Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/22/21 we wszystkich miejscach

  1. I pomyśleć, że zakładałem że to pismo skończy się po roku, góra dwóch. Biorę się za lekturę, bym się nie spodziewał. Obiecałem kiedyś Black Scrollowi, że przeczytam jeszcze jakieś wydanie. Albo mi się coś w zwojach popierniczyło... Pozdrawiam zespół redakcyjny, czytelników i tych co pamiętają konferencje ET na GG...
    4 points
  2. Czego do pełni szczęścia może chcieć i potrzebować mężczyzna? Szacunku? Sławy? Fortuny? Wolności? Wypasionego auta? Wielkiej willi z basenem? Mnóstwa pięknych kobiet? Sombra już ma to wszystko – albo przynajmniej mógłby, gdyby zechciał; reputacja zdolnego architekta pociąga za sobą pewne profity. A jednak gdzieś w głębi duszy czuje pustkę, której od wielu lat nic nie jest w stanie zapełnić… Ta historia powstała dla uczczenia pamięci Mikołaja Klimka, polskiego Króla Sombry, zmarłego nagle 12 lipca 2020 r. Pomysł na nią zrodził się zaledwie kilka dni później, ale jak to u mnie zwykle bywa, proces twórczy przeciągnął się na tyle, że ostatecznie postanowiłam ją opublikować na rocznicę tego smutnego wydarzenia. Szczerze mówiąc, nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, więc już bez dalszych wstępów zapraszam do czytania i komentowania. Sercem będę przy tobie Tekst i korekta własne. Konsultacje i prereading: @Lyokoheros Jasiu Lyoko @Nika @Hoffman @WierzbaGames
    2 points
  3. Przeczytane To była przyjemność. Może nie czysta perfekcja, ale niewątpliwa przyjemność. Przemyślenia pana inżyniera Sombry bardzo przypadły mi do gustu, ponieważ napisane są wyjątkowo lekko i przystępnie dla potencjalnego czytelnika. Chyba najbardziej podobało mi się to, jak podczas jego żali nad utraconą miłością mimochodem dowiadujemy się szczegółów na temat jego życia i tego jak wyglądało, zanim udało mu się odnieść sukces. Oczywiście jeżeli ktoś pomimo tagów przyjdzie tu szukać wybuchów, akcji, strzelaniny i grozy, to się śmiertelnie zawiedzie i zapewne uzna, że to takie pisanie o niczym. I w sumie trochę tak jest, bo niektórych informacji udzielono nam nieco skąpo - jednak jakby nie patrzeć jest to część większej całości, liczę więc, iż w przyszłości odsłonięte zostaną kolejne karty z Sombrą. A co do tego "pisania o niczym", to jest to co najbardziej lubię w dobrym SoL-u - zrobienie czegoś z niczego, oczywiście pod warunkiem, iż zrobione jest to dobrze. Tutaj pierwsza część tego warunku nie jest do końca spełniona, bo mamy przecież motyw przewodni w postaci zawiedzionej miłości, ale jednak myślę, że dałoby się to pod tą klasyfikację podciągnąć. Natomiast co do samego wykonania to jest ono rzecz jasna nieskazitelne, zarówno pod względem formy jak i sposobu podania treści. Widać tu naprawdę lekkie i przyjazne czytelnikowi pióro. Raz jeszcze więc powtórzę, iż lektura była przyjemnością i zachęcam wszystkich do zapoznania się z tym fanfikiem.
    2 points
  4. Witajcie, bambaryłki! Przed wami nowy numer Equestria Times skupiony głównie na "Diunie". Ale znajdziecie tu też przepisy na naleśniki z jagodami, gołąbki, które sprawią, że Wasze babcie wylecą z bamboszy, tekst o reprezentacjach mniejszości w popkulturze, recenzje Suicide Squad, Niche i wiele innych ciekawych tekstów. https://linktr.ee/equestria.times W kwestii zmiany okładki - niestety, ale omyłkowo wykorzystaliśmy skradzioną grafikę, biorąc złodzieja za autora. Dlatego ją zdjęliśmy przynajmniej dopóki autor nie zgodzi się byśmy jej użyli.
    1 point
  5. Witajcie, poczyniłem pewne postępy, wiec podzielę się moją Pinkie Pie, próbuję też robić twilight, ale cały czas dopracowuję grzywkę
    1 point
  6. Zacznę nieco inaczej, bo od takiego quasi-podsumowania - jak nietrudno odgadnąć, uważam najnowsze opowiadanie Midday Shine za godne polecenia, bogate pod kątem formy, a przy tym dość przystępne, by mógł się nim cieszyć również taki czytelnik, który raczej na pewno nie gustuje w klimatach romantycznych. Jest przy tym całkiem życiowe i po prostu ludzkie, ale nie w sensie takim, że to Equestria Girls. Oczywiście, można zrealizować kolejną historyjkę o magicznych ludziach, osadzoną w kolorowym, kreskówkowym świecie, ale można zabrać tę magię, stonować kolorki, zrezygnować z kreskówki na rzecz powagi oraz pewnego... realizmu. Wszystkie te rzeczy autorka zrealizowała z sukcesem... poza jedną. Cóż, nie może być za różowo (hie, hie ) i muszę wspomnieć, że o ile pochwalam prostotę, nawet pewien minimalizm okładki opowiadania, tak uważam, że całościowo, jest ona zbyt przesłodzona i przynajmniej dla mnie niezbyt dobrze oddaje to, czym jest opowiadanie. Mnie osobiście nie odstrasza, natomiast wizualnie daje do zrozumienia, że tekst realizuje wyłącznie [Romans], bez [Melancholia] czy [In Memoriam]. Sugeruje, że historia będzie cukierkowa, podczas gdy w rzeczywistości wcale taka nie jest. Mało tego, na drugi rzut oka, spodziewałbym się po niej typowego, szczęśliwego zakończenia. Nie zrozumcie mnie źle, myślę, że łapię jakie były intencje, jednakże będąc z Wami szczerym, dla mnie to troszkę jak marketing ósmej części "Piątku trzynastego" - mówią, że Jason zdobywa Manhattan, ale w rzeczywistości Jason płynie łodzią do Vancouvera, a w Nowym Jorku nakręcili tylko parę minut. Magia xD Pora powrócić do bardziej przyjemnych rzeczy, czyli do pozytywów, których w samym opowiadaniu jest bez liku. Jak wspominałem, przedstawiona przez autorkę fabuła jest życiowa, całkiem realistyczna, dojrzała, jednocześnie z niczym nie przesadzono - ani z rzeczami romantycznymi, ani ze słodkościami, ani z melancholią czy smutkiem, wszystko zostało idealnie wyważone (okładko, rób notatki ;P), dzięki czemu otrzymaliśmy doskonały nastrój, który pozwala wciągnąć się w lekturę od samego początku, wniknąć w głównego bohatera i przeżywać rzeczy wraz z nim. Mieliśmy już prezydenta Sombrę (chociaż tylko wspomnianego i to w fanfiku autorstwa Suna), teraz mamy Sombrę jako uznanego architekta, inżyniera, który ze swoją reputacją i zarobkami, w relatywnie młodym wieku, staje się człowiekiem sukcesu, który może mieć wszystko... poza miłością swojego życia. W ciągu zaledwie dziesięciu stron poznajemy bohatera, który czuje się niekompletny, który podróżuje, pracuje, odnosi sukcesy, ale również wspomina... i wciąż próbuje zrozumieć, dlaczego sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły. Tak jak zawsze o tym wspominam, opowiadanie zostało skonstruowane w taki sposób, że po lekturze miałem wrażenie, jakbym z głównym bohaterem znał się od lat, jakbym wiedział o nim niemalże wszystko, a przynajmniej wystarczająco wiele, by móc postawić się w jego sytuacji i przeżywać jego emocje. Całkiem nieźle opisał to Diamond - generalnie się zgadzam. Historia ludzka i życiowa, a jej bohater wiarygodny, dający się polubić, budzący współczucie... a może i zazdrość, zważywszy na jego sukcesy. Bo domyślam się, że nie każdemu zależy na miłości, komuś na pewno wystarczyłyby pieniądze, ciekawa praca, podróże, ciekawi ludzie i tak dalej, i tak dalej Wracając do fanfika, po prostu muszę pochwalić jego formę - narrację mamy, klasycznie, trzecioosobową, w czasie przeszłym, dialogów nie uświadczymy zbyt wielu, ale spełniają swoje zadanie i urozmaicają czytanie, na dodatek od czasu do czasu wpadnie list, dla odmiany napisany ozdobną czcionką, co w mojej opinii ani trochę nie gryzie się zresztą tekstu, dzięki odpowiedniemu formatowaniu. Wszystko zostało zgrane ze sobą bez zarzutu, sprawy bieżące mieszają się z refleksjami i wspomnieniami bohatera płynnie, naturalnie, dzięki czemu poszczególne wątki śledzi się z zainteresowaniem, bez poczucia, że cokolwiek zostało wsadzone do tekstu bez celu, czego według mnie najlepszym przykładem jest końcówka, gdzie narracja została przemieszana z treścią listu, chyba nie dało się zrealizować zakończenia fanfika lepiej. Dodajmy, że jest to zakończenie nie tylko całkiem melancholijne, ale także wystarczająco otwarte, by czytelnik chociaż przez moment mógł się zastanowić, co mogłaby się wydarzyć dalej, dokąd mogłyby się udać te postacie. Aha, w tekście parę razy przewiną się fragmenty pisane kursywą, jako cytaty, czy wspomnienia, lecz nie opowiadane przez narratora, tylko rozgrywające się w pamięci protagonisty. Nie ma ich wiele, ale - podobnie jak dialogi - urozmaicają tekst, z niczym się nie gryzą, realizują założony nastrój. W ogóle, ciekawe, że z fanfika dowiadujemy się o kilku innych postaciach, z którymi Sombra utrzymuje bliską znajomość do dziś - pokazuje to jego emocjonalne, towarzyskie oblicze, a także to, że gość po prostu miał/ ma życie poza podbijaniem świata pracą i pozostaje dla kogoś ważny, że nie jest sam... jest po prostu niekompletny. Uważam to za godne wspomnienia rozbudowanie charakterystyki bohatera, wizja autorki mi odpowiada i się podoba. Powiem wręcz, że był to dla mnie powiew świeżości. Trzymając się formy, nie sposób nie wspomnieć o kompozycji oraz bogatym słownictwie, dzięki którym tekst brzmi profesjonalnie, niemalże jak coś żywcem wyjętego z tomiku opowiadań czy książki, którą można by znaleźć w księgarni i zakupić. Znalazłem kilka nowych słów, ale przez cały tekst byłem pod niemałym wrażeniem tego, z jaką wprawą i stylem zostały napisane kolejne zdania, z jakim pomyślunkiem skomponowano z nich akapity. To nawet ciężko napisać, a gdyby zacytować co lepsze fragmenty, bardziej opłacałoby się od razu zacytować cały tekst. Ale po co to robić, skoro można po prostu kliknąć w link i go przeczytać? Forma opowiadania bardzo imponuje, dzięki niej czyta się je doskonale, tekst został dopracowany i przemyślany co do najdrobniejszego szczegółu. Nie jest ani za krótki, ani za długi, oprócz tego i wierzę, że o tym również wspominałem przy niejednej okazji, jest ono dosyć krótkie, nie zajmuje wiele czasu, ale czyta się je tak, jakby było znacznie dłuższe - to jest właśnie to bogactwo słownictwa, opisów, wątków, klimatu. To trzeba przeczytać samemu. Po prostu bardzo ładny, przyjemnie brzmiący tekst, który znakomicie się czyta Klimat jest budowany, w mojej opinii, głównie poprzez zestawienie ciepłych, miłych wspomnień, kiedy Sombra przeżywa jeszcze raz spędzone wspólnie z ukochaną chwile, kiedy ich relacja się rozwijała, gdy byli rozdzieleni i odliczali każdy dzień, aż znowu się zobaczą, z teraźniejszością, w której... funkcjonuje, ale czuje pustkę. Oczywiście wspomnienia zmierzają do zerwania oraz do tego, jak bohater próbował sobie z tym poradzić (to są te gorzkie wspomnienia, kontrastujące ze słodkimi), ale generalnie w głowie zostaje to, co było dobre i co napawało nadzieją. Zwłaszcza motyw z wyjazdem i z młodszą siostrą, która zabrała się z zakochanymi na gapę. Miłe rzeczy, realizujące wątek romantyczny, ale z umiarem, stawiając bardziej na subtelne ukazanie relacji rodzinnych, aniżeli ekscesywne opisywanie szeroko pojętych zbliżeń. Jak wspominałem - wszystkiego jest akurat tyle, ile trzeba, ani za mało, ani zbyt wiele. Jak dla mnie, dominuje życiowa, wynikająca z braku czegoś melancholia, realizowana właśnie poprzez to zestawienie - kiedy człowiek, pochłonięty codziennością, rutyną, po prostu żyje dalej i funkcjonuje, lecz czegoś mu brakuje, żyje przeszłością, gdyż w owym czasie czuł się po prostu lepiej, świat widział w jaśniejszych odcieniach, miał jeszcze jeden cel, jakieś marzenie, może nawet odczuwa, że z tego tytułu najlepsze ma już za sobą. Jedynym sposobem, by wspomnienia pozostały żywe i nie wyblakły, jest regularne do nich wracanie, gromadzenie rzeczy bliskich sercu. Na przykład listów czy innych pamiątek. Takie pozostałości po młodych, lepszych czasach, których nikt Sombrze nie zabierze. Midday Shine wiedziała, po jaki efekt chce iść i odniosła na tym polu sukces, bez dwóch zdań. I nawet jeżeli prace nad fanfikiem potrwały dłużej - warto było. Wszystko jest po coś i jeśli tyle to zajęło, ale efekt jest tak dobry, nic się nie stało, wręcz przeciwnie Warto odnotować, że póki wszystko szło dobrze, rozwijająca się relacja między Sombrą, a... Kimś, wypadła bardzo wiarygodnie - czytając kolejne zdania po prostu czuć, że tych dwoje doskonale się rozumie, że darzy się autentycznym uczuciem i że chce ze sobą być, aż do grobowej deski... albo dnia, w którym niespodziewanie związek ów gaśnie. W ogóle, motyw ten dobrze pokazuje jak niekiedy trudno pogodzić się ze stratą, w ogóle, ze zmianą, zwłaszcza niespodziewaną, niepożądaną. Doświadczenie to potrafi zmienić człowieka, odebrać to, co dawało mu jakąkolwiek radość życia, czy możliwości snucia marzeń. Jasne, przewija się cytat, że warto być wdzięcznym za to, że coś w ogóle się wydarzyło, ale... rzecz w tym, że to nie zawsze jest takie proste, ba, nie zawsze w ogóle działa. Zwłaszcza, gdy coś miało trwać dłużej, ale z niewiadomych przyczyn się skończyło. I to, moim zdaniem, także w opowiadaniu widać. Chociażby poprzez to, że uczucie Sombry najwyraźniej nie zgasło - po prostu od lat przestało spotykać się z odwzajemnieniem. Znajomi poszli naprzód, pozakładali rodziny i spełniają się także w ten sposób. On pozostał przy Niej, w przeszłości. No to może czas na wspomnienie o dwóch rzeczach, domysłach i małej teorii, która przyszła mi na myśl zaraz po przeczytaniu opowiadania. Ale najpierw zacznę od domysłów, czyli o tym, o czym autorce nie wspominałem. No, skoro to mamy za sobą, pora na moją małą teorię odnośnie pewnego drugiego dna, które może mieć to opowiadanie. Postaram się krótko, zwięźle i na temat. Opowiadanie jest hołdem złożonym śp. Mikołajowi Klimkowi w rocznicę jego śmierci. Jego głos znają wszyscy, znam i ja. Nie chcąc zbytnio rozdrapywać nie aż tak starej rany, przypomnę, że pan Klimek odszedł niespodziewanie i chyba do tej pory nie do końca wiadomo dlaczego. Jest to coś, odnośnie czego my, jako społeczność, czujemy, że nie powinno się wydarzyć, że miało być inaczej... a jednak stało się i jest prawdziwe. Data premiery fanfika nie jest przypadkowa. Moją uwagę zwróciło to, w jaki sposób zakończył się związek Sombry (postaci odgrywanej przez Mikołaja Klimka) z Kimś i pomyślałem o tym jak o pewnej paraleli, a raczej jakby alegorii co do wymienionego wyżej, smutnego wydarzenia z naszego, prawdziwego świata. Dzieje się to nagle, niespodziewanie i najwyraźniej wbrew logice (w sensie, przecież wszystko szło tak dobrze, zwyczajnie, nie mogło być inaczej), bohater (i przy okazji czytelnik) nie rozumie przyczyn, nie zna ich, przez co trudno mu się z tym pogodzić. Pozostaje życie przeszłością i powracanie do pamiątek, by wspomnienia pozostały żywe. Odnosząc to do świata realnego, mamy dorobek Pana Klimka, na stałe zapisał się historii, toteż w świadomości odbiorców będzie żyć dalej, tym bardziej, że mamy coś, co pomoże nam go wspominać, zachować w pamięci. Jasne, można to zostawić za sobą, podziękować, że się wydarzyło, ale po co, skoro można do tego powracać, przeżywać na nowo i pamiętać? Zwłaszcza, że uczyniło stare czasy w jakimkolwiek sensie lepszymi? Po prostu zbyt wiele rzeczy mi tu pasuje. Sombra rozstaje się z Kimś podobnie jak fani musieli rozstać się z aktorem, którego uwielbiali - nagle, nie wiadomo dlaczego, niespodziewanie. Życie toczy się dalej, ale mamy coś, dzięki czemu pamiętamy - Sombra ma listy, my mamy dorobek pana Klimka, chociażby wszelkie animacje, w których przewinęły się postacie, którym użyczył swojego głosu. Zresztą, król Sombra był jedną z postaci, które odgrywał. Między innymi. Może to tylko ja, ale to serio się zazębia. W tym kontekście, ciekawy wydaje się także tytuł opowiadania - poniesiona została strata, coś się zmieniło na zawsze i chociaż czuje się, że powinno być inaczej, że to nie powinno mieć miejsca, na przekór wszystkiemu, na zawsze w naszych sercach. Uważam, że to interesujący extra kontekst opowiadania, który pogłębia jego znaczenie i czyni z niego coś więcej, niż zwykły hołd. Myślę, że jest to genialne, zarówno w swojej prostocie, jak i złożoności. Podsumowując, mamy do czynienia z opowiadaniem, które zostało wykonane z imponującą dbałością o szczegóły, formę, przekaz, a zwłaszcza klimat. Wrażenia po skończonej lekturze przypominają satysfakcję i poczucie dobrze spędzonego czasu po zakończeniu seansu bardzo dobrze nakręconego, świetnie napisanego filmu. Wszystko, co znalazło się w fanfiku, znalazło się w nim nie bez przyczyny, każdy szczegół dodaje coś do efektu końcowego, poszczególne fragmenty zostały znakomicie skomponowane i do siebie dopasowane, wszystko brzmi bardzo ładnie, elegancko, nie da się ukryć, że autorka miała pomysł i zrealizowała go z sercem. Zero rzemieślniczej pracy, zero rzeczy pisanych na siłę, czy z mniejszym zapałem, po to, by było - opowiadanie z pomysłem, duszą i charakterem, okraszone melancholijnym nastrojem, co wciąga jak diabli i nie pozwala się oderwać. Emocjonalne, ale stonowane, po prostu ludzkie, życiowe. Warto poświęcić mu czas, warto skomentować, dać znać autorce, jak jej poszło. W mojej opinii, projekt okazał się pełnym sukcesem, tym bardziej, że dostrzegam w nim ukryte powiązania ze starszymi fanfikami, no i dodatkowe znaczenie, znajdujące umocowanie w naszej niewesołej rzeczywistości. Całość wypadła życiowo, dojrzale, realistycznie, co po prostu trzeba uznać za osiągnięcie. Gratuluję Pozdrawiam!
    1 point
  7. Powracamy do świata Equestria Girls w wykonaniu Midday Shine Miło. Tym razem głównym bohaterem jest nie kto inny, jak zły król... Właśnie wcale nie taki zły i wcale nie taki król Sombra Niemniej, wciąż są pewne drobnostki, pewne szczegóły, które ładnie nawiązują do kanonicznej postaci, ale nadając jej bardziej przyziemny, a zdecydowanie mniej mroczny charakter - stety-niestety, ale wielbiciele mrocznego tyrana tutaj go nie znajdą. W każdym razie, mnie osobiście wizja podstarzałego, samotnego pana inż. arch. altr. (znaczy, inżyniera architekta altruisty!), żyjącego przeszłością i wiecznie na walizkach dosyć urzekła, jest na swój sposób oryginalna, a jednocześnie pasuje. Gdyby Sombra nie miał takiego złotego serduszka - którym musi być przecież przy swojej ukochanej - i nie finansował niewol... znaczy, studentów (studia są przecież bardzo fajne i wcale nikt nikogo tam nie męczy, no skąd ;P ) zainwestowałby w wydobycie minerałów, osiadł we wzniesionej wedle własnego projektu twierdzy i to na tej fajnej działeczce poza granicami miasta, o której Cadance marzyła i na którą do tej pory odkładała, a którą już obiecała jej ciocia-dyrektor-mająca-wszędzie-wtyki-Celestia... Albo może i nie? Wracając do opowiadania, klimat jest obyczajowy i opisałabym go jako delikatno-życiowy. Jest nostalgicznie, uroczo, smutno, refleksyjnie, a to tylko dziesięć stron. Warto przeczytać, bo tego naprawdę nie ma dużo, a można się wczuć i zainspirować. Mocniejszego uderzenia nie ma, jest spokojnie, z akcentem na relację romantyczną (sam tytuł i okładka odpowiednio zachęcają/ostrzegają ), ale jest to zrobione delikatnie, z wyczuciem, dojrzale. Ciekawe, że Sombra dalej tak intensywnie o tym wszystkim myśli, to nie jest ktoś, kto pierwszy mi przychodzi do głowy, kiedy pomyślę o podobnych klimatach - NAWET jeśli to jest ten dobry Sombra. Ale wygląda na to, że to chwilowe - z powodu przypadkowo rozgrzebanych wspomnień. Gdybym miała określić najmocniejszy punkt opowiadania, to byłoby właśnie dosyć realistyczne podejście do tego typu spraw. O pewnych rzeczach już się później nie myśli, bo siedzą tak głęboko, a nie wszystko jest proste i łatwe. Wspominając takie inne, poprzednie opowiadanko, pełne sekretów i innych niespodzianek: Cóż pozostało? Czekać na pozostałe części. Rozmyślać o tym, co zostało napisane. Czekać. No i oczywiście: CZYTAĆ I KOMENTOWAĆ!
    1 point
  8. Planowałem przeczytać, dobrze się pobawić i skomentować ten... tekst tak jak zawsze; z poczuciem humoru i opisem tego jak według mnie wypadają poszczególne jego segmenty. Niestety nie potrafię. Nie mam pojęcia jak to zrobiłaś Midday ale w pewnym momencie zapomniałem, że to czytam. Jakby to powiedzieć... Wszedłem w stan, który wywołuje u mnie coraz mniej książek, czyli wniknąłem w bohatera i zacząłem przeżywać jego historię razem z nim. Przestała być to dla mnie książka. Przez te dziesięć stron byłem poza sobą i przeżywałem smutek, radość, tęsknotę i odczuwałem melancholijną atmosferę razem z Sombrą. Nie dostałem tutaj przydługich opisów całowania, spacerów, imprez, szaleńczej walki o miłość, a wyłącznie fragmenty wspomnień o najukochańszej i najpiękniejszej osobie na ziemi. A jednak nawet ja w jakiś sposób ją polubiłem. Nie potrzebuje tutaj nic więcej, jak pikantne historie, lub inne opisy kłótni, po prostu wystarczy parę listów i wspomnień, abym zżył się z postaciami jak w niejednej dwudziestotomowej serii. Myślę, że podsumuję to tak i reszta zbędnych słów które cisną mi się na palce, aby je zapisać będzie całkowicie zbędna: Wystarczyło dziesięć stron abym się zaśmiał, zapłakał, uśmiechnął, zasmucił, zatęsknił, rozweselił i co najważniejsze poczuł miłość Sombry. Wiem, że zapewne nie każdy poczuje to samo, lub zrozumie ideę tego tekstu, ale warto, naprawdę warto to przeczytać. Te małe dziesięć stron.
    1 point
  9. Dobra... Dawać diamentową łopatę, bo trzeba odkopać temat Sword Art Online Tom 6: Widmowy Pocisk (część druga). Jako miłośnik serialu (tak, wiem... fuj, fe, lipa, nie masz gustu, hurr durr ) postanowiłem zabrać się za książki, na podstawie których powstało anime. I to była cholernie dobra decyzja. Tom 6 kontynuuje wątek tajemniczego gracza nazywającego siebie Death Gunem (Pistolet Śmierci). Nazwa może i jest nieco kiczowata, ale jakimś cudem ten koleś dokonał absolutnie niemożliwego. Zabił dwóch graczy strzelając do ich awatarów w grze. Tymczasem Kirito oraz Sinon zakwalifikowali się do finału turnieju BoB, który jest najzwyklejszym w świecie battle royale. Swoją drogą chętnie pograłbym w taką grę Tak czy inaczej, Kirito nie zależy na wygranej. Chce jedynie dorwać Death Guna zanim ten zabije kogoś jeszcze. Największą zaletą książki są czasami dość obszerne przemyślenia bohaterów (najczęściej Kirito, ale Sinon też się udziela), które dodają głębi relacjom, pewnym wątkom i lepiej uzasadniają pomniejsze rzeczy. Doskonałym przykładem jest Sinon, która wybacza Kirito za to, że udawał przed nią dziewczynę. Szkoda tylko, że okładka jest paskudna... Swoją drogą, następny tom to "Matczyny Różaniec" i już nie mogę się doczekać aż się za niego zabiorę
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...