Skocz do zawartości

W poszukiwaniu harmonii - [zabawa] sesja RPG (Drużyna idąca po jedzenie)


kapi

Recommended Posts

- Yellow , zaprowasz nas do domku koło biblioteki na przeciwko zamku, zapamiętam droge powrotną.... jakby nas ktoś śledził to nasze hasło dla karczmaża jest takie " Czy podajecie jakieś ostre jedzenie?" jeśli jednak wszystko będzie w pożądku to powiem "przyszedłem po sól dla pani williams" ok?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Animal w milczeniu wyjęła bukłak i zapełniła go do pełna wodą. Potem odwróciła się w stronę Blue i zastanowiła się przez chwilę. 

- Um... Opatrywać umiem, ale zwierzęta, takie jak króliki, bądź wilki i inne. Z kucykami raczej też sobie poradzę. Nie trawię widoku krwi, ale żeby pomóc innym, to mogę się poświęcić, prawda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nick wiedział że widok człowieka wśród kucyków był co najmniej nietypowy, ale nie powinien wywoływać zaniku pamięci... Po usłyszeniu odpowiedzi karczmarza Nick z automatu chciał krzyknąć: "karta dań!" jednak jako że po pierwsze nie wypadało, a pod drugie zapytał się o coś innego zrezygnował z tego i zamiast krzyczeć o kartę postanowił wyjaśnić co i jak.

-Hmmm... mój kolega nazywa się Rebon i jest alchemikiem, ja jestem Nick i proszę o kartę dań czy coś w tym guście.-Uśmiechnął się krzywo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

( Kapi postanowiłem nieco zmienić przemiany na nieco inne. A że nie zmieniałem się wcześniej to chyba nie ma problemu?) 

- Zobaczmy, co da się zrobić.

Odparł chłodno Serox. Po czym Sandstorm przeszła przemianę jakby była od początku Podmieńcem. Serox mocno się przeciągnął.

- Echhh... trochę lepiej. 

Nagle zmienił się w Shadow.

- Już widzę pewien problem. - Odparł bez emocji. - A mianowicie to, że CM jednak zostaje mój. Ale czas na kolejne eksperymenty.

Zaczął się zmieniać w różne postacie. W pewnego nieznanego wcześniej czarnego kuca - Wtedy Sandstorm w duchy drgnęła nie wiedząc dokładnie czemu.- W Animal, starego Rebona, Yellow'a, a później w Serox'a i potem w Serox'a i znowu w Serox'a. Warknął wściekle i kopnął w krzesło za nim.

- Coś tu nie gra. Nie wychodzi mi zmiana w Changelingi. 

- Uspokój się wiesz co się dzieje, gdy naszą duszą targa burza. Znajdziemy wytłumaczenie.

- Masz racje.- Wycedził przez zęby.- A jeśli chodzi o doświadczenie to wyciąganie informacji nie jest moją mocną stroną. Nawet jako Podmieniec chodziłem własnymi ścieżkami, ale mogę to wykorzystać do przeniknięcia w pewne miejsca i... Uciszenia kogoś. Ewentualnie mogę zrobić małe zamieszanie na tyłach lub w centrum wrogiej armii. Choć z drugiej strony w barakach jakieś plotki i przechwałki często chodziły. Ale czas wracać.

Niespodziewanie twarz i skóra Serox'a pękła i on sam rozsypał się jakby był tylko skorupą Sandstorm. Pył ze skorupy rozwiał się na nienaturalnym wietrzyku i gdzieś zniknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Kapi, nie ma wstydu, ja też czasem zapominam o wielu rzeczach. Nikt nie wymaga od ciebie Bóg wie jakiej pamięci, i tak dobrze się gra.)

 

Kucyk schwycił przedmiot w locie, po czym szybko umieścił go w jednej z lepiej zabezpieczonych kieszeni kurtki. Wyczuł w tym geście strażnika pewną ironię, albo też mu się tak wydawało, jednak zdecydowanie był wdzięczny za przekazanie mu klucza do skrzyni. Nie zajmując dłużej niczyjej uwagi spokojnie szedł za przewodnikiem mimo woli Yellowem, aż nie znalazł się w pewnym pomieszczeniu. Nietrudno było domyślić się jego przeznaczenia, zwłaszcza że Grim niejedną spiżarnię w życiu widział. Niejedną także pomagał opróżniać. W każdym razie rozejrzał się otwarcie po okolicy, omiatając wzrokiem półki. Wyraźnie czegoś szukał. Poczekał, aż Wiktor skończy mówić, po czym zwrócił się do jednorożca.

- Słuchaj, są dwie kwestie. Widać, że nie w smak ci nasze towarzystwo. Albo zasuwanie po tym urokliwym mieście. Więc po pierwsze, możemy poradzić sobie sami, ale tylko jeżeli Wiktor - tu posłał wzmiankowanemu badawcze spojrzenie - dobrze pamięta drogę. Chociaż, skoro prosił o poprowadzenie... Dobra, nieważne. Jest jeszcze druga sprawa. Znalazłyby się dla mnie jakieś dwie darmowe butelki cydru?

Ogier rozbrajająco szczerze i z nadzieją spojrzał na maga, jako istotę znającą się na rzeczy i, miał nadzieję, chętną do współpracy. Chęć na cydr prześladowała go od początku tej cholernej wyprawy. Pamiętał dobrze jak pokłócił się z jakimiś kucykami w chatce Zecory, jak mało się nie pozabijali. Swoją drogą, ciekawiło go gdzie posiało resztę tej, pożal się Luno, drużyny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Yellow po usłyszeniu słów Wiktora spuścił uszy i zaczął człapać do wyjścia ze spiżarki. Jednakże, zaraz odezwał się Grim, na jego słowa  żółty ogier zareagował.

- Oczywiście, że nic do Was nie mam, uważam Was moi przyjaciele za bardzo zacne kuce, jednakże po prostu nigdy nie lubiłem oprowadzać innych, a już tym bardziej po powierzchni, gdzie wszędzie czai się wróg. Co do cydru to nie wydaję mi się, żeby dwa kufle były jakimś problemem - To mówiąc z jednej z szafek wylewitował dwa kufle po czym przestawił je w pobliże dużej beczki, odkręcił zawór i strumień złotego pysznego trunku wlał się do nich. Powietrze wypełniło się zapachem jabłek, aż Grimowi zakręciło się w głowie ze szczęścia. Po chwili Yellow podał ogierowi jego wymarzony napój.

 

Tymczasem w karczmie barman jakby otrząsnął się z odrętwienia.

 - Tak karta dań, oczywiście... zaraz gdzie ja to wsadziłem...

Najwyraźniej mało gości gospody nie znało jej asortymentu i kuc nie musiał podawać kart od dłuższego czasu, dodatkowo zmieszanie wywołane na widok człowieka spowodowało ,ze ten niezdarnie na wszystko wpadał i potłukł kilka szklanek. W końcu wszedł na zaplecze, skąd rozbrzmiało kilka dźwięków uderzania w patelnię przeplatanych przekleństwami, a także rozlewania czegoś. Po kilku minutach pojawił się karczmarz z podbitym okiem i cały mokry a w kopycie trzymał kartę dań.

- Proszę bardzo- stwierdził kładąc lekko lepiący się zwitek kartek papieru przed przybyszami.

 

W biurze Shadow działy się dziwne rzeczy. Klacz przyglądała się uważnie przemianom jej gościa, po chwili rzekła.

- No cóż imponujące zdolności, odpowiednio wykorzystane mogą być bardzo przydatne. Szkoda, że nie umiesz wyciągać informacji. Jednakże chyba podłączenie Cię do jakiegoś oddziału patrolującego nie powinno być problemem, jak sądzisz dałbyś radę wtopić się w tło na jeden dzień, albo mniej i wyciągnąć tyle danych z zasłyszanych rozmów, czy własnego działania ile się da? Mogłoby to być bardzo pomocne.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cydr. Cydr. Cydr, cydr, cydr, cydr. W tej konkretnej chwili tylko w ten sposób można dokładnie oddać procesy myślowe zachodzące w głowie ogiera odkąd napój zachlupotał w kuflach. Kufle to nie butelki, ale stare powiedzenie głosi, że należy brać, jak dają. Grim zatem entuzjastycznie, choć bezgłośnie podziękował Yellowowi, sekundy potem tracąc całkowicie zainteresowanie nim i światem dookoła. Niestety, mało kto wiedział o pewnej słabości ciemnordzawego mieszkańca zapadłej dziury pod Stalliongradem. Bardzo lubił wypić od czasu do czasu coś mocniejszego niż woda czy sok. Zaspokoił swoje długo tłumione pragnienie, po czym otrząsnął się, powracając do rzeczywistości. Jego racjonalny umysł zwalczył szybko podejrzanie tęskne myśli kierowane ku beczce. Był gotów do dalszej drogi, a nerwy znów stały się delikatnie napięte. Jak to powiedział prowadzący ich jednorożec "wszędzie czai się wróg".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cóż sądzę, że spróbować zawsze warto. Chociaż w tym wypadku przyda mi się jeszcze parę dodatkowych rzeczy. I jeszcze jedno pytanie. Skoro mam narazić swój wizerunek i wystawić się na ewentualne zdemaskowanie, co dostane potem w zamian? Zwłaszcza, że mam swój cel i wykrycie mocno utrudni mi działania w tym kierunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A zatem czy już wszystko gotowe, możemy ruszać?- Spytał Yellow rozglądając się po swych towarzyszach.

 

Nick spojrzał na kartę. Nie wyróżniała się tu żadna pozycja, tradycyjnie to co można zwykle dostać w karczmach. Jakiś owies, siano, czy inne zboże, gdzieniegdzie danie z marchewką, czy kwiatkiem. Podawano tu trunki od tych mocniejszych, jak nawet spirytus, do wody, przez soki. Zastanawiająca byłą jedynie pozycja "Łup wojenny", która widniała a cena obok niej głosiła 2 monety.

 

W biurze Shadow klacz spojrzała się na Seroxa, a jej wzrok zdawał się przeszywać go na wylot. Spokojnym głosem zapytała:

- A jakież to masz mój drogi plany?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Te plany są związane z częścią mojej historii i o tym się nie mówi. Nieważne kto jaki ma autorytet.

- Tak czy siak będziemy potrzebowali paru rzeczy. pudełeczka w farbą, gdyby mu zeszła, jakiegoś dobrego trunku jako karty przetargowej, pancerza patrolu i...

Nagle wyraz twarzy Sandstorm się zmienił w coś niczym maskę bez uczuć.

- Któregoś z tych ostrzy. Oczywiście jeśli to nie problem.

Edytowano przez Wolfast
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W chwili gdy Serox wskazał na sztylety Shadow otworzyła szerzej oczy, w których zapłonął chłodny i nienawistny ogień, który chciał po prostu spalić żywcem rozmówcę, choć jej twarz nie drgnęła nawet odrobinkę, sam wzrok wystarczyłby, żeby większość przeciętnych kucy zapomniała poprzednie pytanie, kuląc się potulnie. Serox miał wrażenie, iż już ciemny pokój nagle stał się jeszcze bardziej mroczny, a także że czarna sierść klaczy wtopiła się w ciemność i jedyne co ogier widział były świecące w ciemności i płonące błękitnym żarem oczy Shadow. Ten płomień wnikał w najgłębsze zakamarki duszy i przepalał myśli. Ciszę, która wtedy zapanowała przerwał słodki głos klaczy, w którym jednak zamknięta była bestia, mająca zamiar rozszarpać każdego i zniszczyć wszystko co kocha. Był to głos przyprawiający o dreszcze i skurcze mięśni. Kryło się w nim ostrzeżenie, groźba, a nawet istne zło. Słowa wbijały się w uszy raniąc je niewidocznie i przenikając w duszę.

- To są moje sztylety i nie dostaniesz ich.- Każde słowo wypowiedziane szeptem rozdzierało ciszę, jakby wielka tam puściła i ogromna masa wody spadała z wzgórz, tak jak wielki pożar trawi hektary lasów, tak te dźwięki niszczyły cały spokój na swojej drodze. Gdy ostatni wyraz skończył dźwięcznie i sycząco odbijać się od ścian małego ciemnego pomieszczenia, znów zapanował spokój, a światła ponownie niepewnie zamigotały. Czarna sylwetka klaczy znów wyróżniała się z otoczenia, a niepowstrzymany pożar w jej oczach zgasł, jakby nigdy go tam nie było.

 

- A to, no cóż wiele rzeczy udaje nam się skraść od wroga, ponieważ nie my to fundujemy, cokolwiek to jest sprzedajemy to po ej samej minimalnej cenie. Aktualnie na składzie posiadamy jakieś przyprawione mięso mantykor i duże ilości północnej sałaty, a także kryształowe ciasto marchewkowe - odpowiedział grzecznie karczmarz.

 

Yellow uchylił lekko drewniane drzwi. Te otwarły się bezdźwięcznie, po czym pochłonęły maga. Za nimi znajdował się ciemny korytarz. Grim i Wiktor podążyli za swym przewodnikiem. Po chwili przy miejscu, gdzie korytarz skręcał w lewo ujrzeli migoczące światło, które migotało na dość starych deskach pospolitej budowli. Yellow śmiało skręcił, to samo uczyniły ogiery. Znaleźli się po chwili w przestronnej izbie wypełnionej kucami z klas niższych od chłopów po kupców, a także mieszczan, czy rzemieślników. Przy dużych okrągłych i starych stołach zapełnionych jedzeniem i trunkami najrozmaitszego rodzaju siedziało także kilkoro podróżnych. Nikt nie zwrócił uwagi na przybyszów, wejście umieszczono specjalnie w mało rzucającym się w oczy zakątku karczmy. Przy kominku stało kilkoro kucy i za pomocą pieśni opowiadało stare historie. Niestety nie słyszało się tak wspaniałych historii, jak ta o Shining Bladzie i walce z Narafnogiem, było to bowiem w tych czasach zbyt niebezpieczne, aby wychwalać Equestriańskich bohaterów. Nie słuchano o bohaterskich bitwach w Kotlinie Burz, czy na południu, poza Kryształowymi górami, teraz można było jedynie śpiewać o rzeczach neutralnie politycznych. Cała karczma wypełniona była ciepłym powietrzem, które łagodnie roznosiło się ogrzewając potrawy i podróżnych. Słychać było dźwięk wielu rozmów. Yellow postępował normalnie do przodu nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Jedynym kucem, który spojrzał się na trójkę rebeliantów był sam karczmarz. Ten po wypatrzeniu żółtego maga nieznacznie kiwnął głową. Po chwili drzwi wejściowe stanęły otworem i bohaterowie wyszli na zimną skąpaną w mroku uliczkę w dzielnicy podmiejskiej Canterlot. Ich ciałami wstrząsnęły lekkie dreszcze gdy opuścili ciepłą karczmę i wyszli w tą zimniejszą scenerię.

- Nie ma sieczego obawiać, straże tutaj zglądają tylko większymi grupami, bo wiedzą, że to nie ich teren, da się wyczuć, iż tu mieszkają nie splugawione kuce, a obszary podmiejskie są na tyle duże, że nie da się ich patrolować- stwierdził Yellow szeptem.

Ruszyli stępa po brukowanych uliczkach w dolnej części miasta. Ku nim wyglądały ciepłe światła pochodzące ze świec wewnątrz niskich drewnianych domów. Fakt jednak faktem ,że przechodzili po Canterlot. Większość budynków została pomalowana na biało, a żaden nie miał słominego dachu. Gdzieniegdzie na skrzyżowaniach widniały fontanny, czy pomniki, a raczej w większości po prostu piedestały, z których zrzucono ważne dla Equestrii postacie, takie jak Starswir Brodaty, bohaterowie dawnych bitew, czy nawet sama księżniczka Celestia. Wszystko przedstawiało trochę smutny obraz, niby całokształt nie różnił się zbytnio od pierwowzoru,, lecz brak tych ważnych symboli patriotyzmu i starych czasów budziły niepokój i zwątpienie. Kilkakrotnie musieli lekko zmieniać trasę z powodu pojawienia się złowróżbnych cieni i blasków pochodni na ścianach odległych domostw, które w połączeniu ze szczękiem kolczug i ciężkim miarowym krokiem dawały nieomylne znaki zbliżania się patrolu. Jednak Yellow miał rację, nie roiło się tu od strażników, a szerokie i długie uliczki dawały świetne możliwości wczesnego wypatrzenia zagrożenia i schowania się. Godzina w przybliżeniu 20:00 nie świadczyła wcale o zamarciu życia. Cały czas spotykali na drodze różne kucyki, które dążyły w swoich sprawach, a nawet po prostu rozmawiały siedząc na ławkach. Widać było wyraźnie, że po trzech miesiącach okupacji całkiem duża ich ilość pogodziła się ze stanem rzeczy i starała się przystosować do nowych warunków. Noc była bezchmurna, a wielki księżyc Pani Mroku świecił trupiobladym światłem, rzucając rozmaite mroczne cienie. Noce nie były już tak spokojnie odkąd Luna została pochłonięta przez Nightmare Moon, wszystko zdawało się być ciemniejsze i groźniejsze. Po kilkunastu minutach drogi znaleźli się przy wejściu do górnego miasta. Tutaj Canterlot był otoczony drugim rzędem, o wiele potężniejszych od pierwszego rzędu murów. Na noc zamykano bramy, jednak teraz jeszcze pozostawały otwarte, a stan ten nie zmieniał się do godziny 23:00. Oczywiście strażnicy zatrzymali przybyszów pytając sięczego chcą, ale tak na prawdę nawet nie zwrócili na nich uwagi i trzy ogiery przeszły dalej bez nieprzyjemności.

 

Ta dzielnica zbudowana byłą w iście wspaniałym stylu. Każdy budynek wybudowany z białego marmuru i o złoconych dachach, a także bogatych płaskorzeźbach. Z daleka widoczne były wspaniałe budowle znane na cała Equestrię, takie jaki Wielki Teatr Canterlocki, którego kryształowo-szklana kopuła emanowała zawsze, także i tej nocy tęczowymi odblaskami. Trzy ogiery zatrzymały się na głównym placu, gdzie na piedestale stał ogromny pomnik Nightmare Moon. Otaczały ich same cuda architektury. Za plecami znajdowała się główna brama, białą i ogromna jak wielka śnieżna góra, która nie ugnie się pod żadnym atakiem, a jej wielkie żelazne skrzydła, zabezpieczone wieloma ryglami, o każdej porze strzeżone przez wielu obrońców wydawały się nie do zdobycia. Od tego obiektu odchodziły potężne mury mające ponad 15m. Za nimi znajdował się olbrzymi pałac królewski, a także koszary i Archiwum Canterlockie. Wielki i wspaniały budynek pałacowy świecił w blasku księżyca, gdyż jego ściany były wygładzone i zbudowane z najlepszego rodzaju marmurów.

 

Tuż obok znajdowała się Wielka Biblioteka, wybudowana w stylu starodawnym z wieloma kolumnami, a także kopułą również z marmuru. Dwa pomniki alikornów witają zawsze czytelników tam wchodzących. Zbiory tego budynku przyćmiewają większość innych obiektów. Przy tm placu znajduje się także Teatr Canterlocki, a  również wiele innych budynków mniej charakterystycznych, które równierz imponowały każdemu, swymi wysokimi biało złotymi wieżami.

 

Tymczasem Atlantisowi zajęło 10 minut wykonanie maszyny myślowej, a gdy skończył zegar wskazywał godzinę 19:50. 

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis obejrzał swoje dzieło i był zadowolony ze swojego wysiłku.Obejrzał twór,po czym stwierdził po cichu -zatem teraz dane- Atlantis zaczął przesyłać kopie danych o Rebonie.

 

Tymczasem Blue odwróciła się na  moment do animal aby jej odpowiedzieć -Każdy musi robić to co umie,żeby pomóc innym.Zatem jeśli chcesz pomóc to możesz.po naradzie zbiorę cię do skrzy7dła medycznego  na naukę opatrywania.Skoro wzięłaś to co potrzebujesz to chodźmy już do baru,gdyż musimy odnaleźć innych.-Po czym ruszyła powoli w kierunku baru wypatrując innych,jednocześnie czekając na Animal.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Barman odszedł, po kilkunastu minutach przyniósł dość duży kawał kryształowego ciasta marchewkowego. Te mieniło się w blasku migoczących świateł pochodni, pokryte zostało lukrem, a z kilku miejsc wystawały większe kawałki marchewki wkomponowane w mus z tego warzywa. Ciasto przypominało szarlotkę, tyle, że z innego rodzaju rośliny. Kruche ciasto na wierzchu, już samym swym wyglądem chrupało, od całości biło przyjemne ciepło, nie za mocne i nie za słabe. W tym oświetleniu ciasto zajarzyło się na złoto. Wyglądało prześlicznie i przepysznie. Podano je na tradycyjnym szklanym Canterlockim talerzu z wytłoczonymi falistymi wgłębieniami idącymi po obwodzie naczynia. Wszystko zostało pokryte lekką warstwą białej farby, aby nadal talerz był przezroczysty, ale posiadał białe zabarwienie.

- No ma Pan szczęście powoli nam się kończy, ale raczej nie będziecie zawiedzeni smakiem. Moim zdaniem jest to jedno z najlepszych ciast, jakie w życiu jadłem. Te drobinki startych kryształów nie tylko upiększają wygląd, ale i dodają całą gamę nowych nieznanych smaków, które tak zostały tutaj prześwietnie skomponowane, że jak już raz się zacznie jeść, to nie można przestać-  powiedział barman przyjaźnie się uśmiechając, zarówno do Nicka, jak i do Rebona, co najwyraźniej miało świadczyć, iż nie boi się człowieka. Uprzejmie życzył smacznego i odszedł zostawiając wspaniały wyrób kryształowego cukiernictwa na stole.

 

Tymczasem Atlantis począł przerzucać dane o Rebonie do wielkiej niebieskiej świetlistej kuli, która absorbowała i zapisywała wszystko w swej pamięci. Poziom dostępnej pojemności pokazywał się z boku w postaci wskaźnika słupkowego, który pomału, acz nieubłaganie rósł. Po 10 minutach proces kopiowania był zakończony.   

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Atlantis podszedł do miejsca gdzie leżała książka by sprawdzić o czym ona jest,a następnie wrócił przed kulę.W tej samej chwili przyszły mu dziwne myśli do głowy na temat luny.

"Skoro luna jest księżniczka nocy i opiekunką snów to znaczy że kucyki są teraz całkowicie bezbronne na ataki we snach,strach pomyśleć co będzie jeśli taki stan potrwa dłużej"

Po czym duchu stwierdził "zapewne będą miały koszmary,gdyż nikt nie będzie pilnował ich snów,zatem coś trzeba będzie  w tym celu zrobić,choćby na początek dla siebie"Po czym wrócił zajmować machiną.Od razu zaczął programować zadanie opracowania danych oraz następne znalezienie wszystkich możliwych zastosowań,na początek w Mechu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Grim Cognizance poddał się spokojnie przewodnictwu jednorożca, zwyczajnie podążając za nim przez karczmę. Dopóki nie wyszli, rozglądał się ciekawie na boki. Z jednej strony interesowało go miejskie życie, bo jeno kilkakrotnie był w Stalliongradzie, a z drugiej warto byłoby zapamiętać szczegóły otoczenia. Zwłaszcza skupił się na wejściu do podziemi. Gdy uznał, że zapamiętał co trzeba, oddał się typowemu zwiedzaniu. Słuchał, przechodząc mimo, zacnych pieśni trubadurów opiewających dawno minione dzieje. Okupacja jakby odarła ich pieśni z pewnej ledwo wyczuwalnej otoczki. Kucyk sam nie wiedział jakiej, lecz czuł podświadomie, że coś zanikło. Część utworów znał jeszcze z dawniejszych, spokojniejszych czasów. Niestety nie mógł zapoznać się dokładnie z repertuarem otaczających go pieśniarzy. W karczmie było cokolwiek głośno, a ponadto obowiązki wzywały do zajęcia się innymi, ważniejszymi sprawami. Wkrótce on i pozostała dwójka opuściła przytulną oberżę. Przejście z ciepła sali w zimną ulicę wywołało dreszcze, zresztą nie tylko u niego. Widocznie Yellow odczytał nieco inaczej sygnał, albowiem zaraz począł uspokajać go samego i Wiktora. Grim prychnął z cicha. Nie miał doświadczenia bojowego, lecz nie bał się straży. Kiedy tylko ponownie ruszyli w drogę raz jeszcze zaczął uważnie rozglądać się po okolicy. Oczywiście ponownie z dwóch powodów. Szukał charakterystycznych punktów, które mogłyby później pomóc w zorientowaniu się w przestrzeni. Mimo iż dzielnica nie była zbyt bogata dało się wyczuć, że przemierzają ulice ważnego miasta. Nie było tu znanych nawykłemu do wsi oku słomianych dachów czy zwykłej, drewnianej zabudowy. Owszem, domy może z drewna, ale wszystkie pomalowane. A i ozdób nie brakło wokół. Fontanny, w których przyjemnie szemrała woda, albo sprawiające dziwnie ponure wrażenie puste piedestały. Grim przypuszczał, że stały tam kiedyś pomniki, które nie przypadły do gustu nowej władczyni. O tym, że cała sceneria nie jest naturalna przypominały pojawiające się co jakiś czas patrole. Zawsze jednak trio rebeliantów ostrzeżone zawczasu światłem czy dźwiękiem zdołało uniknąć niechcianego spotkania. Ciemnordzawy ogier zdumiał się. Pomimo nieciekawej sytuacji, rontów krążących po ulicach czy po prostu ciemności życie toczyło się dalej swoim rytmem. Jakby nic się nie stało. Na krótką chwilę złość na gnuśność mieszczuchów porwała ogiera, lecz rychło minęła, przekuta w smutek. Przecież oni mają rodziców, dzieci, które muszą chronić. Nie wszyscy mogą porwać za broń i przepędzić precz nieprzyjaciela.

 

Zaraz zresztą Grim doszedł do wniosku, iż wie, dlaczego tak jest. Bo oto po bliżej nieokreślonym czasie Yellow, Wiktor i on sam wkroczyli do bogatrzej części stolicy. Od razu wywarła ona silne wrażenie na nieobytym kucu. Tak silne, że aż było to widać. Nawet nie zwrócił zbytnio uwagi na strażników przy bramie, tak był zafascynowany perspektywą odwiedzenia tego miejsca. Nie mógł powstrzymać się przed przeliczaniem pod nosem pełnych przepychu domów czy dzieł sztuki na żywność, ubrania, narzędzia...

Mina mu jednak zrzedła kiedy spojrzał w stronę pomnika Nightmare Moon, uzurpującej sobie prawo do władzy nad całą Equestrią. Nie to było jednakowoż przyczyną tej zmiany nastroju. Brama. Nie, to złe słowo. To była prawdziwa góra z żelaza oraz kamienia. Ujrzał wzmiankowane dzieło architektury obronnej, zrozumiał dolę mieszkańców i cień strachu padł na jego prostą duszę. Jak, do jasnej cholery, mają zdobyć tego molocha, mając za sobą garstkę zapaleńców? Dopiero teraz uświadomił sobie w pełni, na co porwał się, gdy dołączył do wyprawy. Nieświadomie potrząsnął głową. Nie mogą, ON nie może, poddać się na widok murów. MUSI być jakiś sposób.

- Musi... - wyszeptał bardzo cicho. Przełknął ślinę i odchrząknął.

- Dobra, to teraz szukamy domu Wiktora. Nie ma co zwlekać. - rzekł do pozostałej dwójki pewniejszm już głosem. Nagle do głowy przyszło mu by dopowiedzieć - Przecież noc nie potrwa wiecznie.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po całej tej sytuacji Shapeshifter w formie Sandstorm odczekał jeszcze moment czy Shadow nie doda czegoś jeszcze. Po czym zabrał głos:

- Dobrze. Rozumiem. A co do tego planu to...

- Będziemy w barze, bo chcemy się jeszcze spotkać z towarzyszami i trochę się przygotować.

- Choć raczej jesteś osobą, która i tak będzie wiedziała kiedy i gdzie jesteśmy. 

* I pewnie tego dopilnuje.* powiedzieli obydwoje w myślach.

- Tak czy siak, my chyba będziemy już iść. Chyba, że masz jakieś obiekcje.

I Sandstorm podeszła do drzwi z zamiarem otwarcia ich i opuszczenia tego miejsca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Książka, którą począł sprawdzać Atlantis okazała się być małym podręcznikiem alchemicznym. Szybko wrócił do programowania i przygotowywał kulę do zadania, które ją czekało. 

 

Karczmarz usłyszał zamówienia. Zanim odszedł szybko rzucił w kierunku Rebona.

- Jakie zebranie proszę Pana?... Nic mi o żadnym nie wiadomo.

Po chwili przyniósł dwie szklanki soku jabłkowego, który lśnił na złoto w świetle pochodni podobnie jak cisto. Na to wróciły Blue i Animal, która napełniła swój bukłak.

 

Drzwi w pokoju Shadow uchyliły się z lekka nie wiadomo jakim sposobem, a klacz tylko lekko wskazała kopytkiem, że Sandstorm może już iść.

 

Wiktor podszedł do starych drzwi. Te uchyliły się bez żadnego problemu wydając jedynie lekki pisk. Do środka wlało się księżycowe światło lekko oświetlając wnętrze. Było na tyle mocno, by Wiktor zauważył lampę leżącą na ziemi, podniósł ją i zapalił leżącą obok zapałką. Jasny płomień zagrał w lampie, a oczom ogierów ukazał się mało przyjemny widok. Przedpokój był cały zakurzony, a wszędzie walały się rozmaite zniszczone przedmioty, takie jak książki, regały połamane krzesło, kawałki szkła z wybitego bocznego okna. Lampa, którą trzymał w kopycie Wiktor ewidentnie spadła z sufitu. Każdy krok wzbudzał tumany kurzu, tka, że po przejściu trzech metrów kuc zaczynał się krztusić. Nikt tutaj najwyraźniej nie zaglądał od długiego czasu. Od przedpokoju odchodziły drzwi w prawo i dwoje drzwi na lewo. Te po prawej stronie były na wpół wyważone i trzymały się tylko na dolnym zawiasie, górny pękł. Teraz dopiero poczuli jak tutejsze powietrze jest stęchłe. Owszem rozbite okno dawało jakieś możliwości wentylacji, ale wychodziło na wąską uliczkę otoczoną budynkami, lecz teraz gdy drzwi na plac zostały otwarte, chłodny podmuch wiatru wdzierał się do środka tarmosząc łagodnie kartkami i rozwiewając je po całym przedpokoju. Podmuch powoli zaczął ruszać również i kurz. Po chwili każdy kaszlał, nie mógł złapać oddechu a cały obraz rozmył się w barwach szarości i beżu. Wszyscy wyszli i przeczekali nawałnicę kurzu, która po trzech minutach minęła. Weszli raz jeszcze, znów poczuli drobinki w powietrzu, które utrudniały oddychanie, ale już w na tyle małym stężeniu, by egzystować w środku. Przedmioty rzucały złowrogie cienie na podłogę, napawając serca pytaniem bez odpowiedzi, " Co tu się mogła stać?"    

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...