Skocz do zawartości

[Pawlex] Jak dobrze mieć wroga! [Zakończone]


Recommended Posts

Zdobycie lalek voodoo wydawało się najlepszy pomysłem. Nawet jeżeli uciekną z balu a nie zabiorą tych lalek matce i najmłodszej siostrze, to będą się zwijać z bólu na ulicach Noxusu. 

Po raz kolejny przetarł kamień, w celu uwolnieniu zjawy. Gdy ta się pojawiła, Rennard od razu wskazał na nią palcem.

- Ja mówię, ty słuchasz i nie robisz nic więcej! - Od raz postawił warunek. 

- Możesz w końcu się wykazać i udowodnić, że nie jesteś tylko i wyłącznie bezużytecznym ścierwem! Widzisz, moja matka jest w posiadaniu magicznych lalek, które są zrobione na mój wzór, jak i mojej tu obecnej siostry. Takie coś jak ty powinno cokolwiek wiedzieć o magii voodoo. W nocy, kiedy większość pójdzie ładnie spać, zdobędziesz dla mnie te lalki! Chyba nie muszę wspominać że masz je chwycić delikatnie i nic z nimi nie robić? - Zapytał, wpatrzony w potwora jak w największego wroga. - W końcu jesteś dla innych niewidzialny, takie zadanie powinno być dla ciebie proste!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Niewidzialny... I niematerialny - odparł Nocturne. - Mogę je zabrać i być widocznym. Mogę być niewidoczny i wówczas ich nie wezmę. Ale jeśli będę materialny, wezmę je na pewno - odparł sykliwie.

- Perfekcyjnie. Rennard, jesteś w stanie się z nim komunikować, prawda? Jeśli tak, to powie ci kiedy już odbierze zabawki i wtedy możemy zwyczajnie prysnąć - zabrała głos Christine. Po raz kolejny rozległo się pukanie do drzwi.

- Eee... Rennard? - zapytał młody kamerdyner. - ... Pani DeWett kazała przyjść i rozpocząć przygotowania do balu...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wszystko jedno! Bądź sobie widoczny i je zabierz! Jednak spróbuj nie pokazywać się innym. Zwłaszcza matce i tej małej smarkuli. Służba to tam pryszcz, z tego co pamiętam to nikt tutaj sług nie słucha. A jeżeli powiedzą że lalki zabrała jakaś dymiąca zjawa, matka każe ich zabić za pieprzenie głupot! - Odpowiedział. Na słowa siostry pokiwał twierdząco głową.

Zwrócił uwagę na głos zza drzwi. Spojrzał na siebie. Wciąż się nie przebrał. Zaczął ściągać z siebie swoje cichu, rzucając nimi w każde możliwe strony. Spojrzał na Christine.

- Chyba cię nie onieśmielam, co? - Zapytał, szpanersko prężąc mięśnie. - Edward, Eddie mój kochany zawsze zazdrościł mi tej formy! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Rennard, bracie drogi. Musisz wiedzieć, że to właśnie matka ma te swoje lalki i Lucia. Na zmianę, jedna śpi, druga stróżuje. Ją bawią takie intrygi, a Lucia sobie ogląda jak matka torturuje ludzi i też jest szczęśliwa. Niemniej, twoje straszydełko będzie musiało się ujawnić tak, czy siak - odpowiedziała Christine. Na słowa o onieśmieleniu zlustrowała całe ciało Rennarda z krytycznym wyrazem twarzy, jak rasowa znawczyni.

- Ogólnie jest nieźle, ale popracuj nad łydkami. Edward w najgorszym wypadku jest już martwy, a w najlepszym będzie martwy za kilka tygodni. Wiedziałeś, że jest naszym bratem przyrodnim? Ja nie wiedziałam - stwierdziła. Wstała z łóżka i przeciągnęła się przy akompaniamencie strzelania kośćmi. - No nic, idę się szykować.

I wyszła. Na jej miejsce wszedł kamerdyner.

- Pomóc w czymś? Twoja matka kazała mi pomóc i wolałbym to zrobić żeby przeżyć do jutra - stwierdził przepraszająco.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard spojrzał na Nocturna.

- Słyszałeś? Zabierzesz lalki Luci, kiedy moja matula będzie spała! Wyrwanie dziecku lalek powinno być śmiesznie proste. No a mama pewnie uzna że jej mała kochana córeczka miała koszmar i jej się to tylko przyśniło... - Stwierdził. Zaraz potem odwrócił się do Christine.

- Edward jest przyrodni? Kto by pomyślał! Zwykle to wy mnie traktowaliście tak, jakbym był jakoś inaczej z wami spokrewniony. Albo najlepiej w ogóle... - Po chwili odprowadził dziewczynę wzrokiem, kiedy ta wychodziła z pokoju. - A z mojej łydy jakbyś dostała to byś na ścianę poleciała... - Dodał, pod nosem.

Zabrał się za ubieranie eleganckiego stroju. Kiedy zjawił się sługa, chłopak zastanowił się.

- Pomóc? Pewnie. Bo widzisz, bohater wrócił do domu... i jeszcze nikt nie pomyślał by ugasić jego... alkoholowe pragnienie! I nie, nie mam zamiaru czekać do balu! Już, tera chce!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamerdyner zasalutował.

- Już się robi. - Wybiegł przez drzwi, zatrzaskując je za sobą. Ale już chwilę później znów lekko się uchyliły, ukazując w nich jego twarz. Wyciągnął dłoń z podniesionymi dwoma palcami i bezgłośnie poruszył ustami, pytając o ilość kieliszków. Usłyszawszy odpowiedź, zniknął za drzwiami. Na korytarzu rozległ się stukot pospiesznych kroków przytłumionych przez dywan.

Wrócił kilka minut później, niosąc ze sobą butelkę whisky na tacy i dwie szklanki z lodem. Zamknął drzwi i rozlał alkohol do szklanek. Jedną dał Rennardowi, drugą zatrzymał dla siebie i klapnął na krześle przy biurku.

Nocturne z zainteresowaniem przyglądał się butelce i szklankom, lewitując nad tacą. 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy kamerdyner był nieobecny, Rennard przeglądał się w lustrze. Był już ubrany w swój wieczorny strój. Ku jemu zdziwieniu, prezentował się bardzo dobrze. Mimo iż kołnierz trochę cisnął go w gardło.

Kiedy chłopak wrócił, na widok butelki z alkoholem aż zaświeciły mu się oczy. Chwycił szklankę i usiadł obok sługi, na biurku. Zbliżył nos do szklanki i rozkoszował się zapachem.

Wziął solidnego łyka, ciesząc się fantastycznym, zimnym smakiem. Potem spojrzał na zjawę. Bardzo złośliwie się zaśmiał.

- Co? Chciałbyś spróbować? - Zapytał, po czym zaśmiał się znowu. Tym razem bardzo złowrogo.

- Nie dla niematerialnego śmiecia! Nawet nie wyobrażam sobie jak można istnieć bez ust, przełyku, żołądka i innych fajnych rzeczy! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie przyjemne rzeczy cię omijają. - Powiedział, niezwykle dumny z siebie. Napił się znów. To w jaki sposób pokazywał jaki był szczęśliwy, zalatywało mocną przesadą i kiczem. Wszystko to by tylko pokazać, jak bardzo gardzi Nocturnem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamerdyner wyglądał na spłoszonego. Z jego punktu widzenia mówienie do pustki musiało być nieco niepokojące. 

Nocturne natomiast sam się zaśmiał w odpowiedzi na złośliwości Rennarda. Tyle, że mimo iż nie robiło to już na panu wrażenia, wciąż było groźne. 

- Bez ust, przełyku, żołądka i innych materialnych elementów organicznych, które spleśnieją i zgniją. Będziesz pożywką dla robaków. A ja nigdy nią nie będę, nawet jeśli teraz jestem niżej od ciebie - odparł. 

- Do kogo mówisz, jeśli można wiedzieć? - zapytał kamerdyner, starając się brzmieć w miarę pewnie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard chwilę zastanowił się nad słowami Nocturna. Podniósł szklankę na wysokość swojej głowy i zaczął kręcić cieczą, przyglądając się temu. 

- Zostanie pożywką dla robaków w zamian za możliwość picia alkoholu czy zaspokajania swoich erotycznych potrzeb? Dla mnie super! - Stwierdził, nie ukrywając radości. Spojrzał na kamerdynera, kiedy ten zadał pytanie. Zapomniał że on nie widzi zjawy.

- Ach, no tak. Widzisz, zakumplowałem się z pewną zjawą, która może okazać się moim asem w walce z tyranią matki. Nie widzisz go teraz tylko dlatego, że mu na to nie pozwalam. Poczekaj do balu. Nie przestrasz się jak cała sala wypełni się czarnym dymem... - Ostrzegł. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- I... uciekniesz? - zapytał kamerdyner. Jeśli wcześniej starał się wyglądać na opanowanego, teraz wszystkie bariery puściły. Złapał się za głowę i wychylił whisky jednym haustem. Z głośnym stukotem postawił szklankę na blacie.

- Zginę, jeśli uciekniesz! Zabije mnie! Zawlecze do lochu i pozostawi na pastwę... Twojej siostry. Błagam, nie zostawiaj mnie tu! - wyszeptał, niemal panikując. Trzęsły mu się dłonie i drgała dolna warga. Chłopak wyglądał jak ofiara szoku pourazowego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak skrzywił się i przechylił głowę, widząc reakcję kamerdynera. 

Aby nieco go uspokoić, Rennard pchnął do dwoma palcami pod żebra, powodując że nerwy sługi na chwilę zwariowały, powodując kilkusekundowe odrętwienie. 

- Już? Uspokoiłeś się? - Zapytał, łapiąc go za włosy i wpatrując się w jego oczy. - Skoro czeka cię taki paskudny los jaki opisujesz... to ucieknij z nami. Proste i logiczne. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wziął głęboki wdech zaraz po dojściu do siebie po odrętwieniu jakiego doznał.

- O - sapnął, kładąc dłoń na miejscu, w które dostał. - To dobrze. Dobrze. Mógłbyś puścić moje włosy? Dziękuję - odpowiedział. A Nocturne wzdrygnął się i rozszerzył ślepia.

- Chcesz uciekać już na balu - stwierdził. - Więc muszę ujawnić się, gdy ona będzie używać swojej broni. Inaczej nie odbiorę jej zabawek - poinformował. - A ty nie uciekniesz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak zamrugał parę razy, po czym puścił jego włosy. Cieszył się że sługa szybko się ogarnął. 

- Oczywiście że chcę uciekać już na balu... i pewnie zrobię to podczas przemowy, którą jako bohater pewnie będę musiał wygłosić. - Odpowiedział zjawie, duszkiem dokańczając to co zostało w jego szklance. 

- W takim razie zrób tak, byśmy wyszli na tym najlepiej. Ujawnij się, spraw by ten twój dym pokrył wszystko co zdoła, odbierz lalki. Spotkamy się gdzieś na zewnątrz. Chyba nie będziesz mieć problemów by znaleźć swojego pana. - Dodał, chwytając butelkę z whisky. Zaczął iść w stronę drzwi do pokoju.

- Nie ma na co czekać. Idę do matki. Lepiej nie denerwować jej przed moim wielkim planem! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ DeWettowie, jak na lepsze rody Noxus przystało mieli również rezydencję letnią poza miastem, właśnie tam odbywać się miała zabawa. Pałac był mniejszy niż zwykła rezydencja, ale nie mniej okazały. Otoczony był wielohektarowymi ogrodami z labiryntem z żywopłotu, fontannami i posągami. W zwykłej rezydencji nie było poza tym tak ogromnej sali balowej z kryształowymi żyrandolami, lustrami i resztą świadectw majętności rodu. Zapadł wieczór, gdy zaczęli gromadzić się goście. Elita Noxus w znacznej części składała się z otyłych i szacownych głów rodziny, panien na wydaniu i młodych awanturników, których Rennard musiał powitać, wszystkich bez wyjątku.

Witał nawet członków rodu Du Couteau, którzy przybyli jako jedni z późniejszych gości. Pod pałac podjeżdżali już ostatni z odwiedzających, sala była niemal pełna, obsługa czekała.

Po szerokich stopniach prowadzących na taras i dalej do rezydencji wchodziła jedna z ostatnich postaci, oświetlona tylko przez latarnie rozstawione na stopniach. Postać w długiej, czarno-czerwonej sukni o głębokim dekolcie i rozcięciu na boku, zjawiskowa w każdym calu i wyjątkowo nie zdradzająca żadnym szczegółem swojej potwornej natury. No, może poza czerwonymi oczami.

Elise szła po schodach powoli, ale jej spojrzenie skupione było nie na Rennardzie, ale na lewitującym obok Nocturnie. Oboje mierzyli się wzrokiem. Cichy pojedynek trwał.

Dopiero na kilka kroków przed wejściem zwróciła oczy na młodego zabójcę, gwiazdę uroczystości.

- Pamiętasz pewnie jak mówiłam, że twoja matka to cudowna kobieta. Przemiła - odezwała się. Przez słowa przebijała ironia i niczym niekryta złośliwość. - Zazwyczaj nie pojawiam się na noxiańskich, wystawnych przyjęciach, ale tym razem nie śmiałam odmówić. Gratuluję sławy i rozgłosu, Rennard.

Edytowano przez Arcybiskup z Canterbury
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard nigdy, nigdy nie rozumiał, w jaki sposób można afiszować się swoim w bogactwem w aż tak wielki sposób. Nawet nie pamiętał kiedy ostatni raz był w drugiej rezydencji. 

Stał przy wejściu, z przymusu. Z fałszywym, miłym uśmiechem. Witanie tych wszystkich ludzi było dla niego tak potwornie nudne. 

Znał dobrze tych ludzi. Na pewno większość. Niektórzy z nich kiedyś go wynajęli. Niektórzy podpadli. Jeszcze inni wysyłali za nim zabójców, za to że zrobił brzydką rzecz ich córką. 

Witał tych ludzi szybko. Wspomniany fałszywy uśmiech, szybki uścisk dłoni, krótkie słówko. Zaczynało to być gorsze niż wykręcanie kości, jakie zafundowała mu matka. 

Jego nastawienie zmieniło się, kiedy zjawiły się osoby które znał lepiej. 

Widząc zbliżającą się rodzinę Du Couteau, Rennard poczuł ścisk w gardle. Poczuł niepewność. Lekki wstyd. Witając ich, strzelał oczami w każde możliwe strony, byleby tylko nie zrównać z nimi wzroku. Był pewny że dziewczyna o długich czerwonych włosach będzie mu to długo wypominać...

Chciał już wejść do środka, sądząc że byli to już wszyscy. Robiąc krok, zobaczył jednak ostatnią zbliżającą się osobę. 

Chwilę mu zajęło rozpoznanie tego gościa. Jednakże kiedy już ją rozpoznał, zamarł.

Czuł jak wala gorąca uderzyła w niego, niczym rozpędzony taran. Elise wyglądała czarująco. 

Spostrzegł że dziewczyna wpatruje się w zjawę. To oznaczało że go widzi. Jednakże specjalnie go to nie zaskoczyło. W końcu obydwoje byli w Lidze.

Chwilę zajęło, nim zdał sobie sprawę że padło pytanie. Był bardzo skupiony na wpatrywanie się tam, gdzie zwykle kobiety nie lubią gdzie się patrzy.

Poczerwieniał. W żaden sposób nie mógł tego ukryć. Czuł się przez to jeszcze gorzej. To on sprawiał że kobiety na jego punkcie zapominały języka w gębie, nie na odwrót!

- Eee... - Próbował coś wydusić z siebie. - Tak. Bardzo cudowna... bardzo. - Potwierdził, również ironicznie. Odciągnął kołnierz od szyi, łapiąc oddech.

- Może... może wejdźmy do środka. Jeżeli już masz się ze mnie nabijać, to lepiej pod dachem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise spojrzała ostentacyjnie na swój dekolt i strzepnęła niewidoczny pyłek. Potem wróciła do twarzy Rennarda wzrokiem.

- Co się stało, Rennardzie? Czyżbym miała gdzieś jakąś plamę? Dobrze, że tu jesteś. Jeszcze bym się skompromitowała... - Przysunęła się nieco bliżej, wbijając oczy w upiora wiszącego obok. - Oto Pieśń Nocy we własnej, podłej osobie na smyczy u noxiańskiego zabójcy! Co za ironia! Cudownie, Rennardzie. Tak jak zazwyczaj twoje pomysły są nic niewarte, tak ten uważam za szampański. Nocturne chciał zniszczyć wielkiego gada, zniszczono Nocturna! Ha! Gratuluję, mój drogi. A teraz powiedz mi szczerze...

Elise wzięła Rennarda pod ramię i ruszyła wgłąb sali, ignorując tłumek znamienitych gości, którzy czekali na tradycyjne powitanie. Odprowadziły ich zdziwione, a nawet zbulwersowane spojrzenia trzech członków rodu Contarini i dwóch członków pomniejszego rodu Venier.

Nocturne nie odpowiedział pajęczycy, choć na jego pozbawionej mięśni twarzy widać było najczystszą formę nienawiści i gniewu.

Nie było chyba towarzyszki, która przykuwałaby uwagę bardziej niż tajemnicza wdowa-samotniczka po ostatnim z rodu Zaavan. Jedne z plotek głosiły, że nie żyła. Inne, że jest pomarszczoną staruchą, a jeszcze inne najczęściej zakrawały o pozbawione wszelkiego sensu absurdy. Z tego też powodu ona i Rennard, bohater który uratował Gwiezdnego Smoka i ocalił Runeterrę z wiadomych przyczyn przyciągali wzrok większości sali. Ale ani na Rennarda, ani na Elise nie padały życzliwe spojrzenia. Matki rodów patrzyły na niego jak na towar na wystawie, za który mogą dobrze wydać córki. Mężczyźni patrzyli nieprzychylnie, zazwyczaj podświadomie pusząc się i starając się wyglądać nie mniej ważnie, bo taka właśnie była noxiańska arystokracja - konkurowali ze sobą zawsze, nieważne w jaki sposób. Oczywiście wszystko to kryło się pod maskami uprzejmych i nieprawdziwych uśmiechów.

Co do Elise, ją spotykały zazdrosne bądź pożądliwe spojrzenia. Mężczyźni i kobiety kiwali jej głową, a ona taktownie odpowiadała.

-... Powiedz mi szczerze, moja muszko, co interesującego knujesz. Obecność tego tutaj nie wróży spokojnego wieczoru, a ja doprawdy nie zamierzam cały czas wymieniać fałszywych uprzejmości z tą zakłamaną zgrają arystokratycznych piesków - szepnęła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te wszystkie spojrzenia, którymi byli obdarowywani zarówno Elise, jak i Rennard, sprawiały że czuł jak jego status społeczny urósł prawie że na samą górę. Czuł się tak bardzo lepszy od innych, ważniejszy. 

Szedł dumnie i zdecydowanie. Chciał pokazać się z jak najlepszej strony. I najbardziej szpanersko jak potrafił.

- Widzisz mój pajączku, powrót mojej matki był dla mnie, jak i dla całego mojego rodu naprawdę niespodziewany. - Odpowiedział, również szeptem. Byli otoczeni ludźmi, którzy tylko czekali by usłyszeć coś, co zaraz mogli by komuś powtórzyć. W takich miejscach, informacje wędrowały z prędkością światła.

- Mój sługa a twój ligowy przyjaciel ma za zadanie zrobić zamieszanie, w dogodnym momencie. Wypełni salę tym swoim czerwonym dymem, pozwalając czmychnąć stąd mi, mojej starszej siostrze oraz mojemu zaufanemu kamerdynerowi. - Rennard odruchowo rozejrzał się po bokach, chcąc być pewnym że nikt go nie podsłuchuje.

- Moja matka wariatka sprawiła sobie lalki voodoo! Z moją podobizną, jak i mojej siostry! Została kompletnym tyranem! Nie możemy nawet opuścić domu bez jej pozwolenia, chyba że chcemy by wykręciła nasze ciała tak mocno, byśmy zdechli.

Chłopak spojrzał na kobietę, z prawdziwym błaganiem w oczach.

- Proszę. Szukamy kogokolwiek kto byłby w stanie wspomóc nas. Nie ukrywam że byłbym zaszczycony, gdybyśmy mieli ciebie po twojej stronie. Posłuchaj swojej sympatii do mojej osoby, jak i uczuć które maskujesz, naśmiewając i szydząc ze mnie! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elise perliście się zaśmiała. Ale nie był to szczególnie wesoły śmiech, a raczej taki kryjący głęboko w sobie groźbę.

- Mówiąc o uczuciach masz na myśli rozdrażnienie po naszym ostatnim spotkaniu? Nie przeginaj, Rennardzie mój kochany. Bo widzisz, ty znasz moją prawdziwą twarz, a ja twoją i prawda jest taka że w takiej konfiguracji niewinne flirtowanie nie działa jak powinno. Wciąż nie do końca przeszła mi złość na twój karygodny brak szacunku. - Wyraźnie zaakcentowała ostatnie słowa, i choć przemawiała przez nią złośliwość, wciąż uśmiechała się i witała gości. Na podwyższeniu ku któremu zmierzali stała już Celia DeWett i wypatrywała Rennarda z przesadnie słodkim uśmiechem. Za nią stali muzykanci, gotowi rozpocząć bal zaraz po przemowie najważniejszej osoby w zgromadzeniu.

Nieopodal, w cieniu, czyli swoim naturalnym środowisku stała zamyślona Christine, wpatrując się nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal. Niektórzy z gości mieli już kieliszki, inni wciąż brali je od służących z tacami.

- A jednak mówiłam ci kiedyś, że jesteś moim ulubieńcem i jedną z najbardziej interesujących postaci w całym tym burżuazyjnym światku. Nie będę nic ci utrudniać, a może i poratuję w kryzysowej sytuacji... Oczywiście ze względu na sympatię do twojej matki, na moją sympatię musisz sobie zapracować. A teraz idź, to twoje pięć minut - szepnęła, zabierając od niego rękę i popychając go lekko w stronę podestu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Elise, kochanie ty moje. Postaw się na moim miejscu. Byłem w Ionii, obcym mi miejscu. Z myślą o tym że świat może w nagle pójść w diabły. Ranny. Nocturne robił mi wodę z mózgu. W mych żyłach płynęła twoja trucizna! Przyznaj że po takiej mieszące nieszczęść człowiek ma prawo uznać ten dzień za nieudany, i być niezbyt miły w stosunku do innych. - Próbował wytłumaczyć swoje wcześniejsze zachowanie. - Jeżeli okazałem brak szacunku, to chyba podejrzewasz że nie robiłem tego z premedytacją! 

Widząc swoją matkę i ten jej parszywy uśmieszek, Rennarda zemdliło. Spojrzał na Elise z taką miną, jakby chciał by go uratowała już teraz. Ta jednak popchnęła go naprzód. Teraz nie miał wyjścia.

Szybko wskoczył na podest. Skupił uwagę na matce. Nie uśmiechał się. Nie miał zamiaru uśmiechać się do tyrana.

- Dobrze, matko. - Odezwał się. - Miejmy to już za sobą. Jako bohater mam zamiar opić dziś swoje zwycięstwo. Na umór! 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy zbliżyli się do podestu, prócz Christine i kamerdynera, którzy stali nieco na brzegu. Chłopak zawodowo zachowywał kamienny, niewzruszony wyraz twarzy, a Christine... Cóż, ona po prostu miała niewzruszoną twarz.

- Żadnego picia na umór, złotko - szepnęła matka, ale pierwszy rząd stojący tuż przy podeście usłyszał. Niektórzy odważyli się zachichotać, ale nie była to większość publiki, choć jedną z nich była czerwonowłosa Du Couteau, konkurentka Rennarda. Od feralnej wyprawy do Shurimy nikt nie wiedział co stało się z drugą dziedziczką fortuny, wiadomo było tylko tyle, że udało jej się przywrócić do życia kolejnego Wyniesionego (i Noxianie w większości nie byli z tego faktu zadowoleni).

Tymczasem tłum wyczekiwał, gapiąc się na Rennarda i pragnąć usłyszeć jego przemowę. Nocturne czekał i był w tym czekaniu głód. Był też rodzaj podekscytowania, który Rennard odczuwał, choć nie do końca jako swoje emocje.

Celia DeWett uniosła pusty kieliszek i zastukała w niego łyżeczką. Rozległ się brzęk szkła i sala ucichła.

- Cichutko, drodzy zgromadzeni! Mój syn będzie przemawiał!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rennard warknął, kiedy usłyszał chichot. Jego wzrok oczywiście zatrzymał się na Katarinie. Posłał jej iście złowrogie spojrzenie. Prawie zawsze patrzyli na siebie w taki sposób.

Zaraz jednak jego wyraz twarzy kompletnie się zmienił. Posłał całej publiczności iście czarujący uśmiech. 

Nagle wybuchł śmiechem.

- Założę się że kompletnie nikt z was się tego nie spodziewał! - Krzyknął. - Doskonale wiem co większość o mnie sądzi i co mówi, myśląc że nigdy te słowa nie doszły do mych uszu. - Wskazał na siebie. - Rennard DeWett! Idiota! Gówniarz! Wstyd dla utalentowanych zabójców Noxusu! Pies na baby! Gorszych wyzwisk już pozwolę sobie nie cytować. Lecz od dzisiaj... wasz bohater! - Chłopak rozprostował ręce, uniósł głowę do góry i mocno zaciągnął się powietrzem. Czuł jak wszystkie oczy na sali są skierowane na jego osobę, chłonął to wszystko z nieukrywaną radością. Chwilę potem uniósł palec ku górze.

- Jednakże! Muszę wam się do czegoś przyznać! Otóż nie jestem jedyny, który brał udział w ratowaniu naszego kochanego świata.

Mężczyzna szybko zaczął rozglądać się po zgromadzonych. Kiedy dostrzegł Elise, wskazał na nią.

- Spójrzcie no na tą elegancką Panienkę! Elise Kythera-Zaavan. Jest wspólna uratowania świata tak samo jak ja! - Poinformował, złośliwie uśmiechając się w jej stronę. W końcu nie mógł sobie przypisać całej zasługi. 

- Tak więc proszę was! Wypijcie moje zdrowie i jej. Bo mam dla was coś jeszcze! Coś co ożywi całe towarzystwo! - Dodał, powoli kierując wzrok na zjawę. Zamrugał do niego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koszmar najpierw postanowił zadbać o wrażenia dźwiękowe, potem o wizualne.  Dlatego też zanim się ujawnił, rozległ się jego paskudny śmiech, tym razem brzmiący jak uderzenia młotów o kowadła. Potem za sprawą nagłego podmuchu wiatru zamigotały i zgasły światła, wprowadzając mrok do wielkiej sali balowej. Znaczna większość gości zaczęła nerwowo się rozglądać i szeptać między sobą, a Nocturne roztaczał narastający nastrój grozy. Niepokój, jakby nieokreślone zagrożenie miało kryć się za najbliższym rogiem, pod stołem, w kącie. Szeptał z różnych miejsc sali.

Celia zabębniła łyżeczką o kieliszek. 

- Spokój, moi drodzy! Spokój! Nic się nie dzieje, to tylko awaria! Bądźmy poważnymi obywatelami Noxus! - krzyknęła, marszcząc brwi. 

- Idź już. Teraz - szepnął Nocturne do ucha Rennarda. A sekundę później rozległ się pierwszy krzyk jakiegoś mężczyzny, który upadł na podłogę. I to był dzwonek który rozpoczął chaos. 

Goście zaczęli kłębić się i popychać, próbując dotrzeć do drzwi. Mrok stał się niemal nieprzenikniony, a pośród niego krążył Koszmar, oddziałując na głowy ludzi i przybierając najróżniejsze formy. Obniżył dla lepszego efektu temperaturę i kontynuował wprowadzanie paniki. Matka Rennarda spojrzała na niego, gdy ktoś szarpnął go za ramię i pociągnął za sobą w kierunku przeciwnym do drzwi wejściowych  na taras i w stronę ogrodu. Obok biegła Christine, odpychając ludzi i starając przedrzeć się do drzwi na korytarz. 

Z jakiegoś powodu Celia wrzasnęła z furią i zaczęła rzucać ku komuś przekleństwa, które zanikły w panikującym tłumie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poszło lepiej niż młody DeWett oczekiwał. Nocturne zrobił naprawdę koszmarną atmosferę. Po prostu idealną.

Nie trzeba było długo go ciągnąć, by Rennard sam zaczął przepychać się w stronę drzwi. Z racji tego że biegli w przeciwną stronę do dzikiego tłumu, parę osób znalazło się na ziemi po spotkaniu z barkiem zabójcy. 

Z racji tego że było głośno, chłopak nie powstrzymywał śmiechu. Chwilowy widok jego zdenerwowanej matki wprawił go w fantastyczny nastrój. Istna kąpiel dla oczu!

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kamerdyner uzbrojony w pęk kluczy otwarł drzwi, poczekał aż Christine i Rennard przejdą i je zatrzasnął. Dla pewności przekręcił klucz w zamku i schował pęk do kieszeni. Otarł czoło chustką wyciągniętą z kieszeni i kiwnął głową, wskazując na szerokie schody prowadzące w górę.

A Christine skierowała głowę w stronę korytarza po lewej i wrzasnęła, po czym odskoczyła na schody. Z korytarza bowiem maszerowała cała masa małych i dużych pająków, wyraźnie kierując się w stronę sali balowej. Cokolwiek miało się dziać, Christine i bezimienny kamerdyner pobiegli w górę, do lewego skrzydła budynku i wpadli do jednej z sal. Jak się okazało, z balkonem. Sama sala zastawiona była półkami z książkami, na środku leżał olbrzymi dywan, a na nim stały bogato zdobione fotele i kanapa. Pod ścianą prostopadłą do tej z drzwiami był kominek. 

Kamerdyner zamknął drzwi na klucz i otworzył te balkonowe. Wychodził z nich piękny widok na ogród, szczęśliwie część bez labiryntu. 

- Dobra - stwierdziła Christine. - Kilka metrów, czyli skaczemy, tak? Rozumiem, że główne wyjście bylo zastawione? - zapytała. Kamerdyner pokiwał głową, a w drzwi coś z całej siły uderzyło. 

- Oho, matka się szybko zorientowała. - Christine weszła na balkon i stanęła na balustradzie. Spojrzała w dół. 

- Dobra nasza, nikogo nie ma!

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krzyk Christine zaskoczył Rennarda. Musiał sprawdzić co go spowodowało. Kiedy to zrobił, ciarki przeszły po jego karku.  Gdziekolwiek tylko udawała się Elise, jej pajęcza armia zawsze musiała być w pobliżu.

Popędził za dwójką, nie chcąc zagradzać robactwu drogi. 

Stojąc na balkonie, patrzył w dół. Skakał już z większych wysokości, toteż ta odległość nie robiła na nim wrażenia. Odwrócił się, usłyszawszy uderzenie w drzwi.

- Pośpieszmy się! Obawiam się że matka bez problemu sforsuje te drzwi! - Rozkazał, po czym przeskoczył przez balustradę. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...