Skocz do zawartości

Krysztalowe Oblezenie [Z][Crossover][WWII][Violence][Adventure][Romans][Sad][Slice of life][Grimdark][Dark][Crystal siege]


Recommended Posts

No to jedziemy z III tomem :)

(Ruhis jeszcze nie skończył okładki, więc publikuję póki co bez, przepraszam)

 

 

Wojna w Kryształowym Imperium dobiegła końca, ale pozostała jeszcze cała reszta kraju do wyzwolenia! Co gorsza, Mane 6 wcale nie wyszły ze swoich przygód bez szwanku.

 

Informacja o wydaniu książkowym: cały nakład II wydania tomu I już zszedł w 100%! Dodruk planuję pod koniec roku! Łącznie już poszło jakieś 140 sztuk tej książki :D Dziękuję wszystkim klientom!

 

www.crystalsiege.eu


Link wraca za pozwoleniem Sipera

Edytowano przez SPIDIvonMARDER
Usunęłam informacje o stronie internetowej i link do niej, jako łamiące regulamin forum
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Nowa strona, nowe fragmenty nowego tomu wiszą już od miesiąca i jeszcze nie było żadnego odzewu. No tego się człowiek po tym temacie nie spodziewał*. Ale to może kwestia wakacji.

No to może ja trochę wody w tym temacie zmącę.

Dostaliśmy nową (widać, że jeszcze niewykończoną) stronę internetową, gdzie mamy wszystkie rozdziały (niestety pochowane gdzieś w bocznej zakładce, zamiast atakować od frontu), oraz wielkie zdjęcie autora (na wypadek gdyby jeszcze ktoś w tym fandomie nie wiedział jak Spidi wygląda). Mamy też masę innych rzeczy, ale przyznam, ze nie przyglądałem się dokładnie, co tam jest pochowane, więc treści strony oceniać nie będę. Wizualnie, na mój brak gustu, to nie jest źle. A nawet jest całkiem ładnie. Jak strona będzie gotowa, to może da się coś powiedzieć o wygodzie poruszania się po niej.

Przejdźmy jednak do treści rozdziałów i jej wykonania. Trzymają poziom poprzednich. Są momenty, kiedy człowiek czyta szybciej, są momenty zabawne. Jest też kilka mniejszych i większych błędów. Niemniej to kolejny, poczytny kawałek oblężenia. Odniosłem jednak wrażenie, że powoli to wszystko zaczyna się dłużyć. Ale może to kwestia długiego odstępu między rozdziałami. Nadal jestem ciekaw, co będzie dalej.

 

 

 

 

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Sun napisał:

Nowa strona, nowe fragmenty nowego tomu wiszą już od miesiąca i jeszcze nie było żadnego odzewu. No tego się człowiek po tym temacie nie spodziewał*. Ale to może kwestia wakacji.

No to może ja trochę wody w tym temacie zmącę.

Dostaliśmy nową (widać, że jeszcze niewykończoną) stronę internetową, gdzie mamy wszystkie rozdziały (niestety pochowane gdzieś w bocznej zakładce, zamiast atakować od frontu), oraz wielkie zdjęcie autora (na wypadek gdyby jeszcze ktoś w tym fandomie nie wiedział jak Spidi wygląda). Mamy też masę innych rzeczy, ale przyznam, ze nie przyglądałem się dokładnie, co tam jest pochowane, więc treści strony oceniać nie będę. Wizualnie, na mój brak gustu, to nie jest źle. A nawet jest całkiem ładnie. Jak strona będzie gotowa, to może da się coś powiedzieć o wygodzie poruszania się po niej.

Przejdźmy jednak do treści rozdziałów i jej wykonania. Trzymają poziom poprzednich. Są momenty, kiedy człowiek czyta szybciej, są momenty zabawne. Jest też kilka mniejszych i większych błędów. Niemniej to kolejny, poczytny kawałek oblężenia. Odniosłem jednak wrażenie, że powoli to wszystko zaczyna się dłużyć. Ale może to kwestia długiego odstępu między rozdziałami. Nadal jestem ciekaw, co będzie dalej.

 

Do @Dolar84: Mam zakaz publikacji, ale nigdzie nie było mowy o komentowaniu, więc to zamierzam zrobić :)

 

Masz dużo racji @Sun, aczkolwiek, jak zauważyłeś, strona dopiero się rozwija :) Mi najbardziej nie przypadło do gustu poruszanie po stronie, ponieważ -przywykłem do tego, że dzisiaj sporo stron ma menu, którego nie trzeba klikać by się dopiero rozwinęło :( Za pierwszym razem byłem przekonany - za pierwszą wizytą, dla wyjaśnienia - że menu strony zupełnie nie działa :D

 

Jak się okazało, działa idealnie a to tylko moje przyzwyczajenia mnie myliły :( Na pierwszej stronie wita nas przedstawienie Autora, nie widzę w tym nic złego, ale osobiście dodałbym pod nim bezpośrednie odniesienie do sekcji z książką :)

 

Z tej strony pragnę też podziękować Autorowi za oficjalne dodanie mnie do ekipy tego projektu, wiele to dla mnie znaczy, po tych ponad 80 godzinach gadania, a to jeszcze nie koniec przecież :)

 

Oczywiście zgadzam się też ze stwierdzeniem, że na szerszą recke owej strony, jest zwyczajnie za wcześnie i nie można zbytnio się czepiać...

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Przeczytane (ponownie)

 

Beware the spoilers!

 

Skończyłem drugi tom Kryształowego Oblężenia, pora więc podzielić się kilkoma przemyśleniami na temat najdłuższego polskiego opowiadania.

Jak stwierdziłem w poprzednim komentarzu - nie było dobrze. Mimo dobrych scen i niezłej kreacji niektórych bohaterów (głównie OC) ilość wad je przytłaczała i w efekcie KO nie otrzymało ode mnie wysokiej oceny. Przystępując ponownie do lktury miałem nadzieję, że zmieni się to na lepsze. Niestety spotkał mnie zawód.

Tym razem nie będę wypisywał punktów  jak w poprzednim komenatarzu choć kilka treściabędzie trzeba powtórzyć lub rozbudować. Na przykład totalne przeintelektualizowanie tekstu - raz jeszcze powtarzam iż wciskanie na siłę... nieco mniej standardowych wyrazów nie jest dobrym pomysłem, a tu występuje nagminnie. Nie mówiąc już o miejscach gdzie zostały one użyte po prostu błędnie, a i taki przypadek rzucił się w oczy. Umiaru niestety nie stwierdzono.

 

Jedziemy dalej - Equestria nadal jest OP. Niby są oblężeni, niby sytuacja jest tragiczna, ale i tak poza killkoma rozdziałami na początku wygrywają wszystko. Praktycznie każda bitwa czy potyczka przed finałowym szturmem to zwycięstwo Equestrii lub w najlepszym wypadku "ocalenie cudem z niewielkimi lub żadnymi stratami". Nie wiem jak dla reszty czytelników, ale dla mnie jest to po prostu koszmarnie nudne. Na dodatek wygląda na to że jeden żołnierz Equestrii wart jest w przybliżeniu miliona swoich odpowiedników z Sombri. No,, może tysiąca. O czołgach to już nie wspomnę - wygląda na to że kilka tygrysów wygrało im wojnę tłukąc wrogów setkami czy tysiącami - tak, pewnie przesadzam ale takie odnosi się wrażenie. Na dodatek autor pozbawił antagonistów działających mózgów - na oślep pchają sie pod lufy, stosują nieskuteczną taktykę i przestarzały sprzęt. Mówiąc krótko zachowują się jak totalni nowicjusze świeżo po szkole - czyli dokładnie tak jak powinna zachowywać się Twilight, która naturalnie dla odmiany jest ultra-kompetentna i nie popełnia błędów. To naprawdę boli. Nie zapominajmy również o tym, że pod koniec tomu  nagle wyciąga z rękawa gigantyczną armię, która przełamuje wszystkie fronty bez najmniejszego wysiłku czy większych strat. Pa-ra-no-ja.

 

Kolejna kwestia - Rainbow Dash. Ta, która za swoje zachowanie powinna być wielokrotnie zdegradowana, wywalona karnie z wojska (niech będzie że po zakończeniu działań, kiedy przestanie być potrzebna) a nawet powieszona za swoje liczne przewinienia (niesubordynacja, doprowadzenie do upadku morale w jednostce, doprowadzenie do śmierci co najmniej jednego członka jednostki, alkoholizm, używanie wulgaryzmów i gróźb w stosunku do podległych jej oficerów czy próby fałszowania wyników tabeli zestrzeleń), konsekwentnie kreowana jest na bohaterkę. Co do jej związku z Brave Wingiem - przez kilka rozdziałów miałem nadzieję, że autor nam tego oszczędzi. Niestety po raz kolejny się zawiodłem i dostaliśmy najbardziej sztampowy związek jaki mógł się trafić - od zaciekłych wrogów po zakochanych. Nie wspominając już o tym, że wybaczenie jej win przez Brave Winga po jednej rozmowie jest strasznie sztuczne. I żeby nie było - jeżeli całą jej karą będzie jedna zjebka jaką dostała od Luny to będzie to po prostu śmieszne.

 

Idziemy dalej - realizm. W scenach walki na ogół wypada dobrze, szczególnie kiedy mamy do czynienia z potyczkami AJ lub walką sił pancernych. Naturalnie pomijając wcześniej wysunięty zarzut że Equestria stale wygrywa. Niestety trafiają się również momenty w którym wszystko idzie się gwizdać. Przykłady? Przelot samolotem przez pałac. Rainbow Dash, która po kraksie, podsmażeniu i przeszczepie skrzydeł po dniu jest praktycznie gotowa do służby. Brave Wing, który świeżo po otrzymaniu protezy używa jej niemal jak ekspert. Nieproporcjonalnie wielkie ilości łez wylewane przez Sweetie Brick... znaczy Belle. Przykłady można niestety mnożyć, W sumie mogę tutaj też wrzucić to co uważam za największy grzech "Kryształowego Oblężenia" czyli mieszanie realiów serialowych z... nazwijmy to życiowymi. Niestety w KO jest to robione nieumiejętnie i na siłę. Nawet najlepsze sceny mogą w każdej chwili być zniszczone przez wtręty czysto serialowe, tak samo jak cierpi na tym logika (stawianie "serdeczności" ponad militarny pragmatyzm). Szczerze mówiąc nie wiem czego byłoby trzeba żeby to poprawić - możliwe że napisania całości od nowa.

 

Bohaterowie - a tu nareszcie mam okazję mniej ganić a dużo chwalić. O ile kreacja Księżniczek niestety się pogarszała, to muszę powiedzieć iż Luna potrafiła się przynajmniej częściowo zrehabilitować, kiedy zaczęła się zachowywać jak prawdziwa władczyni. Mam tu na myśli scenę przywołaniu pewnego kucoperza do porządku, czy rozdział z wizytą w snach - cały był super, ale szczególnie podobała mi się scena z Rainbow Dash. Co prawda nie zdołała całkiem zatrzeć złego wrażenia ale w przeciwieństwie do siostry przynajmniej widać poprawę. Następnie AJ - zdecydowanie najlepsza postać w KO, nie mam praktycznie niczego do czego mógłbym się przyczepić, tutaj mogę jedynie chwalić i życzyć by wszystkie postacie były tak dobrze napisane. Rarity - również jest dobrze, chociaż mówiąc szczerze wolałbym czytać o jej podmorskich przygodach, gdyż floty nadal praktycznie w fanfiku nie ma. Z tych słabych jestem zmuszony wymienić Sombrę - mamy tutaj przed oczami obraz totalnej niekompetencji. Nijak nie pasuje to do osoby, która podporządkowała sobie kilka krain. Obawiam się, że to jedna z najgorszych kreacji Sombry z jaką sie spotkałem w fanfikach. Jeżeli chodzi o OC, to nie jest najgorzej. Owszem, niektóre osoby mnie irytowały i uważam że były słabiutko napisane, na przykład Blaze (i nie, nie wiedziałam czyje to OC, dowiedziałem się o tym dopiero kiedy już go znielubiłem :crazytwi: ).  Brave Wing prezentował się świetnie, ale pogrzebał to kiedy zamiast postąpić z RD tak jak powinien (czyli pozwolić się jej usmażyć w kabinie) to się w niej sztampowo zakochał. Digiter i Rushiu jak zwykle prezentowali się nienagannie aż do czasu swego przedwczesnego zejścia. No może z wyjątkiem scen Digiter x Rarity, które uważam za napisane... tak sobie. Nie było tragedii, ale była nuda - to główny zarzut w ich stronę.

 

W sumie nuda dotyczy też finałowej walki Twilight Sparkle vs White Fire. Miała wstawki z anime i dłużyła się niemiłosiernie - autentycznie myślałem że zasnę podczas lektury.

 

Pozostaje jeszcze słynna (lub niesławna) scena gwałtu. Na początku wyglądało to dobrze. Reakcje AJ wypadała prawdziwie i realistycznie. Scena napisana było mocno i brutalnie jako jednoznacznie negatywna. Wręcz od niej odrzucało, co tutaj należy potraktować jako wielki plus. Udało się pokazać mrok i okrucieństwo, wywołać obrzydzenie działaniami żołdaków. Po czym nagle pojawił się wąż i cały wspaniale zbudowany klimat poszedł się gwizdać. Serio. Kiedy nagle doszło do magicznej transformacji, to zaczałem się śmiać - nie wyobrażam sobie innej reakcji przy tak... absurdalnym rozwiązaniu sceny. Scena, która mogła być jedną z najlepszych (chociaż strasznych) w całym opowiadaniu została całkowicie i nieodwracalnie zdruzgotana przez "jednookiego węża". Naprawdę wielka szkoda.

 

Na koniec jak zwykle zostawiłem rozważania nad formą. I teraz tak - w porównaniu do pierwszego tomu jest znacznie lepiej jeżeli chodzi o wszelkie literówki czy pomyłki gramatyczne lub ortograficzne - tych pierwszych jest zdecydowanie mniej, tych ostatnich praktycznie nie stwierdziłem. Nadal natomiast o pomstę do nieba woła stylistyka, nagminne korzystanie z "ciebie", czy szyk zdań. No i już wcześniej wspomniane przeintelektualizowanie. Tego jest nadal zadecydowanie za dużo.

 

Podsumowując z żalem stwierdzam iż na chwilę obecną uważam "Kryształowe Oblężenie" za fanfik, którego nie da się już uratować - nie wiem na jakie wyżyny geniuszu musiałby się wspiąć autor w III tomie, żeby zatrzeć bardzo złe wrażenie dwóch pierwszych części, ale nie jestem pewny czy to w ogóle możliwe. Na chwilę obecną jest to naprawdę słabe opowiadanie z pewnymi dobrymi momentami.

 

Nie polecam

  • +1 6
  • Nie lubię 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmm... A ja trochę przez przekorę, owszem polecam.

:lunathink::enjoy:

<TOTALNE spoilery poniżej, aż do końca.>

 

Od razu mówię, że Tom II, czytałem z pół roku temu, więc nie jestem w tym zakresie tak na świeżo jak $84, nie mniej z uniwersum KO mam regularną styczność, więc jestem w temacie.

 

Przede wszystkim uwaga merytoryczna: Uważam że mówienie o KO jako o 'opowiadaniu' to duże umniejszenie. Tam każdy z tomów wyczerpuje definicję sklasyfikowania tego jako 'powieści' kilka razy, nawet jeżeli patrzeć tylko na ich objętość, a do tego dochodzi kwestia mnogości bohaterów i wątków.

 

Nie zgadzam się ze stwierdzeniem że

Cytat

Equestria nadal jest OP

Po pierwsze Equestria dostaje po tyłku regularnie już od Tomu I. Traci ziemię, miasta, całe stada i zasoby surowców, a co najgorsze z każdym miesiącem walk przegrywa tracąc swoją znaną z serialu niewinność. Akcja II Tomu trafia w ten moment kroniki konfliktu, gdzie obie strony zwarły się w klinczu, a szybki blitzkrieg stał się powolną i niszczącą psychikę obu stron wojną na wyniszczenie. Gdyby była OP, najeźdźcy zostaliby zepchnięci do morza. Tak się jednak nie dzieje. Trwa pat. Na północy widzimy sytuację gdzie Sombryjczycy próbują odzyskać inicjatywę strategiczną i koniec końców udaje im się to, choć ceną wyprowadzenia kosztownego w siły ciosu jest odsłonięcie się na Eqestriański kontratak. Ten przychodzi, lecz w momencie gdy większość poznanych przez nas bohaterów albo już straciła życie, albo w bardzo bolesny (także dla czytelnika) sposób została okaleczona tak fizycznie jak i psychicznie. Spidi jako autor nie oszczędza postaci kanonicznych, a OCki wręcz bym powiedział przepuszcza przez niszczarkę, tak że dosłownie czujemy jak obrońcy Kryształowego Grodu topnieją w oczach. Ja czytając powieść na pewno nie odniosłem wrażenia że Equestriańska broń pancerna jest niezniszczalna i dał nam to do zrozumienia epizod już z I Tomu i pierwszą załogą czołgu Digtera. Saldo II Tomu było takie, że z Kryształowego Grodu nie wyszła żadna wielka kontrofensywa z Pinkie szarżującą na czele z otwartym włazem, a koniec końców z tamtejszych formacji pancernych nie zostało dosłownie nic.

 

Po drugie rzekoma gloryfikacja Equestriańskiego oręża i rzekome partactwo Sombryjczyków, do póki nie sprowadzą nowych modeli broni, jak dla mnie broni się jeżeli popatrzymy na realia IIWŚ na których oparł się autor. Wojna ta jest historią pisaną z jednej strony geniuszem lub błędami dowództwa, a z drugiej historią wyścigu zbrojeń i umiejętności zyskania dzięki posiadanemu uzbrojeniu przewagi w polu. Sombria jako państwo wzorowane na ZSRR powiela wszystkie słabości jakie w tamtych czasach wykazywał system oparty na partyjnym państwie policyjnym, którego czystki kadrowe i partyjniactwo doprowadziło na skraj przepaści, z tą różnicą że walcząc jako agresor nie ma przewagi własnego terenu i możliwości rozciągania linii zaopatrzeniowych wroga. Cały twist jaki podjął Spidi polega na tym, że radzieckie militaria na z których czerpie Sombria, nie wytworzyły tak spektakularnego sprzętu oblężniczego, jak choćby niemieckie działa kolejowe, a ich taktyka faktycznie polegała na 'spamowaniu' wroga dużą ilością prostszego inżyniersko, lecz relatywnie niezawodnego sprzętu. I to też zgodnie z tymi realiami, co do zasady obserwować możemy to w książce. Przy czym i tak uważam ten zarzut za powierzchowny o tyle, że co kilkaset stron Sombria wyciągnąć potrafi jednak z kapelusza atak z zaskoczenia 'Olbrzymami' bądź desant spadochronowy, więc na pewno nie tonie to w rutynie i potrafi jednak nie raz czytelnika zaskoczyć.

 

Klimat II Tomu na pewno nie nazwałbym serialowym. Tak na prawdę cały (może i nawet przydługi) Tom I ma za zadanie rozprawić się z nim i dać do zrozumienia, że idą 'nowe mroczne czasy'. Tom II już na prawdę nie schodzi poniżej czegoś co nazwać by można 'starym wojskowym kinem przygodowym' gdzieś pomiędzy 'Czterema Pancernymi i Psem' a amerykańskim kinem lat 60, które to wojskowo-koszarowe przygody dominują przez może 2/3 tego tomu (co bynajmniej nie znaczy że brakuje już tam mocniejszych sekwencji, jak choćby ta ze Scootaloo). Lotnicza błyskotliwość lotników pokroju Bravewinga (motyw z samolotem w przelatującym przez pałac) jest właśnie nawiązaniem do konwencji przygodowej. Co czyta się z wypiekami na twarzy. Pozostała 1/3 Tomu to już skręt w mroki 'współczesnego' kina wojskowego, gdzie nie brakuje akcji rodem z 'Katynia', 'Wroga u Bram', 'Kompanii Braci', 'Pianisty' czy w końcu 'Upadku'. Lektura staje się wręcz depresyjnie ciężka i może przez to autor na koniec wprowadził na nowo nieco elementów fantastycznych, tak by przypomnieć czytelnikowi, że w tym świecie nadal jeszcze istnieją alikorny. Nie zgodziłbym się że były tam tanie zagrywki z anime, bo i nawet twórcy kalibru kKat, nie wstydzili się gdy kończyła się im amunicja zaskoczyć czytelnika smokiem. Zgodziłbym się jedynie że w końcówce autor zaskakująco się pospieszył nie pozwalając ujść antagonistom w objęcia Tomu III. Ten niby ma być o czym innym -i jest to świadoma decyzja literacka- nie mniej było to zagranie dosyć na przekór oczekiwaniom czytelników.

 

Co do postaci: Nie zgodzę się że słabości Sombry są minusem wynikłym ze słabego warsztatu literackiego. Sombra by Spidi jest przede wszystkim zgorzkniały, stary i tak na prawdę słaby wewnętrznie, lecz to świadomy portret tej postaci w odniesieniu do dyktatorów świata realnego. W tej roli generalissimus wypada tak jak każdy zakłamany śmiertelny kuc, próbujący w pysze podnieść kopyto na boskie istoty alikornów i tak też kończy: jak podobnie do bohaterów mitologii klasycznej postawionych wobec podobnej dysproporcji ontologicznej. Zgodzę się częściowo z dosyć problematycznym nakreśleniem w Tomie II postaci Rainbow Dash. Presja miesięcy wojny zamieniła klacz dosłownie w potwora, kłębowisko samych negatywnych cech w stopniu który wręcz odrzuca czytelnika od tej postaci. Samo nakreślenie na tym etapie konfliktu charakteru Rainbow jako tzw. 'suki' mogłoby się jednak bronić o wiele więcej, gdybyśmy mogli jednak obserwować ten upadek w czasie pierwszych miesięcy oblężenia które jednak miały miejsce w nieopisanej luce między Tomami I i II. Cały czas mam nadzieję że autor któregoś dnia powróci w swej twórczości do tego etapu wojny i konwaliduje ten przeskok, ponieważ właśnie Rainbow traci na nim najwięcej. A mówię: historia jej upadku (czego doświadczyła chyba jako pierwsza z mane6), mogłaby być myślę turbociekawa. Póki co faktycznie jest to spory zgrzyt.

 

Żeby nie było, że mówię o KO tylko dobrze, warto wskazać na pewien element, jakim jest inspiracja u Spidiego nie czym innym jak 'Grą o Tron'. Autor przyjął godną wręcz samego G.R.R.Martina zasadę, że jak postaci wypadnie zła kostka to ta postać po prostu ginie. Nie ważne czy okoliczności są chwalebne, czy zupełnie przypadkowe. Nie ważne czy ktoś jest akurat pogodzony z losem, czy będąc w trakcie romantycznych uniesień ma nadzieje na jutro. Zły rzut kostką i mamy trupa. Ktoś nazwałby to bardzo silnym realizmem i próbą oddania ślepej przypadkowości jaką toczą się wojny, zwłaszcza w dobie broni palnej. Ale z drugiej strony minusem dla wielu czytelników będzie gdy książka kopnie ich w krocze... kilka razy... i to tak by pojawiły się u nich łzy. Ciężko powiedzieć, czy to znamię dobrej, czy złej literatury. Na pewno jest to znamię literatury smutnej, a taka jest wymowa tego mającego całe setki stron dzieła. Inaczej od kKat, Spidi podjął decyzję artystyczną, że nadzieja pojawi się dopiero w Tomie III i co do zasady nie przeplatał tego że 'coś się u postaci zepsuło' po to by mogło być lepiej. Przez to teraz póki Tomu III nie mamy, lektura samego Tomu II zostawia czytelnika z bardzo, bardzo niekucykowym kacem moralnym. Tutaj jednak muszę powiedzieć, że obecny czytelnik jest w o tyle dobrej sytuacji, że na dniach Spidi ma opublikować kilka rozdziałów onego Tomu III, po których wiem, że faktycznie podjęły dzieło prostowania kaca po Tomie II i mam do niego zaufanie w tej kwestii, że i dalsze rozdziały będą się miały 'do dobrego.'

 

<TUTAJ KOŃCZĄ SIĘ SPOILERY>

 

W podsumowaniu chcę bronić stanowiska, że 'Kryształowe Oblężenie' kawałem dobrej literatury jest. Docenić należy autora, w tym że konsekwentnie podjął w naszym nadwiślańskim kraju, próbę napisania historii na nowo, w taki sposób, żeby to co niemieckie nie grało by ikonicznej już w polskiej literaturze roli szwarccharakterów. To odważne i nieoczywiste założenie literackie, które w dodatku zostało sponifikowane. Bardzo pokręcony i wyzuwający z bezpiecznej pozycji czytelnika projekt, którym od początku nic nie jest moralnie oczywiste. Jest to przykład literatury bardzo angażującej emocjonalnie czytelnika. Może być to rozpatrywane jako plus, albo jako coś co sprawia że jest to rzecz nieco hermetyczna. Na pewno jest to trudniejsze i nie do polecenia każdemu broniaczowi (jak o wiele bliżej temu do 'Fallout Equestrii' niż do 'Past Sins')... Powieść przez Tomy I i II wyszła bardzo daleko poza realia serialu MLP:FiM, jedynie na nich bazując, co też może być potraktowane tak na plus jak i na minus. Nie mniej ja osobiście widzę to jako lekturę obowiązkową, dla każdego kto nie ma zwolnienia od lekarza zabraniającego mu czytać rzeczy srogich. Nie jest to dzieło idealne. Opinie Dolara, którym starałem się oponować, nie wzięły się z powietrza i je szanuje, choć w większości się pod nimi nie podpisuję. Twierdzę, że w przypadku takiego Magnum Opus, nie wolno przejść obojętnie i należy po nie sięgnąć, choćby po to aby wyrobić sobie o tym własną opinię. Dla osób którym temat podejdzie, myślę że może być to spokojnie książka wielorazowego użytku (półżartem: o ile się nie rozlepi, choć ten problem wydawca ma podobno za sobą, a i kupę luźnych kartek czytać można!). Co więcej, jest to bilet na przejażdżkę do na prawdę ciekawego fanowskiego uniwersum. Dla fanów militariów bardzo łakomy kąsek.

 

Kończąc. Pozostaje czekać na rozwój wypadków w Tomie III, który wielką mam nadzieję- dowiezie czytelnika (bezpiecznie złożonego na nowo do kupy) do końca opowieści o Wielkiej Wojnie Obronnej.

 

 

 

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nareszcie! Logiczny i poparty argumentami komentarz w odpowiedzi na krytykę! Niestety jest to tu rzadkość, więc każdy taki cieszy oko.

 

Zacznijmy jednak od kwestii początkowej

5 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Przede wszystkim uwaga merytoryczna: Uważam że mówienie o KO jako o 'opowiadaniu' to duże umniejszenie. Tam każdy z tomów wyczerpuje definicję sklasyfikowania tego jako 'powieści' kilka razy, nawet jeżeli patrzeć tylko na ich objętość, a do tego dochodzi kwestia mnogości bohaterów i wątków.

 

Jak dla mnie każdy fanfik pisany w uniwersum MLP, dopóki nie zostanie zaaprobowany przez Hasbro i oficjalnie wydany pod ich marką jest opowiadaniem. Długość i rozbudowanie nie mają tu nic do rzeczy - to nadal zwyczajne opowiadanie fanowskie. Nieważne czy chodzi tu o KO, konkursowy oneshot czy idące w miliony słów fanfiki angielskie.

 

Beware the spoilers!

 

 

5 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Po pierwsze Equestria dostaje po tyłku regularnie już od Tomu I. Traci ziemię, miasta, całe stada i zasoby surowców, a co najgorsze z każdym miesiącem walk przegrywa tracąc swoją znaną z serialu niewinność. Akcja II Tomu trafia w ten moment kroniki konfliktu, gdzie obie strony zwarły się w klinczu, a szybki blitzkrieg stał się powolną i niszczącą psychikę obu stron wojną na wyniszczenie. Gdyby była OP, najeźdźcy zostaliby zepchnięci do morza. Tak się jednak nie dzieje. Trwa pat. Na północy widzimy sytuację gdzie Sombryjczycy próbują odzyskać inicjatywę strategiczną i koniec końców udaje im się to, choć ceną wyprowadzenia kosztownego w siły ciosu jest odsłonięcie się na Eqestriański kontratak. Ten przychodzi, lecz w momencie gdy większość poznanych przez nas bohaterów albo już straciła życie, albo w bardzo bolesny (także dla czytelnika) sposób została okaleczona tak fizycznie jak i psychicznie. Spidi jako autor nie oszczędza postaci kanonicznych, a OCki wręcz bym powiedział przepuszcza przez niszczarkę, tak że dosłownie czujemy jak obrońcy Kryształowego Grodu topnieją w oczach. Ja czytając powieść na pewno nie odniosłem wrażenia że Equestriańska broń pancerna jest niezniszczalna i dał nam to do zrozumienia epizod już z I Tomu i pierwszą załogą czołgu Digtera. Saldo II Tomu było takie, że z Kryształowego Grodu nie wyszła żadna wielka kontrofensywa z Pinkie szarżującą na czele z otwartym włazem, a koniec końców z tamtejszych formacji pancernych nie zostało dosłownie nic.

 

A i owszem, jest wyjaśnienie że Sombra osłabił pozostałe odcinki frontu wystawiając plota na kopniaka i ogólnie wiemy że zajął dużą część terytorium Equestrii. Ale zwróć uwagę na opisywany sceny walki na bitwy i potyczki. Tam niemal cały czas Equestria wygrywa lub zostaje "cudem uratowana". Przypadki w których mamy sceny gdzie ponosi już nie nawet miażdżącą klęskę, ale chociaż porażkę można policzyć na palcach... a może nawet na kopytach. Remisy też nie są za częste - zasadniczo cały czas zwycięża dobra strona. Jak dla mnie jest to po prostu niesamowicie nużące. Kiedy zaczyna się walka to i tak mam 99% pewności, że wiem jak się skończy, co odbiera tekstowi jakąkolwiek możliwość zaskoczenia czytelnika. Nie zgodzę się również z tym że Spidi nie oszczędza postaci kanonicznych - jak na razie zginęła tylko Scootaloo z tych najważniejszych. A i tu nie mam pewności czy nie zostanie jakimś cudem wskrzeszona - mam naprawdę szczerą nadzieję że nie, bo tu już kompletnie zabiłoby tę postać i jej występ w jednej z najlepszych części KO. Weźmy scenę, gdzie "zginęła" Sweetie Belle - po jej przeczytaniu byłem pełen uznania i (dosłownie) zachwytu. Autor nie dosyć że skasował jedną z ważnych postaci kanonicznych to na dodatek zrobił to w wspaniałym stylu - nie w jakieś heroicznej obronie zagrożonego odcinka czy w bohaterskim ataku, ale w małej, brudnej, niewiele znaczącej potyczce. W tamtej scenie klimat wojny się wprost wylewał z ekranu - wyobraź sobie zatem moje rozczarowanie kiedy po chwili okazało się że ona jednak przeżyła. Tyle dobrze że trwale okaleczona (i mówię to mimo że lubię ją tak bardzo jak nie znoszę Scotaloo), ale mimo wszystko niesmak pozostał.

 

6 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Po drugie rzekoma gloryfikacja Equestriańskiego oręża i rzekome partactwo Sombryjczyków, do póki nie sprowadzą nowych modeli broni, jak dla mnie broni się jeżeli popatrzymy na realia IIWŚ na których oparł się autor. Wojna ta jest historią pisaną z jednej strony geniuszem lub błędami dowództwa, a z drugiej historią wyścigu zbrojeń i umiejętności zyskania dzięki posiadanemu uzbrojeniu przewagi w polu. Sombria jako państwo wzorowane na ZSRR powiela wszystkie słabości jakie w tamtych czasach wykazywał system oparty na partyjnym państwie policyjnym, którego czystki kadrowe i partyjniactwo doprowadziło na skraj przepaści, z tą różnicą że walcząc jako agresor nie ma przewagi własnego terenu i możliwości rozciągania linii zaopatrzeniowych wroga. Cały twist jaki podjął Spidi polega na tym, że radzieckie militaria na z których czerpie Sombria, nie wytworzyły tak spektakularnego sprzętu oblężniczego, jak choćby niemieckie działa kolejowe, a ich taktyka faktycznie polegała na 'spamowaniu' wroga dużą ilością prostszego inżyniersko, lecz relatywnie niezawodnego sprzętu. I to też zgodnie z tymi realiami, co do kzasady obserwować możemy to w książce. Przy czym i tak uważam ten zarzut za powierzchowny o tyle, że co kilkaset stron Sombria wyciągnąć potrafi jednak z kapelusza atak z zaskoczenia 'Olbrzymami' bądź desant spadochronowy, więc na pewno nie tonie to w rutynie i potrafi jednak nie raz czytelnika zaskoczyć.

 

Tutaj zaś nie można pominąć właśnie faktu modeli broni o czym wspominałem w swoim pierwszym komentarzu dot. KO. Equestria ma same najlepsze konstrukcje, nie popełnia żadnych błędów i wszystko im działa idealnie. To jest gigantyczna słabość KO, ponieważ z punktu daje im pewność ostatecznego zwycięstwa. Koronnym przykładem są tutaj Me 262, które wymyślono i działają cudownie i bezwaryjnie i w ogóle są najlepsze. Gdzie niepowodzenia? Gdzie nieudane loty testowe? Gdzie martwi oblatywacze? Nie mogę też pominąć kwestii,  która ubodła mnie już na początku I tomu, kiedy Luna - która przypomnijmy spędzała ostatnie tysiąc lat w kurorcie lunarnym -  "intuicyjnie" wie które podwozie będzie najlepsze dla czołgów i że czołgi lekkie są do niczego niepotrzebne... powtórzę więc to co pisałem już wcześniej, że intuicyjnie to ona może znać sie na budowie jakiejś dzidy a nie na nowoczesnym sprzęcie. W samoloty nie wnikam bo ten temat akurat mnie nigdy za bardzo nie interesował, chociaż też trochę nieudanych konstrukcji by się przydało. Ale floty już nie pominę - otóż w przygotowywaniu się do pisania opowiadania konkursowego (tak, mam zamiar to zrobić), sięgnął do I tomu gdzie trwała budowa floty. I szlag mnie trafił kiedy widziałem jak budują dziesiątkami U-booty (oczywiście same najlepsze bo to Equestria) czy niszczyciele a dodatkowo jeszcze wielkie pancerniki i lotniskowce. Po raz kolejny - zero problemów, zero pomyłek, tylko to co najlepsze. W sumie jestem bardzo ciekaw jak autor postanowi rozwiązać kwestię lotnictwa morskiego, które jest bardzo różne od zwykłego i wymaga odmiennych konstrukcji - raczej bym nie polecał standardowo używać samolotów "lądowych" na lotniskowcach, gdyż liczna śmiertelnych wypadków szłaby w dziesiątki o ile nie setki sztuk. Weźmy również pod uwagę awaryjność sprzętu, która po stronie Equestrii prawie nie występuje w warunkach bojowych co jest dla mnie kolejnym kuriozum, szczególnie jeżeli chodzi o czołgi. Takie "Tygrysy", mimo swoich rozlicznych zalet miały przecież skłonności do psucia się - głównie przez to, że były tak dobre i miały wszyskie części dopasowane na tip-top - ich naprawa w warunkach polowych z tego co wiem była koszmarem. Zaś przy T-34 czy Shermanach to poklajstrowali je na szybko, wyklepali młotkiem i dalej można było jechać. Natomiast z całego KO przebija dokładnie odmienny obraz - Sombria się rozsypuje a Equestria jest niezwyciężona. Co zaś do wspomnianych ataków z zaskoczenia - gdyby chociaż jeden zakończył się sukcesem, to może patrzyłbym na to łaskawszym okiem.

 

6 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Nie zgodziłbym się że były tam tanie zagrywki z anime,

 

Chodziło mi dokłądnie o moty kiedy Twilight Sparkle nagle dostała kryształowy miecz, pancerz, tarczę i tak dalej. To było niemal jak przemiana z Czarodziejek z Księżyca. No i sama walka przypominała te toczone w anime - na szczęście nie wykrzykiwali zaklęć na glos...

 

6 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Nie zgodzę się że słabości Sombry są minusem wynikłym ze słabego warsztatu literackiego. Sombra by Spidi jest przede wszystkim zgorzkniały, stary i tak na prawdę słaby wewnętrznie, lecz to świadomy portret tej postaci w odniesieniu do dyktatorów świata realnego. W tej roli generalissimus wypada tak jak każdy zakłamany śmiertelny kuc, próbujący w pysze podnieść kopyto na boskie istoty alikornów i tak też kończy: jak podobnie do bohaterów mitologii klasycznej postawionych wobec podobnej dysproporcji ontologicznej.

 

Pragnę zauważyć, że w swoim zarzucie co do Sombry nie odnosiłem się nie tyle do warsztatu literackiego ale do kreacji samej postaci. Z jednej strony na początku mam wstawkę godną idioty zdradzając swoje plany zanim będzie gotowy do ich realizacji. Następnie nakreślony jest obraz niemalże geniusza, który podporządkował sobie trzy wielkie państwa i jest zagrożeniem niemalże dla całego świata. A potem jest już tylko gorzej - tak naprawdę nie robi nic tylko słucha muzyki i cierpi wewnętrznie. To się po prostu nie trzyma kupy. Zaskakujące jest też to, dlaczego tak późno zdecydował się interweniować i zniszczyć kopułę w Crystalopolis (wiem, że to nie nazwa z KO, ale jestem do niej przyzwyczajony), zamiast dążyć do tego od samego poczaku - w końcu zdobycie Serca dałoby mu olbrzymią przewagę. Ogólnie wychodzi niespójny obraz nie wiadomo kogo. Tak więc nadal stoję na swoim stanowisku, iż jest to bardzo słaba kreacja głównego antagonisty.

 

6 godzin temu, RaferianTheWhite napisał:

Nie jest to dzieło idealne. Opinie Dolara, którym starałem się oponować, nie wzięły się z powietrza i je szanuje, choć w większości się pod nimi nie podpisuję. Twierdzę, że w przypadku takiego Magnum Opus, nie wolno przejść obojętnie i należy po nie sięgnąć, choćby po to aby wyrobić sobie o tym własną opinię. Dla osób którym temat podejdzie, myślę że może być to spokojnie książka wielorazowego użytku (półżartem: o ile się nie rozlepi, choć ten problem wydawca ma podobno za sobą, a i kupę luźnych kartek czytać można!). Co więcej, jest to bilet na przejażdżkę do na prawdę ciekawego fanowskiego uniwersum. Dla fanów militariów bardzo łakomy kąsek.

 

W swoim podsumowaniu podtrzymuję swoją opinię, że "Kryształowe Oblężenie" to opowiadanie słabe, mimo że ma dobre strony i osobiście go nie polecam. Jednocześnie jednak w pełni zgadzam się z opinią, że nie należy przechodzić obok niego obojętnie - mogę tego tekstu nie lubić, ale jest to jednak najdłuższy polski fanfik i choćby dlatego warto choćby rzucić na niego okiem - również z szacunku dla włożonego w nie czasu i pracy. Stąd też zresztą idea konkursu, który ma dodać trochę treści do fanowskiego uniwersum. Może ktoś pokusi się o opis zwycięstw Sombrii na froncie południowym? Może kto inny postara się opisać codzienne życie mieszkańców w kraju toczonym przez wojnę? Autor naturalnie nie musi niczego z tych rzeczy uznawać za kanoniczne, ale nawet jeżeli tego nie zrobi, to sądzę że świat KO jedynie na tym zyska, choćby przez próby jego rozbudowy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Dolar84 napisał:

Nareszcie! Logiczny i poparty argumentami komentarz w odpowiedzi na krytykę! Niestety jest to tu rzadkość, więc każdy taki cieszy oko.

 

No cóż, jako że przez lata tylko okazjonalnie zaglądałem na forum incognito, to jak już zostałem zaproszony do Konkursu Literackiego, to miałem coś jak obowiązek się tutaj pojawić w pełnej krasie. :lunahug2: I nie zaniżać własnych standardów. ;)
 

Cytat


Jak dla mnie każdy fanfik pisany w uniwersum MLP, dopóki nie zostanie zaaprobowany przez Hasbro i oficjalnie wydany pod ich marką jest opowiadaniem. Długość i rozbudowanie nie mają tu nic do rzeczy - to nadal zwyczajne opowiadanie fanowskie. Nieważne czy chodzi tu o KO, konkursowy oneshot czy idące w miliony słów fanfiki angielskie.

 

 

-Dolarze. Ja nie mówię że nie zjadłeś więcej fanfików dzisiaj na śniadanie niż ja przez całe życie i że masz prawo mieć własne przyzwyczajenia. Moja stara polonistka pewnie powiedziałaby 'manieryzmy językowe'. Pewnie że kolokwialnie mówiąc wszystko nawet 'FE:Project Horizons' (to chyba aktualnie największe bydle, ale mogę mieć stare dane), da się nazwać 'opowiadaniem'. Tylko że musimy mieć świadomość, że (z tego co mnie uczono i się chyba powszechnie przyjęło w terminologii literackiej), istnieje gradacja tzw. epiki wedle jej kalibru: opowiadanie-nowela-minipowieść-powieść. I z tego co kojarzę to ten największy kaliber czyli 'powieść' zaczyna się od umownych stu stron. A to tylko jedno z kryteriów, bo jak pisałem KO spełnia także pozostałe, a więc wielowątkowości i mnogości bohaterów. Dlatego pozwolisz, że pozostanę przy poprawniejszej i nie umniejszającej dziełu formie. :lunasmile:

 

Ale jako kompromis, proponuję ci posługiwanie się w odniesieniu do KO, terminem 'Opowieść', który (znowu: jak ja go rozumiem) nie jest oficjalnym terminem teoretyczno literackim i (tak jak ty to pojmujesz) nie dotyka aspektu długości dzieła.

 

Słodka Celestio, o czym my tutaj dyskutujemy? Ad rem!

 

BEZKRESNE MORZA SPOILERÓW PRZED WAMI! (Także do Fallout Equestrii)
 

Cytat


A i owszem, jest wyjaśnienie że Sombra (...)

 

 

Co do tego fragmentu twojej wypowiedzi. Tak myślę że Kryształowy Gród, jak przystało na miasto oblężone, nie ma luksusu przegrywania kolejnych starć. Ba! Jest chyba nawet w tekście wspomniane lub zasugerowane (bazuję na pamięci sprzed pół roku- może być zawodna), że nawet remisy są bardzo kosztowne i w funkcji czasu kosztują zbyt wiele i przybliżają widmo klęski (chyba bodajże Twili miała takie przemyślenia). Na pewno nie powiedziałbym, że w KO występuje tzw. 'efekt szturmowców' - w sensie im więcej wrogów ma protagonista, tym ci gorzej strzelają i tym są generalnie głupsi. Dysproporcja w saldzie złomowania maszyn (w sensie jedna eqestriańska za kilka sombryskich) na prawdę w moim przekonaniu może być wytłumaczalna przewagą (do czasu!) sprzętową i przewagą wyszkolenia i doświadczenia żołnierzy. Z resztą po iluś takich miesiącach kosztownych remisów obrona wykrwawia się i w momencie gdy wróg podbija z nowymi działami, zamyka pierścień okrążenia oraz w końcu udaje mu się zniszczyć lotnisko, zyskuje przewagę strategiczną na tyle, że wrota piekieł otwierają się szeroko i dni obrońców są policzone. Popatrz też na to tak: W powieści mamy zapis ilu... dwóch? trzech? miesięcy walk gdzie trwa kosztowny pat, a potem Sombria literalnie zwala się księżniczce Cadance do komnaty. Na pewno nie nazwałbym tego jednostronną narracją. ;) W realu III Rzesza i ZSSR potrafiły na froncie wschodnim prowadzić oblężenia i bronić się w danym punkcie przez wiele miesięcy, a nawet lat (vide 900 dni Leningradu... czy -w ramach ciekawostki- dwa miesiące obrony w XV wiecznej -nie betonowej- archaicznej fortyfikacji Malborka). W realiach frontu wschodniego dwa oblężenia Kryształowego Grodu to pikuś, a jakoś nikt nie nazwa najdłuższych oblężeń frontu wschodniego jednostronnymi.

 

Śmierć jednostki to tragedia, a miliona to statystka. Skupmy się na bohaterach. Piszesz, że Spidi z jednym wyjątkiem oszczędza główne serialowe postacie. Wiesz... to że one przeżyły, to po akcji ze Scootaloo wcale nie było takie pewne. I owszem trzymało w napięciu. Już nawet nie mówię, że takie postacie jak AJ, Rainbow, czy Pinkie mogły biorąc udział w akcjach bojowych zarobić kulkę codziennie. Przynajmniej raz każda z postaci głównych znalazła się w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia... i na pewno nie powiesz że wyszła z tego obronną ręką. Wyliczmy na ponad tuzinie głównych postaci: mamy gwałt + traumę psychiczną... klaustrofobię po traumatycznych przeżyciach na morzu... uraz głowy pewnie z wylewem krwi do mózgu i zaburzeniami psychiki do reszty na tle somatycznym... głęboką depresję z próbami samobójczymi na tle magicznej klątwy... alkoholizm+ katastrofę lotniczą, z usmażeniem skrzydeł żywcem... utratę skrzydeł i katatonię... trwałą utratę wzroku na tle klątwy magicznej... kilka magicznych przeobrażeń... permanentny stan przedzawałowy ze stresu na tle arkanomagicznym... a w końcu (coś przy myślałem że rzucę książkę o ścianę i pójdę na dwór pobiegać, a potem zerwę z autorem wszelkie relacje na rok) niemal odstrzelenie głowy kulą snajpera... Technicznie rzecz biorąc chyba jedyną postacią (na próbie kilkunastu!) którą za jakiś umykających rozumowi powodów Spidi zachował w jednym kawałku, była Applebloom. Mów co chcesz, Dolarze, ale nie przekonasz mnie że to jest pieszczenie się z postaciami kanonicznymi. OK. Zgadzam się, że literalnych 'trupów' było w saldzie mniej niż u np. kKat, ale nie powiesz mi, że to co zaserwował Spidi, nie miało czytelnika wytrząsnąć z bezpiecznej pozycji.  :9rovb:

 

Wiesz, kiedy autor skasował bilet Digterowi, a więc z pewnego punktu widzenia zabił sam siebie, to już na prawdę powinno to dać czytelnikowi do myślenia, że autor ma w ręce kosę i jeżeli tylko tak wypadnie kostka, nie zawaha się jej użyć.

 

Piszesz, że autor "rozczarował cię" bo np. Seetie Belle mógł zabić, a jednak tylko pozbawił ją wzroku. ...Wiesz... Eeee... Nie znamy się na tyle aby ci robić uwagi ad personam, że podejrzewam u ciebie skłonności sadystyczne... :lunaderp: ...Nie mniej jak dla mnie brutalności dzieła nie można sądzić tylko po ostatecznym saldzie zejść śmiertelnych, ale po tym czy postacie są w sposób angażujący emocjonalnie czytelnika maltretowane... A u Spidiego są. I to jak cholera. I jak wykazałem powyżej najczęściej w taki sposób, że wychodzą z tego trwale zepsute na lata... ALE nawet przyjmując twoją (niepokojącą mnie) logikę, że 'bez trupa się nie liczy', to Spidi miał wiele takich sekwencji gdzie jego sadyzm nad gatunkiem końskim owszem był ze skutkiem śmiertelnym i to tak, że 'normalnego' czytelnika aż mroziło, jak choćby kilkunastostronicowy (sic! sic! SIC!) opis Pony Katynia. Zapytam niczym gladiator Maksimus widzów amfiteatru: "Czy tamta sekwencja była dla ciebie wystarczająco emocjonująca"? (Ten akapit był półżartem. Nie bierz do siebie.)
 

Cytat


Tutaj zaś nie można pominąć właśnie faktu modeli broni o czym wspominałem w swoim pierwszym komentarzu dot. KO. Equestria ma same najlepsze konstrukcje, nie popełnia żadnych błędów i wszystko im działa idealnie. (...)

 

 

Teraz do tego fragmentu. Ponieważ większość niemieckich konstrukcji była tak wydumana technologicznie, że faktycznie często była (w statsach) lepsza od sprzętu konkurencji? (Nie będę się spierał, że często to wydumanie nie szło z niezawodnością, co jak nauczyła historia miało się okazać czynnikiem decydującym o rezultacie kampanii.) A w warunkach obrony, gdy te wydumane konstrukcje można było zawlec do serwisu, a nie zostawić wysadzone w polu na straty jak w IIWŚ, to a i owszem mogło się sprawdzać nawet nieźle.

 

Ale że coś w tych założeniach literackich autora było niehalo, to jestem w stanie się zgodzić, tylko ja problem widzę gdzieś indziej. Dawno, dawno temu kKat założyła że przeprowadzi literacką transformację sielanki realiów serialowych, w realia Ameryki lat 60. w konwencji retro-futuro na progu wybuchu wojny nuklearnej. Założyła wtedy w tekście, że ta przemiana potrwa 20 (ponad 20? nie pamiętam dokładnie) lat czasu przedstawionego. W konsekwencji np. Klacze Ministersw były w momencie rzucenia megaczarów dojrzałymi klaczami między 40. a 50. rokiem życia. Spidi u zarania swojej powieści przyjął założenia, że chce bawić się w tekście Mane6 w wieku absolwentek studiów wyższych -około 25 lat. W efekcie musiał podjąć karkołomną próbę przekonania czytelnika, że nieznająca wojny od 1000 lat państwowość Equestii, będzie potrafiła wykonać przeskok technologiczny od wiktoriańsko-edwardiańskiego serialu do poziomu naszego roku 1941, w bagatela pięć lat czasu przedstawionego i to zupełnie bez doświadczeń militarnych, które pozwoliłyby tą technologię wynaleźć tak jak w naszym świecie metodami prób, błędów i latami prób polowych w kolejnych konfliktach jak np. I WŚ. ...I jak dla mnie czytelnik ma na wstępie dwa podejścia: Albo 'zawiesić niewiarę' (jak nazywał to J.R.R.Tolkien) i przyjąć realia takie jakie są by dać się porwać akcji i pozwolić skupić się na tym co autor chciał nam w tej baśni opowiedzieć... Albo 'krzyknąć że to jeden wielki bulszit i wyjść'... Bo -choć boli mnie to bardzo- Pewnych rzeczy takich jak właśnie jak realistyczny postęp technologiczny po prostu przeprowadzić się nie da, w oparciu o takie warunki, a na pewno nie w pięć lat. Uważam że zawsze będzie to jeden z głównych zarzutów wobec całej konwencji Kryształowego Oblężenia, jako takiego. I mówię: To co ty Dolarze, podniosłeś, to tylko akurat jeden ze skutków przyjętej konwencji, wobec której zwyczajnie nie da się (niestety! i z tym się zgadzam!) prowadzić traktowanego na serio rozwoju technologicznego. Uważam, że im dłużej się nad tym myśli, tym mniej ma się frajdy z tekstu. Trzeba zasłonić na ten element oko, bo inaczej KO przestanie dawać jakąkolwiek przyjemność z czytania.

 

A przynajmniej u mnie, przyjemność z czytania potrafiłem odnaleźć zwłaszcza w przytoczonej przez ciebie scenie... Ba nawet uważam ją za jedną za najśmieszniejszych w całej sadze... Gdy Ksieżniczka Luna wysłała czołg lekki PzKw I do kosza, widząc sam pierwszy projekt. Oczywiście takiej sekwencji nie można traktować serio i autor ją zamieszczając miał pełną świadomość, że jest ona zrobiona dla beki. Jak 'fantastyczną' konstrukcją PzKw I był (projektowany jako oficjalnie jako traktor rolniczy), wie każdy pasjonat militariów i chyba 90% z nich wspomina o nim tylko po to by ciągnąć sobie z tego łacha. Pozostałych 10% lubi masterować nim pierwszy poziom World of Tanks. :lunalaugh: Wracając do KO, myślę że taką sekwencją już w połowie I Tomu, autor dał nam czytelnikom dosyć jasno do zrozumienia, że w powieści są rzeczy dosyć umowne. A nawet nieco naciągane. Ale who cares! Ostatecznie beleterystyka jako taka, służy temu by dawać fun, a nie być podręcznikiem historii.

 

Prócz tego, gdy tak czytasz KO i punktujesz dzieło Spidiego o cudowność kolejnych wunderwaffe, chyba nie dajesz mu żadnej taryfy ulgowej za jego przekonania. A chyba znasz człowieka dłużej niż ja i powinieneś wiedzieć, że Spidi jest bezwstydnym germanofilem (co ja mówię w Polsce, jest dosyć odważną postawą życiowo-literacką, zwłaszcza gdy schodzi na tematy historii, zwłaszcza II WŚ). I ja myślę że za taką odwagę głoszenia niepopularnych społecznie tez, należy mu dać pewną taryfę ulgową. No ale popatrzmy po większych od niego. Taka kKat. Napisała bezwstydny (łącznie z formą i rozdawaniem punktów doświadczenia) nawet często w warstwie fabularnej ripoff ze scenariusza pewnej gry komputerowej i chyba nikt nie polemizuje, że zrobiła to w natchnieniu geniuszu (w dodatku w raptem kilka miesięcy- cóż za tempo prac!). Tak samo tutaj. KO jest uniwersum napisanym w pewnej konwencji. Konwencją tą jest to, (w największym uproszczeniu!) że Niemcy są dobrzy, a Rosjanie źli. I choć wydaje się to na początku wywrotowa teza, to jednak warto IMHO ponad tym przejść do porządku dziennego i po prostu czytać dalej i patrzeć co z tego wyniknie dla fabuły. Poza tym jest to chyba jakiś głos próbujący przywrócić równowagę, po tych wszystkich zupełnie odlatujacych demonizacjach III Rzeszy jakie od 70 lat, w kulturze przynoszą cały czas takie kwiatki jak hordy nazistowskich nieumarłych z Wolfenstaina, czy Hellsinga. (Co nie znaczy, że Spidi nie bawił się literacko spuścizną po tamtych dwóch dziełach- patrz akcje z nietokucami- pisząc niczym metaforyczna Rainbow: "jeżeli coś jest awesome to my też to chcemy!")

 

Warto też wspomnieć -jak już to rozbieramy na czynniki pierwsze- że sam autor w produkowaniu wunderwaffe nakładał na siebie pewne ograniczenia. I tutaj cytat z Celestii (z głowy) "Equestria nigdy nie będzie stosowała Broni Odwetowych" -także pamiętajmy o tym że Spidi miał w materiale źródłowym niemieckiego arsenału jeszcze wiele, wiele bardziej pokręconych i OP projektów ponad 'pierwszy myśliwiec odrzutowy' i na prawdę gdyby był pozbawionym wyczucia literackiego manczkinem (a nie jest!) na prawdę miałby czym Sombryjczyków spalić na popiół. Uważam że takie ograniczenie jest akurat przejawem dobrego wyczucia literackiego w kontekście rzekomego robienia wszystkiego co niemieckie zbyt OP.

 

Cytat

Chodziło mi dokłądnie o moty kiedy Twilight Sparkle nagle dostała kryształowy miecz, pancerz, tarczę i tak dalej. To było niemal jak przemiana z Czarodziejek z Księżyca. No i sama walka przypominała te toczone w anime - na szczęście nie wykrzykiwali zaklęć na glos...

 

Przyznaję, że po pół roku od lektury nie pamiętałem tego detalu. :lunathink: Choć jak tak nad tym teraz myślę, to takie rozwiązanie literackie traktuję jako tzw. 'Prawa Grand Finale', gdzie wiele powieści przygodowych na koniec dodaje 20% do zajefajności. Dopóki nie przeskakuje to rekina jest to IMHO dopuszczalne. Mówię: Nawet kKat, gdy czuła taką potrzebę łamała prawa konwencji post-apo zajeżdżając w widza smokiem. Tutaj też autor po 1200 stron przypomniał sobie, że jego świat przedstawiony ma korzenie w magicznej krainie fantasy z serialu i postanowił że dla odmiany walka jednorożców nie będzie polegała na pruciu do siebie z lewitowanych nad głowami półałtomatycznych karabinów przeciwpancernych... (Czytałbym to! :luna3:) No tylko że wtedy wyszedłby z tego Hellsing... I znowu (dla ciebie) niedobrze.

 

Ale czy można było tą scenę zrobić lepiej? Kurczę, pewnie tak, bo nawet gdyby zrobić z tego Pojedynek Na Pieśni Mocy, to mimo burzy z powodu skojarzeń z Rainbow Rocks, to pewnie mogłoby to być nawet ciekawsze. Jest jak jest.
 

Cytat


Pragnę zauważyć, że w swoim zarzucie co do Sombry...

 

 

OK. Zgodzę się że Sombra w I i II Tomie KO, jest pisany trochę nie równo i zdarza mu się podejmować decyzje, których nie zawsze da się wytłumaczyć szaleństwem starego dyktatora. Pod tym kątem taka np. Fallout Equestria mając na koncie takie postacie jak Goddes, czy Red Eye ma tych złoli napisanych o wiele lepiej. Polemizowałbym, tylko czy Generalissmus Sombra jest zupełnie słabą kreacją. Nie szedłbym jednak w tej ocenie, aż tak daleko.

 

Ale tak ponad Sombrą, czy Whitefire'em to zastanawiam się nad pewną koncepcją. Mianowicie, (wobec tego że Spidi pokonał ich w Tomie II, a akcja o dziwo na przekór logice literackiej się nie skończyła), zastanawiam się czy KO, nie jest powieścią z kluczem, bądź powieścią filozoficzną, gdzie głównym złem nie jest ten czy inny złoczyńca, ale sama jako taka Idea Wojny Totalnej, bądź Ida Ustrojów Totalitarnych. Zwróć uwagę, Dolarze, że dwóch głównych antagonistów wyrażało- personifikowało te dwie idee (tak jak Discord personifikuje Ideę Chaosu... na przykład)... I potrzeba jeszcze kilkuset stron (pewnie całego Tomu III) by uporać się z Burzą, którą te dwa kucyki rozpętały.

 

SPOILERÓW TO JUŻ na razie KRES!
 

Cytat


W swoim podsumowaniu podtrzymuję swoją opinię, że "Kryształowe Oblężenie" to opowiadanie słabe, mimo że ma dobre strony i osobiście go nie polecam. Jednocześnie jednak w pełni zgadzam się z opinią, że nie należy przechodzić obok niego obojętnie - mogę tego tekstu nie lubić, ale jest to jednak najdłuższy polski fanfik i choćby dlatego warto choćby rzucić na niego okiem - również z szacunku dla włożonego w nie czasu i pracy. Stąd też zresztą idea konkursu, który ma dodać trochę treści do fanowskiego uniwersum. Może ktoś pokusi się o opis zwycięstw Sombrii na froncie południowym? Może kto inny postara się opisać codzienne życie mieszkańców w kraju toczonym przez wojnę? Autor naturalnie nie musi niczego z tych rzeczy uznawać za kanoniczne, ale nawet jeżeli tego nie zrobi, to sądzę że świat KO jedynie na tym zyska, choćby przez próby jego rozbudowy.

 

 

Powiem ci, że właśnie że ja także szanowałem dzieło głównie za jego objętość. Ale potem poznawszy Spidiego, nauczyłem się spoglądać na tą powieść, nieco inaczej. Nie tylko za ilość trudu i godzin... ale też za ilość serca które w to przelano. Dziś wiem, że Spidi miał i nadal ma nam-czytelnikom wiele do powiedzenia. Zupełnie poza wszystkim dodatkowym bonusem jest to, że jest to Powieść Pomnik -a przynajmniej tak to odbieram- ponieważ autor powsadzał w tekst nie tylko OCki, ale wręcz Ponysony bardzo wielu realnie istniejących osób i broniaków, przez co uwiecznił ich- oddał świadectwo temu, że w jakiś sposób inspirowali go w jego życiu- podtrzymali na duchu historiami swoich nieraz bardzo realnych losów. Uroczym, ale to bardzo uroczym metapoziomem tej Powieści, jest świadomość, że wiele postaci literackich jakie brykają sobie po jej kartach, można jeżeli ktoś zada sobie odrobinę trudu- spotkać w realu -głównie w Gdańsku i Okolicach. Sam kiedyś robiłem Spidiemu zarzut, że jego postacie noszą często nieequestriańskie lub wprost zupełnie z czapy wzięte imiona które nie pasują do żadnej konwencji... A dopiero potem zrozumiałem i bardzo doceniłem uczciwość i zaangarzowanie autora, który nie boi się nazwać np.  Ruhisa-Ruhisem, a Vitaja-Vitajem. Będę dlatego stanę na stanowisku, że KO, to poza wszystkim innym także Pomnik Wystawiony Fandomowi. A to sprawia, że jest to rzecz tym bardziej wartościowa i nobilitująca to Dzieło.:enjoy: Tak uważam.

 

A idei konkursu literackiego jako środka do budowania Rozszerzonego Uniwersum, oczywiście przyklaskuję wszystkimi czterema kopytkami. Nic nie jest chyba lepszą laurką dla autora, jak danie początku Opowieści, która może żyć własnym życiem i rozrastać się tam gdzie on sam nie zdołał się literacko zapuścić. Tym bardziej że jest to bardzo otwarte uniwersum i chyba nie ma takiej opowieści wojennej, której by się nie dało tam jakoś sponifikować i przyszyć do całości. Także dobry pomysł z tym konkursem miałeś. Chwalę ideę!:luna3:

 

-R.

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

Ale jako kompromis, proponuję ci posługiwanie się w odniesieniu do KO, terminem 'Opowieść', który (znowu: jak ja go rozumiem) nie jest oficjalnym terminem teoretyczno literackim i (tak jak ty to pojmujesz) nie dotyka aspektu długości dzieła.

 

Jako osoba znany z iście betonowego konserwatyzmu w niektórych kwestiach mimo wszytko pozostanę przy swojej wersji czyli będę określał KO mianem opowiadania lub fanfika. Nie bronię naturalnie nikomu nazywania go powieścią jeżeli chce.

 

Beware the spoilers!

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

Co do tego fragmentu twojej wypowiedzi. Tak myślę że Kryształowy Gród, jak przystało na miasto oblężone, nie ma luksusu przegrywania kolejnych starć.

 

Luksusu nie ma, to prawda. Nie twierdzę też że ma przegrywać bitwę za bitwą -  chociaż w sumie powinno skoro dowodzi tam niedoświadczona generał-teoretyka zielona niczym szczypiorek na wiosnę (i nie, tego że Twilight jest super-kompetentna autorowi nie daruję) - ale nie powiesz mi, że w czasie oblężenia, na przykład, Leningradu obrońcy wygrywali każdą potyczkę i każde starcie. Dlaczego więc nie dostaliśmy jednego czy drugiego opisu, gdzie mimo zaciętej obrony jakiś punkt oporu został rozbity, czy nawet doszło do drobnego przełamania linii obronnej? A nawet więcej - niechby doszło do starcia patroli zwiadowczych w którym to Maremacht zostałby zaskoczony i dostał srogie wciry. Jedna czy dwie takie sceny i monotonia ciągłych zwycięstw Equestrii zostałaby szybko przełamana, co bardzo uatrakcyjniłoby lekturę.

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

Śmierć jednostki to tragedia, a miliona to statystka

 

Wszystkie wymienione postacie mimo pewnych.... uszkodzeń przeżyły. Ergo - wygrały. W końcu w wojnie chodzi o to żeby przeżyć jednocześnie odmawiając tego luksusu przeciwnikowi. Nic innego się nie liczy, trzeba po prostu wygrać. I tak, spodziewam się że zostanie podniesiony punkt, iż należy też zachowywać swoje ideały, honor serdeczność i tak dalej, ale osobiście się z tym podejściem nie zgadzam - wolę zdecydowanie bardziej pragmatyczne metody jak na przykład strzelenie wrogi w plecy - wtedy nie będzie mógł odpowiedzieć ogniem. Co do skłonności sadystycznych... może, nie wiem :D Znajomi się jakoś na to nie skarżą kiedy ich palę na stosie (bo knebel przeszkadza) :crazytwi: 

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

ALE nawet przyjmując twoją (niepokojącą mnie) logikę, że 'bez trupa się nie liczy', to Spidi miał wiele takich sekwencji gdzie jego sadyzm nad gatunkiem końskim owszem był ze skutkiem śmiertelnym i to tak, że 'normalnego' czytelnika aż mroziło, jak choćby kilkunastostronicowy (sic! sic! SIC!) opis Pony Katynia. Zapytam niczym gladiator Maksimus widzów amfiteatru: "Czy tamta sekwencja była dla ciebie wystarczająco emocjonująca"?

 

Rzadko kiedy tak się wynudziłem jak podczas czytania tej sceny. Mówiąc szczerze miałem nadzieję, że jej w ogóle nie zobaczę, ale nie była ona zbyt wielka - w końcu Equestria musiała jakoś nadrobić szkody po swojej wpadce propagandowej z kucoperzami (kategorycznie odmawiam używania ich określenia stosowanego w KO). W każdym razie nie ruszyło mnie to zupełnie i tylko czekałem kiedy się skończy. Nie znaczy to że była napisana źle - wręcz przeciwnie, uważam że stanowi jeden z lepszych fragmentów, ale do mnie nie przemówiła.

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

Bo -choć boli mnie to bardzo- Pewnych rzeczy takich jak właśnie jak realistyczny postęp technologiczny po prostu przeprowadzić się nie da, w oparciu o takie warunki, a na pewno nie w pięć lat.

 

A wystarczyło dać Equestrii lepszą technologię na starcie. W końcu nawet w serialu jest ona całkowicie umowna, gdzie z jednej strony mamy pociągi parowe a z drugiej DJ-klacz wymiatającą na konsolecie. To, chociaż też nie zdołałoby całkowicie zamaskować tego przeskoku uczyniłoby go zdecydowanie łagodniejszym.

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

A przynajmniej u mnie, przyjemność z czytania potrafiłem odnaleźć zwłaszcza w przytoczonej przez ciebie scenie... Ba nawet uważam ją za jedną za najśmieszniejszych w całej sadze... Gdy Ksieżniczka Luna wysłała czołg lekki PzKw I do kosza, widząc sam pierwszy projekt.

 

Gdyby wyrzucił projekt do kosza jakiś specjalista-konsultant, sprowadzony powiedzmy z Griffoni, który miałby niejakie pojęcie o przedstawionym temacie to byłoby to nawet zrozumiałe. Ale Luna? Która nie ma zielonego pojęcia o nowoczesnej technologii? Nie, tego nie jestem w stanie przeboleć. Tak samo jak jej zakazu produkcji broni odwetowych - argument o serdeczności sprawił że załamałem ręce. Skoro przegrywa się wojnę (a wtedy tak to wyglądało) to należy wykorzystać wszystko co tylko się da i co może zaszkodzić przeciwnikowi, bez zawracania sobie głowy takimi pierdołami jak ideały. Każde inne postępowanie można uznać za zwyczajną zdradę swojego państwa. Co zaś do tego, że autor zachował umiar to zdaje sobie z tego sprawę. W końcu pisząc fanfik w realiach nieco fantastycznych można było sięgnąć po takie cuda jak Hanebau czy Vril - wtedy dopiero by się wszystko zakręciło.

 

Dnia 30.01.2018 o 14:28, RaferianTheWhite napisał:

Prócz tego, gdy tak czytasz KO i punktujesz dzieło Spidiego o cudowność kolejnych wunderwaffe, chyba nie dajesz mu żadnej taryfy ulgowej za jego przekonania. A chyba znasz człowieka dłużej niż ja i powinieneś wiedzieć, że Spidi jest bezwstydnym germanofilem (co ja mówię w Polsce, jest dosyć odważną postawą życiowo-literacką, zwłaszcza gdy schodzi na tematy historii, zwłaszcza II WŚ). I ja myślę że za taką odwagę głoszenia niepopularnych społecznie tez, należy mu dać pewną taryfę ulgową.

 

Zacznijmy od tego, że gdybym dorzucił do oceny KO również osobę autora to skali ujemnej by zabrakło. Faktem jest, że Spidi i ja... łagodnie rzecz ujmując nie przepadamy za sobą - brak chemii, różnice charakterologiczne czy podejście do niektórych spraw  - powody można mnożyć, ale faktem jest, że podczas oceny opowiadania staram się najbardziej jak tylko się da odciąć się od samej osoby autora. Gdybym tego nie robił to na pewno nie znalazłbym w KO tych dobrych scen o których pisałem, albo wyolbrzymiałbym znajdujące się w nich mankamenty (które są, ale całe sceny są na tyle dobre, że je niwelują). A jednak, pomimo słabej oceny "końcowej" po dwóch tomach i faktu, że jako prywatny czytelnik nie poleca KO, to nie odmawiam autorowi jego zasług. Natomiast co do głoszenia społecznie niepopularnych tez i tego że Niemce są dobre a Ruskie złe, to zupełnie mnie to nie rusza - autor tak wybrał i to jest jego sprawa. A jeżeli społeczeństwo ma problem z gloryfikacją niemieckiego oręża to jest to już problem społeczeństwa i jego psychiatrów a na pewno nie autora.

 

Ale odnieśmy się jeszcze do tego uznania dla niemieckiego oręża w kontekście sprzętu. Samoloty - miodzio, wiadomo, chociaż gdyby przeciwstawić im brytyjskie (Rule Britannia!) to już by tak łatwo nie było. Albo takie amerykańskie cudeńko jak Republic P-47 Thunderbolt, który łączył dużą siłę ognia i niemożliwą wręcz odporność na uszkodzenia (a jak już został uszkodzony to dowiózł pilota do domu bez połowy ogona :D). Jednak w starciu z ruskimi konstrukcjami przewaga jest. Broń pancerna - tu jest już nieco równiej chociaż technologicznie Niemcy oczywiście wygrywają. W sumie zgodzę się że również dzięki doświadczeniu - w końcu ponoszą mniejsze straty, żołnierze nie giną a się uczą i tak dalej. Natomiast przy marynarce już tak różowo nie jest. Naturalnie mamy U-bootwafffe, która była wyjątkowo kompetentna, ale należy pamiętać że rosyjskie okręty podwodne, chociaż dużo mniej zaawansowane też odnosiły sporo sukcesów (zważywszy na fakt, że miały znacznie mniej celów), choćby przy zwalczania niemieckiej żeglugi na Bałtyku czy przy przetrąceniu kręgosłupa Tirpitzowi. Natomiast jeżeli chodzi o flotę nawodną... nie oszukujmy się - Kriegsmarine nie należała do najbardziej kompetentnych flot swojego czasu. Tak naprawdę ich zwycięstwa można policzyć na palcach jednej ręki a porażki mnożyć i mnożyć. Na przykład rzeźnia jaką sprawili im w fiordach najpierw norwescy obrońcy (zatopienie krążownika, bodajże "Bluchera" z lądowej, stacjonarnej wyrzutni torpedowej przy zdobywaniu Oslo) a następnie Royal Navy (niezapomniany występ HMS "Warspite"). Spójrzmy teraz na "Bismarcka" - owszem, zatopił HMS Hood, ale nie należy zapominać iż jego przeciwnik był o klasę słabszy - pancernik złoił tyłek krążownikowi liniowemu. Fakt był to olbrzym ale jak wszystkie krążowniki liniowe był szybki i dobrze uzbrojony, ale z pancerzem to już było zdecydowanie gorzej co dobitnie pokazała salwa z Bismarcka. Jednocześnie należy pamiętać że walczący w tej samej bitwie HMS Prince of Wales przeżył i zwiał walcząc poza początkowymi minutami sam przeciwko dwóm okrętom. A jednak w końcu Bismarcka zatopiono - niszczyciele go nagoniły a krążowniki i pancernik posłały na dno. Inny przypadek - "Admiral Graf Spee" - rajder, tak zwany pancernik kieszonkowy - przeciwko handlowcom radził sobie świetnie a jak przyszło co do czego to łomot zakończony wysadzeniem w porcie spuściły mu krążownik ciężki i dwa lekkie, które teoretycznie powinien być w stanie spokojnie zatopić. Na morzach północnych też się niedobrze działo o czym może zaświadczyć "Scharnhorst". Podsumowując - chociaż niemieckie konstrukcje były odporne na ciosy i potężne, to kompetencje ich załóg i oficerów pozostawiały już naprawdę sporo do życzenia. I przyznaję, że kłóci mi się z to z wspomnianą w KO wielką zwycięską bitwą morską - to po prostu do Kriegsmarine nie pasuje. No ale nic - poczekam do trzeciego tomu, może autor zechce szczegóły jakieś podać, gdyż jestem tego niesamowicie ciekaw.

 

I tym akcentem kończę kolejną część naszej rozmowy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SPOILERY SPOILERY SPOILERY PRZED WAMI!
 

Cytat

 

Jako osoba znany z iście betonowego konserwatyzmu w niektórych kwestiach mimo wszytko pozostanę przy swojej wersji czyli będę określał KO mianem opowiadania lub fanfika. Nie bronię naturalnie nikomu nazywania go powieścią jeżeli chce.

 

 

Określenie 'fanfik' jest ok. ;) Tak jak wysunięta przeze mnie 'opowieść'.

 

Cytat

Luksusu nie ma, to prawda. Nie twierdzę też że ma przegrywać bitwę za bitwą -  chociaż w sumie powinno skoro dowodzi tam niedoświadczona generał-teoretyka zielona niczym szczypiorek na wiosnę (i nie, tego że Twilight jest super-kompetentna autorowi nie daruję) - ale nie powiesz mi, że w czasie oblężenia, na przykład, Leningradu obrońcy wygrywali każdą potyczkę i każde starcie. Dlaczego więc nie dostaliśmy jednego czy drugiego opisu, gdzie mimo zaciętej obrony jakiś punkt oporu został rozbity, czy nawet doszło do drobnego przełamania linii obronnej? A nawet więcej - niechby doszło do starcia patroli zwiadowczych w którym to Maremacht zostałby zaskoczony i dostał srogie wciry. Jedna czy dwie takie sceny i monotonia ciągłych zwycięstw Equestrii zostałaby szybko przełamana, co bardzo uatrakcyjniłoby lekturę.

 

Akurat w ogóle kwestia doświadczenia (rzekomego) nie tylko Equestriańczyków (tych zwłaszcza) ale i Sombryjczyków to temat bardzo śliski i zagadkowy. Dla mnie podpadający nieco pod mój zarzut co do tygrysiego skoku jaki dokonały te społeczeństwa w czasie przedwojennej pięciolatki. Wielkie kompetencje Twilight charakterologiczne, tzn. co do jej umiejętności logicznego myślenia i usypywania w głowie wielkiego stosu wiedzy, to akurat dogmat z którym ciężko walczyć (...choć faktem jest że przypinanie kilku gwiazdek generalskich komuś koło 25 roku życia, to ze strony Celestii do prawdy wielka, WIELKA wiara w jej 'szczęśliwą gwiazdę'.) Jednakże dla mnie problemem bardziej nie byłoby to, że nie umiała dowodzić, a bardziej odpowiedzenie na pytanie kto miałby ją tego nauczyć i w jakim okresie. Jest to kwestia dosyć dziwnych decyzji scenariuszowych na etapie pisania I Tomu. Zostawiam ten wątek tak jak jest.

 

Co do tego co dzieje się przez pierwszą połowę Tomu II. Ty bardziej na bieżąco będąc miałeś z tym problem jako czytelnik. Ja nie pamiętam by akurat ten aspekt mnie jak to czytałem uderzył, bo i tak wiele się w akcji przedstawionej działo. Jeżeli prowadziłaś taką statystykę starć i tak ci wyszło, to ok. Sugerujesz tym samym, że czytałeś to bardzo skrupulatnie i pewnie robiłeś notatki. (Jeżeli tak to szacunek.) Choć mówię, że nie każda osoba która przedziera się przez ten tekst zwróci na to uwagę. Po drugie jeżeli się nie mylę, większość akcji z pierwszej linii frontu obserwujemy z perspektywy Sierżant Applejack, przez co de facto jej sukcesy przekładają się na ogólnie pozytywny odbiór całej linii frontu, nawet jeżeli w tym czasie pewnie nie wszystkim drużynom idzie tak dobrze. Ale nawet oddział AJ, (znowu wracając do przykładu z szarżą pancerną Pinkie Pie, która nie nastąpiła), w pierwszych 2/3 Tomu II, nie uniknął strat. Tracił oficerów i jak sięgnę pamięcią kwestia jakości uzupełnień (podyktowanych stratami elementu żywego) wypływała kilka razy. Więc mówię: ja tamtej rzekomej jednostronności nie dostrzegłem na tyle by mi to w ogóle mogło zacząć przeszkadzać.

 

Swoją drogę... 'uatrakcyjnić lekturę'? Chcesz mi powiedzieć, że przez pierwsze 2/3 II Tomu wynudziłeś się, bo Sombria nie cisnęła Rojalistów bardziej?:forgiveme: Mało ci tam ...eee... krwi?

 

Cytat

 

Wszystkie wymienione postacie mimo pewnych.... uszkodzeń przeżyły. Ergo - wygrały. W końcu w wojnie chodzi o to żeby przeżyć jednocześnie odmawiając tego luksusu przeciwnikowi. Nic innego się nie liczy, trzeba po prostu wygrać. I tak, spodziewam się że zostanie podniesiony punkt, iż należy też zachowywać swoje ideały, honor serdeczność i tak dalej, ale osobiście się z tym podejściem nie zgadzam - wolę zdecydowanie bardziej pragmatyczne metody jak na przykład strzelenie wrogi w plecy - wtedy nie będzie mógł odpowiedzieć ogniem. Co do skłonności sadystycznych... może, nie wiem :D Znajomi się jakoś na to nie skarżą kiedy ich palę na stosie (bo knebel przeszkadza) :crazytwi: 

 

 

Właśnie patrzę w puste, katatoniczne oczy bezskrzydłej Fluttershy i zastanawiam się jak mam jej powiedzieć że: "Hurra Dziewczyno! Wygrałaś tę wojnę!":9rovb:

 

Widzę z twoich wypowiedzi, że różnica naszych stanowisk, wynika z tego że musimy mieć zwyczajnie różną wrażliwość. (W sensie, że ja owszem ją dla odmiany posiadam:TWcU3: ) Ja nie mówię, że z punktu widzenia gry strategicznej na mapie w war roomie, twój punkt widzenia nie jest poprawny. Ja tylko się zastanawiam, czy można go przenosić na realia było nie było opowieści o kolorowych konikach, których emocje winny pozostawać wydaje mi się osią każdej dobrej opowieści o nich właśnie. Wszak nie czytamy tutaj dokumentu o przebiegu historycznego konfliktu zbrojnego, tylko na litość Celestii beleterystykę i to z bardzo naciskiem na 'bele'.

 

Półżartem, powiem że twój zero-jedynkowy klucz interpretacyjny jest tak ...sombryjski... :lunaderp:

 

Co więcej, odwołam się do głównego ideologa jednej ze stron konfliktu: Celestii. Mam wrażenie, że przynajmniej kilka razy padały w tekście postulaty, że wojna w której przyszło Equestrii stanąć jest nie tylko wojną sprawiedliwą... ale przede wszystkim wojną w obronie ideałów Harmonii. Serce Księżniczki literalnie krwawiło nad losem każdego z jej poddanych. A to łącznie narzuca bardzo jednostkowy wymiar, próbę ujmowania tej totalnej wojny. Do tej pory zastanawiam się, jak dalece Equestria stając do walki przy pomocy broni palnej, tak na prawdę już na starcie przegrała, bowiem przyjęła warunki prowadzenia konfliktu, które programowo stanowiły pogwałcenie wszelkich wyznawanych przez nią ideałów moralnych. Rozważam, to że nawet jeżeli Equestria wygra w polu i zepchnie Sombryjczyków do morza, to czy skoro odpowiedziała przemocą na przemoc i nienawiścią na nienawiść, to już nigdy nie będzie taka jak kiedyś... Przegra moralnie, pytanie tylko jak dalece. Przez analogię do Star Wars: Jak Jedi, którzy de facto moralnie zbankrutowali w chwili gdy dali się wmanewrować przez raptem jednego Sitha w Wojny Klonów.

 

A skoro w 'w tej grze nie będzie zwycięzców', to i tego że wspomniana dla przykładu Fluttershy przeżyła nie można traktować jako tego że cokolwiek wygrała. Żeby nie było że rozmawiamy o moralności, a nie o rezultacie starcia zbrojnego, niech będzie, powiem po twojemu, w języku chłodniej kalkulacji: Fluttershy jest niezdolna do pełnienia służby, co więcej do opieki nad nią zwolniono ze służby (bardzo dobrego) żołnierza Bardzo Wielkiego Makintosza, czyli że przy okazji znowu umniejszono militarny potencjał Equestrii, o kolejną jednostkę. Jeżeli tak na to spojrzeć, jedynie zranienie, a nie zabicie jednej medyczki, pociągnęło za sobą lepszy rezultat dla Sombrii, bo kosztowało Equestrię utratę nie 1, a 2 żołnierzy. Dalej twierdzisz, że śmierć jednostki to najgorsza ze strat?

 

Spoiler

Rzadko kiedy tak się wynudziłem jak podczas czytania tej sceny. Mówiąc szczerze miałem nadzieję, że jej w ogóle nie zobaczę, ale nie była ona zbyt wielka - w końcu Equestria musiała jakoś nadrobić szkody po swojej wpadce propagandowej z kucoperzami (kategorycznie odmawiam używania ich określenia stosowanego w KO). W każdym razie nie ruszyło mnie to zupełnie i tylko czekałem kiedy się skończy. Nie znaczy to że była napisana źle - wręcz przeciwnie, uważam że stanowi jeden z lepszych fragmentów, ale do mnie nie przemówiła.

 

Totalnie się wynudziłeś. I to by starczyło za cały komentarz, jeżeli idzie o różnice naszej wrażliwości emocjonalnej podczas lektury. :lunaderp:

 

Spoiler

A wystarczyło dać Equestrii lepszą technologię na starcie. W końcu nawet w serialu jest ona całkowicie umowna, gdzie z jednej strony mamy pociągi parowe a z drugiej DJ-klacz wymiatającą na konsolecie. To, chociaż też nie zdołałoby całkowicie zamaskować tego przeskoku uczyniłoby go zdecydowanie łagodniejszym.

 

Powiem ci tak. Generalnie to co piszesz, nie jest głupie. I zgadzam się, że logicznie rzecz biorąc pewnie należało tak zrobić. Nie mniej gdzieś w źródłach ('Artystycznym Świecie MLP' lub "Elementach Harmonii" już ktoś pokroju Lauren Faust (albo sama Lauren), wyraźnie wskazywali, że main setting realiów serialu powinien kończyć się na przełomie XIX i XX wieku, z tylko okazjonalnymi anachronizmami, często jako visual gag. To że tych XXwiecznych wynalazków z czasem się nawarstwiło, to nie zmienia faktu że praktycznie żaden z nich nie ma zastosowania stricte militarnego. Autor i tak kombinował w założeniach świata w fabularnym dniu zero dając Equestrii prowincje gdzie istniały jakieś tradycje wojskowe, a gdzie jak to się mówi -oficjalnie- klacze znane z fabuły serialu nigdy nie dotarły by kanonizować, bądź obalić istnienie w headkanonie takich Hestii, czy Pferdenstadt. Pytanie czy mógł zrobić więcej by nie zaburzyć 'serialowej' wizji Canterlotu, Ponyville? Cholera. Nie wiem. Nie potrafię tego rozsądzić.

 

Dygresja: Od 7 sezonu MLP:FIM, istnienie Hestii stało się o wiele bardziej kanoniczne, gdy oficjalny świat potwierdził taki koncept jak PonyWikingowie... Już sezon 5 pokazał jak mało trzeba było by Equestria poznała utopijny komunizm... Bodajże sezonowi 4 zawdzięczamy coś takiego jak 'czołg imprezowy'... Zaś już sezon 2 dał pewnemu słodkiemu zwierzątku domowemu imię 'Tank' i jakoś nikt we wsi nie pytał co to imię znaczy, sugerując że o zgrozo o czołgach słyszeli wszyscy... Im dłużej człowiek myśli nad tym co mimo wszystko jest znane w miłującej pokój 'magicznej krainie Equestrii', tym bardziej wybucha mu głowa nad tym jak niewiele Spidi tam musiał dodać... A jednak nadal: skąd wiedza o czołgach, (wieżowych!!! a więc bardziej zaawansowaych niż pierwsze próby brytyjskie czy niemieckie), bez doświadczeń I Wojny Światowej? ...Temat rzeka... I to zanim zaczniemy rozkminiać jedną z możliwych bliskich przyszłości (sic!) jakie zgotowała swoimi arkanami Starlight Glimmer w końcówce sezonu 5, gdzie Sombra Powrócił na czele armii zakutej w kombinezony wspomagane, a Rainbow latała z protetycznym skrzydłem... Prawda? Próba dojścia do tego gdzie w rozwoju militariów leży serialowa Equestia (nasz punkt wyjścia), staje się istnym polem minowym.

 

Cytat

Zacznijmy od tego, że gdybym dorzucił do oceny KO również osobę autora to skali ujemnej by zabrakło.

 

Auć! ...Powiem ci że rozczarowałeś mnie tak zdecydowanym tonem tej wypowiedzi. :9rovb:Dobrze dla równowagi, że w tym temacie zabrałem głos, ponieważ wychodzę z całkowicie przeciwnego stanowiska. Nie tylko szanując Spidiego jako autora (ba oferując mu swoje skromne talenta przy pomocy w jego Magnum Opus), ale także od pewnego momentu prywatnie ceniąc go sobie jako poznanego człowieka. Może dzięki temu potrafię (w swoim odczuciu) lepiej (czasem między wierszami, a czasem wprost) odczytywać jego intencje. Nie zrozum mnie źle. Nie mówię że mam jakiś nadprzyrodzony monopol do interpretowania prozy wspomnianego autora. Chodzi mi bardziej o to, że znając Spidiego prywatnie, wiem że obaj staramy się w jakiś sposób żyć wedle ideałów Harmonii. Każdy na swój sposób. I pewnie każdy na swój sposób błądząc od czasu do czasu. ('Because I am just a poni.') Dlatego wydaje mi się, że staram się odczytywać KO, w duchu tego jakim KO widział jego autor. Oznacza to poszukiwanie odpowiedzi na pytania w rodzaju: 'dlaczego autor podjął taką a nie inną decyzję literacką' nawet, a może zwłaszcza wtedy, gdy się z nią w danej chwili nie zgadzam.:lunathink:

 

Cytat

Podsumowując - chociaż niemieckie konstrukcje były odporne na ciosy i potężne, to kompetencje ich załóg i oficerów pozostawiały już naprawdę sporo do życzenia. I przyznaję, że kłóci mi się z to z wspomnianą w KO wielką zwycięską bitwą morską - to po prostu do Kriegsmarine nie pasuje. No ale nic - poczekam do trzeciego tomu, może autor zechce szczegóły jakieś podać, gdyż jestem tego niesamowicie ciekaw.

 

Powiem tak: Nikt nie odmówi ci tego, że jeżeli idzie o II WŚ masz odrobioną pracę domową, bo czyta się ciebie tak jakbyś faktycznie wiedział o czym mówisz. :enjoy: I zgodzę się, że nawodna gałąź Kriegsmarine, w porównaniu do sukcesów sił lądowych, czy powietrznych, tak podczas I WŚ i II WŚ, była de facto kosztownym workiem bez dna do którego wkładano miliony marek, dziesiątki ton stali i życia setek dzielnych Niemców i z tej inwestycji otrzymywano w zasadzie tyle co nic. Podczas dwóch kolejnych wojen marynarka nawodna miała de facto jedno główne zadanie strategiczne: posłać na dno Royal Navy. I dwa razy pod rząd to spaprano, choć jak dla mnie nie z winy załóg, a o wiele bardziej z błędnego w moim odczuciu założenia strategicznego, że z Royal Navy w ogóle da się wygrać w ramach gentelmeńskiego, rycerskiego pojedynku stalowych kolosów na udeptanym morzu. Łatwo nam dziś mówić po fakcie, ale gdyby Niemcy postanowiły odpuścić sobie wielkie i surowcochłonne okręty i zaspamować morza u-bootami, a zwłaszcza: powietrze samolotami, wynik wojny na morzu, a może całego frontu zachodniego, mógłby być inny.:badass:

 

Ale wracając: Masz rację i jej nie masz jednocześnie. Prosta Ponifikacja Kriegsmarine, nie dałaby rady odnieść wiarygodnego zwycięstwa o Halfwater. Zgadzam się z tym. Nie mniej, czy nie dało ci do myślenia, że gdy Spidi rzuca w tekst uwagi o Equestriańskich lotniskowcach, a ktakże sponifikowaną wersję bitwy morskiej, która działa się na środku Pacyfiku (Midway! Hello?) to być może świadomie łagodzi kryteria swojego germanocentryzmu i jest to sugestia, że Maremarie, nie jest prostą kalką swej niemieckiej formacji siostrzanej? Specjalnie w tej sprawie skontaktowałem się ze Spidim. I ten twierdzi, że w Maremarine jest też dużo z marynarki Cesarstwa Japonii, "choć system uzycia lotniskowców i podział na lotniskowce eskortowe i inne" (cytat oryginalny) wziął od aliantów zachodnich. Tak samo inna geografia konfliktu (tutaj transkontynentalnego) pozwoliła teoretycznie rosyjskiej marynarce sombryjskiej, mieć cechy "głównie marynarki brytyjskiej, ale i trochę amerykańskiej". Spidi dalej twierdzi, że tak na prawdę na morzu bije się de facto miks wszystkiego z miksem wszystkiego. :lunaderp: Nie wiem, jak masz zamiar ten fakt ocenić (bo pewnie masz), ale tak to wygląda w zamyśle autora, ale wiem że ta wiedza może ci się przydać (w tym o czym mi pisałeś na PW).

 

Tyle na dziś z mojej strony.

 

-R.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Akurat w ogóle kwestia doświadczenia (rzekomego) nie tylko Equestriańczyków (tych zwłaszcza) ale i Sombryjczyków to temat bardzo śliski i zagadkowy. Dla mnie podpadający nieco pod mój zarzut co do tygrysiego skoku jaki dokonały te społeczeństwa w czasie przedwojennej pięciolatki. Wielkie kompetencje Twilight charakterologiczne, tzn. co do jej umiejętności logicznego myślenia i usypywania w głowie wielkiego stosu wiedzy, to akurat dogmat z którym ciężko walczyć (...choć faktem jest że przypinanie kilku gwiazdek generalskich komuś koło 25 roku życia, to ze strony Celestii do prawdy wielka, WIELKA wiara w jej 'szczęśliwą gwiazdę'.) Jednakże dla mnie problemem bardziej nie byłoby to, że nie umiała dowodzić, a bardziej odpowiedzenie na pytanie kto miałby ją tego nauczyć i w jakim okresie. Jest to kwestia dosyć dziwnych decyzji scenariuszowych na etapie pisania I Tomu. Zostawiam ten wątek tak jak jest.

 

W tym miejscu patrząc na to co napisał autor w samym fanfiku to Sombryjczycy a dokładniej Ruskonie byli narodem zdecydowanie bardziej wojowniczym niż Equestrianie. Siłą rzeczy powinno im więc to wiele ułatwiać, szczególnie w początkowych okresach walk. Paradoksalnie (uprzedzając dalszą część wypowiedzi) jedynym polem na którym doświadczenie, czy raczej predyspozycje byłyby wyrównane lub nawet pokazywałyby przewagę Equestrii jest wojna morska - w końcu Hestia ma zdecydowanie militarne korzenie. Owszem, osłabione kilkoma setkami lat pokoju, ale coś tam zawsze w kodzie genetycznym im zostać powinno. Natomiast na lądzie nie widzę jak Equetria mogłaby mieć naprawdę elitarne siły nie tracąc wcześniej tak z połowy armii. Jeżeli chodzi o Twilight, to owszem wiedzę umie przyswajać, ale nadal twierdzę że teoretyczna wiedza w starciu z praktycznym doświadczeniem przegra w 95% wypadków. Naturalnie na dłuższą metę. Zaś mianowanie jej generałem to ze strony Celestii nie akt wiary a dowód na postępującą demencję i/lub intencjonalna zdrada stanu. Albo czysty przykład faworyzowania, no ale w końcu mówimy o arystokracji, a u nich to zazwyczaj normalne zachowanie. I również zazwyczaj mające opłakane skutki.

 

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Swoją drogę... 'uatrakcyjnić lekturę'? Chcesz mi powiedzieć, że przez pierwsze 2/3 II Tomu wynudziłeś się, bo Sombria nie cisnęła Rojalistów bardziej?:forgiveme: Mało ci tam ...eee... krwi?

 

Przez pierwsze 2/3 II Tomu w niemal każdym (lub w każdym) starciu, potyczce czy bitwie to Equestria cisnęła Sombrię. Więc tak - nudziło mnie to i mało mi było equestriańskiej krwi.

 

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Widzę z twoich wypowiedzi, że różnica naszych stanowisk, wynika z tego że musimy mieć zwyczajnie różną wrażliwość. (W sensie, że ja owszem ją dla odmiany posiadam:TWcU3: ) Ja nie mówię, że z punktu widzenia gry strategicznej na mapie w war roomie, twój punkt widzenia nie jest poprawny. Ja tylko się zastanawiam, czy można go przenosić na realia było nie było opowieści o kolorowych konikach, których emocje winny pozostawać wydaje mi się osią każdej dobrej opowieści o nich właśnie.

 

Również ją posiadam, po prostu inaczej ukierunkowaną :crazytwi: Natomiast jeżeli mielibyśmy zachować w 100% emocje kolorowych koników to KO skończyłoby się po kilkunastu rozdziałach bo oni by się zwyczajnie poddali lub uciekli. Dlatego tak  ważne jest nadawanie im nieco ludzkich cech i słabości. I tak, to jest w KO. Niestety zmieszanie ich z serialowym obrazem wyszło tak jak kąpiel muchy w barszczu - nie posłużyło ani barszczowi ani musze.

 

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Prawda? Próba dojścia do tego gdzie w rozwoju militariów leży serialowa Equestia (nasz punkt wyjścia), staje się istnym polem minowym.

 

Właśnie dlatego stoję na stanowisku iż sztywne trzymanie się kanonu najczęściej szkodzi fanfikom. Ale właśnie, to co tu jest uprawiane to fanfikcja, z naciskiem na ten drugi człon. To znaczy, że autor ma wolność wyboru i może kształtować świat tak jak chce - wszystko zależy od tego ile z serialu zdecyduje się zaczerpnąć. Tutaj autor zaczerpnął sporo i niestety bardzo mocno ucierpiała na tym logika tekstu. Uważam, że pole minowe najlepiej jest ominąć odpowiednio.... wykrajając z kanonu tylko to co jest nam potrzebne, Ci zaś do odniesienia do 7 sezonu to tu się nie wypowiem, gdyż go nie widziałem.

 

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Auć! ...Powiem ci że rozczarowałeś mnie tak zdecydowanym tonem tej wypowiedzi. :9rovb:

 

Rozczarowanie wynika z tego, że zwyczajnie napisałem nieupiększoną prawdę?  Fakty są jakie są i jak już pisałem, staram się patrzeć na tekst jak na tekst - stosuję to (a przynajmniej się staram) także u osób które dla odmiany bardzo lubię. Nie staram się bawić w zgadywanki "co autor chciał przez to powiedzieć?" tylko czytam to co dostaję i traktuję to jako wersję ostateczną. Jeżeli jest co chwalić to chwalę, ale każdy mankament będę punktował, jednak zawsze na tyle konstruktywnie na ile to możliwe. Osobiste preferencje nie mają tu nic do rzeczy.

 

Dnia 1.02.2018 o 00:38, RaferianTheWhite napisał:

Powiem tak: Nikt nie odmówi ci tego, że jeżeli idzie o II WŚ masz odrobioną pracę domową, bo czyta się ciebie tak jakbyś faktycznie wiedział o czym mówisz. :enjoy: I zgodzę się, że nawodna gałąź Kriegsmarine, w porównaniu do sukcesów sił lądowych, czy powietrznych, tak podczas I WŚ i II WŚ, była de facto kosztownym workiem bez dna do którego wkładano miliony marek, dziesiątki ton stali i życia setek dzielnych Niemców i z tej inwestycji otrzymywano w zasadzie tyle co nic. Podczas dwóch kolejnych wojen marynarka nawodna miała de facto jedno główne zadanie strategiczne: posłać na dno Royal Navy. I dwa razy pod rząd to spaprano, choć jak dla mnie nie z winy załóg, a o wiele bardziej z błędnego w moim odczuciu założenia strategicznego, że z Royal Navy w ogóle da się wygrać w ramach gentelmeńskiego, rycerskiego pojedynku stalowych kolosów na udeptanym morzu. Łatwo nam dziś mówić po fakcie, ale gdyby Niemcy postanowiły odpuścić sobie wielkie i surowcochłonne okręty i zaspamować morza u-bootami, a zwłaszcza: powietrze samolotami, wynik wojny na morzu, a może całego frontu zachodniego, mógłby być inny.:badass:

 

Ale wracając: Masz rację i jej nie masz jednocześnie. Prosta Ponifikacja Kriegsmarine, nie dałaby rady odnieść wiarygodnego zwycięstwa o Halfwater. Zgadzam się z tym. Nie mniej, czy nie dało ci do myślenia, że gdy Spidi rzuca w tekst uwagi o Equestriańskich lotniskowcach, a ktakże sponifikowaną wersję bitwy morskiej, która działa się na środku Pacyfiku (Midway! Hello?) to być może świadomie łagodzi kryteria swojego germanocentryzmu i jest to sugestia, że Maremarie, nie jest prostą kalką swej niemieckiej formacji siostrzanej? Specjalnie w tej sprawie skontaktowałem się ze Spidim. I ten twierdzi, że w Maremarine jest też dużo z marynarki Cesarstwa Japonii, "choć system uzycia lotniskowców i podział na lotniskowce eskortowe i inne" (cytat oryginalny) wziął od aliantów zachodnich. Tak samo inna geografia konfliktu (tutaj transkontynentalnego) pozwoliła teoretycznie rosyjskiej marynarce sombryjskiej, mieć cechy "głównie marynarki brytyjskiej, ale i trochę amerykańskiej". Spidi dalej twierdzi, że tak na prawdę na morzu bije się de facto miks wszystkiego z miksem wszystkiego. :lunaderp: Nie wiem, jak masz zamiar ten fakt ocenić (bo pewnie masz), ale tak to wygląda w zamyśle autora, ale wiem że ta wiedza może ci się przydać (w tym o czym mi pisałeś na PW).

 

Nie tyle "odrobioną pracę domową" co sięgam pamięcią wstecz ku dawnym zainteresowaniom, które kiedyś rozwijałem, ale z czasem nieco pokrył je kurz. Coś tak jednak pamiętam. I dlatego nie mogę się zgodzić z tym co pisałeś o porównaniu marynarek z I i II WŚ. Zacznijmy od faktu, iż w II WŚ Kriegsmarine nie miała najmniejszych szans w starciu z Royal Navy, choćby przez dysproporcję ilościową. O doświadczeniu załóg nawet nie wspominam czy o tym że większość niemieckich okrętów w pojedynku 1:1 nie miałaby szans ze swoimi odpowiedniki (głównie przez stosowanie kalibru artylerii głównej 280mm podczas gdy w Royal Navy standardem były działa 381mm oraz 406mm) . Strategicznym celem sił nawodnych nie było pokonanie przeciwnika, ale realizacja strategii zwanej z angielska "Fleet in being", co znaczy (choć podejrzewam, że to wiesz) mniej więcej tyle - "Flota samym swym istnieniem szkodzi przeciwnikowi". Tutaj idealnie pasuje przypadek "Tirpitza" - wielkie to bydle siedziało sobie w fiordzie i praktycznie nic nie robiło. A kiedy usiłowało to albo nadziewało się na minę albo na sowiecką torpedę. Jednak samym swym istnieniem przyciągał niesamowitą ilość uwagi Admiralicji, gdzie na jego punkcie mieli wręcz paranoję - w końcu sama szansa na jego wyjście w morze spowodowała rozproszenie konwoju PQ-17 co skończyło się prawdziwą jatką.

 

Pierwsza wojna światowa to zupełnie inna para kaloszy - główna część Kaiserliche Marine (bo o Kriegsmarine wtedy nikt nie słyszał) czyli Hochseeflotte miała realną szansę na pokonanie przynajmniej części Royal Navy w boju spotkaniowym. Taki był zresztą ich plan by dopaść całością sił jedną-dwie eskadry wroga i je zatopić. Kilkukrotnie prawie się to udało. Rozważmy też krótko przypadek bitwy jutlandzkiej - Royal Navy miała w niej przewagę liczebną i jakościową (głównie chodzi mi o fakt, że w Hochseeflotte było jeszcze kilka przeddredontów czyli jednostek co najmniej o klasę słabszych) ale mimo wszystko Niemcy odnieśli w niej taktyczne zwycięstwo. Zadali znacząco większe straty i jeszcze udało im się później wycofać, mimo że dowodzący Royal Navy dwukrotnie zdołał doprowadzić do sytuacja taktycznej znanej jako "postawienie kreski nad T". Nie należy zapomnieć również o najbardziej epickim momencie tej bitwy kiedy niemiecki krążowniki liniowe po otrzymaniu rozkazu "Gefechtswendung rein in der Feind! Ran!" (atakować do końca bez względu na konsekwencje) wykonały manewr, który przeszedł do historii jako "Todescharge". Jedna eskadra okrętów ruszyła przeciwko całej Royal Navy by umożliwić wycofanie się sił głównych przez co dostała się pod ogień wszystkich jednostek brytyjskich. I co? Wszystkie krążowniki liniowe to przetrwały (jeden zatonął sporo później). To świadczyło nie tylko o odwadze i umiejętnościach marynarzy Kaiserliche Marine ale również o niesamowitej wprost wytrzymałości na uszkodzenia tej klasy niemieckich okrętów (dla porównania ta sama eskadra w początkowej fazie bitwy zatopiła trzy brytyjskiej krążowniki liniowe). Także na innych frontach (szczególnie na morzach południowych) okręty niemiecki nie raz i nie dwa nakopały siły Ententy choćby w bitwie pod Coronelem. Tak więc chociaż później ciężar walki również przejęła U-bottwaffe, nie mogę się zgodzić iż przed pierwszą wojną światową rozbudowa Kaiserliche Marine była błędem. Zwyczajnie zabrakło im czasu. Zresztą w pierwszej wojnie światowej te bitwy były jakieś takie ciekawsze bo żadne latające paskudztwa nie zanieczyszczały nieba i nie przeszkadzały podczas pojedynków stalowych kolosów.

 

Natomiast co do samej bitwy pod Halfwater to jej w pierwszych dwóch tomach opisanej nie ma - są jedynie wspominki. Gwarantuje, że jeżeli dostałbym jej opis to poddałbym go naprawdę gruntowej wiwisekcji, gdyż bitwy morskie oraz ogólnie działania flot są moim konikiem. I tak, wiem że tu niestety będą już miały swój udział siły powietrzne. No ale cóż nie można mieć wszystkiego. Skoro zaś przywołałeś bitwę o Midway to jestem ciekaw jak została ona sponifikowana. Czyli - jaką wyspę atakowali Sombryjczycy, czy wywiad Equestrii wcześniej poznał plany ich ataku oraz czy dowodził w niej admirał-idiota (inaczej admirała Nagumo nie jestem w stanie określić  - skopał Japonii najpierw Pearl Harbor a potem Midway). Natomiast po tym co pisałeś o konsultacjach z autorem wiem na pewno że nie wzorował taktyki Maremarine na cesarskich łodziach podwodnych - one praktycznie nigdy nie atakowały okrętów handlowych (wiem, głupota, ale to fakt). Natomiast przeciwko okrętom wojennym potrafiły radzić sobie cudownie czego idealnym przykładem jest jedna salwa torpedowa, która zatopiła lotniskowiec "Wasp" (dostał 3 torpedy), uszkodziła pancernik "North Carolina" (dostał jedną) i zatopiła niszczyciel którego nazwy nie pamiętam. Natomiast co do Twojego pytania jak zamierzam tę wiedzę wykorzystać w swoim opowiadaniu konkursowym to odpowiedź brzmi - nijak. Będę pisał po swojemu tak jak zaplanowałem, więc na pewno w tekście żadne brzęczące paskudztwa nie będą zaśmiecały nieba :crazytwi: . Mówiąc szczerze nie bardzo mi zależy na trzymaniu się kanonu, po prostu chcę pokazać historię mocno zaniedbanego (przynajmniej chwilowo) frontu działań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

BRAK SPOILERÓW: WSZYSCY CZYTAJCIE ŚMIAŁO.

 

A więc, a więc, a więc.

 

Myślę, Dolarze że już w miarę dokładnie poznaliśmy swoje stanowiska w stosunku do KO -zwłaszcza tomu II. Spotkaliśmy się nad tematem. Wymieniliśmy po trzy salwy. Rozpoznaliśmy sytuację bojem. :badass: I chyba już w miarę dokładnie rozwaliliśmy temat.

 

Mamy punkty w których obaj dostrzegamy w tekście pewne kontrowersje- rzeczy które mogły tak czy w inny sposób z jakiegoś punktu widzenia mogą obniżać ogólną ocenę dzieła. Mamy też punkty, w których nasze odczucia są różne, najczęściej w związku z różnicami charakterologicznymi- czy innymi przekonaniami, po stronie nas: czytelników. Jest to pewnie wypadkowa starej prawdy, którą tutaj można odnieść do Magnum Opus Spidiego, że ilu ludzi tyle opinii. Ty- ze szkiełkiem w oku podchodzisz do tekstu, z punktu widzenia twardo stąpającego po ziemi militarysty. Ja- emerytowany romantyk- szukam w tekście głębi i w mroku wojennej rzeczywistości zbieram okruchy Elementów Harmonii. Według ciebie wady tekstu są na tyle dostrzegalne, że waga twojej szalki daje mu mniej niż 50% punktów. Według mnie przeważają jego zalety, tak że wydrukowane tomiszcza KO, godnie zajmują swoje miejsce wśród literatury piękniej na mojej półce (a nawet ze względu na ograniczony nakład są trochę jak białe kruki.) Ty twierdzisz że tekst w wielu miejscach cię nie porwał, przez co nie jest wśród tych które polecasz. Ja- że czytałem to z wypiekami na twarzy i że należy go możliwie szeroko propagować. Ty- że w twoim odczuciu opowieść powinna być jeszcze bardziej brutalna. Ja- że akurat brutalności jej już zupełnie nie brakuje, skoro i tak przekroczyła punkt, w którym można to polecić z czystym sercem każdemu bronemu i pegasis (na pewno bliżej temu do brutalnych i krwawych pustkowi Fallout Equestrii, niż do magicznych przewrotów pałacowych jakie dzieją się wokoło Nyx z Past Sins).:lunathink:

 

Dopóki jednak obaj zgadzamy się, że KO to już legendarnie wielki kawałek czytadła (szacunek autorowi!), obok którego nie powinno się (ba ja twierdzę, że nie wolno!) przejść obojętnie i wobec którego najlepiej zawsze samemu wyrobić własne zdanie, to jest to jakaś płaszczyzna porozumienia, dzięki której wiem, że wspólne pochylenie się nad tematem konkursu literackiego ma sens.

 

Odchodząc od samej powieści, należy chyba jednak na koniec zwrócić uwagę na pewien morał. Mianowicie należy już chyba oddzielić dwa pojęcia: "Powieść Kryształowe Oblężenie", od pojęcia:"Uniwersum Kryształowego Oblężenia". Wobec powieści obaj wylaliśmy już swoje żale: ty więcej, ja mniej. Ale obaj- i tutaj się nie wypieraj- w jakiś sposób -każdy po swojemu- uległ czarowi Uniwersum KO. :lunalaugh: Pomimo wszystkiego w czym punktowałeś samą Powieść, to jednak sam koncept i podstawowe założenia scenariusza jakie ukuł Spidi, w jakiś sposób wydały ci się na tyle nośne literacko, że sam -jak mówiłeś- postanowiłeś dorzucić do puli swoje trzy grosze. Może i w luźnym kanonie, ale jednak! Podobnie jak spora (i rosnąca) grupa osób, również czy to już, czy to obecnie, czy to w przyszłości dołożą do tego coś od siebie, czy to pisząc, czy to rysując, czy to w inny sposób poszerzając Uniwersum. Tak jak ja: nie tylko jestem harcownikiem, który blisko współpracuje ze Spidim pomagając mu jak mogę pchać ten wielki kamień prac na przód... ale również jako ilustrator (mimo starań zachowania hardkorowej 120% kanoniczności z tekstem źródłowym) zawsze jednak staram się przemycić kilka własnych szczegółów, które choć trochę rozwiną pierwotną wizję autora. Tak żeby jednak Uniwersum rosło.

 

I ten właśnie fakt: że Kryształowe Oblężenie, mimo że jako powieść nadal nie jest jeszcze skończone, to już doczekało się odzewu, sprawia że jest to już Więcej Niż Tylko Powieść.:enjoy:

 

Tak uważam.

 

-R.

 

  • Haha 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Kniszku napisał:

Witam czy tom 3 jest w produkcji?

 

Na stronie:

http://crystalsiege.eu/Contents/Index/3

...znajdziesz 1 rozdział Tomu III. :lunathink:

 

Nie wiem jak bardzo mogę publicznie kłapać paszczą o tym co się dzieje za kulisami Tomu III, a więc ograniczę się do zdecydowanego potwierdzenia, że prace trwają i na prawdę wyczekiwałbym tego dnia gdy Spidi ujawni światu, co tam właśnie doszlifowuje. :enjoy:

 

-R.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, SPIDIvonMARDER napisał:

Zgadza się. Wiem, że to wielokrotnie odwlekałem, ale zamierzam niedługo opublikować naraz 3 rozdziały. :)

I to będzie zamknięcie historii, czy planujesz dalszy ciąg? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, SPIDIvonMARDER napisał:

Zamknięcie historii, ale nie uniwersum. To znaczy, że osobiście nie planuję pisać dalszego ciągu, jednak koncepcja pozostanie otwarte i każdy chętny znajdzie dość inspiracji na stworzenie samodzielnie kolejnych przygód. .

Lub możesz pisać dalej, ale już losy po wojnie,  np jak będzie wyglądała odbudowa świata kucyków...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Bardzo chciałbym i mam pełno pomysłów. Niestety, ale nie mam dość czasu. Równocześnie od strasznie dawna chodzi za mną napisanie czegoś całkowicie autorskiego, a więc niekucykowego. Jakby nie patrzeć, KO zmusiło mnie do zaniedbania innych projektów na prawie 5 lat.

 

EDIT: prostuję niedomówienie: KO nie kończy się po tych 3 rozdziałach. Chodziło mi o zakończenie po III tomie. Sorry za wprowadzenie w błąd.

Edytowano przez SPIDIvonMARDER
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam po przerwie!

Z przyjemnością ogłaszam, że nareszcie publikuję dalszy ciąg trzeciego tomu. Co więcej, aby zrekompensować tę przedłużającą się intermisję, prezentuję aż trzy rozdziały!

 

Numery od 38 (2) do 40 (4)

 

To też debiut edycyjny Rafariena i Omegi, którzy aktywnie uczestniczyli w trakcie prereadingi i korekty. Poza tym na swoim stanowisku walczy z literówkami weteran Wielkiej Wojny Obronnej, a więc Geralt of Poland.

 

W dalszych planach są też napisane kolejne dwa, zatem niedługo znowu zaserwuję większą porcję tekstu. Całość przewiduję na około 10 rozdziałów. Tak chciałbym zdementować przypadkowo rozsiane przeze mnie plotki, że KO zaraz się skończy. 

 

Poza tym widzimy się w Katowicach na Snowfall Ponymeecie (17 lutego) i w Gdyni na Remconie (24-25 lutego)!

 

Przypominam też o konkursie literackim na spinoffa KO. Są nagrody rzeczowe!

 

Życzę miłej lektury!

Edytowano przez SPIDIvonMARDER
  • Mistrzostwo 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Brak dostęp do 17 rozdziału Tom II w wersji google docs.

Brak odnośników do google docs dla trzeciego tomu - przypominam, iż jest to wersja obowiązująca, inne typy publikacji jak na przykład PDF też są mile widziane, ale google docs być musi.

Czas na poprawę - 2 dni

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Król Etirenus napisał:

Tak się wtrącę z zapytaniem. zastanawiam się, Czemu niektóre dobre prace autor karze sobie archiwizować. Przecież, jeżeli unserowie w większości uważają, iż tekst jest dobry to raczej nie jest to powód negatywny, ażeby archiwizować tekst.  

To nie miejsce na takie pytanie - od tego typu kwestii jest Stowarzyszenie Żyjących Piszących i prosiłbym o przeniesienie się z nim tam, wtedy będziemy mogli porozmawiać. Ten temat służy do omawiania kwestii związanych z opowiadaniem "Kryształowe Oblężenie" - każde kolejne posty oftopowe zostaną skasowane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Nowy rozdział!  

Pół roku to dużo czasu i bardzo chciałbym, aby to wszystko nieco szybciej się toczyło. Niestety, ale obowiązki zawodowe moje i ekipy skutecznie przeszkadzają. Wystarczy wspomnieć, że sam numer 5 czekał 2 tygodnie po powrocie z korekty, nim znalazłem czas go tutaj wstawić.

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...