Skocz do zawartości

Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]


Magus

Recommended Posts

Baltimare

- Kiedyś nasze rasy żyły w zgodzie - powiedziała zebra. - Nadal pamiętamy, że są wśród was tacy. Walczyliśmy wspólnie w niejednej bitwie, aż na tron nie zasiadła uzurpatorka. Jeśli jej nie służysz pokaż, że nadal pamiętasz tamten czas

- Należysz do ruchu oporu? - spytała teraz zainteresowana pegaz. - Czy jest to sztuczka, która ma pomóc mnie skłonić do wydania naszej kryjówki?

- Zamknijcie się żałosne istoty! Wszyscy jesteście nic nie warci! To świat ludzi, a wam należy się tylko śmierć! - wrzeszczał wściekły wychudzony ogier.

- Wrzeszcz głośniej, idioto - warknął gryf. - Niech wszyscy się tu zejdą - spojrzał ponuro na White. - Chociaż wiadomo, że ona została tu podstawiona. Nie można jej ufać

Gdy inni się sprzeczali z celi Crimson dobiegł cichy pomruk. Coś poruszyło się w ciemności i bardzo słabym krokiem ruszyło w kierunku klaczy. Kiedy szła niemal potykając się o kopyta można było dostrzec zmianę. Crimson zawsze nie wyglądała na kogoś kto dba o wygląd. Była wyrazem zbuntowanej klaczy i nigdy tego nie ukrywała. Mimo wszystko była na swój sposób atrakcyjna, co raczej skrywała pod swoim nietypowym stylem. Teraz jednak była w dramatycznym stanie. Pod okiem miała opuchliznę, a pod pyszczkiem ślady zeschniętej krwi. Nawet na jej ciele były ślady jakby ktoś uderzał ją batem i to nie raz. Mokra sierść w okolicy głowy sugerowała, że była podtapiana. Miała nawet ślady przypalenia magią. Na jej twarzy pojawiło się coś co przypominało uśmiech, ale teraz bardziej wyglądało na skrycie okropnego bólu.

- Chyba już gorzej ze mną, bo głowa stwierdza, że trafiłam do raju i witają mnie anioły - upadła pod ścianę i zaczęła kaszleć. Jej ton był bardzo ochrypły w każde słowo wkładała wiele wysiłku, ale mimo to mówiła dalej. - Nie wiem... Jeśli cię tu nie ma naprawdę, to chociaż zostań, aż skończą, dobrze mieć w okolicy chociaż tak przyjemny majak - przetarła kopytem nos. - Jeśli jednak jesteś... Wiem wyglądam niewyjściowo, ale nadal mam wszystkie zęby i nic im nie powiedziałam. Wiedzieli, że nie byłam sama, ktoś doniósł, że były nas trzy, ale gówno powiedziałam, wolałam już zdechnąć - znów zaczęła kaszleć. - Oddam królestwo za coś mocnego...

 

Podejrzane miasteczko

- Cóż, gdybym wiedziała, że na mojej nieprzewidzianej przepustce czeka nas wyprawa na to zadupie wzięłabym większa sakiewkę - przyłożyła kopytko do brody. - Chociaż nie wiem czy to byłoby inteligentne widząc tę okolicę. No i chyba mieliby słabą reklamę zabijając jedynych turystów jakich mają - zaczęła się lekko śmiać, a kiedy skończyła znów spojrzała na Batty. - Nie wydaje się to zły pomysł, ale nie wiem czy obecnie ma to sens. Jeśli masz racje to nas ciągle obserwują, a w tej sytuacji mogą tylko czekać na dobry moment do ataku. Teraz mamy tych niby najemników po naszej stronie, ale poza miastem musimy liczyć na siebie. Nawet nie mogę nas teleportować, bo nie wiem jak zareaguje to ich ustrojstwo - skrzywiła się ponuro.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White chciała przytulić Crimson ale widząc jej obrażenia i zaschniętą krew zawahała się. Chwilę popatrzyła na nią z niedowierzaniem po czym zdławiła to co ją powstrzymało i dokończyła swój zamiar.

- Ale wytrzymała z ciebie bestia - Powiedziała z uznaniem. - Obiecuję że jak tylko cię stąd wyciągnę wypijemy ile zdołamy - Fakt, mogła wziąć flaszkę jednak zupełnie o tym nie pomyślała. Z drugiej strony nie wiedziała czy chce iść z pijanym kucem ziemskim przez miasto pełne gwardzistów którzy się nad nią znęcali. Zaczęła czarować przeciągając formułę zaklęcia leczącego. Wolała zrobić to delikatnie i sumiennie. Żałowała że nie wie ile metrów stąd znajdują się gwardziści, być może mogła pozwolić sobie na więcej ale tym sposobem kusiła by los. - Zaraz poczujesz się lepiej, wybacz że tyle to zajęło... Musiałam mieć jakiś plan - Skierowała głowę w kierunku reszty więźniów by widziała ich z ukosa. - Znam wiele słów ale nie sądzę żeby był z nich pożytek. Niestety emblemat starej gwardii wraz z zbroją zostawiłam w domu - Mogłaby opisać bitwy, wymienić wybitne zebry które zyskały uznanie swoją odwagą, umiejętnościami i ofiarnością ale to żaden konkret. Zresztą nie czuła że miała czas by to robić. - Albo ze mną idziecie albo nie - Rzuciła klucze zebrze. - Na ciebie mogę rzucić czar niewidzialności. Pegaz powinien dać radę wyjść bez problemu tak jak stoi - Na niej White najbardziej zależało żeby się zgodziła ale nie naciskała. Miała wrażenie że to wyda się podejrzane zważając na fakt że się nawet nie znają. - Dla ostatniej dwójki przewidziane są zbroje dwóch śpiących gwardzistów. Śpią magicznym snem więc jak się postaracie to ich nie obudzicie ale nie będę na was czekać. 

 

Batty 

- A tam, są nieporęczne a złoto ciężkie - Powiedziała z uśmiechem. - Nie jeśli zabiją wszystkich turystów. - Zaśmiała się ale nie pasowało to do kontekstu jakby to było wymuszone. Wzięła ze swój karabin magiczny. - O świcie to wyłączą więc będziemy bezpieczniejsze ale do tej pory musimy uważać... Tak może mam manię prześladowczą ale nie jest powiedziane że nie stoją za drzwiami - Spojrzała na nie. - To co idziemy? Powiemy im żeby postawili krzesło pod klamką i tyle. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Crimson nadal nie była najwyraźniej do końca pewna czy to się dzieje naprawdę czy może umysł zaczął się nad nią już zupełnie znęcać i teraz daje jej okrutne niespełnione nadzieje na ratunek. Sytuacja się zmieniła kiedy nagle poczuła niespodziewaną ulgę. Nadal nie była w pełni sił, ale było o niebo lepiej niż do tej pory. Nie chciało jej się wierzyć, że to również iluzja. Miała już pewne doświadczenia z urojeniami, a te z pewnością tak nie działały.

- Ty serio tu jesteś? - powiedziała zaskoczona i pokręciła głową. - Wiesz... każdy w tej sytuacji powiedziałby, że jesteś trzepnięta, właśnie weszłaś do jaskini lwa - westchnęła. - Ja uznam, że to już miłość - krzywo się uśmiechnęła. Nadal miała na ciele ślady i wiele brakowało jej do dawnej formy, ale było z nią znacznie lepiej. Zebra sięgnęła kopytem po klucze, a następnie zaczęła otwierać swoją celę.

- Chwała ci dzielna wojowniczko - powiedziała zaraz po wyjściu. - Mogłabym nas stąd zabrać natychmiast, ale zabrano moje eliksiry i pył naszych przodków - podeszła do celi klaczy pegaza i jej otworzyła. Klacz rozprostowała skrzydła i rozejrzała się ponuro, a jej wzrok skupił się na White. Patrzyła na nią nadal sprawnym okiem wyraźnie niechętnie, ale w końcu jej zasalutowała.

- Nie wiem czemu to zrobiłaś, ale dziękuje. Muszę dostarczyć wieści mojemu dowództwu w nowym Cloudsdale. Tyle powinno ci wystarczyć - wyraźnie nie chciała rozwijać tematu. Nagle jednak spojrzała wściekle na zebrę. - Co robisz? - ledwo się powstrzymała przed krzykiem widząc jak chce otworzyć celę gryfa.

- A na co to wygląda? - spytała zaskoczona.

- Chcesz ich wypuścić? - rozejrzała się ponuro. - To nie są nasi sojusznicy

- Pieprzony kucyk - splunął gryf. - Teraz czujesz się wielka, bo jesteś wolna? Nie będę żebrał o litość

- Wszyscy jesteśmy obecnie związani jednym losem. Nie możemy ich tak zostawić. Poza tym mogliby powiadomić straże - Pegaz nadal nie wydawała się zadowolona, ale nic nie powiedziała. Zebra otworzyła celę gryfa, a ten wyszedł.

- Wspaniale - powiedział z radością. - Teraz przekonają się na co stać prawdziwego gryfa. Niech tylko tu przyjdą, a powyrywam im rogi i zrobię sobie z nich pamiątkowy łańcuch

- Tak! - wrzasnął zadowolony sponifikowany po tym jak mu otworzono. - To początek powrotu prawdziwej rasy panów! Przebijmy sobie drogę do wolności!

- Oboje jesteście pieprznięci - warknęła pegaz. - Jak chcecie to walczcie, ale ja na to nie mam czasu. Nie mam zamiaru znowu wracać do klatki

- Znasz drogę ucieczki? - Zebra spojrzała na White, ale wtedy w korytarzu rozległy się głosy.

- Inni jeszcze ładują, ale na razie postawmy te worki

- Widziałeś ile cydru? Może wypijemy troszeczkę? Nikt przecież nie zauważy - do budynku musiało wejść dwóch lub więcej gwardzistów. Sponifikowany i gryf szybko sięgnęli po broń uśpionych gwardzistów wyraźnie szykując się na najgorsze.

 

Podejrzane miasteczko

- Urocza ta twoja mania - mrugnęła do niej i delikatnie uchyliła drzwi. Wyjrzała jednym okiem, ale na korytarzu było najwyraźniej pusto. Coś jednak zwróciło uwagę Pearl i lekko się cofnęła marszcząc brwi. - Ktoś chyba tu był - powiedziała marszcząc brwi. - Pozwoliła podejść Batty do drzwi aby spojrzała. Gałąź okolicznego kwiatu doniczkowego lekko się nadal poruszała, ale powoli przestawała. - Może to przez wiatr - szepnęła. - Ale nie jestem przekonana - znów spojrzała na Batty. - Ubezpieczaj mnie, ja wyjdę pierwsza. Jeśli ktoś tu jest to lepiej aby mnie obezwładnili niż ciebie, twoja broń, to nasza przewaga - przełknęła ślinę i pchnęła drzwi wyskakując na korytarz. Nic się jednak nie stało, rozejrzała się, ale nikogo nie dostrzegła. Machnęła kopytkiem do White dając jej znać, że droga wolna. Bardzo ostrożnie zbliżyła się do pokoju swoich towarzyszy i delikatnie zapukała. Drzwi się uchyliły i spojrzało na nich oko Lance'a

- Myślałem, że to Spear - westchnął i otworzył szerzej. - Poszedł na chwilę do toalety. Wszystko dobrze? - Pearl zmarszczyła brwi i spojrzała na Batty.

- Może sprawdzę czy nic sobie nie zrobił?

- Myślicie, że zaatakowaliby tutaj? - spytał nieco zmieszany. - Nie przesadzacie trochę?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White
- Smoka, Crimson. Smoka. Smoki strzegą skarbu. Pamiętaj o tym - Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Na wspomnienie o miłości na jej twarzy wyskoczyły lekkie rumieńce - Cieszę się że żyjesz. Wiesz, to moja wina. Podmieniec Cię wrobił, raz im pokrzyżowałam plany i teraz się mszczą. Pokonałam trójkę i chyba uznali że nie tędy droga. Wybrali więc ciebie by ukarać mnie twoją stratą. Po prostu próbuje naprawić to co schrzaniłam -  Potem spojrzała na zebrę unikając wzroku Crimson. Być może wstyd nie pozwolił jej dłużej patrzeć na Crimson.

- Szkoda, wiele by to ułatwiło. Plan ucieczki kuleje a w tyle osób to sięga dna... - Pokręciła głową. Może mają to w tutejszych zapasach? - Przemknęło jej przez myśl ale odrzuciła ten pomysł, lepszy średni plan teraz niż doskonały za pięć minut. Na słowa wyjaśnienia pegaza skinęła jedynie głową. - Ta dwójka też mnie nie urządza ale zebra ma racje... I tak są wyjątkowo głośni jak na cichą akcję. Wyjdziemy tak samo jak się tutaj dostałam - Wtem zamilkła i znieruchomiała gdy usłyszała rozmowy gwardzistów. To nie tak miało być, zaraz mogą tutaj zajrzeć i nagle całość zacznie się sypać.
- Nie wszystko stracone, możliwe że nie skierują się tutaj - Rzuciła szeptem. Nadzieja zawsze pomaga przetrwać w trudnych chwilach a o resztę zatroszczy się los. White w tym momencie miała od niego tylko jedno życzenie, nie chciała okazać się głupia. - Za mną. Crimson trzymaj się blisko mnie - Ruszyła i nie zważając co robi reszta odnalazła obluzowany kamień i wyciągnęła go. - Ładuj się tam. Potem wyjaśnię skąd o nim wiem - I kolejny raz chciała wierzyć że nikt ich nie zobaczy jak będą wychodzić. To wszystko było szyte grubymi nićmi.

 

Batty 

- Nie jest, to męczy - Powiedziała wzdychając. Była jednak gotowa komuś zdzielić przez łeb swoją kilkukilogramową bronią. Nie zamierzała z niej strzelać, jeden pocisk wystarczyłby by rozerwać nieopancerzonego kucyka a to by oznaczało dalsze problemy z najemnikami. Z tego by się już nie wytłumaczyli. Podeszła do drzwi widząc że Pearl chce jej coś pokazać. - Jasna cholera, jesteś w tym lepsza ode mnie - Powiedziała i szerzej otwarła oczy gdy przyglądała się kwiatkowi. - Ale to jeszcze za mało - Stwierdziła i również wyszła. Poczekała aż Lance otworzy drzwi i przysłuchała się rozmowie. - Nikt im tego nie zabrania - Pokręciła głową. Wiedziała jak to jest. Ich męska duma została zraniona więc łatwo nie odpuszczą.

- Nie słyszałam jego kroków. Zmęczona jestem - Stwierdziła z niezadowoleniem. - Jak dawno poszedł?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Crimson wyraźnie chciała coś powiedzieć, ale nim zdołała White odwróciła wzrok, a ona lekko zmarszczyła brwi. Nadal była poobijana, ale coś wyraźnie zaczęło ją nieco męczyć po tym wyznaniu związanym z podmieńcami. Nie wydawała się zła, ale coś na pewno ją gryzło. Nie zwracała nawet uwagi na współwięźniów i na to co robią, ale wszystko się zmieniło w momencie, w którym rozniosły się głosy gwardzistów. Podobnie jak wszyscy dookoła nawet nie próbowała ukrywać niepokoju, ale tym razem sobie obiecała, że prędzej ją zabiją nim da się znowu zamknąć w klatce. Zresztą nie miała nic do stracenia, bo i tak wisiał nad nią stryczek, a ona nie miała dowodów swojej niewinności. Dopiero głos White sprawił, że ta znów na nią spojrzała i delikatnie skinęła głową. Spojrzała na obluzowany głaz z niechęcią. Czuła się teraz jak zramolała klacz, a nie miała nawet trzydziestki. White ją co prawda uleczyła, ale jej kości nadal były obolałe po mancie gwardzistów. Nim jednak weszła niespodziewanie cmoknęła White w policzek. Zrobiła to bardzo szybko i znów się uśmiechnęła.

- Tak na szczęście, po wszystkim możesz mi za to wygarnąć - Nie czekała na jej odpowiedź tylko weszła w przygotowane dla niej przejście. Ledwo tam zniknęła, a z korytarza rozległ się głos.

- Chłopaki?! Jak tam?! Nadal jesteście źli, że sami tu siedzicie?! Może damy wam butelki zimnego cydru na zgodę?! Nikt nie zauważy braku kilku buteleczek! - Gryf spojrzał na sponifikowanego, który się skrzywił z niechęcią.

- Jasne! - krzyknął sponifikowany starając się naśladować głos nieprzytomnych gwardzistów. - Schowajcie je dla nas, a my potem weźmiemy! Lepiej żeby dowódca się nie dowiedział!

- Ok! To potem możemy razem wypić! I chyba powinieneś iść do lekarza! Głos ci lekko ochrypł! - Kroki gwardzistów zaczęły się oddalać.

Kiedy White weszła do przejścia za nią ruszyła klacz pegaza potem zebra i sponifikowany. Co było oczywiste największe problemy z przeciśnięciem miał gryf. Stracił sporo piór i się naskrzeczał, ale nikt go najwyraźniej nie usłyszał. Crimson jako pierwsza wyszła na zewnątrz. Widok słońca sprawił, że musiała przysłonić oczy kopytkiem. Niedaleko gwardziści kończyli rozładunek rzeczy dostarczonych przez ojca Pumpkin. Wszystko wskazywało, że zostało im góra pięć minut nim tam wrócą i się połapią.

 

Podejrzane miasteczko

- Chyba z pięć minut temu - powiedział zastanawiając się nad tym chwilę. - Nie chciałem go puszczać samego, ale nie byliśmy pewni czy nie zacznie wyglądać podejrzanie jak zaczniemy chodzić razem nawet do toalety

- Zawsze mogliby pomyśleć, że macie podróż poślubną - Pearl nie mogła się powstrzymać. Najwyraźniej w sytuacjach stresowych zawsze starała się ratować dobrym humorem, ale nie rozważała wtedy konsekwencji.

- Poruczniku - powiedział takim tonem, że zaraz się wyprostowała. - Nadal jestem waszym przełożonym, więc proszę abyś darowała sobie żarty w takiej sytuacji

- Oczywiście - Teraz jej ton był bardziej oficjalny i nawet zasalutowała prostując się. Czekała chwilę patrząc na Lance'a żeby się upewnić czy już może się odezwać, a kiedy była pewna trochę się rozluźniła. - Czy mogę sprawdzić czy wszystko z nim dobrze?

- Nie wiem czy jest sens panikować, ale może warto się rozejrzeć - zmarszczył lekko brwi. - Tylko, że jeśli zaczniemy chodzić w pojedynkę, to znowu ktoś może przepaść, a nie możemy iść wszyscy, bo może w międzyczasie wróci - spojrzał na Batty. - Może ja pójdę z Pearl sprawdzić, a ty tu na niego zaczekasz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

White

 - Ja... - White po całusie nie wiedziała jak zareagować. Ta chwila wahania w zupełności wystarczyła by Crimson znalazła się po drugiej stronie dziury. - Tak, na szczęście - Mruknęła. Coraz ciężej jej było ignorować że nie zauważa co się dzieje. Może to był błąd że odrobinę zaangażowała się w tą grę mówiąc że smoki strzegą skarbu, teraz nie wiedziała jak ją zatrzymywać by nie urazić przyjaciółki. Nie sądziła że cokolwiek z tego wyjdzie... Wiedziała jednak że najwyraźniej po tym wszystkim czeka ją trudna rozmowa. Wyrwała się z rozmyślań i również przeszła na drugą stronę czasu. To nie był czas na bycie roztrzepaną. 

- To było sprytne - Skineła głową z uznaniem do sponyfikowanego. Co prawda to była nadal o wiele za mało by wymazać ich winy ale mogła go pochwalić. - Crimson, przebierz się - Rzuciła jej ubrania. - Zrobili z ciebie celebrytkę i musimy uważać na paparazzi - Rzuciła żartem. - Gryf i zebra też się za bardzo wyróżniają więc rzucę na was czar niewidzialności, uważajcie bo nadal będzie was słychać. Plan wygląda tak że jak najszybciej znajdujemy karoce, wsiadacie do środka a ja woźnicy wskazuje drogę z przedniego siedzenia. Skierujemy się na skraj miasta nieopodal przejścia na czarny rynek. Tam będziemy bezpieczni i będziemy mogli się rozejść - Rzuciła czar by zakamuflować dwójkę którą wcześniej wymieniła. Po czym rozejrzała się za jakimś wozem. - Idziemy, chyba że macie lepszy plan

 

Batty 

- Akurat ma racje - Batty stanęła w obronię Pumpkin. - To już na raz nie można mieć potrzeby? - Spytała się śmiejąc. Wiedziała że często się to zdarza, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi piwo. Chyba nigdy nie mogła by służyć w wojsku czy w gwardii. Stopnie, podporządkowanie się i narzucona dyscyplina to coś zdecydowanie nie dla niej. Była wolnym duchem i czułaby się nie swojo będąc czymś przywiązana. Tak właściwie wszystko zostawiała za sobą. Nawet nie miała czegoś takiego jak rodzinne więzy mimo to że po tamtym wydarzeniu znalazła dom. Trafiła tam jednak będąc prawie dorosła i to może przez to nie poczuła że rodzice White to również jej rodzice. Miała jedynie parę kucyków na których jej zależało. Nic więcej. 

- Poczekam, w razie czego krzyczeć - Teatralnie nastawiła uszy by nasłuchiwać. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

- Zawsze marzyłam o pięciu minutach sławy, ale raczej grając na koncertach z gitarą - Crimson krzywo się uśmiechnęła, a następnie ubrała przebranie.

Nie bardzo chciała o tym gadać, ale miała wrażenie, że nie jest dobrze. Nawet jak uciekną, to wszędzie wyślą jej wizerunek. Wiedziała, że jest spalona w całej Equestrii, a jej dostawy dla gwardii teraz niewiele będą znaczyły. Jeśli nie znajdzie podmieńca, który ją wrobił i ten się grzecznie nie przyzna ma przesrane. Nawet zresztą jeśli tego jakimś cudem dokona, to i tak ją oskarżą za ucieczkę i przy okazji pomoc w ucieczce reszty więźniów. Stała się więc terrorystką i morderczynią w jednej chwili. Miała tak pokaźne cv, że już zastanawiała się nad tym jak je opisze. Będzie musiała pomyśleć o emigracji lub całkiem zmienić swój image, co nie bardzo jej odpowiadało. No, ale na to wszystko przyjdzie czas.

Nikt nie widział zastrzeżeń w planie White, chociaż gryf nadal wydawał się niezadowolony. Jego duma była narażona, bo przyjął pomoc w jego odczuciu gorszej rasy i teraz jeszcze wykonywał polecenia kucyka. Inaczej było z zebrą, która wyraźnie była gotowa bez oporów robić wszystko aby się uwolnić. Pegaz odeszła na bok i nałożyła sobie płachtę na grzbiet zasłaniając przy okazji głowę. Spojrzała na White i lekko wzruszyła kopytkami.

- Moja przepaska na oku zbyt rzuca się w oczy, a bez niej byłoby gorzej - wyjaśniła. Widać było, że najchętniej by już odleciała, ale była też świadoma, że to samobójstwo. Nigdzie jednak nie było sponifikowanego, który najwyraźniej wykorzystał zamieszanie i spróbował uciec samemu.

W międzyczasie gwardziści skończyli opróżniać zapasy sprowadzone przez ojca Pumpkin. Ten zabrał powóz i się nie odwrócił. Najwyraźniej nie chciał się w żaden sposób zdradzić. Było teraz kwestią czasu jak gwardia wykryje ich ucieczkę. Mieli w pewnym sensie jednak szczęście, bo przecznice dalej stał powóz, który najwyraźniej miała pociągnąć grupa kucyków ziemskich. Problemem był jednak fakt, że najwyraźniej wynajął go już jakiś jednorożec, patrząc po stroju kupiec. Powóz był jednak na tyle duży, że wszyscy mogli się pomieścić.

 

Podejrzane miasteczko

Pearl delikatnie się uśmiechnęła widząc jak Batty staje w jej obronie, ale nie powiedziała nic więcej. Chyba nie chciała prowokować Lance'a. Ten podrapał się lekko po głowie w wyraźnym zakłopotaniu.

- Wiem, że z twojej strony jako cywila wydaje się to dziwne, ale nie jesteśmy tu dla zabawy. Być może walczymy o przetrwanie, a dyscyplina może je nam zapewnić. Pearl mimo bycia rewelacyjnym medykiem ma niestety kilka nagan za niesubordynacje - spojrzał na swoją podwładną. - Tylko jej umiejętności w kontroli magii pozwoliły jej nadal z nami zostać - klacz wyraźnie zawstydzona opuściła głowę, a on na nią spojrzał. - Musisz się hamować

- To były tylko niewielkie wygłupy - powiedziała ponuro. - Chciałam poprawić nastrój...

- Rozumiem to. W gwardii jednak musimy pozostać jacy jesteśmy, cesarzowa tego oczekuje. Staraj się zachowywać swój entuzjazm na zabawy poza służbą - westchnął i znów spojrzał na Batty. - Niedługo wrócimy

Pearl nie spojrzała już na Batty tylko poszła za dowódcą, wyglądała teraz nieco jak zbity pies. W pokoju panowała cisza, ale na dole za to było inaczej, a czuły słuch Batty mógł to wykryć. Najwyraźniej była godzina kiedy miejscowi przychodzi na kilka głębszy, a jako, że tutaj nie bardzo było gdzie za bardzo iść przychodzili tu. Szmery i rozmowy oraz pijackie pieśni, ale nadal nie wracali. Nikt też nie kręcił się najwyraźniej przy pokojach. Nagle jednak z dołu rozbrzmiał dźwięk upadającego krzesła. Wyglądało jakby miała się odbyć tam jakaś bójka, ale nie było pewne między kim. Być może to tylko kłótnia lokalnych, a może to jej towarzysze się w coś wpakowali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

White 

- Tak czy siak się rzucamy w oczy - White odpowiedziała nie zwracając uwagi na brak sponyfikowanego. Było jej to nawet na kopyto, jeden problem mniej który sam postanowił się rozwiązać a kto wie, jak będzie niedyskretny to stworzy trop którym podaży co najmniej część pościgu. Ucieszyła by się również ze zniknięcia gryfa, nie musiałaby utrzymywać dwóch zaklęć jednocześnie. - Szlachetny jednorożec i dwa kuce w płaszczach. Nie powiedziałabym że to codzienny widok a raczej coś żywcem wyjęte ze sztuki czy przedstawienia... - Powiedziała idąc w kierunku powozu. - Myślicie że to zadziała? Pogawędzę z nim jak szlachetny jednorożec ze szlachetnym jednorożcem - Pokręciła głową uzmysławiając sobie w co się wpakowała. Chodziła do wielu teatrów, filharmonii i znała większość spektaklów ale nigdy nie wiedziała że zagra w jednym z nich.

 

- Przepraszam że przeszkadzam ale potrzebuję pomocy - Odezwała się do kupca z miłym uśmiechem. - Jestem Ivory - Z gracją podała mu swoje kopytko uprzednio się przedstawiając. - Niestety zabłądziłam , nie znalazłam wolnego powozu i jak tak dalej pójdzie spóźnię się na swój spektakl - Wyjaśniła udając damę w opałach. Czuła się szczęśliwa że trafiła na ogiera, dzięki temu mogło to zadziałać. - Może mi pan odstąpić trzy miejsca? Albo powóz jeśli to nie wadzi.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baltimare

Crimson w milczeniu obserwowała próby zdobycia transportu przez White. To nie była jej bajka. Wiedziała, że nie wygląda źle, a gdyby trochę poprawiła swój buntownicy wygląd pewnie jeszcze bardziej przyciągałaby wzrok. Problemem był tu jednak nie tylko wygląd, ale i zachowanie. Ona nie potrafiła odegrać małej zakłopotanej klaczy, a brak rogu sprawiał, że była na swój sposób pariasem. Jak kuc ziemski mógł niby zagadać do jednorożca? Reszta nietypowej grupy też się nie mieszała do tej rozmowy uznając, że White sobie lepiej poradzi niż którekolwiek z nich.

Nieznany jednorożec odskoczył nieco speszony słysząc głos White. Szybko się jednak uspokoił kiedy już ją dostrzegł i zmierzył jej wygląd od góry do dołu. Było jasne co mu chodzi po głowie. Złapał jej kopytko i delikatnie ucałował.

- Jakbym mógł odmówić tak uroczej młodej damie - spojrzał jak kuce ziemskie kończą pakować jego dobytek. - Gdzie dokładnie chciałaby się pani dostać? Ja wyruszam w bardzo długą trasę do Crysal empire. Czy taka droga pani odpowiada? - spojrzał następnie za nią na "kuce", które czekały. Dobrze, że wyraz twarzy Crimson był skryty. Gdyby ją zobaczył mógłby nie być już tak chętny do pomocy. Jej zachowanie nie było spowodowane jednak zazdrością. Crimson po prostu nienawidziła wyższych sfer, właściwie od zawsze tak było. Takie kuce zbyt bardzo kojarzyły się jej z przeszłością do jakiej nienawidziła wracać. Ogier znów spojrzał na White. - Czy to służba panienki? Ma pani jeszcze jakiś bagaż poza nimi?

W tym czasie z posterunku wybiegło dwoje gwardzistów rozglądając się na wszystkie strony. Ich pełne zdenerwowania spojrzenia jasno mówiły co się dzieje. Wybiegło kolejnych dwóch z włóczniami, ale to nie było jeszcze najgorsze, bo kolejny, który wyszedł miał broń palną, karabin z czasów wojny z ludźmi. To jasno mówiło, że nie zamierzali się patyczkować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...