Me gusta, Alberichu, me gusta.
Ten nie-taki-krótki rozdział nosi wszelkie charakterystyczne symptomy Twojej twórczości, ale z drugiej strony - nie powiela większości tych rzeczy, które nieco przeszkadzały mi w odbiorze "Zegarów" i "W Poszukiwaniu Dawnej Chwały".
Tak więc: tempo akcji wydaje się być nieco bardziej... stonowane, co zdecydowanie dobrze działa na klimat, pozwala zbudować specyficzny nastrój opowiadania. Nastrój zwykłego, codziennego życia, które tutaj ukazane jest za pomocą typowo Alberichowych opisów: prostych, ale nie prostackich, nadających tekstowi spokojny, jednostajny rytm, który utrzymuje zainteresowanie czytelnika na stałym, niezmiennym poziomie - nawet, gdy nic specjalnego się nie dzieje. Opisów tych jest więcej i zdają się też być dłuższe niż te, które widziałem wcześniej w twoich fanfikach przygodowych, a to w przypadku opowiadania spod znaku Slice of Life jest ogromną zaletą. Drugi tag, [mystery], wydaje się być nieco mniej istotny, przez większość czasu dryfuje jedynie gdzieś na obrzeżach tekstu, nieznacznie tylko podsycany poprzez wpływ klejnotu na Rarity. Dopiero na ostatnich stronach ukazuje się nieco silniej, dopiero tam też czytelnik może poczuć prawdziwe napięcie i niepewność co do zakończenia. Chyba jedynym mankamentem stylu są tutaj zdarzające się od czasu do czasu w dialogach teksty, które wyglądają po prostu nienaturalnie, tak, jakby kucyk ni stąd, ni zowąd zaczął używać literackiego stylu samego autora. Przykład:
Takie wyrażenia w środku zwykłej wypowiedzi brzmią sztucznie, dezorientują i wytrącają czytelnika z rytmu. Ponadto powiedziałbym, że całość zdecydowanie trzyma wysoki poziom, ale brakuje mi tu - mówię teraz o samym stylu - jakiegoś literackiego szaleństwa, czegoś, co sprawiłoby, że przestanę jedynie z uznaniem kiwać głową i zajmę się poszukiwaniem upuszczonej z wrażenia szczęki.
Za styl daję więc dwa punkty.
Fabuła... tu niewiele można powiedzieć, bo i nie da się ukryć, że całą treść można by spokojnie skompresować do około dziesięciu stron. Oczywiście opowiadanie znacznie straciłoby wtedy na jakości, więc absolutnie nie uznaję tego za wadę. Brakuje mi tu jednak jakiegoś porządnego, za przeproszeniem bez przeproszenia, j nięcia mocą fabularnych zakrętów i niespodzianek. A tak mamy tylko spokojne, jednostajne dążenie do punktu kulminacyjnego - wyboru, który staje przed główną bohaterką. Co prawda sposób, w jaki Rarity dowiaduje się, "co jest grane", może pozornie przypominać deus ex machina, jednak widać, że jest to całkowicie przemyślany zabieg, który bez wątpienia zostanie jeszcze rozwinięty i, miejmy nadzieję, wyjaśniony w przyszłych rozdziałach. Tak czy inaczej zakończenie jest odpowiednio emocjonujące i pozostawia nam całkiem ciekawy morał.
Za fabułę kolejne dwa punkty.
Kreacja świata przedstawionego. Tutaj nie mam... czekaj, czy na pewno?... tak, na pewno nie mam żadnych zastrzeżeń i z miejsca daję trzy punkty. Wszystkie bohaterki odwzorowane są co najmniej prawidłowo, a sama Rarity tak zapełniona jest przyjemnymi, drobnymi szczegółami jej życia, że zdaje się postacią pełniejszą, ciekawszą i bardziej pełnokrwistą niż ta znana z serialu - przy jednoczesnym zachowaniu stuprocentowej zgodności z oryginałem. Oklaski! Również opisane w tekście wydarzenia oraz miejsca można sobie bez najmniejszego problemu wyobrazić i pięknie zgrać się z uczuciami bohaterki.
Ach... no i jest moja ukochana kawa!
Pozostały kwestie gramatyczno - wizualne. Patrz wyżej: nie mam zastrzeżeń, tekst jest ładniutko wyjustowany, sformatowany, wyposażony w akapity dokładnie tam, gdzie trzeba, czyta się go z prawdziwą przyjemnością i nie męczy oczu bardziej, niż jest to konieczne przy czytaniu na ekranie mojego kochanego laptopika. Gratulacje, wygrywasz słoik majonezu! Trzy punkty.
Łącznie: dziesięć na dwanaście punktów. Jest to pierwsze opowiadanie, które uzyskało w mojej skali tak wysoką ocenę (chociaż powiedzmy sobie szczerze - wiele ich nie skomentowałem, hehehelmans). Jak podsumować? Widzę soczysty, dobrze upieczony kawał kiełbasy, ładnie nacięty tam, gdzie trzeba. Smakuje przepysznie, lepiej nawet, niż wygląda, zaspokaja apetyt, niczego zmieniać w nim nie trzeba. Tylko... marzy mi się jakaś musztarda...