Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Nie ma [i nie było] zdrowych ludzi, są tylko niezdiagnozowani.

 

A okulary? Noszę je od 10tego roku życia. I to nie jest koniec świata. Najwyżej noszę soczewki i po problemie :rdblink:.

 

Na dodatek do kompletu mam astmę [która niestety się pięknie ujawnia] i spory zestaw alergii.

 

Cóż, życie. Gdybym się tym wszystkim przejmowała, to byłabym bardzo nieszczęśliwą osobą, ponieważ choróbska gryzą się z moimi pasjami. A jakoś... Trzeba twardym być, nie miękkim, żołnierzu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jak już weszliśmy na temat zdrowia, to i ja dorzucę coś od siebie, bo o ile dobrze pamiętam, to wspominałem tutaj raz o tym, że grozi mi wykrycie pewnej choroby, która śmiertelna nie jest, ale może mieć spory wpływ na moje życie. 

Planuję się wybrać do lekarza. Gorzej tylko, że żeby mieć 100% diagnozę, to najlepiej by było, bym wspomniał o pewnej operacji, którą przechodziłem będąc w 2 kl. szkoły podstawowej (dla porównania aktualnie jestem w wieku studenta 4. roku) i leczenia pooperacyjnego hormonami, które w pewnym momencie zostało przerwane. Niestety - brak konkretnych informacji od rodziców (zamiast tego tłumaczenia) skłonił mnie do rozpoczęcia dochodzenia do prawdy, zwłaszcza, że rodzice nie mogli mi powiedzieć na co ta operacja była konkretnie, nie znali nazwy hormonu, którym mnie szprycowano i cała sprawa mi generalnie śmierdzi. 

Jedyne, co mi pozostało, to spróbować dotrzeć do dokumentacji lekarskiej. Ale operacja w Tychach, a nie w Warszawie, jestem tam raz na ruski rok i to na krótkie okresy, co nie ułatwia sprawy. Musiałem więc wyrobić się w okresie świąt. Przychodzę na miejsce kliniki, gdzie była operacja i z "Kur*wa!" na całe miasto odkryłem, że klinika została niedawno zlikwidowana. Drugi oddział tej kliniki nie mógł mi pomóc. W sprawie archiwum dokumentacji, NFZ odsyłał mnie do Urzędu Miasta, Urząd Miasta do NFZ-u, w końcu w UM udało mi się skontaktować z kimś, kto sprawę znał i mnie nakierował na osobę związaną z kliniką. 
Po skontaktowaniu się, udało się dotrzeć do dokumentacji. 

Już sobie myślałem - kurde, w końcu jestem na prostej do prawdy.

 

Gówno prawda.

 

Co prawda odkryłem co to była za operacja i kiedy została przeprowadzona i przez jakiego lekarza. Ponieważ w dokumentacji było wpisane to, co odkryto przy okazji operacji, a nie sam obiekt operacji, matka mi w końcu powiedziała prawdę dotyczącą operacji. Ale w papierach było TYLKO to. 

 

Czego zabrakło?

 

Zabrakło opisu przebiegu choroby, w tym najważniejszego - opisu leczenia pooperacyjnego. Nie mam więc w zasadzie pierwszego najważniejszego faktu potrzebnego do diagnozy - nazwy hormonu. 

Co więcej, tropy się urywają. Lekarz przecież po tylu latach nie będzie pamiętać, jaki konkretnie środek mi zapisał. Przychodnia, w której przeprowadzano leczenie pooperacyjne RÓWNIEŻ została zlikwidowana, tyle, że nie niedawno, a kilka lat temu. 

 

Krótko mówiąc, jestem w ciemnej dupie i pozostaje mi liczyć na to, że lekarz, na którego trafię w celu zdiagnozowania choroby okaże się być na tyle ogarnięty, że poradzi on sobie jakoś bez tej wiadomości. Gorzej tylko, że pewnie z NFZ-u to zajmie mi w cholerę długo (dobrze, że mam już skierowania... ), a na prywatnie mnie nie stać. 

 

Dziadek mojego znajomego powiada że komunę w Polsce widać i czuć, żeby znikła musi wymrzeć całe pokolenie wychowane w PRL-u 

 

To nie takie proste - to pokolenie wychowane w PRL-u wychowuje kolejne pokolenia. Do tego dochodzą kwestie geopolityczne, nasze powiązania i bycie podległym pewnym innym... "instytucjom". Tak więc komuny z naszego narodu łatwo nie wyplenimy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

To nie takie proste - to pokolenie wychowane w PRL-u wychowuje kolejne pokolenia. Do tego dochodzą kwestie geopolityczne, nasze powiązania i bycie podległym pewnym innym... "instytucjom". Tak więc komuny z naszego narodu łatwo nie wyplenimy. 

 

Młode pokolenia w naturze mają buntowanie się przeciwko starszemu, więc możliwe że nie będzie  to trwało tak długo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młode pokolenia w naturze mają buntowanie się przeciwko starszemu, więc możliwe że nie będzie  to trwało tak długo. 

 

Zobacz, jak wyglądają te bunty młodych pokoleń dzisiaj. Jeśli trzeba walczyć o interes narodu, kraju, to wielu głośno krzyczy o zmianach, ale prawie nikt nie pójdzie walczyć, a ci co pójdą zostaną okrzyknięci idiotami i ograniczonymi prawilniakami. Młodzi wyjdą dopiero w jednym momencie - gdy zechcą znów ocenzurować internet, wtedy nagle każdy potrafi ogarnąć swój zad, wstać i ruszyć na protest. 

Wybacz, ale w nasze pokolenie nie wierzę. Dopóki mają internet i swój Gimbazjon, to nie ma co liczyć na wielkie zmiany. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zobacz, jak wyglądają te bunty młodych pokoleń dzisiaj. Jeśli trzeba walczyć o interes narodu, kraju, to wielu głośno krzyczy o zmianach, ale prawie nikt nie pójdzie walczyć, 

 

Nikt nie idzie walczyć bo prawda jest taka że z władzami nie da się współcześnie walczyć, a władze mają ludzie z pokolenia PRL-u, Nie wiem czy wiesz ale został podpisany dokument że jeżeli w Polsce będzie miało miejsce jakiekolwiek ruch społeczny przeciwko władzy i będzie on przejmował kontrolę to wojska UE mogą wjechać i otworzyć ogień, jeżeli nie zaprzestaniemy. A w europejskich media w innych krajach pokażą że polska terrorystka gnębi kraj. Dlatego współcześnie nie da się zrobić żadnej większej akcji tak jak to miało miejsce w PRL.

 

 

 

, ale prawie nikt nie pójdzie walczyć, a ci co pójdą zostaną okrzyknięci idiotami i ograniczonymi prawilniakami.. 

 

Widzisz tak jak pisałem wyżej, jak zaczniesz walczyć to ogłoszą cię terrorystą i tyle. Patrz  3 Maja, tam niema tylko dresów, głównie ludzie którzy manifestują swoje niezadowolenie z władzy, a w TV mówią o nich jak o terrorystach. 

 

 

Młodzi wyjdą dopiero w jednym momencie - gdy zechcą znów ocenzurować internet, wtedy nagle każdy potrafi ogarnąć swój zad, wstać i ruszyć na protest. 

Wybacz, ale w nasze pokolenie nie wierzę. Dopóki mają internet i swój Gimbazjon, to nie ma co liczyć na wielkie zmiany. 

 

Ponieważ jest to jedyne ''miejsce'' gdzie można wyrażać jeszcze swoją opinię niebędącą przerzuconą przez sito poprawności politycznej oraz władzy.

 

Ja też nie wieże w nasze pokolenie, nie wierze że teraz, gdy pokolenie z PRL rządzi tym krajem da się odebrać władzę temu spaczonemu pokoleniu PRL.

Jednak my jesteśmy młodym pokoleniem który może ''wychował się w internecie'', ale dzięki temu nie był faszerowany żadnymi cenzurami oraz ideami. Dodatkowo głęboko wpaja się nam że stare pokolenie było najlepsze bo to, bo tamto... A warto zaznaczyć że to co dzieje się z Polską to własnie ich winna, to że przedstawiają wszystko w fałszywym świetle.

 

Jak pisałem wcześniej trzeba czekać aż wyginą i to my prawnie obejmiemy władzę, pokolenie nie spaczone głupimi cenzurami. Te które od małego korzystało z tego że może sam oceniać i weryfikować wydarzenia dzięki wielu źródłom a nie tym co wciśnie im cenzurująca władza. Może to brzmi śmiesznie ale to dzieciństwo ma największe znaczenie do kształtowania charakteru.   

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie idzie walczyć bo prawda jest taka że z władzami nie da się współcześnie walczyć, a władze mają ludzie z pokolenia PRL-u, Nie wiem czy wiesz ale został podpisany dokument że jeżeli w Polsce będzie miało miejsce jakiekolwiek ruch społeczny przeciwko władzy i będzie on przejmował kontrolę to wojska UE mogą wjechać i otworzyć ogień, jeżeli nie zaprzestaniemy. A w europejskich media w innych krajach pokażą że polska terrorystka gnębi kraj. Dlatego współcześnie nie da się zrobić żadnej większej akcji tak jak to miało miejsce w PRL.  

 

Powiedz to Islandczykom, że nie da się współcześnie walczyć z władzą. 

Co do dokumentu o natarciu UE na Polskę w razie zamachu stanu nie słyszałem i zgaduję, że prędzej może ci chodzić o NATO. Wciąż jednak uważam, że gdyby naród chciał, znalazłby drogę do uwolnienia się. 

 

Widzisz tak jak pisałem wyżej, jak zaczniesz walczyć to ogłoszą cię terrorystą i tyle. Patrz  3 Maja, tam niema tylko dresów, głównie ludzie którzy manifestują swoje niezadowolenie z władzy, a w TV mówią o nich jak o terrorystach. 

 

No, ale po co mi to piszesz, skoro ja wiem o tym mechanizmie i cię o tym uświadomiłem w poprzednim poście?

 

Ponieważ jest to jedyne ''miejsce'' gdzie można wyrażać jeszcze swoją opinię niebędącą przerzuconą przez sito poprawności politycznej oraz władzy.

 

Zaskoczę Cię, ale najgłośniejsi krzykacze np. na protestach przeciwko ACTA byli nie z powodu wolności myśli politycznej, lecz bardziej z powodu walki o nieeliminowanie piractwa i pornografii. Ale jak najbardziej, duża część ludu to też byli to obrońcy wolności myśli politycznej, oczywiście. 

 

Ja też nie wieże w nasze pokolenie, nie wierze że teraz, gdy pokolenie z PRL rządzi tym krajem da się odebrać władzę temu spaczonemu pokoleniu PRL.

 

Zanim wyślesz posta, sprawdź go. 2 razy napisałeś to samo słowo, raz czyniąc błąd ortograficzny  :squee:

 

Ja też nie wieże w nasze pokolenie, nie wierze że teraz, gdy pokolenie z PRL rządzi tym krajem da się odebrać władzę temu spaczonemu pokoleniu PRL.

Jednak my jesteśmy młodym pokoleniem który może ''wychował się w internecie'', ale dzięki temu nie był faszerowany żadnymi cenzurami oraz ideami. Dodatkowo głęboko wpaja się nam że stare pokolenie było najlepsze bo to, bo tamto... A warto zaznaczyć że to co dzieje się z Polską to własnie ich winna, to że przedstawiają wszystko w fałszywym świetle.

 

Jak pisałem wcześniej trzeba czekać aż wyginą i to my prawnie obejmiemy władzę, pokolenie nie spaczone głupimi cenzurami. Te które od małego korzystało z tego że może sam oceniać i weryfikować wydarzenia dzięki wielu źródłom a nie tym co wciśnie im cenzurująca władza. Może to brzmi śmiesznie ale to dzieciństwo ma największe znaczenie do kształtowania charakteru.   

 

Wbrew pozorom wielu ludzi dzisiejszego pokolenia nie zdaje sobie sprawy z propagandy państwowej i europejskiej. Wielu jest jeszcze takich, co naiwnie wierzy telewizji, politykom, co ślepo wierzy w polityczną poprawność i otwarcie na emigrantów różnych kultur, w tym muzułmanów. Ba, tą propagandę dalej szeroko się prowadzi, niedawno w Warszawie była publiczna "debata" o tym, że nie musimy obawiać się islamu! 

Zapominasz o tym, że wychowani na internecie są przede wszystkim ci, którzy w społeczeństwie są zepchnięci na bok. Reszta nie, była wychowywana przez ludzi, przez media itd. i obecnie wierzą, że najważniejsze to dobrze płatna praca, harówka, rodzina i koniec, a nie dbanie o dobro kraju. Czy ludzie będą walczyć z niewolnictwem w Polsce? Nie. Będą po prostu wierzyć, że gdzieś jest raj, w którym zdobędą wymarzoną pracę i za nią uciekną, zostawiając problemy za sobą i tam dalej będą żyć wg narzuconego schematu, ale za lepszy hajs, przy lepszych podatkach itd. 

I żebyś się nie zdziwił, ale to tacy ludzie przejmą władzę w spadku po obecnej władzy, bo takimi będzie łatwiej sterować z góry, łatwiej będzie ich ustawić by niczego nie zmieniali w kraju. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do dokumentu o natarciu UE na Polskę w razie zamachu stanu nie słyszałem i zgaduję, że prędzej może ci chodzić o NATO. Wciąż jednak uważam, że gdyby naród chciał, znalazłby drogę do uwolnienia się.

Nie NATO, nie EU. Jakikolwiek kraj. http://niezalezna.pl/50477-obce-sluzby-na-polskich-ulicach-sejm-przeglosowal-ustawe-o-bratniej-pomocy

I nie, nie znajdzie.

Powiedz to Islandczykom, że nie da się współcześnie walczyć z władzą.

Islandia to nie Polsza, tam jest 0.3 miliona mieszkańców, równie dobrze mogłoby ich jutro nie być i nikt by nie zauważył. Ale chodzi też o to, że tam władza jest siłą rzeczy po prostu bliżej ludzi, no i społeczeństwo jest dużo bardziej świadome. Gdyby tam władza nie słuchała ludzi, to mogliby pakować walizki, bo życia by już tam nie mieli.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UP@ 

 

Dokładnie, dzięki za sprostowanie, mimo że oznacza to że jest jeszcze gorzej. 

 

 

 

No, ale po co mi to piszesz, skoro ja wiem o tym mechanizmie i cię o tym uświadomiłem w poprzednim poście?

 

 

Wiem że sam pisałeś o tym, o tym że ludzie nie wychodzą bo media pokarzą ich sfałszowany obraz. Co ważne napisałeś to zaraz pod postem w którym pisałeś że  młodzi ludzie nie walczą za swój kraj. W zasadzie sam sobie odpowiedziałeś dlaczego tego nie robią, więc postanowiłem ci to zaznaczyć na przykładzie. 

 

 

 

Wbrew pozorom wielu ludzi dzisiejszego pokolenia nie zdaje sobie sprawy z propagandy państwowej i europejskiej. Wielu jest jeszcze takich, co naiwnie wierzy telewizji, politykom, co ślepo wierzy w polityczną poprawność i otwarcie na emigrantów różnych kultur, w tym muzułmanów. Ba, tą propagandę dalej szeroko się prowadzi, niedawno w Warszawie była publiczna "debata" o tym, że nie musimy obawiać się islamu! 

Zapominasz o tym, że wychowani na internecie są przede wszystkim ci, którzy w społeczeństwie są zepchnięci na bok. Reszta nie, była wychowywana przez ludzi, przez media itd. i obecnie wierzą, że najważniejsze to dobrze płatna praca, harówka, rodzina i koniec, a nie dbanie o dobro kraju. Czy ludzie będą walczyć z niewolnictwem w Polsce? Nie. Będą po prostu wierzyć, że gdzieś jest raj, w którym zdobędą wymarzoną pracę i za nią uciekną, zostawiając problemy za sobą i tam dalej będą żyć wg narzuconego schematu, ale za lepszy hajs, przy lepszych podatkach itd. 

I żebyś się nie zdziwił, ale to tacy ludzie przejmą władzę w spadku po obecnej władzy, bo takimi będzie łatwiej sterować z góry, łatwiej będzie ich ustawić by niczego nie zmieniali w kraju. 

 

Prawdę mówiąc z mojego otoczenia nie znam nikogo kto by w to wierzył...  Choć pewnie wygodnie jest myśleć że jesteś jedną z niewielu ludzi którzy to widzą. 

 

Prawda  jest taka że teraz nie ma żadnej możliwości na przejęcie władzy drogą rewolucji/ zamachu stanu czy innego sposobu, tym samym na poprawienie sytuacji w państwie. 

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, w takim razie zejdę na bardziej gorzkie żale, zwłaszcza, że mnie teraz smut złapał. Ale tam nie musicie czytać, ani odpowiadać, ja ino potrzebuję to z siebie wyrzucić i tyle. 

W ogóle tamtej mojej gadki o zdrowiu nie traktujcie jako żali, ja to po prostu opisałem w odniesieniu do żalu Triste, bo ja nie użalam się, ino przedstawiam sprawę, z którą muszę dealować i mam zamiar, bo co innego mi pozostaje? 

 

Miałem wziąć się do nauki, a, że notatki na laptopie, to i na chwilę sprawdziłem fejsa. I co? Szara rzeczywistość uderzyła. 

Co tam, że się udzielam, że staram się być aktywny na wydziale, coś działać, że staram się nie być najgorszym studentem i największym sępem? 

Co tam, że jeśli mogę to pomagam ludziom na ile mogę, bo wyznaję zasadę "Docieramy do tego samego celu, współpracujmy!"?

Co z tego, że dużo rozmawiam z ludźmi w sposób naturalny, jestem sobą, a i przez to często rozbawię ludzi, poprawię im humor, czy też ogólnie wychodzi pozytywna energia wokół?

 

Co z tego wszystkiego, skoro i tak ostatecznie czuję się, jakbym lądował po raz enty na pozycji największego przegrywu roku? Niby nie jest tak źle, bo jak potrzebuję notatek to je jakoś sobie ogarnę, choć wiadomo, jedni chętniej dadzą, drudzy by najlepiej w ogóle nie dali, a i tak ciężko o bardzo dobre notatki (na szczęście część z nich jest wrzucana na całą grupę w akcie dobroci dla wszystkich). Ale o ile widzę, by ludzie do siebie wzajemnie pierwsi wyciągali powitalną dłoń, dosiadali się i gadali, tak jednak jakimś cudem ja tego nie doświadczam. Nie licząc wyjątków, to zawsze ja pierwszy podchodzę do ludzi, ja pierwszy się witam, ja pierwszy zabawiam rozmową. 

A teraz co? Siedzę i się uczę, spoko, przynajmniej wzrosną moje szanse na pozytywne zakończenie przygody zwanej "sesją". Gorzej, że widzę, że przynajmniej część ludzi się razem bawi na jakiejś domówce, pewnym ludziom inni chętniej pomogą i odczuwam, że ja nie należę do tej grupy ludzi, choć mogę wyolbrzymiać i przesadzać. Do tego zobaczyłem na profilu koleżanki info, że pewna grupa znajomych jedzie do niej z niespodziankowym tortem (przez nich przygotowanym), by świętować jej urodziny. A ja ciężko wzdycham. 

 

Ciężko wzdycham, bo niby potrafię sobie radzić samemu i potrafię być sam. I niby nie szukam związku i niby jakoś specjalnie mi nie zależy na tym, by mieć wokół siebie ludzi. Z drugiej strony jednak odczuwam głód przyjaźni, właśnie tego typu aktów jak miłe niespodzianki z ich strony, pokazanie tego ile dla nich znaczę. Pokazania, że jestem dla nich czymś więcej niż ozdobą dnia lub imprezy, na którą raz na ruski rok wyląduje (i to tylko wśród broniaczy -_- ). Zawsze jak widzę tego typu akcje, czy akcje typu "Siema Paweł, zrzuciliśmy się na prezent dla Ciebie" (materializm, tiaaa), albo "Ty, zobacz, wykonaliśmy to specjalnie dla Ciebie!", to mnie bierze zazdrość, mimo, że nie mam się tak źle, jak niektórzy broniacze bardziej olani przez świat, bo o ile ja od strony kogoś dostanę życzenia, a przy organizacji imprezy urodzinowej i zaproszeniu ludzi zawsze jakiś upominek się dostawało, tak zdaję sobie sprawę, że pewni ludzie nawet nie mogą myśleć o zaproszeniu kogoś, bo nie mają kogo. 

 

Czemu muszę być tak głodny tego typu traktowania i nie potrafię zadowolić się tym, co już mam? Nie mam pojęcia, zwłaszcza, że w moim mniemaniu nie jestem typem człowieka rozpieszczonego. 

 

W tym roku będzie smutniej, bo domyślam się, że na urodziny będzie spam na facebooku i na forum życzonkami, a wiadomo jak to z nimi jest. Może jakiś szkic się trafi od znajomego lub dwóch z fandomu (kochani!), ale w tym roku wiem, że tym bardziej nie odczuję urodzin tak, jak powinno się je odczuć, bo w tym roku nie mam jak i gdzie ich zorganizować. Przez ostatnie 2 lata ja i 3 kumpli z Poznania mieliśmy koalicję urodzinową - było miejsce, szło zebrać ludzi, a przy okazji ze 3-4 osoby miały urodziny, bo mniej-więcej w tym samym czasie je obchodzimy, a obecnie well, koalicja upadła przez animozje między pewnymi osobami. 

Jeśli chciałbym ściągnąć do siebie osoby dla mnie najbliższe - bo każde z nich mieszka mega daleko, to mam problem. Moje lokum jest za małe, a nie mam co liczyć na to, że współlokatorzy się zgodzą na przekimanie X ludu, albo na opuszczenie chaty na 1 noc. Nie zaproszę przecież wybranych przyjaciół z paczki, bo inni poczują się źle, zaś nie mogę napisać "Liczba miejsc ograniczona", bo nie wypada. Pieprzony savoir-vire. A życie to nie jest takie MLP, gdzie można napisać list do Celestyny, by załatwiła brakujące bilety. 

Wiem, że nie mam co liczyć na niespodziankowe, miłe akty na cześć mojej osoby. Przecież nawet jak w fandomie starałem się robić co mogłem, wnosić jak najwięcej od siebie to i tak słyszałem tylko, że gówno zrobiłem i tylko przypisuję sobie chwałę i tyle z aktów doceniania mnie. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To teraz ja walnę smuta. Prawilnego, sercowego. Obiecałem sobie, że nigdy żadnego nie napiszę, ale po prostu to mnie tak jednocześnie mocno bawi i smuci, że się tym podzielę :v Z góry uprzedzam, że to będzie streszczenie, zwieńczone tylko sednem problemu. To po prostu nie jest dzień na ściany tekstu. Tak więc:

Wyobraźcie sobie, że po dwóch nieudanych związkach, których ''nieudanie'' polegało na tym, że w głowie tej drugiej połówki siedziało poprzednie niepowodzenie, a więc ''Lordek, no bo ja się boję że będzie z Tobą taka sama historia'' and shiet. No więc, mając jakiś tam bagaż doświadczeń - skromny oczywiście, ale uważam się za osobę potrafiącą wyciągać wnioski ze swoich wydarzeń w życiu i chociaż w jakimś stopniu bardziej odpowiednio działać w przyszłości (w jakimś, bo jeżeli ktoś przenosi CAŁKOWICIE swoje poprzednie doświadczenia w nową sytuację, gdzie pojawia się mnóstwo pierdołowatych czynników odmiennych od poprzednich, to jest idiotą :v ), pojechałem oto sobie na studia. Pomyślałem, że skoro towarzystwo jest już bardziej ogarnięte (jasne, zdarzają się niechlubne wyjątki, ale jest lepiej niż gorzej), to może tutaj coś wyjdzie.

No i, jak można się domyśleć, spotkałem ją. Tutaj było mało kompromisów między nami. Ale od początku - dowiedziałem się, że się komuś podobam, zagadałem, okazało się, że ''zaskoczyło''. Potem dużo rozmów, spacery, jakieś wspólne herbaty. Ogólnie rzeczy, które robią podobający się sobie ludzie, kiedy aspirują do bycia dorosłymi. Oczywiście wszystko miało się ku dobremu. Dodam, że naprawdę to jest osoba ekstremalnie blisko mojego ideału. Sami byliśmy tym zaskoczeni, że się ze swoimi pokrywamy tak mocno.

No ale - przyszło co do czego. W pewnym momencie, kompletnie z rzyci, dowiaduję się po raz kolejny, że przez wybryk jakiejś mentalnej spierdzieliny (bez szczegółów, ale myślę, że można się domyślić jak i co) jestem i tak pasywnie postrzegany jako kolejny krzywdzący. I na nic logiczne tłumaczenie jak dziecku, że nie chcę się przecież ładować z buciorami w jej życie, tylko stopniowo, delikatnie, pomóc tej osobie w podniesieniu się z tego, a potem już wystartować jako para. No ale beton, i to taki, że i z pokaźną bombą by było wybitnie trudno.

 

A więc? Po raz trzeci muszę pokutować i być skreślonym za jakiegoś dupka, który wcześniej okazał się, nomen omen, dupkiem, szukającym towarzystwa płci przeciwnej nie do normalnego związku, tylko do popularnego ostatnio koleżeństwa z dodatkami. Jasne, że boli, bo zasadniczo tutaj nie ma mojej winy. Sam też, będąc kobietą, pewnie bym przeżywał takie wydarzenie i się bał. Zaznaczam, że to nie jest wyżalenie się, bo jakoś nie wiadomo jak mi smutno. Ja to wrzucę sobie do worka z porażkami i pójdę dalej, pewnie jeszcze wiele rzeczy do niego dorzucę w życiu. Ale wracając, tutaj już bezpośrednie do was pytanie:

 

Ta osoba sama mówiła, że jestem najdojrzalszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała (wiem, że na forum mogę sprawiać inne wrażenie, tak jak w towarzystwie bronies na meetach czy wśród kumpli, ale to się rządzi swoimi prawami) i że mi ufa, ale mimo tego buduje wokół siebie taką skorupkę, której nijak nie da się otworzyć, a nawet dotknięcie tejże skorupki jest już traktowane jako coś złego.

Według mnie nie warto trzymać takich rzeczy w pamięci, a  na pewno przez ich pryzmat układać sobie dalsze życie. Oczywiście, to będzie gdzieś tam w głowie, no ale kurczę. Chyba relacja dwojga dojrzałych ludzi polega na tym, żeby pomagać sobie w wydostawaniu się z syfu, tego bardziej fizycznego, jak i psychicznego. Nie pozwolono mi zostać oparciem z tak prozaicznego powodu, jak strach.

Phew, nie wyszło zbyt krótko :v Tak jak mówię - nie jestem jakoś ekstremalnie przejęty, no ale gdzieś tam w dumę kłuje, że jestem z jakimś brudem do jednego worka wrzucany.

Najbardziej mnie właśnie fascynuje, bawi i smuci jednocześnie ta skrajność. Z jednej strony chce się związać ta osóbka z Lordkiem, ale z drugiej strony mogę okazać się taki sam jak ten pan Lordkiem nie będącym. Ja to rozumiem, ale cholera nie można tak cały czas przez życie iść. No, to chyba tyle :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Najbardziej mnie właśnie fascynuje, bawi i smuci jednocześnie ta skrajność. Z jednej strony chce się związać ta osóbka z Lordkiem, ale z drugiej strony mogę okazać się taki sam jak ten pan Lordkiem nie będącym. Ja to rozumiem, ale cholera nie można tak cały czas przez życie iść. No, to chyba tyle

 

Oooooooooooo, byłam, widziałam, przeżywałam.

Absolutnie masz rację, takie wieczne zamykanie się w sobie i brak odwagi i przenoszenie problemów z poprzedniego związku do nowego to jest tragedia. Ale niestety nie ma wiele wspólnego z dojrzałością a bardziej z odwagą i tym, na ile byliśmy zaangażowani w ten związek. Bo jak to była szczeniacka miłość na 3 miesiące a potem sie skończyła to jedno, a jeśli to był ktoś wobec kogo mieliśmy naprawdę poważne plany i uczucia... to jest rzeźnia. Ja się po tym zbierałam 2 lata, inni nie dają sobie nawet miesiąca czasami. I dziwią się, że im się nie udaje utrzymać żadnego związku. Znajomi mieli już wiele sytuacji gdy coś takiego jak u ciebie rozwaliło albo PRAWIE rozwaliło obiecujące związki. I za każdym razem jak słyszę takie historie to i słuchający i opowiadający i tamten jełop, który to rozwalił żałują, że sprawy źle się skończyły.

Sama raz omal nie zrezygnowałam z miłości, bo:

- facet zbyt idealny, gdzie mi do niego?

- miałam jeden przetragiczny związek na odległość a teraz drugi którego na początku bałam się histerycznie i prawie zmusiłam się do udawania że mnie nie obchodzi. Ale na szczęście pękłam.

No i warto było. Przede wszystkim nie powinno się wybierać partnera na takich samych zasadach na jakich wybieraliśmy poprzedniego, a większość osób tak robi. I potem w nowym partnerze widzą swojego starego. Ale popełniają te same błędy w nowych związkach i jojczą, że przez to wszystko się rozpadnie. Fuck logic. Eh, szkoda gadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lindsz - jo cie prosza. Nie masz pewnie na karku zamartwiania się potężnym jak na mnie długiem, zaliczeniami z przedmiotów i możliwością niezaliczenia przedmiotów po raz kolejny. Poza tym i tak to bez sensu się licytować kto ma gorzej, więc tbw.

 

To co musisz wiedzieć, że jak przynajmniej na moje standardy, masz całkiem udane życie.Nie jest one szczytem marzeń, ale masz je całkiem niezłe. I nigdy nie nazwałbym cię przegrywem. Sam sobie cholero wmawiasz pewne rzeczy a potem zaczynasz w to wierzyć i tym żyć. Jak już tak robisz, to wmawiaj sobie dobre, powinno podziałać.

 

Lordek - well, w sumie to przykre, że jak na razie nie trafiła ci się żadna dorosła dziewczyna. Jednakże możliwość doradzenia ci w tych sprawach wykracza daleko poza moje możliwości, więc tylko powiem że wziąłem od ciebie trochę sera do hamburgerów, trzy plasterki sera salami. Kupiłem teraz w Biedrze całe opakowanie swojego, więc czuj się zaproszony do korzystania w ramach rewanżu.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest takie proste Cygnusie. Teraz broń Boże nie chcę się podlizywać płci pięknej, ale ich głowy działają inaczej niż nasze :v Mogą być dorosłe, ale jednak je można skrzywdzić mocniej niż nas. Nie będę tego tłumaczył, bo ufam że rozumiesz :v

Z odwagą u tej panny też masz poniekąd rację Burning. Tak jak mówię - pokłuje, przestanie, pójdę dalej. W tym wszystkim w sumie ta bezradność jest jedyną dołującą rzeczą. Bo spierdzielinie, mówiąc już prymitywnie, w twarz nie dam, bo nie znam ani nic, a tej osoby na kolanach też prosić nie będę, bo nie jestem z tego gatunku ludzi. Cóż, szkoda że nie wyszło, bo naprawdę liczyłem na wiele, mimo tego że podchodziłem na palcach do tego, żeby nic nie zepsuć. No i niby nic nie zepsułem. Tylko szkoda, że logika została przewyższona przez strach i brak chęci do tego, żeby spróbować się oprzeć na Lordku. Bo jeszcze bym zrozumiał, jakby to było jakieś tarcie na linii partner-partner. Ale żeby metaforycznie dostać w łeb, w dodatku w gruncie rzeczy za kogoś, kogo na oczy nie widziałem, to już nie jest halo :v

I to nie było jakieś szczeniackie zauroczenie. Napisałem dokładnie co to było - jedna strona chciała od drugiej za dużo po zbyt krótkim czasie, a teraz Lordek za to płaci.

Edytowano przez Lordek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten moment, gdy ja i Lordek dajemy Cygnusowi lajka w tym samym momencie. 

 

Dziękuję za Twe słowa Łabundź. To miłe wiedzieć, że w czyichś oczach nie jest się przegrywem. 


LORDEK zapomniałbym. 

Rozumiem twój ból itd. Ale znając życie, pewnie też do jej wycofania się jakoś sam się przyczyniłeś, bo zareagowałeś pewnie nie tak, jak powinieneś. Opisz może tą sytuację na jakimś forum, na którym faceci doradzają w kwestiach podrywu. Brzmi to głupio, ale idzie się tam dowiedzieć o rzeczach, o których człowiek nie ma bladego pojęcia. Dzięki takiemu forum samemu udało mi się wejść w kilka związków. 

Edytowano przez Linds
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po moim trupie, że będę szukał pomocy w takich sprawach :v Pomocy nie chcę, umiem sobie sam z takimi rzeczami radzić. Jestem jeszcze młody, na pewno kiedyś wyjdzie. Nie będę przecież ryczał w poduszkę jak ostatni przegryw. I nie chcę być niemiły, ale naprawdę - tutaj było bardzo dużo czynników, o których nijak tutaj nie napiszę, bo to po prostu już nie jest coś, co można umieścić na forume. Po prostu wiem sporo więcej, mam pełen wgląd, a przez to i świadomość, że jednak ja nie nawaliłem.

Mówi się trudno i żyje się dalej :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po moim trupie, że będę szukał pomocy w takich sprawach :v Pomocy nie chcę, umiem sobie sam z takimi rzeczami radzić. Jestem jeszcze młody, na pewno kiedyś wyjdzie. Nie będę przecież ryczał w poduszkę jak ostatni przegryw. I nie chcę być niemiły, ale naprawdę - tutaj było bardzo dużo czynników, o których nijak tutaj nie napiszę, bo to po prostu już nie jest coś, co można umieścić na forume. Po prostu wiem sporo więcej, mam pełen wgląd, a przez to i świadomość, że jednak ja nie nawaliłem.

Mówi się trudno i żyje się dalej :v

 

Tu nie chodzi o szukanie pomocy, tylko znalezienie odpowiedzi na pytanie, co poszło nie tak. Dzięki temu będziesz w przyszłości lepiej przygotowany. No chyba, że wolisz tak przegrać sprawę po raz czwarty/piąty? 

A z ryczeniem w poduszkę... tam na forum nie musisz płakać, tylko spytać to raz, a dwa, że "ryczeć w poduszkę" to był twój post tutaj o tym, że tobie nie może wyjść, bo ktoś kiedyś był zły, ot co. 

 

W jednym się z tobą zgodzę - mówi się trudno i żyje się dalej, a na święta i tak będzie ryba. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błędne założenie. Jeżeli ktoś nie umie sam wyciągać wniosków, to będzie cały czas przegrywać. A ja bardzo lubię do sukcesów dochodzić samodzielnie. Protip - ryczenie w poduszkę = skrót myślowy dotyczący jojczenia o pomoc w momencie, kiedy trzeba samemu wziąć rzyć w troki i się ogarnąć. Tutaj chciałem się podzielić pewnym wydarzeniem - zrobiłem to, szczerze uznałem to za porażkę z której wyciągnę kolejną naukę za jakiś czas. Tyle - nie rozumiem chęci pomocy mi na siłę, w momencie gdy absolutnie nigdzie o to nie prosiłem. Ponownie - chciałem się bardziej podzielić ciekawym doświadczeniem. I na tym skończę, bo to ma potencjał kłótniogenny :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...