Skocz do zawartości

Kwiat Paproci [Oneshot][Slice of Life][Fantasy]


Recommended Posts

Ha! Przedstawiam wam już kolejne moje dzieło. Tekst inspirowany pogaństwem i zwyczajami ludowymi. Właśnie, INSPIROWANY. Nie jest to jakiekolwiek odzwierciedlenie czegokolwiek.

https://docs.google.com/document/d/1Z30kDJXgXUzSyfxZZP6ACCd-MueT3CIUuUSmMZOVUD4/edit?usp=sharing

 

Opis: Kucyki świętują Letnie Przesilenie. Są szczęśliwe i to bardzo. Nie do końca. Nie wszystkie.

 

Linki do kolejnych części cyklu:

- Everyday a Little Death

- Kromlech

- Przekleństwo Lasair

Edytowano przez Cahan
  • +1 8
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane głównie ze wzgędu na brak chęcie na żadne konstruktywne działanie innego typu, ale skoro przeczytane to wypadałoby skomentować.

 

Jeszcze nie widziałem takiego podejścia do tematu religi w świecie kucyków ale nie oznacza to, że jest to temat dla mnie opcy. Przeciwnie, lubię dawne wierzenia i czytając Twoje opowiadanie nie mogłem oprzeć się wrażeniu że inspirowałaś się Ogniami Beltanu bardzo dobrze opisanymi w książce "Mgły Avalonu" i właśnie to najbardziej zachęcało mnie do dalszego czytania. Podobało mi się, że nie pomijałaś szczegółów i traktowałaś po macoszemu odczuć kapłanki.

 

Czego mi brakowało? Wydaje mi się, że opowiadanie jest za krótkie. Sądzę, że odrobinę smarnowałaś kryjący się w nim potencjał - jak faktycznie wygląda prześladowanie wyznawców starych bóstw, kto wchodzi w skład tego panteonu, jak skończy się ta noc dla Isleen - tego wszystkiego tutaj nie ma a gdyby były to opowiadanie okazałoby się znacznie ciekawsze, zwłaszcza gdyby wyjaśniało pewne szczegóły znane z serialu. Pozwolę sobie wrócić do Mgieł Avalanu, o których już wspominałem, gdzie Ognie Beltanu stanowiły symbol wojny pomiędzy wyznawcami a katolikami, a sama orgia dała życie (bez spojlerów) pewnej bardzo ważnej postaci ze świata angielskiego folkloru

 

Wyłapałem i zaznaczyłem parę błędów

 

Ogólnie to uważam twoje opowiadanie za takie krótkie i na temat. Całkiem przyjemny fragmencik typowego fantasy, który miałby potencjał na początek czegoś większego ale niestety... Można pzeczytać i mieć z tego przyjemność ale jednak pozostaje niedosyt

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolę sobie zakwestionować Twoje poprawianie błędów :v

Ajajaj... Człowiek czyta uważnie, stara się, dobrowolnie wskazuje nieścisłości, bezinteresownie śle skromne porady, a Ty potrafisz tylko podważyć jego dobre chęci :P

Zraniłaś mnie, zraniłaś wręcz na wskroś...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Mgieł Avalonu" niestety nie miałam okazji czytać. Podobieństwa może i są, bo Belletyn i Noc Kupały [Letnie Przesilenie] są do siebie w pewnym sensie podobne. Inne inspiracje? Wicca. Oraz tegoroczne obchody Nocy Kupały w Srebrnej Górze.

 

Co do walki na tle religijnym oraz "co dalej" - myślę, że Isleen i reszta ferajny jeszcze kiedyś zawitają na gogle docsy. Jako osobne fanfiki. To jest zwykła obyczajówka i tyle. Miał być klimat oraz trochę filozofowania. Natchnęło mnie pod prysznicem i uznałam, że muszę to napisać.

 

No i zakończenie - celowo pozostało otwarte. I tak się dziwię, że szczęśliwe, bo długo się zastanawiałam, czy nie przegnać ogiera na cztery wiatry.

 

No i coś innego - wolą Isleen nie było poznanie chłopa. Ona po prostu chciała sobie z kimś normalnie porozmawiać, pobawić się, być potraktowaną jak zwykły kucyk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaglądnałem do tego fika, z powodu tytułu - spotkałem się bowiem kiedyś z identycznym tytułem, który pozostawił po sobie... no dość nieprzychylne i pogięte wspomnienia. Poza tym nie przepadam za one-shotami.

Obecnie rzadko mam teraz czas na czytanie z powodu pracy, oraz pisania własnego fika, ale myślę sobie, ok, co mi szkodzi poświęcić te 5 minut. No to przeczytałem...

 

I nie zawiodłem się. 

Naprawdę, ciekawie i wiernie przedstawiłaś dawny, jakże ważny słowiański obyczaj naszych przodków. Lubię takie klimaty, więc masz plusa. 

Styl masz prosty, ale powinnaś doszlifować go z czasem. Pisz dalej, zachęcam. Jedyne co mi przeszkadzało w czytaniu to pierdyliard komentarzy... 

W każdym razie warto przeczytać, pozostaną miłe wspomnienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przeczytaniu:

Całe opowiadanie napisane nieźle. Ma wszystko gdzie trzeba i nawet w mniej więcej dobrych proporcjach. Podobały mi się te powtórzenia i, nie wiem, czy celowe, nawiązywanie do Sapkowskiego. Zakończenie nie rozczarowało, choć myślałem, że będzie bardziej... patetyczne. świetne sklecenie w~ątku czarodzieja i Isleen. Aż chciałoby się drugiej czę~ści w mniej więcej podobnym stylu ^^

 

Błędów trochę jest, ale bez przesady, nie ma się czym przejmować :D Co uznałem za błąd, zaznaczyłem. I wbrew twoim pesymistycznym założeniom, nie wszyscy s~ą zboczeńcami ;) Nie liczyłem na barwny opis przeżyć, opowiadanie zakończone w dobrym miejscu.

 

Jeśli chodzi o całość, prawie same plusy. Solidna fabuła z kilkoma niezłymi wątkami (np. uczeń-mistrz; mistrz, który naucza, którego uczono i którego nadal uczą), dobry styl, choć na kolana nie powala no i zakończenie. Mua!

 

8+/10 Jak ktoś spyta, polecę :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Przeczytałam i to, i kolejną część z cyklu i zaczęłam się zastanawiać, skąd u diabła wzięło mi się debilne przekonanie, że nie lubię twórczości Cahan, bo mi ona nie podchodzi…

 

Jeśli chodzi o „Kwiat Paproci” – co tu można powiedzieć, Noc Kupały sponyfikowana w sposób perfekcyjny. Doskonale się to czytało, aż mi się „Stara Baśń” przypomniała…  Zaczynając od głównej bohaterki, Isleen – mamy kapłankę, młodą klaczkę, która jeszcze nie do końca „ogarnia”, co się wokół niej dzieje, żyje w zgodzie z naturą, ma głęboką więź z Boginią i Matką, ale również, tak po prostu, tak po ludzku, chciałaby poczuć coś… kogoś obok siebie. Przecież to normalne, nie jest w stanie stłumić w sobie takich uczuć. Niby wie, że nie powinna, niby zdaje sobie z tego sprawę… ale bez przesady. Bogini jest mądra, Bogini jest wyrozumiała, Bogini rozumie. W końcu wszystkie kucyki są takie same, a i oświeceni kapłani potrzebują nieco ciepła w tę wyjątkową noc?

 

Obrzędy inspirowane pogaństwem – no cudo. Oczywiście skojarzenia powędrowały do jednego tekstu: „Goi, Goi, Alicornie” autorstwa Spidiego. Nie jestem w stanie stwierdzić, który tekst podobał mi się bardziej, twój na pewno był taki… hm, nie wiem, jak to określić. Dobrze się go czytało, płynął, był przyjemny w odbiorze. Opisy tańców i zabaw są naprawdę na najwyższym poziomie, a to wszystko przefiltrowane przez emocje i rozważania Isleen, która chciałaby wziąć w tym udział, ale nie do końca może. Podobała mi się też niezmiernie scena, kiedy kapłanka „rozdziela dary”, uzdrawiam, obdarowuje innych swoją mocą, a właściwie mocą Bogini… albo i nie. Pięknie pokazane, pięknie opisane, nie mam pytań.

 

Dalej mamy coś tak prozaicznego jak nazwy własne. Kurczę, nazwy wsi są takie urocze… Niby oczywistym jest, że musiały wyglądać tak, a nie inaczej, a jednak stanowią naprawdę miłą odmianę od tego, co znamy na co dzień z twórczości fandomowej.

 

No i wreszcie ostatnia scena, w które Isleen daje się porwać magii nocy i udaje się ze swoim towarzyszem na poszukiwanie kwiatu paproci.

 

I na koniec zarzucę cytatem:

 

– Paprocie nie wytwarzają kwiatów… To tylko legenda – warknęła.

– A to ma znaczenie? (…)

 

No właśnie. Czy to ma znaczenie?

 

Doskonały tekst.

 

Pozdrawiam,

Madeleine

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Ci bardzo Made za komentarz [szczególnie, że piękny i długaśny] :fluttershy4:

 

A przekonanie? Piszę różne typy fanfików - od durnych heheszek, przez głupie przygody czarnych alikornów, po coś nastawionego na klimat i pewną dozę głębi. Zależy od nastroju, stanu lodówki i przeżyć z życia prywatnego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

O tym opowiadaniu mógłbym napisać wszystko to samo, co wcześniej napisałem o „Everyday a Little Death”, ale nie będę się powtarzał. Trochę czasu myślałem, które z tych dwóch podoba mi się bardziej i ostatecznie doszedłem do wniosku, że chyba jednak Kwiat Paproci jest nieco lepszy, po części dzięki temu, że czytelnik może spojrzeć na święto nie tylko oczami Wiedzącej, ale także prostych kucyków i zobaczyć, jak bardzo różnią się podejściem do wiary.

Podobnie jak i w EaLD, mamy w tym opowiadaniu plastyczny, działający na wyobraźnię opis pogańskiego święta i trochę rozważań natury egzystencjalnej – tym razem o relacjach z innymi.

Podoba mi się przedstawienie więzi Isleen z Boginią, tego, jak odczuwa jej obecność. Opis przejścia do transu i wrażeń w jego trakcie jest doskonały. Dalej mamy scenę przyjmowania „petentów” – podkreśla ona jeszcze bardziej samotność Wiedzącej i przy tym jest na swój sposób zabawna.

Ostatni, o ile można to tak określić, zwrot akcji: rozmowa z Boginią i później z jednorożcem z wioski, w trakcie których sama Wiedząca odkrywa prawdziwy sens święta Przesilenia. Zwyczaj szukania kwiatu paproci, tak jak go w tym opowiadaniu przedstawiłaś (czyli nie szukamy czegoś, co nam wskaże drogę do zakopanych worków ze złotem, tylko szukamy siebie nawzajem), to byłaby bardzo ładna tradycja. Dobrze, że Isleen, pomimo wątpliwości, decyduje się jednak czynić swoją wolę – gdyby postąpiła inaczej, pewnie by później żałowała.

 

Opowiadanie czytało się bardzo miło, opisy rozpoczęcia święta, później tańców i uczty dobrze wprowadzają w klimat, no a później już mamy Isleen i jej odczucia. No i ten refren śpiewanej przez świętujących pieśni. Kolejny Twój fanfik, który przeczytałem z przyjemnością.

 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

(Czemu tak zawsze jest, że jak coś chcę skomentować, to mam problem z doborem słów?)

 

[Uwaga: Składnia w tym komentarzu może być w opłakanym stanie.]

 

Może od początku: O czym jest ten fik? Jest to ponifiakcja Święta Letniego Przesilenia (Noc Kupały) o czym autorka już wspomniała. Jakość tej ponyfikacji została oceniona już powyżej, jednak skrócę to zostało już napisane - Została zrobiona świetnie, znakomicie. Kultura pogańska interesuje mnie od dawna (chyba chodzi o to, że w szkole praktycznie się o niej nie mówi), lecz specjalistą w tym nie jestem (jak dotąd wiedzę czerpię z jedynie z ,,Wiedźmina" i gry ,,Thea"). Co ja sam widzę? Świetne opisy, dobry motyw na opowiadanie (a podobno ponyfikacja religii ma małą siłę wybicia). Po prostu opowiadanie czyta się świetnie i błyskawicznie (ale to akurat nie powinno dziwić, spójrzcie kto jest autorką). Nawet nie zauważyłem kiedy się skończyło (fakt, dla mnie to się zdarza przyjemnym opowiadaniu). Sam fik jest przyjemny sposobem na dowiedzie się czegoś o kulturze dla osób tym zainteresowanych i po prostu przyjemnym opowiadaniem na wieczór, więc warto przeczytać. (Zaraza, chyba nic więcej nie jestem w stanie wykombinować.)

 

Ps. Końcówka z pewnością zaskoczy zbyt ,,napalonych". Mnie osobiście mocno to rozbawiło. Widać @Cahan myśli o wszystkim. (I dobrze.)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Czytałam wcześniej, przeczytałam po raz drugi, piszę obiecany komentarz (jeden z czterech).

 

W paru miejscach dopatrzyłam się przecinków czy słów, które warto byłoby przepuścić przez Gandzię (lub innego człowieka obeznanego z zasadami poprawnej pisowni) - nie zaznaczałam jednak tego, bo nie mam stuprocentowej pewności (i czytałam w trybie wyświetlania). Drobnica, która nie przeszkadza w czytaniu.

Treść tekstu... prosta, krótka, ale diablo klimatyczna i z ciekawą refleksją. Pozycja zajmowana przez Isleen jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem, a powierzone jej obowiązki - ciężkim brzemieniem, zwłaszcza dla tak młodej klaczy. Niektórych drażnić może mocno powierzchowny związek z serialem (mnie nie boli) czy fakt, że historia jest zaledwie pretekstem do krótkiej refleksji - zobaczymy, czy pozostałe "pogańskie kuce" poszerzą temat. Z jednej strony chętnie zobaczyłabym nieco dłuższy fik poświęcony kapłanom, bogom i zwyczajom tego świata... z drugiej coś mi mówi, że lepiej będzie, jeśli pozostanie serią krótkich one-shotów, jak górskie szczyty wynurzające się z mgły.

 

Czy polecam "Kwiat..."? Owszem. To niedługi, ale przyjemny w lekturze fik, dobry do kubka herbaty.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę przyznać na wstępie, że skusiło mnie to "pogaństwo", ale nie do końca tego się spodziewałem.

 

"Kwiat Paproci" jest dokładnie tym, co przychodzi na myśl widząc tag [Slice of Life]. Nic więcej, nic mniej, ale muszę przyznać, że jest napisany w sposób przyjemny i na tyle ciekawy, że nie nudzi opowieścią o codzienności. Może dlatego, że okraszony jest on tą właśnie mistyczną otoczką starej wiary, jeśli ktoś lubi takie klimaty. Ja lubię.

Co do fabuły, to myślałem, że wspomniany kościół będzie miał coś wspólnego z księżniczkami, ale może to i lepiej, że nie jest to nigdzie powiedziane. Takie nieco typowe (jeśli mogę tak napisać) by to było. W zasadzie nie bardzo wiem, co mam napisać tutaj w tej kwestii, całość to w zasadzie opis jednego święta i przemyśleń głównej bohaterki, które czyta się, jak wspomniałem przyjemnie, więc więcej się z tym nie powtórzę. Jeśli ktoś się spodziewa jakiejś akcji czy innych tego typu fajerwerków, to tutaj ich nie znajdzie, ale wychodzi to opowiadaniu na korzyść, jak sądzę.

Muszę jednak przyczepić się do "bosych kopyt". Ja rozumiem, że kuce w tym tekście noszą ubrania, ale buty na kopyta jakoś mi nie pasują i już. Chyba że coś w stylu podków. No bo celem noszenia butów była i jest ochrona stóp przed zranieniem, zimnem, itp., itd. Dobra, zwyczajnie się czepiam. To były ichnie buty i koniec tematu :) 

Chyba na tym zakończę.

Ta część cyklu mi się podobała i nie mam jej niczego do zarzucenia, tak pod względem fabularnym, jak i technicznym.

I nie, nie jestem rozczarowany.

 

Najmocniejsza strona opowiadania? Klimat, bez wątpienia.

Pozdrawiam i polecam :giggle:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 years later...

Najwyższa pora zabrać się na cykl opowiadań, znany w różnych częściach internetu jako „pogańskie kuce”. Nazwa ta może i nie jest najbardziej wzniosłą w historii, ale jest jak najbardziej trafna, zaś każdy, kto po lekturze poszczególnych fanfików będzie mieć wątpliwości, powinien wykonać szybki research odnośnie wybranych zwyczajów ludowych, do czego zresztą zachęca sama autorka, w ramach krótkiego posłowia na końcu opowiadania. Chociażby po to, by lepiej rozumieć kontekst, wyszukać różne smaczki, no i ogólnie, by wiedzieć, skąd się to wzięło.

 

Można się przyczepić, a dlaczego te fanfiki są rozsiane po dziale opowiadań, nie znajdują się w jednym wątku, a w jakiej kolejności to czytać itd. Jednakże, kolejne części cyklu zawsze są podlinkowane w pierwszych postach, zawsze znajduje się tam informacja, że jest to seria i że są kolejne/ poprzednie części, kolejność wprawdzie okazała się dla mnie pewną zagadką, ale wpadłem na rozwiązanie od razu po szybkim przejrzeniu każdego wątku, no i gdy było po wszystkim, okazało się one trafione. Zatem mogę zrozumieć tego typu zarzuty, ale osobiście się z nimi nie zgadzam – bo zagadka po prostu nie jest trudna, wystarczy poczytać tematy.

 

W ten oto sposób, zabrałem się za „Kwiat paproci”, by w następnej kolejności przeczytać „Everyday a Little Death” oraz „Kromlech”, a potem poznać zakończenie tej historii, w opowiadaniu o wpadającym w ucho tytule „Przekleństwo Lasair”. Jednocześnie, jestem pewien, że co najmniej jedno opowiadanie kojarzę z minionego konkursu literackiego, poza tym, wydaje mi się, że cykl kilkukrotnie przeczytałem i wypowiadałem się na jego temat, natomiast dziwnym trafem potrzebny był maraton, by komentarze znalazły się wreszcie na forum. Cóż, lepiej późno, niż wcale, a poza tym, ciekaw jestem czy moje odczucia jakkolwiek uległy zmianie, może zauważyłem coś, co wcześniej mi umknęło, a może nabrałem do czegoś dystansu, coś polubiłem, itd.

 

Nie przedłużając, pora napisać kilka słów na temat „Kwiatu paproci”. Powyższa przemowa odnosi się do całego cyklu, podobnie, myślę, że jedna rzecz będzie wspólna dla każdego opowiadania z osobna, jak również dla cyklu, jako całości i motyw ten będzie się powtarzać przy każdej recenzji. O co chodzi? Klimat, klimat i jeszcze klimat. „Kwiat paproci” od początku do końca prezentuje się bardzo dobrze nie tylko pod względem stylistyki (no, chociaż pewne usterki w formie by się znalazły, o tym nieco później), ale przede wszystkim wciąga czytelnika, oferując mu charakterystyczny, wyjątkowy klimat, który moim zdaniem łączy wiele różnych elementów, ale robi to w taki sposób, że trudno oprzeć się wrażeniu, że śledzimy coś ważnego, wielkiego, a jednocześnie znajdujemy się u progu czegoś innego, mrocznego.

 

Jak przystało na charakter źródła opisywanych rzeczy, czuć ludowość, czuć folklor, co ma swój urok i zostało przeniesione na kucykowe realia naprawdę kompetentnie, naturalnie. Co więcej, być może to tylko moje wrażenie, ale czuć w tym też szczyptę mroku, głównie wynikający z wątpliwości Isleen... a może z tego, że w momencie pisania niniejszego komentarza znam cały cykl i po prostu wiem, co się później stanie. W każdym razie, to nadal nie wszystko – na nastrój składają się również elementy mistycyzmu, pewnej autentyczności, głównie dzięki świetnie opisanym obrzędom, w ogóle, dzięki odpowiednio prowadzonej akcji, gdzie naturalnie poznajemy kolejne szczegóły oraz rzeczy, nie ma miejsca na nudę, brak też nagłych zrywów naprzód – po prostu dobre, raczej spokojne, konsekwentnie realizowane tempo akcji, są satysfakcjonujące opisy, są dialogi, przewinął się także utwór liryczny, dopełniający efekt końcowy w świetnym stylu. W ogóle, moment ten skojarzył mi się w wybranymi rozdziałami „Cienia Nocy”, gdzie również wystąpiły podobne elementy, co także nazwałem wówczas folklorem.

 

Zatem klimat został zrealizowany doskonale, opowiadanie wydaje się przejmujące, mamy tajemniczość, elementy mroku, ale przede wszystkim ludowość, czuć, że to coś więcej, że dzieje się coś ważnego, w żywym środowisku, a jednocześnie jakoś trudno być spokojnym o losy tych postaci, jest niepewność, co wszystko razem składa się na dosyć magiczną otoczkę. Co jest niezwykle urokliwe i dzięki czemu chce się to czytać.

 

Ale opisy nie dotyczą wyłącznie obrządków związanych z Letnim Przesileniem. Opowiadanie otwiera przedstawienie postaci Isleen i co tu dużo mówić – jest to kolejna konkretna próbka możliwości Cahan, ilustracja tego, że już w ramach początków (no, nie do końca, ale chodzi mi o datę publikacji „Kwiatu Paproci”) swojej twórczości prezentowała wysoki poziom, tym bardziej, że odczuwa się w trakcie lektury coś takiego, że opisywane rzeczy znajdują się w kręgu jej zainteresowań i być może również dlatego udały się tak znakomicie. W każdym razie, odpowiednio szybko dowiadujemy się o profesji Isleen, o tym, jaką pełni rolę, mało tego, nie mija wiele czasu, nim widzimy ją w akcji, a obchody rozkręcają się na dobre. Myślę, że mistyczne oblicze klimatu zawdzięczamy postaci Bogini, która odwiedza Isleen i podejmuje z nią rozmowę. Kolejny bardzo dobry opis, a także seria ciekawie rozpisanych dialogów, może na krótką chwilę przejmujących dominację nad opisami, ale za to ukazujących charakter głównej bohaterki, oczywiście bazując na tym, co znalazło się o niej w opowiadaniu wcześniej. Szło się zorientować, że Isleen, zapewne między innymi za sprawą młodego wieku, nie jest pewna swojego przeznaczenia, ma wątpliwości, czegoś jej brakuje, chociaż sprawia wrażenie, że tytuł Obdarzonej Wiedzą nie przypadł jej bezzasadnie. W trakcie rozmowy ze Stworzycielką okazuje się, że oprócz tego nie wie tak do końca czego chce (stąd wypełnianie swojej własnej woli przychodzi jej z trudem), czegoś jej brakuje, przez co z kolei ma opory przed tym, by dołączyć do kucyków i radować się. Docenia swój dar, ale mimo wszystko, ma wątpliwości i w tym sensie wydaje się jakby rozdarta, niezdecydowana. Nie miota się, pozostaje spokojna, ale czuć, że ma kłopot z podejmowaniem decyzji.

 

Wszystko to powoduje, że Isleen sprawia wrażenie postaci, która żyje. Jej kreacja okazuje się naturalna, powiedziałbym, że gdyby nie ten mistyczny aspekt (mam na myśli kontakty ze Stworzycielką), jak najbardziej byłaby to wręcz ludzka postać, gdzie możemy wymienić jej przeznaczenie oraz funkcję kapłanki na stojące przed nią osobiste cele, wyzwania zawodowe, oczekiwana otoczenia i otrzymać kogoś, kogo zapewne znamy z prawdziwego życia, bądź kogoś, z kim możemy się utożsamiać. Czyli kogoś, wobec kogo formułowane są niekiedy wielkie oczekiwania, kto nie narzeka na to, co robi, ale jednocześnie czegoś mu brakuje i nie do końca wie czego, a ma kłopot ze spełnianiem się po swojemu, bo być może... czy ja wiem, jeszcze zawiedzie czyjeś oczekiwania? Bardzo ciekawy aspekt tej postaci, dzięki któremu wydaje się naprawdę życiowa.

 

Odchodząc od pomysłów na interpretacje poszczególnych postaci, a powracając do fanfika, spodobało mi się to, że przed wspomnianą wyżej sceną otrzymujemy szansę poznania różnych problemów, którymi trapione są zgromadzone kucyki i to w ciekawej formie. Nie dość, że wszystko odbywa się w ramach obrządku oraz funkcji pełnionej przez Isleen, to przede wszystkim jest coś satysfakcjonującego w poznawaniu różnych, mniej lub bardziej zwyczajnych zmartwień tych kucy, czytaniu o tym, jak przedstawiają to Isleen oraz jak ona na to reaguje, co sobie o tym myśli. Zresztą, to także okazja na ukazanie kolejnych cech bohaterki – ma świadomość tego, że nie jest cudotwóczynią i że mimo swojej funkcji, jej możliwości są ograniczone.

 

Jak zatem widać, postacie, nastrój, pewną głębię, budują w opowiadaniu zupełnie małe rzeczy, ale wykonane tak dobrze, zgrane jeszcze lepiej, że trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy przed sobą doskonale przemyślany fanfik, któremu na autorce po prostu zależało, by był jak najlepszy, klimatyczny i by dobrze oddawał charakter wybranych zwyczajów ludowych. Ilustracją tego może być forma, głównie niezbyt długie, dostatecznie wyczerpujące akapity, czy dialogi. Ani razu nie odnosi się wrażenia niedosytu, że czegoś brakuje, z drugiej strony, nigdy przez myśl czytelnika nie przewija się coś takiego, że autorka z czymś przesadziła, że czegoś jest w opowiadaniu zbyt wiele. Idealny balans, bardzo satysfakcjonująca sprawa.

 

Forma tylko gdzieniegdzie mącona jest przez drobne rzeczy, które jednak w żadnym wypadku nie psują frajdy z czytania, zaś ich poprawki wymagają chwili. Nic radykalnego, ani ingerującego w treść, jak wspominałem – drobne rzeczy.

 

Cytat

„Wiatr ponownie owiał jej twarz, granatowy kosmyk opadł jej na twarz.”

 

Powtórzenie, dwa razy przewija się „twarz”.

 

Cytat

„Cóż mieli by chcieć od nas?”

 

„Mieliby” łącznie, a poza tym, wydaje mi się, że zamiast „cóż”, powinno znaleźć się tam „czego”, ewentualnie „czegóż”, dla klimatu.

 

Tak czy inaczej, tekst jest jak najbardziej godny polecenia, podobnie zresztą – spoiler, cóż za niespodzianka – jak cała seria o pogańskich kucach. Tekst nie zestarzał się i po tylu latach nadal brzmi świetnie, czyta się go z łatwością i przyjemnością, wiele rzeczy działa na wyobraźnię, opisy obrządków są satysfakcjonujące, inspirują, podobnie jak znakomita kreacja Isleen, której warto się przyjrzeć, gdyż ujawnia to złożoność tejże postaci, co również jest imponujące. Niezwykle klimatyczne otwarcie cyklu, który przetrwał do „naszych czasów” w świetnej formie, naprawdę warto przeczytać/ powrócić do tego tekstu :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Co mam napisać o „Kwiecie paproci”? Sądzę, że powinienem napisać, że bardzo mi się podobał, bo w sumie tak być powinno. Jest to tekst stawiający sobie na pierwszym miejscu dwie z rzeczy, które bardzo lubię. Jest nią przywiązanie do detali życia, czy to codziennego czy to podczas uroczystych okazji. Z drugiej strony, jest to też tekst psychologiczny, opowiada o samotności wśród tłumów, na jaką narażona jest kapłanka starej wiary.


Nie mogę dyskutować z autorką pod tym względem, bo postawiła sobie ambitny cel,  zwłaszcza biorąc pod uwagę, że tekst jest mimo wszystko krótki. Właściwie wydaje mi się, że mógłby wejść w skład większego utworu. 
Problemem w sumie jest to, że poza pokazaniem święta i samej postaci oraz znaczenia kapłanki nic tu się nie dzieje i nic nie wynagradza czytelnikowi przebrnięcia przez kilkanaście stron opisu ceremonii, śpiewów, tłumaczeniu porządku świata i że nie można go zmienić, albo i można ale nie zawsze. Kto wie kiedy można leczyć? Kapłanka. A skąd ona wie? Bogowie wiedzą. No i super. Zwłaszcza jak stawia diagnozę, że nic nie da się zrobić na opowiadanego. 

 

Cytat

– Moja matula chora, umierająca jest. Z nozdrzy krew jej leci. Wnet zejść jej z tego padołu przyjdzie. Poratujcie Pani, poratujcie.
– Obdarzona Wiedzą, nie Pani – przypomniała Isleen.
– Poratujcie Obdarzona Wiedzą, poratujcie – poprawił się młodzieniec.
Szare oczy wbiły swój smutny i nieubłagany zarazem wzrok w nijaką jak kupa obornika twarz wieśniaka. Było jej go żal. Natura nie była okrutna i nieubłagana. Po prostu istniała.
A Isleen wiedziała, że starej klaczy nic już nie pomoże.
Potrafiła leczyć i ziołami, i magią. Ale obie metody bywały zawodne. Bogini rzadko ingerowała. Bóg i Bogini. Śmierć i Życie. Nie wchodzili sobie w drogę. Współistnieli i tworzyli krąg życia. Odwieczny, połączony ze sobą i nieubłagany. Dobry i piękny.
– Nie pomożemy ci. Taka jest wola bogów. Może ją uzdrowią…
– Poratujcie Pani… Znaczy się Obdarzona Miedzą, poratujcie – przerwał jej. – Módlcie się, błagajcie! Grosza dam, plony całe, ale poratujcie!
– Nie – głos wysokiej kapłanki był zimny i nieubłagany. – Bogów nie da się przekupić. Cóż mieli by chcieć od nas? Ustanowili Prawa światem rządzące. I śmierć jest jednym z nich. Możesz odejść.
No i super, zero wyrzutów sumienia. Bogowie chcą inaczej. 

 

No nic się nie da zrobić. Niby można leczyć, ale bogowie wiedzą lepiej czy można czy jednak nie. Wiecie, coś z tymi bogami chyba jest nie teges, skoro swoich wyznawców nie ratują. Może ta Harmonia jest potężniejsza, czy coś?  

 

Są takie zdania, że lektura „Wyjątków z dzieł przewodniczącego Mao Tse-Tunga”, wydaje się bardzo głęboka i pouczająca, pomimo nawały powtarzających się przymiotników.

 

Cytat

Wiedziała, że wkrótce będzie musiała wybrać źrebaka, którego będzie nauczać na swojego następcę. A raczej to źrebak będzie musiał wybrać i być wybranym.

 

Tak, wiem, jaja sobie robię a przecież tekst jest napisany na poważnie, w tonie melancholijnym. Ale skądś się wzięło tych tysiąc iteracji Matki Boskiej w polskim chrześcijaństwie. Czego to jest pokłosie? 

 

Problemem jest też to, że druga strona jest opisana bardzo pobieżnie.

 

Cytat

Chcą zakazać magii? Twierdzą, że jest zła? Jak coś, co jest tak naturalne, może być złe? Co jest niewłaściwego w używaniu swoich talentów do pomocy innym? Jednorożce mają udawać, że nie istnieją, a pegazy przestać latać, bo Harmonia tak sobie życzy? Nie chcę dożyć tych czasów, nie… Prowadź mnie, Pani.

 

No, chyba że twoi bogowie powiedzą, że nie wolno. Jak nie wolno to nie wolno. Jak nie wolno latać to nie wolno latać i już. Czort wie czemu, ale nie wolno. 

 

Cytat

– Nie pomożemy ci. Taka jest wola bogów. Może ją uzdrowią…

 

No pokaż, że się starasz, kapłanko, a nie jojcz, że tamci zabraniają powołując się na Harmonię, bo sama się powołujesz na swoich.

 

Czy polecam? W sumie nie porwał mnie ten tekst. Nie jest zły, ale to po prostu nie moje klimaty. Brakuje mi tutaj tej fajnej puenty, która była choćby w „Superbohaterze” czy „Samotności” albo „Księżniczce Przyjaźni”. Ale jak ktoś słucha zespołu Arkona czy innego Nokturnal Mortum to pewnie tekst przypasuje. 

Edytowano przez Obsede
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Standardowo dziękuję za komentarz!

I tak...

4 minuty temu, Obsede napisał:

Co mam napisać o „Kwiecie paproci”? Sądzę, że powinienem napisać, że bardzo mi się podobał, bo w sumie tak być powinno. Jest to tekst stawiający sobie na pierwszym miejscu dwie z rzeczy, które bardzo lubię. Jest nią przywiązanie do detali życia, czy to codziennego czy to podczas uroczystych okazji. Z drugiej strony, jest to też tekst psychologiczny, opowiada o samotności wśród tłumów, na jaką narażona jest kapłanka starej wiary.

W zasadzie to jest bardziej tekst o religii, relacji z bogami i opis święta, po prostu.

 

5 minut temu, Obsede napisał:

Kto wie kiedy można leczyć? Kapłanka. A skąd ona wie? Bogowie wiedzą. No i super. Zwłaszcza stawianie diagnozy, że nic nie da się zrobić na opowiadanego. 

Cały myk polega na tym, że Isleen sama w sobie nie wie. Isleen bardziej pełni rolę przekaźnika dla woli i myśli boskiej. A bogowie nie są od tego, by służyć swoim wyznawcom. Ich ścieżki są do końca niezbadane i nie muszą się z niczego tłumaczyć. Isleen, jako dobra wyznawczyni i kapłanka o tym wie. Bo jest Obdarzona Wiedzą nie dlatego, że jest bardzo mądra czy wykształcona (jak na standardy średniowiecznej wsi może i jest), tylko dlatego, że wypełnia wolę swojej Pani. Pomiędzy Boginią a Isleen jest pewna nieokreślona więź, która sprawia, że Isleen czasami po prostu wie. Nie wie skąd, nie wie dlaczego, ale wie. Bo taka jest wola Bogini.

 

10 minut temu, Obsede napisał:

No nic się nie da zrobić. Niby można leczyć, ale bogowie wiedzą lepiej czy można czy jednak nie. Wiecie, coś z tymi bogami chyba jest nie teges, skoro swoich wyznawców nie ratują. Może ta Harmonia jest potężniejsza, czy coś?  

Bogowie nie są sługami. Jako czytelnik czy kucyk z tekstu nawet niekoniecznie znasz tych wyznawców. Ani ich roli i przydatności w większej skali.

 

Spoiler

Co prawda nie napisałam tego nigdzie w serii, bo cała jest napisana z punktu widzenia pogańskich kapłanek - Harmonia nie istnieje. Po prostu nowa wiara jest wygodniejszym systemem dla rządzących. A cuda starej wiary łatwo przecież zrzucić na czarownice.

 

13 minut temu, Obsede napisał:

Są takie zdania, że lektura „Wyjątków z dzieł przewodniczącego Mao Tse-Tunga”, wydaje się bardzo głęboka i pouczająca, pomimo nawału powtarzających się przymiotników.

Akurat w przytoczonym przez Ciebie cytacie powtórzenia służą za środek stylistyczny.

 

15 minut temu, Obsede napisał:

No, chyba że twoi bogowie powiedzą, że nie wolno. Jak nie wolno to nie wolno. Jak nie wolno latać to nie wolno latać i już. Czort wie czemu, ale nie wolno. 

Kontrola.

A i w tym świecie nikt się nie rodzi jednorożcem.

16 minut temu, Obsede napisał:

No pokaż, że się starasz, kapłanko, a nie jojcz, że tamci zabraniają powołując się na Harmonię, bo sama się powołujesz na swoich.

Czemu ma robić coś, skoro nie dostała przykazu z góry? Przynajmniej dla Isleen, jej bogowie są prawdziwi, ich słowo prawdą. Bogowie rzadko są tacy jakich chcieliby ich widzieć ich wyznawcy, nawet fałszywi bogowie, których sobie stworzyli. Czasy się zmieniają, bogowie nie, w końcu są bogami - to oni tworzą reguły. Ilu ludzi czy kucyków, tylu idealnych bogów.

Wiara Isleen mało ma wspólnego z moralnością współczesną czy nawet chrześcijańską.

 

20 minut temu, Obsede napisał:

Brakuje mi tutaj tej fajnej puenty

No jedyną puentą jest to, by wiernie służyć. Nie dla nagrody, jeśli robimy coś tylko dla nagrody, to czy to coś jest szczere? Służy się dla samej służby, a i ona nie musi być aż tak bardzo ograniczająca. Problemem Isleen nie były więzy narzucone przez Boginię, ale te, które narzuciła sobie sama, bo myślała, że coś tam może powinna.

Czyń swoją wolę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...