Skocz do zawartości

Wojna - Sombra kontra my!


Lunaris

Recommended Posts

Crystal powoli podszedł do wielkiego obelisku.

-Ale czy to na pewno podziała? - odezwał się głos z tyłu. Odwrócił się. To jego przyjaciel zadał pytanie. Wyraz na jego ostrych rysach twarzy wskazywał, że czeka na odpowiedź.

Nagle ktoś wylądował między nimi, miękko niby kot.

-Semil, nie martw się. Coś na pewno zrobi. Spójrz tylko na tą podstawę - wskazał na podstawę obelisku, która była prawie dwukrotnie węższa niż on sam w najszerszym punkcie - Gdyby nie magia, to już dawno by się to zawaliło - oparł się o obelisk.

Crystal podszedł do niego i uderzył go otwartą dłonią. Normalny człowiek wywaliłby się, jednak Mos tylko zatoczył się, wygiął nienaturalnie, po czym wyprostował się, nawet na chwilę nie dotykając ziemi.

-Bo kiedyś oberwiesz - zagroził mu z pięściami aż palącymi się do walki. Dosłownie.

-Schowaj te swoje płomyczki, bo mój metal zaraz je przygasi - Saril dołączył się do gróźb.

Nagle przed nimi pojawił się promień światła, który rozbłysł potężnie. Cała trójka przymknęła oczy, by po ich otworzeniu zobaczyć ostatnią osobę, która razem z nimi szwendała się po ruinach - Quer'a. Jego twarz była śmiertelnie poważna, a całe jego ciało otaczała mroczna aura.

-Quer, gdzieś ty się podziewał? Mam nadzieję, że nie szukałeś kolejnego bezpańskiego kota. Kiedyś nie znajdziemy dla nich miejsca - westchnął - Dobra, jesteśmy tu wszyscy. Mos, ten obelisk nie jest chroniony przez magię. Ale prawda, ma w sobie potężną magię przenosin, która na pewno prowadzi do miejsca z wielką masą kryształów - w jego oczach pojawił się błysk doskonale znany pozostałej trójce - Coś czuję, że te słowa aktywują czar - wskazał na kilka znaków.

-Dobra, dawaj - odezwał się Quer, a Semil i Mos pokiwali głowami - Ale portal nas przeniesie?

-Ale nie musicie iść za mną. I tak wiele mi już pomogliście tym, że pomogliście mi się tu dostać.

-Jak masz strzępić sobie język, to już lepiej na tych znaczkach. Obiecaliśmy ci pomóc, więc będziesz cierpiał przez naszą obecność do końca.

-Jak chcecie - westchnął odwrócił się w stronę obelisku, szeroko rozstawiając ręce - Abam quabul dadis durarara!

Każdy z nich przymknął oczy. Oczekiwali, że wraz z czarem będą miały miejsce gigantyczne magiczne efekty. Ale żaden z nich nic nie poczuł.

Po chwili każdy z nich upadł. Otworzyli oczy.

-Zabierajcie te łapy!

-Odwal się. Nie mogę wstać.

Niewiele myśląc wyprostował ręce. Zamiast nich ujrzał kopyta. Pozostała trójka też chyba poczyniła takie odkrycia.

-O cholera - rozległ się głos z czterech gardeł.

 

Cała czwórka jednak zdołała się wyplątać z góry ciał, po czym powoli nauczyli się chodzić w nowej pozycji. Każdy z nich miał zbyt wielki mętlik w głowie, by móc zrobić cokolwiek innego. Powstałą ciszę pierwszy zmącił Crystal.

-Dobra, jesteśmy kolorowymi kucykami z kolorami idealnie pasującymi do naszej magii głównej. Archiwum powiedziało mi, że znajdujemy się w krainie Equestria. Na pewno każdy poczuł ogrom mocy, która tutaj jest. Cieszcie się, ale możemy ją chłonąć. Jeśli chodzi o formy, to zapomniałem, że "dadis" oznacza jednakowość. Co oznacza, że jesteśmy podobni do mieszkańców tego świata. Jak tylko przypomnę sobie kontr zaklęcie, to nas odmienię. A teraz za mną, wiara - powiedział i skierował się w stronę słońca - To chyba tam są tamte kryształy.

Link do komentarza

Majestatyczną ciszę pól malowanych zbożem rozmaitem przerwał z początku cichy, potem coraz głośniejszy śpiew. Ziemia poczęła delikatnie drzeć, a na horyzoncie ukazał się obłok kurzu. Szybko rozrósł się do całkiem sporych rozmiarów, przy okazji ujawniająć źródło dźwięków. Środkiem wiejskiej drogi ciągnął oddział konnych. Prowadził ich wysoki, podstarzały brodacz w wojskowym szynelu i z harmoszką w rękach. Ubrani byli różnie: w carskie mundury z czerwonymi opaskami na ramionach, chłopskie siermięgi, miejskie koszule i marynarki bądź też inne stroje. Jednak łączyo ich kilka elementów, poza szykiem dwójkowym oraz współnym śpiewem. Między innymi zarost, zmęczenie czy też czerwień. Czerwone gwiazdki na papachach, opaski na rękawach i wreszcie duża płachta takiegoż koloru, pełniąca rolę flagi dzierżonej przez drugiego z kolei jeźdźca. Uzbrojenie także wydawało się dość jednolite, wszyscy bez wyjątku mieli rewolwery w kaburach, szable w pochwach i karabiny przewieszone przez plecy.

 

Po ponad godzinnej jeździe zagłębili się w niewielki zagajnik. Zatrzymali się tam na krótki popas. Pozsiadali z koni, przywiązali je do drzew i zajęli się sobą. Do brodacza zbliżył się młodzieniec o szerokiej twarzy, odziany w burą marynarkę.

- Towarzyszu Kupało? - zagadnął.

- Słucham? - odrzekł adresat wypowiedzi, odwracając się twarzą do rozmówcy. Delikatnie odłożył instrument.

- Jest taka sprawa. Bo widzicie, niedługo zbliżymy się do terenów opanowanych przez Denikina...

- Co, boicie się?

- Nie, nie o to mi chodzi. Po prostu mieszkam tu niedaleko. Nie moglibyśmy odwiedzić następnej wioski? Niedaleko, może pół wiorsty. Urożajno się nazywa. Mama tam żywie. - kontynuował młody żołnierz z nadzieją w głosie.

- Czemu nie? I tak trzeba podpytać mieszkańców. Na razie odpoczywajcie, potem poprowadzicie oddział.

 

W rzeczywistości krótki popas przedłużył się w postój i dopiero wieczorem towarzystwo ruszyło w dalszą drogę. Już bez pieśni i muzyki wszyscy zagłębili się w zagajnik, który zdawał się nie mieć końca. Westchnienie ulgi rozeszło się po najbliższej okolicy, kiedy oddział wreszczie wychynął spomiędzy drzew. Szyk nieco się zmienił, bo i teren nie przypominał zupełnie tego, co zostawili za sobą. Pola zastąpiła trawiasta równina, lekko pofalowana i od czasu do czasu pokryta laskiem. No i ścieżka zniknęła. Cóż było robić? Najprostrzym wyjściem wydawało się pochwycić języka, dokonać zwiadu oraz rozbić obóz, by zastanowić się nad sytuacją. Późną już porą dziesięciu ludzi ruszyło, by wykonać powierzone sobie zadania.

Link do komentarza

( Ja jestem końcem.... no raczej na końcu ale nie ważne.)

Bezkres kosmosu spokojna pustka w ,której czas płynie wolno.

Nad pewną planetą pojawił się okrąg wielki na 100 pięter i takiej samej szerokość(w końcu okrąg)z ów portalu wyleciał niczym strzała statek ogromny wręcz olbrzymi. Statek ten był spowity płomieniem i dymem, okręt kierował się w strone planety

z ogromną prędkością, po chwili na jego dziobie pojawiły się płomienie spowodowane wchodzeniem w atmosferę. Statek kierował się w północną części planety i z wielkim impetem uderzył w ziemię, uderzenie było tak potężne że ziemia zadrżała na chwilę na obszarze nad którym rozbił się statek nastała cisza, portal znikł ,a zza góry było widać było tylko dym.

Link do komentarza

(Spoko możecie pisać. Miłej gry. Tak odnośnie kolejności chodzi o to że powstanie w Changei-ostatnia akcja przed wznowieniem-udało się tylko dla tego że ppTomek nie miał jak odpisać i dlatego żeby uniknąć tego typu incydentów piszemy zgodnie z kolejnością.)

Link do komentarza

(Skoro moja kolej to piszę   :crazytwi:  Lekko będzie z mych wcześniejszych postów. A' propos, nie doszłam ostatnia! Wróciłam do działu xDDDD)

Loca jak zwykle przechadzała się obserwując skutki wojny. Na szyi wciąż tkwiła elektryczna obroża, ale przestała się nią przejmować......

- Trzeba poważnie pomyśleć o mojej roli w sojuszu. Może jakaś nowa misja.... *uśmiecha się w duchu* 

- Tylko żeby dali jakiś znak jak mam ich odnaleźć.....

Edytowano przez LocaLoba
Link do komentarza

Pokój był ciemny. Na podłodze były ślady krwi, tłuszczu i wszelkiego brudu. W powietrzu unosił się smród zjełczałego tłuszczu, palonych włosów i stęchlizny, a zza ścian słychać było krzyki ludzi. Ściany nie prezentowały się najlepiej, były proste i brudne z tylko jednymi drzwiami. W pokoiku znajdował się mały stolik ze świeczką z tłuszczu, a przy nim trzy krzywe krzesła na których siedziały trzy postacie. Pierwsza z nich wyglądała na poparzonego na całym ciele mężczyznę, pociętego następnie tępym narzędziem. Jego oczodoły świeciły pustką, a szczęka była najprawdopodobniej złamana. Jednak ja jego plecach znajdowały się dwa przetrącone nietoperze skrzydła. Druga z postaci była chuda. Można było jej policzyć wszystkie kości. Miast nóg miała prasie szpony, a z pleców wystarały dwa szare ptasie skrzydła. była paskudna, a jej przetłuszczone, rzadkie włosy leżały na jej ramiona. Ostatnia z kolei, trzecia, postać bardzo różniła się od pozostałych dwóch. Był to młody mężczyzna, umięśniony, szczupły, o długich czarnych włosach i małej bródce. Miał czerwone oczy ze szparkami zamiast źrenic. W jego ustach błyszczał rząd bielutkich kłów, a z pleców dwa mocne skrzydła. Miał także potężny umięśniony ogon zakończony czymś w stylu kolca oraz dwa rogi zagięte w tył które wystawały z głowy. Postacie te grały najwidoczniej w karty. Pierwsza odezwała się postać o poparzonej skórze.

 

-Sprawdzam. -Odezwał się jego świszczący głos, przyprawiający o ciarki.

-Dwa złamane piszczele. -Odpowiedziała druga postać zmęczonym głosem.

-Zadżumione płuca. -Odezwał się mężczyzna zrezygnowany, swym głębokim głosem.

-Stos czaszek. -Odezwał się raz jeszcze poparzony mężczyzna. -Znów przegrałeś. Winny jesteś mi już dziesięć dusz. -Dodał po chwili.

-Czas wybrać skąd je weźmie. -Zaśmiała się harpia.

 

Poparzony mężczyzna, niby z znikąd wyjął plik kartek. Część z nich była przegniła, poplamiona krwią lub przypalona. Jednaj jedna z kartek była bielutka i zapisana złotym atramentem. Tą właśnie kartkę wyjął mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.

 

-"Equestria"... Myślę że się nada.- Odezwał się a po tych słowach, młody mężczyzna, stał już w zielonym lesie na jakiejś polance. Był ubrany w garnitur a z głowy wystawały dwa rogi zagięte do tyłu. Nigdzie nie było już śladu ogona lub skrzydeł, lecz na ustach młodzieńca zagościł uśmiech.

Edytowano przez Thomas Cale
Link do komentarza

W jasnym dobrze oświetlonym pokoju (no bo przecież Changea) na sześciokątnym stole oprócz kilku teczek i moich śpiących kolegów znalazła się gazeta.

-Hej słuchajcie!

-zamknij się!-zarwaną nos trzeba odespać... ale nie kosztem dowódcy

-Udam że tego nie słyszałem-odpowiedziałem S2. Reszta z pewnym wewnętrznym oporem zwróciła się w moją stronę.-wypoczęli? świetnie. Do rzeczy jeśli wierzyć gazecie nasze stosunki z Sombralandem dobre nie są... trzeba coś zrobić bo to się wojną skończy. Jakiś pomysł?

-A może by tak dobra wiadomość na dobry poranek.-zaproponował Aion

-łapaj-podałem koledze zdjęcie małej Chrysals.-może być?

-Mwff...-z trudem stłumił śmiech-tak, jeśli chodzi o pomysł to może najpierw załatwimy sobie silnego sojusznika i postraszymy Sombre. On nie jest taki głupi i nie zaatakuje od tak silniejszego.

-Dobry pomysł kogo ukryłeś pod nazwą "silny sojusznik"?

-Emmm... Equestrie...

-ŻE CO?!! jestem podmieńcem a nie cudotwórcą, jak ty to sobie wyobrażasz "Droga Celestio proszę o pomoc..."

-no w sumie, ale jak myślisz kogo wybierze Celestia jak by miała wybrać między Chrysalis a Sombrą?

Przez zaciśnięte zęby-NEUTRALNOŚĆ.-normalnie-Moim zdaniem przydała by się mała misja wywiadowcza na terenie Sombralandu.

-W sumie... czemu nie.

-Chłopaki zbieramy się!

-Ledwo wylądowaliśmy i już wojna, przepracowany jestem.-użalał się S1

-Nie marudź coś czuję że Sombra długo nie wytrzyma.-wyszliśmy.

Link do komentarza

Od kilku (-nastu? -dziesięciu? Kucza jego mać, zepsuł mi się zegarek...) szedłem ulicą jakiegoś gryfiego miasta, kierując się ku portowi lotniczemu. W końcu dotarłem do celu. Podszedłem do sprzedawcy.

- Dzień dobry, jeden bilet na najbliższy sterowiec do Sombralandu - powiedziałem, uśmiechając się uprzejmie.

- Jednostronny?

- Tak.

- Jakaś broń? Narkotyki? Alkohol?

Pomyślałem o moim wyposażeniu. Kilka sztyletów wszelkiej maści, rapier, pistolet, magiczny kostur... Kilka banknotów wylądowało na ladzie.

- Żadnych.

Gryf rozejrzał się po okolicy, po czym szybkim ruchem łapy zgarnął pieniądze.

- Miłej podróży z naszymi liniami sterowcowymi! - powiedział.

 

@down

Ghotorr, powiadasz? Ghatorr wie? xD

Edytowano przez Gandzia
Link do komentarza

Ruszając z Zyxiem do wyjścia ze cmentarza zauważyłem Ghonta, moje wiernego rycerza śmierci

-Panie powinniśmy już ruszać, karczma najemników jest już nie daleko-powiedział głosem wypranym z emocji

-Zatem...ruszajmy-nasza trójka dosiadła swych nieumarłych koni, ja użyłem czaru transformacji, teraz wyglądałem jak normalny mag a nie jak jakiś nieumarły, Ghont jak normalny rycerz a Zyx.......i tak był człowiek więc nie musiałem na niego używać tego czaru. Karcza najemników słyneła nawet zagranicą z świetnych najemników za rozsądną cene. Akurat to było blisko więc bez problemu dojechaliśmy, kilku nas zapytało czemu naszym koniom oczy świecą na zielono, odpowiedzieliśmy im że są one magiczne. Weszliśmy do karczmy odrazu podeszłem do barmana

-3 pokoje oraz kilka browarów-powiedziałem szybko, dając mu do ręki 263 złotych monet, bez słowa dał mi klucze i zaczął nalewać browary po nalaniu wziąłem je i razem z moimi wspólnikami usiedliśmy przy pustym stoliku, zaczeliśmy pić i mówić o naszym wkładzie w pewnej wojnie

 

@up

Nie :P

Edytowano przez komputer
Link do komentarza

Czwórka nadal zdezorientowanych magów dotarła blisko miejsca, gdzie, według Archiwum, znajduje się największe zbiorowisko kryształów.

Lecz niestety nadeszła noc, a oni musieli przespać się z ostatnimi wydarzeniami.

Po kilkunastu minutach każdy siedział na swoim łóżku w pokoiku, który wynajęli, a po środku, na stole, leżała masa jedzenia.

-"Za resztę jedzenia"? - Mos powtórzył niedawne słowa Semil'a.

-Skąd miałem wiedzieć, że złoto ma tu tak wielką wartość? - odwarknął Semil.

-Spokój. Jutro musimy dotrzeć do maga, który włada tymi ziemiami. Muszę z nim porozmawiać.

-Doskonale wszyscy o tym wiemy - odpowiedział mu Quer - Jak to załatwimy? Znaczy się spotkanie. Idziesz tylko ty, czy wszyscy?

-Ech, muszę się zastanowić. Chyba najlepiej będzie, jeśli będziecie w pogotowiu. Nigdy nie wiadomo, czy tamten mag nie będzie zły. Musimy być gotowi na walkę.

-Mi tam pasuje - odpowiedział uradowany możliwością destrukcji Mos.

Pozostała dwójka tylko pokiwała głowami.

-Czyli wszyscy się zgadzamy. Świetnie. Mos, zamróź to jedzenie - polecił Crystal.

-Dobra - jedno kopytko czerwono-niebieskiego kuca pokryło się szronem. Nagle cały stolik znalazł się w objęciach bryły lodu.

Crystal otoczył nowo powstały lód szkłem. Dzięki temu nie ryzykowali, że ktoś utonie przez ich zapasy.

Poszli spać.


Takie pytanko - czy interakcję z Sombrą mam sam napisać? Czy mam wysłać komuś PW z postem, który będę chciał napisać?

Link do komentarza

Wieczór zamienił się w noc, ta przeszła w poranek. Poranek uczynił się południem, gdy zwiadowcy wrócili do obozowiska. Niestety, nie udało się schwytać żadnego jeńca, który mógłby posłużyć informacjami. Niepokojąca była nagła zmiana krajobrazu. Z raportów wynikało, że nic tutaj nie przypomina Ukrainy przynajmniej na dziesięć wiorst wokoło. Na samej granicy obszaru spenetrowanego przez bolszewickich razwiedników znajdowała się wioska, wygladająca na opuszczoną. Żadnych ludzi na ulicach, światła w domach pogaszone. No i zabudowa jakaś taka niecodzienna. Wszystko niskie, nadspodziewanie czyste i barwne. I, co ważniejsze, ani śladu Denikina. Całe towarzystwo zgodnie zebrało się na majdanie obozowym, debatując rozgłośnie i roztrząsając usłyszane wieści. Dopiero starszy od nich wszystkich brodacz uciszył zgromadzenie krótkim gestem.

- Ciszej, towarzysze! Wiem, też jestem ździwiony całą sytuacją, ale to nie znaczy, że mamy tu zachowywać się jak przekupnie na targu. Trwa przecież wojna! - rzekł podniesionym głosem. Nie musiał krzyczeć, gdyż żołnierze słuchali go z szacunkiem. W końcu sami wybrali na swojego dowódcę Antoniego Kupałę, wszakże to coś znaczyło. - Przyznaję otwarcie, pierwszy raz w życiu mam do czynienia z taką sytuacją. Zakładam, że i was to dotyczy. Zwiadowcy mówili o wiosce, położonej z osiem i pół wiorsty na północny zachód stąd. Lepsza taka wioska niz obóz pod lasem. Proponuję zatem pojechać tam i zastanowić się, co dalej. Wszyscy się zgadzają?

 

Ludzie zebrani na majdanie podjęli dyskusję. Kilku wyglądało na nie do końca przekonanych.

- A co jeśli to pułapka? - krzyknął ktoś spośród nich ze słyszalnym niemieckim akcentem.

- Wtedy pokażemy co potrafi Robotniczo-Chłopska Armia Czerwona, towarzyszu Kisch. - odparł Kupała.

- Średnio podoba mi się pomysł mieszkania w opuszczonej wiosce, wiecie... - wtrącił się kolejny wojak.

- Duchów nie ma, towarzyszu Petraitis. Nie zjedzą was tam, nie martwcie się. A nawet jeśli, to traficie do tego swojego raju...

Gromki śmiech rozległ się na majdanie. Wszyscy wiedzieli o lękach biednego Litwina i bezlitośnie wykpiwali je. Ten przeżegnał się.

- Dobra, koniec zabawy. Jeszcze jakieś obiekcje? Nie? To ruszamy za dwie godziny. - zadysponował Kupała i ruszył do swojego namiotu, by się przygotować.

 

Kiedy minął określony czas, wszyscy byli gotowi do drogi a obóz zwinęty. Ustawili się w szyku, pierwsze miejsce zajął Kupała, zaraz obok chorążego. Na sygnał dany przez prowadzącego oddział ruszył stępa w kierunku tajemniczej osady. Skupieni i pełni uwagi, sołdaci obserwowali okolicę. Nic nie zakłóciło spokoju panującego wokół. Czasem zabrzęczał owad, zaśpiewał ptak. Niebo bez jednej chmurki zachwycało czystym błękitem. Osiem i pół wiorsty zniknęło nie wiadomo jak i kiedy. Wioska ładnie komponowała się z pejzażem, który mogli dostrzec bolszewicy. Przyspieszyli, wjeżdżając między budynki. Zwiadowcy mieli rację, nie było tu ani jednego człowieka. Wszędzie łaziły samopas koniki o bardzo intensywnych barwach. Wszyscy wjechali na główny plac, rozglądając się niespokojnie. Kupała zsiadł z konia.

- Poczekajcie, ktoś musi być tutaj, wyglada mi to na karczmę. Pójdę zabytać co się dzieje. Pilnujcie dobytku.

 

Mężczyzna nie zwracając uwagi na zdziwione spojrzenia zwierząt skierował się wprost ku drzwiom. Zbliżył się do nich szparko i z rozmachem wyważył. Rozejrzał się po pomieszczeniu.

- Co to za zachowanie? W czym mogę pomóc? - zapytał z wyrzutem ciemnobrązowy kuc, wycierając szmatą kufel.

Antoni Kupała wiele w życiu widział i wiele już zrobił, ale tego się nie spodziewał. Jęknął coś o Chrystusie i zemdlał.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza

No więc załóżmy że "bezpańskie" postaci będą odgrywane przez kogoś z drugiego teamu... tj jak Ty chcesz pogadać z Sombrą to jesteś zdany na mnie a jak ja chce powiedzmy pogadać z Celestą czy nawet Chrysalis to zapewne na Ciebie (tak żeby każdy się na wszystko nie zgadzał) w rozmowach można lekko nagiąć kolejność (tak jak mówiłem) ale bez działań wojennych... W rozmowach "mówcy" nie kierują się myślą "co będe z tego miał" tylko psychiką odgrywanej postaci. Chyba wszystko jasne no nie... (a ktoś ma lepszy pomysł?)


Link do komentarza

(też tak myślałem... UWAGA! jeśli ktoś nie napisze w ciągu 2/3 dni od momentu kiedy nastąpi jego kolejka można pominąć. Uznajemy wtedy że robią sobie rozgrzewkę przed zwycięstwem. O nieobecnościach pow. 48h prosimy powiadamiać.)

(może być tyle czasu?)

(jeżeli tak to Loca może już pisać.)

Edytowano przez arceus
Link do komentarza

(Sory, powiem tak nie miałem weny twórczej ;-))

Góry Północne, miejsce uderzenia statku. Statek rozbił się u podnóża góry znajdującej się 3km od lasu na południu od góry. Okręt był wbity w ziemię w 1/4, zasypany w połowie śniegiem widoczne były także liczne dziury w korpusie.

Liczne osoby pracowały przy odkopywaniu staktu, przy widocznie wyciętym wyjściu pracowały cztery mechy wynoszące skrzynię ,które są wypakowywane przez innych ludzi. Sprzęt ten służył do budowy obozu. Zorganizowana była także grupa wyznaczająca teran na budowe obozu.

Wzniesienie niedaleko teranu wyznaczonego na obóz. Mężczyzna w zdobionej zbroi obserwował postępujące pracę z uśmiechem i zadowoleniem ale w duchu sobie mówił -ta misja to porażka z 500 elitarnych żołnierzy przeżyło 170 a z 1000 cywili 300 ahhh kur co za idiota wydał rozkaz żeby tych ludzi wcisnąć w ten statek może jest olbrzymi ale jak coś go zaatakuje to sie zmienia w puszke śmierci, ehh muszę się uspokoić w końcu muszę ich jakoś poprowadzić.

Gdy mężczyzna myślał na wzniesienie wbiegł jeden z jego żołnierzy żołnierzy dychał ,a po chwili pojawił sie uśmiech na jego mokrej od potu i śniegu twarzy następnie sie wyprostował i powiedział -Egzekutorze, Lady Liliana jest bezpieczna udało nam sie ją wydostać ze statku jak i kilku innych oficerów to cud Bogini nad nami czuwa.

-Tak to prawdziwy cud, idzi odpocznij zasłużłeś... a i powiedz Alanowi że chce mieć skan okolicy.

-Tak, Wasza Wysokość - żołnierzy uradowany pobiegł w stronę statku.

-Świetnie przynajmniej jedna dobra wiadomości jej obecności poprawi morale.

Edytowano przez Salar Visari
Link do komentarza
Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...