Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 10/16/14 we wszystkich miejscach

  1. Celestia i Luna grają w szachy. Cóż tu więcej opisywać, zapraszam do lektury. Tłumaczenie Oryginał
    1 point
  2. Poniższe opowiadanie zyskało zaszczytne drugie miejsce w konkursie "NLR vs SE". Chciałbym je teraz zaprezentować bez presji czasu konkursowego. Poprawiłem trochę błędów, więc jest chyba jakiś progres... DARING DO I PIÓRO ŻELAZNEGO PEGAZA Tagi: [adventure] [sE vs NLR] [oneshot] [violent] [crossover] Audiobook:
    1 point
  3. N: Kojarzy mi się z krasnoludzkimi kopaczami. A: Max Cavalera S: Rockowa Inkie. U: Gold jak to Gold, prowadzi dział Pinkameny, a tak... To niewiele o nim wiem. Edit: Wyprzedzony N: Obstawiam, że masz na imię Kamil, twoją ulubioną liczbą jest 94 i pochodzisz z Polski. A: Pinkie jak to Pinkie, przeurocza jak zwykle. S: Kilka linków U: Jest fanem Pinkie, musi być fajny
    1 point
  4. Cahan, nie załamuj się tak! Pierwsze kolokwium nie oznacza jeszcze niezaliczenia całego przedmiotu. Pierwsze kroki na studiach często nie należą do łatwych. Trzeba się przyzwyczaić, że jest trochę inaczej niż w szkole. Ja w pierwszym semestrze oblałem jeden przedmiot, a teraz staram się o stypendium (7 semestr). Mój kolega, który prawie wyleciał na początku i pisał egzamin komisyjny, też stara się teraz o stypendium. Po prostu weź się w garść i spróbuj dać z siebie wszystko na następnych kolokwiach. Tak na szybko radzę się zaopatrzyć w materiały z poprzednich semestrów (głównie sprawdziany z poprzednich lat). To bardzo pomaga Pewnie macie jakieś forum grupowe, na którym się wymieniacie informacjami. U nas bardzo często przed kolokwium było wspólne rozwiązywanie zadań i nauka do sprawdzianu na google docs'ach. Ze studiów możesz zrezygnować sama, ale pewnie jakbyś chciała, to byś już to zrobiła. Staraj się nie myśleć o porażkach i iść dalej. Jak się załamiesz, to na pewno wylecisz.
    1 point
  5. -Ja jestem pewien że spotkałeś jednego- Po czym podszedł i lekko trzasnął go po pysku i powiedział -O żadnej zdradzie nie mówił tylko o tym co próbowałeś zrobić a czego nigdy nie powinieneś próbować ani myśleć o tym.Właśnie za to cię uderzyłem.A także to że gdybym przebywał w stolicy w czasie waszego ataku to byśmy tu nie rozmawiali bo bym został porwany przez takich bezmyślnych zombie ja ty którzy kryją nie mają własnego zdania-Po czym wrócił do tego co zamierzał.
    1 point
  6. N: Beret, jeśli nie licząc "moherowych" to całkiem miła nazwa. A: Koteq z szoczkiem i wieszakowym hajsikiem. S: Piesiek, piesikiem, piesiełkiem pogania... w tym jakieś sceny z baji. U: Kojarzę z działu AJ, z tego co widziałem wesoły i miły użytkownik. Z Umineko i Higurashi.
    1 point
  7. N: Be 'r E.T. To nie miało sensu gramatycznego, ale cichosza. A: Pies na brzydkim tle, z brzydkim jedzeniem, brzydkimi pieniędzmi, brzydko spłaszczony, ble. S: Psy zombie? Jestem na nie. U: Pamiętam jeszcze jak miała swoje OC na avku :') Miłą osobą się jednak wydaje.
    1 point
  8. Tak się zastanawiam. W dziale Changei był konkurs na stworzenie opisu krainy podmieńców. Jakby może każdy zainteresowany opisał po swojemu Zebricę, a potem można by konkretnie podyskutować nad poszczególnymi pomysłami. Może zachęciłoby to także ludzi do wzięcia udziału w dyskusji, jakby mieli gotowe podstawy jakieś do takowej prowadzenia. Nie mówię oczywiście by robić kolejny konkurs, tylko jakby każdy wypowiedział się szerzej na temat wyobrażenia krainy zebr. U mnie osobiście wizja Zebrici jest jeszcze mglista, ale mam pewne wyobrażenie, coś na kształt klimatów afrykańskich raczej. Może koczownicy, ale jeszcze nie jestem pewien. Na pewno jednakże pasowałoby coś urozmaicić, a nie po prostu wszystko z istniejących zwyczajów ściągnąć. To tylko taka luźna propozycja. Jak się nie podoba to napiszę krótko i do rzeczy, żeby się w dyskusji udzielić
    1 point
  9. Oczywiście, że zajrzałem we wszystkie linki. I cieszę się niezmiernie, że mogłem dołożyć swoją małą cegiełkę do tegoż arcydzieła. Jednak nie ma co upiększać - to w 99,9% Twoja zasługa. A odmianę widziałem, widziałem... Ale mój mózg zajął się przetrawianiem genialności i epickości "Save me", więc zapomniałem się tego czepnąć Dzięki za przypomnienie PS: Widzę, że Cię to niezmiernie bawi, Niklasku... Też lubię innym szpile wsadzać PS2: Również uważam, że historia jest zamknięta i absolutnie nie ma opcji jej rozszerzenia. Poniekąd szkoda, bo zastanawiałem się nad skrobnięciem spin-offa.
    1 point
  10. Ja nigdy nie jestem zadowolona ze swoich fików. Tylko "Popioły" i "Kwiat Paproci" osobiście uważam za udane, czułam, że osiągnęłam swój cel. Tymczasem reszta... Myślałam, że za "Rosiczki Atakują" zostanę zjedzona i zlinczowana, poważnie . "Cienia Nocy" się niemal wstydzę, "Czarny Polak z Ponyville" to jedynie bzdurne heheszki, zaś "Szept Mgły"... Mogłam lepiej to zrobić. Tak to już jest.
    1 point
  11. Incesty są fajne. Uwielbiam je. Ale dobrego w klimatach MLP jeszcze nie widziałam. Szczerze? Moje ulubione romanse to incesty oraz miłość werteryczna. W zasadzie nie przeszkadzają mi ani homo, ani hetero, ani OC x kanon, kanon x kanon, nawet orgię przetrawię, ale jest jeden warunek. Musi być dobrze napisane, a nie: " - Hej! Ładna jesteś. Idziemy do łóżka? - Wiesz, ale ja już kocham Flatterszaj. - To zrobimy trójkąt... - Dobra, zawołam ją! "
    1 point
  12. Jakim cudem skomentowanie tego zajęło mi tak dużo czasu? Nie ogarniam siebie. Tym razem zacznę – tak jak autor – od końca, czyli od podsumowania: opowiadanie jest lekkie, przyjemne, czytało się je bardzo dobrze (TEN styl, który tak polubiłam w „Kucyku…”, choć nie aż tak wyeksponowany, przewija się i to widać, słychać i czuć). Fabuła dość prosta, niezbyt zaskakująca, ale czytelnik wkręca się coraz bardziej i do ostatniej strony czeka na rozwiązanie. Super. Budujesz napięcie, że szok. Zabieg „rozpoczęcia zakończeniem” – pokazanie skutków działań bohaterów w celu zachęty do czytania, a potem odsłanianie kolejnych etapów, jak do tego wszystkiego doszło. Bardzo coś takiego lubię. Pamiętam, że kiedyś tam, w czasach zamierzchłych, na którymś kanale dla dzieci (Cartoon Network? Tak to się pisze w ogóle?) leciał serial animowany „Ach ten Andy”. Główny bohater lubił robić ludziom kawały. Jego przedsięwzięcia kończyły się zwykle katastrofą – również dla niego. Każdy odcinek zaczynał się od pokazania zakończenia – a to Andy wisi na drzewie w samej bieliźnie, a to w dziewczęcych ciuchach ucieka przed rozwścieczonymi mieszkańcami, a to siedzi zamknięty w piwnicy… Dopiero później następowało powolne dochodzenie do tego, co się właściwie wydarzyło. Nie ma lepszego sposobu na przykucie uwagi odbiorcy. Na pewno jest to coś odróżniającego się od standardowego, nudnego jak flaki z olejem prologu spod znaku „Był piękny, słoneczny dzień”. Bohaterowie mi się podobali. Każda z postaci dostała fajny charakter. Na początku trochę mierzwił mnie język księżniczek (zbyt nowoczesny, kolokwialny), ale w końcu uznałam, że to komedia i mam się dobrze bawić, a nie irytować drobiazgami. W każdym razie władcy Rododendron i Ararak, syn Tataraka (masz plusa za te imiona) zostali odmalowani w sposób doskonały. Surowy i pedantyczny pierwszy oraz młodzieńczy i buńczuczny drugi – usadzenie ich koło siebie było świetnym pomysłem. Co do prowadzenia wątku i w ogóle pomysłu na fabułę, łącznie z tajemniczym PTOK-iem, zastrzeżeń nie mam. Po tytule domyśliłam się, że Luna uczulona jest na zawartość tajemniczej szkatuły… Same objawy owej alergii wydały mi się jednak przesadzone. Jeśli chodzi zaś o rozwiązanie zagadki, czyli czym jest PTOK… Rozczarowałam się okrutnie. Znaczy, ja wiedziałam, że to będzie coś, o czym nikt nie pomyśli i wcale nie będzie potężnie ani nic takiego, ale chyba wolałabym nie dowiedzieć się, niż dowiedzieć się czegoś takiego. Kiedy zaczynasz w taki sposób, w jaki zacząłeś i prowadzisz akcję w taki sposób, w jaki prowadziłeś, na każdym kroku pchając czytelnika do przodu i zapewniając go, że na końcu dostanie coś super… Cóż. Wówczas na końcu musi dostać coś super. Nie byłabym sobą, gdybym w Twoim opowiadaniu nie przyuważyła jakichś fajowskich cytatów . Twoja Luna jest zawsze spoko Proste, ale fajne. (A zresztą, jako Polaka mają prawo bawić mnie wulgaryzmy. Prawda?) Taaaak, taka kreacja Celestii i Luny moim zdaniem wyjątkowo pasuje do komedii. Zresztą, w Twoim opowiadaniu są pokazane jako typowe rodzeństwo i to się chwali. „Przynajmniej na jakiś czas” – dobrze powiedziane. Dokładnie mowa tu o czasie potrzebnym magom sąsiednich królestw do stwierdzenia, że w nazwę PTOK wkradła się literówka i naprawdę chodziło o BTOK-a (Bezużyteczny Twór Ogromu Kosmosu). Z rzeczy, które mi nie zagrały: Aż chciałoby się rzec: przypominam ci, kmiocie, że bez względu na zajmowane przez ciebie stanowisko zwracasz się do władczyni państwa, która jednym machnięciem rogu może cię przerobić w chaotyczny zbiór atomów. Ponadto kłóci mi się to z jego późniejszą reakcją, kiedy „małżeństwo odsunęło się, przepełnione szacunkiem do królewskiej siostry”. Gdzieś tam pojawiła się scena, w której w jednym akapicie bohaterowie stoją w „wąskim korytarzu”, a w następnej już w „hallu”. To nie są synonimy. To chyba wszystko, co chciałam powiedzieć. Fanfik jest dobry, śmieszny, ale zakończenie pozostawia niedosyt. Madeleine
    1 point
  13. Moja reakcja na nowy rozdział „Kucyka…” – YAY! Weszłam w dokument z nastawieniem, że mój dzień stanie się lepszy. Co otrzymaliśmy tym razem? Dalszą część świetnego stylu i prześmiesznych spostrzeżeń, kolejne genialne gagi, tym razem z Celestyną w roli głównej, trochę nawiązań do różnych fajnych rzeczy… Mogę z wielką radością powiedzieć, że trzymasz poziom, a nawet – pod względem technicznym – jest lepiej. Nie no, uwielbiam to opowiadanie. Po pierwszej czy tam drugiej części myślałam jeszcze – no, udało mu się, no, wcelował się, ale teraz już wiem – Ty po prostu masz zajebisty talent. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wyłapała tego, co najlepsze, a co mnie kompletnie rozwaliło: Uwielbiam Twoją Celestię. Kocham ją. Dzieci, powyżej mamy przykład, jak poprawnie należy karykaturować postać. Patrzcie i uczcie się. Nie mogę przestać się szczerzyć w momentach, kiedy w zamierzeniu poważną scenę (np. podniosłe rozmyślania członka bractwa, trudna rozmowa Celestii z chorą Luną) przerywasz wstawkami, które w przepiękny i efektowny sposób rozwalają atmosferę, dając czytelnikowi do zrozumienia, że jednak nie dasz jego przeponie odpoczynku. Prastare przynajmniej od dwóch-trzech lat słowa, Luna zwinięta niczym burrito czy „cholerny kleik” – może niektórych to zirytuje, ale dla mnie jest świetne, zabawne i w ogóle podoba mi się bardzo, bardzo. Tak strasznie ubolewam, że nie było detektywa! Chcę go! Chcę go, słyszysz? Gdzie on jest? Dalej się leczy po tych lodach? Pozostaje mi tylko w dobrym humorze czekać na prorokowany przez Discorda koniec świata. Nawiązując do początku: mój dzień stał się lepszy. Dziękuję. Madeleine
    1 point
  14. Szanowni Forumowicze, chciałabym ogłosić, że podjęłam decyzję o odejściu ze składu sędziowskiego. Ze swojej strony mogę jedynie serdecznie przeprosić za zamieszanie i zapewnić, że moje miejsce zajmie osoba kompetentna, rzetelna, uznana, szlachetna, dobra, tu-wstaw-inny-przymiotnik-wyrażający-zachwyt-nad-człowieczymi-przymiotami. Pozdrawiam serdecznie, Madeleine PS. Dostanę burę za pogrubienie całego posta? Pierdutnij go na zielono, wtedy bura będzie na bank ;v A tak w ogóle, to nie bałbym się bury za post, tylko za samo odejście... ~Draques tu był. Wspomnijcie mnie jak dostanę łopatą. O, bester, żebyś Ty widział, co tam się działo! Masakra! Makabra! Noże latały, krzesła, talerze! Ktoś wyciągnął marynowanego śledzia! Cahan powiedziała, żebyśmy się uspokoili, ale w końcu trafił ją odłamek granatu i padła, i tak leżała i leżała, dopóki nie zrobiło się późno i nie okrył ją cień nocy. A myśmy się dalej naparzali. W końcu Dolar stwierdził, że ma dosyć i uciekł na statek, żeby śpiewać albatrosom i polować na Przedwiecznego Ojca Mórz (czy jakoś tak), a Irwin w skupieniu i smutku udał się na jakąś górę, chyba po to, by się z niej rzucić. Już myśleliśmy, że kryzys został zażegnany, ale wtedy przyjechali Kozacy z Luną śpiącą na koniu (dziwne, nie?) i (co jeszcze dziwniejsze) - ze słoikiem po ogórkach zaplątanym w grzywę. Na szczęście szybko odjechali, bo Luna niemrawo się czuła, struła się czymś czy ki diabeł... W każdym razie na placu boju zostałam tylko ja i Kredke, ale on to wiadomo - non stop prowadzi wieczne wojny.
    1 point
  15. Merytoryczny i sensowny komentarz od Madeleine określić jako "hejt" i nazwać ją "hejterką"? Feather - Twoje przyjęcie krytyki (o ile można mówić o jakimkolwiek przyjęciu) jest absolutnie naganne, a Ylthin ma całkowitą rację - jedyną osobą, która tu zachowała się agresywnie jesteś Ty. Dostałeś konstruktywną krytykę, coś na co czeka większość autorów (szczególnie jeżeli pochodzi od Madeleine, która wielokrotnie już udowodniła, że jej oceny są obiektywne i po prostu dobre), a zareagowałeś wielkim oburzeniem, bo nie była to jedna wielka pochwała. Wstyd. Straszny wstyd. Cóż, "Wytrycha" w całości jeszcze nie czytałem, widzę, że pora to nadrobić i wyrazić stosowną opinię.
    1 point
  16. Przykro mi trochę, że uznałeś mój komentarz za "rzekę hejtu". Nie, nie, nie. To nie jest traktowanie Ciebie, tylko Twojego tekstu. A teraz wracając do początku: 1. Oczywiście, że autor ma prawo nie zgodzić się z krytykiem. Gdybym była innego zdania, w komentarzu zawarłabym formułkę: "Siedź cicho i słuchaj, bo każdy komentujący to nieomylny bóg i trzeba mu bić pokłony". Nie spodobał mi się jedynie sposób, w jaki odpowiedziałeś na komentarz. Sugerowanie czytającemu, że "nie zrozumiał, o czym tekst jest" po tym, jak wyraził negatywną opinię podpartą argumentami, daje wrażenie zarozumialstwa. 2. Nie chodzi o to, co zostało napisane, ale o to, w jaki sposób. Ogrom kryminałów opiera się na podobnym schemacie: zabójstwo-śledztwo-na końcu wielkie "ach". Od sposobu wykonania zależy, czy tekst kogoś zainteresuje i czy zostanie uznany za "dobry" bądź "zły". W przypadku Twojego tekstu mocno widać podążanie schematem, na którym opierają się w większości romanse: bohater jest w dołku, bo nikt go nie kocha, odnajduje miłość swego życia, jest szczęście, a potem, by nie było tak cukierkowo, jest nieszczęście i albo mamy słodki happy end, albo gorzki kres. 3. Dużo treści w małej objętości zawiera instrukcja obsługi pralki, a jakoś nikt tego literaturą nie nazywa. 4. To nie był dosłowny przykład z tekstu, tylko wrażenie, jakie po jego przeczytaniu odebrałam. Myślałam, że nie będę musiała tego zaznaczać... Nieważne. Oczywiście w tym miejscu mogłabym napisać, że Twój styl pisania nie pozwala na odebranie relacji bohaterów w sposób inny, niż ten, który opisałam wyżej, ale Ty byś zaraz wysunął argument, że "dłużyzny nudzą" i że "nie będziesz rozwodził się nad każdym kwiatkiem". W tej kwestii raczej nie dojdziemy do porozumienia - mogę jedynie stwierdzić, że z reguły powieści są chętniej czytane niż zbiory opowiadań, co chyba wskazuje na to, że czytelnicy wolą jednak, gdy "dłużyzny" pozwalają im zaprzyjaźnić się z bohaterami i poznać dobrze ich historię. 5. Dokładna charakterystyka jednego z głównych bohaterów nie jest potrzebna? To niby skąd my, jako czytelnicy, mamy wiedzieć, za co Feather go tak kocha? Za to, że mają niby podobne charaktery, co opisałeś w bodajże dwóch akapitach? Że jest zabawny? Rodzinny? Jeszcze jakiś inny? Jeżeli coś takiego nie jest dla Ciebie konieczne, to ja już nie wiem, co jest... 6. Kiedy właśnie mi się ta fabuła podoba. Uważam pomysł za dobry, choć nie innowacyjny, a uczynienie głównymi postaciami pary gejów jest super. Zresztą, napisałam to w pierwszym komentarzu. Nie sądziłam, że poczujesz się urażony uszczypliwościami dotyczącymi inspirowania się "Trudnymi sprawami" czy inną gadziną... Ale dobrze, jeżeli tak było - przepraszam. Szkoda tylko, że czytając Twoją odpowiedź, w głowie pęczniała mi niepokojąca myśl: "Czy wszystko, co nie jest hymnem pochwalnym, musi być od razu nazywane hejtem"? 7. Ależ w porządku. Tobie się podoba, więc miałeś prawo umieścić to w opowiadaniu. Mnie się nie podoba, więc miałam prawo wyrazić na ten temat taką a nie inną opinię. Na tym generalnie polega publikowanie czegokolwiek w publicznym miejscu. Skoro Ty mi zarzucasz, że chcę Cię zmusić do składania pokłonów każdemu krytykowi, to równie dobrze ja mogę zarzucić Tobie, że każdą nieprzychylną opinię nazywasz hejtem. 8. Ja też oglądam kompilacje faili i wiesz co? Często ląduję na podłodze, wijąc się ze śmiechu. Ale gdybym stała obok człowieka, który tonie, prawdopodobnie wpadłabym w cholerną panikę i na pewno nie byłoby mi do śmiechu. 9. Ale przecież każda opinia jest personalna! Jak miałam napisać ten komentarz tak, żeby nie był moją własną opinią? Zresztą, wmawianie mi, że wylałam na Ciebie wiadro pomyj jest bezzasadne i niesprawiedliwe, bo nigdzie nie napisałam, że "opowiadanie jest beznadziejne", "pomysł do luftu", "nienawidzę Cię", "jesteś błaznem", "co za [tu wstaw jakikolwiek obelżywy wyraz]". Nie zauważyłeś, że praktycznie wszystkie moje zastrzeżenia odnoszą się do wykonania? Nie jestem zwolenniczką krytykowania pomysłu samego w sobie, bo uważam, że nawet z najbardziej oczywistego da się wycisnąć świetną historię, jeżeli zrobi się to odpowiednio. 10. A niech sobie będzie nawet postacią Twojego wujka matki kuzyna babci ze strony teściowej. Chodziło mi o to, że ten akapit sprawia wrażenie "doklejonego po fakcie", jakbyś sobie po czasie przypomniał, że musisz w tym miejscu coś wyjaśnić. A nawet, jakby go nie było, nie sądzę, by ktoś się przyczepił (tak, to słowo wyjątkowo często pojawia się w Twoim komentarzu w odniesieniu do mnie, to teraz ja go użyję), bo przecież latanie z miasta do miasta na długich dystansach musi być męczące, a takich kucyków ziemskich nikt by nie podejrzewał o podróżowanie setek kilometrów na piechotę. Na koniec mogę jedynie przesłać pozdrowienia i życzyć szczęścia, zdrowia, weny, czy czego tam jeszcze pragniesz i ewentualnie ponownie stwierdzić, że mi przykro za nazwanie mnie hejterem. Madeleine
    1 point
  17. KOMENTARZ ZAWIERA SPOILERY. Dobra. Wytłumaczy mi ktoś, kto u diabła zapoczątkował hejcenie odmiany nazw własnych? Już któryś raz spotykam się z tym, że młody pisarz niepewny jeszcze warsztatu poprawia gwałtem wszystkie nazwy własne, bo ktoś w poście zrobił „wrrrrr…”. Istnieje jakakolwiek sformalizowana zasada, która zabraniałaby pisania „Canterlotu”? Może jakaś klauza generalna wzięta ze słownika języka polskiego? Toż to jakiś obłęd! Nie lubię odgrzebywać aż tak starych tematów, więc cieszę się, że ktoś to zrobił za mnie. Na (nie)dobry początek: Zapomniałeś dodać, że jak mu się nie podoba, to na górze po prawej stronie znajduje się taki czerwony krzyżyk, po kliknięciu którego jego problem zniknie… Trochę pokory, mój drogi. To, że ktoś skrytykował dzieło, nie znaczy, że go nie zrozumiał. Od nigdy i żaden z komentujących podobnej herezji nie wygłosił. Chodzi o to, by WYCZERPAĆ TEMAT. Twoja lakoniczna praca nijak się do tej fundamentalnej zasady nie stosuje. NIJAK. Bóstwa wszelkich kultur, dajcie mi cierpliwość. Grentonumanuma nic takiego nie napisał i bynajmniej nie chodziło mu o „epickie” przygody ze smokami i mieczami! Chodziło mu o to, że ten tekst w ogóle nie opisuje relacji między bohaterami. Poznają się, rozmawiają, coś tam robią, zakochują się, jest dobrze, potem źle i koniec. Czytelnik nie ma szansy na to, by wgłębić się w historię, bo jej po prostu nie ma! Co my niby wiemy o przyjacielu Feathera – że ma jakąś rodzinę, mieszka w Appleloosie, że jego ojciec zachorował, że prowadzi sklep? A co wiemy o ich związku? Że podobają się sobie fizycznie, lubią ze sobą gadać i spędzać razem czas. Och, ach, jakież to głębokie. Szczególnie, że to samo można powiedzieć o własnym bracie (o ile oczywiście ten brat jest przystojny, ale brata powinno się kochać niezależnie od tego). Jeżeli zamiast rozdziału poświęconego powoli rozwijającemu się uczuciu piszesz: „Spojrzał na jędrne pośladki przyjaciela i poczuł, że się czerwieni”, nie dziw się, że czytelników to bynajmniej nie porywa. Z tego, co wyczytałam w komentarzach, Grentonumanuma najbardziej docenił Twoją pracę – w rzetelny i szczery sposób ocenił, co jest dobrze, a co źle. Wskazał Ci błędy, powiedział, czemu tekst powinien wyglądać inaczej. Wiesz, po co to zrobił? Bo Cię, kuźwa, szanuje i chce, żeby Twoje przyszłe dzieła były lepsze! Bo widzi, że opowiadanie kosztowało Cię dużo pracy i chce się odwdzięczyć komentarzem, który Ci coś da! Jeżeli nie przyjmujesz krytyki, nie powinieneś publikować. Właśnie obraziłeś użytkownika, który dał Ci najbardziej pomocny komentarz w temacie oraz wszystkich potencjalnych krytyków, którzy zechcą skomentować to dzieło. Gratulacje. W obliczu tego, co napisałam wyżej, nie jestem pewna, czy powinnam się wysilać nad komentarzem dotyczącym treści, skoro i tak napiszesz, że jestem mentalną gimbusiarą i ni krzty nie rozumiem Twojego geniuszu… Niech stracę. Oto komentarz właściwy. Pisany był w trakcie czytania fanfika i przeznaczony jest przede wszystkim dla autora. Niezrozumienie używanych słów – z której strony bym nie patrzyła, „doraźnie” tu nie pasuje. Bohater nazywany jest jednocześnie ciapatym i białasem, co jest dość zabawne. Domyślam się, że chodziło Ci o kolor… Niestety, słowo „ciapaty” w znaczeniu „nakrapiany” nie istnieje. A w tym drugim, cóż… Nie dość, że jest pejoratywne, to na dodatek kłóci się z „białasem”. Polecałabym raczej inspirowanie się ambitniejszymi produkcjami. W tekście jest jedna rzecz, która irytuje niemiłosiernie – wszechobecne zdrobnienia, przez które bohater nie wydaje się uroczy, tylko po prostu debilny. I nie, nie oddaje to bynajmniej „słodkości” MLP. Szeroki uśmiech w towarzystwie osoby, która wyraźnie miała problemy z wypłynięciem z wody i zaczerpnięciem oddechu nie świadczy o niej najlepiej. O cholera, to jest facet! Wybacz. Ale to nie ma nic do rzeczy. Sam narrator zauważa, że jednorożec był świadkiem prawie-utopienia (utonięcia brzmi lepiej). Teraz się cieszy, a za chwilę chwyci siekierę i rozrąbie drzwi jak w „Lśnieniu”. Mnóstwo literówek, często pojawia się zły szyk zdania, masz problemy z gramatyką i powtórzeniami. W FONTANNIE?! Niech jeszcze przepierkę w niej zrobi! W fontannie woda powinna być czysta, szczególnie w upalne dni, kiedy chłodzą się w niej dzieci nie zawsze świadome, że nie wolno z niej pić! HAHAHAHAHAHAHAHA!!! Przepraszam, ale to jest tak bosko dwuznaczne, że nie jestem pewna, czy sam autor zdaje sobie z tego sprawę. A alarm w tym czasie wył i wył, i wył… Serio. Złodziej zabiera na akcję nowicjusza i pozwala mu dłubać w zamku przez dziesięć minut. Jestem pod wrażeniem. Pełna profeska. Przy okazji – nie sądzisz, że ogólna ofermowatość Feathera oraz jego zajęcie polegające na chytrości i zaradności odrobinkę się ze sobą kłócą? Już chyba jestem za stara na tego typu żarciki, ale dla mnie to jest po prostu żenująco niesmaczne. Kolejny już raz widzę, że ktoś w opowiadaniu pisze „księżyc” i „słońce” wielką literą w wyrażeniach typu: „wzeszło słońce”, „w świetle księżyca”. Nie mam pojęcia, skąd to się wzięło, ale strasznie to wkurzające. TUTAJ masz wyjaśnienie, jak się powinno pisać. A ja mogę powiedzieć, jak wyglądało powstawanie tego akapitu: 1. Napiszę, że nie ma kasy, więc zabierze się z kimś, kto jedzie w tę samą stronę. 2. O cholera, przecież mój bohater to pegaz! Może polecieć! 3. Isoteras? 4. Kurna, po co ja mu te skrzydła dospawałem? 5. Ha! Wiem! Napiszę, że ma wadę skrzydeł czy coś tam, nikt nie będzie mógł się doczepić! Tak się zamyka usta hejterom, byczys! Jeżeli Twoją intencją było uczynienie z bohatera totalnej fujary, ofiary, ciućmy i maminsynka, którego żaden czytelnik nie zdoła polubić, to gratulacje – udało Ci się. Nie mam słów, żeby to skomentować. To się nazywa głęboka i wiarygodna przemiana psychologiczna bohatera! Szyjka to może być rakowa albo indycza, się ją gotuje i wysysa! Borze zielony, te zdrobnienia to jakaś paranoja. Opowiadanie już zabiły, teraz zabierają się za mnie. I właśnie dlatego, gdy Feather przybył do sklepu Cookiego, padli sobie w objęcia, tuląc się i sapiąc sobie nawzajem w ramiona, po czym zaczęli rzęsiście ronić łzy. Kilka uwag ogólnych: Wątek gejowski to naprawdę miła odmiana po tych wszystkich jedynych-słusznych-opowieściach-o-tym-jak-samiczka-z-samiczką. Za to motyw szeroko pojętego złodziejstwa głównego bohatera jest może i ciekawy, ale rozwinięty w sposób irytujący i bezmyślny (kradnie ciastka – o, przepraszam: ciasteczka – i za karę bezzębny niedźwiedź – o, przepraszam: niedźwiadek – zlizuje z niego miód – o, przepraszam: miodek? Że też posłużę się zaczerpniętym z klasycznej polszczyzny pytaniem: WTF?). A przerabianie dowcipów starszych od Internetu i wplatanie ich w tekst jest ryzykowne, bo taki zabieg bawi tylko wówczas, gdy jest wykonany PORZĄDNIE (przykład: Przypowieść o Kicku Paskowanz Dolara). Fabuła jest do bólu przewidywalna, a zakończenie tym bardziej. Owszem, jest mocne, ale poprzez swoją lakoniczność nie oddziałuje na czytelnika tak, jakbyś sobie tego życzył. Główny bohater w przeciwieństwie do wyżej komentujących nie przypadł mi do gustu – jest ciamajdowaty, irytujący i bardziej przypomina mi wydelikaconego hipstera w rurkach niż bohatera, którego mogłabym polubić. Cała akcja nie jest wartka, jest zbyt skąpo opisana i nie, takie postępowanie nie oznacza unikania dłużyzn, tylko brak pomysłu lub umiejętności na rozwinięcie fabuły. To, że Tobie fik wydaje się głęboki jak Rów Mariański nie znaczy, że taki jest – owszem, finalny motyw z nietolerancją i tym, co z niej wynikło, może i przekazuje jakiś morał, ale widziałam milion tekstów, w których ten sam motyw został wykorzystany lepiej. Tym miłym akcentem kończę swój przydługi wywód. Pozdrawiam, Madeleine
    1 point
  18. W gorącym cieniu, na miękkim kamieniu stojąc siedziała młoda staruszka, i nic nie mówiąc odzwała się do wysokiego mężczyzny niskiego wzrostu, z długą brodą bez zarostu. - Ale upalny mróz mamy tego lata. A było to zimą. Stały tam trzy łodzie: jedna cała, drugiej pół a trzeciej wcale nie było. Wsiadł do tej czwartej i utonął, ale dopłynął do bezludnej wyspy, gdzie zaatakowali go biali murzyni. W pogoni za ucieczką wszedł na gruszke, zerwał pietruszke, posypała się cebula. Nagle przyszedł właściciel tego banana i powiedział: - Złaź pan z tego kasztana, bo to nie moja wierzba. A on dalej mieszał wapno.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...