- To Ty mnie nie słuchasz Carrie - powiedziałem, starając się nie dać po sobie znać, że niecierpliwi mnie jej upór. - A wcale nie piłaś. Jeśli myślisz, że jakieś zwolnienia z poboru wam pomogą to grubo się mylisz. Skoro szykuje się wojna domowa, to nie licz na to, że po prostu dorosłe ogiery pojadą na front daleko stąd. Wojna domowa oznacza, że być może nasz szanowny pan sąsiad, który od dawna może ukrywać swoje sympatie polityczne albo po prostu ma w pamięci jakiś zatarg z kimś z naszej rodziny, przyjdzie za tydzień spalić Ci dom, a Ciebie nabić na pal. - Kac ustępował, myślałem trzeźwo - Wojna domowa Carrie. Bez frontu. Bez zasad. Jeśli dotrze tutaj, licz na sytuacje każdy na każdego. A jeśli spalą tą wioskę - Zaczynałem się rozkręcać - Albo mi uwierz, albo biegnij do biblioteki i poczytaj o wojnie domowej. Już to widzę... siły wierne Celestii kontra buntownicy. W pierwszej grupie być może nasi przyjaciele, w drugiej my... - Szlag mnie trafiał z bezczynności. - Chcesz spokoju? No to szykuj się na wojnę.
Siostra była dobrą organizatorką, ale chyba nie zdawała sobie sprawy z tego co może się wydarzyć. Myślała, że ukryje nas na parę tygodni, jakby jeden z nas porysował Pani Burmistrz powóz, i teraz Gwiardia szukała winnego.
- I wypadałoby nagromadzić trochę żywności, najlepiej puszkowanej.
W planach miałem skontaktować się z Jamalem (przyjaciel z poprzedniego życia, tego na granicy - patrz życiorys). Miałem wielu przyjaciół, ale tylko jemu ufałem w 100%. We dwójkę znaliśmy lokalizację pewnej kryjówki w górzystych terenach przy granicy. Być może udałoby się nam zorganizować przetrwanie razem? Tylko jak to zrobić... poczta odpadała, mogła już być sprawdzana przez pachołki Celestii. Musiałbym lecieć calutką noc by z nim porozmawiać, a potem wrócić. Najpierw jednak musiałem przekonać Carrie, a potem zapewne całą rodzinę.