Skocz do zawartości

Nowy świat TCB [ZAPISY]/[GRA]


Magus

Recommended Posts

Crimson Burn

Widząc jak niepozorna klacz nagle zamknęła usta Sinister, Crimson lekko się uśmiechnęła, lecz nie było w tym przejawu złośliwości, a po prostu, musiało to dla niej wyglądać dosyć zabawnie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, wygląd obu klaczy. Na dodatek słowa które nagle padły z ust White, wyglądały jeszcze bardziej zabawnie. Mimo jednak całej tej sytuacji, Crismon nie była taka głupia. Spostrzegła, że Sinister, którą już poznała, miała jakiś rodzaj szacunku do tej drugiej. Zauważyła to zwłaszcza po tym, że Sinister nie przerwała jej gdy mówiła do niej takim tonem ani nawet nie spojrzała na nią krzywo, co było zastanawiające. Słuchała jednak dalej klaczy, nie przerywając i obserwując ją z zaciekawieniem, aż nie wyciągnęła kopytka w jej kierunku by się przywitać. Zanim również wyciągnęła swoje, nagle się odezwała.

 

- Podmieńce, gwardia w obu wypadkach mamy walkę - wzruszyła ramionami. - Mówiąc inaczej, co nie zrobimy przesrane - lekko westchnęła. - Crimson Burn - powiedziała  w końcu, delikatnie chwytając kopytko White. Zaraz po formalnym przywitaniu, puściła jej kopyto. - Nie do końca wiem jak jest z podmieńcami, ale ucieczki nocą sobie już ogarnęłam - mruknęła, rzucając torbę. Zaraz potem wyciągnęła dobrze znane Sinister kulki. Gdy się im przyjrzało, można było zobaczyć, że każda ma inny wzór. - Gwardia w nocy używa chyba czegoś jak ludzkie noktowizory. Jednak ta kulka daje spory wybuch światła, który pozwoli nam ich na chwilę oślepić. Używam więc ich zabawek przeciw nim - uśmiechnęła się chytrze. - Gorsza sprawa to kucoperze, bo te polegają głównie na dźwięku, dlatego... - nagle z torby wyciągnęła trąbkę. - Hałas z niej wystarczy żeby je zdezorientować, a nam dać czas na ucieczkę - wzruszyła ramionami. - Nie ma więc ofiar, a my się wymkniemy. Jednak przy odrobinie szczęścia unikniemy walki - mruknęła, wyciągając coś jeszcze z torby. - Rozgryzłam, że gwardziści przechodzą zawsze między ulicami o danej porze - przejechała kopytkiem po mapie. - Jeśli schowamy się tu w zaułku i przeczekamy ich przejście, to mamy około dwie minuty nim nadejdzie kolejny patrol. Możemy więc chodzić między zaułkami, unikając walki i wszczynania alarmu. Najgorsze jest jednak na koniec... - znów przejechała kopytkiem po mapie. - Przy wyjściu z miasta są dwie wieże patrolowe. Co chwilę święcą reflektorami. Nie musimy przebiegać pomiędzy nimi. W okolicy jest płot, którym się wydostaniemy. Znalazłam miejsce którym się przeciśniemy. Problem w tym, że zwykle robię to sama, a wszystkie trzy się nie zmieścimy na raz. Reflektory tam sięgają, więc mamy około minuty nim gwardia nas wypatrzy - zmarszczyła lekko brwi. - Najlepiej, jak chyba ja wtedy pobiegnę ostania, gdy wy już się przedrzecie, zaczekacie na mnie za płotem. Za miastem będzie już prosta droga. Co wy na to?

 

Okolice świątyni

Oczywiście słowa klaczy, nie były zaskoczeniem dla gwardzisty. W końcu kucyk z wyższych sfer musiał pokazać z jakiej gliny jest ulepiony. Mimo jednak, że miał niezwykłą chęć czasem coś powiedzieć, milczał, wiedząc jakie mogłyby być konsekwencje. Night jednak spostrzegł mimo bólu, uśmiech Fate. Czasem naprawdę już nie był pewny kiedy klacz udaje, a kiedy jest poważna. Gwardzista również się nieco zaniepokoił spojrzeniem klaczy, jednak przez hełm skrywający jego pysk, nie sposób było to zauważyć. Cała sytuacja zwróciła oczywiście również uwagę okolicznych kucyków. W końcu nie często można było zobaczyć, jak ktokolwiek ochrzania gwardzistę. Po niedługiej chwili, otoczyła ich nie mała grupa kucyków, co jeszcze bardziej pogarszało stan ambicji ogiera. Najbardziej chyba jednak dotknęło gwardzistę, gdy powiedziała, że ta żałosna pegaz jest silniejsza od niego. Patrzył w milczeniu na pegaza, czując dziwne uczucie, lecz poza tym spostrzegł również spojrzenie swoich towarzyszy pełne kpiny. Gwardzista nagle stanął na drodze klaczy.

 

- Przyjmuje wyzwanie - powiedział, patrząc na Dancing of the Fate, a potem Qualm Mask. - Choćby nie wiem jak panienka wyszkoliła tego pegaza nigdy nie pokona jednorożca. Miłosierna pani wskazała nasz gatunek na samym szczycie, nie bez powodu - znów spojrzał na Dancing of the Fate. - Jeśli jednak wygram, spełni panienka jedno moje życzenie - powiedział pewnie. - Zmierzyć możemy się tu na miejscu i wtedy pokaże, że nasza magia niszczy tak żałosne istoty. Czy nadal jest pani pewna umiejętności swojego pegaza? Przyznać się do błędu, to żaden wstyd. Jeśli jednak nadal jest pani pewna, mogę się z nią zmierzyć nawet tutaj w tej chwili

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja jej nie wyszkoliłam - powiedziała głośno zastygając w półkroku, przy czym pokręciła głową że to nie tak, patrząc na ogiera wzrokiem pełnym politowania - co jest z nią nie tak, sam już ocenisz, bo ja się nie wycofam ze swoich słów - przymknęła na moment oczy - pewne rzeczy już widziałam i nadal podtrzymuje fakt że jest od ciebie silniejsza... i nie podważam faktu że mój gatunek jest najsilniejszy... W tym konkretnym wypadku arogancko polegasz na czymś co się nie sprawdzi. - Westchnęła głośno i na pokaz.- Im szybciej zaczniesz, tym prędzej upadniesz i przyjmuje twój warunek ze wszystkimi jego konsekwencjami - nie mrugnęła nawet na fakt że może prosić o jej ciało i rangę, czy nawet kopyto.

 

- Pojedynek skończy się gdy Qualm obetnie ci jakiekolwiek część grzywy albo ogona - po czym dodała dość ironicznie jakby nie mogło to mieć miejsca - albo ty zrównasz ją z ziemią. -Stuknęła kopytem o ziemię. - Qualm oddaj mu pierwszy ruch... - zwróciła się bezpośrednio do pegaz - niech poczuje w jakiej sytuacji się znalazł ten niedowiarek.

 

Różowa pegaz wyglądała co najmniej dostojnie, stojąc tuż przy widowni w przewidzianym dla niej polu gdy otwierała skrzydła i je zamykała nie spuszczając wzroku ze swojego przeciwnik. Był w nich spokój typowy dla wojownika walczącego nie po raz pierwszy, jednaj jego ciało chroniła twarda zbroja, a pegaz była słabsza z samej swojej natury, przystosowana do dawania życia... Drobniejsza, słabsza, czy jednak miało być właśnie tak w tym wypadku? Kiwnęła głową że rozumie gdy machnęła do gwardzisty skrzydłem by zaczynał, według słów jej pani. Była gotowa spełnić jej wolę.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice świątyni

Słysząc słowa wypowiedziane przez klacz, wszyscy zebrani w koło wykazywali zdziwienie. Jednorożec, która była tak pewna zdolności swojego pegaza, to niecodzienność. W końcu nie mówiono tu o zwykły, podrzędnym jednorożcu, a gwardziście cesarzowej. Nawet Night, który powoli wstał, nadal trzymając się kopytem za brzuch, spojrzał słabo i z niepokojem na Dancing of the Fate, gdy ta przyjęła warunki umowy. Wiedział, że Qualm Mask nie jest zwykłym kucykiem, podobnie jak Dancing of the Fate, ale co jeśli jednak przeceniają się? Teraz będzie musiała przyjąć warunki umowy, niezależnie czego by sobie nie życzył gwardzista, jeśli wygra. Największe jednak zamieszanie wywołało, gdy powiedziała, że gwardzista może zacząć walkę zadając pierwszy atak. Kucyki z tłumu rzucały współczujące spojrzenie Qualm Mask i patrzyły ponuro na jej panią. Wszyscy uwierzyli, że ta chce się zabawić kosztem biednej pegaz. Tylko Night patrzył nadal z niepokojem na Dancing of the Fate.

 

- Szkoda mi ciebie pegazie - powiedział nagle gwardzista, zwracając na siebie w końcu uwagę całego tłumu. - Twoja pani, musi naprawdę ciebie nie szanować - nim dodał coś więcej, róg ogiera zaczęła otaczać pomarańczowa aura. Nagle Qualm Mask została otoczona przez ściany utworzone z jego magi, co gorsza jedna była nad nią. Ściany były na tyle przezroczyste, że klacz mogła wszystko widzieć, ale można było poczuć, że powietrze zaczyna się ograniczać. - Walka skończyła się, nim się zaczęła - uśmiechnął się pod hełmem. - Możesz sobie darować próby przebicia się, nawet dorosły ogier będący kucykiem ziemskim, nie miał by dość sił by zniszczyć te ściany. Może spróbować się przekopać, ale mimo, że tego nie widzisz, kolejna ściana jest również w ziemi. Pegazy polegają na szybkości i zwinności, a ja odebrałem ci te możliwości już na starcie. Nie ma więc ucieczki. Czujesz to prawda? Tlen wkrótce się wyczerpie, więc mam kilka możliwości jak skończyć te walkę. Mogę cię zmiażdżyć tymi ścianami, tylko je zbliżając lub sprawić, że z braku tlenu zemdlejesz - nagle spojrzał kątem oka na Dancing of the Fate. - Ale podoba mi się twoja pani, więc poczekam, aż spokojnie padniesz przed silniejszym od siebie - uśmiechnął się czekając.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Moja pani cię ostrzegała... - powiedziała niewzruszona tym co się działo, jego słowami, istnym monologiem, jakby to nie było nic nadzwyczajnego i na spokojnie podeszła do tematu, wręcz z fanatyczną wiarą... brak powietrza nie mógł jej powstrzymać, nie oddychała, a jej lotki z prawego skrzydła dotknęły bariery i wtedy mógł nastąpić pierwszy wstrząs dla niego, gdy magia zaczęła spływać do jej skrzydła, które zaczęło błyszczeć, każde pojedyncze pióro z osobna coraz mocniej. gdy wyłudzała z niego kolejne pokłady mocy, ile mógł tak wytrzymać? Ile miał jej w sobie? Ile mógł uwalniać na raz, gdzie był jego limit, bo zmuszała go do ciągłego zwiększania kosztów. A sama Qualm nadal nie zachowywała się jakby nie było to normalne. Zaczęła wycinać dla siebie drogę, gdy do pierwszego skrzydła dołączyło drugie... Powstawały spore drzwi przez które chciała przejść...Gdy okazało się że jej pióra mają niezwykle misterną budowę krystaliczną... To musiało boleć. Transmutacja na żywym ciele, gdzie wydawała się nie utracić zdolności lotu... Wszystko było takie lekkie, posługiwała się nimi z taką łatwością.

- Wypełnię swoje zadanie... albo mnie wymieni.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice świątyni

Wszyscy wpatrywali się w zaskoczeniu, widząc brak reakcji ze strony klaczy. Niektórzy gapie dostrzegli, że coś mówiła, ale nie bardzo byli w stanie usłyszeć co. Wszystko było dziwne, bo zwykły kucyk w takiej sytuacji wpadłby w panikę, a ona nawet zdawała się nie reagować. Oczy wszystkich skupiły się na skrzydle klaczy, które nagle dotknęło bariery. Nikt nie dostrzegł tego co teraz robiła klacz, jednak nie gwardzista. Poczuł jak jego magia zaczyna słabnąć, a nawet zanikać. Zupełnie nie rozumiał co się dzieje. Czuł się jednak coraz gorzej. W oczach zaczynało mu się dwoić i coraz ciężej było mu ustać na kopytach. Nagle w tłumie ktoś krzyknął w szoku, widząc jak pole siłowe ustępuje przed klaczą. Nikt nigdy czegoś takiego jeszcze nie widział. Gwardziści w okolicy świątyni również zaczęli patrzeć zszokowani na to wszystko. Nagle na dachu pojawił się niedawny gwardzista z oddziałów śmierci, przypatrujący się temu z zaintrygowaniem, zupełnie jakby zdobywał informacje dla kogoś. Spojrzał na chwilę na Dancing of the Fate, a kamień na jego zbroi błysnął dziwnym światłem.

 

- Czym ty jesteś? - w końcu spytał gwardzista, patrząc jak Qualm robi sobie wejście w jego barierze. Z całych sił próbował się opierać, ale czuł się coraz gorzej. Zacisnął nagle wściekle zęby. W jednej chwili bariera, która otaczała klacz zniknęła, lecz równie szybko w kierunku klaczy poleciał promień magiczny. Najwyraźniej gwardzista użył resztek magii, by tym razem zaatakować klacz bezpośrednio.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jestem by służyć - powiedziała, po czym zrobiła dokładnie to o czym mówił, skorzystała z prędkości którą miała, odbiła się na kopytach wykonując piruet wokół promienia by zmniejszyć dystans między nimi. Zrobiła to niezwykle prędko i z gracją typową dla jej gatunku, by w ostatnim ruchu zrobić cięcie skrzydłem, które w zamyśle miało pozbawić go ogona praktycznie tuż u jego podstawy... tylko upokorzyć bo nie wiedziała czy powinna ruszyć go w inny sposób na który się nie zgodził... To miało zakończyć, tylko czy trafiła? Wszystko wydarzyło się błyskawicznie, a Qualm wyhamowała pęd na niewielkiej przestrzeni, ryjąc kopytami po kamieniach, gdzie strzelały iskry... Wyglądała na wyprowadzenie kolejnego ciosu...

 

Fate to oglądała i nie zaskoczona była tym co zobaczyła... Qualm nie mogła postąpić inaczej i klacz widziała że powstrzymywała się gdy z jej skrzydeł wyciekała magia z której umiała skorzystać, ale tego nie robiła dając jej ulecieć. Biała klacz była zafascynowana tym widokiem do momentu aż nie błysnęła jej jedna postać na której jej para oczu bardzo prędko wylądowała, ale nie zrozumiała co mówiła jej intuicja, gdy oglądała tego gwardzistę, a jej magiczne zmysły chciały dowiedzieć się na jego temat jak najwięcej jak to ona... Jak bardzo niebezpieczny był gwardzista śmierci? Z jakiej magii korzystał? Co błysnęło w jego zbroi? Czy było to coś co już znała? Czy dopiero to miało zostać odkryte... Bo Fate wydawała się nie znać strachu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zapomniałam że nie znasz się na żartach... - Teraz odezwała się Sinister która na powrót mogła mówić. - Ale wiesz, wystarczy dać znak i mi przerwać a nie zamykać usta magią bo to nie jest przyjemne - Powiedziała lekko ze zdenerwowaniem.

- Przecież mnie znasz - Lekko się uśmiechnęła i kontynuowała. - Nie mam w zwyczaju przerywać wypowiedzi innych - Patrzyła jak Crimson wyjmuje kulki z dziwnymi wzorami i przysługiwała się wytłumaczeniu jakie jest ich zadanie. Praktycznie od razu zorientowała się że te obiekty są podobne do fiolek i innych przedmiotów których Sinister używa do swoich zaklęć. Przynajmniej tak się wydawało White ponieważ nie wiedziała jak to dokładnie działa. - Podmieńce... Nic nie straciłaś jeśli z ani jednym nie rozmawiałaś. Uważają się za lepsze od kucyków traktując nas tylko jako pożywienie, do tego są niezbyt mądre ale to może być cecha szczególna tego osobnika - Wzruszyła ramionami i ze skupieniem obserwowała mapę. - Widzę że się przygotowałaś... To dobrze, lubię zorganizowane klacze - Jej twarz przybrała wyraz zadowolenia. - Brzmi jak dobry plan jednak jeśli coś pójdzie nie tak teleportuje nas do lasu Everfree by uniknąć walki z gwardią - W tym momencie chciała złapać lewitacją jedną z kulek Crimson ale znajomość z Sinister nauczyła ją że lepiej nie dotykać nie swoich rzeczy, szczególnie takich które mogą spowodować błysk światła w nocy i ujawnić ich pozycje gdy jeszcze nie są gotowi. - Jak to działa? To magia? Chemia? Czy oba? 

- Też mam ze sobą trochę przydatnych przedmiotów... Ale teraz gdy mówisz o hałasie żałuje że nie wzięłam ze sobą swoich skrzypiec - Wtrąciła się na chwilę druga klacz korzystając z chwili zanim Crimson odpowie.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice świątyni

Spojrzenia, klaczy i gwardzisty z oddziału śmierci się spotkały. Nie było można zobaczyć jego oczu przez hełm, ale niepokojące uczucie chłodu, można było wręcz poczuć na sercu. Zupełnie, jakby starał się spenetrować jej duszę. Chwila, która trwała zaledwie chwilę, mogła wydawać się wieczna. Nim jednak doszło do czegoś jeszcze, ogier zniknął pochłonięty przez ciemność. W niczym, nie przypominało to magii, której używają na co dzień kucyki. Resztki aury, sugerowały, że jest to magia odległa, zupełnie nie pasująca do tego świata, a w dodatku w jakiś sposób zepsuta. Nazwanie tego czarną magią, było zbyt proste, bo ktoś czuły na prądy magiczne, po zniknięciu ogiera, mógł poczuć odór śmierci i zgnilizny.

 

W międzyczasie, wszyscy wpatrywali się ze zdumieniem w wyczyny pegaza walczącego z gwardzistą. Nikt nie mógł uwierzyć, że klacz była w stanie wykonać tak zwinny unik. Takiej zwinności u pegazów, nie widywano od czasów Wonderbolts. Gwardzista był zupełnie wyczerpany po niedawnym siłowaniu się swoją magią, a jeszcze ten promień sprawił, że nie miał już sił. Nikt nawet nie zdążył zobaczyć co dokładnie się stało, gdy klacz zbliżyła się do ogiera, ale wszyscy wpatrywali się jak zamurowani, na to co spoczywało w jej skrzydle chwilę później. Gwardzista padł plackiem na ziemię, a tłum patrzył na to z niedowierzaniem.

 

- Ale jak? - nagle powiedział gwardzista, leżący plackiem. - Tylko dwie istoty mogły tak bawić się magią - powiedział, podnosząc się do połowy i utrzymując ciało oparte na przednich kopytach. Nagle spojrzał na Dancing of the Fate. - Jakim cudem, pegaz nie mający pojęcia o magii wpływa na naszą magię? Odpowiedz - mówił niemal załamany.

 

Crimson Burn

Słuchanie przekomarzanek obu klaczy, najwyraźniej nieco bawiło Crimson, bo ta nie mieszała się w ich gierki słowne, tylko uśmiechała się. Najwyraźniej zastanawiała się jak tak dwie zupełnie inne klacze się ze sobą w jakimkolwiek stopniu spiknęły. Zaraz jednak skupiła się na White, która najwyraźniej zainteresowała się jej zabawkami. Nie przerywała jej jednak, gdy do niej mówiła, spokojnie słuchając co było  dosyć nietypowe, patrząc do tej pory na nią. Być może, chciała mieć dopracowane wszystko nim wyruszą, by nie wyszły jakieś nieporozumienia w czasie akcji. Mimo wszystko, uśmiechnęła się słysząc jak White mówi jak to lubi zorganizowane klacze. Być może nadal coś chodziło jej po głowie.

 

- Będziesz mogła nam zagrać na nich koncert, gdy wrócimy - uśmiechnęła się do Sinister, a potem spojrzała na White. - Wiesz, opisując podmieńce dałaś mi idealny opis gwardzistów, przynajmniej jeśli chodzi o inteligencje - prychnęła. - Ale wracając do moich zabawek - pokręciła lekko głową. - Każda działa inaczej. Te które pomogły naszej przyjaciółce - spojrzała na Sinister. - Miały opóźniony zapłon i działały na potarcie kopytem. Inaczej mówiąc, musiałam założyć jak wiele czasu minie od przejścia gwardii. Te, które cię obecnie zainteresowały, są inne. Wiedziałam, że nie znasz działania moich zabawek - wiadomym było, że słowa zostały znów skierowane do Sinister. - Te kulki żeby zadziały trzeba mocno cisną w ziemię, dopiero wtedy zareagują, więc każda z was może mieć kilka przy sobie, nie robiąc sobie krzywdy dopóki nimi za mocno nie ciśniecie - powiedziała teraz do obu. A potem znów spojrzała na White. - Można powiedzieć, że to magia efektów specjalnych - znów się uśmiechnęła. - Nim zaczął się ten bajzel, zajmowałam się efektami specjalnymi na koncertach. No, a potem, cóż - lekko się skrzywiła, chyba po raz pierwszy. - Powiedzmy, że wiem za dobrze co by czekało Sinister, gdyby trafiła na posterunek. Tak więc można by pomyśleć, że to co robię to moja mała zemsta, ale ja to traktuje jak zabawę - wzruszyła ramionami. - Plan z teleportacją mi się podoba jako koło ratunkowe - wyciągnęła kopyto by spojrzeć na zegarek. - Dobra, my tu pieprzymy od rzeczy, a czas ucieka, chodźmy lepiej w kierunku pierwszego zaułku. Tutaj teren jest bezpieczny, więc możemy jeszcze pogadać po drodze jeśli macie ochotę. Przy okazji weźcie moje zabawki, cholera wie kiedy mogą się przydać. Najlepiej wcale, ale lepiej na wszystko być gotowym

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Transmutowałam każde jej pióro po kolei, zmieniając ich strukturę, wytyczając w nich magiczne ścieżki... -  mówiła jakby to nie trwało całe godziny, nie wymagało całego ogromu mocy, cierpliwości, bo musiała być niezwykle dokładna, by jej twór nie był za masywny. Wyglądało zupełnie naturalnie, stanowiły część ciała pegaza. a magia którą zgromadziła jej podopieczna zeszła z niej rozproszyła się, a pióra wróciły do normalnego wyglądu... - Misterne, ale skuteczne, przy magii większości jednorożców, ale wiedzę i moc masz za małą by to zrozumieć... - westchnęła delikatnie już zażenowana całą sytuację. Myślała nawet by nazwać go głupim ale się powstrzymała. -  Dlatego jesteś słabszy od niej, a teraz zostawię cię z tym co chciałeś. Pokonał cię brudny pegaz, nie wstyd ci tak przed wszystkimi? - stwierdziła jeszcze zaczepnie nim odeszła w stronę świątyni, a Qualm ruszyła za nią bez słowa, jak duch. Ruch jej skrzydła sypnął piach w oczy gwardzisty gdy złożyła je dość gwałtownie z jednym tylko celem bo miała chronić, bo jak udowodniła na gwardii nie mogła polegać, zwłaszcza w takiej dziurze jak to sam pięknie określił jej tutejszy przedstawiciel...

 

Fate mogła grać ale zniknięcie tego konkretnego gwardzisty wcale nie pomogło jej zachować tej całej powagi i stonowanej arogancji, gdy głowę miała wysoko, a Qualm wręcz przeciwnie patrzyła w podłogę nie godna obserwacji tych wspaniałości w środku... Co to była za magia? myślała gorączkowo biała klaczka, a z kapelusza wyciągnęła jeden z większych kryształów w których chciała umieścić magie której nie rozumiała, gdyby się okazało że jest to coś czego nie była by wstanie kontrolować i musiałaby się tego najzwyczajniej pozbyć, a nie chciała tego przypadkiem utracić i miała kryształ na samym czubku głowy pod samym kapeluszem.... I w ten sposób chciała podejść do ołtarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świątynia

Wszyscy nadal wpatrywali się z zaskoczeniem zarówno na klacz, która właśnie doszła do głosu jak i pegaza, który niedawno pokonał w nietypowy sposób gwardzistę. Nikt nie mógł oczywiście zweryfikować jego emocji, bo ten nic już nie powiedział, a hełm zasłaniał jego pyszczek. Uderzył jednak wściekle kopytem w ziemię, wzniecając nieco pyłu nadal nie chcąc zaakceptować tego co zaszło. Inni gwardziści chroniący świątyni, patrzyli ponuro na Qualm Mask, jakby sama jej obecność bezcześciła to święte dla jednorożców miejsce, mimo to zeszli z drogi, pozwalając wejść obu klaczom. Nie było jednak wśród nich tajemniczego gwardzisty, który zniknął równie szybko jak się pojawił.

 

Wewnątrz świątyni już trwał rytuał. Część jednorożców, którzy zostali wybrani przez berło, czekali najwyraźniej na koniec nim wyruszą na dalszą naukę magii. Tacy jednak, którzy nie przejawiali większych zdolności magicznych, byli odsyłani ku wyjściu. Jak zawsze samwgo rytuału pilnowali kapłani, ubrani w mistyczne szaty, zasłaniające ich ciała i pyski. Podobnie jak w innych świątyniach nad ołtarzem spoczywał witraż przestawiający Crystal, tak jak widziały ją poddane jej kucyki. Jak zawsze piękna biała sierść i złota grzywa z ogonem, nadawały jej szlachetnego i majestatycznego wyglądu. Sama stała dumnie z ciepłem w oczach, patrząc na swych poddanych.

 

W międzyczasie, gdy Dancing of The Fate wyjęła kamień resztki magii pozostawione przez tajemniczego gwardzistę, wciąż musiały unosić się w powietrzu. Wewnątrz kamienia pojawiło się coś co przypominało czarny kleks. Było jednak w nim coś nietypowego, bo dziwna energia próbowała wydostać się ze swojego nowego więzienia, poruszając się w kamieniu niczym żywe stworzenie. W końcu jednak zaprzestało walki. Ponownie stało w miejscu, zupełnie jakby dziwna nieznana moc w jakiś dziwny sposób zasnęła.

 

- To zaszczyt, że ktoś taki nas tu odwiedza - powiedział nagle kapłan, w stronę Dancing of the Fate, której właśnie nadeszła kolej. - Zakładam, że ten test to dla ciebie tylko formalność, bo znasz już łaskę Crystal - uśmiechnął się ciepło wyciągając berło. - Nim jednak przystąpimy do rytuału, zechcesz powiedzieć czemu zdecydowałaś się przyjść do naszej skromnej zapewne w twym uznaniu świątyni, zamiast jak inni wybrać Canterlot? Czy ma to związek z niedawnym incydentem i czujesz strach? Bo jeśli tak, to zapewniam, że Crystal pilnuje byście byli bezpieczni - uśmiechnął się ponownie. Cokolwiek można było powiedzieć o kapłanie, wydawał się bardzo miły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez głowę Fate przechodziło wiele myśli, na widok witrażu i to musiało być wyobrażenie tej której nikt nie widział... Złodziejki oka Sharr która podporządkowała sobie właśnie tą Equestrie tylko czy na pewno był kucyk? myślała unosząc wyżej głowę oglądając to co było przed nią... Czy oni odzierali magicznie uzdolnionych? Widziała taki świat tylko w tamtym momencie wszystkich zabierano do Gai... by pokazać im dwojakość ich mocy co do tworzenia, czy też niszczenia, by nie znalazł się nikt kto zachciałby zakłócić jej ... Tu raczej spodziewała się odbierania jej... Tego się nie bała bo nie była zależna od swoich własnych zasobów... Wreszcie stanęła i schyliła swe czoło przed tutejszym kapłanem, uważnie słuchała jego słów i po chwili odpowiedziała mu, gdy Qualm była tylko parę metrów za nią i patrzyła się na swoją panią jakby była tylko psem.

 

- Nie czuje strachu, bo ten tylko zasłaniałby mi drogę i dawał zbędne niepewności - powiedziała klacz uśmiechem typowym dla jej wieku niewinnym, niemal źrebięcym mimo że w niej tkwiło wiele podzielonej mocy. - Canterlot leży dopiero na samym końcu obranej drogi, którą obrałam, by spróbować sama zgłębić zagadki ukryte przede mną... - przekręciła głowę typowy dla siebie sposób strzygąc uszami, na znak ekscytacji że znajdzie się w centrum uwagi.

- Gdyby wszystko wydarzyłoby się parę tygodni później, zwróciłabym się ku stolicy, ale jeszcze nie czuje się na tyle silna by wrócić tam, wystarczająco godna. Jeszcze czegoś we mnie brakuje i zamierzam się dowiedzieć czego ale w drodze, może los naznaczony w moim imieniu właśnie tego oczekiwał? że mam się zjawić właśnie tu... - Przymknęła swoje oczy i westchnęła by nabrać powietrza gdy dbała by jej głos brzmiał najpiękniej jak to było możliwe. - Łaska Crystal nie zna pojęcia odległości...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świątynia

- Nic nigdy nie dzieje się przypadkiem - powiedział nagle kapłan, po całej mowie ze klaczy. - Przejawiasz niezwykłą mądrość, mimo tak młodego wieku. Wiesz, że słowo Crystal, jest tym, które nas prowadzi i wiesz, że to ona jest przyszłością. Przyniosła światło w mroku, którym błądziliśmy i tym samy wskazała nam wszystkim drogę. Jestem pewny, że ma swoje miejsce dla kogoś tak wybitnego, a zarazem młodego i delikatnego - powoli wyciągnął berło ku niej. - To będzie tylko formalność, bo oboje najpewniej znamy już wynik - kilka kucyków w kolejce patrzyło wrogo wręcz nienawistnie, na Dancing of the Fate, czując najwyraźniej zazdrość, za to że kapłan dostrzegł ją nim jeszcze dotknął berłem. Zbliżył berło do rogu klaczy i nagle wszystko zniknęło. Dancing of the Fate była całkiem sama, w zupełnie innym miejscu. Nie było tu nawet Qualm Mask, a sama klacz, nie miała swojego kapeluszu i peleryny, a nawet rogu. Znów była kucykiem ziemskim, zupełnie jakby nigdy nie wyruszyła w swoją podróż. Miejsce, w którym była, nie przypominało świątyni, a kamienny okrąg wokół niczego. Powietrze było tu zatęchłe, a wokół okręgu było coś, co przypominało szarą nicość. Resztki czegoś, co najpewniej dawniej było jakimiś budowlami, teraz stało w rozsypce. Zupełnie jakby trafiła na kraniec wszystkich światów, gdzie nie było już nic.

 

- Bersaki kes gweni esse - nagle rozbrzmiało, a wyglądało to, tak jakby otaczający ją świat do niej przemówił. Nie sposób było określić skąd dochodzi głos. - Pir óza kwessar? - zabrzmiały słowa ponure, wdzierające się do samego serca. - Widzę was... - nagle słowa stały się bliższe, ale głos nie przypominał głosu klaczy ani ogiera, był inny bardziej eteryczny. Zupełnie jakby świat starał dopasować się do mowy Dancing of the Fate i zaprzestał używania nieznanego obcego i zapomnianego już języka. Wcześniejsze słowa, z pewnością należały do starej mowy sprzed czasów ludzi, kucyków, czy wielu innych stworzeń. - Nie zapraszałam was do mojego domu... - mówił dalej. - Wkrótce to skończę, a potem wszystko potoczy się inaczej... - mówił głos z drwiną. - Tak łatwo tu wpadłyście wprost w moją grę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biała klaczka poczuła się naga w pierwszym momencie bez swej peleryny i kapelusza czy wszechobecnego dźwięku dzwonka... Spanikowała by wrócić do punktu równowagi zaraz potem gdy patrzyła na świat swoimi niebieskimi oczami, próbując dostrzec coś więcej... Zastrzygła uszami słysząc prastare dialekty, jednak rozumiała tylko pojedyncze głoski bo nigdy nie była dobra w te klocki, nie uważała...Gdy wreszcie zrozumiała uśmiechnęła się, a po usłyszeniu magicznego sława gra, sama postanowiła wziąć w niej udział.

 

- To też jest mój dom, moja rzeczywistość... - powiedziała próbując przywołać blask złączony z jej duszą by rozświetlić bezlitosnym światłem swoje otocznie... - przybyłam by sprawdzić w imieniu Mystry co się w nim dzieje czy nie ma tu skradzionego oka Sharr za którym tak długo podążałam... Jeśli trafiłam do twojej gry, jestem zaszczycona że mogę wziąć w niej udział - mówiła patrząc się w szarą nicość, obserwując krąg próbując go dopasować do czegoś konkretnego, a może to był wymiar kieszonkowy? myślała całkiem intensywnie i było to widać po niej, bo nie umiała dopuścić do siebie faktu że to jest jakiś kraniec wszystkiego co zna. - Było mi widocznie przeznaczone właśnie to - uśmiechnęła się, a pewność siebie z niej nie schodziła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świątynia

Słowa jakie powiedziała klacz, pozostały bez odpowiedzi. Co jakiś czas czuć było tylko przepływ wiatru, który poruszał pyłem wokół klaczy, lecz nic ponadto. Wyglądało to tak, jakby została tu znów zupełnie sama. Zgliszcza, które otaczały klacz, ne miały na sobie nic charakterystycznego, po prostu stare zniszczone budowle. Jednak samo miejsce, w którym stała, zasługiwało na uwagę, bo przypominało dysk unoszący się w niczym. Zupełnie jakby grawitacja nie wpływała na to miejsce. A jednak kopytka Dancing of the Fate, pozostały stabilne na gruncie, co oznaczało, że to miejsce posiadało grawitacje, a przynajmniej miejsce, w którym stała. Nagle przed klaczą zaczął formować się ciemny dym, który powoli zaczynał nabierać kształtu zbliżonego do kucyka. Wpatrywał się czerwonymi ślepiami prosto na klaczkę.

 

- Twój dom? - powiedział szyderczo, głos dochodzący z kształtu. - Teraz zaczęło ci na nim zależeć, po tak długim czasie sobie o nim przypomniałaś? Zależy ci na kimkolwiek z tego świata? Chociażby na tym ogierze co wam pomógł? - kształt, zadawał kolejne pytania, najwyraźniej nie oczekując odpowiedzi. - Gdyby nie to oko, wcale byś tu nie przybyła i nawet nie zwróciła uwagi, gdyby kucyki dawno wyginęły - istota mówiła z nieukrywaną drwiną. Zrobiła kilka kroków patrząc na pustkę otaczającego je świata. - Cykl trwa i zatacza koło niczym wąż jedzący swój ogon. Zaczął się wraz z zasianiem pierwszych iskier życia przez tych, którzy zniknęli poza wzrokiem innych. A jednak to nigdy nie ma końca, bo cykl zaczyna się na nowo. Wszystko rodzi jeden wielki niekończący się chaos. Nie dostrzegacie znaków, dlatego idziecie ślepo, nie wiedząc co się dzieje - mówiła jak do dziecka i zmrużyła oczy. - Wiem gdzie jesteście i widzę was, a jednak nic nie robię, bo ja widzę znaki. W końcu się spotkamy, a wtedy przyjdzie czas na decyzje, lecz jeszcze nie teraz. Nikt nie wie jak to ma się skończyć, ale ja mam swoje zadanie. Jeśli będziecie mi przeszkadzać, szybko tego pożałujecie. Teraz ten świat należy do mnie, jak i całą jego magia i mam wielkie plany co do tego miejsca, jak i wielu innych rzeczy

 

- Dziwna sprawa... - nagle mogła usłyszeć klacz, gdy znów znalazła się w świątyni. Zupełnie jakby to co przed chwilą zobaczyła, nie miało miejsca. Nikt nawet nie dostrzegł najwyraźniej, że Dancing of the Fate niedawno tu nie było. Klacz również, wyglądała tak jak zanim odbyła tajemnicze spotkanie, mając na sobie kapelusz i pelerynę. Kapłan patrzył na zupełnie puste berło, nie wydające z siebie żadnego światła. - Nie spotkałem się nigdy z czymś takim - mruknął zakłopotany. - Zupełnie jakby pani, nie chciała wydać co do ciebie wyroku. Może to jeszcze nie jest twój czas - potrząsnął lekko berłem. - Być może młoda damo jednak powinnaś doznać porady w Canterlocie lub jeśli wolisz możesz zaczekać, aż skonsultuje się z braćmi w tej sprawie, może coś wymyślimy. Najlepiej by było, gdybyś jutro spróbowała ponownie, jeśli uznasz, że jesteś gotowa. Nic innego nie przychodzi mi do głowy

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jutro mnie tu już nie będzie - pokręciła nerwowo głową, strzygąc uszami na jego słowa - ruszę w drogę zgodnie z planem by znaleźć się w kolejnym miejscu mocy... miałam obowiązek stawić się raz, a wiem że nie jestem jeszcze godna i długo nie będę, wynik nie zmieni się z dnia na dzień, by stanąć przed Crystal... Mówiłam, a pani tylko to potwierdziła nie wydając wyroku, nie jestem gotowa - powtórzyła dość dobitnie uderzając kopytkiem... - mimo że moja moc jest jest ogromna, zdolna do transmutacji, czy plecenia swoich własnych zaklęć... To nadal za mało - stwierdziła cofając się od kapłana zbierając w sobie dość mocy, gdy po chwili wypuściła słup ognia w stronę sufitu, gdzie ukształtowała go w sferę, która przez ten krótki moment wypełniła niesamowitym gorącem pomieszczenie, zanim rozproszyła ją chłodnym podmuchem powietrza, a niewielka klaczka nie wydawana się ruszona tym co zrobiła, zmęczona, czy zachwycona tym że jej się udało... Spojrzała poważnie na swego rozmówcę... i ciężko było w jej determinacji szukać kompromisu

 

- Teraz pozwolicie że pójdę we własną drogę... Znacie moją moc, drogę też... - mówiąc to jeszcze raz pochyliła głowę w oczekiwaniu na werdykt, w jej głowie nadal brzmiały słowa postaci z innej rzeczywistości... To nie do niej należała decyzja gdzie się uda... była za młoda by to zrobić, nie gotowa, więc czy słowa postaci były prawdziwe? Nigdy by tu nie wróciła gdyby nie oko? Czy faktycznie czegoś nie dostrzegała i błądziła? Zwątpiła, ale że miała pysk zwrócony w podłogę myślała że jej mimiko nikt nie widział...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pod jednym warunkiem - Sinister chytrze się uśmiechnęła. - Dasz mi parę swoich włosów z grzywy lub ogona... To mała cena za taki unikalny koncert - Zastanawiała się czy Crimson się odważy. - To całkiem bezpieczne. - Jej mina trochę zrzedła gdy uświadomiła sobie że nie powiedziała całej prawdy. - No, prawie całkiem bezpieczne ale nie wracajmy do tego... To był tylko mały wypadek przy pokazie.

- Ja bym się nie zgadzała - Wtrąciła się White obawiając się o nieznajomą. - Nie wiem co planuje i tego się boję... - Po tych słowach złapała parę kulek w lewitacje i schowała je do małej, dodatkowej kieszeni na pokrowcu na broń. - Efekty specjalne na koncertach? To by tłumaczyło twój wygląd, wypadki w pracy się zdarzają - Stwierdziła i zdając sobie sprawę że znowu gadają stojąc w miejscu dodała: - Prowadź.

- Przecież powiedziałam że to nic groźnego - Oburzyła się Sinister. - Publiczność ma szczęście że ta część ciała odrasta... - Tą część powiedziała na tyle cicho że miała nadzieje że nikt jej nie usłyszy. Zgarnęła swój przydział zabawek i ułożyła je w swojej torbie. - Co by mnie czekało gdybym trafiła na posterunek? Nie mam zbytnio styczności z gwardią bo mieszkam trochę na zadupiu pół godziny drogi od Ponyville - Spytała z zaciekawieniem trochę mrużąc oczy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świątynia

Wszyscy zgromadzeni w świątyni, patrzyli w szoku widząc słup ognia, który stworzyła klacz i jak równie szybko się go pozbyła. Ponadto, brak zmęczenia u klaczy, ukazywał jak silna musiała być ta jednorożec. Między zgromadzonymi zaczęły się ciche pomruki. Nie było to niczym dziwnym, bo nikt tutaj nie posiadał takich zdolności magicznych. Mimo to, jednak berło nie wybrało klaczy, co wzbudzało niepewność wśród zgromadzonych. Pojawiały się pytania, co trzeba wtedy zrobić by władczyni dostrzegła ich potencjał.

- Czemu berło jej nie wskazało? - nagle dobył się głos z tłumu.
- Co trzeba zrobić, by Crystal nas dostrzegła? - padło kolejne pytanie. Atmosfera w świątyni stawała się nerwowa. Nawet kapłani zaczęli wpatrywać się niepewnie na głównego kapłana. Gwardziści stanęli przed ołtarzem, chcąc w ten sposób oddzielić kapłanów od niepewnych, a może nawet rozdrażnionych jednorożców.
- Cisza! - wrzasnął w końcu kapłan i wtedy wszyscy dopiero zamilkli. - Nie nam wskazane jest wątpić w mądrość i słowo Crystal - powiedział ponuro i spojrzał na klacz. - Przejawiasz imponujące zdolności, lecz nie potrafię odpowiedzieć na pytanie czemu pani nie chce cię przyjąć. Jesteśmy strażnikami wiedzy, ale nie nam wpływać na decyzje naszej władczyni - pokręcił głową. - Jeśli jednak nie może dać ci to spokoju, możesz ją spytać osobiście - uśmiechnął się delikatnie. - Wkrótce władczyni pojawi się na igrzyskach, a wtedy będzie ci dane się dowiedzieć prawdy

 

Crimson Burn

Jeśli nawet propozycja ze strony Sinister, zrobiła jakieś wrażenie na klaczy, to po niej nie było tego widać, bo nadal na pyszczku miała swój przebiegły uśmieszek. Ostrzeżenie ze strony White, wydawało się nawet ją lekko rozbawić. Nic jednak na razie nie mówiła, prowadząc klacze zaułkami. Ulice były niemal zupełnie puste, bo tylko gwardziści po nich chodzili. Co jakiś czas mignęło tylko światło latarni lub rogu jednorożca. Mimo to, Crimson naprawdę dobrze prowadziła obie klacze, tak, że te skutecznie unikały przechodzących gwardzistów. W pewnym momencie, dotarły do zaułka pełnego drewnianych skrzyń i tu nagle klacz się zatrzymała.

- Wypadki w pracy? - spytała, wybuchając śmiechem na niedawne słowa White. - Musimy tu chwilę zaczekać - westchnęła rozciągając kopyta. - Jeden patrol musi przejść nim pójdziemy dalej - pokazała język. - A co do reszty spraw... - spojrzała na White. - Sama sobie zrobiłam grzywę i ogon, mając szesnaście lat, ale czy to nie sprawia, że jestem bardziej gorąca? - spytała jakby z wyzwaniem, a potem spojrzała na Sinister. - Wiesz gdy władzę przejęła ta nasza kochana Crystal jej gwardia wbiła do Ponyville - wzruszyła kopytkami. - Miałam przerwę w trasie i zatrzymałam się w tutaj akurat wtedy. Wiecie, nie mieszałam się nigdy w sprawy polityki i wojny, więc nie zwróciłam większej uwagi. Przyszli i kazali pokazać się wszystkim kucom ziemskim, ja to olałam, uznając, że to takie sobie gadanie. Dwa dni później, przekonałam się, że nie do końca. Przyszło do mnie dwóch gwardzistów, mówiąc, że chcą porozmawiać i nic ponadto, więc poszłam. W końcu za wygląd chyba się nie kara. No, ale na posterunku rozmowa już przestała być spokojna. Wypytywali mnie czemu się nie wstawiłam na przesiedlenie, a odpowiedź, że mi się nie chciało, chyba im się nie podobała. Zaczęli wypytywać o moje powiązania z buntownikami i mimo, że sto razy im mówiłam, że pieprzę bunty i nie obchodzi mnie kto rządzi, bo sama sobie radzę, nie słuchali. W końcu nie wytrzymałam i powiedziałam żeby się wszyscy pieprzyli z tą swoją cholerną Crystal - na chwilę na jej pyszczku pojawił się jakby niepokój, trwało to jednak chwilę, bo zaraz znów przyjęła swoją typową zawiadacką pozę i posłała swoim rozmówczyniom uśmiech. - No cóż, to było głupie. Tłukli mnie na zmianę wiele godzin, potem wyrwali mi jeden z kolczyków, śmiejąc się przy tym, więc same widzicie czemu mam widoczny ubytek ucha - lekko nim poruszyła. - Moja kara by trwała cholera wie ile. ale wtedy odkryli mój talent - zmarszczyła lekko brwi, patrząc na trzymane przez klacze kulki. - Co jakiś czas część tych zabawek trafia do gwardii - westchnęła z wyraźną niechęcią. - Nie ma już dla mnie zabawy. wbew swojej woli pracuje teraz w fabryce zbrojeniowej gwardii. Gdyby nie mój talent. pewnie skończyłabym na wsi czy coś - nagle spojrzała na Sinister. - Wiesz. nie bardzo chciałam żeby i tobie nakopali - wzruszyła kopytkami. - Potem po akcji może dam ci włos jak zasłużysz - dodała na koniec.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie wymagam odpowiedzi teraz, ani tym bardziej od was - pokręciła głową, zanim spojrzała na kapłana i mówiła dalej - a gdy znajdę to coś na pewno z radością stanę ponownie przed jej obliczem i Pani przyjmie mój trud... a odpowiedzi poszukam ze spokojem wiem że ją otrzymam i to gdy nadejdzie czas... - mówiła nie odpowiadając na pytanie czy pójdzie do Las Pegasus, bo nie wiedziała jeszcze w tamtym momencie... - Dziękuję za wszystko. - pochyliła jeszcze głowę przed nim zanim się nie odwróciła by ruszyć ku wyjściu powoli i dostojnie, a gdy przechodziła koło Qualm ta dostała jej ogonem po zadzie że ma się ruszyć, nie ociągać. Komunikacja bez słów jaka występowała u starych rodów i pomiędzy ich służbą. A Fate wydawała się zwycięska po tym co wydarzyło się w świątyni... Że wszyscy zwrócili na nią uwagę i dopiero, gdy miała przejść próg miały dopaść ją wątpliwości co przez moment się zawahała. Czy nie pokazała za wiele? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świątynia

Rytuał trwał nadal, nawet gdy Dancing of the Fate zakończyła swoją mowę. Nic nie wskazywało, by jakiekolwiek kucyki zainteresowały jaką dalej drogę obierze. Przynajmniej, tak mogło być na pierwszy rzut oka. Kapłani rzeczywiście znów wrócili do rytuału już nie zwracając uwagi na klacz. Najwyraźniej, to było dla nich najważniejsze zadanie. Kucyki stojące do tej pory w kolejce za klaczą, nadal podchodziły do berła, a te zdawało się znów działać jak należy. Jednak co niektórzy, nadal z zainteresowaniem odwracali głowy obserwując klacz. Najwyraźniej, to co pokazała szybko nie zostanie zapomniane. Nie było jednak w niczyich oczach gniewu, czy zawiści, a raczej ciekawość. Gwardziści, którzy zgromadzili się przy ołtarzu, również wydawali się z zaintrygowaniem przyglądać klaczy. Najpewniej, Crystal lub ktoś u góry i tak się dowie o wydarzeniu ze świątyni.

- Miała szczęście! - nagle mogła usłyszeć Dancing of the Fate, niedaleko wejścia do świątyni. Głos był znajomy, ale na pewno nie kojarzył się z nikim przyjemnym.

- Dałeś pokonać się pegazowi - ktoś do niego nagle powiedział. - Wiesz jak to wygląda w hierarhii

- Do jasnej cholery... - znów powiedział, ten już znany głos. - Wygrała tylko dlatego, że nie wiedziałem, że ma niszczyć magię, gdybym o tym wiedział, pokonałbym tego żałosnego pegaza. Umówmy się wszyscy, ta walka była ustawiona...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie mój drogi... - odezwała się Fate z daleka spoglądając na niego, tego co przegrał i próbował kłamać, gdy był sam sobie winien. Powietrze wokół niego drżało potęgując głos tylko dla niego, gdy biała klacz wydawała się tylko szeptać mu niczym najgorszy demon... przecież go ostrzegała że jest słabszy, że to w co tak wierzy zawiedzie go i tak właśnie się stało... - chciałeś chwały, awansu, a teraz gdy zostałeś poniżony próbujesz się ratować kłamstwem... jakie to niskie. Zamiast spróbować jeszcze raz. Przecież to tylko brudny pegaz. Takie nic... pokonaj ją odzyskaj honor, a jak nie... twój los będzie jej... - Ostatnie słowa były prawie niedosłyszenia jakby niemal niepadły, nie mogły go przerazić, bo co mógł zrobić pegaz z jednorożcem gdyby role się odwróciły? Gdy to ona miałaby władzę nad losem, a on by mógł być tylko kundlem. Qualm przystanęła za Fatew która się zatrzymała a oczy jej padały na gwardzistę i wydawała się patrzeć w jego, jakby jego chełm nie miał żadnego znaczenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice świątyni

Słysząc nagle znajomy, a zarazem bardziej mroczny i zarazem twardszy głos dobrze znanej klaczy, gwardzista obrócił głowę by spojrzeć. Na dodatek miał wrażenie, że nawet powietrze jest jakieś inne. Spodziewał się, że ta włada jakąś większą magią, ale nie, aż taką. Zaczął patrzeć po towarzyszach, zastanawiając się, czy też to czują. Ci jednak wydawali się niewzruszeni, normalnie tylko na niego spoglądając. Zaraz jednak, dotarła do niego propozycja i zmarszczył lekko brwi. Miał szansę odzyskać utracony honor i pokazać innym, że nadal może wygrać, z drugiej jednak strony... Cena wydawała się wysoka. Skierował swój wzrok na pegaza. Lekko się cofnął, czując na sobie jej spojrzenie. To było bez sensu, ale miał wrażenie, jakby ta prześwietlała go wzrokiem. Czy to w ogóle było możliwe? To nadal był przecież tylko pegaz, która znała jakieś sztuczki, ale teraz już wiedział jakie, więc mógł wygrać bez niespodzianek. Znów spojrzał na Dancing of the Fate, z jednej strony, nie mając ochoty patrzeć i widzieć wzroku tej pegaz, a z drugiej, czując niepokój związany z pewnością siebie tej jednorożec. Nie rozumiał jednak, skąd brały się jego wątpliwości.

 

- Niech tak będzie - nagle powiedział, a jego towarzysze nagle zwrócili wzrok, w miejsce gdzie on patrzył. - Proszę więc o rewanż - nie było tajemnicą, że ten oficjalny ton, był dla Dancing of the Fate, bo Qualm Mask, nie była godna nawet z nim rozmawiać. - Zgadzam się również na umowę - to powiedział z niechęcią. - Czy poza tym nowym warunkiem, zasady zostają te co poprzednio? - spytał wychodząc, na plac gdy kucyki znów się rozstąpiły.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obydwie klacze szły za Crimson i tylko od czasu do czasu rozglądały się z obawą że zaraz z bocznej uliczki może wyskoczyć niespodziewany patrol gwardii jednak nic takiego nie miało miejsca. Wyglądało na to że nowa znajoma Sinister miało to wszystko ładnie rozeznane i jak dotąd nie popełniła żadnego błędu. 

- Domyśliłam się że to nie jest twój naturalny kolor włosów - Rzekła White przyglądając się Crimson. - Jednak patrząc jak to wygląda stawiałam na wypadek... - Mówiła trochę nie pewnie jakby bała się ją urazić. Wiedziała że to nie brzmi miło ale mówiła prawdę. - Może ogiery to lubią, nie wiem. Nie znam się. - Dodała z uśmiechem na pocieszenie. 

- Nie bądź taka... Konserwatywna? - Powiedziała z lekkim rozbawieniem Sinister wypowiadając ostatnie słowo z drobnym opóźnieniem nie będąc pewna czy to dobre określenie. - Jak dla mnie to sprawia że wyróżnia się z tłumu i łapie oko a takie jest właśnie zadanie takiego stylu. Po za tym twoja siostra również nosi kolczyk na uchu i maluje się pod oczami, tego nie krytykujesz? - Spytała zadziornie. 

- Moje uznanie że lepiej wyglądałaby bez tego nie znaczy że ją potępiam, po prostu mówię jak ja to widzę - Wzruszyła ramionami. - Ale nieco zboczyliśmy z tematu. Przyglądając się tym egzekucjom buntowników... Wiedziałam że dzisiejsza gwardia nie jest idealna ale nie zdawałam sobie sprawy że aż tak. Nie powinno się nikogo torturować dla swojego kaprysu - Spojrzała surowo na Sinister. - Nie mając żadnego dowodu że ktoś zrobił coś wbrew panującemu prawu.  A ty... W zasadzie byłaś niewinna.

- To była zemsta - Stwierdziła lekko przygryzając dolną wargę. - Zasłużyli na to a co do tych gwardzistów przydałoby się żeby ktoś im nakopał. Chyba faktycznie by było lepiej jakbym się tam do nich przeszła...

- Sama pokonasz cały posterunek? - Spytała z niedowierzaniem. - Wiem że opanowałaś wioskę liczącą pięćdziesiąt kucyków mając dwadzieścia parę lat i po tygodniu zamieniłaś ją w coś co stworzyliby Sombra i Discord gdyby się dogadali ale ile z tych osób umiało walczyć? 

- Sześć albo siedem. - Odpowiedziała nie będąc pewna. - Teraz mam trzydzieści jeden lat i umiem o wiele więcej. Do tej pory nie miałam przyjaciół w Ponyville, nie chodziłam więc na kawę i ciasto do kawiarni i zgadnij co? Rozwinęłam swoje zdolności. - Jej głos w tym momencie był tak stanowczy że sprawiał wrażenie jakby faktycznie wierzyła że jest w stanie to zrobić. - Po za tym nie walczyłabym z wszystkimi od razu. Część prowadziła by patrole a bitwa toczyła by się w budynku więc to również nie byłoby starcie z całym garnizonem jednocześnie. 

- To głupie - White skarciła Sinister. - Co zyskasz tą walką? Oprócz ryzyka utraty życia czy spędzenia w lochu jego reszty. 

- Zemstę - Rzekła zamyślona. - Zemstę za Crimson i za mnie jeśli również mnie pobiją. To wystarczający powód by tam pójść i im nakopać.

- Pytałam o zysk a nie o powód - Biała klacz najwidoczniej obrała rolę zdrowego rozsądku którego Sinister najwyraźniej zapomniała zabrać z domu.

- Znam ciebie - Wskazała kopytem na White. - Przyznaj że sama chciałabyś ich ukarać za to co robią. Powinni wiedzieć że za nienawiść zbiera się żniwo w postaci nienawiści. Oni tego nie wiedzą więc ktoś powinien im to pokazać, nie widzę przeszkód żebym to była ja - Uśmiechnęła się złowieszczo.

- Słuchaj - Lekko podniosła głos. - Czy ty myślisz o konsekwencjach? Nawet jeśli - Na chwilę przestała mówić. - Jeśli - Specjalnie zaakcentowała to słowo. - Wybijesz cały posterunek to przyjdą następni gwardziści i wiesz co zrobią? Zaostrzą zasady, przetrzepią każdy dom i wątpię że pominą twój a wiem że jest tam trochę rzeczy budzących niemiłe pytania... Chcesz tego? - Spytała znając odpowiedz. - Żle się do tego zabierasz... W rozwiązaniu problemu najpierw uderza się w przyczynę a nie w skutek.

- Twierdzisz że Crystal wyprała wszystkim mózgi i nie krzywdzą Celestii winnych kucyków z własnej woli? - Jej głos był pełny ironii. - Za taką przyjemność się wcześniej czy później płaci, nie widzę przeszkód bym to ja zebrała tą zapłatę - Powtórzyła swoje słowa w nieco zmienionej formie. - ,,Dawny świat przepadł, a w tym trzeba być twardym" To cytat od nich, ja tylko sprawdzę jak twardzi są oni i czy mogą być dla mnie wzorem do naśladowania. - Wystawiła język po czym kontynuowała. - Po za tym czuje że to okazja by wykorzystać moją złą moc do czegoś co wydaje mi się dobre... Skoro nie mogę jej wykorzystać by leczyć czy bronić odpowiednio ją ukierunkuje. Star ciągle mi powtarza że moje przeznaczenie to sianie bólu i cierpienia co wydaje się godne potępienia... Co jednak jeśli użyje jej by wyrównać rachunki innych niegodziwców? 

- Posłuchaj mnie jeszcze raz - Wzdychnęła lekko zrezygnowana. - Gdy przyszłam do wioski pod twoim panowaniem również mogłam ciebie ukarać a jednak wybrałam inną drogę. Spróbowałam ciebie przekonać i zobacz, udało mi się - Powiedziała z uśmiechem. - Jak teraz to rozpamiętuje to rozmowa z Celestią była cięższa... Chciała żebym ciebie wydała i żebyś była pod stałą obserwacją ale nie dałam za wygraną. Nie mogłam bo to był jeden z warunków naszej umowy i to ją przekonało chociaż nie do końca... ,,Mam nadzieje że wiesz co robisz'' To jej słowa. 

- To idź i im wygarnij co robią źle, nie wierze że ci się uda i cokolwiek zmienisz... - Powiedziała kpiąco. - Wiesz dlaczego wtedy mnie przekonałaś? Ponieważ uznałam że odebrałam dług który zaciągnęli wytykając mnie kopytami... Po za tym nadal czułam się tam samotna a ty dałaś mi szansę - Ostatnie zdanie powiedziała trochę ze smutkiem. - Lubię ciebie, to nie podlega wątpliwości ale nie możesz sterować moim życiem. Mówić wszystko co jest dobre a co złe, nigdy nie będę tak dobra jak ty i musisz to tolerować. 

- Ja... - Widać było że White z początku trochę zatkało. - Po prostu chce dla ciebie jak najlepiej i boje się że wpędzisz się w kłopoty. Wybacz jeśli przesadziłam... Nie wiem co podszeptuje ci Star ale wiem że jest zła i ma o wiele więcej na sumieniu niż ty i staram się być dla niej przeciwwagą... - Powiedziała z zamyśleniem jednak po chwili się obudziła. - Ale to nie czas i miejsce na takie rozmowy - Spojrzała na Crimson. - Trochę zapomniałyśmy że też tutaj jesteś.

- Nie sądzę że teraz też mnie przekonasz ale zobaczymy... - Lekko się uśmiechnęła i również spojrzała na trzeciego uczestnika rozmowy. - Masz faktycznie bardziej kijowe życie niż ja - Stwierdziła. - A jeśli chodzi o ten włos... Jeśli mi go pożyczysz nie pożałujesz tego występu.

Edytowano przez Shey
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Crimson Burn

Słysząc, nagłą zaciętą dyskusje między dwoma towarzyszkami, klacz milczała i się nie wtrącała. Ciężko było w końcu wejść w zdanie przy tak zażartej dyskusji. Niewtrącanie jednak, nie oznaczało, że nie mogła tego słuchać. Nawet zresztą gdyby chciała tego uniknąć, to raczej nie miała jak. Były tu w końcu tylko we trzy, w ciszy, więc echa ich rozmowy bez problemu do niej docierały. Nie była jednorożcem, by mogła się odciąć jakimś zaklęciem, a nie miała także żadnych zatyczek do uszu. Pozostało więc jej czekać, aż obie załatwią swoje sprawy. Mimo wszystko, zdołała wynieść pewne informacje z tej rozmowy, nawet jeśli wcale tego nie planowała. Wychodziło, że ta nowa, czyli White, miała najwyraźniej zbuntowaną siostrę, a samo wyobrażenie tego, było dosyć zabawne, zwłaszcza, gdy poznało się tą pierwszą. Słysząc jednak o tym, jak White jej powiedziała, że została sprana za niewinność, wzruszyła kopytami, posyłając klaczy lekki uśmiech. Kolejne jednak tematy robiły się coraz ciekawsze. Nie spodziewała się, że Sinister swego czasu władała wioską, nieco jak ten cały Sombra, o którym zresztą nawet ta White wspomniała. Nie spodziewała się, że może władać, aż taką mocą. Jednak koniec niespodzianek jeszcze nie nadszedł, bo spojrzała nagle na White. Nie mogła być jednym z tych całych elementów, bo każdy wie jak wyglądały. Celestia, nie wysłała by też urzędnika na negocjacje z tyranem, wynik więc wychodził jeden. Ta klacz była dawną gwardzistką i jednocześnie przyjaźniła się z kimś takim jak Sinister. A myślała, że widziała najbardziej wybuchowe komba w życiu. Pozostało jedno pytanie, kim była ta Star? Dopiero gdy klacze znów zwróciły na nią uwagę, ta się uśmiechnęła. Lekko przejechała kopytem po grzywie i ją poprawiła.

 

- Spoko, nie przeszkadzajcie sobie - pokręciła głową, niemal rozbawiona. Zaraz jednak spojrzała na Sinister. - Słuchaj, lubię cię i uważam, że jest naprawdę w porządku - potem spojrzała na White. - Ty też jesteś spoko, choć niepozorna, ale można wszystko kiedyś rozkręcić - lekko do niej mrugnęła i znów spojrzała na Sinister. - Dostałam w pysk, kto dziś nie dostaje? - wzruszyła kopytami. - Nie bardzo jednak wiem co ci zrobią jak zaatakujesz tych ciemniaków. Nie wnikam w to jaką mocą władasz, bo pewnie mogłabyś sporo narozrabiać, ale sama wiesz jaka jest sytuacja - lekko się skrzywiła. - Wybij tych kretynów, a potem kolejnych, to przybędą te całe oddziały śmierci, czy jakoś tak. Sądzę, że to nie plotka, że każdy kto trafi na ich listę nie wraca żywy. Powiedzmy, że i ich załatwisz, a przyjdzie nasza pani Crystal - rzuciła z niesmakiem. - Sama mi mówiłaś, że nie masz tak wielkiej mocy jak Sombra, a ona jednak skasowała elementy, które go pokonały, więc chyba z nią lepiej nie igrać - lekko westchnęła. - Ponadto, nie wiem kim jest ta cała Star, ale skoro ci szepta coś, to może niech sama się weźmie do roboty? Jeśli ma pojęcie o tej magii, czy jak to tam jest, to niech rzuci wyzwanie Crystal, chyba, że też się jej boi, czy... - nagle zamilkła, bo do zaułka zaczęły dochodzić rozmowy z ulicy.

 

- Idziesz na igrzyska? - spytał jeden z głosów.

- Chciałbym... - mruknął drugi głos. - Ale żona mnie puści, bo to nasza rocznica i wiesz...

- Pantofel z ciebie - głosy stały się donośniejsze i nagle oczom klacz ukazało się dwóch gwardzistów, którzy teraz rozmawiali przed ich zaułkiem. - Może zwrócę na siebie uwagę Crystal i kto wie

- Ta jasne - powiedział z niedowierzaniem, drugi rozmówca. - A co potem jeszcze ci twój mózg narysuje? - na pysku Crimson pojawiły się krople potu. Najwyraźniej, nie przewidywała pogawędek w tym miejscu. Jej kopyto zaczęło zbliżać się do torby.

- Jeszcze się zdziwisz - mruknął i zaczęli odchodzić, a Crimson odetchnęła z ulgą, odsuwając kopytko.

 

- Dobra, potem dokończymy - powiedziała do towarzyszek. - Przez tych gadułów, nie mamy czasu. Za mną - dodała i wybiegła z zaułku do kolejnego. Dalsza droga przebiegała bez zakłóceń. Co jakiś czas było widać światła, ale Crismon skutecznie prowadziła towarzyszki, tak, że unikały gwardzistów. Nagle przystanęła i wychyliła oko z zaułka. - Dobra, to nasza ostatnia część - westchnęła ciężko. - Mamy dwie możliwości teraz - pokazała kopytkiem na wieże. - Gwardziści używają tam reflektora - nagle pojawił się wielki ślad światła. - Za około dwie minuty, zaczną świecić na prawo, wtedy trzeba biec w lewo - wskazała kopytem na ogrodzenie. - Gdy tak się stanie, trzeba biec prosto na ogrodzenie. Jest tam niewielka dziura pod nim. Przygotowałam ją, zaraz po tym jak rozdzieliłam się z Sinister - krzywo się uśmiechnęła. - Dwie powinny zdążyć się przecisnąć, ale we trzy nie ma szans - lekko się skrzywiła. - Inaczej mówiąc, wy możecie pobiec pierwsze i za ogrodzeniem na mnie zaczekacie chwilę lub... - spojrzała na White. - Możesz nas teleportować prosto za ogrodzenie. Rozumiem jednak, że wolisz oszczędzać magię, a dla mnie to nie pierwszy raz. Nie wiem jednak jak z wami

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie obiecam tym razem że wyjdziesz z tego cały... - wypowiedziała słowa dość chłodno i tak by usłyszeli to jego towarzysze. Mówiła pozbywając się odpowiedzialności za złamany nos, albo co gorsza róg, bo czy nawet tego mógł się spodziewać po pegazie który mógł równie mocno nienawidzić jego rasy... mimo że tak pokornie służył jednemu z nich.

- Nie ma nic gorszego niż walka z głupcem... - Uniosła brew a jej wzrok zdawał się przepalać pancerz... - Wszystko zależy od ciebie i pierwszy ruch jest jak po poprzednio twój, chyba że postanowisz inaczej. Uważałabym jednak z szarżowaniem... ona tylko o tym marzy. - Przymknęła oczy, zanim spojrzała na niego z góry mimo że była niższa od niego.

 

- Co więc zrobisz by położyć ją na ziemi, zanim ona to zrobi? Twoja słaba magia cię zawiodła... - rzekła, kończąc monolog jakby tylko z niego igrała, a Qualm Wyszła jakby na jej życzenie by zmierzyć  się z przeznaczeniem idąc w jego kierunku niezwykle powoli tylko z lekko uchylonymi skrzydłami, jakby w każdym momencie mogła poderwać się z ziemi, albo zrobić jakąś nieoczekiwaną sztuczkę... a patrzyła się na niego jak na kolejną ofiarę, a nie przeciwnika... Jakby to miało tylko pomóc zejść jej z tej całej nienawiści. Chociaż w jej brązowych oczach było coś niecodziennego... Czy to były skutki nasycenia jej ciała magią nienaturalną dla niej. Fate tylko patrzyła z bezpiecznej odległości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Okolice świątyni

Słysząc pierwszą część słów klaczy, gwardziści spojrzeli na nią zaintrygowani, a potem spojrzeli na swojego towarzysza, który chciał rewanżu. Zastanawiali się jak na to zareaguje. Nie mógł podnieść na nią kopyta, to oczywiste. Klacz jak przedstawicielka wysokiego rodu, miała prawo patrzeć na niego z góry, jednak mimo wszystko miał prawo do wściekłości. Oczywiście, sam gwardzista zaciskał zęby z każdym jej słowem, czego nie można było dostrzec przez hełm. Zwłaszcza gdy porównała go do głupca. Zaraz jednak, ujrzał jej wzrok i ponownie poczuł się nagi, zupełnie jakby pancerz go nie chronił. Najpierw tamta pegaz, teraz ta? Co z nimi było nie tak? Szybko odwrócił wzrok, czując, że dłużej nie zniesie tego przenikliwego spojrzenia.

 

Nie był również pewny co do jej słów. Czy szarża naprawdę mogła być pułapką? Czy może tylko tak mówiła, żeby go oszukać i zrodzić w nim niepewność? Poczuł spływający pot po pysku, wiedząc, że to jego jedyna szansa, by odzyskać to co utracił. Ponownie zacisnął zęby, słysząc jak jednorożec obraziła jego zdolności magiczne. Zaczął patrzeć w kierunku swojej przeciwniczki, rozważając wszelkie wyjścia i unikając spojrzenia jej przenikliwych oczu. Próbował ostatnio ograniczyć jej dopływ powietrza, ale ona wcale nie zareagowała. Zamknięcie w polu siłowym mijało się z celem, bo znów przełamię je jak wtedy za pomocą tej durnej sztuczki. Walka bezpośrednia też była po jej stronie, z powodu zwinności i szybkości klaczy, jaką odznaczały się pegazy. Najgorsze jednak były liczne spojrzenia zgromadzonych kucyków, jak i kolegów z gwardii, którzy najpewniej już między sobą zakładali się o wynik tego pojedynku. Musiał im udowodnić, że byle pegaz go nie pokona. Wiedział, że musi jakoś wyeliminować jej zdolność lotu. Nagle obok Dancing of the Fate pokazał się Night, patrząc na nią niepewnie. W międzyczasie na pysku pojedynkującego się gwardzisty pojawił się uśmiech. Miał pewien plan. Jego róg znów otoczyła magiczna aura, co wydawało się głupie biorąc pod uwagę ostatnią walkę, ale tym razem nagle wystrzelił promień magiczny prosto w ziemię, tworząc wielkie tumany kurzu, które miały ograniczyć widok klaczy. Nawet zgromadzone kucyki musiały zasłaniać oczy kopytami nic nie widząc. Ogier, który wykonał niespodziewany ruch, nie pozostał w miejscu i zaczął biegać wokół, ale nadal nie atakował. Znów zbierał magię w swoim rogu, jakby szykował się na kolejny ruch, na który potrzebował czasu. Spodziewał się, że nie ma go zbyt wiele, ale wiedział, że to mogła być jego szansa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...