Skocz do zawartości

Jakie filmy ostatnio oglądaliście?


Blue Sparkle

Recommended Posts

Jakiś czas temu znajomy wreszcie mnie namówił na obejrzenie filmu pt. ,,Pacific rim''  

Z góry zakładałem że film będzie miał dobre efekty, no ale jak go zobaczyłem to stwierdzam że one są, ale szkoda że jak na film tego typu, to jednak jest ich za mało. Tak czy siak, było kilka scen które zrobiły na mnie wrażenie i naprawdę polecam wszystkim którzy szukają filmu na wieczór, który nie wymaga zbyt wielkiego wkładu mydlenia. Jeżeli nie liczycie na film który zmieni wam pogląd na świat swoją głęboką fabułą, to wam się spodoba. 

A tu taki mały spoiler: 

 

http://www.youtube.com/watch?v=CkOXWbFvOYI

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

The devil arithmetic's obejrzane na świeżo, totalnie nie polecam.

Powiem tak, film zapowiada się ciekawie, bo jak głosi opis, to młoda żydówka, gardząca historią swojego ludu przenosi się w czasie do roku 1943, do polskiej wsi Janów, prawdopodobnie lubelskich. Tak więc, stwierdziłam czemu nie, miastowa laseczka lubiąca wyrywać chłopaków, nagle znajdzie się w obozie może być ciekawie... nie było ciekawie, było żałośnie.

Zacznijmy od tego, że miasteczko Janów Lubelskie to chyba jakaś wyspa, albo Niemcy po prostu o niej zapomnieli i przypomnieli sobie dopiero w 1943 roku, bo i miasto nie tknięte bombardowaniami, żydzi radośnie pląsają po ulicach marząc o kinie. Nikt nie myśli o wojnie, okupacji i nigdzie nie ma niemców, w ogóle chyba nikt tam o wojnie nie słyszał. W tym momencie film traci na wiarygodności, bo wystarczy zajrzeć do wikipedii lub na stronę tego miasta, by dowiedzieć się, że w wyniku bombardować z 1939 roku spłonęło ok. 85% miasta. Cóż, albo szybko je odbudowali, albo ktoś kłamie... myślę, że to drugie. Samo przedstawienie życia obozowego pozostawia również wiele do życzenia. Żydzi traktowani są wyjątkowo łagodnie, nie są bici, śmiercią karani sporadycznie i to wtedy, gdy nie trzymają się zasad. Jeden z Niemców (który właściwie nie wiadomo jaką funkcje pełni, bo i przyjechał po żydów, pilnuje ich czasem, chodzi po barakach i ogólnie ma się wrażenie, że to jedyna osoba tam, która porządku pilnuje, chociaż nie zdziwiłaby się, gdy twórcy tego filmu stworzyliby mu nową funkcje rzecznika do spraw żydów) jest tak tępy, że daje się gasić Rabinowi, zamiast dać mu po mordzie wchodzi z nim w dialog i przyznaje mu racje, potem jeszcze parę razy dyskutuje z żydówkami, zamiast dać po mordzie i mieć spokój. A selekcji żadnej nie ma, wszyscy jak lecą idą do pracy. Psów też nie i niemców krzyczących "schnella, schnella" też nie ma. Ale za to jest jedzenie, dużo jedzenia, bo nikt nie chodzi głodny i nikt nikogo nie bije. No bo główna bohaterka musi tam jakoś dobrze wyglądać, a jakby to był wrak człowieka i jakby musiała zmyć tusz do rzęs to chyba byłby koniec świata.

Sama fabuła ma również wiele nie dopatrzeń, dziewczyna określana jest i okazywana jako zepsuta, bo chce sobie walnąć dziarę na kostce (potem będąc w obozie porównuje dziarę, którą chciała sobie zrobić do numeru, który ma na przedramieniu. WTF? Każdy wie, że numery te miały odczłowieczyć więźniów i nie miały nic wspólnego z dziarami) i interesuje się chłopkami i niechętnie idzie na rodzinne, żydowskie święto (nie pamiętam już nazwy), gdzie jest obcałowywana przez ciotki, babki i wszystkich, no cóż zepsucie totalne. Dalej, laska będąc w obozie inteligentnie opowiada o tym, że zjadłaby pizze, hamburgery i frytki i ogólnie rozpowiada wszystkim o tym, że jest z przyszłości. Całe szczęście, że ludzie będący tam byli zbyt tępi, żeby nawet pomyśleć, że jest chora psychicznie, według nich nasz bohaterka ma po prostu bujną wyobraźnie, a kij z tym, że zachowuje się jakby głęboko wierzyła, że to co mówi jest prawdą.

W spoilerze jest trochę spoilerów, lecz nie zdradzają one zakończenia, tylko trochę fabułę.

Ogólnie nie polecam nikomu, stracony czas.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...
Gość ChrisEggII

Obejrzałem wczoraj "Atlas Chmur" i muszę przyznać, że to jest... PIĘKNE! Nawet nie wiem co napisać, bo nawet jakbym użył wulgaryzmów, to i tak przekazałyby za mało emocji towarzyszących mi przy oglądaniu.

 

O czym on opowiada? Otóż w rzeczywistości jest to 6 różnych historii, które pozornie nie są ze sobą w żaden sposób powiązane. Każde z sześciu opowieści dzieje się w różnych okresach historycznych, opowiada o całkowicie różnych wydarzeniach, a nawet reprezentują całkowicie odmienne gatunki filmowe.

-Pierwsza część dzieje się w I połowie XIX wieku i opowiada o Adamie Ewingu, który wracając do rodzinnego San Francisco zapada na tajemniczą chorobę, przez którą może nie przeżyć podróży

-Druga odbywa się w roku 1936 i jest połączeniem gejowskiego romansu, dramatu i filmu obyczajowego. Jest ona o muzyku, który dostaje angaż u sławnego kompozytora, któremu pomaga w tworzeniu kolejnych dzieł.

-Trzecia, to lata 70-te. Wręcz typowa powieść detektywistyczna. Dziennikarka jest na tropie spisku koncernu energetycznego. Wszystko w klimacie filmów o policjantach z tamtego okresu.

-Czwarta odbywa się w latach współczesnych i traktuje o wydawcy książek, który staje się bogatym, po tym jak jego podopieczny zabił krytyka. Ostatecznie ląduje w pensjonacie z którego stara się uciec. Taka prosta komedia...

-Piąta, to XXII wiek, w którym to świat dzieli się na państwa-korporacje. a porządku pilnuje Rada Jednomyślności. Pracownicami w korporacjach są pozbawione wszelkich praw klony, które po 12 latach służby są poddawane "utylizacji". Bohaterką staje się jeden z nich - Sonmi-451, która zostaje uratowana przez członka ruchu oporu, po czym sama staje na czele rebeliantów. Jest to rasowe Sci-Fi i film akcji z pościgami i walką niczym w "Piątym Elemencie".

-Szósta jest po 106 zimach po upadku. Ludzkość dzieli się na dwie grupy: wysoko rozwiniętych - Proroków, jak i prostych mieszkańców wiosek, gnębionych przez kanibali. Jedna z proroków, Meronym, ma za zadanie dostać się na górę, która jest uważana przez mieszkańców wioski za siedlisko szatana.

 

Film na początku jest dosyć trudny do zrozumienia (po półtora godziny musiałem wrócić do początku, dzięki czemu wszystko stało się jasne), a akcja toczy się dosyć wolno (w końcu trudno liczyć na szybką akcję, gdy opowiada się jednocześnie 6 różnych historii). Do tego czasami przeskoki są wykonywane w najmniej właściwych momentach, jak ukazanie staruszków robiących burdę w pubie, aby zaraz potem pokazać egzekucję klonów... Mimo wszystko film jest wart polecenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Wczoraj obejrzałem drugą część Hobbita... I to było straszne. Jako fan książki siedziałem i po prostu nie wierzyłem własnym oczom.

Może zacznę od plusów? No tak, tyle że ciężko jakiekolwiek znaleźć. Jedyny, jaki dostrzegam, to projekt Esgaroth. Miasto wyglądało inaczej, niż sam sobie wyobrażałem, ale zostało zrobione naprawdę dobrze. Właściwie można tu dołożyć postać Barda - jedyną, której nie zarżnięto tak kompletnie, jak... jak całej reszty postaci. Bałem się, że zrobią z niego Bravehearta, ale na szczęście pozostał taki, jaki był w książce. Niestety na tym plusy się mniej więcej kończą.

A teraz minusy. Ten film nie jest Hobbitem. Jest hollywoodzką bajeczką na podstawie książki, wycelowaną w bardzo mało wybrednego odbiorcę i nastawioną na wygenerowanie jak największych zysków kosztem fabuły. Zdecydowana większość fabuły została przez scenarzystów wyssana z palca, byle tylko zapełnić dwie i pół godziny filmidła, dołożyć obowiązkową postać kobiecą - ELFKĘ, KTÓRĄ ZSHIPOWALI Z KRASNOLUDEM... Aha, czy wspomniałem, że ten krasnolud nie ma brody? Tak, taka jest właśnie zgodność tego koszmarku z realiami Śródziemia.

Beorn. Zrobili z niego: po pierwsze dzikusa, podczas gdy w książce on był całkiem cywilizowany, chociaż na pewno nie do końca uprzejmy i gościnny. Po drugie... znowu dzikusa, bo według filmu nie potrafił się kontrolować w formie niedźwiedzia. Ciekawe w jaki sposób w takim razie opętany szałem misiek rozpozna i przejmie się losem Thorina na tyle, żeby wynieść go z pola bitwy w 3 części. Idiotyzm.

Thranduil. Po pierwsze zrobili z niego pedała, w dodatku nie sposób się nie śmiać przy każdej scenie z jego udziałem. Tragicznie zagrany, tragicznie napisany.

Nawet nie chce mi się pisać o Legolasie i Tauriel, bo o Tauriel już napisałem przy okazji shippingu z krasnoludem pozbawionym brody. O Legolasie też nie było nawet wzmianki w książce, a dodanie go było oczywistym zagraniem pod publiczkę.

Smaug. Avan miał rację - Smaug pedau. Największy w filmie. Zrobili z niego idiotę. "WYCZUWAM CIĘ, ZŁODZIEJU, CZUJĘ SMRÓD KRASNOLUDÓW, ALE NIE CZUJĘ, ŻE STOISZ METR PRZEDE MNĄ, HURR DURR". Jakieś gonitwy po jego legowisku, kompletna bezradność w walce z 13 krasnoludkami, i jeszcze pożegnalne "JESTEM OGNIEM, JESTEM ŚMIERCIĄ". Tak bardzo złowrogi... a może wcale nie?

Tak, druga część Hobbita to nie jest ekranizacja książki. To jest bajeczka na podstawie książki i tak powinna być reklamowana, bo z książką oprócz tytułu nie ma nic wspólnego. Można to oglądać bez zgrzytania zębami tylko nie znając książki albo z takim właśnie nastawieniem. Bo można się sparzyć tak jak ja. Chcę z powrotem dwie i pół godziny swojego życia...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie ostatnio wzieło na wszystkie filmy mojego ulubionego reżysera Mela Brooksa

Czyli od ,,Producentów'' z 1968 r. do ,,Drakula - wampiry bez zębów'' z 1995 r. :aj5:

Też uwielbiam Mela Brooksa. Nie zapominajmy jeszcze o klasyku jakim są "Kosmiczne jaja".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ptaszyska porwały się ostatnio na:

Rec 3 ''Dopóki śmierć nas nie rozłączy''
Spodziewając się mocniejszej dawki dreszczyku, tak jak było w poprzednich częściach, zajrzałem do tej, która zapowiadała się dobrze.

Niestety twórcy skopali po całości to, za co polubiłem I i II. Cały film okazał się być czymś w rodzaju fanfika zbudowanego, przez ośmiolatka, który po skoncentrowanej dawce filmów o zombie, zabrał się za bajeczkę na dobranoc dla młodszej siostry. Od początku praktycznie wiadomo, jak potoczy się akcja, każde posunięcie głównych bohaterów jest w pełni przewidywalne. Po 1/3 filmu już praktycznie można się domyślić, jaki będzie koniec. Kompletne 0 Jump Scare'ów, bez jakiegokolwiek napięcia i strachu. Przez cały czas myślałem: ''Może jeszcze coś się stanie'', ''Może jednak nie będzie tak źle''. Myliłem się.
Pointless'owość końca tak dobija, że nie ma się ochoty patrzeć na tytuł ów filmu.Po prostu dużo krwi, brzydkie zombie, pociągnięty dalej motyw opętania i słaba akcja. Nieee ;)

Sinister
Nie zapowiadało się tak ciekawie, pierwsze sceny filmu są co najmniej dziwne, wprowadzają w stan zniesmaczenia, czy raczej lekkiej melancholii. Zastanawiałem się: ''O co tak właściwie chodzi?''.

 

Dalsza część filmu przelatuje z nudnym wszędzie obecnym motywem przeprowadzki. No dobra, patrzę dalej...
Dochodzimy do wniosków, że główny bohater jest pisarzem, a przeprowadzka była zamierzona.
Zaczyna się robić ciekawie, ale trochę późno. Sprawa zabójstw, które rozpracowuje nasz pisarz zaczyna się odbijać na jego psychice, a coraz to bardziej sadystyczne dowody zbrodni zmieniają się w mroczny, przerażający realizm, który dotyka go i jego syna.
Im dalej w las tym więcej drzew- tak można podkreślić sytuację głównego bohatera. ;)
Dość ciekawy film, ma parę dziwnych wątków, przepełniony jest chwilami niepewności i napięcia; potrafi wstrząsnąć Jump Scare'y! :pinkieo:
Mogę powiedzieć, że polecam go, na wieczorek ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ostatnio oglądałam "Bez mojej zgody". Cudowny film, który bardzo polecam. Opowiada historię rodziny, w której jedna z córek jest chora na raka i chce przestać żyć, a druga ma dosyć bycia dawcą, więc dogaduje się z siostrą i wytacza rodzicom proces by mieć prawo do samodzielnego decydowania w kwestii medycznej. Jednocześnie pokazane jest życie członków rodziny, co idealnie uzupełnia akcję filmu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Próbowałam obejrzeć Legendy Sowiego Królestwa, ale choć pomysł był ciekawy (ale jak dla mnie zerżnięty z bardzo popularnej w USA serii "Wojownicy" Erin Hunter), to ilość patosu na każdą scenę przekroczyła wszelkie normy unijne. Forma jak dla mnie za bardzo przerosła treść, ale grafika nieziemska.

 

Za to ja właśnie skończyłam oglądać Piękną i Bestię, bo uświadomiłam sobie dzisiaj jak daaaawno nie widziałam tego filmu. :lunaderp: Cudny!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niemożliwe (The Impossible)

Są takie filmy, które ciężko opisać słowami, ale spróbuję. "Niemożliwe" opowiada prawdziwą historię rodziny, która w 2004 roku dla odmiany postanowiła spędzić Boże Narodzenie w raju... Tajlandii. Ten jednak za sprawą tsunami zamienił się w piekło i rozdzielił rodzinę. Film ukazuje wstrząsającą walkę o przeżycie oraz dramatyczną próbę połączenia rozdzielonej przez żywioł rodziny.

Przedstawienie tsunami i jego potęgi, tego co po nim zostało, cierpienia ludzi, ran, szpitali polowych, realizmu jest najbardziej szokującą częścią filmu. Scena z okładki, w której matka "przytulona" do drzewa, walczy o życie krzycząc z bólu, szoku i cierpienia przyprawia o dreszcze. Nie chcę zbyt wiele zdradzać, ale wrażliwcy powinni przygotować chusteczki.

Dla mnie 10/10 mimo gwałtownego zakończenia. Poniżej zwiastun z napisami.

 

PS. Zróbcie głośniej, oglądajcie w słuchawkach jeśli trzeba (im bliżej "kinowej" głośności tym lepiej). 
 

Edytowano przez Triste Cordis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moją wypowiedź podzielę na 2 części. Pragnę, na początku poinformować, że zbytnio filmów nie oglądam (książki lepsze) i do kina chodzę żadko.

1. I wreszcie! Długo wyczekiwany: "Hobbit- The unexpected journey". Przyznam się: mimo, iż odbiegało od fabuły. Było nawet, nawet. Oglądałam to w domu, i dobrze bo gdy dzwonek u Bilba, zadzwonił po raz trzeci ryknęlam "Kili i Fili", gdyż zapadło mi to w pamięć, a książkę czytałam dawno. Szkoda, że w polskiej wersji językowej, nie było niektórych momentów. No i wchodzimy na poziom dubbingu, na której nie powinnam narzekać ale...

- Tato...

- Tak?

- To na pewno Frodo?

- Tak...

- I Bilbo?

- Tak...

No więc właśnie. No poprostu, jak oglądasz sto razy "Lord of the Rings", który jak wiadomy nie ma dubbingu, to jak słyszysz np. Froda z innym głosem to szęka opada. No, ale zostawmy dubbing, i idźmy dalej. Ktoś tu narzekał na krasnoluda, bez brody. Szczerze mówiąc, ja się nawet cieszę, bo nie dość, że jest najmłodszy, to też miła odmiana... Fajnie. Piosenki fajne. Piosenka przewodnia- fajna. Fabuła- niczego sobie. Obsada- mi się podobała. W sumie. Dobrze zrobiony film

2. Ja (jako fan Tolkiena) poświęciłam sie i wyszłam do kina z klasą (czego zwykle nie robię) na "Hobbit-Desolation of Smaug". Pare śmiesznych scen, to fakt. Fajna piosenka przewodnia i na tym się kończy. Reszta fatalna. Od tego, że wcisnęli nie wiedzieć po co Legolasa i jakąś Elfkę (o niej za chwilę) po jakiś rozpuszczony posąg ze złota, aby zatopić smoka.

Powracając do elfów: MASAKRA! Wcisnęli na siłę po coś elfów, których w książce nie było. I ta jak jej tam... Tauriel? Może. Mniejsza o to. ALE JAK DO JASNEJ CIASNEJ ELF MOŻE ZAKOCHAĆ SIĘ W KRASNOLUDZIE? Już wolę obejrzeć po raz enty "Lord of the Rings", niż coś takiego. Poprostu, nic tylko ręce załamywać. No cóż. Takie życie

Podsumowanie: NIGDY NIE NASTAWIAJ SIĘ, ŻE "PUSTKOWIE SMAUGA" BĘDZIE DOBRYM FILMEM!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parę miesięcy temu, za sugestią zaufanej mi osoby obejrzałem Supermarket. Z czystym sumieniem mogę przyznać, że to dzieło wywarło na mnie spore wrażenie i zostawiło po sobie trwały ślad w pamięci. Możliwe spoilery w kolejnych akapitach postu, więc ostrzegam.

 

Na pewnych serwisach spotkałem się z licznymi negatywnymi opiniami na temat tego filmu, uzasadniane zawiłymi motywami oraz względnie irracjonalnymi filarami fabuły, jakim jest na przykład domniemana kradzież batonika w sklepie i jej dalsze następstwa. Kiedy czytam takie bzdury naprawdę jest mi żal tych wszystkich produkcji, które mimo oryginalnej koncepcji i przyzwoitej realizacji przeszły bez echa, przykryte tanimi "komediami" romantycznymi opartymi na jednym, żmudnym i niegodziwym zamyśle znawcy gustów mas...

 

Początek skupia się na wszechobecnym noworocznym zgiełku, licznych wizytach ludzi w markecie spowodowanych zapotrzebowaniem na wszelkie produkty spożywcze, fajerwerki, petardy, alkohol i wszystko inne co przyda się na huczne powitanie nowego roku.

 

Niedługo później zaczynają się dwa przewodzące wątki - problem jakiegoś małżeństwa i przebieg pracy ochrony sklepu. Już od samego początku rysują się charaktery postaci: między innymi głównego bohatera oraz jego ojczyma, który jest szefem ochrony i zarazem sprawcą wszystkich nieszczęść. Reszta pracowników jest już mniej istotna w całej historii.

 

Drogi bohaterów spotykają się, gdy przez własną nieuwagę jubiler zostaje zatrzymany przez ochronę pod zarzutem kradzieży (akumulatora do zepsutego samochodu?) i tym samym naraża się na niebezpieczeństwo ze strony Jaśmińskiego, który jest zdolny do wszystkiego, byleby zwiększyć skuteczność swoich działań. Podejrzany przyznaje się jedynie do niezapłacenia za zjedzony w sklepie baton.

 

Jest tym samym przeciwny metodom stosowanym przez stróży, przez co podejmuje desperacką próbę ucieczki, która jedynie pogorszyła sytuację.

 

Supermarket ma to do siebie, że ukazuje dwa kontrastujące ze sobą obrazy - obraz żywego, pozytywnego zamieszania, oraz obraz barbarzyństwa, kłamstw, dwulicowości i bezwzględności, jaki jawi się pod postacią wewnętrznej organizacji sklepu. Sumienny szef ochrony jest brutalnym, nieobliczalnym człowiekiem, a życzliwy kierownik to tak na prawdę egoista i cynik, przybierający pozę pomocnego i empatycznego mężczyzny.

 

Zakończenie silnie oddziałuje na emocje - jest dosłownie tragiczne. Widząc, jak za wszystkie niegodziwe czyny ojczyma, w skutek uknutej intrygi odpowiedzialność bierze niewinny człowiek, który finalnie robi to, co robi, odczuwałem tę bezsilność i depresyjną atmosferę płynącą z całej sytuacji.

 

Trudno jest mi rzetelnie opisać reakcję emocjonalną, jakie wywołuje koniec filmu ale zapewne każdy człowiek, który skupi się na akcji odczuje to sam i zrozumie, o czym piszę. Polecam tę pozycję każdemu, kto chciałby poświęcić swój czas na przyzwoity seans.

 

Pozdrawiam. :cydr:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(akumulatora do zepsutego samochodu?)

Samochód był dobry, ale ktoś ukradł akumulator i dlatego właściciel samochodu, chciał kupić nowy.

 

 

Co do samego filmu, to jest absolutna fikcja i fantazja. Do chwili rozbierania tego klienta, jeszcze jest wszystko w "normie", ale od tego momentu, zaczyna być fikcja autorów filmu. ŻADNA ochrona nie ma prawa do takich działań, a co było dalej, to jeszcze większy absurd tego filmu. 

Widać też amatorszczyznę w chwili jak ochroniarz ma zestaw słuchawkowy, a mimo to trzyma radio w ręku i gada przez nie :facehoof:

Kolejny taki moment, to gdy zamiast pilnować sklepu, zajada się zakąskami dla klientów...

Ogólnie film mnie z jednej strony rozśmieszał, z drugiej zniesmaczył. Zakończenie słabe, brakowało już tylko wbicia tam brygady GROM, spodziewałem się czegoś lepszego po tym filmie, bo wielu moich znajomych zachwalało ten film. Niestety fabuła mocno przesadzona i zepsuła ciekawie zapowiadającą się produkcję.

Edytowano przez BRONIESiPEGASIS
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żadna ochrona nie ma prawa do takich działań, a co było dalej, to jeszcze większy absurd tego filmu.

 

Ciekawe, co ogólnie pojęte granice praw mają do wydarzeń ukazanych w filmie. Człowiek ma możliwość złamania wszelkiego zakazu, ustawy czy prawa, a konsekwencje jakie się z tym wiążą to nie kwestia sposobności, a wysokości kar. To, że kogoś - względnie - ogranicza ustrój prawny, nie oznacza, że popełnienie wykroczenia jest niewykonalne. Dlatego nie masz racji mówiąc, że przekroczenie granic było absurdem - może ono nastąpić wszędzie, w każdej chwili, pod dowolną postacią, jeśli na danym stanowisku urzęduje nie ta osoba, co trzeba.

 

Niegodziwe czyny napędzane są przez motywy, jakim może być wewnętrzne zepsucie człowieka. Myślę, że w "Supermarkecie" przedstawiono to wyraźnie - Jaśmiński był osobą co najmniej niezrównoważoną, nieuczciwą.

 

Kolejny taki moment, to gdy zamiast pilnować sklepu, zajada się zakąskami dla klientów...

 

To również nie jest zbytnim odejściem od rzeczywistości - ludzie zatrudnieni w różnych branżach mogą mieć tendencję do nienależytego wykonywania swoich obowiązków. I ochroniarze nie są wyjątkiem.

 

Wyżej opisane wydarzenia zapewne nie są nieprawdopodobne. Wątek sposobu działania ochrony został rozwinięty wedle realiów opisanych w scenariuszu. Gdyby większość podopiecznych szefa (i on sam) nie miałaby diabolicznego usposobienia względem podejrzanych, domniemana kradzież przeszłaby bez echa i nikt nie pozbawiłby jubilera życia, tyle że zamiast thrilleru widzowie otrzymaliby seans z serii Slice of Life.

 

Pozdrawiam. :cydr:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam okazję obejrzeć film "Percy Jackson an the Lightning Thief" zarówno w oryginale jak i w wersji zdubbingowanej (ale nad tą ie będę się rozwodzić).

To jedna z bardziej różniących się adaptacji i cytując moją przyjaciółkę „w filmie jest zawarta mniej niż jedna trzecia książki”. Efekt wizualny i w ogóle jako taki poprawiają efekty specjalne oraz wspomniana wcześniej obsada, ale zanim do tego dojdziemy skupmy się na fabule. Co tu dużo ukrywać, mimo iż ogólna fabuła się nie zmienia, to jednak brakuje pewnych wydarzeń, które zostały zamienione na inne, dla przykładu usunięto to, na co czekałam najbardziej czyli moment, w którym Clarisse zlała Percy’ego, ale nie dość, że Clarisse (moja ulubiona bohaterka) nie występuje w tej części to na dodatek wszyscy Herosi jakoś tak magicznie wiedzieli kto jest jego ojcem. Jak? Nie wiem. Pytajcie o to reżysera, bo ja nie wiem.

Przejdźmy teraz do bohaterów i obsady. Oczywiście na pierwszy rzut oka możemy zauważyć, że filmowy Percy różni się nie tylko wiekiem, bo rozbieżność jest bardzo duża, dokładniej cztery lata, ale także tym, że filmowy Percy jest… Rozgarnięty!!! To nieprawdopodobne! Co my teraz zrobimy?

Dobra, przejdźmy do kolejnej bohaterki czyli… Annabeth! Patrzymy i widzimy dziewczynę w wieku Percy’ego, co nie byłoby w sumie dziwne gdyby nie to, że napiszę to po raz drugi, mają 16 lat. Na dodatek zamiast być blondynką jest sxatynką.

Kolej na Grovera, który jest (ja nie dyskryminuję czy coś) Afroamerykaninem. A przecież Grover miał mieć włosy nie czarne, ale brązowe i już od samego początku miał mieć małe rogi. Rogów brak tak samo jak blizny Luke’a, o którym napiszę teraz.lat

Aktora czepiać się nie mogę, pasuje całkiem nieźle, ale za co usunęli Luke’owi bliznę?! Za co?!!! Poza tym oczy. Nie wiem jak wy, ale ja na kilometr widzę te szare oczy, które przecież powinny być niebieskie. Dobra, teraz już się czepiam, ale nie mogę tego powiedzieć o domku nr 11, o którym właściwie nic nie wiemy poza tym, że nasz zdrajca mieszka tam sam (!!!) mając pod ręką nowoczesną technologię (!!!) i spokojnie robiąc za nołlajfa (czy jakkolwiek się to pisze).

Czas na efekty specjalne, które są bardzo fajne, a najlepsza scena, w której najlepiej wykorzystali efekty specjalne to ta, w której pokazany jest Styks czyli rzeka ognia oraz oczywiście cudowny wir z wody stworzony przez Percy’ego. To już chyba na tyle mojej krytyki pierwszej części adaptacji filmowej Percy’ego Jacksona.

Podsumowując filmem zachwycać się mogą osoby tylko i wyłącznie nie czytające książki, gdyż cytując użytkownika Airlock Zdecentralizowany:

To jest bajeczka na podstawie książki i tak powinna być reklamowana, bo z książką oprócz tytułu nie ma nic wspólnego.

Edytowano przez CyanFlight
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PoP: Piaski Czasu

 

Nigdy nie byłem fanem tej serii, ale grałem trochę w "Piaski Czasu" oraz bajkową, a raczej baśniową "Prince of Persia" z 2008r. Pamiętam, że największe wrażenie w Piaskach Czasu (grze) robił klimat, który aż wylewał się z ekranu. Później dałem sobie spokój, ale wprowadzenie w czasie premiery... szok.

 

A film? Wyjątkowo przeciętna historyjka o ratowaniu świata.  No właśnie... przeciętna.  :burned:  Brakuje w nim baśniowego klimatu znanego z oryginału. Nawet muzyka go nie ratuje. Ok, skaczą, okładają się, ktoś tam umiera, nie zabrakło efektów, ale atmosfera panująca w adaptacji jest jałowa jak Sahara. Ani kropli klimatu. Główny bohater jest płaski jak deska, super dobry, bez wad, z przylepionym uśmiechem... Jego towarzyszka dawała radę. Jak jej tam było? Anika? Tanika? Tamika? Jamnika? A niech będzie, że Natasza. Potrafiła zaskoczyć. 

 

Podsumowując: fani serii będą albo zachwyceni, albo załamani. Reszta? Chyba pozostanie obojętna tak jak ja. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu obejrzałam sobie Men behind the sun, piszę, że w końcu, bo kilka razy za niego się zabierałam, ale jakoś na zabieraniu się skończyło. Film ten opowiada historie japońskiego obozu śmierci, którego istnienie było jedną z większych tajemnic II wojny światowej, no i oczywiście wszystko co tam przedstawiono oparte jest na faktach- wspomnieniach jeńców, którzy przeżyli, samych oprawców oraz na podstawie odkopanych ruin bazy "Unit 731". Z góry mówię, że film ten w żaden sposób nie przypomina większości filmów o holocauście powstających w Europie czy Stanach, jest o wiele okrutniejszy i realistyczny, wręcz momentami naturalistyczny. I nie chodzi tu o krew, bo więcej jej Pile znajdzie niż tutaj czy o flaki, które w dużej ilości filmów latają wszędzie dokoła, a sam fakt, tego co tam się działo i świadomość, że to się działo naprawdę.

Na dodatek całą "wycieczkę" po obozie odbywamy wraz z chłopcami- rekrutami oddziału 731.

Cała akcja filmu toczy się w okół eksperymentów na ludziach takich jak:

odmrażanie rąk, a potem jednym ruchem ręki na żywej ofierze zdzieranie skóry

czy zwierzętach:

gdy kotek rozdzierany jest przez stado wygłodniałych szczurów

Atmosfera panująca w filmie jest przygnębiająca. Film jest raczej ciężki i do przyjemniejszych nie należy. Nie ukazuje on tylko i wyłącznie przemocy na więźniach, a losy wszystkich osób przebywających w Unit 731- szczególnie skupia się na losie młodych chłopców- rekrutów, którzy również nie byli dobrze traktowani.

Ogólnie polecam, jednak tym ludziom, którzy mają rzeczywiście mocne nerwy i mocną psychikę... i to, że obejrzałeś wszystkie części Piły do końca, nie oznacza, że do takich ludzi należysz, bo krew krwią, a naturalizm naturalizmem.

A w spoilerach są spoilery tak btw.

Edytowano przez Cuddly doggy
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Ile filmów wstecz? ;> Okej, przyjmijmy, że trzy.

 

Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia (1951) - nieco dziecinna, (odpowiednia dla młodszych widzów?) ale jednak przyjemna i urokliwa historia. Można się sporo pouśmiechać - do efektów specjalnych na rozbrajającym poziomie i już bardziej gorzko, widząc trochę smutnej a oczywistej prawdy o ludzkości.

 

47 roninów - podejrzewam, że materiał na film był dobry, ale jeśli realizuje się projekt biorąc co najgorsze z kina amerykańskiego i jakieś nieprzekonujące elementy kultury japońskiej (zmiennokształtne wiedźmy?), efekt jest znośny na raz w towarzystwie kogoś odpowiednio krytycznego. Można obejrzeć, np. żeby się dowiedzieć, jak wygląda zmarnowany potencjał. Chociaż teraz to takie typowe...

 

Nagle, ostatniego lata - lekko psychodeliczny (bo w końcu o "chorej psychicznie") obraz, a jednak w pewien sposób bardzo piękny. Jak można się spodziewać, efekty budowania napięcia przerysowane, niemniej klimat jest tego wart. Z ostatnio oglądanych filmów najbardziej polecam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...