Skocz do zawartości

Poranny Kapitan Scyfer

Brony
  • Zawartość

    144
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Poranny Kapitan Scyfer

  1. A horse walks into a bar. The bartender asks, "why the long face?" The horse, incapable of understanding the human language promptly shits on the floor and leaves.

  2. Po mojej lewej znajduje się koc i poduszka. MOIM PRZEZNACZENIEM JEST SPAĆ
  3. Poranny Kapitan Scyfer

    Dyskusja o homoseksualizmie

    Hue. Dobra, zacznę w takim razie od moich własnych doświadczeń życiowych, chwilowo nie angażując ideologii i lewackich myśli. Dzień dobry, nazywam się Scyfer, jestem zadeklarowanym heteroseksualistą, mam 20 lat, normalną rodzinę, dość stereotypowego ojca i dość stereotypową matkę, a jeszcze kilka miesięcy temu byłem aspołecznym tchórzem o bardzo kruchej konstrukcji psychicznej, słabym psychicznie i fizycznie, pozbawionym szacunku do samego siebie i wiary we własne możliwości. Tyle na temat olbrzymiego wpływu wzorców na psychikę. Co mnie zmieniło? Pośrednio fandom, bezpośrednio - to forum. Bo wchodzę, patrzę i widzę stada ludzi narzekających na brak talentu, samotność, nieśmiałość, niską samoocenę... na pewno wiecie, o czym mówię. W pewnym momencie mam dosyć samego patrzenia i zaczynam - niespodzianka! - myśleć. I odkrywam w tych ludziach lustrzane odbicie samego siebie, po czym dochodzę do NIESAMOWICIE ODKRYWCZEGO WNIOSKU, którym muszę, po prostu MUSZĘ się z Wami podzielić, ponieważ odnoszę wrażenie, że może się Wam bardzo przydać, jeśli przyjmiecie go do wiadomości. Jeśli niczego w życiu nie osiągnąłeś, jeśli niczego nie potrafisz, jeśli nie masz przyjaciół/dziewczyny, jeśli jesteś tchórzem i nie szanujesz samego siebie - to jest to tylko i wyłącznie TWOJA WINA. Nie próbuj zasłaniać się nieodpowiednim wychowaniem, złymi genami, chorobą czy okrutnym światem. W ten sposób nie dość, że oszukujesz samego siebie, to jeszcze zaprzepaszczasz szansę na poprawę własnego życia. Po to bowiem natura dała nam mózg i możliwość panowania nad własnymi instynktami, abyśmy mogli - w każdym wieku, w każdej sytuacji - zmieniać się na lepsze. I nie piszę tego przeciw Wam (określenie ogólne), ale dla Was. Ponieważ robi mi się zwyczajnie przykro, gdy widzę, jak wielu utalentowanych ludzi marnuje swój potencjał, woląc bezustannie narzekać na ciemne strony własnego życia. Nigdy nie było i nigdy nie będzie celem mojej wypowiedzi zranienie czyichś uczuć albo zademonstrowanie własnej wyższości. I tak, zauważyłem, że Linds pisze o tym, że stara się zmienić. To dobrze, ale nie zmienia tego, co pisałem wcześniej. Każdy sam jest odpowiedzialny za swój los. Jednemu bozia da więcej siły woli, drugiemu mniej - nie może być jednak tak, że człowiek w pełni władz umysłowych jest z góry skazany na życiową porażkę. A co do wychowywania dzieci przez homoseksualistów - mówię otwarcie: NIE WIEM, nie jestem w tej dziedzinie ekspertem, więc nie ośmielę się z góry zabierać ludziom o odmiennej orientacji tego prawa na podstawie tego, że mi się coś wydaje.
  4. A horse walks into a bar. The bartender asks, "why the long face?" The horse, incapable of understanding the human language promptly shits on the floor and leaves.

  5. Niemcy spoko. Język niemiecki nie - spoko. Mam nadzieję, że chociaż ingliszem będą spikać, żeby dało radę porozumieć się inaczej niż na migi.
  6. Jak byłem mały, to wpadłem do kotła z lenistwem.

    1. DiscorsBass

      DiscorsBass

      ale byłeś zbyt leniwy, aby go wypić? xd

    2. Artem

      Artem

      Cóż za paradoks ;_:

  7. Poprawiam: 8 marca mam szkołę, tak więc głosuję za 15 marca. CYNOS WALNIJ ANKIETĘ MOŻE RESZTA SIĘ ODEZWIE
  8. W przerwie między publikacją drugiego i trzeciego rozdziału Kapitan Scyfer postanowił odpowiedzieć na komentarze swoich wiernych fanów (BA-DUM TSS DOWCIP MIESIĄCA!) i rzucić garścią, czy raczej garsteczką newsów odnośnie swego dzieła. Owinął się wygodnym, ciepłym kocykiem, włączył laptopa, puścił Two Steps From Hell i zaczął pisać, co jakiś czas przerywając, by napić się (niesłodzonej, oczywista!) herbatki miętowej oraz rozważyć to, co miał do przekazania... Przede wszystkim chciałem ogromnie podziękować wszystkim, którzy poświęcili parę chwil, by przeczytać te moje pseudopoetyckie wypociny.* Jeszcze mocniej dziękuję zaś pre-readerom: Dolarowi i Alberichowi, oraz wszystkim tym, którzy uraczyli głodnego atencji autora mniej lub bardziej rozwiniętą opinią - czy to w formie komentarza, czy też serdecznego opier u poprzez bardziej prywatną drogę komunikacji. Jednocześnie informuję, że z krytyki wyciągnąłem stosowne wnioski i wskutek tego... dwa pierwsze rozdziały zostaną napisane od nowa. Niechętnie przyznaję, że sam nie cierpię poprawiania tego, co już zostało opublikowane, jednak nie widzę innego wyjścia dla Maestrii - otrzymałem wiele różnych głosów informujących, że ciężki, nudny styl nie pozwala przebić się nawet przez początek opowiadania. A jeśli nie można przebić się przez początek... to kto dotrwa do końca? Nie będę ukrywał, że bardzo zależy mi na odbiorze mojego tworu. Dlatego też postaram się przygotować dla Was lepszą, bardziej lekkostrawną wersję Maestrii, przy tym jednak nie zmieniając ani krztyny z fabuły. Najpierw jednak opublikuję rozdział trzeci, ponieważ będzie to rozdział w pewnym sensie przełomowy i niejako reprezentacyjny. Ponadto z przyjemnością informuję, że Maestria dostała się na FGE. Niby nic, a cieszy Jeszcze raz dziękuję za Wasze zainteresowanie i komentarze. Miło jest widzieć, że ktoś to czyta. *Ślimak parówo, na Ciebie patrzę
  9. Poranny Kapitan Scyfer

    Odcinek 6 : Power ponies

    A to ci siurpryza Opinia jak opinia. Akurat tutaj postanowiłem coś napsiać, bo widzę, że gdzieniegdzie hejty poleciały,a dziwi mnie to niepomiernie i czuję się w obowiązku bronić honoru dobrego odcinka Dołącz do Fanklubu Konstruktywnej Krytyki Kapitana Scyfera już dziś!
  10. Poranny Kapitan Scyfer

    Odcinek 6 : Power ponies

    Byndzie mały chaosik w poście, bo nie chce mi się myśleć, a i tak nikt tego nie przeczyta Oj, zdziwisz się ~Draques. Odcinek pod znakiem psychopatycznego rechotu i parodii amerykańskich komiksów? Czemu nie. Antagonistka była tak rozkosznie tępa i obdarzona tak cudownie idiotycznym śmiechem*, że polubiłem ją z miejsca. Ponadto jej ideologia - ubóstwienie długich włosów grzyw - to miód na moje włochate serce Chociaż zdaję sobie sprawę, że jest to postać płytka i pozbawiona polotu, przypadła mi do gustu jak mało która nowa persona w tym sezonie. Odcinek o Spike'u i to tej lepszej jego wersji, która nie zachowuje się jak irytujący przydupas, nie wyłudza bezwstydnie diamentów za przysługi i w ogóle robi coś sensownego ze swoim życiem Jest dobrze, bo przywołuje to skojarzenia z całkiem niezłym "Dragon Quest". Fabuła, jak to zwykle bywa, przewidywalna, ale nie aż tak, bym zgrzytał zębami i czuł, że robi się ze mnie idiotę. Humor, slapstickowo - randomowy, prezentuje różny poziom - problemy Twalota z panowaniem nad własną mocą wieją sandałem (z masłem), ale już Flutterhulk miażdży system Ogólnie jednak wychodzi na plus. Klapsa powinien zaliczyć ten, kto projektował kostiumy Power Ponies - brzydotą i bezguściem przewyższają je tylko suknie Księżniczek na koronacji Twilight. Za to sama panorama Maretropolis prezentuje się klimatycznie jak jasny ! Pierwszą myślą po jej ujrzeniu było oczywiście "ŁAAAAAŁ NAPISAŁBYM FANFIKA O TYM MIEŚCIE". Zachowanie bohaterek zupełnie dobre - Rarciowatość Rarci na wysokim poziomie, co nie zdarza się zawsze, a i do reszty nie można się przyczepić. Ogólnie jestem usatysfakcjonowany. To był dobry odcinek, z pewnością nie najlepszy w tym sezonie, ale stojący sporo wyżej od nudnych i przegadanych "Flight to the Finish" i "Three's A Crowd". Dodatkowo muszę powiedzieć, że podoba mi się tendencja scenarzystów do ukazywania nam coraz to nowych lokacji - wypadło to doskonale w "Castlemanii", nie zawiodło i tutaj. *Mój brzmi bardzo podobnie - gdy już zacznę się głośno śmiać (na trzeźwo to rzadkość), zwykle ludzie zaczynają się na mnie dziwnie patrzeć. Ciągnie swój do swego, hehehelmans
  11. SB na laptopie znowu nie działa. Chętnie obwiniłbym Skaja, ale to pewnie tylko moje internety ;-;

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. DiscorsBass

      DiscorsBass

      Miałem podobnie i to nie była wina forum, miast tego poszperałem w zaawansowanych ustawieniach Sieci i działało! ^^

    3. Poranny Kapitan Scyfer

      Poranny Kapitan Scyfer

      ...a tak mi nagle przyszło do głowy, że to chyba lepiej i nie ma co naprawiać. Brak SB = mniej marnowania czasu :v

    4. Cygnus
  12. Poranny Kapitan Scyfer

    Co aktualnie czytamy

    A ja wróciłem niedawno do czytelnictwa po długiej, długiej, dłuuuuugiej przerwie. Siedział sobie taki Scyfer i głupiał, aż w końcu zdecydował, że pora ogarnąć nieco mózg, zanim całkiem galaretka się z niego zrobi. Ale i tak, zamiast sięgnąć po coś ambitnego i kształcącego, wziąłem się za Pieśń Lodu i Ognia (albo Ognia i Lodu, zawsze mi się myli). Wcześniej skończyłem tylko "Grę o Tron", teraz jestem na "Nawałnicy Mieczy", część pierwsza. I muszę powiedzieć, że pomimo dosyć... statycznego stylu autora podoba mi się. Ba, nawet emocje wywołuje czasem.
  13. Rum bardzo. Likier bardzo. Wódka tak wiele

  14. Wstępnie, żeby rozruszać temat, zgłaszam do Waszej i Niklasowej rozwagi termin 8 marca. Bułkers.
  15. Odzyskałem internety, pora na małe przemeblowanie w moim ulubionym dziale.

  16. Ogólne wrażenie po lekturze - meh. Osobiście uważam, że z pewnością jest wiele innych, ciekawszych i lepiej skonstruowanych opowiadań, które bardziej zasługują na przetłumaczenie niż akurat to. Ship Tavi x Vinyl niezbyt mi podchodzi, ale starałem się spojrzeć na ten tekst bez wcześniejszych uprzedzeń. I... w sumie nic ciekawego tu nie ma. Styl jest i to zasadniczo wszystko, co można o nim powiedzieć. Przydałoby się tutaj więcej opisów, bardziej rozbudowane dialogi, jakieś środki stylistyczne... zamiast tego mamy co prawda wartko płynącą, ale nie wywołującą praktycznie żadnych emocji powiastkę. Czyta się co prawda przyjemnie, ale szału z pewnością nie ma. Dwa punkty. Najlepszym komentarzem odnośnie fabuły niech będzie fakt, że gdzieś tak w połowie tekstu można bez żadnego problemu domyślić się zakończenia. Zwroty akcji, budowanie napięcia, więzi z bohaterkami - tego wszystkiego praktycznie tu nie ma. A szkoda, bo sam pomysł niezwykle mnie zaciekawił i aż prosił się o szersze rozwinięcie... klasyczny przykład niewykorzystanego potencjału. Jeden punkt. Tak samo jest w przypadku kreacji świata - brakuje tu większości elementów, które mogłyby tchnąć życie i kolory w to wszystko. Całość jest tak skondensowana, że nie zdążyłem nawet porządnie wczuć się w klimat, a tu już koniec. Znowu jeden punkt. Kwestii technicznych, jak zawsze u Dolara, nie sposób się uczepić. Jedyny mankament to używanie słowa "diskdżokejka", które dla mnie brzmi równie uroczo co "pegazica" tudzież "pegazorożec". Zamieniłbym to na znacznie zgrabniejszą "DJ-kę". Jednym słowem - szkoda. Naprawdę szkoda, bo sam pomysł miał w sobie nielichy potencjał. Ale nie był on, niestety, jednym z tych, które da się sensownie upchnąć na zaledwie sześciu stronach.
  17. Dostęp do internetów bardzo ograniczony i niepewny. Nie wiem, kiedy będę miał czas na cokolwiek...

  18. Le fanfik, le kobieca ręka, le romans *wzdraga się z przestrachem* Wrażenie pierwsze, niech mnie mrówki oblezą, absolutnie pozytywne. Styl cud-miód-poezja, wszystko tak, jak lubię: długie, ciekawe opisy, porównanie na epitecie i metaforą pogania. Aż chce się czytać. Ponadto w żadnym innym fanfiku nie miałem AŻ TAK silnego wrażenia, że autorka stara się ze wszystkich sił, coby czytelnikowi zaimponować i przykleić leniwe oczydła do tekstu. Chwali się. Ponieważ styl spełnia swoją funkcję doskonale i nawet nieco koryguje inne niedoróbki tekstu, bez wahania mogę dać tutaj trzy punkty. O fabule niewiele mogę teraz powiedzieć - ot, jest sobie mroczny świat, w nim mroczne stwory i mroczny bohater, który znajduje mroczną demonicę.* Tag [shipping] (notabene nieodpowiedni, [romans] pasował tu znacznie lepiej) dopowiada resztę. Teoretycznie nie wygląda to wcale źle. Tylko... gdzieś w głowie kołacze mi się takie dziwne wrażenie, że gdzieś już to wszystko widziałem. Póki co wątek romantyczny wydaje się podążać utartym schematem - on twardy, zamknięty w sobie, ona delikatna i nieśmiała otworzy jego kamienne serce. Cóż... subiektywnie powiem, że nie jestem zachwycony. Ale może to po prostu moje uprzedzenia i wymysły, może potoczy się to inaczej albo zostanie zrealizowane jakoś nietypowo. Na razie za fabułę przyznaję - ciut na wyrost, ale mamy przecież jeszcze inne wątki, chociaż nie rzucają się one zbytnio w oczy - dwa punkty. Oki doki loki, dla porządku wspomnę jeszcze o tym, że strona techniczna tekstu jest najzupełniej w porządku, w tekście nie sposób się zgubić i nie męczy niepotrzebnie oczu. Mamy nawet myślniki zamiast dywizów (nie, żeby robiło mi to jakąś różnicę, ale fajnie, że o tym pamiętasz xD). Trzy punkty. Teraz mogę już przejść do kreacji świata. O ile samo tło wydarzeń jawi się przed oczyma duszy mojej doskonale - brud, smród i ubóstwo, czyli to, o co autorce chodziło - o tyle sami bohaterowie prezentują poziom... różny. Jackdaw wyszedł całkiem sympatycznie, Leo, w pierwszym rozdziale wredna jędza, w drugim już zdaje się bardziej ludzka. Nithly... FUUUUU CHIŃSKIE BAJKI HEJT ZERO NA DZIESIĘĆ!!!!!!11111oneone A tak na serio: niezbyt mi taki demon pasuje do mojego wyobrażenia Equestrii. Z drugiej strony komu innemu może się to bardzo spodobać, w końcu jak kolorowe kuce, to czemu nie to? Nithly wydaje się być taką typową moe, cichym aniołkiem z dobrym serduszkiem. Raz, że z wyglądu to nic, tylko brać i hugać, a dwa, że i jej zachowanie jest niezbyt... demoniczne. Pewnie taka też miała być - i to w sumie autorce wyszło. Ta kreacja oryginalnością nie powala, ale też niczego nie można jej zarzucić. Czekam na rozwinięcie jej wątku, bo może przerodzić się w naprawdę ciekawą postać. Najgorzej, niestety, wypada sam główny bohater. Z jednej strony to niby ktoś na kształt Wiedźmina, twardziel od krwawej roboty, ale niepozbawiony ludzkich uczuć, z drugiej często zachowuje się jak zbuntowany nastolatek w fazie depresyjnej. Dziwnie to wygląda, gdy zaprawiony w bojach łowca demonów czerwieni się po nazwaniu go "zaspanym księciem" (czy coś w ten deseń, sens zachowany). A i jego użalanie się nad swoją niedolą i odmiennością brzmi po prostu niedojrzale. Bałagan w pokoju, zasypianie ze słuchawkami na uszach, niezaradność w kontaktach społecznych - wszystkie te cechy mogłyby wyglądać dobrze i naturalnie zastosowane pojedynczo, ale razem zmieniają łowcę demonów w taką ciepłą kluchę - nie sposób brać go na poważnie. Ogólnie za tą część (kreacja świata) daję jeden punkt. Werdykt: chcę więcej. Sporo jest tu do poprawienia, ale mimo tego opowiadanie wywołało moje zaciekawienie, czytałem je z przyjemnością i chętnie ujrzałbym kontynuację. Właśnie, kontynuację - żadnych oczojebnych czerwonych kolorków w tekście i wyjaśnienia, że to "do poprawki". Nie ma takiego bicia pisania - albo konsekwentnie, bez kręcenia realizujesz ten projekt, albo całkiem go odstawiasz. Ja, jako czytelnik, chcę zobaczyć dalsze rozdziały, a nie przepisywanie tych już mi znanych, bo "coś nie wyszło"/"czegoś (jeszcze) nie umiem" *BTW słowo "demonica" nie brzmi zbyt dobrze i nieprzyjemnie kojarzy mi się z "pegazicą". Ale po pierwsze nie jest to błąd, po drugie nie przeszkadza w odbiorze tekstu.
  19. PŁOŃ, PRECELKU, PŁOŃ

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [1 więcej]
    2. Poranny Kapitan Scyfer

      Poranny Kapitan Scyfer

      *szuka tematów do rozmowy*

    3. Hoshidesu

      Hoshidesu

      Co ci ten precelek zrobił skoro tak bardzo chcesz żeby spłonął?

    4. Poranny Kapitan Scyfer

      Poranny Kapitan Scyfer

      Nic. Płonący precelek jest po prostu piękniejszy od nie-płonącego.

  20. Na dobry początek powiem, że wolę Progressio Lubię zestawiać ze sobą dzieła tego samego autora, a w tym konkretnym przypadku porównanie wypada zdecydowanie na korzyść poprzedniego, wciąż niedokończonego Dolarowego fika. Nie wynika to jednak z różnego poziomu wykonania, lecz samych założeń - Aleo to mimo wszystko kronika i czyta się ją jak kronikę. Naprawdę ładną kronikę, trzeba zaznaczyć, ozdobioną bogatym językiem, nieodmiennie świetnymi dialogami i fenomenalnymi opisami bitew. Osobiste refleksje kronikarza przeplatają się z fragmentami bardziej wypełnionymi akcją, dając w efekcie lekturę przyjemną, choć poprowadzoną nieco zbyt szybko. Tak czy inaczej za styl należą się dwa punkty. Świat w Aleo wykreowany jest... nierównomiernie. Z jednej strony mamy genialne bitwy - od strony "technicznej" nie mają sobie równych, a i sama warstwa opisowa nie pozostawia wiele do życzenia (chociaż miejscami widać, że autor musiał nieźle się nagimnastykować, żeby uniknąć nalepki [gore]). Z drugiej - pod wieloma względami świat wydaje się być nieco pusty. Zbyt wiele jest związanych z wojną kwestii, które zostają jedynie napomknięte, zbyt wiele scen poza-bitewnych, które mogłyby być bardziej rozwinięte. Również bohaterowie pozostawiają lekki niedosyt - wykreowani są dobrze i widać zróżnicowanie ich charakterów, ale jednak poświęca się im zbyt mało czasu, by można było naprawdę poczuć przywiązanie i "wejść" w ich skórę. Ostatecznie jednak trzeba przyznać, że pomimo tego niewykorzystanego potencjału klimat rebelii i nieuchronnej klęski udało się autorowi oddać. Dwa punkty. Fabuła. Tutaj ciężko o sprawiedliwy osąd, bo niewątpliwie wielki wpływ na ocenę będą mieć kolejne rozdziały i oczywiście zakończenie. Tak - teoretycznie wiemy, że starania obrońców są skazane na niepowodzenie, jednak pozostaje kilka pytań budzących zainteresowanie czytelnika, z “skąd się wzięło tyle tego tatałajstwa?” na czele. To właśnie te kwestie podsycają stałe zainteresowanie dalszym losem wojny i kronikarza. Nawiasem mówiąc, ujawnienie tożsamości tego ostatniego było już lekkim zaskoczeniem Tak więc za fabułę póki co mogę dać kolejne dwa punkty - jednak jeśli zakończenie uznam za naprawdę satysfakcjonujące, należeć się będzie kolejny punkcik. Kwestie gramatyczno - techniczne Decadedowo - Decadedowe, jak zawsze w opowiadaniach Dolara, załatwione są na najwyższym poziomie i nic nie psuje przyjemności wypływającej z czytania ciekawego, czasami wręcz porywającego (bitwa morska ) fanfika. Trzy punkty - i, prawdę mówiąc, nie spodziewam się, by kiedykolwiek Dolarowe fiki spadły poniżej tej normy. Słowem podsumowania - suche “dziewięć punktów” składa się tutaj na naprawdę udane dzieło, gdzie pierwsze skrzypce grają doskonałe bitwy i ciężka, wojenna atmosfera. Podziw budzi dbałość o szczegóły i pomysłowość autora w kwestiach taktyki, również “podwójna” narracja jest mocną stroną fika. Ogólnym mankamentem Aleo jest jednak to, że nie wykorzystuje on całego swojego potencjału, zamiast wznieść się na wyżyny epickości, skupia się jedynie na samym centrum tejże. Widziałbym to najchętniej jako długaśną, rozpisaną na dwadzieścia rozdziałów sagę o powolnej degradacji każdego aspektu życia pod wpływem nieustającego - i narastającego - zagrożenia. A tak pozostaje nam świetna, choć ciut monotematyczna opowieść, której treść można podsumować jednym, prostym słowem: “wojna”.
  21. Co. Co. Co. Ok, opowiadanie napisane jest lekko, przyjemnie i zabawnie, do tego znakomicie wyśmiewa większość standardowych klisz fabularnych. Ale... epic? Serio? [EPIC] powinien być zastrzeżony dla dzieł wyjątkowych, zawierających w sobie "to coś", jakąś magiczną iskierkę zaj ości, która wyróżniłaby ten szczególny fanfik pośród wielu innych i spowodowałaby, że zapadnie on głęboko w pamięć odbiorców, po czym echem odbije się w fandomie. Czy tutaj można to powiedzieć? Nie. Chociaż jest to dzieło genialne w swej prostocie, to sam pomysł - ani wykonanie - wcale do wyjątkowych i cudownych nie należą. Dobry fanfik, powiadam, ale nic ponadto.
×
×
  • Utwórz nowe...