Skocz do zawartości

Lucjan

Brony
  • Zawartość

    696
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Lucjan

  1. Dziewczyna zaśmiała się ukazując białe, równe zęby. - Umie komplementy prawić. Pierwszy plus. - powiedziała są zasiadając przy stole. Przyjrzała mu się uważnie. - Jakie masz poglądy na tle rasowym.- zapytała patrząc mu w oczy. Widać ta informacja jest potrzebna do misji którą ma wypełnić.
  2. Spokojnie. Pomożemy Ci ale musisz się uspokoić. Nerwami niczego nie załatwisz. - powiedział Doktor. Derpy tylko kiwnęła głową na znak, że zgadza się z Doktorem. Za to Roy postanowił uspokoić mężczyznę innym sposobem. Podniósł rękę do góry i pstryknął palcami. Między nimi pojawiło się spięcie a w powietrze wzleciała chmura ognia która po chwili zgasła. - Uspokuj się. - powiedział do Butcha.
  3. Derpy spojrzała na Butcha z politowaniem. - Czy ja ci wyglądam na żołnierza? Bo chyba nie. - powiedziała z uśmiechem. Nagle dało się słyszeć śmiech z wnętrza silnika. Po chwili wyszedł z niego ten brązowy kuc z kulką "czegoś" w pysku. - Przedstawiam ci twój zapasowy akumulator energii. Na resztkach jedzenia byś daleko nie zaleciał. - powiedział ze śmiechem. Butcha mógł zauważyć resztki mięsa i owoców. No nie źle go zrobili w konia. Nie dane mu było się nad tym zastanowić bo z lasu wyszedł mężczyzna. Był on ubrany w wojskowy mundur, desanty, na lewym oku miał opaskę za to prawe uważnie mu się przyglądała. Czarne włosy były zaczesane do tyłu. - Kim jesteś? - zapytał Butcha wojskowy.
  4. Król wybuchnął szczerym śmiechem. - Nie. To nie jest moja córka. To jedyna kobieta w moich oddziałach oraz najlepszy Jeździec. Przedstawiam ci Kate. Dowódczynię mojej straży przybocznej więc jesteście równi stopniem. Kate to jest Eldarion. Dowódca straży przybocznej króla Isildura. - przedstawił sobie dwójkę. Kate podeszła do rycerza z uśmiechem. Miała bardzo kuszące walory co mógł zauważyć nawet ktoś taki jak Eldarion. Podała mu rękę na powitanie. - Miło poznać kolegę z fachu. - powiedziała z uśmiechem. Głos też był niczego sobie. Była rycerzem ale też stu procentową kobietą.
  5. Derpy nie ruszyła się z miejsca. - Jesteśmy kucykami. Czy to aż takie dziwne? Reagujemy podobnie do człowieka który wylądował tu jakieś dwa miesiące temu. Tylko, że on się pojawił na naszym rynku tak o a nie rozbił się statkiem w naszym jeziorze. Witaj na naszej planecie. A teraz pytanie. Co tu robisz i jak to się stało, że twój statek jest uszkodzony? - zapytała pokazując w kierunku statku kopytkiem. W silniku grzebał brązowy kuc z niebieskim szaliku. Wystawił łeb ze środka i spojrzał na Butcha. - Masz tu stare świece. Czemu ich nie wymieniłeś? - zapytał zdziwiony. Widoczne było, że zna się na maszynach. Dookoła nich poruszały się jeszcze kilka kucyków. Były w różnych kolorach. Rozmawiały ze sobą i przypatrywały się statków jak i mężczyźnie z widocznym zniechęceniem.
  6. Król spojrzał na rycerza. - Sprawa wygląda następująco. W granice naszego kraju zapuszczają się liczne grupy orków na Wargach. Bardzo mnie to niepokoi, ponieważ splądrowali jedną wioskę. Nikt nie ucierpiał ku mojej radości aczkolwiek zabijają naszych Jeźdźców. Chciałbym abyś sprawdził gdzie się zbierają i jakie mają plany. Pomoże Ci nasz najlepszy Jeździec. Wejść! - zawołał w stronę drzwi. Do środka weszła... kobieta! Miała długie, czerwone włosy, piękną twarz z blizną na prawym oku. Ubrana była w czarny, obcisły stroj. Przy pasie miała dwa sztylet. Ukłonił się w stronę króla a w stronę rycerza puściła uśmiech.
  7. Lucjan

    W imię złota![Zapisy][Gra]

    Imię: Jack Nazwisko: Destripador Płeć: mężczyzna Wiek: 24 lata Wygląd: jest dość wysoki, nosi wysokie, czarne buty i do tego czarne spodnie Charakter: spokojny, jak każdy pirat lubi popić, przyjaciel dla towarzyszy, zmora śmierci dla wrogów. Historia: Jack urodził się w Hiszpanii jako syn... pirata i ulicznicy. No nie ma się czym chwalić. Od najmłodszych lat musiał walczyć o przetrwanie aż tu pewnego dnia przydarzyła się okazja by dołączyć do piratów. W wieku 17 lat pierwszy raz zasmakował abordażu, krwi i adrenaliny. Ale cóż nie wszystko jest takie piękne. Pewnego dnia trafił się przeciwnik mocniejszy i cała załoga została wyrżnięta oprócz Jack'a który zdążył uciec. Jedyną stratą była strata lewego oka przy wybuchu. Obudził się na plaży w Anglii. Zaczął pracować aby na siebie zarobić ale dalej szukał okazji by poczuć adrenalinę na morzu. I w końcu się nadarzyła. Gdy zobaczył ogłoszenie od razu ruszył aby się zgłosić. Broń: I takie dwa cacka
  8. Lucjan

    Ulubiona książka?

    Mam jedynie ulubioną serię. Oczywiście polecam wszystkim zainteresowanym
  9. Ktoś coś sesja na pv? 

    1. Arcybiskup z Canterbury
    2. Lucjan

      Lucjan

      Nie wiem. Ale fabuła własną mile widziana.

  10. Normalny dzień dla łowcy nagród w kosmosie. No ale Butch był inny. On nie zabijał. On jakby to... zabierał bogatym by dać biednym czyli sobie lecz ostatnio zaczął szukać jakiegoś skarbu w przestrzeni. Trzeba być sprytnym o dość ogarniętym by poradzić sobie samemu w takich akcjach. No ale on jakoś nie narzekał. Przynajmniej nie musiał się z nikim dzielić. Czyli plusy były. Pewnego dnia usłyszał, że w galaktyce jest ukryty skarb lecz do tego są potrzebne współrzędne których trzeba poszukać. Butch nie miał zamiaru rezygnować i poszukał. Po kilku miesiącach udało mu się je zdobyć. No wiadomo, informacje kosztują więc miał nadzieję, że mu się to zwróci. Spakował się, wszedł do statku i wyruszył w podróż. Czas mu miał dość szybko do pewnego momentu. Obok nieznanej Butchowi planety jeden silnik statku od mężczyzny zaczął dymić. Na ekranie głównym pokazało, że był on uszkodzony i brak było kilku części. Nic dziwnego skoro jego ostatnim postojem była Promethea. No cóż, mężczyzna nie miał tam przyjaciół. Nie zostało mu nic innego jak awaryjnie lądować na planecie obok. Pech chciał, ze wylądował w wodzie a po chwili prób wypłynięcia stracił przytomność. Ostatnia rzecz jaką zobaczył były kopyta. Gdy odzyskał przytomność dookoła niego było pełno.... kucyków??!! Jedna z klaczy podeszła do Butcha. - Wszystko ok? - zapytała zmartwiona. [to ta klacz]
  11. Droga przebiegła bez problemów. Mieli dwa postoje aby konie odpoczęły i jeźdźcy mogli się pokrzepić ciepłą strawą. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Na ostatnim postoju sobie przysnęli i obudzili się wczesnym rankiem. Gdy zdali sobie sprawę z tego co zrobili, zdenerwowani pocwałowali w stronę celu swej podróży. Rohan to miejsce dla miłośników koni i mocnych wrażeń. Władcą tam był nie kto inny jak Dilirion. Był on kuzynem Isildura i przyjacielem Numerończyków. Stał przed swoim zamkiem i wypatrywał jeźdźców. Po chwili zauważył waszą dwójkę. Zadął w róg o tworzono bramę. Gandalf wraz z Eldarionem wjechał do grodu. Na spotkanie wyszedł im Dilirion. - Witaj przyjacielu. - powiedział do Gandalfa. -Oraz ty Eldarionie. - zwrócił się do rycerza. - Zapraszam do sali. Zjemy coś i napijemy się wina oraz omówimy sprawę twojej misji Eldarionie. - powiedział otwierając drzwi sali. Na stole było pełno mięs, ziemniaków i trochę sałaty. - Od czego mam zacząć Eldarionie? Co chcesz wiedzieć? - zapytał król z uśmiechem
  12. Gandalf się zaśmiał. - Ruszajmy. Nie mamy czasu do stracenia. Do Rohanu musimy się dostać przed nocą. - powiedział. Za bramą może ku zdziwieniu Eldariona, nie było jego przyjaciela krasnoluda. Następnie ruszyli ku zbrojowni. Tam rycerz został ubrany w skórzany strój. Na górę dostał czarną koszulę, na to grubą, brązową, skórzaną kamizelkę, spodnie z mocnego, czarnego materiału, buty były wysokie, skórzane i równierz czarne. Jedyne co miał na sobie metalowe, to dość cienka i i bardzo wygodna, srebrna kolczuga. - Wykuta przez krasnoludy. Niezniszczalna. - poinformował go Gandalf. Następnie zeszli już pod samą bramę. Pod nią stały dwa konie. Jeden był białym jak śnieg ogierem. Można było w nim poznać, że został wychowany w Rohanie. Drugim koniem czyła czarna jak węgiel klacz, przeznaczona Eldarionowi. Do siodła były przywiązane miecz, łuk, strzały i torba podróżna w której był prowiant. Gdy otworzono bramę obok nich staną król Isildur i podniósł rękę w geście pozdrowienia. - Wracajcie zdrowi. - zawołał z uśmiechem. Poczułeś spokój w sercu.
  13. Elfy nie palą fajkowego ziela. TO krasnoludy i hobbity je uwielbiają, - powiedział Gandalf karcąco w stronę mężczyzny.
  14. Isildur spojrzał na Gandalfa a następnie na Eldariona. - Najlepiej od razu. Koń już czeka na Ciebie przy bramie. W czasie drogi do Rohanu będzie ci towarzyszył Mithradir. Wspomoże cię radą i pomocą. Liczę na ciebie. - powiedział król kładąc rękę na ramieniu rycerza. Pobłogosławił go i uśmiechnął się. - Mam teraz ważne spotkanie z Radą. Eldarionie. Wracaj cały i zdrowy. Ojciec byłby z ciebie dumy. - powiedział i wyszedł. W sali został tylko Gandalf Szary i Eldarion. Zapadła niczym niezmącona cisza. Mithrandir wyciągnął fajkę i odpalił ją sobie. Po chwili spojrzał na rycerza. - Chciałbyś zapalić? - zaproponował Eldarionowi z uśmiechem.
  15. Lucjan

    [gra] Wiek Broni i Techniki

    Dante spokojnie palił papierosa gdy do sali weszła kobieta. Dla samego mężczyzny była piękna, dokładny ideał. Zagwizdał pod nosem patrząc na nią z zachwytem. W tym samym momencie podeszła do jego stolika i przedstawiła się jako KLC. Z zaskoczenia zadławił się dymem. Z otrzymanych wiadomości bardziej się spodziewał mężczyzny no ale taka zamiana była mu nawet na rękę. Wstał i pocałował ją na powitanie w rękę. Następnie pokazał by usiadła obok. - Miło cię poznać. No mówiąc szczerze nie spodziewałem się kobiety no ale cóż. Nie ma straty. Klient to klient. Więc witaj. Rozumiem, że obserwowałaś mnie w czasie mojej misji. Czyli jesteś zadowolona z wykonanego zadania. Przejdźmy do interesów. Ile dostanę za tę misję? Choć muszę ci podziękować. Od razu całą adrenalinę rozładowałem. - powiedział z uśmiechem. Zamówił sobie piwo a KLC jednego drinka. Odpalił kolejnego papierosa i zaproponował jednego klientce.
  16. Gandalf przyjrzał się mężczyźnie. - Ostatnio walczyłeś ze swoim oddziałem przeciw Wargom z Gunda Badu. Król był zafascynowany twoim maskowaniem. Nie zobaczyli Cię ani nie wyczuli. Tym się różnisz od zwiadowców. Po drugie świetnie walczysz i strzelasz z łuku. To kolejny powód czemu Cię wybraliśmy. Na miejscu dostaniesz jako pomocnika najlepszego Jeźdźca. - odpowiedział Gandalf na pytania Eldarionowi. Napił się trochę wody. Chyba był zmęczony podróżą.
  17. Władca Gondoru był zadowolony z odpowiedzi wojaka. Pokazał mu by zasiadł przy stole na którym była sprawa oraz woda. - Pij i jedz. Chwilę tu spędzimy a głodny być musisz. - stwierdził Isildur samemu zasiadają i nakładając sobie pierś z kurczaka. Następnie machnął ręką lecz nie jak zwykły człowiek. Gest ten był iście królewski. W tym samym momencie z cienia filaru wyszedł wysoki człowiek w szarej szacie i kijem w dłoni. - Oto mój przyjaciel i informator. Przedstawiam ci Gandalfa Szarego. On cię poinformuje jak dokładnie ma wyglądać twoja misja. - powiedział król zaczynając jedzenie. Gandalf ukłonił się i rozłożył mapę. - Sprawa wygląda następująco. Musiałbyś pojechać do Rohanu. Ostatnio orki zapuszczają się zbyt głęboko na tereny jeźdźców. Musiałbyś sprawdzić co je tam tak przyciąga. Masz jakieś pytania? - zapytał spokojnie mag patrząc w oczy młodzieńcowi. W oczach maga widać było mądrość i znajomość świata. Chyba można było mu zaufać.
  18. Krasnolud spojrzał na przyjaciela z uśmiechem i ruszył do sali tronowej. Po drodze gdy szli miasto zaczęło się budzić. Przekupki już stało na straganach, dzieci biegała po ulicach, kobiety kupowały składniki na obiad a mężczyźni szli do pracy. Gondor latem był pięknym miastem. Kilku ludzi skłoniło się z szacunkiem dwójce towarzyszy. Miłe uczucie być poddziwianym prawda? Po chwili znaleźli się pod drzwiami do sali tronowej. Polecam przed samym pałacem to był właściwie trawnik z pięknym, białym drzewem po środku. Przez dzień i noc pilnowali go żołnierze w czarnych zbrojach. Co pewien czas dwójką przechodziła obok drzewa patrolując teren. Stu procentowa pewność, że nikt się nie zbliży do drzewa była zapewniona. - No chłopie. Wchodź na rozmowę. Ja muszę tu poczekać. Zadanie które masz otrzymać jest ściśle tajne. - powiedział Garbet i zapukał do drzwi. Wypuszczono Eldariona do środka i zamknięto drzwi. Na białym tronie siedział on. Władca Gondoru, najbardziej szanowana osobistość Isildur. Na widok żołnierza wstał i ruszył w jego stronę z dobrodusznym uśmiechem.- Eldarion! Mój drogi! Wszystko dobrze? Słyszałem, że wczoraj nieźle poużywałeś. - powiedział ze śmiechem władca stając na przeciw wojownika.
  19. Gondor. Miasto w górze w którym władzę sprawował nie kto inny jak sam król Isildur którego bali się wrogowie a kochali mieszkańcy tej krainy. Spokojny poranek w mieście nie oznaczał, zże spokój zagości też w pokoju pewnego żołnierza o imieniu Eldarion. Numerończyk mieszkał tu dopiero rok a już awansował na dowódcę straży królewskiej. To nie byle co. I wiedzieli też o tym przyjaciele tego młodzieńca. Wczoraj pierwszy raz zabalował tak mocno, że zaliczył zgona i teraz leżał w łóżku pogrążony w śnie który zaraz miał być przerwany. Po dłuższej chwili ciszy do pokoju wszedł niski mężczyzna o czarnej brodzie i czarnych, długich włosach. Był ubrany w zbroję straży przybocznej z herbem Gondoru na napierśniku. Był to przyjaciel leżącego mężczyzny, krasnolud Garbet. - Wstawaj pijaczyno! Dziś masz dostać misję od naszego króla Isildura! A ty śpisz w najlepsze! - zawołał zdzierając ze śpiącego kołdrę wraz z mężczyzną na ziemię z takim impetem, że ten obudził się w powietrzu dokładnie chwilę przed pocałunkiem z podłogą. - Zbieraj się śpiochu. Tu masz wodę. Musi Cię suszyć po wczorajszej imprezie. - powiedział krasnolud ze śmiechem i podał Eldarionowi kufel zimnej, krystalicznie czystej wody. To powinno wyeliminować suszę w ustach żołnierza. No to co? W drogę młodzieńcze. Pora na przygodę
  20. Może jakaś dobra nuta dla fanów metalu i dubstepu :3

     

  21. Lucjan

    [gra] Wiek Broni i Techniki

    Dante po odczytaniu wiadomości uśmiechnął się do siebie. Poznam swojego pracodawcę. pomyślał i ruszył do pobliskiej toalety miejskiej. Wszedł do środka z torbą którą wcześniej zabrał z miejsca gdzie prędzej ją zostawił. Tym razem ubrał granatowe jeansy, białą koszulkę z napisem "You know nothing" na to ramoneskę, trampki i wyszedł z toalety. Rzeczy które miał prędzej na sobie wyrzucił do śmietnika i ruszył pod wskazane miejsce aby spotkać się z nieznanym pracodawcą. Gdy jechał taksówką sprawdził drugą wiadomość. Po jej przeczytaniu okazało się, że jest już na miejscu. Wszedł do baru Biotech i przeszedł do części dla palących. Usiadł przy jednym stoliku, odpalił papierosa i zaczął czekać na nieznajomego. Na wszelki wypadek sprawdził czy jego ręka działa razem z ukrytą strzałką. Wszystko działało więc rozluźnił się i rozwałił się na krześle z błogim uśmiechem.
  22. Lucjan

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    Dziewczyna zaśmiał się i przytuliła do jego ręki gdy szli dalej. Była na prawdę szczęśliwa. Radość można było czuć na kilometr.
  23. Lucjan

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    Ja tam najbardziej brzydzę się tej głowy w słoiku. Dostaję mdłości jak na nią patrzę. - stwierdziła pokazując język do Vlana. - Jesteś dość opiekuńczy jak na wampira. I nie ugryzłeś mnie ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu. - powiedziała z uśmiechem. Widać było, że mu ufa.
  24. Lucjan

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    Nigdy nie miałam faceta a ty wydajesz się dość fajny. Nie musisz przepraszać.- powiedziała i przytuliła go mocno. -Wracajmy do reszty. - powiedziała i ruszyła na równi z nim. Dalej trzymała go za rękę.
  25. Lucjan

    Dorwać Bruskovitcha! [GRA]

    Dziewczyna patrzyła na niego z miną typu,, czy ty mnie obrażasz?" - No. Tłumacz się dalej.- zaproponowała.
×
×
  • Utwórz nowe...