Skocz do zawartości

Hoffman

Brony
  • Zawartość

    1150
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Hoffman

  1. Ta arena posiada formę grubej i ciężkiej jak diabli płyty o kształcie pięcioramiennej gwiazdy. Została ona zawieszona nad zamarzniętym basenem wody, zaś sterczące z góry sople lodu stanowią potencjalne zagrożenie dla śmiałka, który znajdzie się w nieodpowiednim miejscu, o niewłaściwym czasie, nieosłonięty magiczną barierą. Znajdujemy się pod ziemią, bardzo blisko podziemnego źródła, w Kryształowym Imperium. Ta lodowa grota służyła wcześniej za kryjówkę parającej się czarną magią sekty. Jak się okazało, moc ta nie należała do grona najłatwiejszych do okiełznania bestii. Miejsce zostało już kompleksowo oczyszczone, zaś matka natura skuła je lodem. Ze ścian wyrastają jeszcze różnokolorowe kryształy, co zostało zdiagnozowane jako skutek uboczny inkantacji światła. Jedynie płyta, na której za chwilę odbędzie się pojedynek, jest w miarę ciepła. To specjalne zaklęcie przeciwdziała ziąbowi, na tyle by sprawić komfort magom i jednocześnie niczego nie roztopić. Zanim zaczniemy, wspomnę jeszcze o wodnych żyjątkach, które wciąż pływają sobie pod taflą lodu. Jeśli dobrze się przyjrzycie, może je dostrzeżecie… Ale wątpię, czy będziecie mieli na to czas. Moi drodzy, czas na nowy pojedynek! Tym razem, na arenie zmierzą się BezimiennyKot oraz Rexumbra! Obaj uczestnicy wydają się być w pełni mocy, gotowi na wszystko, co podsyca napięcie związane z rychłym pokazem mocy i magii! Zgodnie z ich zapewnieniami, sami poznają po sobie, w którym momencie starcie dobiegnie końca. To oznacza, że najpewniej czeka nas długi i efektowny pojedynek. Oczywiście, przypominam o panujących pośród sal zasadach. Walczcie fair play, nie szczędząc oryginalnych pomysłów i energii. Gotowi? Zatem, niech rozpocznie się starcie!
  2. A więc, nadszedł czas na zakończenie pojedynku i poznanie woli wiernej publiczności! Unoście kciuki w górę i skandujcie na cześć Waszego faworyta, bądź faworytki! Kto, Waszym zdaniem, popisał się większą mocą i pomysłowością? Czy była to Seluna? A może Pan Minish? Wybór należy do Was!
  3. Eee... Proszę Cię, nie mów mi, że luźną parafrazę losowych złotych myśli JKM potraktowałaś na poważnie ;P Chyba rzeczywiście, następnym razem mądrze będzie dać takie coś: Co do edytorów tekstu - akurat to o powstawaniu w notatnikach to była prawda i powiem, że było to całkiem fajne wyzwanie - program nie podkreślał błędów, niczego sam nie sugerował, nie miał zaawansowanych możliwości, więc trzeba było samemu wytężać wzrok i koncentrować się, by zauważyć literówki, czy błędy. No i nawet przy włączonym zawijaniu wierszy były przekłamania ^^ Jak dla mnie, dobry trening na skupienie i percepcję. Ale jeśli miałbym wskazać ulubiony edytor - to jednak Word. Przychylam się do tego, że każdy powinien pisać w tym programie, w którym czuje się najswobodniej. Jak są to dokumenty Google - spoko, jak Word - też spoko, a jak Notatnik - hardcorowo PS: Ja miałem 3, czyli... Wydaje mi się, że potrafię pisać, ale w rzeczywistości nie potrafię jeszcze bardziej? ;P
  4. Wpadłem tylko na chwilę, by powiedzieć, że w kwestii pisania fanfików jestem konserwatywnym liberałem i sam najlepiej wiem jak, w czym i o czym pisać moje opowiadania. Dla przykładu, dwa z nich powstawały w notatniku ;P Ponadto uważam, że gdyby zlikwidować cały ten aparat pre-readerski, korektorski i inne rzeczy wywierające presję na pisarzach, które kosztują nas masę czasu, to fanfików byłoby trzy razy więcej i byłyby dwa razy dłuższe. Lat temu sto nie było całej tej armii redaktorów, opiniodawców i kogo tam jeszcze, a ludzie jakoś fanfikcję tworzyli ... Znakomicie, że wreszcie trafił do nas pierwszy, całkiem obszerny numer "Equestria Times". Pierwszy rzut oka - sporo rzeczy, aż nie wiadomo za co się zabrać. Choć już po zerknięciu na spis treści wiem, że zbyt wiele dla siebie nie znajdę ;P Ale na sto procent, to się okaże dopiero "w praniu", kto wie. Wciąż, kawał dobrej roboty. Teraz wszystko powinno pójść z górki, trzymam za Was kciuki!
  5. I już po Polsat Boxing Night. Znakomita walka Kosteckiego i Sołdry, nie spodziewałem się takiego wyniku. Zaskakujący i szybki koniec spotkania Chudeckiego z Syrowatką. Szpilka nie zawiódł, ciekawe co na to Michalczewski ;P Reszta też spoko.

  6. W porządku. Czas na prezentację swych mocy i traktowanie nimi przeciwnika upłynął. Dziękujemy Wam za pokaz siły i magii. Teraz wszystko w rękach Waszej wiernej publiczności, która za moment zacznie wskazywać na swego faworyta. Na tego, kto zasłużył na miano zwycięzcy pojedynku. A zatem, zapraszam do komentowania starcia i głosowania. Kto Waszym zdaniem okazał się silniejszy?
  7. W porządku, czas minął, toteż pora na podsumowanie głosów publiczności i wyłonienie zwycięzcy magicznego starcia. A zatem... Lucypher - 7 THEKOSZMAR77 - 1 ...przewagą aż sześciu głosów, starcie wygrywa Lucypher! Gratulujemy przewagi i udanego pojedynku. Życzymy też powodzenia w przyszłych zmaganiach, także jego oponentowi! Sale magicznych zmagań zawsze będą otwarte dla takich śmiałków jak Wy, toteż mamy nadzieję, że jeszcze niejeden raz się na nich pojawicie.
  8. Lepiej późno, niż wcale - czas przekonać się jak rozłożyły się głosy publiczności i poznać zwycięzcę pojedynku! Gotowi na podsumowanie? Dżuma - 0 Rexumbra - 3 A zatem, przewagą trzech głosów, pojedynek wynika Rexumbra! Gratulujemy zarówno zwycięzcy, jak również jego rywalce i żywimy nadzieję, że w przyszłości jeszcze niejeden raz zobaczymy Was pośród murów sal magicznych zmagań!
  9. Czas minął, toteż nie pozostaje mi nic innego jak ogłosić zamknięcie konkursu. Serdecznie dziękujemy za wszystkie prace, znakomicie, iż zgodnie z tradycją, w ostatni dzień otrzymaliśmy serię opowiadań! Wasze prace postaramy się przeczytać i ocenić najszybciej jak tylko będzie to możliwe. Wtedy też, poznacie wyniki konkursu.
  10. Dzięki Opowiadanie pisałem sobie głównie pod wpływem chwili, ale również dla relaksu. A że w mojej opinii wyszło, o czym zresztą sam wspomniałeś, sympatycznie, to pomyślałem, że się nim podzielę. Nie miał misji niesienia ze sobą jakiegoś głębszego przesłania, ot, zwykły kawałek z życia, mrugnięcie okiem w stronę zapaleńców, którzy mimo wszystko wciąż poszukują na targach "Terminatorów" (elektroniki jest w tym tyle co nic, prawie nic nie waży, a na zasilaczu po dwóch minutach można jajka smażyć). Podwójne dna wolę sobie zachomikować jako amunicję na dłuższe formy Tutaj na taką się nie zdecydowałem, po prostu. Może innym razem poruszę tematykę dorastania, wówczas "spektrum zmian" będzie na pierwszym planie. Pozdrawiam!
  11. Poniższa recka dotyczyć będzie ostatniego (jak na razie) i najdłuższego (jak na razie ;P) opowiadania, które to przeczytałem zaraz po zakończeniu najświeższej edycji MMF. Niepoprawienie przecinków wybaczam, bo w końcu pojawiłaś się na XII Edycji konkursu Tylko nie każ czekać na te drobne poprawki zbyt długo (mała rzecz, ale jednak cieszy)... I na kolejne opowiadania też. Odnośnie tagów - jeśli seria jest niezakończona i planujesz nowe opowiadania, po prostu dodaj [NZ] - sprawa załatwiona A teraz przechodząc do meritum - czyli cóż mogę powiedzieć o tym opowiadaniu? Tradycyjnie, ostrzegam przed spoilerami. Pierwszą rzeczą, która cieszy mnie niezmiernie, jest długość. Oznacza to tyle, co zwiększony czas obcowania ze stylem autorki, który jak przy „Klaczy w czerwonym kapeluszu”, tak i tutaj potrafi zadowolić. I poprzez „zadowolić”, mam na myśli słownictwo i zgrabnie zbudowane zdania. Złożone z nich akapity bardzo dobrze opisują zarówno wydarzenia, jak i przemyślenia Melasy. Tych drugich jednak jest dużo mniej, ze względu na przygody i opisy kolejnych kawałków życia, którymi usłana jest historia. Zdarzyły się jednak zdania, które po kilkukrotnym przeczytaniu w mojej głowie brzmiały albo dziwnie, albo nieco chaotycznie. No i jeden tylko moment, gdy padło słówko „mężczyznom” bodajże – niby nic, ale jednak nieco urągało to całości. Może dlatego, że to takie „ludzkie” określenie, przychodzące na myśl gościa chodzącego na dwóch kończynach, posiadającego palce, metr osiemdziesiąt. Po jego przeczytaniu, w głowie nie pojawia się kuc płci brzydkiej, ale właśnie wspomniany „gościu”. Przez chwilę dało się odczuć lekką schematyczność, która objawia się po tym, jak bohaterka otrzymuje od babuni zaczarowany medalik. Mianowicie, do pewnego momentu wygląda to tak, że mamy wskazówkę, potem młodziaki docierają na miejsce, Melasa się nudzi, nakłada medalik, po czym świetnie się bawi, widząc rzeczy których nie widzą inni. Przy czym, zmiana jej sposobu myślenia następuje aż za szybko. Na całe szczęście, schemat ten poszedł w zapomnienie po scenie w „kukurydzianym labiryncie”. Melasa zaczęła wówczas nakładać medalik zupełnie spontanicznie, w moim odbiorze bardziej z ciekawości, niż z nudów. Nie działo się to podczas zabawy, lecz poza nią, w ramach prób pojęcia natury tegoż drobiazgu. Było więcej, jakby to ująć, "odkrywania", niż "akcji" typu: muszę uratować tych gówniarzy, co jeszcze sekundę temu mnie wpieniali i pokazać im że jednak potrafię się bawić! To było bardzo fajne – przyjemne w odbiorze i klimatyczne. A tak w ogóle, czy jest się ciekawym kolejnych wizji? A i owszem. Jak dla mnie, po scenie w „piekle”, zdecydowanie ciekawsze było czytanie dotyczących medalika przemyśleń i przypuszczeń, niż śledzenie zabawy jej towarzyszy. Bardzo podobały mi się fragmenty, w których ta używała przedmiotu do urozmaicenia sobie codzienności, na przykład podczas ulewy. Doskonale pokazuje to, iż wyobraźnia faktycznie ma wielką moc i potrafi uatrakcyjnić nie tylko zabawę, ale także zupełnie zwyczajne rzeczy. Dlatego też jest ona tak ważna, o czym zapomniała Melasa. Cóż, takie uroki dorastania. Rzeczy zaczynają wyglądać inaczej, a dziecięce marzenia zostają daleko w tyle. Tak więc, wybierała się na nudny, monotonny zjazd rodzinny, a skończyło się na tym, że przeżyła przygodę. Babunia bardzo zmyślnie wszystko zaplanowała – gwizdnęła swej wnuczce amulet gdy ta nie patrzyła, zapewne po to by uświadomić jej, że to nie kwestia magii, czy czegoś podobnego. Że swą wyobraźnią włada sama i to od niej zależy jak na co dzień będzie postrzegać różne rzeczy. Tak właśnie odbieram fabułę tegoż dzieła. Generalnie rzecz biorąc, historia skłania do pewnych przemyśleń, czy czasem warto pewne rzeczy z najmłodszych lat zachować w sobie, chociażby po to, by łatwiej odnaleźć się w rodzinnym gronie, czy też najzwyczajniej w świecie, uczynić codzienność bardziej ekscytującą. Poruszając kwestię postaci – młode ogierki wypadły zupełnie jak młode ogierki. Wszędzie ich pełno, nie lubią się nudzić i ich wyobraźnia jest w znakomitej kondycji. Jednakże, zdecydowanie najbardziej spodobała mi się kreacja zaborczej i surowej mamuśki, do spółki z rozpostartym nad brukowcem tatuśkiem ;P Główna bohaterka, Melasa, ma charakterek i generalnie rzecz biorąc, swoją postawą wzbudza sympatię, choć fragmenty w których nagle udziela jej się związany z działaniem medalika entuzjazm były troszeczkę naiwne. Za pierwszym i drugim razem nastąpiło to nieco za szybko, później było już lepiej, spokojniej. Po prostu zdziwiłem się, że jak wcześniej była znudzona i poirytowana całym tym ambarasem, tak nagle zaczęła skakać po drzewach i bawić się lepiej niż jej młodsi kuzyni. Na całe szczęście, nie odkryła w sobie duszy „niani idealnej”. Ogólnie rzecz biorąc, cała rodzinka wypadła na plus. Było klimatycznie, swojsko, a nawet całkiem realnie. Wszak powszechnie wiadomo, jak bardzo takie spotkania potrafią być nudne dla młodzieży (nie wspominając już o tym, że dla nich przewidziany został kompocik). Myślę, że pewne dialogi czy sytuacje nie wzięły się z niczego Dłużyzn żadnych nie uświadczyłem, a akcja prowadzona jest stałym tempem, przez co wrażenia z lektury jeszcze bardziej zyskują. Sprytnie wplecione fragmenty zwyczajnego, codziennego życia jak i przemyślenia Melasy urozmaicają treść i dodają całości klimatu. To lekka lekturka, porywająca i mimo takiej ilości stron, dosyć szybko się kończąca. Ano właśnie. Opowiadanie przeczytałem „za pierwszym razem” i choć trochę czasu to trwało, na końcu miałem wrażenie, jakby minęło zaledwie kilka chwil. Zegarek jednak mówił co innego. Ciężko się od tego oderwać, po prostu jeśli się już wejdzie w ten klimat i znajdzie pośród bohaterów, trzeba zostać aż do zakończenia. Zakończenia bardzo ciekawie zrealizowanego i wieńczącego historię w należyty sposób. Część rzeczy trzeba dopowiedzieć sobie samemu, co pobudza wyobraźnię czytelnika. Jak znakomicie odpowiada to całej fabule A zatem, po raz kolejny otrzymujemy porcję charakterystycznego stylu i ciekawą, ładnie opisaną, barwną historię. Tak jak ostatnim razem, siedziało w niej coś, przez co dobrze ją zapamiętałem. Może to te elementy komediowe? A może raczej sam pomysł, który napędzał tę historyjkę? A może to, że w gruncie rzeczy, przeżywa się ją jak pełnoprawny odcinek serialu? To już każdy musi sobie ustalić sam, po lekturze „Medalika babci Cake”. Świetna robota, oby tak dalej Na resztę jeszcze przyjdzie kolej.
  12. Nie raz słyszałem, że aby uczynić jakiś tytuł nieczytany, wystarczy przypiąć mu łatę „LEKTURA”. Sukces podobno gwarantowany i skuteczny w stu procentach, gdyż wiele osób, nie tylko w wieku szkolnym, ale także późniejszym, reaguje alergicznie wręcz na to magiczne słowo. Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat i doświadczeń. Osobiście, nie mogę powiedzieć, że jestem chlubnym wyjątkiem – odkąd pamiętam, odkładałem lektury szkolne na ostatnią chwilę, zaś samo czytanie po prostu odwalałem, często nie czerpiąc z tego ani odrobiny przyjemności. Od czasu do czasu zdarzały się jednak książki takie, które mimo wszystko mnie wciągnęły i o których nigdy bym nie pomyślał, że mogą się okazać interesujące (no bo przecież to lektury) – chociażby „Quo Vadis”, „Lalka”, czy też „Ferdydurke”. Po latach próbowałem powrócić do książek, przez które swego czasu brnęło mi się bardzo ciężko (na przykład „Krzyżacy”) i niestety, choć czytało się znacznie, znacznie lepiej, to jednak pewien niesmak pozostał. Nieraz myślałem o tym, dlaczego – przecież nie było już żadnej presji czasowej, ani widma sprawdzianu czy rozprawki na temat danej lektury. Czytałem sam dla siebie, jednak wciąż, coś było nie tak… Z drugiej strony, jak tak sobie przypominam, rzadko kiedy jakąś lekturę faktycznie przerabialiśmy – dostawało się termin, potem kolejne tematy a po drodze różne formy sprawdzianów. W ogóle nie rozmawiało się na temat danej lektury, a jedynie monotonnie notowało to, co w te 45 minut nauczyciel starał się podyktować. Kartkówki przyzwyczaiły nas do swego rodzaju pamięciówki – jak kto się nazywał, co zrobił w danym rozdziale, po co, czy też "co symbolizują niebieskie zasłony". O wypracowaniach wolałbym nie wspominać – „z kluczem się nie dyskutuje”. Zatem nie było ani zachęcania uczniów do czytania, ani prób podejmowania dialogu na temat danego dzieła, a jedynie szybkie przerobienie programu, i tak już zresztą „przeładowanego”, jak mawiał mój mentor. Z tego co mi wiadomo, podobnie jest w większości szkół. Jak to zatem jest – czy fatalna metodyka „przerabiania” na prędce kolejnych tytułów zniechęca młodych ludzi i powoduje, iż znaczna część z nich nie potrafi wgryźć się w poszczególne dzieła nawet po latach, gdy mogą je poczytać w przysłowiowym świętym spokoju? Czy rzeczywiście system zraża do pewnych tytułów? A może po prostu jesteśmy leniami? ;P A co jeśli w kanonie lektur szkolnych rzeczywiście są tytuły takie, które swego czasu zostały przecenione i nadal w nim tkwią, „bo tak wypada”? Czy uczniów niekiedy skazuje się na czytanie dzieł o wątpliwej jakości, nie pozwalając na jakiekolwiek subiektywne przemyślenia? Swego czasu słyszałem takie zarzuty odnośnie „Cierpień młodego Wertera”, „Romea i Julii”, a także „Nad Niemnem”, czy kilku innych tytułów. Rozpoczynając dyskusję na temat lektur szkolnych i czy w dobie internetu, ogólnodostępnych streszczeń, opracowań ich przerabianie mija się z celem, chciałbym zapytać o Wasze doświadczenia i spostrzeżenia na ten temat. Czy są jakieś lektury, które wyrzucilibyście z kanonu i zastąpili czymś innym? Jak przerabianie lektur wyglądało u Was? I jeszcze jedna kwestia, która mi nie daje spokoju – ostatnio obiło mi się o uszy, że w klasach IV-VI szkoły podstawowej, czy też w klasie pierwszej gimnazjum, lektur jako takich nie przerabia się W OGÓLE. Nauczyciele rzekomo wolą potraktować ten aspekt nauczania ulgowo, bo „młodzież dzisiaj jest trudna”. Czyli, nie wymagają przeczytania danego dzieła, tylko od razu lecą z tematem, od czasu do czasu zadając coś do domu. Czy ktoś kiedykolwiek się z tym spotkał?
  13. No właśnie. Są potrzebne, czy raczej nie, bo są „skokiem na kasę”? Powiedzmy sobie szczerze – idealna ekranizacja (to jest taka, która zadowoliłaby absolutnie wszystkich) jest na 99,9% niemożliwa do zrealizowania. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że producent chcąc zarobić zgwałcił jego idealne wyobrażenie świata przedstawionego w książce, ktoś inny będzie miał zarzuty odnośnie obsady aktorskiej, bo inaczej sobie wyobrażał danego bohatera, a jeszcze inny zarzuci zbytnie okrojenie historii. A może jednak jest inaczej? Czy mieliście przyjemność doświadczyć ekranizacji idealnej? Potencjalnych kandydatów do tego tytułu jest całkiem sporo – wystarczy spojrzeć na nominacje i zdobyte nagrody, czy też wysokie oceny takich filmów jak „Władca Pierścieni”, „Zielona Mila”, „Ojciec Chrzestny”, „Lot nad kukułczym gniazdem”, czy też seria o Harrym Potterze. A to jedynie kropla w morzu. Zdarzało mi się słyszeć zarówno głosy, iż pewne filmy wypadły nawet lepiej niż powieści, na podstawie których powstały, jak i mniej przychylne opinie, od całkowicie gnojących, do umiarkowanie pozytywnych. Swego czasu miałem okazję zaznajomić się z ekranizacją jeszcze jednej powieści Stephena Kinga – „To” z 1990 roku bodajże. Cóż, film zdecydowanie wydał mi się zbyt długi, a aktorstwo nie dawało rady… Delikatnie mówiąc ;P Ale Pennywise był znakomity, potężny plus filmu. Niedługo zamierzam się też zmierzyć z ekranizacją „Eragona”, o której to nasłuchałem się głównie nieprzychylnych opinii – że historia okrojona, a sposób jej przedstawienia spartaczony do tego stopnia, że już lepiej jeszcze raz przeczytać książkę (ale przecież z książkową wersją nie jest znowuż aż tak źle?) Tak więc, do tej ekranizacji podchodzę głównie dlatego, że swego czasu nie zostawiono na niej suchej nitki. Tak więc, sukcesy kasowe i artystyczne wielu filmów zachęcają, lecz fakt podzielonych opinii jak również przypadki ekranizacji spartaczonych, nietrafionych, znów przywołują pytanie po co. W ogóle, w ostatnich latach można zaobserwować prawdziwy wysyp ekranizacji komiksów, których z kolei, wielu moich znajomych ma po prostu dość ;P Panie, ileż można, 70% tego to nudne CGI! Co sądzicie o idei przenoszenia różnych historii z kart powieści na srebrny ekran, tudzież tworzenia na ich podstawie gier? Jakie są Wasze doświadczenia? Co jest dla was najważniejsze, jeśli idzie o ekranizacje?
  14. Skoro już wiemy gdzie szukać wskazówek odnośnie zdobywania lub obalania władzy absolutnej, najwyższa pora na kolejny motyw. Dziękujemy za podsunięte lektury i prezentujemy… ...Odrodzenie... Czy to w sensie dosłownym, czy też metaforycznym, szukamy tytułów, w których znajdziemy cokolwiek na temat rodzenia się na nowo. Znacie takie książki?
  15. Hoffman

    Odgadnij stwora!

    Jak się okazuje, ukrytym stworem był tym razem Bazyliszek. Cóż, nie wszyscy w obłożonym zaklęciami zniekształcającymi obrazie rozpoznali tego jakże słodkiego potworka, ale grunt to się nie zniechęcać Zanim przedstawię kolejną zagadkę, wspomnę kto ile otrzymał punktów. A zatem, na pierwszym miejscu z dodatkowymi trzema punktami uplasował się THEKOSZMAR77! Na miejscu drugim, z punktami dwoma, ex aeqo znaleźli się Arkane Whisper oraz Gandzia, zaś na trzecim, z doładowaniem konta o jeden punkt, ląduje Uszatka. Gratulacje! Oto zapowiedziana, dziewiętnasta już zagadka.
  16. Doskonale. Lista wzbogaciła się o nowego eksperta, tym razem w dziedzinie Materiałoznawstwa. A jest nim Nogalik, który przewagą jednego głosu wygrał ze swoją mamą Jeszcze chwilka… Już. Dziękujemy za Wasze głosy, jak zwykle nie zawiedliście Czas na wznowienie poszukiwań. Tym razem potrzebny nam ktoś znający od podszewki Sztukę Kulinarną. Co Wy na to? Kto okazałby się najlepszy w tej dziedzinie?
  17. Zatem „Ferdydurke” ląduje u Kruczka. Dziękujemy za oddane głosy. Lecimy dalej. Oto kolejna książka, która potrzebuje swojego czytelnika. Jak widzicie, tym razem trochę nietypowo Fabuły może nie ma za genialnej, zaś ilość bohaterów woła o pomstę do nieba, jednakże to wciąż wartościowa lektura, bardzo pożyteczna i przydatna dla każdego. Co najważniejsze – jest ponadczasowa i zmienia się wraz z ewolucją naszego ojczystego języka. Niezbędna nie tylko dla uczniów i literatów! Komu wręczylibyście te pozycję?
  18. Kto zwycięży - oto kluczowe pytanie. Pojedynek dobiegł końca, zatem czas, by publika zadecydowała! Wznoście kikuty i wykrzykujcie imiona Waszych faworytów, abyśmy poznali imię zwycięzcy! Czy będzie to Lucypher, czy też THEKOSZMAR77? Przekonajmy się!
  19. Aaa, znowu zapomniałem :O Poważnie, nie wiem co się stało, że wpadło kilka ortów. Moja wina. Poprawione, dziękuję Komentarze i sugestie już działają, więc lektura nie będzie już zwyczajną lekturą, ale przygodą i odkrywaniem wszystkiego, co umknęło mojej uwadze ;P It's not a bug, it's a feature! Dziękuję wszystkim za poświęcony czas i pozostawienie komentarzy. Jesteście wspaniali ^^ Co do głównego bohatera - postanowiłem nie określać jednoznacznie wieku Buttona w opowiadaniu, by czytelnicy mogli sobie sami co nieco popodstawiać. Chciałem, by był "dzieciakiem rozumującym jak dorosły", albo "dorastającym nastolatkiem zamkniętym w ciele dzieciaka", albo jeszcze kimś innym, jak kto to widzi. Z góry przepraszam, jeżeli zburzyłem czyjś idealny obraz tejże postaci, ale cóż... Lubię przesadzać Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam!
  20. Przedstawiam nowego "Hoffmana na krótko", tym razem napisanego bardziej pod wpływem impulsu wynikającego z małej nostalgii, a z którego to wziął się ów pomysł. Poza tym, chciałem trochę odpocząć od dłuższych form i przy okazji podejść do tego i owego trochę inaczej, niż zazwyczaj. Tak więc, nie będzie dialogów, nie będzie też Sweetie Belle ;P Szanuj grajka swego, jak siebie samego. Maszyna ośmiobitowa Przemierzając kolejne etapy najtrudniejszej gry w dziejach, pewne rzeczy muszą pójść w odstawkę, by ustąpić zupełnie nowym elementom, odpowiadającym za ciągłe zmienianie się rozgrywki. Nie wszystkim jednak te zmiany odpowiadają. Na ich nieszczęście, ktokolwiek ową grę stworzył, nie przewidział dla nich powrotu do ogranych już poziomów. Jak zawsze, zapraszam do czytania i komentowania Pozdrawiam!
  21. Instytut Nauk Astralnych i Magii Pierwotnej słynie z cieszących oko, nadzwyczajnych wynalazków. Łącząc pozaziemską materię z magicznymi pyłami, stosując alchemię uniwersalną i spadek po naszych przodkach, magowie zdołali odkryć nowe runy i znacznie ulepszyć te doskonale znane, niekiedy nadając im zupełnie nowe właściwości. Jakby tego było mało, co raz częściej podejmują próby sięgania gwiazd i to z całkiem dobrymi rezultatami. Kto wie, może kiedyś będą w stanie nawiedzić nieznane galaktyki? Zerknąć ku światom równoległym? Odkryć granicę kosmosu, o ile ona istnieje? To pokaże czas. Póki co, z dumą chciałbym zaprezentować jeden z wspanialszych wynalazków – Runy Wielkiej Niedźwiedzicy, w niektórych rejonach Equestrii nazywane „Polarnymi”. Cóż one potrafią? Wystarczy, że naznaczę nimi co większe skały, a te w mig staną się wrażliwe na magiczne inkantacje. Dzięki temu mogę je na przykład unieść wysoko ku górze. Runy Wielkiego Wozu z kolei, potrafią tchnąć sztuczną duszę w skały, powodując, że staną się dużo, dużo silniejsze. Na tyle, by za pomocą magicznych łańcuchów unieść ponad ziemię zdobioną ornamentami płytę i przytrzymać ją w stabilnej pozycji. Zaklęcia powodujące jarzenie się skał i blask malowideł to jedynie dekoracje. Za chwilę arena znajdzie się w odpowiednim punkcie. Tak wysoko, by poczuć aurę kosmosu i gwiazd, lecz dostatecznie nisko, by wciąż widzieć pod sobą ojczystą planetę. Ta niecodzienna i jakże przepełniona magią arena dziś będzie gościć Selunę oraz PanaMinisha! Już za chwilę tych dwoje stoczy pojedynek, który, mam nadzieję, nasyci przestrzeń kosmiczną ich mocą, zaś ziemię nakarmi niezapomnianym widowiskiem, świadczącym o niepokonanym duchu walki i potędze! Ilość efektów specjalnych i błyskawic ograniczona. Konkretniej - dwa tygodnie. Dokładnie tyle czasu na udowodnienie swej wyższości i stoczenie pojedynku mają Seluna oraz PanMinish. Tak więc, przy okazji przyjdzie im się z mierzyć z bezlitosnym czasem. Jaki będzie wynik tego starcia? Co nas czeka? Przekonajmy się!
  22. Masywna, stara cytadela stała niestrudzenie na wzgórzu, górując nad pokrywającymi gołoborza pozostałościami po odbytych walkach. Wśród porzuconych i zardzewiałych pancerzy dało się dostrzec tarcze, mocno wyszczerbioną broń białą, a także sztandary, żałośnie podziurawione i pokryte ziemią. Wnętrze cytadeli również nie napawało zachwytem. Wiele dzieł sztuki zostało skradzionych, złupieniu uległa także pracownia kronikarzy oraz biblioteka. Jedynie spiżarnia nie została splamiona obecnością wędrownych rzezimieszków, choć z drugiej strony, na co komu była przeterminowana, rozkładająca się żywność? To dobry pokarm dla Ghuli, a nie żywych, myślących istot. Krocząc schodami ku górze, można trafić na zapuszczoną zbrojownię oraz warsztaty. Ponoć za którąś ścianą znajduje się sekretna winda, która prowadzi do podziemnego korytarza, stanowiącego przedsionek systemu tuneli i baraków, przeznaczonych dla najemników. Dziś, zabytek ten jest doskonale zabezpieczony, podobnie jak i jego okolice. Można zwiedzać do woli, przy okazji słuchając opowiadanych przez przewodników legend. Jednakże w tej chwili, wycieczka nie jest wskazana. Za sprawą nadchodzącego magicznego pojedynku, przewidujemy liczne wstrząsy, opady pyłów i tynku oraz kilka innych nieudogodnień, odczuwalnych szczególnie na piętrze drugim. A gdzie odbędzie się magiczne starcie? Na szczycie cytadeli! Drodzy Państwo, już za chwile Wasze oczy będą mogły rozkoszować się nowym, zapowiadającym się prześwietnie pojedynkiem, w którym to zmierzą się Lucypher i THEKOSZMAR77! Obaj wojownicy wydają się być w znakomitej formie, toteż żaden z nich przez całe starcie nie będzie miał okazji do narzekania, a jedynie pełne pełne roboty, nie wspominając już o kanałach energetycznych, które zapewne spotka nie jedno przeciążenie! A przez "całe starcie" mam na myśli limit, wynoszący 12 postów na uczestnika. Tak oto zażyczyli sobie nasi zacni magowie, toteż my spełniamy ich wolę. Gotowi? Zatem, niech rozpocznie się pojedynek!
  23. W końcu wybiła ta godzina, w której zaklęcie utraciło swą moc i czym prędzej odesłało Alduina do jego świata. Dosyć długo czekaliśmy na możliwe wersje wydarzeń i dialog między smokami, toteż Twilight jest bardzo, bardzo wyczerpana. Wszak zaklęcie trzeba było podtrzymać przez wystarczająco długi czas i okazyjnie zakrzywić co niektóre fragmenty czasoprzestrzeni. Cóż, jak się okazuje, czas można jednak okiełznać Dziękujemy za Wasze wpisy! Spisaliście się świetnie, jak zawsze zresztą. Mam nadzieję, że nie zbraknie wam weny na kolejne wersje możliwych wydarzeń… Na szczęście, dla tak doświadczonej czarodziejki jak Twilight Sparkle, regeneracja mocy i rewitalizacja kanałów energetycznych to pestka. Dzięki treningowi i niesamowitej sile woli, lawendowa klacz już jest gotowa do powtórnej inkantacji. Sprawdźmy zatem, kto odwiedzi Ponyville tym razem. To Spyro. KLASYCZNY Spyro, od Insomniac Games!
  24. A zatem, mamy trzy opisy zaklęcia. Który z nich trafi do Księgi Czarów? Popatrzmy… Jak ma to miejsce zazwyczaj, wybór nie był ani trochę prosty. Lawina pomysłów na historię, sposób działania i możliwe skutki zaklęcia zaowocowała długimi opisami, które jak zawsze czytało się bardzo dobrze. Niestety, ale wybrać mogę tylko jeden. Tym razem… Po rozważeniu wszystkich za i przeciw… Bo BARDZO dogłębnej analizie, na prowadzenie wysunął się wpis autorstwa Arkane Whispera! Głównie dlatego, iż znalazło się w nim odniesienie do jednej z postaci, mających swoje miejsce w Wielkim Kompendium Magów Equestrii – Misty Splendorii. Wyszła z tego ładna i zgrabna koneksja z inną działową zabawą (którą także wypadało by ruszyć z miejsca...) A poza tym, opis klimatyczny, rozbudowany, ciekawy. Nie mniej niż pozostałe W porządku, nadszedł czas na kolejne zaklęcie do opisania. Zobaczmy jakie macie pomysły odnośnie tego… Eteryczny młot Co to za zaklęcie?
  25. Dayan i Arkane Whisper nie zawiedli. Zaserwowali nam dogłębną analizę tej jakże dziwnej i niecodziennej sytuacji, podając możliwe rozwiązania, interpretując po swojemu wszystkie wskazówki i rozpraszając niego mgłę tajemnicy, jaka otacza tajemniczego nadawcę listu i równie tajemniczą chorobę, która szaleje po niezaznaczonej na mapie osadzie. Pragnę pogratulować wyobraźni Mając takie wyczucie historii i pomysły, powinniście pisać więcej fanfików ^^ Widać, że obaj wczuliście się w sytuację, rozważyliście różne możliwości, przyjmując stosowne założenia. Jestem pewien, że właśnie tak postąpiłaby Twilight. Jednakże, który plan przyjęłaby jako rozwiązanie zagadki? Tego już nie jestem w stanie określić. Nie ulega wątpliwości, że obaj zasługujecie na wyróżnienie. Szkoda tylko, że zabrakło innych, być może mniej, a może jeszcze bardziej rozbudowanych koncepcji, ale cóż, trudno. Może tym razem będzie inaczej. Przed Wami kolejna sytuacja. Wyobraźcie sobie, że pewnego zwyczajnego dnia znikają bez śladu królewskie siostry. Tak po prostu rozpływają się w powietrzu. Bez Celestii i Luny dochodzi do niemałego zachwiania naturalnym porządkiem, chociażby w takim zakresie, że Księżyc sam nie wie kiedy zastąpić Słońce i vice versa. Cadance jest zajęta swoimi sprawami, a poza tym, i tak nie wie co jest grane. Shining na wiele też się nie zda, bo mu żona nie pozwala. Twilight może oczywiście jednorazowo pokierować tym i owym, lecz jak długo ma to trwać? Co zrobi Twilight?
×
×
  • Utwórz nowe...