Skocz do zawartości

Poranny Kapitan Scyfer

Brony
  • Zawartość

    144
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Poranny Kapitan Scyfer

  1. - Ej, to tylko tak wygląda! A co do mojego domu - zdecydowanie za mało tu karaluchów, bym mógł poczuć swojskie klimaty. I do najbliższej piekarni też jakoś daleko... Scyfer wypuścił z ręki posoch i zrobił trzy kroki w prawo, wychodząc tuż poza obszar brązowego piachu, a następnie wzniósł prawą rękę ku niebu, jednocześnie lewą przytrzymując pierwszą od góry klamrę spinającą płaszcz. Jeden z cumulusów wysoko na nieboskłonie skurczył się nagle do rozmiarów punktu i poszybował z ogromną prędkością w kierunku ziemi, by zawisnąć tuż nad prawą dłonią maga jako śnieżnobiała kula o średnicy najwyżej milimetra. Kudłaty zawodnik zamknął skompresowaną chmurę w uścisku chudej dłoni, wydając ją na pastwę niewidzialnych, skupionych magicznych sił. Po chwili otworzył pięść, wypuszczając na światło dzienne całą chmarę malutkich, ledwo dostrzegalnym gołym okiem przezroczystych kulek, które natychmiast zaczęły pikować w dół, tuż pod jego stopy. Tam połączyły się na chwilę z piaskiem, przybierając jego barwę. Po tym uniosły się znowu, by zająć pozycje w najróżniejszych miejscach areny, po czym z zawrotną prędkością i nieprzyjemnym piskiem pomknęły na Nightmare - całkiem jakby wystrzeliło do niej jednocześnie milion niewidzialnych, otaczających ją ze wszystkich stron strzelców. Zwłaszcza, że fizyczny kontakt z rozpędzoną kuleczką mógł skończyć się czymś znacznie gorszym niż tylko zadrapanie. W końcu utworzone były z wody, piasku i skoncentrowanej magii, która łączyła to wszystko w jednocześnie twardą i ostrą całość. Miały też jeszcze jedną zaletę, ale ta może okazać się przydatna dopiero później.
  2. "Ebełebe dzika róża" i inne wykwity zjełczałej nitrogliceryny - SOON

  3. Jedne z drzwi prowadzących na arenę uchyliły się nieznacznie. Czy to wiatr? Czy to duchy? A może to Pani Józia, mizofobiczna sprzątaczka, usiłuje przy pomocy wykradniętego z biblioteki zwoju niewidzialności zakraść się na niedoszłe pole bitwy, by w ostatniej chwili stoczyć jeszcze jedną, dramatyczną walkę z pozostałą po ostatnim pojedynku plamą jakiegoś magicznego, opierającego się wszelkim środkom czystości tatałajstwa na okalającym arenę murze? Nie, to tylko jeden z zawodników z trudem przeciska się na swoją pozycję startową, napierając na ciężkie drzwiska całą mocą swych chudych ramion. Po dłuższej chwili staje na placu boju, prezentując się widowni w całej swej okazałości - od czubka zwieńczonej szopą kędzierzawych włosów głowy, przez osadzone na lekko zadartym nosie okulary w kościanej oprawce i zakrywający większość ciała brunatny płaszcz aż po stopy w zabłoconych i podartych butach. Ci z widzów, którzy wyposażyli się w naprawdę dobre lornetki lub czary wyostrzające wzrok mogą też dostrzec kilkanaście dłuższych włosków na podbródku i policzkach maga. Przy dobrym oświetleniu mogłyby one zostać uznane za pierwsze, nieśmiałe "puk, puk, mogę wejść?" brody. W jednej ręce zawodnik trzyma długi posoch, przez ludzi mniej lubujących się w dziwnych słowach nazywany kosturem lub nawet - tfu! - laską, w drugiej zaś pałaszowaną łapczywie Królową Pieczywa, pospolicie zwaną bułką. Kolejna chwila przynosi ostatni, pośpieszny kęs cudownego tworu ludzkiej myśli piekarniczej i poważny atak zakrztuszenia. W końcu mag łapie oddech, ociera usta i podbródek rękawem płaszcza, z należytym szacunkiem strzepuje okruszki z kołnierza i schyla się, by dokładnie zawiązać swobodnie leżące na podłożu sznurówki. Co prawda zwykle nie zaprząta swojej kudłatej głowy tak przyziemnymi sprawami, ale dzisiejszy dzień jest wyjątkowy - w końcu już za chwilę ma się tutaj rozegrać pełen błysków, grzmotów i sensacji magiczny pojedynek, a raczej głupio byłoby przywitać się z gorącym piaskiem areny przy pierwszej próbie uniku - i to jeszcze przez coś tak trywialnego, jak brudny kawałek sznurka. W końcu czarodziej postanawia się wyprostować i zwrócić do publiczności. - Witajcie, moi drodzy! Znaczy, nie powiem, że jesteście mi wszyscy drodzy, bo niektórych z was nie znam, ale... w sumie to większości... eee... ale jednak mogę zaręczyć, że tego pięknego dnia, tu i teraz, będąc stuprocentowo trzeźwym czuję do was całkiem sporą dozę sympatii, i to absolutnie niespowodowaną chęcią pożyczenia kilku miedziaków na wysokoprocentowe napoje. Jestem Es Czterysta Czterdzieści Trzy Tysiące Pięćset Pięćdziesiąt Sześć spod znaku Pijanego Pasikonika, dla przyjaciół Scyfer lub Esiek, zapisany z powodu drobnego rozdwojenia osobowości jako Lamoka. Przyrzekam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by zapewnić wam prawdziwie niezapomniane widowisko, tak mi dopomóż Najjaśniejsza Bułko! To powiedziawszy, wykonuje kilka zawiłych ruchów rękoma, po czym przykłada je na chwilę do ziemi. Piasek pod jego stopami zaczyna stopniowo ciemnieć, po chwili ma już barwę właściwą dla produktu ubocznego przemiany materii. Scyfer stoi teraz w centrum brązowego kręgu o promieniu dwóch metrów, a jego wzrok skierowany jest na przeciwległy koniec areny, gdzie wedle wszelkich prognoz powinna się pojawić jego przeciwniczka.
  4. Chciałem zjeść bułkę, ale bułka mi powiedziała, że nie chce zostać zjedzona ._.

    1. Ohmowe Ciastko
    2. Fisk Adored

      Fisk Adored

      Czy to ta sama bułka, która po wysunięciu odnóży i spojrzeniu na mnie rodzynkowymi oczami strzeliła we mnie dżemem agrestowym, tym samym zatruwając mnie? Ta sama którą wysadziłem złowrogim spojrzeniem by ubarwiła pobliskie ściany? Taaaaak, to strasznie nieposłuszna bułka była.

  5. Ran chrząknął, aby zwrócić na siebie uwagę. -Wybierzemy raczej tą pierwszą opcję. Ona... - wykonał trochę nieskoordynowany ruch ręką w kierunku "Betelgeuzy", uświadamiając sobie, że wciąż nie zna jej imienia. - znaczy nasza... towarzyszka potrzebuje odpoczynku, jak mi się zdaje. Ja z kolei nie obraziłbym się na jakiś opatrunek, ale oczywiście mogę sobie poradzić i bez tego. Zastanawiam się też, dlaczego nasz pracodawca "prosi" o działanie drużynowe. Oczywiście to pytanie, jak i wiele innych, może poczekać. To powiedziawszy oparł się o ścianę windy i otarł palec wskazujący lewej dłoni o ranę, po czym zlizał z niego krew. Smak krwi był jedną z dwóch korzyści, jakie mogły wyniknąć ze zranienia. Drugą było wrażenie, jakie na niektórych pannach wywierały bojowe blizny - czy też raczej opowieści, jakie były z nimi związane, najczęściej zresztą ubarwiane do granic możliwości. On sam wyrósł z takich praktyk dobre parę lat temu, jednak wielu było takich, co to wypadek z nożem w kuchni zamieniali w srogie starcie z dziesiątkami bandytów. Ran otrząsnął się z rozmyślań, skrzyżował ręce na piersi i z braku lepszego zajęcia zaczął nienachalnie podziwiać wdzięki Lori.
  6. Poranny Kapitan Scyfer

    VII Zgorzelecki Ponymeet

    TAK TAK TAK I możemy pójść do magicznej jadłodajni lordka, gdzie ponoć kebaby są po 8 złotych.
  7. Ranäöhka'tsä Ran wsiadł do windy zaraz za Feliksem, który mruczał coś niewyraźnie pod nosem. -Miejmy to już za sobą. Im szybciej dowiemy się, co to za zlecenie, tym szybciej będziemy mogli je wykonać. A nie przypuszczam, żeby ktokolwiek chciał się wycofać w tym właśnie momencie.
  8. Czarna niedziela, Cygnus Wiśniewski padł!

  9. SMUTY I PROCENTY :D Wracam w niedzieloponiedziałek lub poniedziałkoniedzielę.

  10. Ran westchnął i spojrzał na kobietę, która wprowadziła ich do środka. -Przyśpieszmy może kroku, zanim nasz Tezcatlipoca spali ją swym blaskiem. A jeśli nawet nie, to trzeba go strącić z nieboskłonu, zanim rozpocznie rozbłyski słoneczne... jeśli wiecie, co mam na myśli. Nie chciałbym marudzić, ale mamy ważniejsze sprawy na głowie niż ciągłe przerzucanie się metaforami, nie mówiąc już nawet o mojej "karierze pianisty".
  11. Moje małe kucyki... Moje małe, niepowtarzalne kucyki, każdy obdarzony własnym charakterem, własną przeszłością, własnymi problemami. Wygadane i dowcipne, bo operujące świetnymi dialogami, tajemnicze, bo kierujące się własnymi motywami i zaskakujące, bo raczej mało kto wybiera quasi-skrytobójczy atak jako formę perswazji. Moje małe, biedne kucyki, rzucone na tło zniszczonego, pozornie pozbawionego nadziei świata z przejmującą, ponurą historią, której szczegóły autor dawkuje czytelnikom ostrożnie i z umiarem, co tylko pobudza apetyt na więcej i więcej... Moje małe, dzielne kucyki, męczone wieloma niedogodnościami na drodze do celu - a jest to droga bez wątpienia ciekawa, opisana w sposób prosty i przyjemny, mijająca szybko i bez szansy na nudę, upstrzona przygodami i niebezpieczeństwami. Moje małe kucyki uwiecznione na kartach naprawdę dobrego fanfika ze wspaniale wykreowanymi postaciami, interesującym światem i szalonym tempem przygody, w której każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy. I tylko szkoda, że na kolejne części przychodzi nam czekać tak długo.
  12. Jeeeeest prawie rano, a ja właśnie przemieliłem pięć rozdziałów Winningverse oraz jeden rozdział tegoż zacnego fanfika - i, mało tego, zabrałem się do komentowania rzeczonego dzieła. Proszę więc o wyrozumiałość, jeśli mój post będzie odrobinkę niespójny. "Yyyyy..." - tylko ta jakże elokwentna wypowiedź przyszła mi na myśl, gdy ujrzałem jak poruszane są kwestie typu podatki czy przemysł w krainie takiej jak Equestria. Stanowczo nie wygląda mi to na radosny, ale i przeczący logice naszego świata kraik, który znamy z serialu - przedstawiona w tym dziele kreacja jest znacznie bardziej dorosła i nietypowa. Imć Dolar niejako zrywa z popularną konwencją, która nakazuje skupić się wyłącznie na akcji i emocjach, uchyla zasłonę skrywającą rozmaite, w tym ekonomiczne trybiki trzymające w kupie świat przedstawiony. Za to - oraz za jednocześnie plastyczne i przystępne opisy - należy się plus ogromny. Jak najbardziej pozytywne wrażenie robi też jeden z najważniejszych elementów dobrego fika - postacie, kreowane głównie poprzez miodne (pomijając opisy techniczne, ale to już zabieg celowy) dialogi. Zaledwie jeden rozdział, a mamy już trzech wiarygodnych bohaterów, każdy odmienny i pełen charakteru. Bardzo dobrze wróży to kolejnym częściom fika, bo podwójnie trudno przerwać jest czytanie, gdy mamy i ciekawą fabułę, i protagonistów, z którymi można się zżyć. Ogólnie muszę przyznać, że jestem pod nielichym wrażeniem i czekam na kontynuację, zakończoną niechybnie kolejnym pozostawiającym w niepewności biednego czytelnika cliffhangerem. I tylko jedna rzecz mi się nie podoba - chciałem Cię, drogi Dolarze, chociaż trochę opiórdolić, a tu nie ma za co. I jak tu być ch em? :C O, już jasno się zrobiło. Kieeeeeedy ranne wstają zorze...
  13. "Na wschód. Zawsze na wschód."

    1. Fisk Adored

      Fisk Adored

      Stay a while, and listen.

  14. Poranny Kapitan Scyfer

    VI Zgorzelecki Ponymeet

    Meet był OSOM jak wszystkie poprzednie i basta. Opinia najcałkowiciej, najabsolutniej subiektywna, pisana z perspektywy osoby, która przyjechała na meet po to, by spędzić czas z fajnymi ludźmi i pogadać z nimi o czym tylko dusza zapragnie. Niekoniecznie o kucykach. Przepraszam tylko, że byłem tak k*****o niewyspany. Sesji RPG nie stwierdzono. Edit: Cygnus +443556. Miło by jednak było, gdyby ci niezadowoleni sprecyzowali, co było nie tak i co można by poprawić. Bo jeśli chodzi tylko o to, że część meeta lubi rozmawiać na tematy erpegowe lub erpegopodobne... to raczej się nie dogadamy.
  15. Poranny Kapitan Scyfer

    VII Zgorzelecki Ponymeet

    Co to za porządki, jakim prawem nie ma mnie jeszcze na liście, co?! Co do atrakcji: nerdy biorą laptopy, tak zwani erpegowcy biorą planszówki/karcianki, reszta bierze cokolwiek albo i nic, nie szkodzi. A że zapewne znowu będziemy siedzieć w Plazie, każdy chętny będzie mógł się wybrać na kręgle/bilard i takie tam. Ja takim stanem rzeczy jestem zawsze całkowicie usatysfakcjonowany. Za mało "pony" w tym (czy raczej tamtym) ponymeecie? Nie powiedziałbym. A nawet jeśli: ponymeet to wbrew nazwie spotkanie nie małych, kolorowych kucyków, ale ich fanów. Ci natomiast mogą mieć także inne zainteresowania, zresztą gadanie przez około 10 godzin tylko o kopytkach i słodkich oczkach potrafi każdego doprowadzić do zejścia z tego świata wskutek nagłego ataku cukrzycy. Znaj proporcją, mocium panie! Moja propozycja daty (to zawsze ustalamy całą wieczność, zacznijmy więc już teraz): 2 lipca 13 lipca. Sobota tuż po wypłatach, więc lud pracujący nie będzie musiał się martwić stanem portfela.
  16. Ranäöhka'tsä Ran rozejrzał się po swoich towarzyszach. Neofelis, którego znał od niedawna, mógł być użyteczny. Feliks sprawiał wrażenie takiego, co znacznie więcej mówi niż robi, ale to właśnie dzięki niemu dostali się do środka, może więc były to tylko pozory. Ta ruda była największą zagadką. - Ranäöhka'tsä Syvähn. Najemnik. Natchniony przez pieniądze. Koneser pieniędzy. Poszukujący pieniędzy. I chwilowo także amunicji, jeśli dałoby się to załatwić. Co do reszty zaś... złote serce i wybujała wyobraźnia zostały w drugiej parze spodni, mam za to pewne doświadczenie w wymachiwaniu tym kawałem żelaza na moich plecach.
  17. "What's with the lights? Lol"

  18. Ran otrząsnął się z zaskoczenia i spojrzał na ranę. Nie wyglądała tak strasznie, jak się spodziewał - zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że mógł rozstać się z życiem. Jednak strumyczek krwi brudził materiał starego płaszcza i już sam ten fakt powodował u niego złość. Gdyby ci idioci przed wejściem wpuścili ich wcześniej... a do tego jeszcze zabrali jego zdobycz. Chociaż trzeba przyznać, że byli naprawdę zabójczo skuteczni - w przeciwieństwie do tych dwóch matołów, którzy jeszcze przed chwilą wrzeszczeli w agonii. Ran spojrzał w kierunku miejsca, z którego doleciały krzyki - teraz powinny tam leżeć dwa świeże, może nieco uszkodzone kawały mięsa. Lepiej zapamiętać to miejsce. Cholera wie, kiedy zdobędziemy coś na kieł. -Doskonała robota - zwrócił się do cyborgów, zdobywając się na wymuszony uśmiech, po czym dołączył do ciemnoskórej kobiety oraz animalusa z gitarą. -Kariera pianisty, co? Coś mi się wydaje, że teraz będziemy grać w tym samym zespole. Następnym razem postaraj się więc poinformować nas o swoich planach, zanim pomieszają się nam melodie.
  19. Es Czterysta Czterdzieści Trzy Tysiące Pięćset Pięćdziesiąt Sześć zgłasza się. Dla ułatwienia zapiszcie mnie jako "Lamoka".
  20. Poranny Kapitan Scyfer

    Wyżal się.

    A kto tak naprawdę wie? Każdy czasem powie coś niestosownego, zachowa się głupio, zrazi do siebie ludzi przez jakąś błahostkę. Bywa. I co, lepiej w ogóle nie gadać z ludźmi, nie wychodzić nawet z domu? Patrzę tak sobie dłuższy czas na ten temat i widzę, że wiele, wiele problemów wynika z braku śmiałości, z jakiejś dziwnej obawy przed podjęciem stosownego działania. Nie wiecie, jak coś zrobić? Nie dowiecie się tego nigdy, jeśli nie będziecie próbować. I będziecie całą wieczność stać przed kałużą w obawie, że pomoczycie sobie spodnie. Tak to właśnie wygląda. Zawsze najtrudniejszy jest pierwszy krok. I może być tak, że się nie uda, że się potkniecie, oberwiecie ciętą ripostą, zostaniecie zignorowani. I co wtedy? Drugi raz. I trzeci. I czwarty, aż do skutku. Nawet jeśli będziecie ciągle przegrywać - każda porażka niesie ze sobą pewną lekcję. A każda lekcja czyni was silniejszymi. Żeby dotrzeć do celu, żeby zyskać szczęście, trzeba postawić przede wszystkim na wytrwałość.
  21. Ran odchrząknął, walcząc z przemożnym uczuciem zażenowania. Najwyraźniej jakiś... muzyk dotarł do kontaktu szybciej od niego i to bez żadnych nieprzyjemnych incydentów. W tej chwili, pomyślał, naprawdę muszę wyglądać jak idiota. Żeby tylko ten pomysłowy grajek okazał się bardziej chętny do współpracy niż ci dwaj goryle przed wejściem... no właśnie, trzeba wykorzystać tą szansę. -Ani kroku dalej? Nie ma sprawy. Nie zamierzamy się nigdzie stąd ruszać. Poczekamy, aż ta urocza dama wróci i załatwimy nasze sprawy z kim trzeba.
  22. Poranny Kapitan Scyfer

    VI Zgorzelecki Ponymeet

    Początek maja - vox populi, vox dei. No i Niklas 11 maja (sobota rzecz jasna) - dzień po wypłatach, więc przynajmniej dla części meeta problemu z mamoną być nie powinno.
  23. Poranny Kapitan Scyfer

    Zdemaskuj szpiega!

    http://mlppolska.pl/Watek-The-Walking-Dead-TWD--5183?pid=326039#pid326039 Oto szpieg! Na stos!
  24. Poranny Kapitan Scyfer

    VI Zgorzelecki Ponymeet

    Po pierwsze to początek maja. Po drugie to co z tym kinem?
  25. Słoik - najlepszy badass ever. Wszystkie mroczne alicorny wymiękają. A co do samego fika, to określiłeś go trafnie: "krótkie, przyjemne i lekkie" i dobrze napisane Swoją rolę spełnia znakomicie.
×
×
  • Utwórz nowe...