Skocz do zawartości

World of TCB [Gra]


Hoffner

Recommended Posts

 Jonathan złapał nadgarstki złapanego grubą opaską uciskową. Co prawda jeśli się uprze, to zdoła ją zniszczyć - ale to musiało wyglądać jak najlogiczniej. Wyprowadził go z ulicy, a ciżba ciągnęła za nimi. W znacząca mniejszym składzie, ale jednak za nimi. Musiał to zmienić.

 Skierował się do otwartych przy pościgu drzwi. Biegnąc chyba zauważył otwarte mieszkanie. Gdy je minął, odwrócił się do ludzi.

 - Proszę dalej nie iść, bo będę musiała oskarżyć państwo z artykułu 404 ustępu 5 o przeszkadzaniu jednostkom specjalistycznym z pracy.

 Zaryzykował - wśród ludzi mógł być ktoś znający się na prawie. Ale jednak wygrał - tłumek zaczął topnieć, aż w końcu ostatnia osoba uświadomiła sobie, że stoi sama. Rada nie rada, odeszła.

 Zaczął prowadzić złapanego dalej po schodach. Na ostatnim piętrze znalazł zapamiętane drzwi. Wprowadził go do środka i zamknął je. Okazało się, że nie miały zamka. Jonathan rozejrzał się po mieszkaniu. A to trafili - ktoś się tu włamał. Jednak było tu za czysto. Przez chwilę szukał powodu. Znalazł go - złodzieje przyszli, gdy mieszkańcy już się wynieśli. Patrząc na fakt, iż w żadnym z pomieszczeń nie było żadnej elektroniki, stało się to przed EMP.

 Zdobycznym nożem przeciął opaskę i pchnął chłopaka na ścianę.

 - Kim tamten był, żeś go zabił? I dla kogo to zrobiłeś? - zapytał się, gdy ten już się odwrócił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pożegnałem się, po czym wyszedłem i wsiadłem na konia i ruszyłem do człowieka, który załatwił mi uzbrojenie. Na szczęście dał mi kartkę gdzie go znaleźć. Dojechałem do centrum miasta. Gdzie stał bardzo duży piękny dom z dużym ogrodem wyglądającym jak park. Wszędzie była ochrona. Powoli podszedłem z koniem.

-Witam jestem Thomas Carlson. Chce widzieć szefa

-Tak wiemy o panu. Proszę za mną. Skierowałem się za gorylem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Gandzia]

- Krótkowzroczni nie widzący co się dzieję dokoła... - powiedziała jakby do siebie. - Widziałeś może dzisiejsze wybuchy na barierze? To nie jest świat który znasz. Ktoś tu oprócz mnie posiadł potęgę słońca. - W jej głosie można było wyczuć zdenerwowanie, a oczy błysnęły. 

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ochroniarz zaprowadził mnie do salonu. Teraz dokładnie widziałem twarz mojego kontaktu. Miał około czterdzieści lat. Parę zmarszczek brunet o zielonych oczach. Spojrzał na mnie, po czym wstał z miejsca.

-Thomas. Witaj. Coś się stało?

-Tak. Skołuj transport. Trzy wojskowe samochody, Śmigłowce i dokumenty i przygotuj ładny dom w Kanadzie z wyposażeniem

-Rozumiem. Czyli poszedłeś po rozum do głowy i wracasz do Kanady. Ale, po co tyle rzeczy?

-Nie. Ja tu zostaje na stałe

-Czemu? Tak lubisz ten kraj?

Chwilę milczałem

-Cóż zostałem ojcem. Więc nie ruszę się stąd

Gość był w niezły szoku

-Nie pytam o szczegóły. I tak mi zresztą nie powiesz. Skoro nie ty jedziesz to, kto?

-Miła rodzina. Załatw im pracę w mojej rodzinnej firmie

-Nie rozumiem

-I nie musisz. Ktoś mi ostatnio pomagał i wiszę mu przysługę. Wyślij ludzi i zabierz ich stąd

-Dobra wszystko przygotuje. Od kiedy ty korzystasz z pomocy?

-Odkąd zmądrzałem. Teraz wybacz tu masz adres i powiedz ludziom, że mają mówić, że pracują dla Carlsonów ja muszę ruszać. Coś załatwić.

-Dobra. Uważaj na siebie Thomas

-Ja zawsze uważam. Powoli wyszedłem i wsiadłem na konia. Ruszyłem do klubu, do którego miałem iść z Aleksandrem. Ale muszę jak widzę to zrobić sam.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Jonathan zastanowił się nad tym, co mówił morderca. Przez chwilę zbierał wszystkie myśli, odrzucał najbardziej absurdalne, a reszcie przypinał odpowiednie łatki. W końcu odezwał się.

 - Pamiętam o tamtym pistolecie, nie martw się - zaczął. - Coś mi się zdaje, że nadal coś przede mną ukrywasz. Jesteś za młody, by mieć jakieś doświadczenie w zbieraniu informacji. Tamten zabity chodził sobie otwarcie, jakby śmiejąc się w twarz policji. A ta ostatnio przeszła przez kolejną aferę korupcyjną. Ktoś odkryłby, jeśli zabity dawał w łapę komukolwiek. Zakładając, że na prawdę był złym, robił to dobrze się ukrywając. Czyli albo był drobnym przestępcą, na którego nie warto tracić czasu, albo należał do dobrze zorganizowanej dużej struktury. Jeśli tak, to natychmiastowe morderstwo oznaczałoby jego wysoką pozycję w strukturach tej grupy. W takim przypadku, dowiedzenie się czegokolwiek o nim wymagałoby wiele pracy. I to nie najprostszych tortur - bycie członkiem mafii zobowiązuje. Jeśli nie miałbyś dostępu do specjalistycznych środków, wiele taki by ci nie powiedział. A skoro umiesz zabijać i jesteś w tym wieku, to nie ma szans, byś umiał szukać. Czyli albo jesteś cholernym geniuszem, których ochroniarze tacy jak ja powinni zabijać z miejsca, albo masz jakiegoś informatora, który ponadto daje ci dostęp do takich środków. Albo pracodawcę, bo wątpię, by ktokolwiek narażał się na złapanie w imię samych zasad.

 Gdyby nie osoba na przeciwko, zacząłby się śmiać. Kiedy to ostatnio złożył tak długą wypowiedź? I do tego tak głupią? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pado, zapomniałem - jeśli impuls był mocny, to mógł też spalić samoloty. Co prawda mają one zabezpieczenia, ale bezpośrednie uderzenie piorunu może spalić elektronikę - niech zadecyduje Hoffner. Dobrze, Hoffner?

Magus, to się tyczy też ciebie.


 Kiedyś się dowie. Skoro nie chce mówić bez marchewki, nie musi. Nie będzie go tu teraz torturował dla jakiejś błahostki.

 - Nie wierzę ci, ale skoro masz jakieś powody, to sobie je miej. Przejdźmy do rzeczy - poszukuję ludzi zaznajomionych z bronią. Miałem szukać swoich starych znajomych, ale mój pracodawca nie podał ostatecznej liczby potrzebnych osób. Dlatego proponuję ci pracę ochroniarza. Na wasze to chyba będzie dwadzieścia tysięcy miesięcznie. Równe cztery tysiące euro. Ponadto zakwaterowanie, dostęp do najnowszej broni, pełna opieka medyczna. I to tuż przy Niemieckiej granicy - Ruscy szybko nie dojdą, a nawet jeśli, to przeniesiemy cię do samych Niemiec..Chętny?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Śmigłowiec wojskowy będzie czekał odpowiednio zabezpieczony był dzięki czemu przetrwał impuls. Czytaj uważnie)

Samochody dojechały na lotnisko. Czekał tam mężczyzna.

-Witam mogą państwo lecieć wszystko jest przygotowane. Miłego pobytu w Kanadzie

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  Jonathan wyjrzał przez okno. Za rogiem stała jakaś osoba. Wytężył wzrok, by ją obejrzeć. Próbował sobie przypomnieć, czy ją kojarzył. Nie, na pewno nie. Odsunął się od okna i sięgnął do kieszeni. Wyjął wizytówkę Sztandafa, na tyle której znalezionym długopisem napisał adres jego domu. Z wewnętrznej kieszeni wyjął portfel z funduszami na drogę. Przeliczył pieniądze. Dwa tysiące złotych, kilkaset euro i dolarów oraz podobnej wartości ruble. Podał mu połowę sumy z polskich pieniędzy oraz karteczkę.

 - Wyjdź za jakiś czas, gdy ruch się zmniejszy. Za pieniądze zdobądź jakiś środek transportu i udaj się pod adres z kartki. Zabezpieczenia pewnie szlag trafił, ale jeśli alarm zadziała, to konsola jest pod reprodukcją Słoneczników, a kod to 123465. Pewnie całą elektronikę spaliło. W podziemiach masz stół do bilarda, w kuchni świeczki. Jak przyjdą inni, powiedz, że jesteś kuzynem znajomego Jonathana. Przyjechałeś na wakacje tutaj i złapał cię ten bałagan. Zrozumiałeś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Gandzia]

- Nie w tym sensie że kontroluję słońce zmieniając jego położenie na nieboskłonie. Wykorzystuję jego potęgę do niszczenia, przy uwalnianiu niewyobrażalnych ilości energii. Ja nie odebrałabym tego jako akt przyjaźni, a wręcz przeciwnie. Pewni jesteście że się z nimi dogadacie? Chyba nie biorąc pod uwagę bariery językowe, rasowe i ich zamiary... - Pokręciła głową. - Nie po to ją tu przenosiłam byście teraz wy ją zniszczyli głupim posunięciem. Wasza susza nie była naszą ingerencją w was lecz wy w to nie wierzycie bo i po co... Czy kiedykolwiek na was podnieśliśmy kopyto przed waszym wtargnięciem. Nie... - Mówiła do siebie zła jak osa odkładając filiżankę z głośnym stuknięciem wypuszczając przy tym powietrze chrapami z gwizdem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dojechałem do klubu, o którym mówił Charles. Teraz muszę tylko wszystko dobrze rozegrać. Miałem nadzieje na pomoc Aleksandra. Ale chyba sam muszę to zrobić. Więc rozegram to inaczej. Może powinienem wynająć kogoś do pomocy? Cóż pomysł nie wydaje się zły. Ale zawsze potrafiłem sobie radzić samemu teraz też tak będzie. Zostawiłem konia w okolicznym schronisku i skierowałem się do klubu. Jak na razie nie było tu widać moich celów. Mam nadzieje, że trop nie jest błędny. Zamówiłem wodę sodową. Dziwne zamówienie jak na ten klub. Ale cóż mogę zamawiać, co chcę. A alkohol w czasie pracy może przeszkadzać. Zacząłem obserwować dokładnie okolice. Co jakiś czas napadały mnie wątpliwości. Czy powinienem sobie odpuścić? Teraz mógłbym zacząć wszystko od nowa. Mieć życie, które zostało mi odebrane. Ale jednak chęć zemsty we mnie nie znikała. Wycofam się dopiero wtedy, gdy skończę raz na zawsze z Christopherem. Wtedy będę mógł zacząć normalne życie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem w knajpie pijąc wodę sodową. Zastanawiałem się jak tam Elizabeth. Powinienem być teraz przy niej. Ale ona jest taka uparta i pewna siebie. I tak by nie chciała mojej pomocy. Nagle do baru wlazło dziesięciu gości dwóch z nich to były moje cele. Dwóch w cenie jednego pomyślałem z uśmiechem. Cóż dam im skończyć i pomyślę, co dalej z nimi zrobić. Atak w tej chwili byłby głupotą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dopiłem wodę, po czym zauważyłem, że spotkanie dobiegło końca. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Kątem oka zobaczyłem jak nieznani mi osobnicy dali sporo banknotów ludziom Christophera. Zapłaciłem za wodę. Po czym spokojnie wyszedłem z klubu. Włożyłem rękawiczki i chustę niezauważalnie poza klubem. Tak jak zawsze. Poszedłem do miejsca gdzie udała się dwójka ludzi Christophera. Właśnie przeliczali kasę w jakimś zaułku. To mi się podobało. Nikogo tu nie było a ja mogłem spokojnie skończyć. Niepostrzeżenie podszedłem w ich stronę. Z płaszcza wyciągnąłem dwie strzykawki. Po czym szybko wstrzyknąłem zawartość w ludzi Christophera. Podobnie jak dawny diler natychmiast legli na ziemi. Powoli zacząłem ich ciągnąć. Po tej przyjemnej dzielnicy. Jedyne, czego teraz bym chciał to żeby ci goście przeszli na dietę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dociągnąłem dwójkę gości do opuszczonej fabryki. Kolejna okolica jak do horrorów. No, ale po tym, co już wiedziałem nic mnie nie przestraszy. Powoli wpakowałem się do środka. Po czym związałem obu gości. Ci zaczęli dochodzić do siebie.

-Witajcie panowie. Nie lubię jak podczas mojej gry ktoś śpi. Bo wtedy to takie nudne. Wszystko zależy od was załatwimy to łatwo lub... Cóż lepiej nie będę dokańczał

-To ty zabiłeś Iwana i Alexa!

-Cóż nie lubię się chwalić. Ale Charlesa też już niema

-Niech cię cholera. Zapłacisz za to! Jesteś martwy!

-Tak tak. Zamknij się w końcu i odpowiedz mi gdzie jest Christopher

-Co myślisz, że tak ci powiemy?

-No właśnie. Za kogo się uważasz?

-Nie będę kłamał i tak jesteście martwi. Ale mogę wam zapewnić szybką lub powolną śmierć. Więc jak?

-Wal się!

-Skoro tak. Powoli z kieszenie wyciągnąłem brzytwę. -Wiecie zawsze się zastanawiałem jak to jest umrzeć z wykrwawienia. Chyba zaraz zaspokoję moją ciekawość

-Blefujesz!

Uśmiechnąłem się. Po czym machnąłem brzytwą po nodze Carlosa. Następnie przejechałem nią po poliku Mike'a. Zaczęli wrzeszczeć jak szaleni

-Więc jak?

-Wal się!

Ponownie powtórzyłem czynność kilkukrotnie.

-Pod wami formuje się już miła kałuża. Dalej się bawimy. Czy skrócić wasze cierpienie?

-Dobra... Powiedział cicho, że ledwo go słyszałem. Był strasznie słaby i jeden i drugi. Powoli podszedłem i przyłożyłem ucho bliżej. Gdy usłyszałem odpowiedź. Na mojej twarzy pojawiła się wściekłość. Sięgnąłem po skalpel, po czym obu poderżnąłem gardła. Więc to tak Christopher. Nic cię nie ocali nie licz na to. Już wiem gdzie jesteś. Ale na razie muszę coś sprawdzić już niedługo cię wykurzę. Powoli opuściłem fabrykę. Po czym zabrałem konia ze schroniska i pojechałem do laboratorium. Chciałem sprawdzić czy u Elizabeth wszystko w porządku.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dojechałem do laboratorium. Zostawiłem konia jak zawsze na zewnątrz. Skierowałem się do pokoju dla pracowników jak zawsze. Jeśli tam nie znajdę Elizabeth sprawdzę w jej gabinecie. Miałem szczęście był w pokoju. Uśmiechnąłem się na jej widok.

-Witaj jak się czujesz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...