Skocz do zawartości

Komputer

Brony
  • Zawartość

    1576
  • Rejestracja

Wszystko napisane przez Komputer

  1. - Znowu.... ? - Zapytałem widząc jak ten gnój ucieka z jeziora, do tego uciekł do miasta. Helikopter latał nad miastem szukając tych źrebaków - UWAGA! JAKO IŻ NA TYM TERENIE ZNAJDUJE SIĘ TERRORYSTA POZ, UPRZEJMIE PROSIMY O UKRYCIE SIĘ W DOMU! - Rozległ się komunikat z głośników w śmigłowcu, na szczęście ludzie posłuchali i po kilku minutach było pusto. Teraz idealnie było widać człowieka z źrebakami, teraz nie wywinie sie. Nikt go nie chciał zaprosić nienawidzili to kucy. - Ostrzelać go! - Wydałem rozkaz, reszta tylko przytaknęła, po czym w POZowca poleciała seria z trzech CKM'ów. Jednak te pociski były paraliżujące, jeśli to nie trafi to lepiej dać sobie spokój.
  2. - Powiedzcie proszę że macie jakąś sondę... - Powiedziałem robiąc facepalma - Ja! Mamy coś w stylu łodzi podwodnej z kamerą! - To ją wyślijcie fegelein! - Jawohl! - Odpowiedzieli chórem i po przygotowaniu kamery podwodnej o długości dwóch metrów rzucili ją w dół, ona popłynęła zgodnie z nurtem. Jest szybsza niż taki człowiek który tam stał i jest ciągnięty przez nurt - Ta rzeka wpada gdzieś? - Ja! Rzeka wpada do pobliskiego jeziora! - No to tam idziemy! - Po czym wyszliśmy ze ścieków, helikopter na nas czekał i polecieliśmy w kierunku jeziora. Tylko tam rzeka wpada, gdzie indziej nie może.
  3. Teraz byłem naprawdę wsciekły, zrzuciłem tą szmatę trochę mnie bolało bo musiałem użyć miotacz ognia. Po czym zeszłem z budynku - No naprawdę? Do ścieków muszę wchodzić? - Zauważyłem że obok niego wylądował helikopter, różnił się tym że zamiast napisu " FOL" miał swastykę. Z niego wyszło pięciu żołnierzy SS - Dobra czegoś chciał? - Mówiłem ci, pomóżcie mi i tyle. Wyślij trzech ludzi aby wziąść tego POZowca z dwóch stron! - Powiedziałem po czym skoczyłem z jednym esesmanem i pobiegliśmy, po echu kroków wiedzieliśmy którędy idzie. A druga trzy osobowa grupa go zatrzyma, chyba.
  4. Poczułem że kilka pocisków przeleciało obok mnie, a jakieś dwa trafiły w pancerz. Nic mi nie zrobiły, jednak udało mi się dobiec do osłon POZowców. Wyjąłem topór i zamachnąłem się tak aby trafić wroga po drugiej stronie.
  5. - Co tu robił helikopter FOL? Nein, nie wzywałem go... - Po czym wróciłem do ostrzeliwania POZowców, tym razem szturmując. Lepiej wymusić walkę bezpośrednią niż walkę pozycyjną, miał siekierę więc miałem przewagę.
  6. ( Dobrze mi tam , mogę mieć wszystkich gdzieś ) Jeszcze dwie minuty i będą, nagle zauważyłem drabine prowadzą na dach. - Bingo! - Krzyknąłem i zacząłem się wspianać, byłem wkurzony. Gdy byłem już na szczycie po minucie wspinania się szukałem wzrokiem POZowców - Wychodźcie tchórze! - Krzyknąłem i zacząłem strzelać w każdą stronę, nikt mnie nie będzie wrzucał do śmietnika.
  7. - Cholerny dziad... - Powiedziałem pod nosem, przez maskę przeciwgazową nie da się mnie tak poprostu udusić. Jednak czas na plan B, który zwie się helikopterem. Jakiś czas temu moi koledzy z Waffen SS przybyli na odpoczynek do Polski, tak się składa że akurat w tym mieście. - Begrüßt, er braucht des Transportes! Er reicht euch Funkpeilungen, gonie die Ponys - Powiedziałem potyckim językiem do swych towarzyszy, odpowiedzieli mi że zaraz będą. Wyjąłem karabin maszynowy i w przypływie furii zacząłem ostrzeliwać dach.
  8. ( U dzięki tobie Eliza wpadłem na pomysł, mianuje się przywódcą FOL . Radzę sobie na razie, zawsze mogę wezwać kolegów z Rzeszy . Poza tym można zrobić kampanie rekrutacyjną)
  9. Spojrzałem na POZowca, po czym wyjąłem swój miotacz ognia. Tylko ten idiota blokował mu dostęp do celu, postanowiłem go kopnąć by odsunął się trochę. - Mówiłem że i tak te źrebaki dorwę? A swoja drogą Fuhrer byłby zadowolony gdybym przyniósł mu żywego POZowca. A teraz odsuń się bo zginiesz, skończyły się uprzejmości. - Powiedziałem na koniec do niego przygotowując miotacz ognia i próbując wycelować w źrebaki.
  10. - Hahah, frajer się dał nabrać. Dobrze że mam zabawkę z IV Rzeszy... - Po tych słowach wyjąłem coś na kształt tableta i nacisnąłem coś, na ekranie pojawiły się dwie czerwone kropki - Bingo! Już wiem gdzie są te durne źrebaki - Szybko wyjałęm karabin i pobiegłem na dach, wchodząc do windy czekałem aż dojedzie na dach. Skończę tylko z źrebakami i mam spokój na resztę dnia, po minucie byłem na miejscu i bez szukania osłony wycelowałem w źrebaki i POZowca. Po czym nie dyskutując jak poprzednio zacząłem wystrzeliwywać cały magazynek w źrebaki.
  11. Psychopatycznie się zaśmiałem, po czym schowałem karabin i zacząłem się cofać miałem o wiele lepszy pomysł - Zgoda, wygrałeś pójdę stąd i dam spokój źrebakom... może - Po czym zacząłem iść ku wyjściu.
  12. - W przeciwieństwie do ciebie ja mam jakiś pancerz śmieciu, odłóż spokojnie broń. Może i jestem oficjalnie w FOL ale prawda jest trochę inna... ale to nie czas o pogaduszki o mnie! - Po tych słowach zacząłem powoli kroczyć ku POZowcowi, byłem przygotowany na nieczyste zagrywki. - Podaj mi dobry powód by cię nie zastrzelić! - Wykrzyczałem na koniec, kombinezon chronił mnie częściowo przed strzałami. W okolicach korpusu.
  13. Odpowiedź zza drzwi zatkała mnie, postanowiłem rozwiązać sprawę tak jak się powinno robić. Wyjąłem topór strażacki który od kilku lat zastąpił mi nóż jako środek do samoobrony, po czym się zamachnąłem. Broń przebiła drzwi na wylot, po kilku walnięciach w wyniku których drzwi były w kawałkach wyjąłem karabin i wkroczyłem dumnie do pokoju. - Więc to ty pomagasz kucom das schwein? Oddaj źrebaki a nie zginiesz, nie zależy mi na zabijaniu ludzi. - Po tych słowach przeładowałem broń i ostrożnie zbliżałem się do POZowca.
  14. Dostałem w ręke, jęknąłem z bólu. Zauważyłem że jakiś człowiek ucieka z źrebakami, napewno POZowiec. Trzymając się za ręke wsiadłem do swej ciężarówki która stała niedaleko, po czym śledziłem człowieka do hotelu. Cud że tu ludzie lubią FOL, wchodząc do hotelu przywitał go receptonista. - Witaj! Ty jesteś pewnie jednym z naszych dzielnych FOLowców! - Ja! Jestem jednym z nich, szukam POZowca który uciekł tu z źrebakami. - Chyba był tu jakiś człowiek z źrebakami, wynajął jeden pokój. - Mogłbyś podać mi numer pokoju gdzie jest ten zdrajca ludzkości? - Oczywiście, a poza tym masz bandaż - Szybko powiedział mi numer pokoju i opatrzył rękę, było wielu chętnych aby zrobili mi to. Po kilku minutach drogi stałem przed pokojem gdzie był podobno POZowiec, zapukałem spokojnie do drzwi. Mojego kombinezonu napewno nie widział w ciemnościach wtedy, więc nie pozna mnie. Chyba.
  15. Zaśmiałem się upiorne celując ze swego karabinu do kuców których już idealnie widziałem, oddał trzy strzały. Usłyszałem żeński krzyk bólu, czyli trafił. Do tego tą klacz taszczą, czyli ułatwili mi tylko pościg. Teraz nic ich nie uratuje, no chyba że ktoś chce źle skończyć. Wycelowałem kolejny raz i oddałem tym razem krótką serię, usłyszałem krzyk tym razem męski. Czyli już po nich, nie dadzą rady z dwoma rannymi uciekać.
  16. Szybko staranowałem drzwi i zaskoczeniem stwierdziłem że uciekli przez okno, szybko wybiegłem z budynku. Jeszcze kurna towarzysze nie żyli. - Wracać tu kopytniaki! - Krzyknąłem widząc uciekające cele, wyjąłąłem karabin maszynowy i zacząłem ich gonić. Nie chciałem dać tak łatwo im uciec. Znowu ten cholerny POZ tu był pewnie, niech ich coś trafi. Najlepiej pocisk rakietowy, jednak nie bał się nich. Z jego martwymi towarzyszami później coś się zrobi.
  17. Zaparkowałem przed mieszkaniem, po czym wyszłem z towarzyszami. Po minutowym rozglądaniem się wzięliśmy się za wyważanie drzwi prowadzących do ogródka, szybko je pokonano i staliśmy pod drzwiami wejściowymi do mieszkania - Dobra pilnujcie! Nie chcę towarzystwa tutaj - Dwoje ludzi kiwnęło głową i zajęło pozycję przy wejściu, ja tylko weszłem zastając rodzinę przy kolacji. - Gińcie taborety! - Krzyknąłem wyjmując miotacz ognia i go włączając, w szybkim tempie większośc parteru była w płomieniach. A rodzina cudem uciekła na piętro, ja w tym czasie wchodziłem po schodach. Nie ma lepszej przyjemności niż zabijanie obcej rasy.
  18. Wstałem tylko dlatego bo już był czas na spalenie kilka taboretów, spokojnym krokiem doszłem do głównego holu. Czekał już tam na mnie mój tymczasowy przełożony - Więc słuchaj! Te mieszkanie jest obok restauracji, ale nie martw się tam POZ jest raz na ruski rok. Nasza dzielnica i tym podobne, daje ci do dyspozycji naszych dwóch żołnierzy o pseudonimach "Obrońca" i "Skorpion". Pomogą ci, a teraz powodzenia! - Po jego słowach ruszyłem ze swymi towarzyszami do ciężarówki, po wejściu do niej włączyłem silnik i ruszyliśmy na wskazane miejsce. To jest niedaleko, pięc minut drogi stąd. Już miałem plan w głowie, i odegra w nim rolę miotacz ognia i karabin. Włączyłem światła aby widzieć coś na drodze.
  19. Usiadłem ciężko na łóżku, za kilka minut idę spalić chatę rodziny kuców która sobie szczęśliwie żyje. Odpowiadało mi to, zawsze więcej kopytnych zostanie zabitych. Mój wierny Flammenwerfer 41 leżał obok mnie razem z StG44, stare ale jare jak to mówiłem. Spojrzałem na zegarek jeszcze tylko trochę i zacznie się akcja.
  20. - No nareszcie! - Krzyknąłem uradowany po czym zaparkowałem przed jedną z siedzib FOL, wychodząc z ciężarówki podeszłem do drzwi. W oczy rzucił mi się panel, dobrze że znał hasło. Po wspisaniu go, weszłem od razu przyciągając uwagę. Podeszłem do jednego z ludzi z którym miałem się spotkać. Stanąłem jak wryty i rozprostowałem ręke w salucie rzymskim - Sieg heil! - Tamten tylko odwzajemnił to normalnym podaniem ręki - Więc to ty jesteś tym niemcem który miał nam pomóc przeciwko POZ - Ja! Więc co mam robić? - Na razie odpocznij, potem zrównasz z ziemią jeden dom z rodziną kucy która nam podpadła... - Jawohl! - Po czym odszedłem do swego "pokoju", broń miałem ze sobą. Może i starą bo z drugiej wojny ale wystarczającą.
  21. Jadąc tak rozmyślałem nad rozkazami, postanowiłem włączyć telewizor zamontowany w tej ciężarówce. Leciały akurat wiadomości, oglądając z zaciekawieniem poczułem radość gdy powiedziano o IV Rzeszy. Fuhrer byłby dumny, ale szybko wracając myślami do rzeczywistości skręciłem gwałtownie. - Jeszcze jakieś 438 metrów i będe na miejscu. - Powiedziałem do siebie po czym przyśpieszyłem trochę, i tak nikt nie jeździ o tych godzinach.
  22. ( A co mi tam spróbuję :> ) Imię i nazwisko: Kristian Konig Jörg Thalberg ( Dość długie imię rodowe) Wiek: 38 lat Płeć: Mężczyzna Strona: FOL Krótka historia: Wygląd: Cechy charakteru: Nazista, trochę ponury ale poczucie humoru jeszcze ma. Nienawidzi kucy całym sercem, i fan karabinów maszynowych i miotaczy ognia. Zdolności: Obsługa broni maszynowej i miotaczy ognia, kucharz i umiejętne posługiwanie kierownicą samochodu. Pochodzenie: Niemieckie, IV Rzesza ( Wszelkie uwagi do tej KP prosiłbym na PW )
  23. - Hahah - Zaśmiał się maniakalnie po czym wyskoczył wysoko w powietrze unikając wiązek, widząc swego pokonanego sługusa postanowił użyć magii której poprzednio wolał zostawić na później - Teraz zobaczysz moją potęge, poprzednie czary to było nic. - Po tych słowach zrobił salto i klasnął w dłonie, początkowo nic się nie działo. Jednak całą arenę zaczęły wypełniać dziwne czarne macki zbudowane z czystej ciemności, wszędzie robiło się coraz ciemniej. Szybko macki zaszarżowały na przeciwniczkę, Komputer do tego stworzył kolejnego sługusa konkretniej żywiołaka ciemności. Dziwny stwór wyglądający niczym z koszmaru pojawił się za przeciwniczką i spróbował ją unieruchomić swymi rękami i mackami.
  24. Grant siedział schowany za autem czekając na okazję do strzału, miał nadzieję że tym po lewej nic nie jest. Wyjął Stielhandgranata, po czym rzucił go uzbrojonego w kierunku dźwięku skąd nadszedł strzał. - Cholera! Masz może radiostację lub coś podobnego? - Zapytał przerażony Noaha, modlił się w duchu aby tu przejeżdzał jakiś ich czołg. Przynajmniej Pz I byle coś było, szukał wzrokiem jakieś broni o większym kalibrze niż Kar98k. Najgorsze było to, że podobno wróg miał w okolicy czołg. Przynajmniej takie słyszał plotki podczas drogi tutaj, albo że anglicy tu zmierzają by pomóc USNA. Nie miał pojęcia czy Confederates States Navy poradzi sobie ale miał szczerą nadzieję że pomoże im może Kriegsmarine lub Regia Marina. Grant ciężko oddychał, chciał wyjść żywo z tego bagna - Daj granat dymny! - Powiedział do Noaha, miał pewien niebezpieczny plan.
  25. Komputer spojrzał na niefajnie wyglądające fale uderzeniowe lecące w niego - O nie! Nie dam się tak łatwo znowu na to nabrać! - Tym razem z ziemi wypłynął czarny jak smoła metal, po wypłynięciu przybrał kształt kuli i wchłonął obie fale uderzeniowe. Nagle kula zaświeciła nie niebiesko po czym oddała właścicielce fale uderzeniowe zmieszane z trucizną. Komputer nie wątpił że uniknie ich, każdy umie. Teraz postanowił użyć czaru którego nie lubi. Za Komputerem pojawiła się gęsta, srebna mgła która zaczęła na siebie napierać. Po kilku sekundach zamiast mgły stał metalowy stwór podobny do człowieka, Komputer pstryknął palcem i golem zaszarżował.
×
×
  • Utwórz nowe...