Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/27/21 we wszystkich miejscach

  1. Witamy ponownie, przy kolejnym konkursie literackim. Tym razem temat będzie dosyć niezwykły, bo choć wybór tagów dosyć duży, a temat względnie otwarty to zastosowaliśmy kilka “warunków” które mają przetestować konkretnie wasze zdolności do światotworzenia i wyjścia poza klasyczne serialowe, Equestro-centryczne i kucyko-centryczne ramy. 1. Limit słów: minimalnie 1500, maksymalnie 20 000. Słowa liczone są za pomocą licznika w google docs. 2. Termin oddawania prac - 01.05.2021, 23:59 3. Temat przewodni: “Obca kultura” 4. Tagi - zakazane są [Clop], [Gore], [Human], [Sci-Fi] [Cross-over], [Random]. Pozostałe dowolne w liczbie i rodzaju. Przypominam również, iż w czasie dodawania prac konkursowych nie trzeba dodawać tagów obowiązkowych - je należy zawrzeć w tytule tematu dopiero, kiedy będziecie publikować opowiadanie normalnie w dziale. WAŻNE! Przypominam również, że przy pracy musi się znaleźć co najmniej jeden tag - jeżeli nie będzie żadnego, uznam to za błędne otagowanie i zdyskwalifikuję bez litości. 5. Opowiadanie musi spełniać następujące warunki: a) Być napisane w klimacie MLP. b) Jego akcja bezwzględnie nie może rozgrywać się w Equestrii. c) W fanfiku muszą wystąpić minimum cztery rozumne rasy niekucykowe (za rasę kucykową uznajemy: kucyki ziemne, jednorożce, pegazy, alicorny). d) Spośród tych czterech rozumnych ras niekucykowych (jak np. changelingi, zebry, gryfy, smoki, jaki i podobne), co najmniej jedna z nich musi być rasą autorską, nie występującą w kanonie serialu MLP. 6. Każdy uczestnik może zgłosić tylko jedno opowiadanie [oneshot] lub wielorozdziałowiec. 7. Po oddaniu pracy nie można dokonywać w niej żadnych zmian, dlatego proszę o wyłączenie opcji komentowania/edycji w Google Docs na czas trwania konkursu. Jednocześnie przypominam, że prace mogą być publikowane w dziale po zakończeniu terminu oddawania prac, ale jeszcze przed pojawieniem się wyników. Później oczywiście też (bo już mnie pytanie o to drażni :D). 8. Prace, które przekroczą limit słów, zostaną nadesłane po terminie, będą zawierać treści clop/gore, zostaną poddane korekcie przez osoby trzecie lub zostaną nieprawidłowo otagowane, ulegają natychmiastowej i nieodwołalnej dyskwalifikacji. 9. Przystępując do konkursu, uczestnicy akceptują powyższe warunki. Sędzia - Verlax, Wilczke Pozdrawiamy i powodzenia!
    2 points
  2. Lyokoverse – tysiące lat historii, cały system magii, bogate światotworzenie... tylko dlaczego bardziej w ramach przewodnika, a niekoniecznie w ramach fanfików? Wiem, wiem, czepiam się, ale chcę stworzyć odpowiedni nastrój zanim przejdę do problemu ekspozycji, ale to w ramach innego fanfika. W każdym razie, może to ostatnie zmiany w moim postrzeganiu i wyczuciu, a może wrażenia po „Kole Historii” od Verlaxa, po którym zacząłem zwracać na to większą uwagę i w ogóle, odkrywać w jaki sposób można przedstawiać historię świata, budować go, potem na tym bazować itd. Powracając do Lyokoverse, w gruncie rzeczy, zawarte w tym wątku fanfiki są dla mnie nowością, do czego podszedłem dość entuzjastycznie, gdyż jakiekolwiek miewam kłopoty z Lyokoverse, w ogóle, ze stylem autora, o tyle za każdym razem potrafi mnie zaciekawić, skłonić do jakichś przemyśleń, no i kluczowe fragmenty pozostają w głowie, zaś same chęci stworzenia czegoś więcej niż kolejnego, zwykłego fanfika, same w sobie, dopingują do własnej twórczej pracy. Aha – nie jest to odosobniony przypadek, jest wiele innych dzieł, które oddziałują na mnie podobnie, ale wiecie jak to jest, im więcej, tym weselej Tym bardziej, że swego czasu zacząłem zbliżać się do momentu, w którym wszystkie dotychczasowe opowiadania Lyokoherosa zostaną przeze mnie przeczytane, co z kolei powinno rozpocząć mozolny (oceniając po obecnej częstotliwości publikowania) okres oczekiwania na nowy content. Nie przedłużając, przejdźmy do pierwszego opowiadania w ramach „Opowieści”, czyli „Ucieczki królowej Idube”, rozciągającej się na, wedle zapewnień autora, 300 słów, co czyni z fanfika taki potrójny drabbl, co wydaje mi się jak najbardziej ok, skądinąd wiem, że tyle wyrazów w zupełności wystarczy, by sklecić coś ciekawego. Z przyjemnością mogę przyznać, że w przypadku „Ucieczki” udało się osiągnąć taki właśnie efekt, chociaż czytelnik odczuwa niemały niedosyt, zważywszy na wspomnienie o królestwie Zebrici, księżniczce Unitas, Wojnie Tysiącletniej, no i osobie brata tytułowej Idube, odpowiedzialnego za zaistniałe zło. Opowiadanie okazało się na tyle klimatyczne, że chciałoby się poznać szczegóły struktury królestwa zebr, jak ono funkcjonuje, jak wygląda życie codzienne mieszkańców, co robią, jak to wygląda, może jakieś unikalne zwyczaje itp. Ale chciałoby się to przeczytać „w akcji”, niekoniecznie w stu procentach jako ekspozycję, a jeżeli już, to forma kroniki będzie odpowiedniejsza, acz tę również można wpleść w „zwykłe” opowiadanie i też będzie dobrze. Spoglądam do zapodanego przewodnika i z tego co widzę, jest szansa na odkrycie tych szczegółów, choć spodziewam się, że to Idube będzie grać pierwsze skrzypce, ale nie chcę oceniać pochopnie. Podobnie mają się sprawy z postaciami takimi jak księżniczka Unitas, czy Zan, którzy zostali zaledwie wspomnieni, a na pewno ciekawie czytało by się ich interakcje np. z poddanymi. Ciekawie byłoby poczytać jak się te postacie zachowują, jak się wyrażają, jakie mają ambicje, charaktery itd. Podobnie, Wojna Tysiącletnia brzmi interesująco, choć głównie z tego względu, że trudno mi sobie wyobrazić dwie strony znajdujące się w ciągłym (?) stanie wojny przez okrągłe tysiąc lat. Ciekawi mnie, jak autor to rozwiązał, jak zamierza to przedstawić. Wspominam o tym także dlatego, że opowiadanie to jest, z tego co widzę, pierwsze w chronologii i moim zdaniem robi robotę, jeśli mówimy o wprowadzeniu czytelnika w uniwersum, zajawienie klimatu, a także kluczowych wydarzeń, które ukształtowały ów świat, no i najzwyczajniej w świecie, zachęca do dalszego odkrywania. Owszem, nie wydaje się to jakoś specjalnie oryginalne, przełomowe, ale z drugiej strony, nie wieje sztampą i w sumie ciekawi, nie trącąc przy tym kiczem. Poza tym, jak na 300 stron, opisy okazały się całkiem satysfakcjonujące i opowiadanie czyta się dobrze, nie uświadczyłem w nim rzucających się w oczy błędów, zaś fakt, że sporo pozostawiono wyobraźni czytelnika, w tym przypadku działa na korzyść fanfika, a może to po prostu przez świadomość, że istnieją kolejne opowiadania i są już opublikowane, zatem czytelnik nie pozostanie głodny zbyt długo. Sam nie wiem. W każdym razie, powracając jeszcze do zawartej w przewodniku chronologii, mam pewne wątpliwości, czy opisanie tych konkretnych fragmentów wątku Idube w formie oneshotów wystarczy, by zaspokoić ciekawość. Chodzi mi o to, że „Ucieczka” wypada dobrze również jako prolog wielorozdziałowca, a przynajmniej czegoś, na co złożyłoby się co najmniej kilka samodzielnych części jednej historii, o ucieczce rzeczonej postaci. Serio, aż tak ciekawi mnie co będzie dalej – na jakie trudności natrafi królowa, kogo spotka, czy nikt nie będzie jej ścigał, co w tym czasie będzie robić jej brat, w jakim stanie dotrze do celu Idube i jak się to skończy, zanim ostatecznie znajdzie się na uchodźstwie. Jest to inny, charakterystyczny aspekt twórczości autora, który niestety nie napawa już tak wielkim optymizmem, a jest to łatwość, z jaką niewykorzystywane zostają potencjały zawarte w jego pomysłach, tudzież nie do końca satysfakcjonująca realizacja co ciekawszych koncepcji. Powiem wprost – masz tutaj materiał na wciągający, dłuższy fanfik przygodowy, w który z łatwością wpleciesz wątki smutniejsze, a może i fantastyczne, przy okazji ujawniając (Tylko nie zbyt wiele naraz i nie od razu!) co nieco o magii, elementach świata, historii itd. „Ucieczka” radzi sobie jako samodzielna, kompletna historia, ale również jako prolog do czegoś większego, a ponieważ lubię fanfikcję, lubię czytać, skłaniałbym się ku temu, by jednak uczynić z niego wprowadzenie i pociągnąć motyw ucieczki dalej, zahaczając o wybrane lokacje Zebrici, ukazując charaktery siostry i brata (uwypuklając różnice między nimi, ale także ich ambicje), pokazując coś o uniwersum, doprowadzić opowiadanie do czegoś. Naprawdę, szkoda nie skorzystać z takiej okazji W każdym razie, całkiem niezłe opowiadanie, które czyta się sprawnie i dobrze, czując przy tym klimat oraz coś takiego, że jest to część czegoś dużego. Po skończeniu lektury pozostaje niedosyt, ale i ciekawość wobec tego, co już jest i zostało opublikowane. „Smoczęta Fillydelfilskie” mają kilka cech wspólnych z „Ucieczką”, co z jednej strony cieszy, ale z drugiej powoduje podobne wątpliwości. Po pierwsze, opowiadanie wypada kompletnie, a ukazujące się oczom czytelnika opisy satysfakcjonują i spełniają swoje zadanie, dając wartką akcję, którą śledzi się z zaciekawieniem, natomiast zakończenie robi smaka na ciąg dalszy, w związku z czym ponownie mamy mieszankę niedosytu z zaintrygowaniem wobec tego, co mogłoby się wydarzyć później. Jednocześnie, tekst sprawdziłby się, może nie jako prolog, ale jako pierwsza z kilku części dłuższej historii, nawiązującej do – jak tytuł sam na to wskazuje – Orląt Lwowskich, co kusi, by zdradzić coś więcej o trwającym konflikcie, jego tle historycznym, nawiązać do Orląt jeszcze bardziej, może też ukazać konflikt od drugiej strony... masa możliwości, które proszą się o zrealizowanie w formie czegoś dłuższego. A to wszystko w wojennych klimatach i nieco cięższej niż zwykle atmosferze. Miło, że tym razem przez opowiadanie przewinęło się nieco więcej postaci, niż ostatnim razem, że poznaliśmy je z imion, w ogóle, że wymieniły między sobą trochę zdań. Ubarwiło to treść i pomogło w utrzymaniu odpowiedniego tempa akcji, nie wspominając już o nastroju,dzięki któremu czytało się to wartko, może zabrakło napięcia, ale nie przeszkadzało mi to zbytnio. Dlaczego zabrakło napięcia? Nie potrafiłem oprzeć się wrażeniu, że bohaterom szło zbyt łatwo, tym bardziej, że pojedynek toczył się z gryfami, o których mam dosyć silne przeświadczenie, że są większe, silniejsze, szybsze itd. Zwłaszcza, że to warunki wojenne, a my mówimy o żołnierzach, więc najlepszych z najlepszych, najpewniej dobrze doświadczonych jednostkach. Mając to na uwadze, jakoś trudno mi sobie wyobrazić małe źrebięta, pokonujące wielokrotnie większe, cięższe, lepiej wytrenowane, dorosłe gryfy i wiem, do czego nawiązuje opowiadanie, jednakże nie są to postacie ludzkie i na warunki kreskówkowe, wydaje mi się, że te różnice w warunkach fizycznych są jeszcze większe i naprawdę trudno mi w to uwierzyć, że takie kucykowe dzieciaki byłby w stanie pokonać dorosłe gryfy. Ja to jeszcze-jeszcze, ale domyślam się, jak tekst mogą odebrać zapaleni fani gryfów. Takie przedstawienie tychże istot jest dla nich dosyć... deprymujące. Sprawie nie pomaga fakt, że mamy małe pojęcie o liczebności poszczególnych stron, więc tym bardziej mam mały mętlik w głowie. Bo na jednego gryfa mogło przypadać +10 źrebaków, a może zaledwie dwóch, a może było ich tyle samo, a może mniej. Domyślam się, że znajomość historii Orląt Lwowskich oraz kontekstu nawiązania może sporo pomóc, ale zastawiam się co z czytelnikami, którzy niespecjalnie się tym interesują albo kiepsko to pamiętają? Uważam, że opowiadanie powinno sobie radzić również w takich warunkach i zawierać niezbędne informacje, coby każdy mógł sobie wyobrazić wygląd tych starć oraz ile w tym brało udział kucy i gryfów. Zaznaczam, że chodzi mi o niezbędne informacje, wplecione w tekst w sposób naturalny, nie ekspozycje zatrzymujące sztucznie akcję! Opowiadanie oceniam jako całkiem ciekawe, klimatyczne, napisane sprawnie i bez większych zarzutów, brzmiące zupełnie nieźle, przystępnie, które dobrze zajawia nowy temat i ciekawi czytelnika, jednakże brakuje mu kilku szczegółów, by uwiarygodnić opisywane wydarzenia. Nie jest to duży kłopot, laik pewnie niespecjalnie cokolwiek zauważy, ale byłoby ciekawie mieć to w fanfiku, w ogóle, dobrze by było mieć tej historii więcej. Ale jest w porządku. W ten sposób przechodzimy do „Podszeptów”, które wyróżniają się na tle pozostałych opowiadań gabarytami i... tym, że przedstawiają zamierzchłe czasy, ale jednocześnie coś, co znamy/ kojarzymy doskonale i co chyba różni twórcy niejednokrotnie brali na wątek główny do swoich opowiadań. Tym razem będziemy świadkami długiej i wyczerpującej walki Luny z samą sobą, a właściwie, z Koszmarem w jej głowie, czego rezultatem musiała być przemiana w Nightmare Moon i nieudana próba zagarnięcia Equestrii tylko dla siebie. Znajomy motyw, wykonanie... z jednej strony szału nie wzbudza, ale z drugiej, podoba się i co by nie mówić, jest przy tym sporo klimatu. Opowiadanie po raz pierwszy miałem przyjemność odsłuchać w ramach Kącika Lektorskiego, gdzie sporo kawałków tekstu (o ile nie całość, nie pamiętam już dokładnie) przypadło Grento, który odczytał je creepypastowym tonem, niekiedy brzmiąc dość agresywnie, nieprzyjaźnie, nadając historyjce prawdziwie mrocznej otoczki, co wówczas bardzo mi się spodobało i na czym owe opowiadanie wiele moim zdaniem zyskało Mając w pamięci świetne wspomnienia z czytania, gdzie treść wręcz wyziewała mrokiem, zwątpieniem czy grozą, zabrałem się za zwykłą lekturę i cóż... Grento naprawdę wiele wniósł swoim głosem i niech żałują ci, których zabrakło wtedy na czytaniu. Bo czytając tekst samodzielnie, mroczna atmosfera nie udziela się już z taką siłą, choć nadal jest i daje się poczuć, a wewnętrzna bitwa Luny wciąga i chociaż tekst trwał zaledwie 8 stron (niecałych), miało się wrażenie, jakby czasu w fabule upłynęło o wiele więcej, niż w rzeczywistości, zaś w ramach poszczególnych fragmentów przewinęło się znacznie więcej wydarzeń. Na uwagę zasługują przypisy, które rzucają więcej światła na kalendarium, co pomaga zorientować się co, kiedy i gdzie miało miejsce, i jak długo to już trwa. Jak wiadomo, świat można budować na różne sposoby i dawkować informacje także przy pomocy formy. Chociażby przypisów Powracając do wewnętrznej walki Luny, tytułowe podszepty wydały mi się dość wiarygodne z tego względu, iż przez cały czas miałem wrażenie, że uderzają one w czułe punkty Pani Księżyca. Za każdym razem, gdy ta przywołuje jakieś zdarzenie, jakąś postać, by przekonać samą siebie, że jest ważna, dostrzegana i doceniana, podszepty natychmiast przekonują ją, że jest inaczej, choć nie do końca w taki sposób, by nie dało się tego skontrować, jednak wystarczająco mocno, by osłabić poczucie własnej wartości Luny, kawałek po kawałku. Powoduje to spójny i logiczny ciąg rozmów z głosem we własnej głowie, dzięki czemu finalna przemiana zostaje należycie uwiarygodniona, przedstawiona jako długi, złożony proces, a fakt, że między wierszami możemy poznać trochę historii, ubarwia całość i składa się na całkiem dobry, klimatyczny fanfik, chyba w tym zestawieniu najlepszy, acz „Ucieczkę królowej Idube” uplasowałbym niewiele dalej, tak mi się ta zajawka spodobała. Zaciekawił mnie wątek Snowdrop, choć przyznam, że za pierwszym razem wydał mi się troszkę na doczepkę, ale potem, gdy sprawdziłem kto to jest i przypomniałem sobie tę historię, zrozumiałem, dlaczego znalazła się w fanfiku i uznałem jej motyw za nie tylko interesujące, ale również emocjonalne urozmaicenie. Aczkolwiek, jeżeli ktoś nie jest w temacie i średnio się orientuje co do wcześniejszej, ogólnoświatowej twórczości fandomu, może poczuć się deczko skołowany, gdyż sam fanfik nie dostarcza wystarczająco wiele informacji na jej temat i rozumiem, że w tym wypadku wypada samodzielnie zapoznać się ze źródłem, ale chciałbym spytać autora, czy nie zechciałby może dokonać adaptacji fanfikowej fanowskiego odcinka „Snowdrop”, na rzecz Lyokoverse? Może coś lekko zmienić, może coś od siebie dodać? Nie chodzi mi o streszczenie animacji, gdyż to byłoby bez sensu, ale może jakaś miniaturka, coś skupionego na relacjach klaczki z Luną? Jako suplement do „Podszeptów”? Co jeszcze... forma? Raczej nie mam większych zastrzeżeń, poza tym, że niektóre, ale tylko niektóre, opisy pozostawiły po sobie niedosyt i miejscami miałem wrażenie, jakby warstwa emocjonalna Luny nie została w pełni przybliżona, toteż potencjał kolejnych scen pozostał niewydobyty w całości, a szkoda. Początkowo mamy ten stłuczony wazon, ale ciekawie by było zobaczyć np. zmieniający się stosunek protagonistki do różnych rzeczy, czy służących jej kucyków, czy to poprzez czynności, czy dialogi. Wprawdzie otrzymujemy troszkę tego pod koniec, gdy okazuje się, że Luna ma wątpliwości i niechętnie opuszcza księżyc, ale szkoda, że autor nie potrwał się na więcej. Nie mam na myśli niczego spektakularnego, po prostu więcej interakcji z otoczeniem/ innymi kucykami, maksymalnie rozciągającego opowiadanie do jakichś 11 stron, nie więcej. By pokazać nowe rzeczy, ale nie zaburzyć krótkiej formy, która sprawdza się całkiem całkiem. Poszczególne kwestie, narracja, brzmienie podszeptów, wszystko to zostało dobrze pooddzielane i czytelnik nigdy nie ma wątpliwości, co kto mówi, ani co się dzieje. Całość sformatowana bez zarzutu, błędów też nie uświadczyłem, toteż tutaj opowiadanie sprawdza się na piątkę. Co cieszy, tekst się podoba i pozostaje w pamięci, natomiast znów wydaje mi się, że autor nie rozwija w pełni potencjału swoich pomysłów, ale przy „Podszeptach” nie jest to aż tak widoczne. Opowiadanie radzi sobie i generalnie rzecz ta wynika z mojej ciekawości... No właśnie – skoro została rozbudzona ciekawość, na tyle, bym zaczął wyobrażać sobie różne inne rzeczy, które mogłyby znaleźć się w fanfiku, zastanawiać się, jak autor by je przedstawił i co jeszcze ujawnił, to chyba o czymś świadczy Myślę, że „Podszepty” warto przeczytać, wprawdzie nie jest to nic świeżego, ot, kolejna historia o tym, jak Luna zmieniała się w Nightmare Moon, jednakże została ona przedstawiona w sposób krótki, zwięzły, solidny i wciągający, a przy tym wspomniana przemiana okazała się, w opozycji do gabarytów tekstu, baaardzo rozciągnięta w czasie, co daje pojęcie o tym, jak bolesny musiał to być żywot dla niedocenianej Luny. I tak długo wytrzymała. Lektura ani nie nuży, ani nie zniechęca do konsekwentnego jej odkrywania, to całkiem przyjemne, niezobowiązujące doświadczenie, w sam raz na wolną chwilę. „Sami swoi” to tekst rozpisany na 100 słów, żeby spełnić wymogi gatunkowe. Jak się udało? W sumie... trudno powiedzieć, więc zacznę od tego, że zamiast półpauz mamy dywizy, wszędzie. W dalszej kolejności, tekst jest podzielony na opis wprowadzający, później następuje dialog, który zdradza akcję i prowadzi do końcówki, wszystko w kilka sekund. Jednakże wszystko, czego uświadczymy w fanfiku, wydaje się znajome i serialowe, toteż drabbl ten można bez problemu wkomponować w kanon i w tym sensie, jest to jego rozszerzenie, aczkolwiek, osobiście odbieram go bardziej jako powielenie tego, co znamy z odcinka z rodzicami Applejack, bez ryzykowania nowościami... ale to i tak ok. Poza dywizami, forma bez zarzutów, no i historyjka jest całkiem klimatyczna, kreskówkowa. Ale tak ja jeden raz. Krótki przerywnik, nic więcej nie mogę o nim powiedzieć. Miło było poczytać o tych postaciach, szkoda, że tylko tyle. Znowu. Ale drabbl to drabbl – jaki jest, każdy widzi. To zostawia mnie z ostatnim opowiadaniem, czyli „Najgorszym dniem w życiu”, które... też jest całkiem ok, też wypada serialowo i wpisuje się w kanon, ale powiedziałbym, że jako takie, wnosi do charakterystyki Twilight nieco więcej, niż poprzednia historyjka do życiorysu Bright Maca oraz Pear Butter. Powiedziałbym też, że opisy i dialogi są lepiej zbalansowane, nie ma wyraźnej granicy między nimi, toteż i tekst wypada lepiej, i też jest przyjemniejszy w odbiorze, aczkolwiek również oceniam go jako zwykły, krótki przerywnik na jeden raz. Miła lektura, ale skądś już znam ten motyw – z autopsji xD. Chociaż nie, to nie byłem ja, ale koleżanka z klasy, ale wciąż, znajoma sytuacja, znajoma puenta. Odnośnie formy, to takie same, drobne zarzuty co ostatnio, czyli dywizy zamiast półpauz w zapisie dialogowym, reszta jak najbardziej ok. Podsumowując, „Opowieści z Lyokoverse”, już na tym etapie, sprawdzają się jako całkiem dobre dodatki do autorskiego uniwersum, choć niedosyt jest dość duży (sumarycznie) i często towarzyszyło mi wrażenie, że autor nie realizuje w pełni swoich pomysłów, że pełen potencjał nie jest osiągany, co jest bolączką nie tylko tych fanfików, ale również kilku innych, umieszczonych w oddzielnych wątkach. W każdym razie, Lyokoverse jawi się tu jako kopalnia pomysłów i można wyobrażać sobie naprawdę wiele, większość wątków oraz tekstów działa na wyobraźnię czytelnika dosyć dobrze i już samo to sprawia, że uniwersum wypada barwnie, szeroko, zachęcająco, acz po przewodniku można sądzić, że jego reguły są „sztywne”, co może ograniczać, ale z drugiej strony, nie wydaje mi się, by było to coś, w czym ktoś z zewnątrz nie byłby w stanie nic napisać i najlepszym tego dowodem jest fakt, że poszczególne fanfiki Midday Shine zostały ujęte jako część Lyokoverse Ano, przewodnik... proszę to wyjustować gdzie trzeba i dodać brakujące akapity, no co jest? Ciekawe miniaturki, myślę, że warto rzucić na nie okiem. Oczekuję kolejnych aktualizacji, no i po cichu liczę, że z czasem będzie tego coraz więcej i więcej, że poszczególne teksty zaczną się składać na coś dłuższego, że potencjał wreszcie zostanie rozwinięty w taki sposób, by nie pozostawiać niedosytu, ale zdrowe domysły i własne teorie, no i ogólnie, że uniwersum będzie rozwijane, bo dlaczego nie? ... A jednak to jeszcze nie koniec ^^ No i... mamy rozwinięcie, w postaci „Legendy Rowu Lunarnego”. Powyższe komentarze zostały sporządzone na podstawie notatek, jakie pisałem sobie bez pośpiechu podczas czytania poszczególnych opowiadań z serii, w międzyczasie do zestawu dołączyła „Legenda...”, z którą zapoznałem się stosunkowo niedawno, toteż pozwolę sobie zamieścić tutaj swego rodzaju suplement do tego, co już napisałem. Nie na podstawie notatek, ale na gorąco, po przeczytaniu najnowszego fanfika Tak jak poprzednim razem często towarzyszyło mi wrażenie niedosytu, nie wykorzystywania w pełni potencjału poszczególnych pomysłów raz niewychwycenia okazji na extra sceny, tak przy okazji „Legendy Rowu Lunarnego” czułem się usatysfakcjonowany, syty. Wprawdzie tekstu nie ma wiele, opisy z reguły są zwięzłe, ale w tym wszystkim po prostu brzmią bardzo dobrze, momentami nawet tak dźwięcznie, bez wątpienia zostały skomponowane z wysoką dbałością o detale, no i, jak mniemam, starannie przebadane przez korektorkę. Zwięzłość służy tempu akcji, które jest sprawne, ale nie za szybkie, generalnie utrzymywane jest w sposób jednostajny, nie ma zatem ani zbędnego przedłużania, ani przeskoku naprzód. Sprawie pomaga to, że nazwy własne, wymyślone przez autora, są całkiem ładne, a imiona postaci proste, ale nie banalne. Łatwo to zapamiętać, łatwo zapisać, brzmi dobrze, wpada w ucho. Dobra robota. Do jednej tylko rzeczy bym się uczepił, mianowicie, jak oni wyciągają nieprzytomnego Northern Winda z wody, to przecież bohater powinien być osłabiony, zmęczony, zdezorientowany, a tak płynnie, niemalże jednym tchem się przedstawia i opowiada, co się wydarzyło. Trochę mnie to zdziwiło Końskie zdrowie po prostu Poza tym, powtórzenie, coś za gęsto przewija się tutaj „kapitan”. „Jestem kapitan, zabierzcie mnie do kapitana” jakoś średnio brzmi. Osobiście, zrezygnowałbym z pierwszego „kapitana”. Skoro to taka szycha, powinni kojarzyć jego stopień. Chyba. Ale generalnie, tekst znakomicie się czyta, no bo całkiem sprawnie, bezstresowo, ponadto, da się odczuć klimat, no i tu i ówdzie mamy skromne światotworzenie, przeplatane z kreacjami postaci, np. wątek handlowy (dowiadujemy się o rasach, które biorą udział w wymianie towarów, a także tego, co to za towary, nie wspominając już o odkryciu Merendelle), tudzież księżniczka Unitas (która, jak się okazuje, długo miała, nazwijmy to, kłopot z czytaniem i pisaniem, obecnie chętnie poszerza swój księgozbiór). Kolejny przykład na to, jak niuanse niekiedy decydują o efekcie końcowym W ogóle, Crimson Tide, o ile mnie pamięć nie myli, to podtytuł jednego z wielu spin-offów „Fallout: Equestria”. Może stąd jakoś łatwiej imię to wpadło mi w ucho, ale Northern Wind to również ciekawa propozycja, podoba mi się. Dialogi i opisy zostały dobrze wyważone. Nie czuć dominacji jednego nad drugim (chociaż w przypadku dialogów momentami (głównie podczas narady załogi) niewiele im brakuje), toteż i pod tym kątem bez poważniejszych zarzutów. Wciągająca historyjka, acz dosyć przewidywalna. Come on, czy ktoś miał jakiekolwiek złudzenia, że oni przepłyną przez ów Rów bezpiecznie, podczas gdy wiadomo było, że NIE powinni się tam zbliżać? Cóż, ale bez tego nie mielibyśmy scenki z bestią z głębin, która klimatem przywołała na myśl kino przygodowe. No ok, może tutaj akcja rwała przed siebie troszkę zbyt szybko, może tutaj da się odczuć lekki, subtelny niedosyt, ale z drugiej strony, nie można odmówić scenie dynamizmu i za to należy się pochwała. A zakończenie? Również w porządku, w sumie, zdziwiły mnie słowa księżniczki Unitas. Ciekawi mnie, co miała na myśli. Liczę, że wątek ten będzie jeszcze podejmowany. W ogóle, fajnie, że wystąpiła Ostatecznie, całkiem przyjemne w odbiorze, lekko przygodowe, lekko tajemnicze, ale satysfakcjonujące, niedługie opowiadanie, które czytało mi się całkiem dobrze, nie mogę odmówić mu klimatu oraz pewnej nuty intrygi, jaką udaje się poczuć przy okazji zakończenia. Otwartego zakończenia, warto dodać. Z perspektywy czasu, dziwi mnie troszkę jak Northernowi udało się polecieć tak daleko i przeżyć (Czy tam nie powinien w tym czasie szaleć sztorm?), ale przymknę na to oko... tym razem Ostatecznie, uważam to za dobry kierunek. Kompletna, zwięźle napisana historia, z pomysłem i klimatem, z wpadającymi w ucho imionami oraz nazwami lokacji, z otwartym (w pewnym stopniu) zakończeniem, robiąca smaka na ciąg dalszy. Lepiej, lepiej, nie czuć już, że jakieś pomysły nie zostały w pełni zrealizowane, tekst spełnia oczekiwania odbiorcy. Jak najbardziej w porządku. Cóż więcej mogę rzec? Czekam na kolejne odsłony "Opowieści z Lyokoverse", no i życzę weny oraz powodzenia w dalszym pisaniu. Przede wszystkim pomysłów, ale nie, że pomysłów-pomysłów, tylko pomysłów na wykonywanie poszczególnych koncepcji, by wrażenia niedosytu było jak najmniej, a zamiast tego, by kolejne fanfiki zaspokajały apetyt czytelników Pozdrawiam!
    2 points
  3. ...właściwie to dhampirem, ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Cóż, może rzeczony dhampir/wampir wychodząc na dwór w świetle dnia… Ale przejdźmy do rzeczy… o to moje najnowsze opowiadanie, rozgrywające się w świecie inspirowanym serią komiksów "Dostosowując się do nocy"("Adoptning to Night"), nazwanym przeze mnie "wampirzą Equestrią" (tak wiem, moja pomysłowość nazewnicza nie zna granic) - gdzie jak się pewnie domyślacie w Equestrii spotkamy istoty nocy takie jak wampiry czy wilkołaki i nie tylko… (jakby co od razu mówię, że pytałem autora o zgodę i nie miał nic przeciwko) Ponadto w mojej wersji Sunset, wychowywana od maleńkości przez Celestię nigdy nie stała się zła, ani nie uciekła do ludzkiego świata… i podobnie do Cadance czasem opiekowała się małą Twily… która pewnego dnia odkryła jej sekret - Sunset jest dhampirem! Dla tych którzy nie wiedzą: dhampir to pół wampir, owoc związku wampira ze zwykłym śmiertelnikiem - tak, matka Sunset była wampirzycą… Więc nie przedłużając dalej… zapraszam do lektury: Moja opiekunka jest wampirem! korekta: Midday Shine
    1 point
  4. [W sumie to nie wiem czy na pewno to opowiadanie kwalifikuje się do tego działu, może nawet przeszłoby w ogólnym... w każdym razie małe ostrzeżenia co do treści:] Drugie (po "Moja opiekunka jest wapirem!") opowiadanie z "wampirzej "Equestrii"(inspirowanym serią komiksów "Dostosowując się do nocy"("Adoptning to Night"), wszystko oczywiście za zgodą jej autora), tym razem już nie takie lekkie... będzie nieco cięższych, czasem brutalnych momentów... ale nie zabraknie i takich budujących, pozytywnych momentów - no bo w końcu nie byłbym sobą, gdyby takich nie było. O czym to ono jest? Cóż zabiorę was dalej w przeszłość, jakieś 30 lat przed akcją serialu, tym razem jednak nie będzie tak milusio jak poprzednim razem, bo na ten świat będziemy patrzeć nie przez oczy małej Twily, ale dwóch dorosłych kucyków. Kucyków z zupełnie innych światów, których pewnej nocy połączą bardzo nietypowe okoliczności... Jest to możnaby rzec historia niezwykłej miłości (nawet jeśli nie do końca na niej skupia się opowiadanie, a na kilku kluczowych momentach życia głównych bohaterów...) oraz o tym... jak w tym świecie przyszła na świat pewna klacz, która odegra w nim jeszcze niebagatelną rolę... No i [uwaga spoiler] A więc bez dalszych wstępów zapraszam was byście przeczytali... "Krwawy Diament" Opowiadanie spokojnie możecie czytać samodzielnie, stanowi też swego rodzaju wprowadzenie do świata wampirzej Equestrii, którego specyfikę poznacie oczami jednego z bohaterów: Golden Winga. (Tu mogę dodać, że mój znajomy, który właściwie nie zna kucyków je czytał i nie miał problemu z odnalezieniem się w nim oraz całkiem mu się podobało.) korekta: Midday Shine Przenoszę do działu ogólnego~Dolar84
    1 point
  5. Hej, przedstawiam swoją kolejną pracę, zaległą za marzec - tym razem pojawiła się trochę większa obsuwa, niż przy poprzednich, no ale musiała zaczekać na koniec konkursu (tematyka - Taniec!). Tak czy inaczej, włącznie z inną, napisaną na zebrokonkurs, pracą (pisaną na kwiecień, będzie opublikowana w maju, heh) Ambitny Plan nie tylko nie został zniweczony, ale ma się lepiej, niż kiedykolwiek! A teraz ad rem! Tytuł: Magnum Opus Tagi: [Oneshot], [Slice of Life] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1309PiL3eg3T_BUri6DPnoqLQk8F8S5CPVHFlc4Ch5wA/edit?usp=sharing Korekta: Rarity (serdecznie dziękuję!) Opis: Opowieść o tańcu, płomieniach i blasku tworzących prawdziwie Wielkie Dzieło. Życzę miłej lektury. Epic: 3/10 Legendary: 3/50
    1 point
  6. Hej, przedstawiam kolejną pracę - ta zapewniła mi zwycięstwo w konkursie z działu Zecory. Zgodnie z rozkładem Planu została napisana na kwiecień, ale wstrzymywałem się z publikacją do czasu ogłoszenia wyników. W przypadku opowiadania majowego zachodzi ten sam problem, heh. Obrazek jest póki co tymczasowy - wśród nagród znajdował się także rysunek do fika, więc kiedy powstanie, zapewne dokonam podmiany. EDIT: Cahan skończyła rysować, podmieniłem ilustrację. Ad rem. Tytuł: Brzemię Tagi: [Oneshot], [Dark] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1mJchr9Tv0hu-dj1E4-eIMSgn5NcyBUfrlKB3GrtgQ80/edit?usp=sharing Korekta: Rarity (dzięki!) Opis: Mądrość przez pasiaste zdobyta plemię, Ta wiedza najcięższe stanowi brzemię. Życzę miłej lektury. PS Dorzucam od razu muzykę, która nie towarzyszyła mi, co prawda, podczas całego pisania, ale można traktować ją jako motyw pewnej postaci, heh.
    1 point
  7. Korzystając z chwili wolnego czasu, postanowiłem wrzucić kolejną moją pracę z... którejś tam edycji Mojego Małego Fanfika, już nawet nie pamiętam, której, cóż. W każdym razie jest to najkrótsze z opublikowanych przeze mnie do tej pory opowiadań. W sumie taka mała, lekka rzecz. OSTRZEŻENIE! TRZYMAM SIĘ SWOJEJ KONCEPCJI I UŻYWAM W OPOWIADANIU SŁOWA "ALICORNKA"! KRWAWOOCY DECYDUJĄCY SIĘ NA CZYTANIE GO PROSZENI SĄ O PRZYGOTOWANIE KROPEL DO OCZU! Tytuł: Rocznica Tagi: [One-shot], [slice of Life], [sad] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1_5t7kqrSBfHnq6D_d3DCzLTHmvKU2fd--eg60FIa8Nw/edit Opis: Księżniczka Cadance przygotowuje się do obchodów swojej pierwszej rocznicy. Życzę miłej lektury.
    1 point
  8. No dobrze, skoro Dolar zapewnił, że bez obawy mogę wrzucić nawet i całe zatrzęsienie swoich prac, to zdecydowałem się na jeszcze jedną. Na razie. Kto wie, czy o drugiej w nocy znowu nie zdecyduję się wstawić kolejnej? Słowem wstępu mała ciekawostka: DRŻYJCIE, WIELBICIELE "PSZCZÓŁ", BO OTO ICH RYWAL PODĄŻYŁ TU W KOŃCU ZA NIMI! A mówiąc bardziej poważnie - opowiadanie to zostało opublikowane na FGE w tej samej edycji Mojego Małego Fanfika, co praca Madeleine. Konflikt stał się nieunikniony, pojawiły się dwa obozy (z czego jeden przyczajony w cieniu!) i takie tam. Jeśli kogoś najdzie ochota na porównywanie obu prac ze sobą, cóż, nie będę oponował. Tytuł: Księżniczki Tagi: [One-shot], [Post-apocalyptic], [sad]/[Dark] (szczerze mówiąc nie wiem, który bardziej pasuje; może oba?) Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1JES3cxud6YhzJvmI-lo2SRCQ1kaPtsu4M_SbhmFDpRk/edit Link do audiobooka: https://www.youtube.com/watch?v=hUnoMihjBZA Opis: Losy equestriańskich księżniczek za tysiąc lat od teraz. Życzę miłej lektury. Epic: 1/10 Legendary: 1/50
    1 point
  9. Kopu kopu kop. Jako że praca, Fallout 4 i mój coraz bardziej chory perfekcjonizm skutecznie uniemożliwiają mi napisanie czegoś nowego ("Tajemnice", dlaczego nie chcecie napisać się same?!), postanowiłem przeszukać archiwum swoich starszych fików w poszukiwaniu jakiegoś, którego jeszcze nie opublikowałem na forum. Jak można się domyślić, poszukiwania zakończyły się sukcesem i udało mi się odkopać jedno z moich pierwszych opowiadań... możliwe, że trzecie lub nawet drugie (wiem, że pierwszym był "Pielgrzym i Pani"). Pamiętam, że powstało ono w ramach Mojego Małego Fanfika na FGE, ale nie mogę sobie przypomnieć, której edycji. Tak, czy inaczej, napisałem je jeszcze przed moim okresem alicorno-sombryjskim, jak mógłby to pewnie określić Hoffman, pod pewnymi względami może więc stanowić ciekawostkę. Tytuł: Magia Serdeczności Tagi: [Oneshot], [Slice of Life], [Sad] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/14aejJLJZHaM7fWFQ5nIW2JuYZihjfBanGyok-y40el4/edit Opis: Rodzinne obchody Wigilii Serdeczności. Życzę miłej lektury.
    1 point
  10. Historia Wielkiego Zmieniania Zdania. Początkowo chciałem opublikować to opowiadanie osobno w jakiś czas po premierze antologii "Na Ostrzu Iluzji", do której zostało napisane. Następnie w ten pomysł zwątpiłem. Później zaś, pod wpływem głosów zachęcających mnie do rozważenia całej sprawy powtórnie, przyszło zwątpienie w zwątpienie. Ostatecznie, po skonsultowaniu całej sprawy z Dolarem (jako że Porządek Musi Być) i otrzymaniu zielonego światła, zdecydowałem się jednak zrealizować pierwotną koncepcję. Tytuł: Śnienie Tagi: [One-shot], [Dark], [sad] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1X_CelzprEm6djRzzS5HXyp_9dMd_XrWHUVljVg7cm2U/edit Opis: Księżniczka Luna poszukuje prawdy skrytej w Krainie Snów. Życzę miłej lektury.
    1 point
  11. Hej, po raz kolejny wrzucam pracę napisaną na konkurs, tym razem zwycięską! Jako że mam w najlepszym razie mgliste pojęcie o kwestiach okołomilitarnych, swój spin-off KO (dla zaglądających w odległej przyszłości - taka była właśnie tematyka konkursu, heh) poświęciłem bardziej plasterko-życiowej tematyce. Niezmiernie się przy tym cieszę, że udało mi się w krótkim czasie napisać dwa uznane za dobre opowiadania. Z fika wyleciało kilka błędów (znając moje ogarnięcie interpunkcji - nie wszystkie), które udało mi się znaleźć, czy też zostały mi wskazane (głupie podwójne spacje...), ale nie rozbudowałem go o dodatkowe sceny; do limitu słów nawet się nie zbliżyłem, nie wycinałem więc też żadnych scen. @Verlax , przykro mi, ale zakończenie po kilku konsultacjach również zostało bez zmian, heh. Nie przedłużając... Tytuł: Oczy Imperatora Tagi: [Oneshot], [Dark], [Slice of Life], [Crystal Siege] Obrazek okładkowy: Link: https://docs.google.com/document/d/1HEz9_xG4SrrhYPVAtcBT_cNF5SLeiT4MHixzL6En0Lo/edit Korekta: Rarity Opis: Krótka historia o życiu pod troskliwym spojrzeniem. Życzę miłej lektury. PS W ramach bonusu dorzucam muzykę towarzyszącą mi podczas pisania (nie była to jedyna rzecz, ale najdłużej czasu spędziłem właśnie z nią) Epic: 1/10 Legendary: 1/50
    1 point
  12. OK, to było coś. Jak na 14 stron, masa rzeczy godnych wspomnienia, skomentowania oraz przeanalizowania. Zaistniała w wątku dyskusja, niedługo po premierze opowiadania, także jest warta odniesienia się. W każdym razie, jak być może się Państwo domyślają, zbyt wiele dobrego odnośnie wykonania fanfika do powiedzenia nie mam, natomiast odnośnie pomysłów... cóż, tutaj mam mieszane odczucia. Wychodzi zatem z tego, że po trochu mi po drodze z opiniami negatywnymi, a po trochu z pozytywnymi. Ale po kolei. Podobnie jak Cahan, uważam, że opowiadanie w ostatecznym rozrachunku było złe, acz nie do końca zgodziłbym się, że w całej swojej rozciągłości z powodów ciekawych. Znajduję w nim rzeczy, które za sprawą kiepskiego wykonania po prostu pogrzebały tę historię i przyznam szczerze, że waham się, czy to w ogóle komentować (tzn. tutaj, na forum, jawnie), bo naprawdę nie chcę urazić autora, ani mieszać czegokolwiek z błotem dla samego mieszania z błotem, niemniej, odczuwam potrzebę podjęcia próby potrząśnięcia w ten sposób Lyokoherosem, coby zdał sobie sprawę, jak ciekawe, jak intrygujące, jak dobre pomysły, które ma w głowie, po prostu są przepuszczane. I jak aż zęby bolą na widok tego, jaki potencjał się marnuje, między innymi przez nietrafioną decyzję względem obranej formy. Były fragmenty, które, jak mniemam, w założeniach miały być poważne, klimatyczne, zaś ich zadaniem było zbudować obraz innego świata – mroczniejszego, splamionego degeneracją, bezwzględnością, nieprzyjaznego, ale jednocześnie niepozbawionego jasnych stron oraz heroicznych jednostek, mających odwagę stanąć na drodze złu. Celowo opisuję to w taki sposób, gdyż w tym wszystkim da się zauważyć, iż miało być podniośle, miało być to coś więcej, zaś czytelnik, jak się domyślam, miał się czuć tak, jakby uczestniczył w czymś wielkim. Jakby śledząc losy bohaterów, miał stać się częścią tego innego uniwersum i to z tej jasnej strony, coby poczuć się... dobrze? Właściwie? Jak bohater, który ratuje bieg historii? Chyba. Stąd, poprzeczka została zawieszona wysoko i bardzo dobrze – trzeba mieć ambicje, trzeba próbować nowych rzeczy, sięgać troszkę dalej, najwyżej się nie uda. Nie uda się dziś, uda jutro. No i niestety, akurat tym razem się nie udało, a całość, w obliczu tak postawionych sobie celów, brzmiała niekiedy groteskowo, stąd nie dziwię się mojej przedmówczyni, że przy tak wielu akapitach towarzyszył jej śmiech. Zresztą, sam niekiedy miałem ochotę sobie pożartować z tekstu, z czym nie czuję się tak do końca dobrze. Zastanawiałem się, czy to wyrywanie poszczególnych rzeczy z kontekstu, czy też zostawienie ich tam, gdzie są, sprawia, że momentami, pomimo przecież ciężkiej tematyki oraz czynów okrutnych, jest zabawnie. A może to nie ma większego znaczenia, bo po prostu jest to kwestia słownictwa, sposobu przedstawienia tychże informacji, a może fundamentalnie coś tu jest nie tak i stąd dobór formy (nie w kontekście ilości wątków, złożoności świata przedstawionego, ale w kontekście natury rozgrywających się na łamach fanfika rzeczy) nie ma większego znaczenia – po prostu zawsze będzie coś nie tak. Oczywiście ponad wszelkie inne problemy najbardziej wybija się (chyba) ekspozycja, ale ja w pierwszej kolejności chciałbym poruszyć kwestię światotworzenia, gdyż w ramach wprowadzenia dostajemy kilka informacji, głównie o stronach, które ścierają się w owej alternatywnej rzeczywistości. Tylko nie myśl sobie Lyoko, że piszę to po to, by Cię wyśmiać, poniżyć, nic z tych rzeczy, to kompletnie nie o co chodzi. Po prostu chcę być szczery i jakoś trudno mi ubrać to w lepsze słowa, ale początek opowiadania autentycznie brzmi jak jakiś mokry sen narodowca. Grupa „postępowców” otrzymała wszystkie najgorsze cechy, o jakich można pomyśleć i to bez stosownego build-upa – stąd ciężko dać wiarę, że taka grupa mogłaby istnieć naprawdę i funkcjonować. Tym bardziej, że najwyraźniej za zniszczeniem ich moralności stoi jakaś ideologia (ciekawe jaka), co trudno odczuć. To jest jakaś zbieranina, czy sekta? Jeżeli sekta, to cóż, to jest całkiem złożona sprawa, to uzależnianie od siebie wyznawców, niszczenie więzi rodzinnych itd. To trzeba należycie przedstawić, pokazać, jak działa. A tymczasem, wydaje się, że gwałcą i mordują, bo są maszynami do gwałcenia i mordowania. Wszystko, przed czym przestrzegają konserwatywni radykałowie, a czego nikt nigdy nie widział na oczy. Oczywiście nasi bohaterowie rozprawiają się ze złymi postępowcami w taki sposób, że w razie nie poddania się, traktuje się ich insta-killem w postaci zaklęcia dekapitującego, ale Bóg ich kocha, więc wszystko ok. Biorąc pod uwagę różne wpisy w internecie, niejeden radykał nie miałby nic przeciwko. Ale zaznaczam – jest to jedynie forma krytyki opowiadania, figura, wiesz doskonale, drogi autorze, że Cię szanuję i jeżeli mam czas, to zamienię kilka słów o fanfikach, ale w tym wypadku po prostu nie mogę tego nazwać inaczej. Nie chodzi mi też o to, że o tym absolutnie nie wolno pisać, bo wolno, mało tego, mam przykład, że gdy się postarasz, umiesz wprowadzać tego typu rzeczy (wiara katolicka, grzech, krytyka pewnych postaw, światopoglądu) w sposób organiczny, zorganizowany, przez co różne elementy światotworzenia są dobrze zintegrowane z treścią, a ekspozycja w ramach dialogów nie przekracza pewnych granic. Jest to fanfik pt. „Nasza Mała Sunset” i myślę, że „Krwawy Diament” sporo by zyskał, gdyby prowadzić świat oraz postacie w podobny sposób. A przede wszystkim, rozpisać „Diament” na kilka rozdziałów lub części. I jeszcze jedno – zapewniam, że gdyby kiedyś wydarzyła się sytuacja odwrotna, tj. generalizacja dotknęłaby osób wierzących, konserwatywnych, ceniących sobie tradycyjne wartości i spojrzenie na rodzinę, świat, i gdyby to ta grupa została przedstawiona w sposób przerysowany, obraźliwy, tuż obok strony postępowej, jako tej „uciskanej”, która jest krystalicznie czysta, nieskazitelna i nie ma sobie nic do zarzucenia, wówczas również zwrócę na to uwagę i to skrytykuję. Pamiętaj o tym. Jeszcze Cię odznaczę, byś mógł na własne oczy zobaczyć, jak piszę o „mokrym śnie dziennikarza Krytyki Politycznej” i potępiam krzywdzącą generalizację, tym razem ukierunkowaną na drugą stronę. Moja intuicja rzadko kiedy mnie zawodzi i coś czuję, że kiedyś będzie taka sytuacja, aczkolwiek trudno mi ocenić, czy to opowiadanie dopiero powstanie, czy też już istnieje i czeka na swoją kolej. Pora na powrót do „Krwawego Diamentu”. Zaniechanie przemyślenia sposobu na lepsze zintegrowanie światotworzenia z treścią, z miejsca doprowadziło do tego, że fanfik dokonuje krzywdzącej generalizacji, a świat przedstawiony wygląda czarno-biało, bez odcieni szarości, przez co – a jakże – traci na wiarygodności. W związku z czym, trudno odnaleźć się w tym uniwersum i wstęp ledwo, ledwo spełnia swoje zadanie, jako zachęcacz do dalszej lektury. Ale udaje się mu, gdyż odpowiednio szybko dostajemy akcję. W praktyce oznacza to kolejne zgrzyty, o których zresztą była uprzejma wspomnieć Cahan – przerysowane zachowanie bandytów/ gwałcicieli, a także mało wiarygodna kreacja Golden Winga, jako gwardzisty. Co prowadzi do mało angażującej sceny walki oraz pierwszego starcia czytelnika z problemem niewłaściwej ekspozycji. Przede wszystkim, jak na tak rozległy świat, lore oraz wątki, takich ekspozycji nie wykonuje się w formie dialogów, gdyż jest to po pierwsze nudne, po drugie mało wiarygodne, sztuczne, a po trzecie, na dłuższą metę okazuje się mało angażujące, gdyż nie ma tutaj wyzwania, nie ma główkowania, wymogu łączenia faktów – wszystko zostaje podane czytelnikowi na srebrnej tacy i w zasadzie zwalnia z myślenia. Mało tego, ekspozycja w fanfiku do bólu przypomina „reżyserię” cut-scenek z najnowszych (No, dzisiaj już nie takich nowych, ale co ja poradzę, że Sega zwolniła swoje tempo wydawnicze?) trójwymiarowych gier z jeżem Soniciem, która to „reżyseria” przeważnie polega na tym, że postacie stoją naprzeciwko siebie (ewentualnie w kółeczku) i eksponują, okazyjnie poruszając górnymi kończynami. Często znajdują się przy tym w jakiejś nieciekawej, jakby oderwanej od growego środowiska lokacji, co ani nie jest atrakcyjną formą, ani nie ma w tym niczego godnego zapamiętania, no i generalnie podzielam zdanie, że tego typu „reżyserii” powinno się unikać. Troszeczkę tak to wygląda w fanfiku – postacie albo stoją sobie nad zmasakrowanymi zwłokami niegodziwych niegodziwców, albo gdzieś na cmentarzu i eksponują, momentami miałem wrażenie, że nawet nie między sobą, ale czytelnikowi. Forma mało atrakcyjna, mało wiarygodna, nienaturalna, wymuszona wręcz. Przez to informacje o świecie czyta się bez zaangażowania. A wielka szkoda, gdyż koncepcyjnie, świat jest to interesujący oraz posiadający ciekawe możliwości, o czym zresztą też już wspomniano w wątku wcześniej i do czego sam się przychylam. Podział świata na regiony, w których degeneracja dokonała dzieła i stara struktura społeczna uległa rozkładowi, gdzie szerzy się przestępczość, rozpusta, rozwiązłość oraz na regiony, które wciąż się opierają, zachowując tradycyjne spojrzenie np. na rodzinę oraz relacje międzykucze, a także wiarę? Świat, w którym istnieje religia, a także agresywna do niej opozycja (Tak w ogóle, czy tylko dla mnie ów „bloddyzm” brzmi jak jakaś przeróbka buddyzmu?), krwawe starcia między gwardią, inkwizycją, a owładniętymi ideologią bandytami, do tego wampiry, krew, magia, fantasy? Ambitnie. Tyle ciekawych rzeczy, powiązanych ze sobą, mających wspólne korzenie, nawiązujące np. do rodowodu Luny, włącznie z pochodzeniem obu sióstr... I to wszystko w 14 stron? Bez szans. To jest materiał na wielorozdziałowiec. Wypełniony elementami SoL-owymi, przemocą i przygodą, fantastyką, zakończony kulisami poczęcia Sunset Shimmer. To mogłoby się udać. Gdyby tylko zastosować inną formę. Żeby było śmieszniej, sceny te wypadają o tyle słabiej, gdyż Scarlet Sword dopiero co poznała Golden Winga. Czym niby dowiódł, że jest godzien zaufania? W jaki sposób wykazał się odwagą? Przecież jest gwardzistą. Stróżem prawa. To, że rzucił się na ratunek Twilight Velvet i sam stanął naprzeciwko grupie bandytów? Przecież to jest jego praca. Tym się zajmuje. Do tego był szkolony. Tak w ogóle, to nie popisał się Poza tym, Scarlet w mojej opinii bynajmniej nie dała swoim przeciwnikom szansy. Albo jest zimną i bezwzględną inkwizytorką, i zabija od razu, albo jest litościwa i w razie odmowy obezwładnia, a potem przekazuje gdzie trzeba. Jak nic z tego nie wyjdzie, można urządzić publiczne wykonanie wyroku śmierci. Spalenie jakieś, czy coś, tego typu rzeczy. Co jest, nie zna zaklęć pętających? Im dłużej o tym myślę, tym więcej widzę sposobów na opisanie wątków, relacji między protagonistami. A gdyby była to pierwsza (albo jedna z pierwszych) zmiana Golden Winga? Gdyby zobaczenie Scarlet w akcji sprawiło, że gość się w niej zauroczył i postanowił później ją odszukać, bo po zabiciu bandytów zniknęła, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi? To byłby dobry moment, by przedstawić czytelnikom np. brata głównego bohatera, White Crossa, zamiast wyciągać go z kapelusza wtedy, kiedy wymaga tego fabuła. Może, jako duchowny, pomógłby bratu odnaleźć tajemniczą inkwizytorkę, w której się zadurzył? Może pomógłby mu dotrzeć do literatury i to w ten sposób, stopniowo, czytelnicy mogliby zapoznawać się z uniwersum? Gdyby tak Golden Wing zdecydował się śledzić Scarlet, tropiąc po kolei kolejne bojówki bloddystów albo podobnych bandytów, z czasem stając się coraz większym profesjonalistą? My moglibyśmy pomału odkrywać świat, jego historię, specyfikę poszczególnych frakcji. Gdyby tak porwać się zwrot akcji, że to Scarlet przez cały czas go śledziła i patrzyła, jak staje się coraz silniejszy, a całe to śledztwo miałoby być dla niego próbą? A dlaczego? Oj nie wiem, może coś w nim dostrzegła, ale potrzebowała sprawdzić? A może by tak napisać jakiś dodatek, z perspektywy Scarlet Sword? Przedstawić jej początki, jako inkwizytorki, społeczność wampirów, te rzeczy? Zahaczyć o wątek rodowodu księżniczek? Zrobić z tego tajemnicę do odkrycia, coś, dzięki czemu Scarlet odzyskałaby wiarę? Napisać jej przemianę, drogę ku czystości? Mając tak rozwinięte i napisane postacie, z pewnością wytworzyłaby się silniejsza więź między nimi, a czytelnikiem, w związku z czym tragiczna końcówka uderzyłaby mocniej, wstrząsnęła, przejęła. Oczywiście, że wymagałoby to napisania opowiadania od nowa, ba, ponownego przemyślenia od zera wszystkiego, w tym formy, która w oczywisty sposób musiałaby rozrosnąć się do wielorozdziałowca, wzbogaconego opowiadaniami dodatkowymi, ukazującymi uniwersum z różnych perspektyw, oczami różnych postaci, przy okazji przedstawiającymi ich rozterki, charaktery, wątpliwości, wewnętrzne konflikty. Pomału i konsekwentnie, nikt nikogo nie goni. Myślę, że wtedy... Wampirza Equestria to naprawdę byłoby coś. „Krwawy Diament” sprawdziłby się świetnie jako baza, wielorozdziałowiec, przedstawiający najważniejsze wydarzenia, wspierany przez liczne opowiadania poboczne. Takie, jak „Moja opiekunka jest wampirem!” Ech, ile fantastycznych rzeczy moglibyśmy mieć, gdyby tylko zostało to inaczej zrealizowane... Bez śmieszności, bez wzbudzania politowania, nie politycznie, na poważnie, mrocznie. No, ale nie ma co płakać nad rozlaną krwią. Jak wypada tempo akcji? Ano nie najlepiej. Przez mnogość ekspozycji, a potem nagły przeskok do czasów późniejszych, gdzie Golden i Scarlet pobierają się, żyją sobie razem, aż... aż-aż... Oj, to mi się nie podobało, ale taka moja specyfika. No, przynajmniej autor oszczędził nam wyczerpujących opisów gwałtu, ograniczył się do rezultatów. Ale czy była to przejmująca scena? W jakimś sensie na pewno, choć nie potrafię się pozbyć wrażenia, że cała ta przemoc pod koniec okazała się strasznie przerysowana. Może to przez to, że w fanfiku brakuje tych wszystkich elementów, o których wspominałem powyżej – słaba więź czytelnika z protagonistami, tempo akcji leci na łeb, na szyję, brakuje klimatu, toteż ciężko się wczuć, zaangażować. Jest tylko niesmak, gniew i... no cóż, nie mam pojęcia na co ten gwałt. Co jest w tym „fajnego”, by budować tragiczne backstory danych postaci w taki sposób, żeby były z brutalnego gwałtu? Zresztą, pisałem o tym wcześniej – złoczyńcy wydają się być bezmyślnymi maszynami do gwałcenia, nie czuć, że za ich czynami stoi jakaś ideologia, jakiś negatywny wpływ, zaś oni sami brzmią sztucznie, toteż tym bardziej trudno mi to jakkolwiek ocenić. W sensie, dlaczego oni tacy są? Naprawdę tak sobie autor wyobraża grupy postępowe? Zwierzęta do gwałcenia? Czy autor wie w ogóle, co to gwałt? Co tu się dzieje? W sumie, naprawdę było to potrzebne? To aż taki znakomity plot device? Nie dałoby się wymyślić czegokolwiek innego? Z drugiej strony, dostrzegam chęci napisania sceny przytłaczającej, smutnej, tragicznej. W sumie, efekty widać w desperackich próbach uratowania Scarlet, lecz w mojej opinii zostało to zburzone zbędnym efekciarstwem. Naprawdę musiał wlatywać przez witraż? Domyślam się, że miało to służyć budowie dramatyzmu, ale na tym etapie domyślamy się, co się stanie ze Scarlet i że nie przeżyje. Po co? Gdyby on pokonywał kolejne komnaty, ze Scarlet na kopytach, z której uchodzi życie, gdyby spieszył się, zwracając na siebie uwagę każdego, kogo by mijał, aż wreszcie, gdyby z hukiem otworzył na oścież wrota sali, spojrzenia wszystkich skupiłyby się na znajomym gwardziście i umierającej inkwizytorce, stojącymi w tej wielkie futrynie... no, to by zrobiło na mnie większe wrażenie. No i byłby czas na zbudowanie napięcia, podkreślenie dramatyzmu. Plus, smutne wstawki z perspektywy umierającej Scarlet. On ją niesie na kopytach do Celestii, a jej przed oczami śmiga całe życie. Tak też moglibyśmy poznać przełomowe sceny z jej życia, momenty przemian, dni smutne, dni radosne, te rzeczy. Szybkie migawki bez kontekstu, które narobiłyby smaka na kolejne opowiadania, spin-offy, prequele. Taka okazja przeszła koło nosa... Aha, no tak, zapomniałbym. Zamknięcie historii, czyli ekspresowe poczęcie Sunset Shimmer. Cahan już wytłumaczyła, że w tak krótkim czasie to niemożliwe i w sumie przypomina to to, co niektórzy (Obraźliwie?) nazywają "antyaborcyjnymi fantazjami", ale podoba mi się, że najwyraźniej autor popiera in vitro i do tego w pełni finansowane przez państwo – skoro sama Celestia zdecydowała się manualnie (tzn. stosując magię) połączyć plemnik z komórką jajową, powstałą zygotę inkubować przez cały okres ciąży aż do narodzin Sunset... to było ok, nie powiem, że nie. In vitro powinno być ogólnodostępne. Niemniej, tempo akcji okazało się zbyt prędkie, natomiast fakt, że poprzednie ekspozycje nie dały rady zbudować odpowiedniego klimatu, zaś treść pozostawiła wiele do życzenia, uwypukla kontrast – ile autor poświęcił na źle poprowadzoną ekspozycję, a ile na akcję, nie zapewniając po drodze żadnych fillerów, poprzez które i romantyczna relacja między Goldenem, a Scarlet zyskałaby na wiarygodności i postacie zostałyby lepiej rozwinięte, może znalazłyby się tam jakieś wątki poboczne, może wreszcie tak dla odmiany jakieś naturalnie wprowadzone lore, cokolwiek. Nie wspominając już o tym, że finałowe sceny okazały by się po stokroć bardziej przejmujące, wstrząsające, smutne, a efekt byłby dużo, dużo lepszy. W ogóle, dlaczego mam wrażenie, że to dwa fanfiki, pisane w zupełnie różnych czasach, zlepione ze sobą w jedno? Przez większość trapione problemami z ekspozycją, które do złudzenia przypominają te same kłopoty, z powodu których cierpi „Kod Equestria”, zwłaszcza na początku, a pod koniec bardziej przypomina ostatnie dzieła autora. Kontrast tego, w jaki sposób jest prowadzona historia, jest aż nazbyt jaskrawy, ale autor zmyślnie zatarł granicę, stąd troszkę mi zajęło sformułowanie tejże myśli. Werdykt? Niewykorzystany potencjał. Masa chęci, masa ciekawych pomysłów (choć nie wszystkie trafiają w moje gusta), wykonanie słabe, nawet bardzo. Pozostawia wiele do życzenia, trudno odczuć tu jakiś nastrój, rzeczy najpierw są nam eksponowane, a potem się dzieją, aż dochodzimy do końca. Wszystko dosyć nienaturalnie, momentami napisane tak, że zamiast trzymać kciuki i ciekawić się, co będzie dalej, człowiek ma ochotę parsknąć śmiechem. Jest smutniejszy, bardziej dramatyczny moment, który nie rozwija pełni potencjału, gdyż zbyt wielu rzeczy brakuje, no i masa momentów niewiarygodnych, naciąganych, które wzbudzają politowanie. Tzn. wypadają dość cheesy, na przykład to inkubowanie Sunset, gdy ta nie miała szans zostać poczęta w tak krótkim czasie. Czarno-biały świat, mnóstwo generalizacji, co również wzbudza śmiech. Średnio przemyślane proporcje między światotworzeniem, a akcją, w ogóle, oba te elementy średnio się ze sobą dopasowują... jakbym czytał dwa zupełnie odrębne opowiadania, zrośnięte ze sobą. Jedno miało być od lore, drugie od akcji i tragedii. Z tym ostatnim akurat, poradziłeś sobie najlepiej, przyznaję. Zgodzę się, że koncepcyjnie, to jedna z najbardziej przejmujących scen, jeśli idzie o Twoją twórczość, ale wykonanie (także przez wykonanie fanfika, jako całości) kuleje i zbija to wrażenie. Nie wystarczy mieć pomysł, trzeba też wiedzieć jak go zrealizować i po drodze pominąć tylko to, mogłoby zepsuć efekt końcowy. To trudna sztuka, ale warto próbować. I chwała Ci za to, że taką próbę podjąłeś, ogólnie. Dołączam się do wniosku Cahan. Napisz to jeszcze raz. Tym razem porządnie. A na kolejne odsłony "Wampirzej Equestrii" oczywiście czekam i jestem ciekaw, co jeszcze zmajstrujesz. Tutaj bez zmian, to alternatywne uniwersum wydaje mi się interesujące. Z "Krwawym Diamentem" nie wyszło, ale to normalne w pracy twórczej, czasem tak się zdarza. Powodzenia w pisaniu!
    1 point
  13. W tym temacie znajdziecie większość moich opowiadań z Lyokoverse. Czym jest Lyokoverse? To stworzone przeze mnie uniwersum fanfikowe - tysiące lat historii, cały system magii i ogólnie bogate światotworzenie. Wszystko mocno oparte na serialu, choć z własnymi dodatkami ubogacającymi świat. Więcej możecie o nim przeczytać tu. Część opowiadań z Lyokoverse ma już swoje tematy i każde dłuższe (no i jakieś kolejne serię - planuję jedną rozgrywającą się po Kodzie Equestria, ale może będzie tego więcej) nadal będzie zyskiwało własny temat, tu zaś będą trafiać wszelkie jednorozdziałowce i miniaturki (drabble i takie tam - opowiadania dużo krótsze niż 1000 słów) - co będzie z opowiadaniami innych autorów, którzy zdecydują się coś napisać w Lyokoverse? O ile te opowiadania zostaną uznane za kanoniczne, to oczywiście tu podlinkuje, ale naturalnie będą mogli założyć własny temat jeśli tylko zechcą. Na razie przedstawiam wam dwie znane już miniaturki... oraz całkiem nową opowieść: "Podszepty". Opowiadania (w kolejności chronologicznej, w nawiasach lata Przed Powrotem Luny - PPL i Po Wojnie Tysiącletniej - PWT; w spoilerach opisy. A w nich spoiler z ewentualnymi dodatkowymi informacjami dla ciekawskich) "Ucieczka królowej Idube" (11705 PPL/295 PWT) [miniaturka(300 słów)][przygodowy][sad] "Legenda Rowu Lunarnego" (~11600 PPL/400 PWT) [oneshot][przygodowy] "Smoczęta Fillydejfijskie" (8217 PPL/3783 PWT) [oneshot][przygodowy][wojenny] "Podszepty" (1041-1000 PPL/10959-11000 PWT) [oneshot][sad][dark] "Sami swoi" (~25-30 PPL) [drabble][komedia][slice of life][random] "Najgorszy dzień w życiu" (12 PPL) [Drabble][komedia][slice of life] Pozostałe opowiadania Lyokoverse Krótki przewodnik po świecie
    1 point
  14. Instytut Gdy Equestria została napadnięta przez Sombrię, grupa kucyków wpada na plan zakończenia konfliktu jednym precyzyjnym ciosem... Fanfik napisany na KOnkurs Literacki Edycja Spin-off Kryształowe Oblężenie, gdzie spotkał się z dość ciepłym przyjęciem jury: Znajomość fanfika-matki średnio wymagana. UWAGA! Fanfik przeszedł drobne zmiany - dlatego też publikuję go dopiero teraz, a nie od razu po zakończeniu KOnkursu (wcale nie chodziło o moje lenistwo i brak czasu, skąd...). Szczegóły w spoilerze, gdyż wyjaśnienie zdradza szczegóły fabuły.
    1 point
  15. Witam was moi kochani czytelnicy. Tym razem publikuję takie krótkie opowiadanko, które wygrało ostatni konkurs w dziale Rarity. Moja pierwsza próba w kryminały, myślę, że nawet udana. Rozgrywka Opis: Niektóre zabawy zachodzą zbyt daleko... Tradycyjnie już zapraszam do przeczytania i skomentowania.
    1 point
  16. @Lyokoheros Na potrzeby konkursu, "Equestria" to po prostu kraina geograficzna, (jak "Nizina Środkowoeuropejska"). Jeśli chodzi o ideę - po prostu jako jury chcemy od was byście nas zabrali jak najdalej od Ponyville czy Canterlotu i pokazali nam inne krainy, miasta, geograficzne lokacje niż to co się ciągle przewija z odcinku na odcinek serialu. Powiem też więcej - jeśli miałbyś ochotę napisać, przykładowo - fanfik w którym jest jakaś kraina geograficzna okupowana przez Equestrię (ale kulturowo kompletnie od Equestrii odmienna) - też jak najbardziej się liczy do tego warunku. Kolonia Equestrii w "wcale nie dziewiczym Nowym Świecie, za oceanem" też jak najbardziej spełnia wymagania. Jako jury, generalnie nie wierzymy, że autentycznie komukolwiek zdyskwalifikujemy fanfika za niespełnienie któregokolwiek z warunków wymienionych w Punkcie 5, bo wbrew pozorom, są dosyć łatwe do spełnienia - z założenia - oraz wszelkie wątpliwości i "terytorium szare" będziemy uznawali z przychylnością dla uczestników konkursu. Generalnie, jeśli miałbym wrzucić jakąś generalną poradę do pisania do tego konkursu to to, by się najpierw zastanowić na tym jak spełnić właściwy temat ("Obca Kultura") a dopiero potem się zastanowić jak spełnić pozostałe wymagania. Bo jak przyjdzie co do czego, wypełnienie limitów i warunków jest banalnie proste. Absolutnie dozwolone jest przykładowo po prostu zrobienie sceny na bazarze gdzie po prostu przewija się nieco postaci innych ras i bez problemowo wypełnia to wymagania co do ras w krótkiej scenie na znacznie dłuższym fanfiku. Jako jury z założenia zrobiliśmy te warunki w taki sposób, że jeśli macie ochotę pójść na łatwiznę, to absolutnie możecie pójść na łatwiznę. Ale i tu clue całej sprawy - po prostu spełnienie tych warunków nie sprawi, że fanfik stanie się z automatu dobry, bo nadal oceniamy sam temat - "Obca Kultura", w jaki sposób został spełniony, czy fabuła porwała, czy postacie były interesujące, czy światotworzenie było świetne. Jeszcze raz powtarzając - ja osobiście jako jury zalecałbym skupić się najpierw na temacie i ogólnej fabule fanfika, a dopiero potem się zastanowić jak wypełnić warunki z Punktu 5 regulaminu.
    1 point
  17. Zostałem niezmiernie zaskoczony jak dobry jest to fanfik. Jest to dzieło bardzo bogate, posiadające świetne dialogi, niesamowite wręcz opisy otoczenia (zwłaszcza tego "ponurego szarego miasta"), intrygujące postacie ze szczególnie ciekawym głównym bohaterem - a jednocześnie - fabułą wartką, która wydaje się nie tracić nawet jednego zdania na rzeczy nieistotne. Aż brak mi słów - bo w nieco ponad 5 tysięcy słowach Malvagio opowiedział piękną, przejmującą i świetnie napisaną historię. Bardzo mi się też podobało, że same opisy tańca jak i generalnie klimat opowiadania był mocno "mistyczny i magiczny", mimo że bezpośrednie użycie tych sił bezpośrednio odczuć można dopiero w ostatnich stronach opowiadania - ale całe dzieło jest przeniknięte tym klimatem. Faktem jest, że jak Xelacient napisał - opowiadanie to w bardzo nikły sposób czuć, że jest "opowiadaniem o pastelowych taboretach". Ciężko byłoby mi określić czy opowiadanie to jest przepojone "klimatem MLP", jakkowiek by to określić. Wydaję mi się jednak generalnie, że nie ma to szczególnego znaczenia - "Magnum Opus" po prostu jest świetnym opowiadaniem i basta. Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, opisy tańca były wyjątkowo bogate i mistyczne, były wręcz przepiękne, ale nieco mierziły mnie dwa aspekty - pierwszy taki, że podobnie bogato nie opisano muzyki towarzyszącej tańcowi, która jest ważnym elementem dla tego rodzaju sztuki. Drugi element jest dosyć specyficzny, ale pomijając ostatni, ten najważniejszy taniec (tytułowe Magnum Opus) były one mało kontekstowe - chociaż autor dał piękne opisy wykonywanych przez bohatera ruchów, to gorzej było z opisaniem "co właściwie było tańczone". Dużo dzieł opery chociażby traci olbrzymią część swojego bogactwa jeśli nie ma podanego kontekstu. Chociażby taka opera "Pierścień Nibelunga" Wagnera traci sporo ze swego bogactwa muzycznego jeśli nie wychwyci się samej opowiadanej opowieści ani się nie połączy faktu, że używane Leitmotify są tak pięknie transformowane w trakcie opery zgodnie z tym co się dzieje w samej historii. Tak samo też, nie jako mała dziura fabularna jawi mi się fakt, że chociaż Karamazow przedstawia bohaterowi swoje tytułowe Magnum Opus, to nie tłumaczy mu jego kontekstu (który jest nam ujawniany dopiero w plot twiście) ani nie próbuje nawet opisać co to jest (gdyby opisał, że taniec ten przedstawia historię X, ale w rzeczywistości przedstawia Y dla mnie problem byłby rozwiązany). Pomimo tego, opowiadanie to jest jak najbardziej warte przeczytania i bardzo gorąco je polecam. Czuję się też na tyle przekonany by dać temu opowiadaniu głos na Epic - choć tak trudno uzyskać tę rangę na tym forum i tak bardzo wydaję się to syzyfową pracą, tak wydaję mi się, że ten fanfik jak najbardziej zasługuje na wyróżnienie.
    1 point
  18. Może nie bawi mnie oglądanie kuców jak kiedyś, ale ta animacja jest po prostu boska.
    1 point
  19. To było złe. To było wręcz bardzo złe, ale z dość ciekawych powodów. Może zacznę od tego, że dawno się tak nie uśmiałam. Po prostu rżałam jak głupia przy niemal każdym akapicie, a tak chyba nie powinno być, prawda? Moimi wrażeniami z lektury dzieliłam się ze znajomymi i wielu z nich również podzielało moją reakcję. I pytanie - co poszło nie tak? Przede wszystkim ekspozycja. Materiału jest tu na 100-200 stron, tymczasem fanik ma 14. Chciałeś pokazać świat, ale zrobiłeś to wyjątkowo źle. Do tego dochodzą kiepsko wykreowani bohaterowie, najzabawniejszy wątek miłosny świata, bojówki LGBT, jakieś wilkołaki i religia katolicka. No i Celestia, wyjmująca z trupa zygotę, choć po takim czasie, to prędzej była komórka jajowa i plemniki osobno. I jeszcze inkubująca to przez 11 miesięcy, jakby nie miała nic innego do roboty,. Ale może po kolei. Pozwolę sobie na cytaty i analizę. Pierwsza strona i mamy raczka. To brzmi jak skrzyżowanie inceli z LGBT - szczególnie po późniejszych opisach, ale skoro później jest parę razy podkreślany ten straszny homoseksualizm, to... Czy oni, nie wiem, nie powinni gwałcić częściej ogierów, skoro większość tych złych w fiku jest płci męskiej? Tymczasem dostajemy próbę gwałtu na klaczy oraz gwałt, również na klaczy. To mogłaby być ciekawa, hedonistyczna i ostro popaprana sekta, ale z tych opisów brzmi to równie poważnie jak swastykowy tort z wafelków. No to akurat brzmi jakby był dużo bardziej kompetentny od sióstr. Kto chce robi orgie i wolne seksy, kto nie chce nie robi i wszyscy są szczęśliwi w Bluebloodlandii. W sumie to ciekawe, że u niego nagle te bojówki LGBT masowo nie gwałcą klaczy. Żeby uśpić kogoś chloroformem, to trzeba się postarać. Usypiany musi wdychać duże stężenia i to przez parę minut. Nawet to testowaliśmy na chemii. Nikt. Tak. Nie mówi. A na pewno nie oprychy, które się szykują do gwałtu. Wypowiedzi są wymuszone i za długie, brak w nich też krótkiej i brutalnej wulgarności, przez co brzmią nienaturalnie. Ale czemu ona zrobiła to przy nim? W ogóle gościa nie zna. No SKRADANIE 100. Nie mogła, nie wiem, kazać mu odstawić Twilight Velvet do domu, a sama zająć się trupami? Jakim cudem większość Equestrii nie wie o wampirach, skoro one tak beznadziejnie się z tym kryją? Zero instynktu samozachowawczego. Zero rozumu. Jest gwardzistą, powinien być mniej ufny. Widzi wampirzycę odzianą w szaty inkwizycji, która położyła jakichś oprychów i wyssała. Nie przyszło mu na myśl, że jego wybawicielka jest, no nie wiem, groźna? Że równie dobrze może chcieć się nim pobawić, przemienić, zabić za to, co widział? Jasne, po chwili mógłby uznać, że raczej nie, ale brakuje jakiejkolwiek naturalnej reakcji an taki widok. No tak, bo ona jest ładna i kroi się miłość instant, wystarczy zalać krwią. No super sekret, wyjawiłaś go randomowi, którego znasz od minuty. Czy ona ma mentalnie 14 lat, bo on jakieś 16 i ewidentnie hormony rzuciły mu się na mózg. Następnie, dalej stojąc na środku ulicy i nad nieprzytomną matką Twalota, opowiada mu całą sekretną historię o wampirach w inkwizycji, o rodowodzie Luny, o tym jak i dlaczego się kryją etc. Bo to są właśnie tematy, z którymi się gada z przypadkowymi osobami w miejscach publicznych. Nawet zdradziła mu jak ją zabić. To jest poważna wampirza inkwizytorka, jej konspiracja jest poważna. To jest poważny kult. Tak jak podziemne łono z Pana Lodowego Ogrodu. Brzmi debilnie, serio. I jeszcze zdradziła koleżankę. Co za idiotka. Pierwsza randka na cmentarzu? Romantycznie, ale creepy. Powinien jej przynieść znicze czy chryzantemy złociste? No i wiadomo, że pierwsza randka tylko w prosektorium! Swoją drogą, na tej ich randce zaczęła od takich smętów, że ja nie mogę. Nie mogła mu tego oszczędzić? Przypominam, znają się 10 minut. Kolegę też wkopała. xD Ten sam Bóg, który nie kocha homoseksualistów, którzy nie wybrali sobie orientacji? Albo kucyków, które lubią orgie. Nie będę mówić, co jakieś bóstwo ma kochać, a co nie, ale to brzmi strasznie wybiórczo. Nieumarłe, pijące krew potwory, które są groźne, mogą oszaleć i stosunkowo łatwo zacząć mordować wszystko, co się rusza, kontra ogiery, które lubią seks z ogierami czy klacze, które lubią seks z klaczami. Tak, to drugie jest zdecydowanie bardziej nienaturalne i u podstaw przegniłe^^ Poważnie uważam, że wampiry-harmoniści powinny tępić inne wampiry jak nikt inny i popełniać samobójstwa, gapiąc się na święte słońce, by wypalić grzech wampiryzmu. Z tym poziomem gadulstwa, to powinna być co najwyżej Wielką Akwizytorką Garnków Canterlotu. Sprawdziłaby się. Gdyby nie to, że przed sprzedażą by opowiedziała każdemu historię życia. Ach ten homoseksualizm^^ Jak nie bojówki LGBT, to jeszcze bloodyści. To brzmi po prostu śmiesznie. I czym są krwawe orgie? Nie jestem specjalistką od orgii, ale to mnie zaintrygowało. Swoją drogą, mniej więcej tak to widzę: - No, Maciek, idź spełniać swoje perwersyjne fantazje! - Spełniam z żoną przy zgaszonym świecie. - Maciek, kurka wodna, minimum 2 wielkie czarne dildosy i kokaina, bo bez tego źle czcisz Vorne'a! Mi to nie brzmi na łatwą ścieżkę. Jakoś nie wierzę, że większość kucyków marzy w sekrecie o krwawych orgiach i wyszukuje sobie na siłę perwersyjne fantazje. Do tego LGBT i pewnie z zebrami do kompletu. Jeszcze w tym samym czasie jakiś walnięty kapłan powinien czytać Biochemię Harpera od tyłu, tak bardzo edgy i gimbusiarska jest ta sekta. Co samo w sobie nie byłoby takie złe, bo taka już specyfika sekt, ale to jest tak napisane, że brzmi głupio. Tak, to jest odpowiedź na jego pytanie... Yhy. I do tego jakieś wilkołaki i Nosferatu. Dodaj tag comedy. Problem w tym, że to wszystko mogłoby być dobre i ciekawe, gdyby pojawiło się w innym miejscu, a nie wsadzone na zasadzie "PACZCIE, LORE!". Jak już pisałam wcześniej - mamy materiał na wielorozdziałowiec. Ale zamiast tego jest kijowa ekspozycja w dialogach, w miejscach i w czasie, kiedy nie ma racji bytu. Miłość jak w przedszkolu. Mógłbyś pisać Harlequiny. Poziom wątków miłosnych podobny, ale Ty robisz to zabawniej. Pierwsza randka na cmentarzu, druga na mszy świętej. Msza to doskonała okazja by poznać drugą osobę, wobec której mamy romantyczne zamiary. Woń kadzidła dodatkowo maskuje przykry zapach z ust, a dość ciemne wnętrze ukrywa nieco naszą zewnętrzną brzydotę. Natomiast modlitwy i kazania kapłanów sprawiają, że się nie wyda, że mamy dialogi jak z gry od Bethesdy. Genialne. A tak serio - 1. To fatalne miejsce na jedną z pierwszych randek. 2. Kościół chyba nie jest miejscem od tego. Btw. czemu wrocławskie kościoły odprawiają msze również po zmierzchu? Czy to przez religijne wampiry? Nie ma to jak chodzenie na randki do kościoła. Myślę, że dobrym rozwiązaniem byłby plot twist, w którym nasi bohaterowie złożyliby śluby czystości. To by było ciekawe. I po co ta informacja o White Crossie? To postać znikąd. Ten fanfik ma 14 stron, koleś pojawia się raz, nikogo nie obchodzi. I czemu się tych bojówek nie wyrżnie w pień? To są inkwizytorzy i Rycerze Świtu czy włoska straż miejska? Chyba że bojówki LGBT to tak naprawdę odłam blooddystów, którzy manipulują głupimi masami, ale i tak... Zważywszy na jej gadulstwo, to nawet się nie pytam jakim cudem się zorganizowali, że wiedzieli, że tego dnia będzie spacerować z mężem na jakimś zazadziu. I czemu go nie zabili? Ani nie zgwałcicli? Celestia chyba sama zapłodniła tę komórkę jajową. Nawet tego nie skomentuję. Potem inkubowała ją przez 11 miesięcy, bo królestwo może poczekać. Wniosek: należy głosować na Blueblooda, bo w tym fanfiku jawi się jako lepszy władca niż sunbutt. Doszliśmy do końca i jak to podsumuję? Bohaterowie zachowują się jak nastolatkowie, a zdecydowanie nie powinni. Ekspozycja jest zła, a ficzek obfituje w głupoty. Do tego użyte słownictwo często sprawia, że coś brzmi komicznie. A czy są zalety? Och, jest ich wiele, po prostu wady wszystko zarżnęły. Ale czyta się to dobrze. Lore jest ciekawe i historia też mogłaby być. Gdyby to rozciągnąć. Dać czas na budowę relacji i zaufania. Stopniować informacje. Scarlet mogłaby np. powiedzieć mu o wampiryzmie po paru miesiącach znajomości. Może mogliby się spotykać jako przyjaciele, ba Scarlett mogłaby mieć męża albo zostać zgwałcona wcześniej, tak by mała Sunset miała... jakieś kilka tysięcy komórek więcej? Może jako para spędziliby mało czasu, a ona zginęłaby w inny sposób. Chętnie dowiedziałabym się więcej o tym świecie. Bo, wbrew pozorom podoba mi się ta religijność, jacyś Rycerze Świty, jakaś Inkwizycja. Ale 14 stron to za mało. Zdecydowanie za mało. Jakbym miała coś zasugerować: napisz to jeszcze raz. Tym razem porządnie.
    1 point
  20. To, że swojego czasu przeczytałem Ksieżniczki przypomniało mi się nagle, a wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, że zrobiłem to, nie wystawiwszy jakiejś opinii. Już śpieszę by to naprawić. No cóż, opowiadanie to na pewno jest napisane poprawnie i bezbłędnie. Czyta się je szybko i łatwo, lecz osobiście, w przeciwieństwie do niektórych moich poprzedników, nie dostrzegam w nim przebłysku geniuszu. Sam pomysł nie wydaje mi się specjalnie porywający, lecz samo to mogłoby być jedynie podstawą jakiegoś ciekawego ciągu wydarzeń. Historia jest jednak w nie dość uboga. Mamy tutaj ciężki klimat świata, który dawno umarł oraz towarzyszącą mu atmosferę dziwnego, nienaturalnego spokoju tworzącej specyficzny klimat. Doskonale rozumiem, że nie każde opowiadanie musi obfitować w akcje, lecz w tym przypadku jakoś nie mogę się przemóc by w pełni zatopić się w stworzonym przez autora klimacie. Niby czuję ten smutek, beznadzieję, pewną dozę szaleństwa księżniczek ale dla mnie to jednak za mało. Zdecydowanie czegoś mi tutaj brakowało, a najgorsze jest to, że tak naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć czego. Księżniczki są jednak dobrym opowiadaniem jeśli ma się jedną chwilę na czytanie. Jak mówiłem, to szybka lektura, mały moment ucieczki w inny, mroczniejszy świat, lecz jednocześnie, nie jest to coś czego można by wielokrotnie wracać czy schować gdzieś w pamięci jako coś naprawdę godnego. Słowem – jest dobrze, z pewnym przymrużeniem oka nawet bardzo dobrze, ale genialnie? Moim zdaniem, zdecydowanie nie.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...