Skocz do zawartości

Wyżal się.


Mellie

Recommended Posts

Dobra, w takim razie zejdę na bardziej gorzkie żale, zwłaszcza, że mnie teraz smut złapał. Ale tam nie musicie czytać, ani odpowiadać, ja ino potrzebuję to z siebie wyrzucić i tyle. 

W ogóle tamtej mojej gadki o zdrowiu nie traktujcie jako żali, ja to po prostu opisałem w odniesieniu do żalu Triste, bo ja nie użalam się, ino przedstawiam sprawę, z którą muszę dealować i mam zamiar, bo co innego mi pozostaje? 

 

Miałem wziąć się do nauki, a, że notatki na laptopie, to i na chwilę sprawdziłem fejsa. I co? Szara rzeczywistość uderzyła. 

Co tam, że się udzielam, że staram się być aktywny na wydziale, coś działać, że staram się nie być najgorszym studentem i największym sępem? 

Co tam, że jeśli mogę to pomagam ludziom na ile mogę, bo wyznaję zasadę "Docieramy do tego samego celu, współpracujmy!"?

Co z tego, że dużo rozmawiam z ludźmi w sposób naturalny, jestem sobą, a i przez to często rozbawię ludzi, poprawię im humor, czy też ogólnie wychodzi pozytywna energia wokół?

 

Co z tego wszystkiego, skoro i tak ostatecznie czuję się, jakbym lądował po raz enty na pozycji największego przegrywu roku? Niby nie jest tak źle, bo jak potrzebuję notatek to je jakoś sobie ogarnę, choć wiadomo, jedni chętniej dadzą, drudzy by najlepiej w ogóle nie dali, a i tak ciężko o bardzo dobre notatki (na szczęście część z nich jest wrzucana na całą grupę w akcie dobroci dla wszystkich). Ale o ile widzę, by ludzie do siebie wzajemnie pierwsi wyciągali powitalną dłoń, dosiadali się i gadali, tak jednak jakimś cudem ja tego nie doświadczam. Nie licząc wyjątków, to zawsze ja pierwszy podchodzę do ludzi, ja pierwszy się witam, ja pierwszy zabawiam rozmową. 

A teraz co? Siedzę i się uczę, spoko, przynajmniej wzrosną moje szanse na pozytywne zakończenie przygody zwanej "sesją". Gorzej, że widzę, że przynajmniej część ludzi się razem bawi na jakiejś domówce, pewnym ludziom inni chętniej pomogą i odczuwam, że ja nie należę do tej grupy ludzi, choć mogę wyolbrzymiać i przesadzać. Do tego zobaczyłem na profilu koleżanki info, że pewna grupa znajomych jedzie do niej z niespodziankowym tortem (przez nich przygotowanym), by świętować jej urodziny. A ja ciężko wzdycham. 

 

Ciężko wzdycham, bo niby potrafię sobie radzić samemu i potrafię być sam. I niby nie szukam związku i niby jakoś specjalnie mi nie zależy na tym, by mieć wokół siebie ludzi. Z drugiej strony jednak odczuwam głód przyjaźni, właśnie tego typu aktów jak miłe niespodzianki z ich strony, pokazanie tego ile dla nich znaczę. Pokazania, że jestem dla nich czymś więcej niż ozdobą dnia lub imprezy, na którą raz na ruski rok wyląduje (i to tylko wśród broniaczy -_- ). Zawsze jak widzę tego typu akcje, czy akcje typu "Siema Paweł, zrzuciliśmy się na prezent dla Ciebie" (materializm, tiaaa), albo "Ty, zobacz, wykonaliśmy to specjalnie dla Ciebie!", to mnie bierze zazdrość, mimo, że nie mam się tak źle, jak niektórzy broniacze bardziej olani przez świat, bo o ile ja od strony kogoś dostanę życzenia, a przy organizacji imprezy urodzinowej i zaproszeniu ludzi zawsze jakiś upominek się dostawało, tak zdaję sobie sprawę, że pewni ludzie nawet nie mogą myśleć o zaproszeniu kogoś, bo nie mają kogo. 

 

Czemu muszę być tak głodny tego typu traktowania i nie potrafię zadowolić się tym, co już mam? Nie mam pojęcia, zwłaszcza, że w moim mniemaniu nie jestem typem człowieka rozpieszczonego. 

 

W tym roku będzie smutniej, bo domyślam się, że na urodziny będzie spam na facebooku i na forum życzonkami, a wiadomo jak to z nimi jest. Może jakiś szkic się trafi od znajomego lub dwóch z fandomu (kochani!), ale w tym roku wiem, że tym bardziej nie odczuję urodzin tak, jak powinno się je odczuć, bo w tym roku nie mam jak i gdzie ich zorganizować. Przez ostatnie 2 lata ja i 3 kumpli z Poznania mieliśmy koalicję urodzinową - było miejsce, szło zebrać ludzi, a przy okazji ze 3-4 osoby miały urodziny, bo mniej-więcej w tym samym czasie je obchodzimy, a obecnie well, koalicja upadła przez animozje między pewnymi osobami. 

Jeśli chciałbym ściągnąć do siebie osoby dla mnie najbliższe - bo każde z nich mieszka mega daleko, to mam problem. Moje lokum jest za małe, a nie mam co liczyć na to, że współlokatorzy się zgodzą na przekimanie X ludu, albo na opuszczenie chaty na 1 noc. Nie zaproszę przecież wybranych przyjaciół z paczki, bo inni poczują się źle, zaś nie mogę napisać "Liczba miejsc ograniczona", bo nie wypada. Pieprzony savoir-vire. A życie to nie jest takie MLP, gdzie można napisać list do Celestyny, by załatwiła brakujące bilety. 

Wiem, że nie mam co liczyć na niespodziankowe, miłe akty na cześć mojej osoby. Przecież nawet jak w fandomie starałem się robić co mogłem, wnosić jak najwięcej od siebie to i tak słyszałem tylko, że gówno zrobiłem i tylko przypisuję sobie chwałę i tyle z aktów doceniania mnie. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To teraz ja walnę smuta. Prawilnego, sercowego. Obiecałem sobie, że nigdy żadnego nie napiszę, ale po prostu to mnie tak jednocześnie mocno bawi i smuci, że się tym podzielę :v Z góry uprzedzam, że to będzie streszczenie, zwieńczone tylko sednem problemu. To po prostu nie jest dzień na ściany tekstu. Tak więc:

Wyobraźcie sobie, że po dwóch nieudanych związkach, których ''nieudanie'' polegało na tym, że w głowie tej drugiej połówki siedziało poprzednie niepowodzenie, a więc ''Lordek, no bo ja się boję że będzie z Tobą taka sama historia'' and shiet. No więc, mając jakiś tam bagaż doświadczeń - skromny oczywiście, ale uważam się za osobę potrafiącą wyciągać wnioski ze swoich wydarzeń w życiu i chociaż w jakimś stopniu bardziej odpowiednio działać w przyszłości (w jakimś, bo jeżeli ktoś przenosi CAŁKOWICIE swoje poprzednie doświadczenia w nową sytuację, gdzie pojawia się mnóstwo pierdołowatych czynników odmiennych od poprzednich, to jest idiotą :v ), pojechałem oto sobie na studia. Pomyślałem, że skoro towarzystwo jest już bardziej ogarnięte (jasne, zdarzają się niechlubne wyjątki, ale jest lepiej niż gorzej), to może tutaj coś wyjdzie.

No i, jak można się domyśleć, spotkałem ją. Tutaj było mało kompromisów między nami. Ale od początku - dowiedziałem się, że się komuś podobam, zagadałem, okazało się, że ''zaskoczyło''. Potem dużo rozmów, spacery, jakieś wspólne herbaty. Ogólnie rzeczy, które robią podobający się sobie ludzie, kiedy aspirują do bycia dorosłymi. Oczywiście wszystko miało się ku dobremu. Dodam, że naprawdę to jest osoba ekstremalnie blisko mojego ideału. Sami byliśmy tym zaskoczeni, że się ze swoimi pokrywamy tak mocno.

No ale - przyszło co do czego. W pewnym momencie, kompletnie z rzyci, dowiaduję się po raz kolejny, że przez wybryk jakiejś mentalnej spierdzieliny (bez szczegółów, ale myślę, że można się domyślić jak i co) jestem i tak pasywnie postrzegany jako kolejny krzywdzący. I na nic logiczne tłumaczenie jak dziecku, że nie chcę się przecież ładować z buciorami w jej życie, tylko stopniowo, delikatnie, pomóc tej osobie w podniesieniu się z tego, a potem już wystartować jako para. No ale beton, i to taki, że i z pokaźną bombą by było wybitnie trudno.

 

A więc? Po raz trzeci muszę pokutować i być skreślonym za jakiegoś dupka, który wcześniej okazał się, nomen omen, dupkiem, szukającym towarzystwa płci przeciwnej nie do normalnego związku, tylko do popularnego ostatnio koleżeństwa z dodatkami. Jasne, że boli, bo zasadniczo tutaj nie ma mojej winy. Sam też, będąc kobietą, pewnie bym przeżywał takie wydarzenie i się bał. Zaznaczam, że to nie jest wyżalenie się, bo jakoś nie wiadomo jak mi smutno. Ja to wrzucę sobie do worka z porażkami i pójdę dalej, pewnie jeszcze wiele rzeczy do niego dorzucę w życiu. Ale wracając, tutaj już bezpośrednie do was pytanie:

 

Ta osoba sama mówiła, że jestem najdojrzalszym człowiekiem jakiego w życiu spotkała (wiem, że na forum mogę sprawiać inne wrażenie, tak jak w towarzystwie bronies na meetach czy wśród kumpli, ale to się rządzi swoimi prawami) i że mi ufa, ale mimo tego buduje wokół siebie taką skorupkę, której nijak nie da się otworzyć, a nawet dotknięcie tejże skorupki jest już traktowane jako coś złego.

Według mnie nie warto trzymać takich rzeczy w pamięci, a  na pewno przez ich pryzmat układać sobie dalsze życie. Oczywiście, to będzie gdzieś tam w głowie, no ale kurczę. Chyba relacja dwojga dojrzałych ludzi polega na tym, żeby pomagać sobie w wydostawaniu się z syfu, tego bardziej fizycznego, jak i psychicznego. Nie pozwolono mi zostać oparciem z tak prozaicznego powodu, jak strach.

Phew, nie wyszło zbyt krótko :v Tak jak mówię - nie jestem jakoś ekstremalnie przejęty, no ale gdzieś tam w dumę kłuje, że jestem z jakimś brudem do jednego worka wrzucany.

Najbardziej mnie właśnie fascynuje, bawi i smuci jednocześnie ta skrajność. Z jednej strony chce się związać ta osóbka z Lordkiem, ale z drugiej strony mogę okazać się taki sam jak ten pan Lordkiem nie będącym. Ja to rozumiem, ale cholera nie można tak cały czas przez życie iść. No, to chyba tyle :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Najbardziej mnie właśnie fascynuje, bawi i smuci jednocześnie ta skrajność. Z jednej strony chce się związać ta osóbka z Lordkiem, ale z drugiej strony mogę okazać się taki sam jak ten pan Lordkiem nie będącym. Ja to rozumiem, ale cholera nie można tak cały czas przez życie iść. No, to chyba tyle

 

Oooooooooooo, byłam, widziałam, przeżywałam.

Absolutnie masz rację, takie wieczne zamykanie się w sobie i brak odwagi i przenoszenie problemów z poprzedniego związku do nowego to jest tragedia. Ale niestety nie ma wiele wspólnego z dojrzałością a bardziej z odwagą i tym, na ile byliśmy zaangażowani w ten związek. Bo jak to była szczeniacka miłość na 3 miesiące a potem sie skończyła to jedno, a jeśli to był ktoś wobec kogo mieliśmy naprawdę poważne plany i uczucia... to jest rzeźnia. Ja się po tym zbierałam 2 lata, inni nie dają sobie nawet miesiąca czasami. I dziwią się, że im się nie udaje utrzymać żadnego związku. Znajomi mieli już wiele sytuacji gdy coś takiego jak u ciebie rozwaliło albo PRAWIE rozwaliło obiecujące związki. I za każdym razem jak słyszę takie historie to i słuchający i opowiadający i tamten jełop, który to rozwalił żałują, że sprawy źle się skończyły.

Sama raz omal nie zrezygnowałam z miłości, bo:

- facet zbyt idealny, gdzie mi do niego?

- miałam jeden przetragiczny związek na odległość a teraz drugi którego na początku bałam się histerycznie i prawie zmusiłam się do udawania że mnie nie obchodzi. Ale na szczęście pękłam.

No i warto było. Przede wszystkim nie powinno się wybierać partnera na takich samych zasadach na jakich wybieraliśmy poprzedniego, a większość osób tak robi. I potem w nowym partnerze widzą swojego starego. Ale popełniają te same błędy w nowych związkach i jojczą, że przez to wszystko się rozpadnie. Fuck logic. Eh, szkoda gadać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lindsz - jo cie prosza. Nie masz pewnie na karku zamartwiania się potężnym jak na mnie długiem, zaliczeniami z przedmiotów i możliwością niezaliczenia przedmiotów po raz kolejny. Poza tym i tak to bez sensu się licytować kto ma gorzej, więc tbw.

 

To co musisz wiedzieć, że jak przynajmniej na moje standardy, masz całkiem udane życie.Nie jest one szczytem marzeń, ale masz je całkiem niezłe. I nigdy nie nazwałbym cię przegrywem. Sam sobie cholero wmawiasz pewne rzeczy a potem zaczynasz w to wierzyć i tym żyć. Jak już tak robisz, to wmawiaj sobie dobre, powinno podziałać.

 

Lordek - well, w sumie to przykre, że jak na razie nie trafiła ci się żadna dorosła dziewczyna. Jednakże możliwość doradzenia ci w tych sprawach wykracza daleko poza moje możliwości, więc tylko powiem że wziąłem od ciebie trochę sera do hamburgerów, trzy plasterki sera salami. Kupiłem teraz w Biedrze całe opakowanie swojego, więc czuj się zaproszony do korzystania w ramach rewanżu.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To nie jest takie proste Cygnusie. Teraz broń Boże nie chcę się podlizywać płci pięknej, ale ich głowy działają inaczej niż nasze :v Mogą być dorosłe, ale jednak je można skrzywdzić mocniej niż nas. Nie będę tego tłumaczył, bo ufam że rozumiesz :v

Z odwagą u tej panny też masz poniekąd rację Burning. Tak jak mówię - pokłuje, przestanie, pójdę dalej. W tym wszystkim w sumie ta bezradność jest jedyną dołującą rzeczą. Bo spierdzielinie, mówiąc już prymitywnie, w twarz nie dam, bo nie znam ani nic, a tej osoby na kolanach też prosić nie będę, bo nie jestem z tego gatunku ludzi. Cóż, szkoda że nie wyszło, bo naprawdę liczyłem na wiele, mimo tego że podchodziłem na palcach do tego, żeby nic nie zepsuć. No i niby nic nie zepsułem. Tylko szkoda, że logika została przewyższona przez strach i brak chęci do tego, żeby spróbować się oprzeć na Lordku. Bo jeszcze bym zrozumiał, jakby to było jakieś tarcie na linii partner-partner. Ale żeby metaforycznie dostać w łeb, w dodatku w gruncie rzeczy za kogoś, kogo na oczy nie widziałem, to już nie jest halo :v

I to nie było jakieś szczeniackie zauroczenie. Napisałem dokładnie co to było - jedna strona chciała od drugiej za dużo po zbyt krótkim czasie, a teraz Lordek za to płaci.

Edytowano przez Lordek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten moment, gdy ja i Lordek dajemy Cygnusowi lajka w tym samym momencie. 

 

Dziękuję za Twe słowa Łabundź. To miłe wiedzieć, że w czyichś oczach nie jest się przegrywem. 


LORDEK zapomniałbym. 

Rozumiem twój ból itd. Ale znając życie, pewnie też do jej wycofania się jakoś sam się przyczyniłeś, bo zareagowałeś pewnie nie tak, jak powinieneś. Opisz może tą sytuację na jakimś forum, na którym faceci doradzają w kwestiach podrywu. Brzmi to głupio, ale idzie się tam dowiedzieć o rzeczach, o których człowiek nie ma bladego pojęcia. Dzięki takiemu forum samemu udało mi się wejść w kilka związków. 

Edytowano przez Linds
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po moim trupie, że będę szukał pomocy w takich sprawach :v Pomocy nie chcę, umiem sobie sam z takimi rzeczami radzić. Jestem jeszcze młody, na pewno kiedyś wyjdzie. Nie będę przecież ryczał w poduszkę jak ostatni przegryw. I nie chcę być niemiły, ale naprawdę - tutaj było bardzo dużo czynników, o których nijak tutaj nie napiszę, bo to po prostu już nie jest coś, co można umieścić na forume. Po prostu wiem sporo więcej, mam pełen wgląd, a przez to i świadomość, że jednak ja nie nawaliłem.

Mówi się trudno i żyje się dalej :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po moim trupie, że będę szukał pomocy w takich sprawach :v Pomocy nie chcę, umiem sobie sam z takimi rzeczami radzić. Jestem jeszcze młody, na pewno kiedyś wyjdzie. Nie będę przecież ryczał w poduszkę jak ostatni przegryw. I nie chcę być niemiły, ale naprawdę - tutaj było bardzo dużo czynników, o których nijak tutaj nie napiszę, bo to po prostu już nie jest coś, co można umieścić na forume. Po prostu wiem sporo więcej, mam pełen wgląd, a przez to i świadomość, że jednak ja nie nawaliłem.

Mówi się trudno i żyje się dalej :v

 

Tu nie chodzi o szukanie pomocy, tylko znalezienie odpowiedzi na pytanie, co poszło nie tak. Dzięki temu będziesz w przyszłości lepiej przygotowany. No chyba, że wolisz tak przegrać sprawę po raz czwarty/piąty? 

A z ryczeniem w poduszkę... tam na forum nie musisz płakać, tylko spytać to raz, a dwa, że "ryczeć w poduszkę" to był twój post tutaj o tym, że tobie nie może wyjść, bo ktoś kiedyś był zły, ot co. 

 

W jednym się z tobą zgodzę - mówi się trudno i żyje się dalej, a na święta i tak będzie ryba. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błędne założenie. Jeżeli ktoś nie umie sam wyciągać wniosków, to będzie cały czas przegrywać. A ja bardzo lubię do sukcesów dochodzić samodzielnie. Protip - ryczenie w poduszkę = skrót myślowy dotyczący jojczenia o pomoc w momencie, kiedy trzeba samemu wziąć rzyć w troki i się ogarnąć. Tutaj chciałem się podzielić pewnym wydarzeniem - zrobiłem to, szczerze uznałem to za porażkę z której wyciągnę kolejną naukę za jakiś czas. Tyle - nie rozumiem chęci pomocy mi na siłę, w momencie gdy absolutnie nigdzie o to nie prosiłem. Ponownie - chciałem się bardziej podzielić ciekawym doświadczeniem. I na tym skończę, bo to ma potencjał kłótniogenny :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Błędne założenie. Jeżeli ktoś nie umie sam wyciągać wniosków, to będzie cały czas przegrywać. 

 

Jeżeli ktoś sam umie wyciągać wnioski, ale wyciąga mylne, to też będzie przegrywać. 

 

 

A ja bardzo lubię do sukcesów dochodzić samodzielnie. Protip - ryczenie w poduszkę = skrót myślowy dotyczący jojczenia o pomoc w momencie, kiedy trzeba samemu wziąć rzyć w troki i się ogarnąć. Tutaj chciałem się podzielić pewnym wydarzeniem - zrobiłem to, szczerze uznałem to za porażkę z której wyciągnę kolejną naukę za jakiś czas. Tyle - nie rozumiem chęci pomocy mi na siłę, w momencie gdy absolutnie nigdzie o to nie prosiłem. Ponownie - chciałem się bardziej podzielić ciekawym doświadczeniem. I na tym skończę, bo to ma potencjał kłótniogenny  :v

 

No wiesz, ten temat to "Wyżal się" i tutaj tradycją jest, że ludziom żalącym się i płaczącym nad sobą próbuje się pomóc, w mniej lub bardziej bezczelny sposób. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba było cały semestr zapiepszać, a nie zostawiać na ostatni moment. 

Wiem, co mówię, bo sam miałem nie jeden projekt z kartografii do oddania. I ankiety wśród mieszkańców Śródmieścia Południe (co wykonałem bez wykonywania ich samemu i bez wykorzystywania broniaczy). I jeszcze kilka pewnych prac.

 

[...]

EDIT: Dopiero teraz zauważyłem, że mam do czynienia z klaczką rok ode mnie młodszą. Czyli studentka 3. roku jak mniemam. I jeszcze takich rzeczy nie rozumie?  :huhwha:

 

Ty to rozumiesz i ja to rozumiem. Wykładowcy niekoniecznie. Po co cały rok równo pracować, lepiej nawalić studentom na sam koniec wszystkiego, bo, o dziwo, z czegoś trzeba ocenę postawić :) I tak dobrze, bo dwa przedmioty były takie, że co tydzień wejściówka na początek zajęć i się nazbierało ocen, więc chociaż o tyle mniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ty to rozumiesz i ja to rozumiem. Wykładowcy niekoniecznie. Po co cały rok równo pracować, lepiej nawalić studentom na sam koniec wszystkiego, bo, o dziwo, z czegoś trzeba ocenę postawić :) I tak dobrze, bo dwa przedmioty były takie, że co tydzień wejściówka na początek zajęć i się nazbierało ocen, więc chociaż o tyle mniej.

 

Tu też masz częściowo rację, ale moim zdaniem takie sytuacje wynikają ze specyfiki nauczania. Zawsze naukę zaczyna się od teorii i potem przechodzi się do praktyki, nigdy odwrotnie. Jeśli zajęcia zaś trwają tylko semestr, trudno się potem dziwić, że przed sesją jest nawał pracy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak że tego... Tak wiem, niedawno już tu się żaliłem, no ale mniejsza.

 

Ostatnimi czasy czuję się po prostu źle. Nic mi się nie chce. Nie jest to moje typowe lenistwo (które to jest ze mną od zawsze, no ale to nie jest tu chyba wazne), ale coś więcej. Nie mam motywacji do robienia czegokolwiek na dobrą sprawę. Zaczynam się nawet coraz częściej łapać na tym, że nie mam nawet ochoty robić rzeczy związanych z moimi hobby. Czynności które sprawiały mi przyjemność, przestają to robić. Coraz więcej rzeczy robię na zasadzie nawyku, wyuczonego schematu, tylko dlatego że "wypadało by to zrobić". Powiecie mi pewnie "w takim razie wyłam się ze schematu". Ale jak? Właśnie moimi zainteresowaniami próbowałem się wyłamać ze schematu szkolnego, ale nawet one zaczęły mnie nudzić. I nie mam motywacji by nie wiem, zmienić coś, znaleźć coś nowego do roboty, nic. Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że po... 2 latach? Wróciły mi, sporadyczne bo sporadyczne, ale jednak, myśli o cięciu się, scenariuszach "co by ludzie myśleli jak bym zniknął" itp. 

Edytowano przez Nishi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, to nie normalne. To nie jest Norwegia, Syberia, czy inny region koła podbiegunowego, gdzie niedobór promieni słonecznych doprowadza do depresji.

To jest normalne. U nas też o tej porze roku jest mało słońca i część osób prawie go nie widuje (wstają późno, więc tracą często dużą część i tak krótkiego dnia, potem kładą się, jak jest już ciemno - więc widują słońce mniej więcej tyle samo czasu dziennie, co jakiś Norweg/Szwed). Jest różnica między Polszą a regionami podbiegunowymi, ale nie można powiedzieć, że coś takiego nie występuje. Zresztą mamy określenie "jesienna chandra" - a nie wiem jak u was, ale u mnie na dworzu jest właśnie późna jesień, a nie żadna zima.

Mnie też ostatnio dopadł taki stan, szukałem powodu i za nic nie mogłem go znaleźć. Teraz chyba znalazłem. Cygnu, ufam tobie. :spike:

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Jeśli można się żalić na komunikacje miejską, to ja się żale na autobus linii numer 34 w Toruniu, który nie dość, że jeździ raz na ruski rok to się często spóźnia. A jak on się spóźnia, to ja się spóźniam na trening, nie lubię się spóźniać. A nie mogę iść na wcześniejszy autobus, bo wcześniej mam korki z matmy. Autobusy innej linii mi nie odpowiadają, bo nie jadą tam gdzie ja potrzebuje.

 

Jak się już żalę, to pożalę się na to, że nie mogę dać w dziób mojemu grubemu koledze z klasy i jeszcze jednemu koledze, który wygląda jak woźny i jeszcze jednemu, który myśli, że jest pępkiem świata, bo ma dużo hajsów i jeszcze jednemu, który wygląda jak arab, ale ma nos jak żydzi z nazistowskich propagandowych obrazków.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja osoba może cię pocieszyć tylko w jeden sposób- ciesz się że nie jesteś mną.

 

A i jeżeli już jesteś na studiach to nie powinno być źle, wyobraź sobie że już na poziomie gimnazjum radziłeś sobie beznadziejnie, jeżeli doszedłeś do studiów to znaczy że jesteś dość mądry.

A z tym "czuciem się jak śmieć" mam takie drobne pytanie i jednocześnie lekką pomoc- czy w twoim otoczeniu jest jakaś osoba która jakby potęguje to uczucie? Jeśli nie to wiedz jedno, na pewno czujesz się mniej śmieciem niż ja.

 

Kurczę, moje pocieszanie ludzi naprawdę musi się odbywać tak że obrażam samego siebie jak to tylko możliwe?

Edytowano przez SolarIsEpic
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

foto_9564c163bf53002427a793ab4da271d7.jp

 

Dojść na studia to żaden wyczyn :rd6:

 

 

W sumie masz racje, ale to jeszcze zależy. Są kierunki które stawiają takie wymagania że jeżeli się dostaniesz to naprawdę szacunek na mieście.

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...