Skocz do zawartości

Nabór na MG


Niklas

Recommended Posts

Zgłoszenie na posadę Mistrza Gry.

Podejście 3

Doświadczenie:

Piszę książki, jak i zarówno je czytam.Przez ok. rok rozgrywam RP na serwerach gry Minecraft. Uczestniczę w wielu sesjach, nie tylko na tym forum, lecz też i na stronie WorldofEquestria.pl (Tam je też prowadzę). Wyreżyserowałam przedstawienie szkolne i wymyśliłam jego przebieg, zajęło one 2 miejsce, na 16 możliwych. Na portalach typu Gadu-Gadu, Facebook lub Skype prowadziłam Sesje RPG. Szkolny kącik literacki.

Dlaczego Ja?

Z prostej przyczyny. Mam wolny czas i pomysły siedzące w mojej głowię które się tylko tam marnują, zamiast dawać uczestnikom lub uczestnikowi Sesji tego po co się na nią zapisał. Czyli przygodę, emocje od śmiechu do płaczu i wydarzenia które już do końca życia zostaną mu w pamięci, oczywiście pod pozytywnym względem. Chce pokazać że stać mnie na coś więcej niż bycie graczem.

Jakie INNE realia mogłabyś zaproponować?

1. Walking Dead wszyscy wiemy o co chodzi ^^

2. Intruz - Inspirowane na książce. Gracz może wybrać dwie strony.Kosmity będącym w ciele kucyka lub członka ruchu oporu. Może być też tym i tym. (Szczegóły jeśli ktoś nie wie o co chodzi i nie czytał książki lub nie oglądał filmu napisze jeśli będę MG bo na razie raczej nie ma sensu. Chyba że ktoś poprosi :> )

3.Obyczajowe czyli Equestria może być również zmieszane z przygodą lub wycieczką.

4. Wszystkim nam dobrze "Igrzyska Śmierci " kto ostatnie przeżyje ten wygra.

5. Chyba moje ulubione ^^ "Lord of Time ".OC tu będzie mogło spotkać nie kogo innego jak naszego Doktora Who(ovesa) i zostać jego Asystentem/tką podróżując z nim w czasie i w galaktyce zmierzając się z różnymi potworami i obcymi (nie martwcie się nie zabraknie Daleków ^^ )

6. Wirtualny świat jak w filmie Tron"

7. Świat w którym OC jest w ciągłym ruchu i przemieszcza się w inne miejsca i czas nawet tego nie kontrolując i nie chcąc,"Always in different place"

8. Miejsce gdzie tylko przetrwają najlepsi... miejsce gdzie liczy się tylko kasa i to jak wysoko jesteś postawiony... czyli inaczej... Mafia

9. Super hero - Pościgi, wybuchy, moce nadkucykowe, przeciwnicy, groźba śmierci - Jeżeli nie jesteś tego fanem/fanką nie masz czego w tej sesji szukać.

Wady i zalety:

Zalety:

- Czas.

- Cierpliwość.

- Szeroka wyobraźnia.

- Umiejętność opisywania miejsca i świata gdzie akcja się rozgrywa.

- Nie mam problemów z wymyślaniem imion, nazwisk i tytułów.

- Przebieg całej sesji planuje szybko, więc na jej rozpoczęcie maksimum będzie trzeba czekać 2 dni.

- Zawsze mam plany zapasowe, gdyby coś w danej sesji coś poszło inną drogą.

-Szeroki wachlarz słownictwa,wyrazów itp.

- Wybieram tylko postacie które mają ciekawą historie i sens.

- Oryginalność.

-Ortografia.

- Odpisuję jak najszybciej i nie odkładam tego na potem.

-Nie poddaje się od razu.

- Nauczyłam się już w końcu interpunkcji : P

Wady:

- Mimo że jestem cierpliwa, gdy ktoś złamie za dużo razy zasady które ustaliłam nawet gdy zwracałam uwagę , zamykam Sesje.

-Też jestem człowiekiem, więc mogę wziąć czasami "urlop".

- Nie jestem idealna więc może mi się zdarzy pomylić.

Kontakt :

GG: 42691667

mail : [email protected]

Moje własne opowiadanie:

Otworzyła oczy. Nie wiedziała gdzie jest, wiedziała tylko, że na pewno nie jest tu z własnej woli. Była przywiązana skórzanymi pasami do pionowego stołu operacyjnego. Obok stały przeróżne narzędzia medyczne i jakiś pilot z jednym czerwonym guzikiem. Pokój był cały biały wraz z podłogą, nie licząc kałuży krwi na podłodze i śladów na ścianach, a nawet na suficie. Zaczęła się wiercić. Już prawie udało się jej wyjąć kopyto, gdy przez drzwi wszedł biały jednorożec z zieloną grzywą. Oczy były czerwone, a na twarzy malował się podstępny uśmieszek.

- Widzę, że nasza gwiazdka się obudziła! Gotowa nasz "Zabieg"? - Zaśmiał się szyderczo, po czym podniósł magią skalpel i zamoczył go w butelce kwasu. Jego głos był mroczny i mroził krew w żyłach. Klacz poczuła strach, ale ciągle nie wyjmowała kopytka z pasów. Czekała na odpowiedni moment.

-Kim jesteś?! I co ja tu robię?! Czemu jestem przywiązana?! - Wrzeszczała na kucyka.

- Oh...No tak...Zapomniałem, że podaliśmy ci podwyższoną dawkę, co spowodowało amnezje...Musze ci powiedzieć, że trudno było cię złapać...Lunctus Clade... - Uśmiechną się złowrogo.

- Nie martw się...Przypomnisz sobie wszystko...O ile wcześniej nie zginiesz! - Zaśmiał się kpiąco.

Zbliżył się do niej, już miał wbić w nią narzędzie, gdy ona wyjęła kopytko i uderzyła go w nos z całej siły. Ogier wrzasną z bólu i złapał się za miejsce gdzie został uderzony. W tym czasie klacz szybko wzięła pilot z stolika i nacisnęła czerwony guzik. Zrobiła to intuicyjnie, ponieważ nie wiedziała, do czego on służy. Pasy się odpięły a Lunctus jak najszybciej zeszła z stołu. Popatrzyła na ogiera, który właśnie się odwracał. Zanim zdążył to zrobić kopnęła go w brzuch. On skulił się i przewrócił. Clade nie tracąc czasu uciekła z pomieszczenia.Za drzwiami ciągną się korytarz do przodu, ponieważ sala, w której się obudziła była na samym końcu. Po bokach były pomieszczenia. Prawdopodobnie takie same, w którym przed chwilą była ona. Najpierw nie była tego pewna, ale przekonała się, gdy tylko usłyszała krzyk, który rozprzestrzeniał się echem po korytarzem. Klacz zacisnęła zęby i zaczęła biec wzdłuż korytarzu. Była już przy wyjściu z korytarza, kiedy zabrzmiał alarm. Drzwi zaczęły się zamykać. Z sal wyszły kucyki z zakrwawioną sierścią i czerwonymi oczami. Wszyscy otoczyli klacz. Jeden po drugim zaczęli się na nią rzucać. Uniknęła wszystkie ciosy i ominęła szarże zadając przy tym obrażenia przeciwnikom. Ostatni muskularny kucyk staną jej na drodze do drzwi, które właśnie miały się zamknąć. Lunctus skoczyła w stronę ściany, odbiła się od niej, po czym od grzbietu ogiera i zrobiła tradycyjny wślizg tuż przed zamknięciem się śluzy. Gdy była po drugiej stronie zaczęła się zastanawiać na głos.

-Jak ja to właściwe zrobiłam?

Przemyślenie przerwały dwa kucyki idące w jej stronę, rozmawiały ze sobą, więc jeszcze jej nie zauważyli. Szybko weszła do pierwszego lepszego pokoju. Okazało się, że był to składzik z fartuchami, goglami i kaskami. Szybko się w nie przebrała. Otworzyła drzwi by zobaczyć czy nikogo nie ma. Było czysto, więc szybko wyszła. Po drodze minęła się z paroma kucykami. Chodziła po budynku jak by znała go na pamięć. Wyjście zajęło jej zaledwie 5 minut. Była na zewnątrz. Trwała noc, nagle przed nią wyjechał jakiś czarny wóz, z którego wyskoczyło parę kucyków. Jeden z nich szybko zamachną się na nią z kijem, nie zdążyła zareagować i...Ciemność...

Ciemność panowała...Wrzaski, które za każdą sekundą były coraz głośniejsze...W końcu nastała cisza...Ukazało się pomieszczenie...Bardziej przypominające cele...W środku siedziała mała klaczka..Była pegazem i na oko miała zaledwie 4 latka. Wszędzie miała blizny i siniaki...Sierść była zakrwawiona. Cela się otworzyła, a wraz z tą czynnością klaczka zapiszczała patrząc w dal. Ciemność nastała ponownie...Krzyki...Cisza... Kolejne pomieszczenie, tym razem na środku stało krzesło elektryczne...Siedziała na nim przypięta ta sama klacz...Tym razem wyglądała na 16...Szary kolor sierści...Czarna krótka grzywa i ogon...Znaczka na boku brak. Dookoła stały kucyki w fartuchach...Mówiły coś, ale były to tylko nie wyraźne szepty. Krzesło zostało uruchomione. Wrzask cierpienia i bólu klaczy słychać było dopiero, gdy jeden z kucyków włączył krzesło na stan największy...

Ciemność....

Wrzask....

Cisza.....

Następnym, co można było zobaczyć to już tylko króciutkie ułamki...Ucieczkę z budynku z innymi kucykami...Pościg....Ukrywanie się... Złe kucyki odnalazły kryjówkę...Rzeźnia...Ucieczka...Szarpanina...Stracenie przytomności...I tą samą sale...W której ona się obudziła.

Klacz poczuła zimną wodę, przez co odruchowo wstała otwierając szeroko oczy. Była na tyłach samochodu, będącego w trakcie jazdy. Po swojej wizji wiedziała już, kim jest. Jest jednym z zbuntowanych eksperymentów, na których testowano różne toksyczne i radioaktywne substancje.

- Patrz ona żyje! Mówiłem ci! - Odezwał się ogier o błękitnej sierści.

- Masz szczęście! Przez twoją pomyłkę prawie ją straciliśmy...- Odezwała się zielona klacz prowadząca auto.

- Tylko narzekać umiesz... - Znowu odezwał się ogier. - Wybacz, że cię znokautowałem, ale w tym przebraniu wyglądałaś jak jedna z nich.- Dodał.

Klacz popatrzyła chwilę na nich i uśmiechnęła się

.-Grace? Willow? - Zapytała z niedowierzaniem. - Wy żyjecie? - Cieszyła się.

- Tak, tak samo jak i ty - Uśmiechnęła się Grace.

-, Mimo że myśleliśmy, że już po tobie - Powiedział Willow.

- Cicho Will! Wcale tak nie było! - Warknęła zielona klacz.

Grace jednorożec i Willow kuc ziemny także byli eksperymentami, uciekli razem z Lunctus z laboratorium. Nie są prawdziwym rodzeństwem, ale tak się traktują nawzajem.

Nagle usłyszeli odgłosy strzałów. Kilka przebiło karoserie i przeleciało Clade tuż przed nosem.

-Mamy problem...Trzymajcie się! - Wrzasnęła Grace, po czym przyśpieszyła.

Samochód trząsł się a kule latały wszędzie.

- Zamiana! - Krzyknęła pegazica, po czym zamieniła się z jednorożcem i zaczęła prowadzić.

Strzałów było coraz więcej...Jeden z nich trafił Willa prosto w klatkę piersiową. Upadł na ziemię.

-NIEEE!!!- Wrzasnęła w płaczu jego siostra i wzięła go w kopyta, które zaraz nasiąknęły jego krwią. Zaczęła płakać jak nigdy.-Nie, nie, nie, nie, nie...- Mówiła szybko wtulając się w niego. - NIE! ZOSTAŃ! PROSZĘ...!- Drżał jej głos. -Proszę...Braciszku...

- Tak mi przykro...- Powiedziała Clade smutnym głosem.

Jednorożec puścił swego brata na ziemię. Otworzyła skrzynie i wyjęła rewolwer.

- Grace, co ty robisz? - Spytała szybko klacz przyjaciółkę.

- Mszczę brata... - Odpowiedziała, po czym otworzyła bagażnik i zaczęła strzelać do pojazdów. Udało jej się zestrzelić 3, ale po chwili trafiło w nią 5 kulek.

- Nie!!!!-Odwróciła się i wydarła Lunctus płacząc. Właśnie straciła najlepszą i ostatnią przyjaciółkę.

Ciało było w aucie. Ostatnia przy życiu klacz ścisnęła za kierownice. Obok jechała cysterna z benzyną, źli siedzieli jej już na ogonie. Podniosła, więc pistolet.

-, Aliquam... - Znaczyło to po łacinie "Już czas". Po tych słowach wystrzeliła kulę w stronę cysterny. Gdy kula dotarła na miejsce cysterna wybuchła zabijając ją i wszystkich innych w pobliżu.

***

(Jeszcze jedno podkreślone punkty to te które są nowe :P )

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie: 

   Jak teraz na to patrzę, to mogę powiedzieć, że w prowadzeniu sesji pbf, doświadczenie mam całkiem spore. Granie na rozmaitych forach zacząłem gdy miałem jakieś dziewięć lat i od tego czasu (a będzie to już sześć wiosen) często zabawiałem, głównie na roleplayach o tematyce anime.  
Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?:

   Wydaje mi się, że jestem w stanie poprowadzić sesję w każdym uniwersum, po uprzednim zapoznaniu się z nim. Jednak głównie skupiam się na anime: Naruto, Soul Eater, Fairy Tale. Poza tym, bardzo chciałbym spróbować Wiedźmin: Equestria, a także Steampunk.
Dlaczego Ty?:

   Po pierwsze chce mi się pisać i robię to dla przyjemności, nie z przymusu. Kolejnym argumentem może być to, iż nie robię w tekstach błędów stylistycznych, ani ortograficznych; jestem również w stanie odpisywać późnym wieczorem. Na koniec rzecz, która chyba powinna znaleźć się na początku - mam wyobraźnię. Kreowanie kolejnych historii, czy przygód nie sprawia mi najmniejszego problemu, a to ważna cecha dla osoby, która ma zająć posadę mistrza gry.
Wady, zalety:

wady:

- Nigdy wcześniej nie prowadziłem sesji w kucykowych realiach;

- Bywam uparty, jednak można ze mną dojść do kompromisu;

zalety:

Gdy rozpocznę sesję, zawsze doprowadzam ją do końca. Nie robię akcji typu: brak odpisu przez tydzień itp.;

- Dobrze posługuję się językiem polskim, nie popełniam błędów stylistycznych, czy ortograficznych;

pomiędzy:

- Sporo wymagam od siebie, ale jednocześnie od gracza;

- Nie wybaczam błędów na sesjach;

Kontakt:

Skype: mopo98 
Przykładowe własne opowiadanie:

Narodziny
   Sora, to sporych rozmiarów miasto, znajdujące się w państwie Yosei, na Północnym Wschodzie znanego ludziom świata. Na pierwszy rzut oka jest to raj na Ziemi, będący spełnieniem marzeń każdego, dla którego miarą szczęścia jest pieniądz. Żyjący tu ludzie wprost pławią się w luksusach, nie myśląc o niczym innym, niż własny dobrobyt. W metropolii nie ma dzielnic biedoty, a ewentualni żebracy są szybko usuwani przez straże. Przez ten fakt, wielu mieszkańców, którzy cały żywot spędzili w "raju" nie jest świadomych, że za jego murami istnieje inny, gorszy świat. 
   W tym miejscu, w prawdziwym Babilonie naszych czasów, rodzi się Seinaru. Rodzicami chłopczyka są Hirai i Oshiro, nadzwyczaj religijni ludzie, nienawidzący wszelkich sił mroku i cienia. Para nigdy nie opuszczała Sora'y, więc byli ślepie na rzeczy, które działy się w mieście. Ze względu na swego rodzaju kult światła, którego domenę oboje opanowali dali swemu dziecku przydomek "dziecko światłości". Poziom, do jakiego doszła fascynacja rodziców, pokazuje również imię chłopczyka, oznaczające "święty". W takich warunkach, bez żadnych trosk, wychowywał się przyszły mag, czekając tylko aż przebudzi się jego błyszcząca moc.
Dorastanie
   Wraz z biegiem lat, Seinaru coraz lepiej wpasowywał się w wizerunek rodziny. Jego długie, jasne blond włosy, sięgające niemal do połowy pleców co upodabniało już trzynastoletniego chłopaka do ojca. Z twarzy również można było od razu poznać pokrewieństwo. Mały nos, kanciasta szczęka i duże oczy, były niemalże identyczne co u taty. Jedynie kolor tęczówek, miast jak powinno być - bardzo jasny, u chłopaka przypominał noc. Nie wiadomo czym było to spowodowane.
   Jednak chłopak nie tylko wyglądem upodabniał się do rodziców. Ich fanatyzm również przeszedł na syna, co skutkowało jego częstymi modłami, w których prosił o zesłanie na niego mocy światła. Seinaru nie miał przez to żadnych przyjaciół, lecz nie przeszkadzało mu to; szybko jedynymi zapotrzebowaniami Świętego stały się modły i rozmowy na temat jedynej prawdziwej magii, jak nazywali błysk jego rodzice. Prawdopodobnie ta chora sielanka trwałaby dalej, gdyby nie pewne wydarzenia, jakie miały wkrótce spaść niczym piorun, na tę niezwykle religijną rodzinę.
Przebudzenie
   Tego dnia nic nie wskazywało na to, że cokolwiek ulegnie zmianie w losie Seinaru. Chłopak rutynowo spędził większość czasu w kaplicy, skąd wyszedł dopiero późnym wieczorem. Noc była nadzwyczaj ciemna i nie zachęcała do spacerów; większość mieszkańców Sora'y poukrywała się w domach, jedząc sytą kolację, lub przygotowując się do snu. Na ulicach miasta ciężko było więc spotkać żywą duszę, co Świętemu nawet pasowało. Nie lubił mroku, lecz łatwiej znosił go w samotności.
   Mniej więcej w połowie drogi, Seinaru zorientował się, że jest śledzony. Dwie postaci, ukrywające swe twarze pod długimi płaszczami, co jakiś czas pojawiały się za chłopakiem, niemal bezszelestnie. Czternastolatek zląkł się, a było to uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczył; zaczął panicznie uciekać na oślep, potykając się w ciemnościach. Za nim, błyskawicznie ruszyły cienie, szybko skracając dzielący ich dystans. Święty skręcił rozpaczliwie w boczną ścieżkę, która miała okazać się zdradliwą. Seinaru pędził przed siebie, aż uderzył o coś twardego, po czym upadł na ziemię. Ślepa uliczka kończyła się wysokim, gładkim murkiem. Nie było ucieczki.
   Blondyn odwrócił się i przyparł plecami do ściany. Postaci były już bardzo blisko; teraz dało się dostrzec, że jedna z nich dzierży sporej wielkości nóż. Uzbrojony osobnik skierował ostrze czubkiem w stronę Świętego, po czym rzekł.
- Nosisz w sobie mrok! Ktoś taki nie może pozostać przy życiu! 
Po tych słowach, mężczyzna przystąpił do ataku. Jego ruchy były wyćwiczone; w trzech krokach znalazł się obok Seinaru i wykonał cięcie od góry. Ruch był tak szybki, że dzieciak nie mógł nawet zareagować. Nie musiał.
   Gdy ostrze zbliżało się do ciała, wydarzyło się coś nieprawdopodobnego. Momentalnie białka Świętego zmieniły swą barwę na czarną, dziwnie błyszcząc. Jednocześnie ciało chłopca otoczyła czarna aura, przypominająca wyglądem pustkę. Była tak twarda, że ostrze noża połamało się przy dotknięciu. Jednak to nie miało być wszystko.
   Mężczyzna błyskawicznie odskoczył, przybierając pozycję obronną. Drugi uczynił to samo, dodatkowo wyjmując z pochwy katanę. Seinaru upadł na kolana i oparł się dłońmi o zimny chodnik. Z jego pleców nagle wyrosły dwie, długie łapy, zakończone dłońmi o ostrych szponach. Ciemność najwyraźniej nie chciała tylko bronić dzieciaka. Ręce bez ostrzeżenia wyrwały ku zamaskowanym postaciom, celując pazurami w serca.
 
   Po paru minutach ziemia zabrudzona świeżą krwią znaczyła miejsce rzezi. Nazajutrz miejscowy piekarz miał odnaleźć brutalnie zmasakrowane ciała i niemal zemdleć na ich widok. Strażnicy, którzy przybyli zbadać sytuację byli bezskuteczni. Nie było żadnej wskazówki co do tożsamości mordercy; na ścianie jedynie widniał napis wymalowany świeżą krwią...
Piekło w Niebie
   Seinaru obudził się w swym łóżku, nie pamiętając kompletnie nic z poprzedniej nocy. Na jego ubraniach nie było ani śladu krwi, więc nic nie wskazywało na to, że chłopak stoi za morderstwem. Wyglądało na to, że dzieciak pod wpływem silnych emocji wpadł w szał, a gdy uspokoił się - ciemność przestała go kontrolować. Teraz jednak Święty zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy i rozpoczął dzień, jak każdy poprzedni. Pierwszą zmianę, chłopak zauważył przy porannej modlitwie z rodzicami.
- Seinaru, moje dziecko! - Rzekła zdziwiona Oshiro. - Na Światłość, jak ty wyglądasz? 
Miała powody do obaw; czarna koszula chłopaka była cała pognieciona. Zdecydowanie nie był to strój godny świątyni. Świętego zaniepokoiła jednak inna rzecz, można nawet powiedzieć, że przeraziła. Gdy spojrzał on w oczy matki, usłyszał zimny, chrapliwy głos.
- Zabij! 
Dzieciak złapał się za głowę i tak samo jak poprzedniej nocy, upadł na kolana. Niesamowity ból zmuszał go do wykonania rozkazu, lecz Seinaru z nim walczył; jego krzyki świadczyły o trudzie, z jakim mu to przychodzi, ale dzieciak nie dał za wygraną. Po chwili męczarnie ustały równie nagle, jak się pojawiły, pozostawiając leżącego dzieciaka w szoku. Żeby tego było mało, niespodziewanie powróciły wspomnienia z poprzedniego wieczoru, raniąc poważnie umysł Świętego. To już było za wiele; chłopak rozpłakał się, patrząc rozpaczliwie na  ojca, który usłyszawszy wrzaski przyszedł do sali. Seinaru wyciągnął do niego rękę szukając pomocy. Nie otrzymał jej jednak
- Ty... Ty nie możesz być moim dzieckiem! - Taka była jego reakcja, na widok syna, którego oczy były całkowicie czarne; którego ciało otaczała smolista aura pustki, upodabniając dziecko do wcielenia samego diabła. Ręka Świętego opadła, zaś łzy zaczęły zalewać całe policzki. 
   Opętany dzieciak patrzył jak jego rodzice przygotowują się do wykonania ataku.
- Nie! Błagam! - Głos mu się urywał; bał się tego co miało się zaraz stać. Bał się siebie. - Dlaczego?!
Wygnanie z Raju
"Śmierć to nieodłączna część życia..."
   Piętnastoletni Seinaru idzie w dół niebiańskimi schodami, nie odwracając się za siebie. Nie da się po nim poznać choroby, która nie trawi ciała, lecz umysł. Szeroko otwarte oczy, teraz już normalnej barwy obiegają horyzont, szukając miejsca, w którym słońce zachodzi. Jakaś jego część pragnie zaczekać z podróżą do zmierzchu, lecz Święty szybko rezygnuje z tej decyzji.
   Morderca, demon, tak o nim mówiono, gdy uciekał z Sory. Strażnicy go nie zatrzymywali, być może ze strachu. Chłopca cieszył ten fakt; nie chciał znowu zabijać, ani patrzeć na śmierć. Miasto światła, w którym Seinaru się wychował, metropolia w którą wierzył całym sercem wyrzekła się go, skazując na wygnanie; wszystkie jego ideały, zostały naraz zniszczone. To byłby cios dla dorosłej osoby - dziecko, nie mało szans tego przetrwać.
- Dokąd idziemy? - Zapytał samego siebie, wzdychając. - Enca? Niech będzie.
 
   I wyruszył, pozostawiając za sobą znienawidzone miasto rozpusty, które niegdyś było jego domem.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, zatem nastał czas werdyktów.

Jako że nieco choruję, nie chcę mi się rozpisywać o poszczególnych osobach,

dlatego jedynie wspomnę, na co zwracałem uwagę w obecnym naborze.

 

Najważniejszą rzeczą była, oczywiście, historia. Czy brzmiała ciekawie, poprawnie

i jak się ją czytało. Później zaś patrzyłem na Waszą znajomość ortografii i interpunkcji,

rzeczy niezwykle istotnej u Mistrza Gry, a której niektórzy czasem zapominają

(no bo faktycznie nie jest to takie ważne, gdy prowadzi się sesję klasyczną, czyli ustnie).

Później zaś patrzyłem na pozostałe rzeczy w Waszych podaniach. I nie, Michalinku,

wiek nie można uznawać jako wady czy zalety, bo wiek =/= ogar.

 

Cóż... żadne z podań mnie w pełni nie zadowoliło :P Albo opowieść taka średnia,

albo błędy kłujące w oczy, albo różne pierdółki.

 

 


Ponoć ostatnim, co zrobili, był szczery uśmiech w swoją stronę.

 

Aż się skonsultowałem, jak to mogło wyglądać. Decaded stwierdził,

że walnęli po uśmiechu do swoich odbić w lustrze i tyle ich było widać :rainderp:

 

http://i.imgur.com/qCVM90L.png - i ta dramaturgia tutaj.

Wiesz, chyba... nie do końca o coś takiego chodzi w sesjach xd

Aczkolwiek widzę w tobie potencjał w pisaniu ficów o tagu Random.

 

Dalej... ostatnie podanie... takie dziwne. Raz, że miejscami za dużo przecinków,

dwa... mieszasz czasy i to raczej nie jest wskazane. Raz piszesz w

czasie teraźniejszym, raz w przeszłym i w efekcie w opowiadaniu panuje taki zamęt...

 

Ogólnie jakbym miał wybierać, to albo Mew Two, albo Moposable

U pierwszego podoba mi się historia, ale się kolego trochę pogubiłeś w pisowni

w drugiej części tego podania :P Mopo z kolei w kwestii pisowni zachował się lepiej,

ale nieco zamotał sprawę z czasami i wyszło to... tak sobie.

 

Ostatecznie jednak, po konsultacji, postanowiłem dać szansę Mew Two. Brawo!

 

Dzięki wam wielkie za udział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Doświadczenie: Ogólnie pierwszy kontakt z RPG miałam jakieś... 7 lat temu, a zaczęłam od blogów. Później kolejno szły jakieś chaty tematyczne, przez fora, aż w końcu do sesji ustnych. Jako mistrz gry sprawdzałam siły na Królu Lwie(+junior admin, moderator), gdzie zostałam wytypowana oraz na Lethe Ayame, gdzie byłam również administratorką.
Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: Jeśli zostanie mi przedstawiony odpowiedni świat, potrafię wpasować się przeważnie wszędzie. Jestem dość elastyczną osóbką. Póki co zostańmy przy RPG zwierzęcych, kucykowych, ludzkich fantastycznych i ludzkich w świecie realnym: bo z takimi miałam najlepszy kontakt.
Dlaczego Ty?: Bo staram się trzymać poziom. Jak już napisałam, jestem elastyczna, ale mam również własne zasady, których się trzymam. Jeśli wiem, że nie poradzę sobie z jakąś sesją, nie staram się jej wziąć na siłę. Podczas samych rozgrywek staram się rozpatrywać każdy szczegół, wyciągać wnioski ze wszystkiego i nie narzucać autorowi postaci nic: w końcu opisuję przede wszystkim skutki!
Wady, zalety (swoje, oczywiście): Zdarza mi się lenić z odpisem, ale przeważnie zdarza się to w sytuacjach, gdy wątek jest nudny (czyt. prowadzę własną postać). Mam niewielkie doświadczenie jako mg (łącznie 1,5 roku grania modem) i czasem bywam roztrzepana. Ponad to nie jestem w stanie poprowadzić scen wulgarnych, erotycznych.
Kontakt (mail / gg / aqq / skype): 34530823 (gg); deskakamien (skype);
Przykładowe WŁASNE opowiadanie: Prolog mojej książki, myślę, że długością jest w sam raz c:

 

 

Smoczy Las, Wielka Puszcza, Gadzi Azyl: wiele nazw dla jednego miejsca, w którym ludzka stopa nie ma szansy witać zbyt często. Okiem człowieka było to tylko kolejne, nieciekawe miejsce, które nie może przynieść żadnego zysku. Technologia wciąż gnała do przodu, a miasta rozrastały się w szaleńczym tempie. Ludzie zapomnieli, co jest ważne. Czasy, w których każdy chce więcej, lepiej i szybciej. Nikt nie miał czasu, by interesować się miejscem, w którym nawet drzewa nie nadają się na ścinkę. Nic dziwnego, że w końcu zamieszkały tam smoki: kiedyś zwierzęta samotne, teraz stworzyły ogromną społeczność. Każde z nich wpasowało się w naturę. Jedne przypominały ogromne, pokrzywione pnie, inne korony drzew, niektóre skały. Znaleźć też można było błękitne smoki, chowające się na dnach jezior. Ogromne, czarne smoczyska żyjące w jaskiniach i wychodzące o zmroku, oraz mniejsze, zielone liszki żyjące w wysokich trawach na otwartym terenie. Były częścią natury, a natura była częścią ich. Jedna tylko istota zdawała się nie pasować. Młoda, niesforna i kłopotliwa. Wszędzie, gdzie się zjawiła, wprowadzała zamieszanie, a jej niesamowicie jasne, białe łuski na myśl przywoływały jedynie śnieg, który pojawiał się tylko raz do roku. Nie pasowała do nich

Bardzo często oddalała się od lasu. Starała się zaprzyjaźnić z człowiekiem. Fascynowali ją: wtedy jeszcze nie miała pojęcia, że liczą się dla nich tylko dobra materialne. Nic dziwnego, że wkrótce wydano informację o jej istnieniu. Wojsko zareagowało natychmiastowo.
Nikt nie zauważył, kiedy ludzie zdołali wedrzeć się w serce Smoczej Puszczy. Nikt wcześniej nie domyślał się, że wiedzą o jej istnieniu. Gdy tylko zadecydowano o walce, okazało się, że interesują się tylko jedną, młodą smoczycą. Reszta mieszkańców lasu ukryła się więc i zostawiła ją na pastwę ludzi.
Walcz.
Nie miała siły dłużej biec. Przedzierała się przez zarośla, zdecydowanie zbyt często obijając o drzewa. Pysk miała poharatany przez gałęzie, łuski na piersi porysowane. Straciła cały blask, a jej ciało stało się matowe z powodu licznych, bliższych spotkań z mokrą ziemią. Nie miała pojęcia, że podczas tak krótkich chwil, można zrobić komuś taką krzywdę:  błona w prawym skrzydle została przecięta, a do końcówki przykleiło jej się jakieś urządzenie, którego nie potrafiła usunąć. W jej piersi tkwiło kilka strzał, grzbiet był cały poorany różnego rodzaju ostrzami. Największa rana znajdowała się wzdłuż lewej łopatki, co znacznie utrudniało przebieranie łapami. Nie była przystosowana do poruszania się po ziemi, nigdy wcześniej też nie była zmuszona do dłuższego biegu. Ciało, z powodu znacznej utraty krwi, odmawiało posłuszeństwa.
Walcz.
Wiedziała, że jej bracia gdzieś tam są. Ukrywają się i czekają, aż zagrożenie minie. Ona nie mogła. Jej zapach zbyt bardzo wyróżniał się na tle lasu; kolor jej łusek tak bardzo kontrastował z delikatną zielenią puszczy, że pomimo usilnych starań, zawsze ją odnajdywano. Biegła więc, potykając się o ranne skrzydło, które było obciążone tym ludzkim czymś, czego nie potrafiła nawet opisać. Wlokła je za sobą, niby jasny płaszcz zabrudzony szkarłatną cieczą i błotem. Upadła anielica.
Trudno jest opisać przerażenie stworzenia, które właśnie straciło szansę na przeżycie. Wszyscy się od niej odwrócili. Stado: jedyna rodzina. Stworzenia, które kochała i za które bez wahania oddałaby życie. Nigdy nie podejrzewała, że są to jednostronne uczucia.
Walcz.
Odruchowo starała się złożyć ranne skrzydło, przez co nadepnęła sobie boleśnie na staw łączący kości skrzydła, i upadła ciężko na ziemię przetaczając się kawałek dalej. Podniosła wzrok.
-Nero!- krzyknęła, dostrzegając nad sobą znajomy pysk. Potężny samiec ukrył się w przydrożnych paprociach. Jego chropowata skóra powierzchnią przypominała kamień, a ciało zdawało się być tylko kolejnym skalnym zębem wystającym z ziemi. Jego pysk pozostawał obojętny, ale głęboko w złotych ślepiach czaił się smutek.
-Nie mogą się dowiedzieć, że jest nas więcej.- odezwał się, a jego pysk zbliżył do jednej z głębokich ran, którą smoczyca nosiła na łopatce.
-Możemy walczyć, jest ich...-
-Nie!- warknął, przerywając.- Nie.- dodał po chwili ciszej. Był stanowczy, a jego upór sprawiał, że smoczyca traciła wolę walki. Oboje wiedzieli, czym mogłaby się skończyć pomoc wobec niej. Nie zmieniało to faktu, że samiec wciąż pozostawał najbliższą jej osobą.
Złotooki przejechał językiem po ranie, która chwilę potem się zasklepiła, a po ogromnym cięciu nie została nawet blizna.
-Dziękuję.- szepnęła.
-Biegnij.- odpowiedział tylko wpatrując się w nią niewyraźnie. -Już!- ryknął, zmuszając ją do dalszej ucieczki. Pozostała w jednym miejscu zdecydowanie zbyt długo. Okropne pieczenie podczas poruszania łopatką zniknęło, ale mimo to samica powoli traciła panowanie nad własnymi łapami. W końcu bieg stał się automatycznym odruchem. Czymś, czego jej łeb nawet nie rejestrował. Była wykończona, poobijana i straciła mnóstwo krwi. Dawny blask łusek zniknął za cienką warstwą błota i krwi. Mimo to biegła nieprzerwanie. Nie mogli odebrać jej wolności. Była smokiem.
Będzie walczyć.
Przeżyje.
Wróci do rodziny.
Kilka godzin później padła wyczerpana. Walczyła, aby utrzymać świadomość, a łapy trzęsły się jak gdyby dalej nakazywały ruch. Przez chwilę miała nadzieję, że udało się jej uciec. Nie minęło wiele czasu, gdy do jej uszu dobiegło stłumione ujadanie psów.
~~~~
 
Dostrzegli jej bezwładne cielsko w gęstych, obumarłych krzewach jeżyny. Ogromne, jak na tą roślinę, ciernie poutykały pomiędzy jej łuskami, drażniąc delikatną skórę pod nimi. Bok unosił się ciężko, a oddech było słuchać już z daleka.
Walcz.
Poruszyła się gwałtownie, otwierając ślepia i wlepiając je w niewyraźny kształt stojący tuż przy jej pysku. Kiedy zdążyli się tak zbliżyć? Zamachnęła się łapą odrzucając mężczyznę gdzieś na bok. W pierwszym momencie chciała go chwycić i odgryźć głowę, ale poruszanie szponami było prawie niemożliwe. Ostatkami sił, ale z zastrzykiem adrenaliny uniosła łeb i zamachnęła się nim, plując dookoła ogniem. Wrzask poparzonych był ukojeniem. Strzeliła ogonem, zwalając z nóg kilka innych osób: jeden z ludzi nabił się na ostry róg wyrastający z jego końcówki. Strzeliła nim ponownie, zrzucając ciało. Ryk, przepełniony nienawiścią do czegoś, co kiedyś tak ją fascynowało, rozniósł się po puszczy.
-Piękna, prawda?- odezwał się jeden z mężczyzn. Zeskoczył zwinnie z konia i wręczył jego wodze jednemu ze swoich podkomendnych. Stracili tuzin pobratymców podczas pogoni, pomocy wymagało kolejne kilka osób, a mimo to na jego twarzy malowało się zadowolenie.
-Biała smoczyca. Albinoska. Jest jak diament wśród naszych smoków. Przypomnij mi: ile mamy gadów ziejących ogniem?- odwrócił się utkwiwszy zimne spojrzenie w jednym ze swoich podwładnych. Tamten wyglądał, jak gdyby zaraz miał paść nieprzytomny. Trząsł się jak osika i w sumie niewiadomo do końca, co tutaj robił. Zapewne on sam nie wiedział. Mężczyzna nie czekając na odpowiedź, dodał:
-Żołnierzu, upewnijcie się, że przez następne kilka dni nie będzie mogła używać ognia. Odetnijcie jej to... coś... dzięki czemu może. Później nasz chirurg poskłada ją do kupy.- odpowiedział, zerkając kątem oka na wciąż walczące zwierzę. Na jego twarzy pojawił się grymas, gdy zauważył nieudolne próby przytrzymania samicy i miny osób, które nie miały pojęcia co robić lub co robią.
-Unieruchomcie łeb i ! Kurwa, uważaj na ścięgna! Co nam po gadzie, który nie będzie mógł nawet stać?- wydarł się. Nikt nie wiedział, że smoczyca rozumie ich słowa. Tylko ludzie znali podział na języki i nigdy nie potrafili dogadać się z własnymi bliźnimi. Szamotanina, która mogła przypominać walkę, stała się nieco bardziej zawzięta. Mimo to wkrótce Biała została całkowicie unieruchomiona, otępiona narkotykami i 
załadowana do ciasnej ciężarówki. No, być może nie małej, ale z pewnością nie nadającej się na jej rozmiary. Pod jej skrzydłami ulokowano cztery jaja.
 
 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie: Współtworzyłem forum agothis.xaa.pl, możecie spytać tamtejszych. Byłem developerem i dbałem o lore forum (klimaty kucyków) i po części za mechanikę, a także prowadziłem kilka sesji na forum Pony Utopia, gdzie miałem kandydować na moda, ale zrezygnowałem na rzecz Agothisa.

 

Jakie INNE realia mogę zaproponować: Wiedźmin, TES, (Zaszalejmy) Postal i Absurd Totalny (a w jakich realiach? To nie ważne, ale mogę absurd wrzucić na życzenie graczy), Silent Hill/Ponyville, Eragon (Alagaesia), Gothic, Fallout, Resident Evil, Brutal Legend, oraz sesje dla userów, którzy ukończyli 18 lat (i nie, nigdy nie przeprowadzę sesji, której jedynym celem ma być clopping, ale może być tym sesja owiana. To samo z gore).

 

Dlaczego ja?: Mam doświadczenie. Budowałem jedno forum niemalże od podstaw, z innymi ludźmi. Jestem kontaktowy i ugodowy, uważam, że MG powinien dać graczom jak najwięcej swobody, pozwolić im się bawić, dostosować się bardziej do nich niż oni do niego (zachowując przy tym zdrowy rozsądek). Uważam też, że sesje mają - rzecz jasna - bawić przede wszystkim graczy, a nie stawać się dla nich swego rodzaju brzemieniem, które mają ciągnąc za swojego MG. W sesjach zawsze staram się dogodzić graczom i często konsultuje z nimi wszystko przed i w trakcie jej trwania. Jestem też autorem ficów, ale o tym później.

 

Moje wady i zalety:

Zalety:

  • Myślę, że mam poczucie humoru
  • Jestem komunikatywny
  • Staram się dać jak najwięcej swobody działań graczom na sesjach
  • Spontaniczność
  • Jestem ugodowy.
  • Sumienność

Wady:

  • Nie toleruję chamstwa i cwaniactwa. Niestety, ale tego drugiego nie potrafię przebaczyć.
  • Mimo, iż jestem wyrozumiały i cierpliwy, nagminne prowokowanie mnie może skutkować wybuchem agresji z mojej strony (gratuluję paru osobom, którym udało się mnie do tego stanu doprowadzić).
  • Graczy, którzy spowalniają sesje, mam w zwyczaju dzielić na różne kolejki, oddzielając ich od reszty ekipy, przez co ci "szybsi" nie są spowalniani. Dla niektórych to minus.
  • Gdy zacznę już z absurdem, to nie potrafię przestać, więc zastanówcie się, zanim zaczniecie prosić o takie wstawki :P
  • Lubię robić na złość osobom, które wpieprzają postacie, które manifestują w sposób NACHALNY swoje poglądy. Nie jakoś mocno, ale np. żartem ze strony npc (aż taki gnój ze mnie nie jest, spokojnie).
  • Lubię też robić sobie jaja z postaci OP (i ich OP zachowań)

Kontakt: kontakt.jpg

 

Czy robię to dobrze? :P

Nie no, tak poważnie:

 

Przykładowe Własne Opowiadanie:

 

Tu wstawiam FF napisane przeze mnie:

http://mlppolska.pl/watek/6812-comedy-niezwyk%C5%82e-przypadki-aby/

http://mlppolska.pl/watek/6063-wytrych-s...%2Botwiera

http://mlppolska.pl/watek/5055-tcbsad-apokalipsa-wed%C5%82ug-twojego-sumienia/

http://mlppolska.pl/watek/5452-slice-of-lifesen-pani-nocy/ <- najkrótszy z wymienionych

 

Jest jeszcze troszkę FF w My Little Seduction, ale nie podam do nich linków, by nie złamać regulaminu forum.

 

 

A oto opowiadanko:

 

 

      Oprócz tradycyjnej drogi na wzgórze warowne, istniała jeszcze druga - bardziej niebezpieczna - o której nikt nie miał pojęcia. Pod zalesionymi, mglistymi lasami, pod powierzchnią ziemi, istniała dawniej kopalnia, którą zamknięto z bliżej niezbadanych przyczyn. Wejść do niej można było na dwa sposoby: albo posiadając klucz do spichlerza (w którego piwnicy była klapa do tychże kopalń), albo posiadając dorodną beczułkę dynamitu, by wysadzić stalową plombę, którą zamknięto wejście do kopalni, u podnóża wzgórza.

Takową posiadała Lotus. Ściskała ją w swych kopytkach, uśmiechając się sama do siebie... 

Kremowa, niebieskooka, czarnogrzywa jednorożec, o bystrym spojrzeniu i smukłym ciele... 

Wiatr zmierzwił jej włos, jakby chcąc wygonić ją spod włazu. Ale ona pozostała nieugięta. Ssssss... lont zaczął się palić, podpalony magiczną iskrą, beczka pomknęła w kierunku blachy. 

      Tym razem jej grzywa została potargana przez silny podmuch, wywołany eksplozją. Metaliczny trzask, zgrzyt i huk, i tumany kurzu, wzbijające się w powietrze, niczym chmura, niczym zasłona dymna, przysłoniły jej sylwetkę. Przerażone ptactwo dało o sobie znać, uciekając w przestworza, drąc się blade ze strachu. Ignorancka straż nawet nie wszczęła alarmu. Zresztą - skoro nawet nie było tu wartowników, to i tego było się na próżno doszukiwać. 

      Lotus czekała, aż kurzawa opadnie... w końcu ujrzała, że plomba została wgnieciona do środka i wybita weń, leżąc gdzieś dwa metry od "futryn". A za futrynami mrok, echo i wyczuwalna aura jakby wrogości, która dawała o sobie znać, gdy z szelmowskim uśmiechem wkroczyła do środka, przy akompaniamencie głuchego stukania jej kopytek. 

     Magiczne światło oświetlało jej drogę. Kopalnia... belki, wózki, porzucone narzędzia, gdzieniegdzie całkiem dobre lampy olejowe i naftowe. Nawet można było - jakby się przypatrzeć - ujrzeć i żyły żelaza i ołowiu. Raz nawet ujrzała geodę ametystu, położoną bałaganiarsko na torach kolejki. Ale nie zwracała na to uwagi. Liczył się teraz jej cel - wejść do warowni. Błądziła po korytarzach, szukała... pięła się w górę, dopóki nie natrafiła na rumowisko - dalsza droga na górę była zawalona, a ona zużyła jedyną beczkę prochu, na jaką było ją stać. 

- Szlag... - mruknęła pod nosem Lotus.

    Początkowa pewność siebie zaczęła ją opuszczać. Przysiadła pod stertą gruzu i zaczęła płakać, rozklejając się w przeciągu sekundy.  Wtargnęła tu tak łatwo... miała to zaplanowane, od wielu miesięcy, by teraz to trafił szlag. A ona chciała tylko... zobaczyć swojego ogiera, który jest tu razem ze stacjonującym wojskiem, żołnierza. Nie miał tu wstępu nikt, bo to obiekt wojskowy, ale Lotus chyba nie wytrzymałaby kolejnego roku bez niego... tup. Tup. Tup...

Ktoś tu szedł, i to w jej kierunku. Podniosła łebek, rzucając blade światło na jeszcze bledszego starca, odzianego w jakieś potargane szmaty. Trzymał w pysku lampę, podpierał się czekanem. Jego brodę brudziły jego własne kopyta... 

Klacz zbladła z przerażenia, a latarnia stuknęła, kładziona na ziemię.

- Czemu wchodzisz do mojego domu bez zapowiedzi? - zagrzmiał gruby, zmęczony głos ogiera.

Lotus była tak zmieszana, że nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

- J... ja... ja nie wiedziałam... - przełknęła ślinę - ja nie wiedziałam, że tu mieszkasz... pozwolisz mi wyjść? Przysięgam, że już cię więcej nie... - nagle poczuła coś zimnego na swoich nogach - ZOSTAW MNIE!

Jej nogi drętwiały, a jednocześnie czuła, jak coś zimnego zaczyna je okalać. Spojrzała starcu w oczy. Jeden raz. Pierwszy i ostatni, nim stała się kamieniem... jej niemy krzyk do dzisiaj odbija się echem po skalnych ścianach kopalni, a Skarbnik do dziś nie przestał jej pilnować...

Nim straciła świadomość, przypomniała sobie o innych rzeczach, na które nie zwracała uwagi... na przykład na posągi, które wymijała, przedzierając się ku górze... wydawały się jej wołać, tętnić życiem. Faktycznie, tętniły. I chyba dalej tętnią, bo ona świadomości nie straciła. Słyszy i czuje każde kapnięcie na nią wody, każdy krok dziada, słucha jego opowieści, dręcząc się myślą, że nigdy nie zobaczy Sham'Shira, nigdy już jej nie przytuli i nigdy... nie wezmą ślubu.

Edytowano przez Feather
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Środa time, więc jak obiecałem, pora przeczytać podania.

No i cóż... tym razem są tylko dwa, tylko po co daliście

wasze historie w cytaty? Dunno, niepotrzebnie zresztą.

 

Dahlio, jeśli chodzi o błędy: rzuca się w oczy brak odstępu

przy myślniku - ZAWSZE go oddzielamy od wyrazów, zapamiętaj.

Poza tym, dialogi. Gdy kończysz je, przykładowo, "- powiedziała",

NIE kończysz zdania przed myślnikiem kropką.

Dałbym ciebie do Decadeda na nauki, ale wciąż nie zrobił swojej

stronki o pisowni, więc muszę zasugerować ci lekturę tegoż:

PISOWNIA DIALOGÓW DLA CZARNYCH DAHLII

 

Dobrze jednak, że z przecinkami takich problemów już nie dostrzegłem.

To się chwali, naprawdę.

 

Idziemy dalej... Piórkowiec...

Niby nic wielkiego, ale zauważyłem pewną niekonsekwencję w twoim

spisie wad i zalet. Skoro wymieniasz już je od nowego akapitu,

albo kończysz je niczym, albo kropką/przecinkiem/dwukropkiem

(w tych dwóch ostatnich przypadkach, ostatnią pozycję na liście

kończysz po prostu kropką), a nie raz tak, raz siak :P

 

Ciekawe rzeczy można zauważyć w podaniach, co nie?

No, oczywiście nie każdy na takie rzeczy zwraca uwagę, heh.

Historia nie najgorsza, na poziomie Dahlii, chociaż pozbawiona

błędów w kwestii dialogów (choć było ich zauważalnie mniej).

Trochę tak dziwnie przeszedłeś na czas teraźniejszy w końcówce,

spokojnie mogłeś tutaj ciągnąć opowieść w przeszłym.

 

Ok, zatem pora na werdykt... Dwa podania, jedno miejsce...

Dość równy ich poziom, ogier i klacz... Pora na rzut monety...

...

Ok, stanęła na kancie, wow. Zatem... wybieram waszą dwójkę, a co.

Brawo, macie rangę MG i jesteście teraz grubi :P

 

To tyle. Cya next time.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Doświadczenie: Jako gracz ukończyłem jedną sesję, w obecnej chwili w jednej uczestniczę na forum, a w drugiej prywatnie. Prowadzę również prywatną sesję jako MG od pół roku. 

Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: Oprócz ukochanej Equestrii? Przede wszystkim uniwersum wykreowane przez A. Sapkowskiego, czyli lore “Wiedźmina”. Poza tym byłby to Mass Effect. Możliwe, że potrafiłbym wykrzesać jakąś sesję na bazie mojej wiedzy o uniwersum The Elder Scrolls. Świat Fallout też jest mi znany, ale w żadnym wypadku nie jestem ekspertem. No i jest jeszcze Morda w Kompot. A, no i Gothic.
Dodatkowo bardzo lubię crossoverować świat MLP z dowolnym innym, podatnym na taki zabieg.

Dlaczego Ty?: Hm… Pomyślmy. Przede wszystkim mam dużo czasu, więc raczej nie powinna się zdarzyć sytuacja, w której odpowiedzi nie będą przychodzić miesiącami.
Jestem też kreatywny i jestem człowiekiem z wyobraźnią. Ponadto mam pewne doświadczenie pisarskie. Fafnik, który piszę zbiera na razie dość wysokie oceny, a i wcześniej zdarzało mi się coś napisać. Staram się pisać jak najpoprawniej, unikając przy tym poważniejszych błędów. Najważniejsze jest to, ze potrafię tworzyć spójne i czytelne zdania. 

No i lubię gry RPG, lubię wczuwać się w historie, które MG tworzy razem z graczem. 

Wady, zalety: Rozpiszę je tak:
Zalety:
- Wspomniana kreatywność
- Dostępność
- Lubię nawiązywać kontakty, więc w razie czego można się ze mną łatwo dogadać

- Jestem ugodowy, zawsze jestem chętny pójść komuś na rękę, byleby była zabawa

Wady:
- Jestem trochę niecierpliwy
- Nie toleruje wielu rzeczy: głupoty, chamstwa czy ignorancji

- Bywam leniwy

- Normalnie jestem spokojny, ale kiedy ktoś mnie wkurzy to potrafię być złośliwy

Kontakt (mail / gg / aqq / skype):
Mail: [email protected]
GG: 48315123
Skype: lagodzinski5

Przykładowe WŁASNE opowiadanie:
Moim własnym opowiadaniem jest chociażby “Wiedźma”

A oto opowiadanie pisane na potrzeby podania:

Korytarz rozświetlany był jedynie przez wątłe światło lampy naftowej. Ich kroki niosły się echem przez cały zamek. Mijali po drodze przeróżne obrazy kucyków w bogatych, szlacheckich strojach, od czasu do czasu minęli jakąś zbroję. Deszcz bił w okiennice grubymi kroplami, na zewnątrz grzmiało i wył wiatr.
Zatrzymali się, kiedy ich droga rozgałęziała się na dwa kierunki: prosto i w lewo.
- To był bardzo, bardzo zły pomysł - stwierdził Emerald, wątły kucyk ziemny o pomarańczowej maści i błękitnej grzywie.
Oswald, jego towarzysz - czarny pegaz z granatową grzywą, rozglądnął się i jakby zaczął zastanawiać.
- Myślę, że powinniśmy iść tam. - Wskazał przejście po lewej. - Jak pójdziemy prosto, zapewne znowu wrócimy do główniej sali.
- Przypomnij mi, dlaczego ja się na to zgodziłem? -jęknął Emerald.
- Bo mamony nigdy za wiele! Przypominam ci, że się za pół roku żenisz. Nie chcesz wyprawić takiego weseliska, żeby nawet księżniczkom zrzedły miny? Oj, daj spokój! Boisz się duuuchów?
- Nie, ale… - Rozejrzał się po ciemnym korytarzu. - Tu jest strasznie.
- Weź się w garść! - Oswald klepnął Emeralda w bok. - A teraz podnoś lampę i idziemy!
Dwóch przyjaciół skręciło w boczne przejście. Korytarz prowadził prosto do jednego pomieszczenia - biblioteki. Jak to biblioteka - pachniała atramentem, papierem i kurzem. Setki książek na półkach, jeszcze więcej leżących luzem na ziemi. Regałów było mnóstwo i tworzyły niemal labirynt, w którym o zgubienie się było bardzo łatwo. Wystarczyło zagapić się na moment.
Księgozbiór zawierał literaturę z niemal każdej dziedziny. Od biologii, przez chemię i fizykę, aż po tajemnicze arkana magii. Nie brakowało też zwykłych powieści i opowiadań.
Emerald i Oswald błądzili między regałami jeszcze przez dłuższy czas. Kucyk ziemny zaczynał się coraz bardziej bać. Cisza, jaka tu panowała była zbyt ciężka, jakby nienaturalna. Jego przyjaciel zdawał się tego nie zauważać. Zależało mu tylko na znalezieniu drogi do skarbu. We dwóch zakradli się do opuszczonego zamku na bezdrożach, wiedzeni chęcią łatwego zarobku. W zasadzie to Oswald był nią wiedziony. I przy okazji przywiódł za sobą Emeralda.
- Jestem pewien - powiedział pegaz - że gdzieś w bibliotece jest jakieś sekretne przejście. Zawsze jakieś jest w bibliotece.
- Oswald… tam chyba coś się rusza…
- To poświeć i sprawdź. - Pegaz przewrócił oczami. - Dawaj to!
Oswald odebrał lampę od przyjaciela i poszedł we wskazane miejsce. Rozejrzał się, pokręcił głową i wrócił do Emeralda, który właśnie przyglądał się jednemu z regałów.
- Ty panikarzu - westchnął pegaz, odkładając lampę.
- Chyba miałeś rację. Poświeć tu.
Zdziwiony Oswald wziął lampę do pyska i uniósł ją. Emerald właśnie wskazywał na jedną, wyróżniającą się wśród innych, książkę. Połyskiwała w blasku lampy. Oswald dotknął jej. Była zimna. I twarda. Była z metalu. Pegaz pokiwał z uznaniem głową i spróbował wyciągnąć książkę. Obaj usłyszeli dźwięk otwieranego zamka, a po chwili przesuwania się czegoś ciężkiego po podłodze.
Jeden z regałów odsunął się, otwierając przejście schodami na dół.
Oswald klepnął Emeralda w bok na tyle mocno, że kucyk ziemny mało się nie przewrócił.
- Ty to jesteś jednak mózg! - powiedział z zadowoleniem Oswald, kiedy oddał lampę Emeraldowi.
Zeszli schodami na dół. Im niżej schodzili tym robiło się coraz zimniej. Teoretycznie było to normalne. Jednak temperatura spadała na łeb na szyję prawdopodobnie poniżej zera. Oswald szczękał zębami, a Emerald z oczywistych względów szczękać nie mógł.
Pomieszczenie, do którego zeszli przypominało salę tronową. Sklepienie podpierały kolumny, a na końcu pomieszczenia stał tron. Oswald był pewien, ze skarb jest gdzieś w pobliżu. Mimo okropnego zimna, uśmiechnął się.
Ni stąd ni zowąd zawiał bardzo silny i zimny wiatr, który zgasił ogień w lampie, a Oswalda przemroził do kości.
- Ku-ku-ku-kurde… Em-em-em-emerald?
Pegaz zaczął szukać przyjaciela po omacku, jednak za nic nie mógł na niego natrafić. Zdziwiło go, że kucyk ziemny nie upuścił lampy, ani nie przeraził się. Choć w zasadzie mógł zemdleć.
Pomieszczenie zostało w mgnieniu oka oświetlone przez cztery błękitne kule energii, które pojawiły się znikąd. Oswald najpierw zdziwiony, potem przerażone zaczął szukać Emeralda. Znalazł go szybciej niż się spodziewał.
Ale nie tak, jak się spodziewał.
Kucyk ziemny siedział na tronie jak gdyby nigdy nic. Zdenerwowany pegaz podszedł do niego z zamiarem zaprezentowania swojego zasobu bluzgów, ale nagle zatrzymał się. Gdy tylko przyjrzał się Emeraldowi. Kucyk ziemny miał spuszczoną głowę. Wpatrywał się w podłogę mętnym wzrokiem, który mógł oznaczać tylko jedno.
Emerald był martwy.
Oswald zaczął się cofać. Panicznie i w pośpiechu. Bał się. Bał się jak nigdy dotąd. Czuł lęk, zaglądający mu wgłąb duszy i ściskający za serce. Czuł okropne poczucie winy. Emerald wielokrotnie mówił, że chce wracać. Ale Oswald go nie słuchał. Teraz pegazowi niewiele brakowało do zrobienia pod siebie.
Cofając się, nadział się na coś. Lub raczej… na kogoś.
Krzyknął przerażony i upadł na posadzkę. Odwrócił się, a do oczy napłynęły mu łzy. Chciał płakać ze strachu. Normalnie, gdyby zobaczył jasnoszara klacz jednorożca z przepiękną szkarłatną grzywą i takimi samymi oczami zapewne ucieszyłby się, nabrał pewności siebie i zagadał.
Ale nie teraz.
- Co się stało, mój kochany? - spytała seksownym głosem.
Oswald zaczął czołgać się w tył, ślizgać i jąkać.
- Nie cieszysz się na mój widok? Dlaczego? Ja ‘bardzo’ cieszę się, że tu jesteś. Tyle lat byłam taka samotna… A dziś pojawiliście się wy. Twój mierny przyjaciel nie wzbudził mego zaciekawienia… Ty jesteś taki silny, męski…
Czarny pegaz dalej wycofywał się bez przeryw, co chwila upadając na zad i ślizgając się. Nie spuszczał klacz z oczu. Choć nie miało to wielkiego znaczenia. Klacz zatrzymała się. Oswald przyspieszył tępo swojej “ucieczki”. Nie uciekł daleko. Natknął się na tron i kopyta martwego Emeralda.
Jęknął panicznie, gdy klacz pojawiła się nad nim i złapała kopytami za twarz. Zaczęła głaskać go po głowie, nachylając się nad nim.
- Tak… Jesteś idealny. - Uśmiechnęła się, ukazując pokaźne kły. Oswald zaczął jęczeć. - A od teraz będziesz mój…
Zniżyła głowę, pocałowała go, a potem szepnęła do ucha:
- Na zawsze...

Edytowano przez Zodiak
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie:

     Moderatorka na forum Rainbow Factory Project, regentka na MLPPolska - to również o czymś świadczy, prawda? Sposób komunikacji z innymi, zachowania, styl pisania - a co się z tym wiąże - poprawność ortograficzna, interpunkcyjna, gramatyczna. Uczestniczyłam w wielu sesjach na różnych forach, niekoniecznie tutaj. Piszę wiersze. Poza tym brak innego doświadczenia w sprawach GM’owania.

Jakie INNE realia mogłabyś zaproponować?:

    Przede wszystkim standardowo Fallout Equestria, Silent Ponyville i czasy New Lunar Republic/Solar Empire; Rainbow Factory, bądź przykładowo inny postapokaliptyczny świat, zaraza, podziemne stworzenia z mackami... Świat ludzi, różne wymiary w różnym czasie i przestrzeni według opisu gracza; światy z filmów, książek, anime, do czego dostosuję się - zapoznam z fabułą i miejscem, czasem, w którym to się rozgrywa i ogólnym sensem. Przyjmę również realia stworzone i jasno przedstawione przez graczy.

Dlaczego Ty?

    Czy to przypadkiem nie pokrywa się z następnym punktem, z zaletami? Naszymi pozytywnymi cechami, które pozwolą zostać nam Mistrzem Gry? Być może. Odpowiem jednak pokrótce - oferuję rozwinięte i bogate słownictwo, jak również o podobnych cechach akcje. Nie mam większych problemów z ortografią, dysponuję dużym zasobem czasowym i możliwościami.

Wady, zalety (swoje, oczywiście):

    Zacznijmy od wad, których mam nadzieję wykryć w sobie jak najmniej. Z pewnością niektórym wydawać się może niekomfortowe pisanie z 12-letnią osobą - na tej samej zasadzie mam nadzieję, że sesje w dziale [+18] będą możliwe w moim przypadku do prowadzenia. Nienawidzę nieprzestrzegania ortografii i naginania zasad języka polskiego w nagminny wręcz sposób - choć może to i dobrze - co będę oceniać uważniej podczas sprawdzania, zatwierdzania kart postaci do sesji (choć szczerze mówiąc sama z pewnością popełniam błędy, a zwracam innym uwagę na te kolosalne). Moja samoocena bywa momentami bardzo niska, co doprowadza mnie do obłędu - staram się jednak nie okazywać uczuć z życia codziennego w sesji.
Uważam, zupełnie szczerze, że mój poziom pisania jest co najmniej wysoki. Może trochę mniej. Zdarza mi się gubić niektóre przecinki, czy zrobić bezsensowną literówkę - poza tym, hah, dialogi! Proste jak drut, czego niektórzy nie potrafią za Lunę zrozumieć.
    Mam dużo wolnego czasu - nie kolosalnie dużo, na tyle jednak, by móc swobodnie prowadzić sesje i sprawować się jako MG. Staram się ubarwiać swoje opisy i rozwijać myśli, nie pędzić jednak ze zdarzeniami - pewne cechy można zaliczyć do kreatywności, jak, sądzę. Zdecydowanie otwarta na propozycje użytkowników, ich opinie i sugestie. Cierpliwa, staram się utrzymać dobry kontakt z graczami nawet poza sesją.

 

Kontakt:

 

Gmail: [email protected]
GG: 46725148 (na gg bywam najczęściej)
Skype: joanna.placak

Przykładowe WŁASNE opowiadanie:
 
    Jak sądzę jest to niedługie opowiadanie podpadające pod Grimdark. Jeśli ktoś jednak będzie uważał to za Gore, które według mnie takowym nie jest, to wypadałoby ostrzec. Ostrzegam. Jeśli oceniający zapragną, podam przykład innego. Mogą nawet po chamsku usunąć, to coś było napisane specjalnie na potrzeby rekrutacji na MG. Edit. Jednak to chyba leciutkie... takie tylko leciutkie gore. Albo mocny grimdark. W ogóle niestraszny, można czytać chyba. Że też zgotowałam coś takiego na rekrutację, po co mi to było...
 


     Zgrabne, smukłe smugi białego dymu przecięły cmentarną ciemność. Ciemność mroczniejszą od wszystkich, w której nie widać własnego kopyta przed twarzą, a najcichszy dźwięk przyprawia o dreszcze. Próżnia, wszechogarniająca pustka, w której boisz się drgnąć chociaż, by nie runąć w otchłań. Do nozdrzy dobijał się ostry, wiercący zapach, dostając się do płuc i doprowadzając do chorobliwego obłędu. Złote płomienie stały na baczność, nieruchomo, w ciszy pożerały lśniący szkarłatem czerwieni wosk, jakby knot wcześniej nie istniał. Delikatne światło zlewało się z szorstką skórą milczącej postaci. Ktoś nawet o doskonałym wzroku mógł dopiero po chwili dostrzec, że surrealistycznie wyglądający kuc siedzi po turecku pomiędzy owymi walcowatymi świecami wysokości młodego gryfa. Jego oczy są zamknięte, powieki co chwilę lekko drgają. Wokół panuje nieznośna, grobowa wręcz cisza. Głośne wibrowanie w głowie nasilało się, uciążliwe bzyczenie przewiercało na wylot całe ciało, wrzynając się w skórę jak miriady Paraspritów.
    Sypki, pomarańczowy proszek kręgiem otaczał kuca, zaległ na zimnej, gładkiej powierzchni. Symetryczne wcięcie w kole przed nim zapłonęło, za nim reszta magicznego okręgu. Przed nim leżał długi, stary sztylet. Długi róg wydawał się płaski, tkwiły w nim nienaturalne dziury – równie podejrzanym faktem był brak grzywy i fikcyjne, nie z tego świata wręcz, kopyta, ubrudzone czymś ciemnym. Gdy czarny jednoróg otworzył oczy, z łatwością rozpoznałby go każdy bez wyjątku. Małe źrebaki uczą się tym na historii, biologii, chemii - stwór żyjący za czasów Pierwszych Powierniczek Elementów Harmonii, niespotykany już. Ogromy podziemnych kolonii za przywództwem Królowej Chrysales I, jej córki Księżniczki Changelle, jej potomków – Friddey’a i Galeseia, oraz całej dynastii Changelanów przez prawie 100 lat po śmierci pięciu Elementów, władał Equestrią. Teraz rasa ta jest tępiona, jak i od początku XXIII wieku.
    Oczy jego płonęły turkusem. Tak, jego oczy... Świetliste, wydawać by się mogło, że nie mają źrenic, żadnego konkretnego kształtu. Oczy zwężające się przy wyczuciu źródła miłości. Nienamacalnej, cennej, którą żywią się od początku ich istnienia. Uczucie to pozwala im żyć, trwać w roju. Podmieniec. Czarna, mroczna szkarada, postrach wszystkich żyjących istot - brutalne, bezlitosne bestie.

        – Leve kanpe. Nou mande charite, nou santi nou nou libere. Leve kanpe... – Wyszeptał, mrużąc oczy i powtarzając swoją kwestię kilkakrotnie.

    Nicość zapłonęła. Zielonawa poświata spod skrzyżowanych, dziurawych kopyt oblała światłem obszerne pomieszczenie, ujawniając szczegóły. Gdyby była tu jakaś żywa dusza - od 2056 roku Changelingi wyszły ze spisu światowego stworzeń żywych - nie wytrzymałaby tego widoku. Pokój żywcem wzięty z filmu o ludożercach po polowaniu, którzy postanowili studiować Łówstwo Głów na Uniwersytecie im. Mordecza. Ciszę co chwilę przerywało ciche kapanie małych kropli na ziemię. U sufitu wisiały grube, zardzewiałe łańcuchy i liny. Stryczek. Zmasakrowane ciała nieżyjących źrebiąt. Mały pegaz, jednorożec, kuc ziemny, a nawet jedna zebra i gryf. W kręgu można było dostrzec niewyraźny zarys jeszcze jednej, małej ofiary... W miejscu ich oczu zionęła czarna dziura, bezwzględna ciemność. Taka, jak w oczach Podmieńców. Opustoszałe, pozbawione uczuć, miłości, czarne źrenice wpatrujące się przed siebie.

        – Viktim nan te depoze, leve! Ou satisfè grangou epi bay kontantman nou an, blesi nou gori. Leve non, Rèn... Changeling rive lè li nan lanmò anivèsè Anniversary! - Krzyczał coraz głośniej w niezrozumiałym języku.

    Chrypliwy, głęboki głos odbijał się echem po pomieszczeniu. Złowrogi, taki, którym krzyczą potwory z bajek czytanych źrebakom na dobranoc. Zdawał się swoją siłą i agresją powalić na kolana Cerbera stojącego na straży Bram Tartaru, czy stado mantykor.
    Nagle krąg z “wcięciem” wokół siedzącego po turecku Podmieńca, stworzony ze sproszkowanych kości gryfa i jednorożca, zapłonął. Świece rytualne zgasły, zgaszone jakby trzepotem skrzydeł. Changeling otworzył perłowe oczy. Teraz były puste, wpatrujące się z obłędem w dal - jeśli mogły wyglądać bardziej potwornie, wyglądały. W przerażającym geście stwór zaczął bełkotać i drżeć.

        – Władczyni Podziemi, Córo Szatana - vini non, wè la a, genyen!

    Cała ziemia zadrżała. Podmieniec obcym wzrokiem, z obłędem wziął do kopyta ostrze przed sobą - podłużny sztylet. Krzyk przepełnił milczącą salę, gdy nóż z chrzęstem wbił się w twardy tylko pozornie tors. Ciało z hukiem upadło na ziemię, po której sączyła się czerwona posoka, oczy Podmieńca wróciły do dawnej formy. Rytuał nie skończył się jednak. Płomienie z okręgu stały się zielone. Po pomieszczeniu rozeszła się woń stęchlizny i pleśni.
    Szum. Nagle rozlega się jękliwy, potworny głos, władczy ton wybija się ponad wszystko.

        – Cóż mam uczynić, nędzniku? Jakim powodem jest wyrwanie mnie z objęć śmierci i sędziwości? – Zagrzmiał kobiecy, chrypliwy głos, dochodzący zewsząd.

        – O Pani... – charczał Podmieniec, dławiąc się łzami. – Rój potrzebuje pomocy. Zapomnieli o tobie, nie w-wiedzą...

    Salę przepełnił potworny, gromki śmiech, który huczał w uszach jeszcze przez pewien czas. Wszystko nagle zgasło, mrok pożarł ostatnie promienie światła. Panika ogarnęła wykrwawiającego się stwora. Rozległ się huk i szuranie. Głośny trzask. Śmiech owej Pani, jak ją nazwał.

        – Ofiara przyjęta. Ten, który wskrzesił mnie, umrze.

        – Harmonia... P-przyjaźń i moc Elementów Trzecich... – dygotał na ziemi, mamrocząc. – J-ja... przez c-całe życie... te ofiary...

        – Podmieńcu, nie wątp w mą potęgę. Realna forma odrodziła się we mnie, ciało Władczyni powróciło.

    Jednorożec, pegaz, kuc ziemny, zebra, gryf. Ofiara Ras do rytuału. Wszyscy z nich to obdarzone największą miłością istoty w Equestrii. Ich serce przepełnione żarnym umiłowaniem i przyjaźnią, niezastąpioną. Czymś, czym żywią się Changelingi. Jednak kluczem była szósta ofiara. Mała klacz. Róg i skrzydła. Alicorn, potomek Królowej Cadence i Króla Shining Armora. Chaos w kraju, cierpienie w sercu. Nie żyła. Bezimienny malec nie żył.

        – Egzystuję ja, Twoja Królowa. Tron Equestrii obalony będzie, dokonam tego ja, z rojem moim – głos zdawał się realistyczny, zbliżający się. – Powstaniesz i będziesz Królem, wskrzeszycielu.

        – Vini non, wè la a, genyen, Rèn! – Dziurawe kopyto w ciemności dotknęło czoła Podmieńca, charczący oddech gasł, cichszy - odstępy pomiędzy wdechem były coraz dłuższe.

    Róg zabłysł zielenią. Czarne skrzydła, emanujące w ciemności oczy, wężowe źrenice. Tak, teraz będę o niej pamiętać. Przypomną sobie, podziemne kolonie i ból. Miłość pożartą, siłą wyciągniętą z ich ciała, pustkę w środku. Zmiana ciał, rój i sobowtórzy, możliwość zmiany. Strach. Equestria w chaosie, pod władaniem Changelingów. Mrok. Minęło zbyt dużo czasu, ale przypomną sobie.

        – Prawdziwa Królowa Chrystalis powróciła. – Wyszeptała, zanosząc się gromkim śmiechem.

Edytowano przez KreeoLe
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tym razem trafiły się naprawdę zacne persony,

wow, jakże mi miło.

Nie ma co, Zodiak i Kree zostają MG.

 

Przy czym mam drobne uwagi do Kree jeśli chodzi

o konstrukcję dialogów. Naprawdę, gdy kończysz wypowiedź

wielokropkiem albo wykrzyknikiem/znakiem zapytania,

NIE piszesz wtrącenia odnarratorskiego dużą literą :P

Ot, taka drobną uwaga.

 

Nabór closed.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Doświadczenie: Zbyt dużego nie mam, to jakieś sesje, w których tylko uczestniczyłam, ale chętnie je nabędę

Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: ogólnie świat Tolkiena, różne ludzkie rzeczy, Pokémony,

Dlaczego Ty?: Ponieważ zawsze chciałam poprowadzić sesje i ja się nie zniechęcam od razu.

Wady, zalety (swoje, oczywiście): Wady: nie lubię, gdy coś idzie inaczej niż chcę, łatwo się denerwuję,

Zalety: wyobraźnia, jestem bardzo dużo na forum, znam się na ortografii,

Kontakt (mail / gg / aqq / skype): [email protected]

Przykładowe WŁASNE opowiadanie:Alex szedł przez las. Nie był to zwykły las, ale nikt nie wiedział co było w nim niezwykłego. Może ta tajemniczość? Może ciemność, która panowała w nim? A może straszne potwory, które czaiły się w całym lesie? Na tę myśl Alex wzdrygnął się. Spotkanie z potworami to nie był dobry pomysł. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Obejrzał się, ale nic nie zobaczył. Za nim też coś zaszeleściło, ale tak samo nic nie zobaczył. Nagle drzewa pochyliły się i Alex poczuł wiatr. Zobaczył ogromnego ptaka, który machał skrzydłami.

-Mógłbyś przestać?

Powiedział i ptak wylądował na ziemi.

-Kim jesteś? Nigdy nie widziałem takiego wielkiego ptaka.

Zapytał się.

-Jestem Atlantis. U nas w lesie jest masa takich jak ja.

Alex odskoczył.

-To ty umiesz mówić?

Zdziwił się. Nigdy nie spotkał wielkiego, gadającego ptaka. To zaczynało mu się coraz mniej podobać.

-Umiem. To normalne u ptaków z tego lasu. A ty jak masz na imię?

Atlantis odpowiedział i czekał na odpowiedź.

-Jestem...

Chłopak zawachał się. Czy użyć prawdziwego imienia?

-No, jak masz na imię?

Ptak zniecierpliwił się.

-Jestem Alex.

Odpowiedział po chwili. Ptak pokazał mu, żeby poszedł za nim. Zaprowadził go do wioski takich jak on ptaków, przedstawił Alexa wszystkim i jemu wszystkich, choć chłopakowi wydawało się, że wszyscy wyglądają tak samo. W wiosce spędził trochę czasu i jak wrócił do domu było już ciemno. Nikomu nie powiedział o tej przygodzie. Wolał zostawić ją sobie.

Edytowano przez Harmony
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie: Nieco sesji na innych forach, jedna tutaj. Prowadziłem jedną multisesję, niestety byłem zmuszony ją miesiąc później zamknąć z powodu nieodpisywania graczy.

Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?:

  • Transformers - jak wielu wie, należę do fandomu tej franczyzny. Mogę poprowadzić sesję w niemal każdym uniwersum - nie licząc Robots in Disguise (kiepska japońska podróba Beast Wars) oraz komiksów Marvela i Dreamwave. Z resztą problemów mieć nie będę, a wybór jest szeroki - od pierwszego Generation 1 po najnowsze Prime i trylogię Michaela Baya oraz komiksy IDW (czyli dzieła dla nieco starszych czytelników, gdzie walka dobra ze złem schodzi na drugi plan, zastąpiona przez polityczne intrygi, itp.);
  • Warhammer 40.000 - wyjadaczem takim jak Tarreth czy Kocham Chemię nie jestem, ale nieco się znam (choć kuleję z Herezji Horusa). U mnie dostępne są wszystkie rasy i frakcje (no, oprócz bogów).
  • Metal Gear Solid - uniwersum słynnej serii gier Konami dziejąca się w niedalekiej przyszłości, gdzie w bitwach walczą już żołnierze z nanomaszynami we krwi, cyborgi oraz tytułowe Metal Gears. Dostępne zarówno dla tych, którzy jak Solid Snake chcą przekradać się pośród przeciwników, jak i tych, którzy pragną siekać wrogów na drobne kawałeczki samurajskim mieczem niczym Raiden.
  • Gundam - świat popularnego mecha anime, gdzie ludzkość wyszła w kosmos w poszukiwaniu boga zwanego Możliwością - a znalazła jedynie wojny, śmierć i nienawiść. Dla tych, co lubią Wielkie Roboty. Najlepiej znam Char's Conterattack oraz Gundam Unicorn.
  • S.T.A.L.K.E.R. - słynne uniwersum gier, umiejscowione w Czarnobylskiej Strefie Zamkniętej. Czytałem "Ołowiany świt" oraz grałem we wszystkie gry. Dla fanów postapo, gdzie na każdym kroku można zginąć.
  • Spellforce 1 i 2 - och, gra dzieciństwa mnóstwa ludzi, w tym mnie. Fantasy mające miejsce w świecie zrujnowanym przez Wojnę Przywołania, rozpętanej przez żądnych potęgi i władzy Magów Kręgów, przez którą podróżować można jedynie za pomocą portali. Jednakże ich moc ciągle słabnie...
  • Diablo - kolejna gra mego dzieciństwa. Demony, bohaterowie, wielkie czyny - wszystko okraszone krwią, potem i łzami. Na pewno byłaby z tego multisesja.
  • Na życzenie - na życzenie graczy mogę poprowadzić sesję w Wiedźminie, Mass Effect, Hellsing, Star Wars, Might and Magic i w innych franczyznach.

Dlaczego Ty?: Chciałbym poprowadzić parę sesji i zapewnić kilku graczom miłe chwile podczas moich sesji. Mam dużo czasu - na forum wchodzę codziennie. W weekendy mogę nawet odpisywać kilka razy dziennie. Clop i gore mi niestraszne. Najchętniej prowadziłbym shippingi :lunaderp:.

Wady, zalety:

  • jestem kreatywny, ale to każdy pisze - powiem, że częściej biorę kilka pomysłów z różnych rzeczy, mieszam, prasuję w kostkę, gotuję na małym ogniu, po czym tworzę  nich coś nowego,
  • cierpliwy,
  • wczuwam się w sesje (jednak wymagam do tego poprawnej polszczyzny od graczy),
  • myślę, że mam niezły styl pisania,
  • spokojny,
  • potrafię być irytujący,
  • czasem próżny (patrz: zawsze ;_; ),
  • mogę się obrazić,
  • leniwy, (będę się jednak starać odpisać na przynajmniej jedną sesję dziennie);

Kontakt:

Przykładowe własne opowiadanie:

Część starego opowiadania wyciągniętego z szafy:

Wieko brązowej zużytej walizki otworzyło się ze skrzypieniem po raz kilkudziesiętny tego poranka. Jej zawartość uniosła się w powietrze, otoczona fioletowym blaskiem. Były to między innymi ubrania na każdą pogodę, trzy szczoteczki do zębów oraz dwie tubki pasty, kompas, ogromna, składana mapa, książki o tytułach takich jak “Królewski Savoir-vivre” czy “Drzewa genealogiczne współczesnych rodów Equestrii”, kilka paczek chusteczek, (...), składany teleskop, tablicę astronomiczną, supermocny klej w spraju, (...), temperówkę czy krem do opalania z dużym filtrem (mimo, że aktualnie panowała jesień). A to tylko w tej walizce.

Przedmioty fruwały przed oczyma lawendowej klaczy o granatowej grzywie z fioletowymi pasemkami, która raz po raz spoglądała na trzymaną w kopytach lekko pogniecioną listę. Czytała cicho na głos jej kolejne punkty. Po paru minutach jej wzrok zjechał w końcu na dolną krawędź pergaminu. Westchnęła bezgłośnie. Uczucie, że o czymś zapomniała, nie znikało. Jej róg zalśnił nieco mocniej i lewitujące przedmioty natychmiastowo wróciły do walizki, która po chwili wylądowała na stercie jej podobnych w kącie pomieszczenia. Kucyk usiadł zrezygnowany na swoim łóżku.

Niespodziewanie drzwi do sypialni otworzyły się z hukiem i do środka wparowało niskie, fioletowo-żółte stworzenie. Przypominało jaszczurkę - miało ogon i cztery szponiaste łapy, mimo to poruszało się na dwóch w pozycji wyprostowanej. Przez całe jego grzbiet przebiegał zielony grzebień. Stworzenie to było młodym smokiem.
— Twilight, przepraszam Cię, zaspałem... — wysapał, oddychając ciężko, po czym ucichł, zdawszy sobie sprawę, że kucyk siedzi na łóżku. Zamrugał zdziwiony — Nie śpisz? — zapytał, upewniając się. Lawendowa klacz pokręciła głową.
— Nie, Spike, sama się obudziłam. I nie mogę pozbyć się wrażenia, że o czymś zapomniałam. - podparła brodę kopytem w zamyśleniu. Gad przewrócił oczami i ziewnął, po czym przeciągnął się, rozprostowując kości.
— Następnym razem nie każ mi cię budzić, skoro sama sobie z tym świetnie radzisz. - burknął obrażony, choć tak naprawdę nie gniewał się na swoją współlokatorkę. Odwrócił się i wyszedł z pomieszczenia. Chwilę potem jednak jego głowa ponownie pojawiła się w wejściu, jakby młody smok o czymś zapomniał — Co chcesz na śniadanie? — zapytał. Klacz zastanawiała się kilka sekund.
— Hmm, chyba gofry. — odpowiedziała niezdecydowanym głosem — Tak, gofry. — dodała już bardziej pewnie.
— Już się robią. — Spike podniósł kciuk w górę i uśmiechnął się do niej, ukazując rzędy białych kłów, po czym zniknął za ścianą. Tymczasem Twilight zaczęła przeszukiwać swoją sypialnię w nadziei, że znajdzie przedmiot, o którym zapomniała. Niestety, łowy spełzły na niczym. Przerwało je burczenie w brzuchu kucyka. Nawet największym umysłom żołądek potrafi pokrzyżować plany, domagając się napełnienia (w tym momencie autor wstał i poszedł zrobić sobie kanapki).

 

Ciągle pisany rozdział pierwszy mego nowego dzieła:

https://docs.google.com/document/d/11kilOmA8tHvHc2Hrj5ypsEKIJtPnd-fBxGmj1fOF-XY/edit

Edytowano przez Generalek
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


myślę, że mam niezły styl pisania,

 

Zaiste, masz. Czytało się to dobrze, widać, że masz potencjał, a i potrafisz się utrzymać na forume mimo pewnego wypalenia :P Cóż więcej dodać... masz tę fuchę. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Doświadczenie: Zbyt dużego nie mam, to jakieś sesje, w których tylko uczestniczyłam, ale chętnie je nabędę

Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować?: Poza kucykami to ogólnie świat Tolkiena, różne ludzkie rzeczy, Pokémony,

Dlaczego Ty?: Ponieważ zawsze chciałam poprowadzić sesje i ja się nie zniechęcam od razu.

Wady, zalety (swoje, oczywiście): Wady: nie lubię, gdy coś idzie inaczej niż chcę, łatwo się denerwuję,

Zalety: wyobraźnia, jestem bardzo dużo na forum, znam się na ortografii,

Kontakt (mail / gg / aqq / skype): [email protected]

Przykładowe WŁASNE opowiadanie:Alex szedł przez las. Nie był to zwykły las, ale nikt nie wiedział co było w nim niezwykłego. Może ta tajemniczość? Może ciemność, która panowała w nim? A może straszne potwory, które czaiły się w całym lesie? Na tę myśl Alex wzdrygnął się. Spotkanie z potworami to nie był dobry pomysł. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Obejrzał się, ale nic nie zobaczył. Za nim też coś zaszeleściło, ale tak samo nic nie zobaczył. Nagle drzewa pochyliły się i Alex poczuł wiatr. Zobaczył ogromnego ptaka, który machał skrzydłami.

-Mógłbyś przestać?

Powiedział i ptak wylądował na ziemi.

-Kim jesteś? Nigdy nie widziałem takiego wielkiego ptaka.

Zapytał się.

-Jestem Atlantis. U nas w lesie jest masa takich jak ja.

Alex odskoczył.

-To ty umiesz mówić?

Zdziwił się. Nigdy nie spotkał wielkiego, gadającego ptaka. To zaczynało mu się coraz mniej podobać.

-Umiem. To normalne u ptaków z tego lasu. A ty jak masz na imię?

Atlantis odpowiedział i czekał na odpowiedź.

-Jestem...

Chłopak zawachał się. Czy użyć prawdziwego imienia?

-No, jak masz na imię?

Ptak zniecierpliwił się.

-Jestem Alex.

Odpowiedział po chwili. Ptak pokazał mu, żeby poszedł za nim. Zaprowadził go do wioski takich jak on ptaków, przedstawił Alexa wszystkim i jemu wszystkich, choć chłopakowi wydawało się, że wszyscy wyglądają tak samo. W wiosce spędził trochę czasu i jak wrócił do domu było już ciemno. Nikomu nie powiedział o tej przygodzie. Wolał zostawić ją sobie.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doświadczenie - Mam lekkie, ale nie duże. Prowadzę sesje różnorakie, od Igrzysk, po FOL-POZ i sesję z pisanymi listami robionymi osobno(jak nie rozumiesz to zapraszam do ,,Poznawanie Rezydencji Trzech Księżniczek'' tam zobaczysz o co chodzi). Oprócz tego to w sumie żadne.
Realia:
  • Świat Harry'ego Pottera
  • Uniwersum TCB
  • Świat Igrzysk Śmierci
  • Uniwersa apokaliptyczne
  • Equestria przed Celestią i Luną
  • Uniwersa nadnaturalne(elfy i tak dalej)
  • [EDIT bo mi się przypomniało] Oczywiście Silent Ponyville.
Dlaczego ty? - Ponieważ bardzo lubię prowadzić sesje i mam ciekawe pomysły. Ogólnie od czasów odkrycia luźnej gry zakochałam się w prowadzeniu takich gier. No i sądzę, że napisz Mistrz Gry będzie ładnie prezentował się z moim profilem ;).
Wady:
- Niestety dosyć mała ilość czasu.
- Ewentualne lekkie potknięcia z interpunkcją.
- Nerwowość i mania rządzenia.
Zalety:
- Pomysłowość
- Często staram się być douczona na temat jaki chcę prowadzić
- Staram się(no chyba, że zaatakuje mnie żądza związana z nerwowością) być uprzejma i dogadzać wszystkim naokoło
- Całkowity brak używania określeń wulgarnych i obrażających. Wystrzegam się tego jak ognia.
Kontakt - [email protected] (wchodzę dość rzadko, wolę informację na forum, ale jeśli będzie trzeba)
Przykładowe opowiadanie:
 
Matylda ominęła zwinnie elfkę Leaf, z którą tego ciepłego dnia ćwiczyła uniki nad rzeką Dedered. Kiedy podskoczyła całkiem przypadkiem ochlapała przyjaciółkę wodą co spotkało się z nieprzyjemnym pomrukiem i chwilową przerwą. Teraz siedziały na gorącym piasku i wygrzewały się w promieniach słońca, a Leaf rozczesywała swoje dosyć długie, zielone włosy, przy okazji czarnymi oczami mierząc uważnie dziewczynę. 
- Zhobilas to specjalnie - mruknęła z uśmiechem.
Matylda pokręciła głową i przeczesała palcami mysie, krótkie włoski.
- A w życiu! Normalny element treningu, ot co. Mimo wszystko, przepraszam. Jednak...czy nie sądzisz, że powinnyśmy już iść do wioski? - zapytała i lekko uniosła brwi.
Elfka natychmiast podskoczyła.
- Masz hacje. Wielka Krolowa będzie zaniepokojona naszą nieobecnoscią - podniosła swoją liściową torebkę z podłoża i podała Matyldzie rękę.
 
Matylda Volen była dosyć wyjątkowa. Jeśli można wyjątkową nazwać osobę mieszkającą w wiosce elfów. Kiedy dziewczynka była mała zaginęła w lesie i została przygarnięta przez te dosyć osobliwe, ale przyjazne stworzenia. Nigdy nie interesowała ją jej przeszłość, choć czasem wieczorami starała wyobrazić sobie swoich rodziców, bo pamiętać ich nie mogła. Nic to nie dawało i z wiekiem coraz bardziej bratała się z Leaf i Geen, które teraz były jej najlepszymi przyjaciółkami. Jednak królowa elfów Gelendel powiedziała jej, że kiedy osiągnie odpowiedni stan umysłu pozwolą jej odnaleźć prawdziwą rodzinę, choć dziewczyna wątpiła, czy jej się to uda. Szczęściem jest, że w ogóle udało się odgadnąć jej imię i nazwisko po naszywce w rogu kocyka w którym wtedy była.
 
Kiedy Matylda przekroczyła wiek siedemnastu lat w tył głowy wdarła się jej nieznośna myśl, że rodzice zostawili ją w Borze Dehex, no bo kto gubi piętnastomiesięczne dziecko w środku lasu? Postanowiła jednak nie zaprzątać sobie tym umysłu. W końcu była szczęśliwa, tak?
 
Teraz razem z Leaf przedzierała się przez gęste chaszcze, które w młodości sprawiały jej tak wielki problem. Geen nauczyła ją jak poruszać się w taki sposób, by twarde gałęzie nie chłostały twarzy, a robaki mieszkające w trawie nie wspinały się po nogach. Po tygodniach ćwiczeń Matyldzie w końcu udało się pojąć ten sposób i nie musiała już krzykiem budzić nimf wodnych, kiedy jakiś wielki żuk wędrował po jej kolanie...
 
Taki fragmencik wymyślony na poczekaniu ;)
Edytowano przez Elizabeth Eden
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...