Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

- Nie podobało. Nie lubię robaków. - Odparł bez emocji. Co jakiś czas spoglądał przez ramię. Ten stwór podążał za nim zdecydowanie za blisko.

- Zgaduję że taka szkarada jak ty nigdy nie słyszała o czymś takim jak przestrzeń osobista. Do każdego się tak kleisz? - Zapytał, jednocześnie zwiększając tępo jakim szedł. Nie czuł się przy tym czymś zbyt swobodnie. Mimo iż co prawda to coś było niematerialne i przez niego przenikał, to i tak czuł ten jego ciężar na sobie. 

- Dlaczego każda nadnaturalna istota musi być zadufanym w sobie wariatem, święcie przekonany że może zniszczyć wszystko co stanie na jego drodze... - Pomyślał. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tylko do mojego ukochanego pana i władcy! Wszak muszę pilnować, abyś był bezpieczny. - Przysunął się jeszcze bliżej. - Nie lubisz robaków? A co takiego lubisz? Może krew? Albo ciemność? Lepiej polub ciemność. Może masz w Noxus jakichś nieprzyjaciół, których mogę skrzywdzić? - zapytał. Mówiąc, dość często przeciągał wyrazy, zupełnie jakby syczał. Gdy wyszli poza łuk, promienie słoneczne spowodowały, że stwór w ogóle był półprzezroczysty, a tym samym słabo widoczny i jeszcze bardziej niepokojący.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- W Noxus zawsze się znajdzie ktoś, kogo będziesz mógł zabić. Albo namieszać w głowie. I nikt nie zwróci na to uwagi. 

Kiedy promienie słońca zaczęły być aż nadto widoczne, Rennard zasłonił oczy dłonią. Nie był przyzwyczajony do tak ostrego światła. Spojrzał na stwora. Teraz musiał bardziej wysilić wzrok aby go dostrzec.

- Czy słońce nie działa na ciebie negatywnie? - Zapytał, z udawaną troską. - Wyglądasz dość niewyraźnie... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Czuję się wspaniale. Po prostu gorzej mnie widzisz. A inni nie widzą mnie teraz wcale. Zazwyczaj za dnia nie mogę także atakować. Ale... nie wiem, jak będzie teraz - odparł. - Powiedz mi, Rennardzie... po co wracasz tam, do Noxus? Po co wykonujesz dla nich misje i jak mam nie pogardzać całym waszym słabym gatunkiem, widząc jak niezrozumiałe dla mnie rzeczy robicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Po pierwsze. Tam jest mój dom. Przeważnie ludzie wolą być tam, gdzie mają zapewniony dach nad głową. To chyba twój cienisty, dymiący mózg potrafi pojąć. Wykonuję misję po to by mieć pieniążki. No i satysfakcję. Bo wiesz, wolę coś robić, niż siedzieć i się nudzić. - Odpowiadał. 

- A to że gardzisz ludzmi, bo ich nie rozumiesz... cóż, a co mnie to obchodzi? Ty i podobne tobie stworzenia też robią rzeczy niezrozumiałe dla ludzi, więc gardzimy wami tak samo jak wy nami. Shadow Isles to dla nas jedna wielka niewiadoma. No w sumie nie aż tak bardzo jak Pustka. Tego to już w ogóle nikt nie pojmuje... 

Edytowano przez Pawlex
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ach... Więc ludzie lubią, kiedy zastawia się na nich pułapki i próbuje zabić pod własnym dachem, we własnym domu? - wysyczał. Teraz krążył wokół Rennarda, wznosząc się i opadając. Raz nad nim, raz za nim, raz z lewej, czasem z prawej. - Masz dziwne zamiłowania. Co jest niezrozumiałego w dręczeniu ludzi? W zabijaniu ich od wewnątrz? Sam zabijasz i nie uwierzę, że nie czujesz satysfakcji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pewnie że zabijam. Oczywiście że czuję satysfakcje. - Odparł, przekręcając głowę tam, gdzie akurat znajdował się duch. Zaczynał być naprawdę irytujący. Niczym wielki, gadający i straszny komar. Przynajmniej nie bzyczał. No ale nie mógł go zgnieść. 

- Tylko że nasze metody znacząco się różnią. Ty nasyłasz na innych jakieś obrzydliwe wizje. Tylko po co? Nie lepiej po prostu przeciąć kogoś w pół tymi wielkim szponami? - Wskazał na dwa ostrza, przyczepione na rękach potwora. 

- Ale nie martw się mój nic nierozumiejący kumplu. Poczekaj aż wrócimy do Noxus. Jak zobaczysz tych wszystkich nadętych bufonów to dopiero zwariujesz. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- O, Rennard... Jestem wyjątkowo kreatywny. Lubię widzieć strach. Przerażenie. Lubię doprowadzać do stanu, w którym człowiek traci granicę pomiędzy jawą, a snem. Kiedy ludzie stają się moimi marionetkami. Żyję już długo, nie mógłbym zabijać szybko i prosto. Mogłoby mi się szybko... znudzić. A tym... - zaprezentował ostrza. -... Tym zabijam poza snem. Tym będę zabijał w twojej obronie, mój panie! - zarechotał. - Nie myśl, że nie wiem jak wyglądają wyższe sfery w Noxus. Znasz kilku arystokratów, którzy zwariowali, prawda? Ja też ich znałem - odpowiedział. Przez głos przebijała się duma.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ależ oczywiście! Zgadnij nawet kto musiał sprzątać twój szalony burdel! Ja! Ja i inni moi morderczy znajomi musieli usuwać wariatów, byleby nie narobili jakichś szkód...

Dumny jesteś z siebie? Masz ty chociaż rozum i godność człowie... no tak, nie masz. - Rennard szedł dalej. Cały ten złowrogi nastrój próbował stłumić myślą o powrocie do domu. Pomyślnym wykonaniu zadania... no i oczywiście o tym, co będzie robił kiedy już się zamelduje. Czyli chlał. Chlał i przymilał się do jakiejś ładniej dziewczyny.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Droga do miasta portowego dłużyła się, choć wbrew pozorom nie za sprawą Nocturne'a, bo tak też upiór się przedstawił. Bycie upierdliwym i naprzykrzanie się znudziło mu się po dwóch dniach, a więc nie dość, że Rennard przywykł nieco do jego obecności, to wkrótce mógł nawet względnie spokojnie spać.

Po owych kilku dniach Rennard załapał się nawet na niewielki statek płynący do Noxus - niewątpliwie był to sukces, bo statki kursujące między Ionią, a jego rodzinnym miastem kursowały bardzo rzadko ze względu na napięte stosunki między nacjami.

Tak więc Rennard siedział w niewielkiej kajucie zaopatrzonej w bulaj, niewielką szafę i łóżko. Statek był dość luksusowy.

Nocturne usadził się na szafie. Okazało się, że będąc nie do końca materialnym mógł wciskać się w ciasne kąty i zakamarki. Nie przeszkadzały nawet ostrza.

Teraz złośliwie wlepiał niebieskie, jarzące się ślepia w Rennarda. Czarny dym spowijał sufit. Znów dało się wyczuć nieznośny nastrój grozy, a mimo światła wpadającego przez okienko upiór był nieznośnie widoczny.

- Boisz się, Rennard?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie... - Odparł całkiem spokojny. Przez te kilka dni zdążył przyzwyczaić się do upiornej aury, jaką Nocturne się otaczał. Co oczywiście nie oznaczało że przyzwyczaił się w pełni. Trochę się zgrywał, byleby tylko nie pokazać małej obawy. Siedział na łóżku i wpatrywał się w potwora, próbując obdarzyć go równie złośliwym spojrzeniem. 

- Wyglądasz jak zdenerwowany, nastroszony kocur, któremu ktoś nadepnął na ogon. Który teraz może tylko patrzeć z szafy na swojego Pana i złowieszczo syczeć. Bo dobrze wie że jeżeli drapnie... pożałuje. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ty za to jesteś myszą. Myszą, która sądzi, że smycz na której mnie trzyma jest silniejsza, niż jest w rzeczywistości - odparł Nocturne.

I na tym słowne przepychanki się skończyły. Podróż trwała niecały dzień, co było dobrym wynikiem jak na niespokojne wody morza między Noxus a Ionią.

Statek dobił do brzegu. Oto i port Noxus, jedna, wielka melina. Pijacy i zbóje, złodzieje, kurtyzany i zabójcy. Smród ryb, glonów, alkoholu i fekaliów. Jakim cudem przy takim bałaganie Noxus było najbardziej ekspansywnym państwem na Valoranie?

Trap uderzył o brzeg, statek został zacumowany. Na brzegu płonęły już latarnie, bo zmierzch zapadł godzinę wcześniej. Nocturne czekał niecierpliwie. Jego nastrój udzielał się Rennardowi - czuł jego wyczekiwanie, a nawet... głód.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak powoli zszedł z okrętu. Kiedy już zszedł, zaczął się rozciągać. Podróże statkami zwykle interesujące nie były. 

- Jednak na swoim podwórku najlepiej! - Powiedział, ucieszony z tego że w końcu jest u siebie. Tutaj, gdzie on znał większość a jeszcze więcej znało go. Tutaj w końcu mógł ponownie korzystać ze swojej reputacji. 

Czuł że jego mroczny towarzysz był bardzo niecierpliwy. Nie przejmował się tym, ponieważ miał plan.

- Znaj łaskę Pana, Nocturnie. - Odezwał się, powoli kierując się w stronę centrum. Priorytetem było oddanie szkatułki, potem hulaj dusza. - Podczas tej podróży wymyśliłem idealne zajęcie dla ciebie! Pozwolę ci żerować na swoim rodzie! Na mojej całej niekochanej rodzinie! Będziesz mógł stwarzać im najgorsze koszmary, jakie kiedykolwiek komu się przyśniły! Ty będziesz zadowolony... a ja tym bardziej. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nocturne wydał z siebie przepełnione zachwytem westchnienie.

- Nie znam nadziei. Ale gdybym ją znał, miałbym nadzieję, tak, nadzieję, że przewidujesz też możliwość okrutnego mordu na członkach swojego stada. - Nocturne zafalował i rozszerzył ślepia z podekscytowania, wyczekując odpowiedzi pana.

Ale powrót do Noxus był inny niż cała reszta powrotów, jakich Rennard doświadczył. Ludzie na niego patrzyli. Obserwowali uważnie, niektórzy z szacunkiem inni zaś z podziwem, jeszcze inni z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Ktoś krzyknął coś o bohaterze, tłum ludzi rozstępował się przed nim. Wielki Architekt Gwiazd spełnił życzenie Rennarda. Młody DeWett stał się oficjalnie sławny.

Gdy przechodził, okiennice w poszarzałych kamienicach otwierały się dyskretnie, a ich mieszkańcy z zainteresowaniem oglądali zabójcę Villemawa. Jeśli wcześniej miał powodzenie u kobiet, teraz po ich spojrzeniach mógł wywnioskować, że będzie w tej kwestii radził sobie jeszcze lepiej. Niektórzy z wylewnością niespotykaną u Noxian przechodząc gratulowali mu, jeden mężczyzna odważył się nawet poklepać go po plecach.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie. Znaczy jeszcze nie. Na razie mój mroczny towarzyszu się nad nimi poznęcamy. Zginą ale na to za wcześnie. Ale zginą! - Odpowiedział Nocturnowi. 

Już przy pierwszym spotkaniu z innymi ludźmi, Rennard czuł zmianę w stosunku do niego. Ludzie go... uwielbiali. 

Czyli stało się! Architekt spełnił jego samolubną prośbę. Wszyscy wiedzieli że uratował świat przed zagładą. Był sławny! Teraz to w zasadzie nawet obrzydliwie sławny!

Szedł, patrząc na te wszystkie osoby. Jego oczy wręcz świeciły z podniecenia i radości. 

- Nocturne... widzisz to? - Wyszeptał, tak by tylko potwór go słyszał. - Oni... oni mnie kochają! Patrzą na mnie jak na boga. - Kiedy ktoś klepnął go po plecach, ten na chwilę odwrócił się. - Nawet chcą mnie dotknąć! - Dodał.

Kiedy jednak dostrzegł, w jaki sposób patrzy na niego ta żeńska część, już kompletnie poczuł się jak król. Zaczął mocno bujać ramionami. W końcu miał teraz pełne prawo do szpanu.

- Rennard DeWett! Buntownik, playboy, morderca... i zbawca świata. Jak to pięknie brzmi! - Krzyknął. 

Przyszła mu teraz do głowy najważniejsza myśl. Jego rodzina. Też musiała się o tym dowiedzieć! Chłopak przyśpieszył kroku a nawet zaczął biec. To w końcu ich reakcję pragnął ujrzeć najmocniej! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Płynąca w powietrzu obok zjawa zazgrzytała, brzmiąc jak stary, nienaoliwiony mechanizm, który ktoś próbuje uruchomić. Śmiał się tak mocno, że aż złapał się za brzuch. Widocznie nawet widmowa przepona potrafiła boleć. 

- Ooo... O, tak. Spośród wszystkich życzeń których mogłeś zażądać, ty poprosiłeś o sławę! Sławę! Będąc zabójcą! Czuję podziw, Rennard. Najprawdziwszy podziw - wycharczał upiór, skupiając uwagę na przecinaniu widmowymi ostrzami szyj przechodniów. Oczywiście nie czyniło im to krzywdy.

- Ilu jest lepszych od ciebie łowców w Noxus? Czy wielu? Czy lubią wyzwania? Czy będziesz prawdziwym wyzwaniem, czy tylko łatwym celem?

Niebawem dotarł do pałacu, siedziby rodu DeWettów. Ogromna rezydencja podzielona na kilka skrzydeł otoczona była ogrodami tak wielkimi, na ile tylko pozwalało otaczające miasto. Wysoka i strzelista konstrukcja, oznaka przepychu, możliwości i bogactwa rodu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Najpierw sobie życzyłem abyś zdechł jak śmieć. - Odpowiedział, bardzo złośliwie. - Ale jednak skończyło się na sławie. To już chyba lepszy wybór dla ciebie, co?

Ilu jest lepszy ode mnie w moim zawodzie? Niewielu. W zasadzie jedyni którzy mogą być dla mnie konkurencją to Du Couteau. Nie jesteśmy jednak wrogami. To tylko zdrowa, sportowa rywalizacja. Kto jeszcze? Darius? On nigdy nie traktował mnie poważnie. Draven? To mój najlepszy kumpel! Skoczyłby za mną w ogień tak samo jak ja za nim! Chociaż teraz to nie wiem. Zdołałem uzyskać większą sławę niż on! Pewnie teraz siedzi i zżera go zazdrość! - Zarechotał. 

Aż w końcu znalazł się przy pałacu, swoim domu. "Jak dobrze urodzić się w bogatej rodzinie" pomyślał. Zaczął iść w stronę wejścia, iście tanecznym krokiem.

- Zaraz poznasz całą moją kochaną rodzinkę! - Odezwał się do Nocturna. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie mógłbyś tego pragnąć. Istnieję tak długo, jak istnieją sny i ciemność w snach. Tak długo, jak istnieją koszmary. Tak długo, jak istnieją ludzie - odparł, tym razem beznamiętnie. 

Złocona brama do posiadłości otwarła się ze skrzypnięciem. Żwirowa ścieżka prowadziła pod same wrota, które otworzyły się przed Rennardem za sprawą młodego kamerdynera, jednego z kilku pracujących w pałacu. Ten konkretny model miał jasne włosy, niebieskie oczy i był przystojny jak każdy inny w pałacu DeWettów - wymóg matki Rennarda o specyficznym poczuciu estetyki. 

- Paniczu - powiedział, skłaniając się nisko i z głębokim szacunkiem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No już już, nie przechwalaj się. - Odparł, machając ręką w twarzy Nocturna. - Dzisiaj to ja mam pełne prawo do przechwał! 

Zbliżył się do wejścia. Spodziewał się że ktoś wyjdzie mu na powitanie. Jakby nie myśleć to zawsze tak było. Zwłaszcza, jak wracał pijany... 

Na słowo "Paniczu" Rennard niezwykle dumnie zaśmiał się.

- Spójrz na mnie, kolego! - Nakazał, kładąc dłonie na klacie. - Wyszedłem z tej posiadłości jako zakała! Wracam jako bohater! Czy kiedykolwiek pomyślałeś, że coś takiego będzie miało miejsce? - Zapytał, uradowanym tonem. 

- Prowadź mnie do reszty! Niech wiedzą że ich niekochany syn wrócił z tarczą! 

Edytowano przez Pawlex
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Proszę wybaczyć, panie - odparł kamerdyner, trochę zlękniony. Nie podniósł oczu. Rennard widział go zresztą po raz pierwszy w życiu, więc musiał być młody i niedoświadczony. 

- Słyszałem o pańskim wyczynie. O zabiciu Pana Pająków i uratowaniu Gwiezdnego smoka - odezwał się szeptem, wciąż zgięty w pół. - Podziwiam, ale państwo zabraniają rozmawiać wzrost z kimkolwiek z pańskiej rodziny. Proszę więc przyjąć moje najszczersze gratulacje. To zaszczyt. 

Nocturne stęknął ze zniecierpliwieniem. 

- Służalczośśść - zasyczał. - To wszystko żeby pokazać, że jesssteście nad nimi? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak nieco się zdziwił. No tak, sługa był nowy. Znał zasady jego rodziców... ale nie znał jego. Najpierw jednak spojrzał na zjawę przez ramię, posyłając jej taki wzrok, jak chciał tym przekazać aby nie porównywał go do reszty rodu. 

Znów skupił uwagę na kamerdynerze. 

- Po pierwsze... - Odezwał się, przykładając palec do brody chłopaka. Podniósł jego głowę tak, aby zrównał z nim wzrok, czego sługa tak bardzo nie chciał.

- Zachowujesz się tak tylko przy reszcie mojej kochanej rodziny. Do mnie zwracasz się jak do najlepszego kumpla. Jak do brata! Możesz nazwiskiem, możesz imieniem, możesz jak chcesz! - Powiedział wesoło, po czym uścisnął młodego. 

- Przy mnie wyjmujesz kij z tyłka, który wsadzają ci moi rodzice. Przy mnie masz czuć się luźno i swobodnie! 

Rennard odwrócił go, w stronę wejścia do pałacu. 

- Teraz zaprowadź mnie do tych sztywnych, nadętych i nudnych ludzi! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli przed chwilą kamerdyner był zdziwiony, to teraz jego zdziwienie ewoluowało w apogeum szoku. A potem na jego twarz wstąpił niepewny uśmiech.

- W takim razie... No, chodźmy. To jak mam do pana mówić? - zapytał, idąc w górę schodów. - Najpierw poprowadzę do komnaty pani DeWett. Po jej efektownym powrocie, którego nikt się nie spodziewał wszyscy próbują... Próbują przywyknąć do nowej sytuacji - objaśnił, wchodząc po pokrytych przetykanym złotymi nićmi dywanem stopniach. W holu ściany pokryte były zdobną, wzorzystą boazerią z drogich gatunków drewna. W dodatku na ścianach, poza świecznikami wisiały obrazy przedstawiające nadętych mieszkańców rezydencji sprzed lat. Najstarszy z obrazów był sprzed kilku wieków.

I nie pasował tylko jeden, drobny szczegół w wypowiedzi kamerdynera. Otóż matka Rennarda, szanowana i upiorna pani Celia DeWett, nie żyła od siedmiu lat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jeżeli nie potrafisz wymyślić nic kreatywnego, wystarczy że będziesz mi mówił po imieniu. - Odparł, żwawo podążając za sługą. 

Szedł, podziwiając obrazy. Nic co prawda się w nich nie zmieniło. Mimo to podczas swojej nieobecności zdążył o nich zapomnieć. Tak bardzo wcześniej go one nie interesowały. 

Kiedy kamerdyner powiedział mu o jemu matce, Rennard wyglądał jakby puścił tę informację koło uszu.

Zaraz jednak położył rękę na ramieniu sługi, i przycisnął go do swojego boku.

- Więc mówisz że moja mamusia... Celia, wróciła. Hmm... - Zastanowił się przez chwilę. Kiedy chłopak nie mógł dostrzec, Rennard na chwilę spojrzał na zjawę. Jego twarz mówiła że kompletnie nie miał pojęcia o co tu chodzi.

- Pewnie słyszałeś że ona od siedmiu lat jest ZWŁOKAMI W TRUMNIE? - Ostatnie słowa wykrzyczał, roześmiany. Szybko jednak wrócił do powagi.

- Czyli rozumiem że tak po prostu sobie wstała z grobu... i tu siedzi? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamerdyner rozejrzał się jak spłoszone zwierzę, czy przypadkiem nikt się nie zbliża. Złapał Rennarda za ramiona i zacisnął na nich dłonie. Nerwowo i... trochę boleśnie.
Jego twarz ze spokojnej zmieniła się w przerażoną. Wyglądał jakby był na skraju załamania nerwowego, co było dostatecznym dowodem na to, że matka Rennarda faktycznie mogła wrócić. Jego dolna warga zadrżała, a Nocturne tymczasem przyglądał się scenie z zaciekawieniem. Światło wydobywające się z oczu kilka razy zgasło - mrugał. 

- Tak! - jęknął. - Tydzień temu po prostu przyszła pod wrota rezydencji. Trzy dni po tym, jak rozpocząłem pracę. Ona jest... Jest... Przerażająca. Sądziłem, że we wszystkich wielkich rodach Noxus to mężczyzna jest głową rodziny. W twoim rodzie patriarchat został tak brutalnie zachwiany... Bogowie, miejcie nas wszystkich w opiece!

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Chcesz mi powiedzieć że ona... - Zapytał, mrugając oczami. Nie wierzył w to co usłyszał. - Ona zaczęła rządzić ojczulkiem?!

Na jego ustach zagościł wielki uśmiech. Zrzucił ręce chłopaka ze swoich ramion, złapał go i zaczął ciągnąć za sobą. Szedł bardzo szybko.

- Nie możliwe! Muszę to zobaczyć! Szybciutko! - Mówił, krzyczał podniecony. - W końcu coś się dzieje ciekawego w tym domu! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...