Skocz do zawartości

Poranny Kapitan Scyfer

Brony
  • Zawartość

    144
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    2

Wszystko napisane przez Poranny Kapitan Scyfer

  1. 3. "Pszczoły" Madeleine 4. "Downfall" autorstwa Verlaxa, a tłumaczenia Dolara84. BO MOGEM 5. "Góra" Irwina 7. "Zegary" Albericha - za dokładnie wszystko to, czego oczekuje się od dobrego opowiadania przygodowego. 8. "Bez Przyszłości" Ylthin 11. "Fallout: Equestria" autorstwa Kkat, a tłumaczenia Poulsena 12. "Poszukiwacze Ścieżek" Albericha To tak na szybko, nad resztą będę się musiał chwilkę zastanowić. To daj znać jak uzupełnisz.~Dolar84
  2. Do tego, co napisała już Madeleine, dodam jeszcze definicję tego tagu z FGE. Proszę: [Controversy]- główny wątek to tematy kontrowersyjne - religia, homoseksualizm, moralność itp (Przykład: Ostatnia Rzecz którą Zrobi, ale też raczej Liść Róży - wprawdzie wychodzi to na końcu, ale jest to bardzo istotne dla fanfika) Czyli - nie, nie jest to jakaś tania próba zainteresowania czytelnika, jeśli to właśnie chciałeś zasugerować. Otóż - znaczy. Wspomniane przez Ciebie zdanie ma przykuwać uwagę czytelnika, a przy okazji porusza interesującą kwestię. Na mnie wywarło wrażenie - autorka miała pomysł na chwytliwą kwestię i wykorzystała ją, czyniąc opowiadanie po prostu lepszym. Rozumiem jednak w pełni, że Tobie się nie spodobało i nie mam zamiaru przekonywać Cię na siłę, że jest lepsze niż myślisz. Jeśli coś mi się tutaj naprawdę nie podoba, to ton T(w)ej wypowiedzi i to, co ona sugeruje: mamy sobie darować każde efektowne wyrażenie, każdy nietypowy zabieg, bo przecież jest ryzyko, że komuś się nie spodoba, że uzna je ze śmieszne, a nie interesujące? Tu się zgodzę - przypisy były zupełnie niepotrzebne. Między innymi. Przy odrobinie dobrych chęci i nie tak negatywnego podejścia można z niego wyciągnąć więcej, chociażby stary morał "lepsze jest wrogiem dobrego". Ale do tego trzeba by się było najpierw pozbyć uprzedzeń i podejścia w rodzaju "wszyscy chwalą, więc musi być do dupy". 1. Gdzie tu zaprzeczenie? Wystarczy zauważyć jeden prosty fakt: kucyki nie są Drzewem Harmonii i od ich życia nie zależy cała kraina. To jakby powiedzieć "Odbiło temu Scyferowi, najpierw traktuje śmierć jako regułę, a potem nie chce dopuścić do zagłady świata!" I tak, zdaję sobie sprawę, że w przypadku fika żadnej zagłady świata na horyzoncie nie było. Jednak sama Twilight miała na ten temat inne zdanie. Cytuję: "Po pierwszym zgonie wśród Elementów Twilight wpadła w popłoch. Celestia i Luna próbowały ją uspokajać, że nie ma się czym przejmować, bo po pierwsze, Elementy całe wieki funkcjonowały bez Powierników, a po drugie, to było oczywiste, że kucyki dzierżące tę funkcję kiedyś opuszczą ziemski padół. Twilight była jednak poruszona. Bała się o bezpieczeństwo Equestrii. Była odpowiedzialna za Harmonię i za żadne skarby nie chciała dopuścić, by bezcennemu drzewu coś się stało." A jeśli ktoś powie, że to naciągane, niechaj sobie przypomni odcinek "Lesson Zero", gdzie pięknie pokazano nam, jak bardzo Twilight potrafi się wyluzować i nie przejmować pierdołami. 2. Tak. Jest alikornem, granice jej mocy nie są znane i autorka może sobie z nią zrobić, co tylko uzna za stosowne. I posądzenie o OP też nie byłoby tutaj na miejscu, bo przedstawiony proces nie jest łatwy, to raz. A dwa, że koniec końców guzik z niego wychodzi. Poza tym... skąd wzięło się Drzewo? Czy mamy jakiekolwiek podstawy, by sądzić, że z pewnością nie zostało przed wiekami stworzone przez jakiegoś arcysuperniesamowiciepotężnego alikorna? 3. Sam sobie odpowiadasz - Twilight jest paranoiczką. I jest to zgodne z jej przedstawieniem w serialu. 4. W tekście mamy to wyjaśnione - księżniczki nie zgadzają się od razu, trzeba je przekonywać i to długo, a przedstawione argumenty mają sens: "Czyż Equestria nie byłaby bezpieczniejsza, gdyby posiadała drugie źródło magii, jakim jest Drzewo Harmonii? Czyż nie jest rozsądnie myśleć o tym teraz, kiedy Drzewo jest w doskonałej kondycji i może znieść takie zabiegi? Czy nieprawdą jest, że Equestria posiada najwyższej klasy specjalistów od magii, którzy są w stanie opracować zaklęcie dublujące żywą istotę, jaką z całą pewnością jest drzewo, nie czyniąc jej żadnej krzywdy?" 5. ...hurr durr. Jakoś o tym nie pomyślałem, a faktycznie, jest to znacząca dziura fabularna. Punkt dla Ciebie. 6. Kwestia subiektywna. Dla mnie wypadło bardzo dobrze, chociaż widziałem już wiele razy podobny zabieg, przez co ostatnia scena była jednak przewidywalna. Co nie zmienia faktu, że napisana jest wręcz doskonale i napięcie można było nożem krajać. Jednak - jak już mówiłem, do tego punktu nie mam zastrzeżeń. Niniejszym komentarzem nakręcam hype na zajebistość. I mówię, tfu, piszę to jako człowiek, który książki lubi i czyta chętnie. I to nie tylko te tanie, popularne fantasy nastawione na przygodę, krew i cycki. Ślimaku - napisz coś dłuższego niż paręnaście stron. Serio, siądź kiedyś, wyjmij z głowy dowolny pomysł i spróbuj przelać go na papier/ekran. Nie, to nie jest gadka w stylu "spróbuj to zrobić lepiej, skoro jesteś taki mądry". Po prostu chciałbym, żebyś przekonał się, ile trudu kosztuje człowieka napisanie opowiadania chociażby tej długości. Ile to się trzeba nad każdym zdaniem nasiedzieć, ile przemyśleć wszelkich kwestii, ile włosów wyrwać z głowy w obawie przed krytyką. Z jakim cholernym bólem porównuje się cudowną wizję powstałą w głowie z tym, co mogą zobaczyć odbiorcy, a co zawsze - zawsze! - będzie tylko zniekształconym odbiciem pomysłu autora. A potem pomyśl nad tym, jak miło jest otrzymać taki komentarz. Spróbuj pomyśleć o cudzej pracy - to, o czym się wypowiadasz, to nie fanfik pisany na kolanie, z masą błędów i idiotyczną fabułą nie trzymającą się chociażby w przybliżeniu kupy. Niezależnie od Twojej opinii, widać, że Madeleine włożyła w to sporo wysiłku. Uszanuj to. A na razie dedykuję Ci ten wiersz, autorstwa Albericha: Ekhm. Teraz moja opinia co do samego fanfika. Tu miała być ściana tekstu, ale naprawdę nie widzę ku temu potrzeby, ponieważ wielu użytkowników wypowiedziało się tu już długo, obszernie i konstruktywnie, ja mógłbym co najwyżej powtórzyć po nich, a przecież nie o to chodzi. Będzie więc krótko. Styl jest boski, a jego "suchość" idealnie współgra z treścią. Kreacja świata jest równie doskonała, wszystko, dosłownie wszystko w tekście oddziałuje na moją wyobraźnię dokładnie tak, jak powinno. "Jak długo umierają?" to przebłysk geniuszu, zakończenie, pomimo tego, że przewidywalne, to jednak trzyma w napięciu. Opisy pragnienia i głodu były na tyle dosadne, że aż sam w trakcie czytania poczułem dziwną suchość w gardle. Wady? Niepotrzebne przypisy i - przede wszystkim - dziury fabularne, które są tu, niestety, dosyć poważne, ale o tym rozpisywać się nie będę, bo wszystko na ten temat powiedział już Bodzio. Dodam tylko, że tekst wciągnął mnie na tyle, bym nie zdołał wyłapać ich w trakcie lektury, a to zdarza mi się raczej rzadko. I bardzo dobrze, że jest to fanfik z przesłaniem (nawet, jeśli ograniczymy się tylko do tego ekologicznego), bo zdecydowanie brakuje nam takich w fandomie. Jednak, żeby było jasne, nie podzielam zachwytów chociażby Irwina w tej kwestii i nie uważam, żeby zmuszał do przemyśleń. Morał tutaj to - cóż - po prostu morał, bardziej odpowiedź niż pytanie. Głosuję na [epic], autorce natomiast gratuluję talentu i tak udanego dzieła. Pozdrawiam, Poranny Kapitan Scyfer aka Zły Sandacz.
  3. Pociąg mi ucieka

    1. Bafflord

      Bafflord

      Tylko nie zapomnij o słuchawkach i rzewnych łzach!

    2. Niklas

      Niklas

      Jak ci ucieknie, pozwij PKP!

    3. Alberich

      Alberich

      *Chlip* Moja krew...

  4. Poranny Kapitan Scyfer

    Wiersze Feathera - reaktywacja

    Po nieprzyjemnie długim okresie obietnic, odwlekania i braku wolnego czasu nareszcie znalazłem chwilę, by pierwszy raz w życiu, nie licząc lekcji polskiego, skomentować poezję, a nie preferowaną przeze mnie prozę. Na wstępie uczciwie zaznaczam, że moje kompetencje w tym temacie są praktycznie zerowe - o ile przy komentowaniu fanfików mam jeszcze jakieś obycie z takimi formami słowa pisanego, o tyle poezji nie czytuję zasadniczo wcale. Dobra, skoro kwestie formalne mamy już za sobą, przejdźmy dalej. Zastanawiałem się, jakby tu opisać to, co przede wszystkim mi tutaj przeszkadzało. Z pomocą przyszedł mi właściwie sam autor, a konkretniej słowa w pierwszym poście: "Dotyczą moich przeżyć emocjonalnych, często pisałem je pod wpływem "natchnienia", bo przeżywałem coś mocno w swoim życiu." Wydaje mi się, że w tym właśnie leży największy problem tych tekstów. Widać, że są to teksty pisane szybko, od siebie, pod wpływem impulsu. Być może w przypadku poezji powinno to być zaletą, ale ja zawsze byłem i zawsze będę zwolennikiem poglądu, że wszelkie dzieła słowa pisanego powinny być owocem długotrwałych starań, chłodnych kalkulacji, wielu poprawek i przemyśleń. Inspiracje w rodzaju pięknej muzyki, przyjemnej chwili czy miłości powinny być jedynie wisienką na torcie, kamykiem, który wywołuje lawinę twórczości, a nie całą tą lawiną. Te wiersze to jakby dzieło sztuki, ale pozbawione solidnej rzemieślniczej obróbki. Większość z nich wygląda, niestety, jak zbiór luźnych myśli, wrażeń z danej chwili opisywanych na żywo i bez zastanowienia. Oczywiście nie przekreśla to całej twórczości, ale boli mnie nieco taka forma, niewielka ilość środków stylistycznych i prościutkie przesłania, które nie zmuszają do myślenia. Z drugiej strony - dla bardziej obiektywnego spojrzenia dodać należy, że dla niektórych może to mieć swój urok, nadaje tekstom bardziej osobisty charakter i specyficzny styl. Najbardziej spodobała mi się "Latarnia" - wszechobecne w niej powtórzenia, porównania i metafory, a nade wszystko rymy sprawiają, że tekst jest przyjemny w odbiorze i szybko buduje klimat. Napisany jest inaczej, jak dla mnie lepiej niż reszta, a ponadto jego zakończenie to najjaśniejszy punkt we wszystkich tych wierszach. "Zaczekam" i "Miłości Mojej Opisanie" wrzucę do jednego wora. Przede wszystkim warto zauważyć, że gdyby tylko zapisać je normalnie, nie używając wersów, spokojnie mogłaby to być proza poetycka. Mamy tu rozbudowane metafory, przesłania proste, całość trzyma poziom. Mankamenty są dwa: to, co napisałem wcześniej w czwartym akapicie oraz *subiektywizm intensifies* dosyć miałka, nadużywana tematyka. "Gladiator" i "Ogień" - w zasadzie mogę powtórzyć to, co napisałem w poprzednim akapicie, jednak z tym zastrzeżeniem, że tematyka bardziej podchodzi pod moje gusta. "Namiętność" to jak dla mnie najsłabszy punkt programu. Oczywiście nie zarzucam im jakowejś nieprzystojności, nie są obleśne (czego się trochę obawiałem po spojrzeniu na tytuł), napisano je całkiem porządnie i z wyczuciem. Mimo tego jednak nie wywołuje wrażenia piękna, jakie według mnie jest niezbędne przy tej tematyce. "Posłuszna Muza Tylko Moja" to sympatyczny, mniej poważny przerywnik między innymi tekstami. Zaskakujące zakończenie zdecydowanie na plus, gdyby nie ono, hejciłbym ten wiersz ostro. Słowem podsumowania - nie jest całkiem źle, jednak wszędzie coś mi zgrzyta. Przede wszystkim włączyłbym możliwość komentowania, bo w każdym wierszu uchowały się drobne błędy. Ponadto chętnie zobaczyłbym następne wiersze bardziej dopracowane, może z bardziej skomplikowanym przesłaniem, bogatsze językowo i stylistycznie.
  5. Nie wpuszczają pijaków na SB :CCCC

    1. Niklas

      Niklas

      Biedny Scydr :c

    2. WilczeK

      WilczeK

      Dyskryminacja?

    3. Ganz

      Ganz

      Nie wiem, o co chodzi, ale Twoje zdrowie!

  6. Będzie krótko, bo nie mam do powiedzenia wiele więcej niż w poprzednim komentarzu, a nie chcę się powtarzać. Wskutek wielogodzinnego męczenia Albericha dane mi było ujrzeć tekst jeszcze przed poprawkami i zaprawdę powiadam wam - warto było czekać. Drugi rozdział ma wszystko to, za co chwaliłem pierwszy, kreacja Pinkie Pie swoją złożonością dorównuje Rarity, atmosfera tajemnicy gęstnieje. No i nagłe, mało eleganckie rozwiązanie rozdziału pierwszego zostało ładnie i sensownie wyjaśnione. Widać, że autor myśli o wszystkim - ciężko mi znaleźć tutaj choćby jeden zgrzytający trybik. Opowiadanie, tak jak poprzednie, zasysa powoli i stopniowo, ale skutecznie - początek zdaje się być ciut słabszy od reszty, ale dalej jest już tylko lepiej. Ocena taka sama, jak w przypadku rozdziału pierwszego, czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. I polecam się na przyszłość, w roli poganiacza niewolników autorów sprawdzam się całkiem dobrze
  7. Obstawiam stary młyn. W części pierwszej informacja od CMC* musi być prawdziwa, inaczej mielibyśmy dwie informacje fałszywe (tę od CMC i tę od Big Maca). To pozwala mi odhaczyć jabłonarium, zostaje młyn, główny magazyn, piwnica, i pawilon, skreślam główny magazyn, bo nie ma o nim wzmianki w części pierwszej, po czym skreślam też piwnicę, bo niezależnie od tego, która informacja z dwóch pierwszych jest fałszywa, druga także zawiera wzmiankę o piwnicy, która z racji na fałszywość innej skreślona być musi. Mam nadzieję, że wyrażam się w miarę jasno W ten sposób zostaje mi tylko młyn i pawilon. Teraz mogę już przejść do części drugiej i zastanowić się, która z informacji jest na pewno prawdziwa w świetle tego, co wyciągnąłem z części pierwszej. Jest to jedynie wiadomość trzecia, która świadczy o tym, że w piwnicy nie ma żadnych jabłek. W takim razie reszta informacji jest fałszywa i to prowadzi mnie do rozwiązania. Informacja pierwsza mówi mi, że jabłek NIE MA w głównym magazynie. Informacja druga mówi mi, że nie ma ich ani we wspomnianym wcześniej magazynie, ani w pawilonie, czyli pozostaje tylko stary młyn. Nie jestem pewien stuprocentowo, bo wychodzi na to, że czwarta informacja fałszywa jest tylko połowicznie, ale... jeśli pół jabłka zgnije, to druga połowa też już jest zepsuta, nie? Mam nadzieję, że nic mi nie umknęło ani nie popełniłem jakiegoś zasadniczego błędu w rozumowaniu. Ciekawa zabawa, aprobuję. *Tutaj plaskacz za pisownię "cuty"
  8. Miałem coś tu napisać już jakiś tydzień temu, ale nic-nie-robienie okazało się na tyle wyczerpujące i czasochłonne, że dopiero dziś znalazłem chwilkę Do rzeczy. Między pierwszym i drugim rozdziałem widzę, niestety, niemałą różnicę jakościową. Pierwszy mnie wzruszył - i to mogłoby starczyć za całą recenzję. Nijak nie podziałało na mnie kiczowate MLD, irytująco płaksiawe Past Sins czy chociażby sympatyczna, ale w sumie niewyróżniająca się niczym szczególnym animacja Snowdrop. A tutaj mamy samą magię. Zamiast tandetnego wyciskacza łez o jak-bardzo-niekochanym-i-wyśmiewanym-emo-kedalskim-pucyku-i/lub-człowieku - garść głębokich rozmyślań i refleksji. Zamiast godnej "M jak Miłość" fabuły, w której na niecałą godzinę seansu przypada jakieś 10 minut płaczu - historia niezwykła, a jednocześnie prosta i zrozumiała. Zamiast wylewania wiader żalu (a nierzadko i jadu) na OCHJAKŻEOKRUTNY świat - intrygujący, tajemniczy klimat z doskonale wplecioną weń nutką smutku. Coś pięknego. Pierwszy raz spotkałem się z tak umiejętnie skonstruowaną i wciągającą otoczką. I za kreację świata dałbym trzy punkty, gdyby nie... ...Rozdział drugi. Tu autor zaszalał i zaserwował czytelnikom rozmyślania filozoficzne w ilości przytłaczającej, do tego jakościowo gorsze niż w rozdziale poprzednim, bo w sumie dosyć proste i oczywiste. Klimat już nie ten sam, bo problematyka robi się mniej tajemnicza, a bardziej przyziemna. Do tego miejscami te nieszczęsne rozważania, tak doskonale skonstruowane w rozdziale pierwszym, tutaj robią się po prostu naciągane, nachalne i naiwne. Psuje mi to moje piękne wyobrażenie o dziele prawdziwego geniuszu w fandomie :< Względem kreacji świata jeszcze jedno zastrzeżenie - Derpy. Na razie nie oceniam tej postaci negatywnie, bo po prostu za mało jej było, ale mam jakieś niepokojące przeczucie, że może rozwinąć się w twór podobny do tego z Winningverse, gdzie była wręcz nieznośnie urocza, wyrozumiała, miła, idealna i w ogóle mogłaby robić (i - co najgorsze - w pewnym momencie robiła) za drogowskaz moralny dla każdego. Żywię nadzieję, że tutaj będzie inaczej...* do reszty postaci zastrzeżeń nijakich nie mam, więc daję dwa punkty. Styl idealnie pasuje do głębokiego Slice of Life - refleksje pod postacią nagromadzenia pytań retorycznych i temu podobnych, opisane czynności proste i przejrzyste, dialogi wiarygodne i przyjemne. Jedynie (to już kwestia tłumaczenia) "spoko bluza, ziomuś" trochę mnie odrzuciło, ale i żadnego lepszego pomysłu tutaj nie mam. Żadnych oczywistych błędów naprawdę tutaj nie widzę, a to mi się rzadko zdarza - trzy punkty. I fabuła, o której jak na razie powiedzieć mogę tyle, że zapowiada się miooooooodnie Główny wątek jest intrygujący i niezwykły, sztampy nigdzie nie widać, zapowiada się coś niesamowitego. Daję dwa punkty, ale liczę na to, że za parę rozdziałów będę mógł dodać jeszcze punkcik. W każdym razie po tym, co zobaczyłem, oczekiwania mam cholernie wysokie i jeśli fanfik sprosta im chociaż w połowie, to już będzie wielki sukces. *Dlaczego mi się wydaje, że Dolar po tym akapicie odczuje nagły przypływ agresji?
  9. Nieobecny gdzieś tak do maja. Ciao~

  10. O pierwszym rozdziale tyle. Czepiam się? Ktoś musi, bo reszta tylko się zachwyca. I smuci. A to wcale nie jest smutne. I nie wiem, co napisze Scyfer niżej, ale nie ma racji. Drogi Ślimaku. Po pierwsze, opowiadanie między innymi po to zostało umieszczone w google docsach, byś TY mógł umieścić swoje cenne uwagi dotyczące błędów stylistycznych tuż obok tekstu, dzięki czemu Dolarowi znacznie łatwiej będzie je wyłapać i poprawić. To po pierwsze. Po drugie, czwarty z przytoczonych fragmentów jest wyrwany z kontekstu, w opowiadaniu sytuacja ta jest jasno i sensownie wyjaśniona. Po trzecie - kwestia klątwy. Zgodnie ze swoim optymistycznym nastawieniem do świata założyłeś, że kwestia ta nie zostanie rozwinięta w przyszłych rozdziałach i autor potraktował ją po macoszemu, bo mu się nie chciało czegoś lepszego wymyślić. Nie za wcześnie na to? Po czwarte - "to wcale nie jest smutne". Cóż, dla mnie i około dziesięciu innych osób tutaj JEST. DOBRY ŚWIAT - 1 ZŁY ŚLIMAK - 0 Po piąte - przestań marudzić. Parówo. Reszta Twej wypowiedzi dotyczy w zdecydowanej większości kwestii zupełnie subiektywnych, więc siedzę cicho. Pozdrawiam, Twój zadeklarowany wróg wierny przyjaciel Kapitan Scyfer. Jutro naskrobię coś więcej. W odniesieniu do fika, nie posta Ślimaka.
  11. Poranny Kapitan Scyfer

    XII Zgorzelecki Ponymeet

    Ten tego, pinionszków wyjątkowo dużo, więc jeśli nie roztrwonię do tego czasu, to będę. 17 maja mi pasuje, gicik majonezik.
  12. Ściągnął mnie tu (nieświadomie) Alberich. Dawno nie widziałem, by poświęcił jakiemuś fanfikowi aż tyle uwagi, zdziwiony też byłem, gdy chwalił "Światło pośród mroku" pomimo elementów, za którymi - jak sam pisał - nie przepada. Zaintrygowało mnie to do tego stopnia, że postanowiłem sam to opowiadanie przeczytać i wyrobić sobie stuprocentowo własną, tradycyjnie już pełną marudzenia i wysokich wymagań opinię. Cóż, zdołałem przeczytać jedynie "Symfonię". Być może kiedyś zdecyduję się na kontynuowanie lektury tej serii, ale teraz muszę odpocząć od stylu, który po prostu morduje to opowiadanie, zamienia tekst, który sam w sobie mógłby być całkiem niezły, na mozolne szarpanie się z wszędobylskimi błędami, dziwacznymi sformułowaniami i przeskokami z czasu teraźniejszego na przeszły. Ten fik, mówiąc wprost, jest po prostu chaotyczny i czytało mi się go źle. Nagminne stosowanie równoważników zdań, błędnego szyku i cała masa krótkich sformułowań, które powinny zostać połączone przecinkami - to wszystko jest do poprawy. Prawda, że czasem pewna surowość stylu daje dobry efekt, ale w nadmiarze - jak tutaj - zaczyna nudzić, męczyć i przeszkadza w nadążaniu za akcją. Kolejny powtarzający się błąd, który irytował mnie przez cały niemal czas, to bezpodstawne zabawy z czasem teraźniejszym i przeszłym, które mącą czytelnikowi w głowie i przeszkadzają w rozumieniu tekstu. I największy zarzut: ten fanfik jest zbyt - jak to już ktoś przede mną określił - przepoetyzowany. Prawda, dużo tu ładnych zwrotów, środków stylistycznych, eksperymentów ze słowami i temu podobnych, ale przez nadmiar tego wszystkiego opowiadanie robi się zbyt zagmatwane, niejasne. Niektóre zdania musiałem powtarzać parę razy, żeby dokładnie wyłapać ich sens, zdarzały się też zwroty ewidentnie przekombinowane. Z innych, mniejszych wad wymienię jeszcze nadużywanie wielokropków i okazjonalne problemy z interpunkcją. Przejdźmy dalej. Podczas czytania nieraz odniosłem wrażenie, że ten fik stara się być czymś więcej, skłaniać do rozmyślań, prezentować wydarzenia z nietypowej perspektywy szalonego artysty. Sęk w tym, że ani szalony artysta, ani żadne z opisanych wydarzeń zadania swojego nie spełnia. Całe zaprezentowane okrucieństwo, obłęd, groza - to wszystko wydaje mi się być wysilone i nieco bezpodstawne, tak, aby szargać silniej psychiką czytelnika. Kłopot w tym, że kto się zapoznał z literaturą obozową, wojenną czy chociażby dark fantasy, słowem - czymkolwiek krwawym, cięższym w odbiorze, ten wie, że dosadne opisy i wydarzenia to za mało, by naprawdę odbiorcę poruszyć. Zabrakło mi tu prawdziwych emocji, bohaterów, z którymi mógłbym się chociaż trochę zżyć, wydarzeń, w które chociaż trochę mógłbym uwierzyć. Fabuła? Nie wiem. Powtarzam, przebrnąłem tylko przez pierwszą część i tylko na jej podstawię wydaję werdykt, być może dalej jest lepiej i ciekawiej. Na razie odnoszę wrażenie podobne, co przy otwieraniu paczki Laysów - wielkie opakowanie, chipsów malutko. W tym przypadku opakowaniem jest niewiarygodnie zagmatwany styl, chipsami - fabuła, która jest w istocie prościutka jak drut i dąży do celu bez żadnych zawirowań tudzież wątków pobocznych. I to wszystko, co mogę o niej powiedzieć. Jeszcze raz, dla porządku zaznaczam, że mówię tylko o "Symfonii". Mimo całej tej powodzi utyskiwań, którą przed chwilą z siebie wycisnąłem, muszę powiedzieć, że nie jest to fanfik jednoznacznie zły. To po prostu klasyczny przykład przerostu formy nad treścią. I chociaż preludium nie było dla mnie zbyt zachęcające, być może wkrótce skuszę się i przeczytam także ciąg dalszy, a wtedy zawitam tu z następnym komentarzem. Pozdrawiam, Kapitan Scyfer aka Zły Sandacz.
  13. Tak, to znowu ja Po lekturze rozdziału siódmego jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiony do opowiadania i wyczekuję ciągu dalszego. A dlaczego? Autor pokazał, że potrafi stworzyć prawdziwie zaskakujący, ciekawy i sensowny zakręt fabularny. I nie zrozumcie mnie źle - rozmaite "skręty zadu" były już obecne w rozdziałach poprzednich, jednak chyba dopiero w tym wydarzyło się coś, czego opis nie zaczynałby się od "natknęły się na...", "zaatakował je..." et caetera. Rozdział ma wszystko to, co lubią Scyfery: spokojne i wyważone tempo, więcej gadania i uczuć niż akcji oraz zapowiedź akcji wielowątkowej. Również problemów ze stylem nie odnotowano, a nowa postać wydaje się ciekawa, pełnokrwista i ciut tajemnicza. Nawet RD nie zdążyła mi podpaść, co dobrze wróży jej na przyszłość Słowem podsumowania - jeśli fanfik ma chociażby częściowo skręcić na takie tory, to ja jestem jak najbardziej na TAK i masz we mnie wiernego czytelnika
  14. Przygarnę wszelkie kucykowe materiały (w tym muzykę) do RPG Makera VX.

    1. Hoffman

      Hoffman

      Poleciało na PW. Pozdrawiam!

  15. Na chwilę obecną przeczytałem sześć rozdziałów, za siódmy zabiorę się wkrótce. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że bardzo szybko, bo już w samym prologu, nasunęły mi się skojarzenia z "Zegarami" imć Albericha. Tekst ma bardzo podobny styl - dość krótkie zdania nasycone sporą ilością informacji. Taki sposób pisania jest co prawda prosty, przejrzysty i komunikatywny, ale jednocześnie odniosłem nieraz wrażenie, że autor "z rozpędu" umieszcza w dialogach teksty zupełnie nieadekwatne do sposobu mówienia, pisane stylem narracji. Najlepiej ilustruje to monolog Granny Smith z bodajże drugiego rozdziału. Nie miałbym żadnych zastrzeżeń, gdyby cała ta powiastka była napisana z trzeciej osoby, ale w ustach opowiadającego to kucyka brzmi ona bardzo nienaturalnie. Ogólnie za styl daję jeden punkt - nie jest definitywnie źle, ale w każdym rozdziale zdarzały się jakieś drobne wpadki, które nieco raziły mnie w oczy. Oprócz tego, co już wymieniłem: czasem widywałem nieodpowiednie słowo w nieodpowiednim miejscu. "Niesamowicie szybki cios" (nie jest to przykład wzięty z tekstu, ale zdarzały się podobne zwroty) brzmi jakoś infantylnie i psuje powagę sytuacji. Świat w fiku wykreowany jest poprawnie; mamy cały szereg zróżnicowanych, interesujących, nieraz i zaskakujących lokacji. I o ile klimat każdej z nich został oddany całkiem dobrze, o tyle do bohaterów muszę się już przyczepić. Zacznijmy od tych jasnych stron: zdecydowanie najlepiej wypadła Pinkie Pie. Swoją randomowością przywodzi na myśl tę z Crisis: Equestria, ale mimo wszystko zdaje się być nieco bardziej utemperowana i nie wykracza poza granice zdrowego rozsądku bardziej, niż powinna. Jej akcje ładnie rozluźniają atmosferę fanfika, czasem śmieszą swoim absurdem, czasem też przypominają, że jest to postać pełnokrwista i ma swoje gorsze chwile. Na drugim miejscu plasuje się Ortik - kreacja autora, do tego trzeba przyznać, że oryginalna. Długo nie mogłem się przyzwyczaić do jego sposobu mówienia, ale to drobiazg. Nie przypominam sobie żadnego fanfika, w którym spotkałbym podobną postać, co niewątpliwie zalicza się na plus. Z postaci autorskich wspomnę jeszcze o gwardzistach - po pierwsze, Guard. Jeżeli chciałeś stworzyć postać irytującego dupka, to niewątpliwie Ci się to udało. Po drugie, reszta - najlepiej poświadczy o nich fakt, że przez sześć rozdziałów nie poznaliśmy nawet ich imion. Zawiodłem się natomiast srodze na kreacji Rainbow Dash. W serialu jest to postać ambitna, zapatrzona w siebie i najwyżej lekko drażliwa, tutaj zaś dostajemy, nie bawiąc się w eufemizmy, kretynkę z wiecznym PMS. Wpada we wściekłość pod byle pretekstem, ciągle marudzi, a do tego między uszami ma co najwyżej gąbczastą chmurkę. O ile prawdziwa RD jest często lekkomyślna, o tyle ta jest po prostu bezmyślna. Za przykład może mi posłużyć chociażby wyrzucenie pewnej gałązki. Kreację świata ciężko mi jednoznacznie ocenić - gdyby nie tępa jak but RD i pozbawione głosu mięso armatnie w postaci gwardzistów, dałbym dwa punkty, teraz jednak daję jeden. Podobny problem mam z fabułą. Bo z jednej strony mamy niby dużo zaskakujących zwrotów akcji, gmatwaninę wątków oraz scen pełnych walk i emocji. Z drugiej - całość wygląda tak, jakby autor rozsypał nad przemierzanym przez bohaterów światem losowe zdarzenia, potwory i miejsca. Póki co nie widać, żeby się to wszystko jakoś ze sobą łączyło, mamy raczej ciąg zadań pobocznych wypełnianych po drodze do Berła. Wierzę, że autor jakoś z tego wybrnie i może nawet olśni czytelników ogromem oraz skomplikowaniem scenariusza, ale są jeszcze inne problemy... mianowicie: poprzez natłok wydarzeń i akcji fanfik robi się po prostu zbyt... amerykański, przesycony dynamiką, ale pozbawiony solidnego napięcia. Poza tym niektóre zabiegi fabularne wołają o pomstę do nieba - wielki, zły boss wyjawiający bohaterkom swe mroczne plany tuż przed planowaną egzekucją - serio? Ponadto powtarzają się cliffhangery z rozdziałów bodaj drugiego i trzeciego, a sytuacje zagrożenia nieraz kończą się w sposób "e tam, nic się nie stało, możemy iść dalej", co sprawia, że czytelnik zaczyna mniej się przejmować losami bohaterów. Tu trzeba jednak autorowi przyznać, że w rozdziale szóstym coś się pod tym względem zmienia i to zdecydowanie na plus Póki co za fabułę dam również jeden punkt, ale z adnotacją, że potencjału jest tutaj w i jeszcze trochę - jeśli tylko autor połączy wszystko umiejętnie w całość, opad szczęki będzie bardziej niż prawdopodobny. Słowem podsumowania - jest potencjał, ale jednocześnie jest dużo do poprawy. Przyszłe rozdziały powinny nieco spuścić z tonu, uregulować tempo wydarzeń i może zacząć wreszcie cokolwiek wyjaśniać, a RD powinna zostać spalona na stosie poprawiona. O stylu nie wspomnę, bo to akurat poprawia się samo z siebie i wynika w głównej mierze z doświadczenia. Wkrótce zabiorę się za rozdział siódmy i oczekuję na następny. Tu jeszcze jedna uwaga - tempo wydawania nowych rozdziałów zasługuje na ogromną pochwałę. Pozdrawiam w imieniu wujka brata mojej siostry ciotecznej
  16. Wskutek zawirowań ostatniochwilowych okazało się, że będzie to pierwszy zgorzelecki meet beze mnie. Życzę dobrej zabawy, do zobaczenia na następnym.
  17. Sztuka Irwina poruszyła najgłębiej skryte struny mej duszy. TYLE BŁĘKITU

  18. Zjedz piżamę, zanim piżama zje ciebie.

    1. WilczeK

      WilczeK

      Zjedz siebie zanim zrobi to piżama

  19. Scyfrowy ciapąg przyjeżdża 07:14. SOON
  20. Łee, nudy. Nie ma cycków, nie ma sensu, nie ma miłości bliźniego, jest random. Nie, czekaj, randomu też nie ma. W końcu jakie jest zadanie randomu? Random ma zaskakiwać i śmieszyć swoją radosną głupotą. Tutaj natomiast mamy powtarzanie w kółko tego samego, to jest animizacji uczuć i tym podobnych, i niewiele ponadto. Schemat, schemat, schemat. Zawiedzionym, liczyłem na więcej. Chociaż czekaj... Mogę zagłosować na epic? Tak? No to nie zagłosuję ...o, druga część jest. Za chwilę przeczytam i zedytuję posta, żeby nie dublować. Edit: część druga bez większych zmian, ale kilka rzeczy na plus. Hmm, zmieniam zdanie, przy rozdziale ostatnim jednak się pośmiałem, jednak parę cosiów mnie zaskoczyło, jednak mózg zabolał. No i było nawet sporo żartów na poziomie gimbazy, znaczy w moim guście. Jestem zadowolony.
  21. Przede wszystkim nie zapominajmy, że ten czy tamten motyw stał się powszechnie używaną sztampą dlatego, że był na tyle dobry, spodobał się odbiorcom i pisarzom. A więc można go obracać, wykorzystywać na wszelkie sposoby jeszcze długo, bo wprawny twórca potrafi wycisnąć z niego wszystkie soki plus coś więcej. Wszyscy korzystamy z tych samych klocków - cała sztuka zależy od ich ułożenia.
×
×
  • Utwórz nowe...