ukazałeś fakt, że Button czuje się nieco lepszy od swoich kolegów, ponieważ umie grać na automatach, „na jednym żetonie”, bez save’ów, bez kodów. I znowu wraca ta melancholia – wszystko, co dobre, kiedyś się kończy, trzeba iść w życie bez wspomagaczy, dziecięce zabawki trzeba odstawić i na dodatek nic nie jest wieczne (oprócz tego, na czym nam kompletnie nie zależy). Klimat jest, opisy bardzo dobre, pomysł fenomenalny i doskonale wykorzystana postać Button Masha – rzeczywiście, on się idealnie nadawał do roli, w jakiej go umieściłeś. Tylko że… Dobra, jego kreacja nie do końca ci wyszła. Jak wspominałam wyżej: jest rozbieżność między tym, co Button przeżywa, a tym, co POWINIEN przeżywać, biorąc pod uwagę jego wiek i doświadczenia. Przegiąłeś trochę z jego dojrzałością. Przez to czytelnik ma trudności, by się w nim i z jego problemami utożsamić, bo widzi, że coś jest nie tak. Ale generalnie jest to kolejne dobre opowiadanie, klimat oddany, smutno się trochę zrobiło, tekst jest prawdziwy jak cholera… Cóż, Hoffman w formie. Po prostu. Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  10. Boże, konkurs na drabble? Dajesz, Dolcze! Czuję się mile pomiziana, bardzo lubię je czytać! Przykro mi, OneTwo - pan każe, gawiedź musi.
  11. Tamto to edycja specjalna, tutaj jest edycja zwykła. Jedno i drugie to coś innego, działają sobie niezależnie. A Dolar roboty sobie szuka, bo mu się w chałupie nudzi, a biedactwo ma tak niewiele na głowie .
  12. To jest dziwne i nie ogarniam. Powiem tak: krótkie, dość zabawne i podobała mi się forma, a raczej narracja - czytało się to tak, jakbyśmy znajdowali się w knajpie i naprzeciwko siedział gość, który takie niestworzone rzeczy opowiada (i ów gość jest już z deczka nieświeży). Przekleństwa mi nie przeszkadzały, a nawet dodawały klimatu, w końcu, z tego co widzę, to nie miała być specjalnie ambitna lektura :>. Zdziwiło mnie natomiast, że ty te przekleństwa... ocenzurowałeś . Po co te gwiazdki, na bogów? Foley, to jest opowiadanie, a nie podanie czy inny wniosek, tu można bez oporów. Pomysł nawet fajny, ale liczyłam na coś więcej, bo jednak przyznaj, że fabuła jest dość... uboga. Mało się dzieje, poza tą jedną rzeczą... Ale masz plusa za dwukrotne zwalenie Celki ze schodów . I generalnie za styl, język postaci, taki menelski trochę, fajnie to tu pasuje. A tak poza tym, to to jest za krótkie i trochę mdłe, dziwaczne i pisząc to chyba zrobiłeś sobie po prostu kwadrans przerwy między bardziej ambitnymi aktywnościami ^^. I jeszcze jedno. Pisz SoLe . Pozdrawiam, Madeleine
  13. Well, well, well. Oto dotarliśmy do tego upragnionego zakończenia. Po pierwsze: gratuluję, bester. You made it! Skończyłeś fika! Teraz możesz w spokoju zająć się kolejnym, pisać go przez pół roku i po tym czasie zacząć mieć totalnie dosyć, że coś niedokończonego ci wisi nad głową, duh! Po drugie: miło mi, że moje komentarze wpłynęły pozytywnie na to opowiadanie (bo na ciebie to może nie do końca, a już na pewno nie zawsze, ale ty wiesz, że cię uwielbiam mimo mej zgryźliwości ). Po trzecie: do meritum. Co do samego rozdziału: czytało się go wyśmienicie. Tak, jak przypuszczałam, było w nim sporo akcji, i to takiej prawdziwie besterowej, w najlepszym wydaniu. Przechodziłam płynne od jednego akapitu do drugiego, patrząc na tę całą uroczą rozpierduchę. A żeby było ci mniej miło, przyczepię się do strony technicznej, bo coś to u ciebie ostatnio zaniedbałam - literówki były, czasem kropka zamiast przecinka, wielkie litery tam, gdzie miały być małe, brak przecinków przed bezpośrednimi zwrotami do adresata, hue, hue! Jak Niklas przyjdzie, to pewnie znajdzie więcej i ci łaskawie pozaznacza, bo to Niklas i ma serce tam, gdzie ja mam ziejącą Czarną Dziurę . W każdym razie - ostatnia scena z Mid wyjaśnia wszystko do tego stopnia, że w sumie to wytłumaczenie nie jest aż tak potrzebne. Znaczy, ono jest super - dla kogoś, kto miałby ochotę wszystko dokładnie zrozumieć, dojrzeć więcej, cofnąć się pamięcią do miejsc w historii, które przegapił, bo wydawały mu się zwyczajnie błahe. Podsumowując: doskonały rozdział, który wyjaśnia wszystko, idealne zgranie fabularne, koncepcja świetna... Możesz być dumny z tego tekstu. Ja bym była. Pozdrawiam serdecznie, pewnie mnie jeszcze spotkasz pod innym swoim dziełem, Madeleine PS Ktoś zna Dreamtale *.*
  14. Czytałam wcześniej. Zatwierdzam. Polecam. Pozdrawiam.
  15. Slice of Life to może i jest, ale z której strony to jest Sad, to ja nie wiem do tej pory. Dobra, nie będę się roztrząsać, bo nie o to chodzi. Mamy tutaj bardzo ładny pomysł na tekst oraz króciuteńką scenkę rodzajową. Pinkie Pie spędza - jak co roku - samotne święta, a Fluttershy, która też akurat jest sama, postanawia ją rozweselić i urządzić dla niej i dla siebie uroczystą, choć skromną wieczerzę. I to by było na tyle. Prawda jest taka, że z tego maleńskiego kawałka tekstu nic nie wynika. Nic! Nawet shippa tam nie ma... tfu, chodziło mi o emocje, właśnie o to mi chodziło. (I tak, zdaję sobie sprawę, że to był tekst na konkurs, ale o ile dobrze kojarzę, albo - o ile dobrze kojarzy Google - limit słów wynosił 6000.) Z pierdółek - zły zapis dialogów, który nie jest stricte pamiętnikowy, a w zwykłym opowiadaniu - błędny. Nie chcę powiedzieć, że nie potrafisz pisać, ale na pewno jesteś na początku drogi. Tekst nie prezentuje sobą zbytniej wartości. Nie wzbudza żadnych uczuć. Fik pisany jest z pespektywy Fluttershy, ona jest najbardziej emocjonalną istotą z całego Mane 6, a może i z całego serialu... a tutaj po prostu streszcza swój dzień. "Było mi smutno, bo nie mam nikogo, kto mógłby spędzić ze mną czas w święta... pójdę do Pinkie, co mi szkodzi... o, Pinkie szlocha, chyba też jest smutna... a, zrobię jej niespodziankę, kupię prezent i napiszę ckliwy list, może ją to uszczęśliwi". I koniec. Żadnych głębszych przemyśleń, żadnych prawdziwych emocji. Sucho, konkretnie, na temat... reportersko? Nie. Dobry reportaż potrafi sprawić, że wyjesz w niebogłosy, dławiąc się własnymi łzami. Bardziej na wzór... sprawozdania. Tak, to jest chyba dobre porównanie. A więc mamy Flutter w pierwszej osobie, która ma tylko na imię Fluttershy, bo niczym nie wyróżnia się z tłumu i równie dobrze mogłaby być jakąkolwiek postacią mieszkającą w domku ze zwierzątkami. U Pinkie natomiast stwierdzenie, że "przeniosła się do Ponyville i od tej pory nie wie, gdzie jest jej rodzina" - jest tak durne, że aż się w czoło palnęłam. Brakuje przede wszystkim magicznego klimatu świąt, jakichś opisów tych wszystkich wystrojonych ulic i latarń obwieszonych lampkami i migoczących na czerwono i złoto i świecących jak psu jaja, witryn sklepowych, na których jelenie z czerwonymi noskami i pękate kucykowe Mikołaje bielą się puchem sztucznego śniegu... A właśnie, śnieg. Dlaczego w tym tekście nie ma ani słowa o śniegu? No błagam. Osobiście go nienawidzę, ale to są święta, na bogów wszystkich kultur i zielone bory! Generalnie opowiadanie jest kiepskie, nie ma klimatu, o który chodziło, postacie są słabo zarysowane, tak samo jak akcja, a całość jest za krótka i odznacza się skąpymi opisami. No i w sumie błędne tagi, bo koniec końców mamy happy end. Ale sama idea jest urocza i w ogóle święta to temat wdzięczny i można na jego podstawie płodzić mnóstwo świetnych tekstów, przy których czytelnik, w zależności od zamiarów autora, będzie płakał ze śmiechu lub wzruszenia. (A w ogóle polecam "TCB - Opowieść wigilijną" Ghatorra. Urocze, zabawne i mocno świąteczne.) Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  16. Ma rozdziały? Ma. Czyli One-Shotem nie jest. Dobra, wiem, jestem pieprzoną formalistką, ale Alb, na "kilkanaście minut czytania" może być i siedem stron, i piętnaście, a jak ktoś szybko czyta, to więcej, albo mniej, jak ktoś czyta wolniej... W ogóle One-Shot można uznać za coś, co się pochłania jednym ciągiem, więc wszystkie wciągające opowiadania powinny mieć ten tag... Tylko kto miałby decydować, co jest wciągające? Generalnie takie pierdułki są po to, żeby na forum burdelu nie było i Dolcze jest pierwszym, który za takie coś gani ^^. Zgadzam się w zupełności. Ta Pinkie jest beznadziejna, jednak w samym fanfiku jest coś, co sprawia, że łzy same płyną. Jest przesiąknięty emocjami, niekoniecznie przyjemnymi... I jeżeli uznać, że to nie osoba, która przeżywa całą tę sytuację, jest najważniejsza, a właśnie jej emocje, to fik jest bardzo dobry. BTW, moją ulubioną fandomową Pinkie jest zgadnij czyja, Alb . Jeśli coś wywołuje emocje, spełnia swoje zadanie. Nie trzeba być wieszczem, nie trzeba stosować wyszukanych sztuczek, by ludzie płakali czytając to, co napisałeś (w sensie, ze wzruszenia, a nie z politowania ). Też uważam tę scenę za najlepszą.
  17. No dzień dobry, Dolarze, znowu się spotykamy pod twoim tłumaczeniem. Od kiedy ja komentuję tłumaczenia? "He'll Never Leave Me" czytałam dawno temu i się na tym spłakałam, chociaż serce mam w kamienia. Tamto opowiadanie miało w sobie taki przejmujący smutek... nie było do końca wiadomo, o co chodzi, a kiedy czytelnik sobie wreszcie uświadomił, co się wydarza przed jego oczami, przełykał z trudem ślinę przez zaciśnięte gardło i pozostawał z pustką w głowie i wzrokiem wbitym w monitor. Nie jestem pewna, czy napisanie kontynuacji było dobrym pomysłem. Trochę mi to przypomina tworzenie na siłę sequeli świetnych filmów tylko po to, by odcinać kupony od ich popularności. Tamten fik był dobry i mocny sam w sobie, tutaj łopatologia trochę zabija klimat. Ale tylko trochę. Pierwszy rozdział wciąż silnie oddziałuje na emocje, a końcówka drugiego z Rainbow i wybudzoną Pinkie w rolach głównych to istny majstersztyk i przez chwilę znów poczułam to, co wywołało we mnie "He'll Never Leave Me". Do tego fenomenalna kreacja Dash - tak ciepłej i wyrozumiałej dawno jej w żadnym fiku nie widziałam. Można się zastanawiać, czy kontynuacja była potrzebna, ale z drugiej strony nawet fajnie się czytało o tych wydarzeniach, jakby to ująć, z tła. Reakcja przyjaciółek i te wszystkie wstawki o gniciu i odorze... Super. Naprawdę wyśmienite. Jednak pierwowzór wbił mnie w fotel, a to już nie. PS Ekhm, ekhm... Och, doprawdy?
  18. SPOILERY BARDZO. Z rzeczy, które rzucają się w oczy zaraz po zajrzeniu do dokumentu: I jeszcze masz linka. Od razu do tej podstrony, o którą chodzi – taka jestem uczynna ^^. Dlaczego, do diabła, rozmowy są zapisane kursywą? Liczby (poza nielicznymi wyjątkami) zapisujemy słownie. Od początku przemyślenia głównego bohatera wydały mi się suche i sprawiały wrażenie streszczenia Za mało jego myśli, jakichś charakterystycznych gestów, czegokolwiek, co dałoby efekt książki, a nie kwitu z pralni. Jest to grzech tym bardziej, że narracja prowadzona jest z perspektywy pierwszej osoby, a w takim przypadku rozbudowane refleksje bohatera są po prostu konieczne, bo bez tego czytelnik nie ma szans się z nim utożsamić. Genialny przykład wyśmienicie wykonanej narracji pierwszoosobowej z budującymi klimat spostrzeżeniami bohatera to besterowskie „Save me”. Dalej – dialogi. Zazwyczaj krytykuję zbyt rozwlekłe didaskalia, zbyt łopatologiczne didaskalia, brak równowagi między słowami postaci i didaskaliami… A tutaj problem stanowi ich brak. Wypowiedzi odnarratorskich jest strasznie mało, co zauważyłam już na trzeciej stronie, a dla pewności przejechałam sobie jeszcze suwakiem po opowiadaniu. Rozmowy po prostu „wiszą” w powietrzu, niepodparte żadnymi opisami. No błagam. To przesłuchanie jest napisane TRAGICZNIE. Żadnych interakcji między nimi nie ma. Przepytywana klacz jedynie odpowiada na pytania, a mogłaby przecież denerwować się, przełykać ślinę, drżeć, szlochać – robić COKOLWIEK, co wskazywałoby, że dopiero co ujrzała trupa w kałuży krwi. To samo tyczy się ogiera. Na razie to jest sprawozdanie, a nie opowiadanie. No nic, czytamy dalej. Przeczytałam „PMS” ;-; A tak serio: w tekście przy tym skrócie jest przypis, a w przypisie wytłumaczenie, że oznacza on Pegazową Policję Służbową. Autorze, łap hinta: wystarczyła jednolinijkowa kwestia odnarratorska w stylu: „wyciągnąłem w jego kierunku legitymację, na której krwistą czerwienią jarzyły się słowa Pegazowa Policja Służbowa”. NOŻ DO $^#&@$. W przypadku, kiedy ofiara została zidentyfikowana, PIERWSZĄ RZECZĄ jest zawiadomienie o jej śmierci rodziny, żeby potem nie było takiej sytuacji, kiedy przychodzi buc bez serca i oznajmia suchym głosem, że „ta i ta nie żyje, ale w sumie gówno mnie obchodzi, czy to pańska córka czy konkubina, szlochaj, cieciu”. A ten ojczulek to też niezły. Nie dość, że nie ma syndromu wyparcia, to na dodatek pozwala przesłuchującemu ot tak wyjść, bez żadnych pytań, bez wątpliwości, nawet głosu ani razu nie podniósł, słabo mu się nie zrobiło, odpowiadał składnie… Kochał tę swoją córkę, widać. A tych emocji było tam tyle, że aż sam bohater musiał o nich wspomnieć, bo inaczej czytelnik by nie zauważył, że się pojawiły… Bo zwyczajny napad rabunkowy oczywiście nie wchodził w grę… Lol, ten kolo robi wszystko, by być pierwszym podejrzanym w śledztwie . Jaka usłużna ofiara, nawet oznaczyła swój prywatny zeszyt w taki sposób, by detektyw nie miał wątpliwości, że jest ważny i że powinien go wziąć! Tak właśnie należy się zachowywać, kiedy ma się zamiar zostać zamordowanym w niewyjaśnionych okolicznościach! A tak serio, mam deja vu z innym kiepskim fandomowym kryminałem, tytułu nie podam, żeby nie robić autorowi wstydu. Tam też tropy były tak oczywiste, że pożal się Boże. Widać pisanie kryminałów nie jest dla wszystkich. Chłopie, te pytania powinny ci się nasunąć już podczas rozmowy z tym mężem, a nie kilka godzin później, w łóżku i po kolacyjce… „Drogi Pamiętniczku. Nazywam się Allena i należę do jednego z najgroźniejszych gangów w okolicy. Piszę te słowa tylko po to, żeby taki mało domyślny pan policjant mógł w przyszłości rozwikłać tajemnicę mojej śmierci, bo on taki nierozgarnięty jest.” Łooo, i on ma jeszcze jakąś matkę, co też zginęła tragicznie… dobrze wiedzieć. Lepiej późno niż wcale. I fajnie, że go to w jakikolwiek sposób rusza. Czytam dalej i… o kuźwa. Okazuje się, że to, co napisałam wyżej dla jaj, pokryło się z wpisem do pamiętnika Alleny: Co lepsze, w tajnej siedzibie tajemniczej mafii akurat boss wymierza sprawiedliwość za to, że jakiś szczeniak wygadał się o istnieniu gangu. Allena nie pomyślała, że opisując tak dokładnie działalność mafii, też pośrednio papla ozorem i sama prosi się o zajebiste kłopoty? Autorze, widzisz tutaj swój błąd? Czy jeszcze nie? Dalej w pamiętniku jest wspomniane, że klacz została zmuszona do przyłączenia się do mafii i w związku z tym chce zostawić służbom policyjnym wskazówki, by rozbili tę szajkę. Jednak ten wpis pojawia się po dwóch latach pobytu Alleny w mafii… A ona od początku pisała takie bzdury. Dobra, pan policjant dowiedział się z pamiętnika, że szefem gangu jest mąż zamordowanej (woooow, nie domyślilibyśmy się, że ma z całą sprawą coś wspólnego po tym, jak rzucił oschle, że wszyscy umierają i ma to w dupie). Co robi pan na służbie? Idzie do domu podejrzanego i rzuca mu na wstępie w twarz, że na pewno ten jest bossem mafii. A pan boss, zamiast się koncertowo wyłgać i roześmiać się debilowi bez dowodów w twarz, chwyta za nóż i tym samym przyznaje się do przestępczej działalności. Taaak, wiarygodne. Ciekawe, skąd mają te dowody. Z tego pamiętnika, który był jedynym źródłem ich wiedzy? Ojej, czyli jednak trzeba było trzymać gębę na kłódkę i nie przyznawać się do wiedzy na temat tożsamości podejrzanego? No i jeszcze ta kwestia: „Nie przewidziałem tego”… Hue, hue, hue… Biedaczek nie przewidział… Co za dupa wołowa z niego. Jak on zdał testy psychologiczne? Zapomnieli dopisać, że wszyscy członkowie rozbitego gangu również są uprzejmie proszeni o stawienie się . Tymczasem na sali rozpraw… A potem… Kto więc wymierzył krnąbrnemu ogierowi karę grzywny? Ech, no dobra, doczytałam do końca. Opowiadanie jest bardzo, okropnie, porażająco złe. Nie umiesz pisać kryminałów. Nie powinieneś pisać kryminałów. Wyszło naiwnie i infantylnie, akcja zdaje się rozpisana przez dwunastolatka, bohaterowie są papierowi, bez głębszych uczuć i rozmyślań, wszystko dzieje się za szybko, opowiadanie jest niczym kwit z pralni, bez opisów, bez didaskaliów, z miernymi, suchymi dialogami… Zagadka nie jest nawet zagadką, bo wszystko jest podane na tacy, czytelnik nie ma możliwości rozwiązywać śledztwa wraz z policjantem, który jest durny i niedomyślny i jedyne, co wywołuje, to politowanie. Próbowałeś wcisnąć tam jakieś zwroty akcji, nawet się udało, ale wszystko zostało opisane tak lakonicznie, że moją jedyną reakcją było wzruszenie ramionami i wymowne „aha”. Brak researchu i zwykłego ludzkiego rozsądku bił po oczach, zmuszając do regularnego walenia się otwartą dłonią po czole. Motyw z opracowywaniem trucizn jest nawet fajny, ale to fika nie ratuje. Żadna z postaci mi się nie podobała, ani jedna scena nie zapadła w pamięć, a na dodatek wybrałeś sobie jeszcze jeden z najtrudniejszych gatunków, kryminał… Uch, dlaczego ciągle trafiam na beznadziejne kryminały? Czy w tym fandomie naprawdę nikt poza nielicznymi chlubnymi wyjątkami nie potrafi ich pisać? Jestem sfrustrowana, bo miałam nadzieję na coś dobrego, a jedyne, co osiągnęłam, to czoło zaczerwienione od facepalmów. A idea była całkiem fajna… i ten motyw z tragiczną śmiercią matki głównego bohatera. To mogło być tak emocjonalne, że aż wciskałoby w fotel, ale ty chyba nie umiesz opisywać emocji. Nie polecam i nawet tych pięćdziesięciu procent od Grento nie daję. Swoją drogą, jego komentarza nie czytałam przed napisaniem swojego, ale widzę, że zgadzamy się w większości kwestii. Cóż, możesz mu jedynie podziękować, że swoje uwagi przekazał ci w o wiele mniej sukowaty sposób niż ja. Rada na przyszłość? Popraw dialogi. Wprowadzaj didaskalia. Akcja musi rozkręcać się wolniej. Opowiadanie to nie kwit z pralni. Szkolna rozprawka też nie. Bohaterowie muszą mieć przemyślenia i uczucia. Tekst nie może być łopatologiczny i traktować czytelnika jak idioty. I na razie nie bierz się za kryminały, tylko za coś prostszego. Pozdrawiam serdecznie, Madeleine
  19. Jak mi dobrze, że wzięłam się akurat za to opowiadanie – chyba potrzeba mi było jakiejś dobrej, wciągającej lektury. Nawiązań od groma i to do takich dzieł, których nie znam i nie lubię ^^. Ale mimo wszystko czytało się to fe-no-me-nal-nie. Główny bohater jest absolutnie niesamowity, inteligentny i dowcipny, niektóre jego komentarze okraszone sporą dawką lekko czarnego humoru wywoływały u mnie regularny rechot. Plus za narrację pierwszoosobową, która tutaj pasuje doskonale, nawet mimo scen akcji, które zazwyczaj lepiej mi się czyta trzecioosobówką. Sama fabuła dobrze przemyślana – począwszy od pierwszej sceny zwiewania przez pewną wpiórwioną klaczą (wybacz, Dolcze, to bezczelne zerżnięcie z ciebie, ale chyba rozumiesz, że ta konkretna klacz może być tylko i wyłącznie wpiórwiona ^^), przez wzięcie zlecenia na zlikwidowanie jednego z najpotężniejszych wojskowych dowódców, kończąc na rozpoczęciu interesów z… wiadomo kim. Scena akcji rozpisana perfekcyjnie. Od momentu, kiedy Terrier wycelował po raz pierwszy w głowę Guna, nie mogłam się oderwać od lektury. A potem jeszcze te wybuchy, pościg na dachu pociągu, lasery z oczu i ogniste pociski… TAK! To było super, cieszyłam się jak mała dziewczynka, kiedy oni się tak naparzali! A ja nawet sci-fi nie lubię! Dodatkowy plus za inteligencję głównego bohatera, który nie jest OP i pracuje przede wszystkim głową a nie scenariuszem ^^. Kreacja Twilight fantastyczna i końcówka niespecjalnie mnie zdziwiła, powiem więcej – to było tak oczywiste, że aż się wyszczerzyłam do ekranu, że miałam rację. Kolejny smaczek – to, o czym już wspomniałam wyżej, humor. Nieprzesadzony, inteligentny, subtelny i… po prostu do mnie trafił. Opowiadanie naprawdę poprawiło mi nastrój, a już ta sytuacja, że „poczekaj ze strzałem, aż mi zapłaci, potem w ramach przeprosin sam mogę go dla ciebie sprzątnąć” – zjawiskowo popaprana i po prostu idealna. Uwielbiam! Pucyki też mają swoją Australię ^^. No właśnie, dlaczego? I jeszcze go gonią i próbują rozsmarować na ścianie – O CO IM CHODZI?! A na dokładkę wszystko dzieje się w Kosmosie i w klimacie „Gwiezdnych Wojen”. Doskonała komedia i świetna ostatnia kwestia. A z błędów to zauważyłam na przedostatniej stronie – o zgrozo! – „wykrztałcenie”. Bawiłam się wybornie. Pozdrawiam, Madeleine
  20. Przeczytałam, a potem w ramach szeroko pojętej próby rozwijania swych zapędów naukowych (nie, żebym jakiekolwiek posiadała, w końcu jestem CHÓmanistką), przeprowadziłam taki oto eksperyment: zaczęłam czytać losowo wybrane strony w losowej kolejności. I wiecie co? Ogólny sens pozostał taki sam! To opowiadanie jest złe, bardzo, bardzo złe. Nie będę przepisywać po Niczu i po Irwinie, oni wszystko powiedzieli – nasrane jest w tym tekście wszystkiego do tego stopnia, że się utopić można. Spoko, twoim założeniem było upchnąć tam tyle nawiązań i innych badziewi, ile to było możliwe… a tobie się udało wcisnąć tam nawet więcej. Gratu… em, luję? Nie no, niektóre żarty były nawet zabawne. Wypisałam sobie kilka fajnych cytatów, przy których się uśmiechnęłam. Zważywszy na fakt, że mamy początek października, idealnie się wstrzeliłeś z tą prognozą ^^. Jak mojemu bratu rodzice kupili kiedyś zestaw Lego, to w ciągu jednego dnia nauczyłam się, że po mieszkaniu nie należy chodzić boso… Taaaak, też wyobrażam ich sobie w ten sposób ^^. Przynajmniej nie ma problemu, że „nick jest już zajęty” -.-‘ Podsumowując: popieprzone, słabe, strona techniczna jest okropna, masa błędów, interpunkcja kiepska, co jeszcze dodatkowo utrudnia czytanie, mimo że to się samo w sobie źle czyta. O czym to jest, nie dane mi było odkryć, spora część żartów jest tak sucha, że Strasburger mógłby się od ciebie uczyć. Było parę fajnych pomysłów, niektóre nawiązania nawet wywoływały uśmiech na twarzy, pojawiło się parę nicków, które każdy w fandomie kojarzy, każda postać jest przedstawiona w sposób typowy dla jej fandomowego obrazu. A tak poza tym to o matko, nigdy więcej. Pozdrawiam serdecznie (jednak za dużo randomu dalej mi źle robi na mózg), Madeleine
  21. Em... O czym to jest, u diabła? A już myślałam, że wystarczająco długo siedzę w tym fandomie, żeby przywyknąć do takiego humoru... Aż mi się "Sweetie Brick" przypomniało. Tamto też przemieliło mi mózg, robiąc z niego watę cukrową. I przy tamtym też się zastanawiałam, czy aby na pewno masz wszystkie klepki, że to tłumaczysz ^^. Ale o gustach się nie dyskutuje... podobno. W każdym razie, czytało się miło i bez zgrzytów, jak każdy twój translatorski popis. (A następnym razem po prostu będę omijać twoje tłumaczenia randomowych komedyjek ^^.) Made
  22. ... bo jak nie, to w pewnym momencie się stanie z pustką w głowie i niemym pytaniem pt. "I co teraz?". Skąd ja to znam ^^.
  23. Zauważyłam, że większość ludzi działa w ten sposób. Raz jeden w życiu zdarzyło mi się myśleć w trakcie pisania, że jest naprawdę fajnie. Jeden jedyny. Całkiem miłe uczucie, szkoda, że tak rzadko się pojawia ^^.
  24. Zależy od osoby. Ja nigdy nic nie napisałam bez planu. Dwa razy jedynie miałam wyłącznie ogólną ideę, jak tekst ma wyglądać albo jakie chwyty chcę w nim wykorzystać, generalnie - o czym chcę napisać. Oba teksty nieprzekraczające pięciu stron. Jeden pisałam trzy dni w mękach, drugi pisałam pół nocy... też w mękach. Jeden wygrał w Dolarowym konkursie, ale się go wstydzę (jak mogłam coś takiego napisać, święci pańscy...), drugi nigdy nie ujrzy światła dziennego. Jak już mam coś napisać, to zawsze dzielę sobie fabułę na części, układam je w głowie, tworzę ogólny plan wydarzeń, a w skrajnych przypadkach rozpisuję sobie w kajecie punkt po punkcie, co ma być, kiedy, gdzie i po co. Tak powstały "Pszczoły". A samą wenę miewam bardzo rzadko. Raz w życiu chyba na mnie spłynęła potężna chcica, bez skojarzeń ^^. A tak to siadam, napiszę stronę czy dwie z trudnością, a potem to już leci. W związku z tym ciężko powiedzieć, jak należy się zabierać do pisania. To jest zajęcie twórcze, każdy ma własną metodę. Czy pisać na żywioł, czy planować - a co za różnica? Ważne, żeby efekt był zadowalający ^^. I żeby przyjemność z tego mieć, bo bez przyjemności daleko się nie zajedzie.
  25. SPOILERY. Po raz pierwszy czytałam to opowiadanie dawno temu i zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Teraz, z okazji wstawienia go na forum, postanowiłam go sobie przypomnieć i… cholera, jakoś lepiej ten tekst zapamiętałam. No dobra, ale zacznę od tego, że jest to naprawdę solidne opowiadanie z doskonałą, dopracowaną fabułą (ale nie we wszystkich momentach), pełnokrwistym głównym bohaterem, mocnym zakończeniem… czy to wystarczy, by zagłosować na Epic? No właśnie się zastanawiam. Przede wszystkim, jeśli chodzi o rzeczy, które psuły lekturę – za pierwszym razem jakoś nie zauważyłam, że w tym tekście jest tyle błędów. W każdym dialogu są błędy, każda jedna rozmowa jest źle zapisana. Strasznie to daje po oczach… ale okej, może ten zapis nie jest najważniejszy. Znacznie gorsze jest to, że dialogi i didaskalia nie są odpowiednio wyważone, przez co ma się często wrażenie, że czyta się ciągiem schemat: kwestia - didaskalia, kwestia - didaskalia i tak przez całą stronę. Generalnie amatorstwem mi to trąciło… Ale. To wszystko to są pierdoły, bo liczy się przecież to, o czym jest dany tekst, nieprawdaż? A ten tekst naprawdę zasługuje na rozgłos, komentarze, pamięć i wszystkie inne przyjemne rzeczy, które mogą spotkać opowiadanie i jego autora. Fabuła. Mamy tutaj do czynienia z czymś więcej niż tylko fikiem TCB. To jest absolutny klasyk wszystkich tego typu opowiadań. Ghatt ma rację, że od „Ostatniej rzeczy…” wiele osób zaczęło swoją przygodę w tym uniwersum, a ów skrót z niezrozumiałego ciągu literek stał się najlepszą rozrywką. Między innymi za to autorowi należą się gratulacje. Dalej mamy typowy obraz Equestrii oraz charakteryzację rasy kucyków – o ile normalnie nie podoba mi się robienie z koników jakichś świętych (a jak słyszę o alergii na przeklinanie, to też dostaję alergii), o tyle tutaj to pasuje. Ponadto stwierdzam, że ten tekst stał się swego rodzaju inspiracją dla wszystkich tworzących fiki TCB. Nie wiem na pewno, ale to od Thara się wzięło, czyż nie? Sama fabuła jest… dobra. W sumie można to uznać za opowieść o życiu – mamy rozterki młodego chłopaka, który został wciągnięty w pracę w Biurze Adaptacyjnym. Bohater ma problemy z aklimatyzacją, kłóci się w nim idealizm oraz chęć niesienia pomocy innym, ma własne przekonania, jest charakterny… a akcja kręci się wokół jego działań i emocji. Niby nic wielkiego, ale jednak dostajemy wiarygodną opowieść o tym, jak życie Tomka się zmieniło, jak on sam się zmienił… I co lepsze, przechodzimy przez to wszystko razem z nim – fascynacja nieznanym, brak zaufania, egoizm, potem pragnienie poznania tej obcej rasy lepiej, lęk przed zmianą, a wreszcie i ta zmiana… wyczekiwana, pragnę dodać, bo ponyfikacja akurat była nieunikniona, ale to przecież oczywista oczywistość. W myślach podzieliłam sobie opowiadanie na dwie części – przed ponyfikacją Tomka i po niej. Pierwsza część podobała mi się znacznie bardziej – jest bardziej dynamiczna, lekka, przyjemnie się to czyta. Druga, po przemianie, też jest dobra, ale czegoś w niej brakuje, jakiegoś przebłysku geniuszu… miejscami wiało nudą. A już stosunki Tomka z Forestem… no dobra, nie lubię tej postaci. W życiu nie widziałam tak irytującego typa. I ten survival z szukaniem wody i innymi pierdołami nie przypadł mi do gustu, nawet jeśli miał za zadanie sprawić, że Tomek odkryje swój talent. Bohaterowie. Tomka mamy scharakteryzowanego, więc dodam tylko, że w niektórych komentarzach widziałam opinie, że jest on bucowaty i niesympatyczny. Ja się z tym absolutnie nie zgadzam – dla mnie on po prostu broni swoich racji, to po pierwsze, a po drugie, znalazł się w nowej sytuacji i jest trochę zagubiony. Taka reakcja obronna. Miejscami Tomek bywa naiwny. Przytoczona przez Cahan sytuacja z ofertą pracy… tutaj akurat miałam wrażenie, że autorowi coś się pomerdało, musiał wcisnąć coś na szybko i jakoś nie chciało mu się zrobić lepiej, więc zostało jak zostało. Z rozwalonym mieszkaniem również się z nią zgadzam, że to się z dupy wzięło, „bo tak trzeba i koniec”. Podobało mi się bardzo, że Tomek od początku wzbraniał się przed ponyfikacją, jak również to, że niektórzy ludzie bronili jej rękami i kopy… znaczy, em, nogami. A skoro już o tym mowa… Doktor Majska. Co. Za. Suka. I to nawet nie chodzi o to, czego ostatecznie się dopuściła. Od początku wywoływała we mnie same negatywne uczucia ze względu na swój sposób bycia, charakter, idealizm podszyty hipokryzją, bo z jednej strony uznaje racje Tomka i dopuszcza do odratowania go w tradycyjny sposób, a z drugiej urządza mistyfikację po to, by przemienić go w kuca. I nie, nie wzruszają mnie jej doświadczenia, jej rycerskość, jej walka o równość ras czy wreszcie jej dobre chęci. To jest po prostu doskonale skonstruowana postać, którą czytelnik darzy szczerą nienawiścią. Gratulacje! Dalej mamy jeszcze wiele innych postaci, jedne mocniej zarysowane, inne słabiej… Cloudy i jej ojciec prowadzący Biuro są sympatyczni i stworzeni naprawdę fajnie. Diana jest absolutnie urocza, wprowadza swoim głupiutkim dziewczęcym zauroczeniem masę radości i śmiechu do tej opowieści. Do tego udało ci się idealnie oddać charakter nastolatki – „smok” . O Foreście już napisałam i zdania co do jego osoby nie zmienię… I kto tam jeszcze był… chyba z ważniejszych to już wszyscy. W każdym razie, Tomek z każdym się powoli oswaja, zapoznaje, może nie zaprzyjaźnia, ale przynajmniej współpracuje. O, i jeszcze jedna rzecz do niego – cudownie, że po przemianie zostało w nim trochę z człowieka. Opisy. No, niektóre są naprawdę dobre. W ogóle styl jest bardzo dobry, całość czyta się płynnie, a obrazy tego, co się dzieje, same wyskakują w głowie czytelnika. Fajnie, fajnie. Z dialogami nieco gorzej, czasami wydawały mi się nieco sztuczne, ale może to tylko wrażenie spowodowane niedbałym wykonaniem. Zakończenie. Em. Ekhm. EKHM, EKHM. No nie wiem, co o nim myśleć. Naprawdę nie wiem. Z jednej strony jest naprawdę mocne… szczególnie ostatnie zdanie, które genialnie spina i podsumowuje fik, całą tę Tomkową batalię o ideały, człowieczeństwo, stanie na dwóch nogach zamiast czterech itd… niby wiele wyjaśnia, pozostawiając jednak czytelnikowi spory margines do interpretacji… niby wszystko jest okej, a jednak nie uwiodło mnie. Przede wszystkim, spodziewałam się tego od początku i nie przekonuje mnie to. Mogę to podsumować tak, że opowiadanie jest naprawdę dobre, choć za pierwszym razem pozostawia po sobie lepsze wrażenie. Każdy istotny bohater ma swoje pięć minut, każdy jest inny i czytelnik może z łatwością wybrać swojego ulubieńca i ofiarę. Fabuła do pewnego momentu bajecznie wciąga, a kolejne wydarzenia logicznie wynikają z poprzednich (w większości). Potem jest zakończenie, które stanowi mocny punkt, o ile nie jest się taką wredną, złośliwą, opryskliwą, „jak jesteś taka mądra to napisz lepiej” marudą jak ja. No i teraz dylemat: dać głos na Epic czy nie… niby to jest klasyk klasyków, ludzie się tym inspirują do teraz, a stworzyć coś, co przeszło do historii, to nie lada wyczyn… z drugiej strony, idealnie nie jest, a dla tego tagu poziom powinien sięgać Himalajów… dobra, ja się jeszcze zastanowię. Na razie dziękuję za bardzo przyjemną lekturę, Madeleine
×
×
  • Utwórz nowe...