Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    374
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    18

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam! Technicznie brak myślników, czasem przecinków, dziwny zapis dialogów miejscami. No jest średnio. Styl mocno kreuje klimat i czyta się to bardzo przyjemnie. Prawdę mówiąc nie mam pojęcia do czego fik nawiązuje, bo nie gustuje w horrorach. Fabuła opiera się na tym, że do placówki wojskowej położonej na zadupiu galaktyki, dostaje się podmieniec. Wśród załogi stopniowo narasta obłęd, niewielkiej załogi pragnę dodać. Wszystko krąży, aż do czasu, w próbach odgadnięcia kto jest nim. Bardzo podoba mi się, jak w postaciach kreuje się obłęd i podejrzliwość wobec każdego. Oddanie działania postaci i ich odczuć to mocny plus tego fanfika. Wszystko ma gęsty, coraz bardziej niepokojący klimat. Czuć w tym tą paranoje, jaka lepi się wszystkich, którzy znaleźli się w twierdzy. Fika, jeśli lubicie takie klimaty, polecam. Osobiście do mnie nie trafia, ale doceniam starania autora. Po prostu nie jest to mój typ fanfika. Pozdrawiam!
  2. Witam! Zaczniemy od czegoś mocnego! Drzewilk. Za jakie grzechy?! Czy naprawdę nie było wtedy oficjalnego tłumaczenia, czy po prostu tłumacz uznał, że oficjalne jest o kant kuli potłuc i do wyrzucenia?! Mniejsza. Technicznie jest spoko, brakuje zaledwie myślników. Styl jest, kurczę, bardzo przyjemny, dobry i w sumie tylko tyle. Nie przeszkadza w czytaniu. Klimat, mimo podjętej tematyki, w sumie jest bardzo SoLowy. Nie powiedziałbym, że jest smutny, ale stara się to zahaczyć. Czasami. Historia dzieje się krótko po zniszczeniu biblioteki, czyli bodajże po końcu 4 sezonu jeśli mnie pamięć nie myli. Twi przeszukuje jej zgliszcza i z jakiegoś powodu znajduje wśród nich urnę… z prochami kucyka. Twi postanawia zbadać sprawę i zapewnić miejsce prochom, na jakie zasługują. Sama Twi jest tu oddana bardzo dobrze. Podoba mi się jej sumienne podejście do śledztwa. Sprawdza każdy kąt, każde możliwe dane, każdego możliwego kucyka. Reszta przyjaciółek też daje rade. Sama, martwa, postać także jest ciekawa. Zostawiła po sobie tajemnicę, którą nie łatwo Twi rozwiązać. Czytało mi się przyjemnie, ale w sumie nie wzbudziło to we mnie większych emocji. Dobrze, że opowiadanie nie jest długie, bo zacząłbym się nudzić. Bardzo umiarkowanie, jeśli nie macie nic lepszego do czytania, polecam. Pozdrawiam!
  3. Witam! Mamy tu do czynienia z bardzo niekonwencjonalnym pomysłem na komedie. I o dziwo, to wypaliło. Technicznie, jak zwykle, nie ma myślników. Styl jest mocno neutralny, nie przeszkadza ale i nie kreuje klimatu. Chyba najważniejsza jest tu historyjka. Ot, Twi siedzi do późno, przeglądając swoje zbiory biblioteczne. Siedzi tak długo, aż staje się głodna. I wpada na, mocno nietypowy jak na nią, pomysł. Ot, postanawia spróbować zjeść, mocną zniszczoną by nie było, książkę. O dziwo, pcha ten eksperyment dalej; co jeśli by zrobić dania w oparciu o zniszczone książki? Bardzo szybko to eskaluje. Reakcje przyjaciółek Twi są bezbłędne. Sama Twi też daje radę, choć nie wiem, czy zdołałaby się przełamać do zjedzenia książki. Opowiadanie nawet zdołało mnie, raz bo raz, ale rozśmieszyć, właśnie reakcjami przyjaciółek Twi. Daje dto nawet radę, czyta się przyjemnie i nie jest długie. Polecam. Pozdrawiam!
  4. Witam! Jaki jest sens fabuły w tym opowiadaniu? Przeanalizujmy to! Ja myślałem, że Smocze jaja łzy nie miały sensu, albo tłumaczenie powstania broni palnej w Kryształowym Oblężeniu. Nie, ja muszę tym rzeczom zwrócić honor. To są najbardziej sensowne i poukładane rzeczy, jakie widział ten świat, w porównaniu do tego chaosu. Nie rozumiem fabuły, decyzji głównej bohaterki i „Tanit”, nic nie ma tu dla mnie sensu. Technicznie jest spoko, ale styl nie zdołał wykreować klimatu przez absurd tych sytuacji. Postacie podejmują dziwne, niezrozumiałe decyzje, które są nie uzasadnione. Nie polecam. Pozdrawiam.
  5. Witam! W tym opowiadaniu stan techniczny jest stanem technicznym, a humor słowny humorem słownym, który humorzuje słowami jak tylko mu się zachce. No, to jak tę część mamy odwaloną, przechodzimy do następnej. Czyli pytania, które ostatnio bardzo często zadaje. A cóż to za pytanie, zapytacie? Otóż już wam odpowiadam na zapytane przez was pytanie. Otóż pytam się o to, o co właśnie się pytam. A pytam się o to, cóż ja właśnie przeczytałem? Dobra, zejdę już z tego stylu. Na poważnie. Nie do końca wiem z czym miałem do czynienia. Humor zaprezentowany w tym opowiadaniu bazuje… no na samym sobie. Co nie jest może czymś złym, ale coś tu poszło nie tak. A co? No przejdźcie do akapitów powyżej. To jest ten humor i styl w pigułce, ale 20x dłużej. No niby jest to trochę śmieszne, czasem coś z tego wynika. Jednak miałem dość po 2 stronach. Cóż więc mówić o pozostałych 2? Fabuła jest tu mocno SoLowa. Ot, główny bohater kupuje gazetę, następnie jedzie do Canterlotu, by kupić bułkę i wraca do domu. Wszystko jest oplecione wspomnianym wcześniej stylem, który stara się być śmieszny i inteligentny. Żeby nie było, czasem mu wychodzi, ale zdecydowanie za rzadko. Fanifk nie do końca mi się podobał. No ale ja nie lubiłem stylu Gombrowicza, więc to może dlatego. Czasem mam wrażenie, że napisał część książek tylko po to, by któraś stała się lekturą, a teraz śmieje się w niebogłosy, słysząc, jak są wychwalane i wspaniałe (tym samym dosadniej komentując absurdy edukacji niż treścią niejednej książki). Ale mniejsza z tym. Nie wiem, może jest to jakieś olśnienie fanfikowe, którego nie rozumiem. Może jest to ukryty geniusz, który trzeba chwalić, a na którego ja jestem za głupi. Może, nie wykluczam tego. Ja jednak tego nie widzę i nie czuje. Pozdrawiam.
  6. Witam! Znacie tę formułę. Jeden komentarz dla wielu fików. No, po co przedłużać? I o co tyle krzyku? Podryw na Discorda Piekło introwertyka Ogólnie 2/3 to średniaki. Tylko jeden mi się umiarkowanie podobał. Pozdrawiam!
  7. Witam! Hm, mam bardzo ambiwalentne odczucia odnośnie tego fanfika. Technicznie jest spoko. Bardzo podobał mi się styl, doskonale oddawał on szaleństwo i paranoje Twi w niektórych momentach. W samym dziele jest też trochę komedii, ale szczerze, to powiedziałbym bardziej, że to smutny fanfik. Roześmiałem się trzy razy, ale po za tym szkoda mi było pod koniec Twi i Hoofie Rusha. Historia jest o Twi, świeżo po koronacji, która to dostaje od Celestii trzy zadania, jako że ta wraz z siostrą wyjeżdża na jakiś czas. Jest tu zwiedzanie zamku, odpisanie na list… i najważniejsze… wznoszenie i opuszczanie słońca i księżyca. Nie trzeba dodawać chyba, jakiej paranoi dostaje Twi, gdy się o tym dowiaduje? Nawet mi się to podobało, z pewnym zastrzeżeniem, że wydaje mi się tak o stronę-dwie przeciągnięte. No i sam fik nie skupia się na tytułowej księdze, a bardziej na próbach samouspokojenia Twi. Sama postać Twi, a zwłaszcza jej, wspomniana już, paranoja, oddana jest bezbłędnie. Wierzę, że podobnie by się zachowała w serialu (minus może prawie morderstwo w amoku). No cóż, wszyscy wiemy co odwalała czasami. Prawdę mówiąc zgadzam się z przedmówcą, to opowiadanie nierówne. Nierówne głównie w tym, że nie jest pewne na czym chce się skupić. Czy na prezentacji działania świata? Czy może na paranoi młodej księżniczki? A może na tym, jak postacie czytają w myślach Twi? A może na swoistej makabrze pewnego zdarzenia, które wywołała Twi? No ciężko mi określić, czy jest to bardziej komedia, SoL, czy może coś smutnego ze względu na zakończenie. Pozdrawiam!
  8. Witam! Och, powrót do przeszłości! Było to jedne z pierwszych opowiadań jakie przeczytałem, ale które, nie wiem dokładnie. Wtedy zrobiło na mnie wielkie wrażenie, zresztą nawet do niego nawiązywałem w swoich tworach, mniej lub bardziej udanych. Jak jest teraz? Technicznie jedynie mogę się przyczepić do angielskiego zapisu dialogowego. Styl jest bardzo ładny, opisy zakrawają o pewien mistycyzm. Kreuje się tu bardzo przyjemny klimat. Który najlepiej opisać jako: „przypowieść”. Nie każdemu się to spodoba, ale do mnie trafiło. Historyjka tu wpleciona jest bardzo prosta, co akurat nie jest minusem. Pewien, bezimienny zresztą, Pielgrzym, podróżuje w poszukiwaniu odpowiedzi. Z jednej strony, zupełny banał, z drugiej, jest to podane w taki przyjemny sposób, że nie mogę się nad tym nie rozpływać. Same postacie, chociaż niewiele o nich wiemy, ciekawią swą, dobrze podaną (i to klucz!), tajemniczością. Doprawdy, interesująca para. Pielgrzym i Biała Pani. Bardzo przyjemnie wróciło mi się do tego fanfika. Jednakże… no właśnie, wróciło. To już nie jest za drugim razem to samo. Nie potrafię dobrze napisać, co mi towarzyszyło za pierwszym razem, a szkoda, bo fanfik na to, w mojej opinii, zasłużył. No nic, zostaje tylko to. Taki, krótki lichy komentarz. Polecam. Pozdrawiam.
  9. Witam! Znowu ten sam zabieg, do każdego fika komentarz w spoilerze: = Lanternjack = = Tamta zielona suka = Pozdrawiam!
  10. Witam! Cóż to? Nie mam pojęcia. Technicznie jest spoko, styl też daje rade, ale za bardzo dominują tu dialogi. Opowieść jest o tym, jak Babs, obserwując dyskusje swoich młodszych przyjaciół o bohaterach z komiksów, sama dyskutuje z przyjaciółmi o istocie komiksów jako takich. Jest to nawet spoko. Postaci w większości nie znam. Sama Babs wydaje się trochę nijaka, ale może to przez niedomiar czasu. Jest to bardzo okej opowiadanie. „Nie razi, nie zachwyca” – tym mogę to podsumować. Pozdrawiam!
  11. Witam! Widzę, że rabini się wypowiedzieli. Jeden dłużej, drugi krócej, ale jednak. A ja stoję gdzieś pośrodku. Technicznie jest nawet ok, brak zaledwie dolnych cudzysłowów, no i czasami myśli są zapisane jak dialogi i odwrotnie, z czego wychodzi niezły harmider. Styl jest bardzo znośny, czasem są jakieś ciekawsze, starające się być śmieszne, wiązanki. Fabuła jest o autorze, który, z frustracji spowodowanej brakiem komentarzy (ach, prawie to znam, niewiele zabrakło), postanawia napisać fanfik w stylu takim, jaki wymusi komentarze. A jakie fiki mają zazwyczaj sporo komentarzy? Te złe, z jakiegoś powodu (patrzę na ciebie Obsédé i na twoją manię komentowania złych fików!). To jest tak sztampowe w wewnętrznym opowiadaniu, że aż nawet spoko. Niestety zniesmaczył mnie motyw jakiego typu wybrańcem jest główny bohater napisanego przez właściwego głównego bohatera fika. Klimat to random i teatr absurdu. Uwielbiam. Same postacie są… no właśnie, z jednej mamy sfrustrowanego autora, który jest okej, z drugiej jego twór, bezimiennego OP alikorna, który jest tak sztampowy, że też w sumie jest okej. Podsumowanie? Szczerze, parę razy się uśmiechnąłem, ale nic ponadto. Jest to po prostu spoko ficzek na rozgrzewkę. To już nie jest średniak, ale jeszcze nie jest to fik dobry ani tym bardziej wyśmienity. Wymienionych przez przedmówców dzieł nie czytałem więc nie mam z nimi porównania. Mi umiarkowanie się podobało, umiarkowanie polecam. Tylko bądźcie gotowi na to, co zastaniecie. Pozdrawiam!
  12. Witam! Stan techniczny jest zły. Nie przez nadmiar błędów ortograficznych, nie. Brak wcięć, brak (czasami) kropek, angielski zapis dialogowoy, dziwne wyrażenia (prawdopodobnie złe, zbyt dosłowne tłumaczenie, np. „znalazłaś to trudne do uwierzenia”), brak dolnych cudzysłowów i literówki. Nie wiem jaki był oryginał, ale jeśli w oryginale były takie błędy, to raczej tłumacz nie powinien ich przekładać. Stylu jest mało, pół na pół z dialogiem. Niestety opowiadanie nie ma także klimatu. Fabułka, historyjka… jakkolwiek szumnie tego nie określę… jest prosta. Opowiada o tym, jak Rainbow Dash widzi, że cały dom Twilight jest zamknięty, a przy każdym wejściu i oknie są napisy w stylu „Rainbow, nie wchodź!”. No i pegazica w pewnym momencie słyszy krzyki… Postać RD jest oddana okej, nadal tak samo głupio-odważna. Twi w sumie nie jest kanoniczna, ale daje radę. Nie wiem co tu jest największym problemem – czy zły stan techniczny, czy taka sobie fabuła w sumie o niczym (a nie mam nic przeciwko SoLom!). Nie polecam. Pozdrawiam!
  13. Witam! Ale ten fik jest zmasakrowany przez jakiegoś anonima! Nic, tylko rozstrzelać takich. Na szczęście jest możliwość wyświetlania bez sugestii. Technicznie mamy powrót starego przyjaciela – braku myślników. Poza tym są inne rzeczy. Brak spacji. Stylistycznie czysty chaos. Discord by się nie powstydził! Klimatu nie ma. Fabuła… no jakaś jest, od biedy. Ot, mamy tu studentkę chemii, która ma laboratorium w domu i produkuje nark… znaczy, nie no, robi praktyki domowe czy coś. Wszystko nie jest niby złe, ale podane w taki sposób i tak zaniedbane, że nie chce się czytać. Postać jest nawet okej, chociaż jak na razie nie miała za dużo czasu dla siebie. Ciężko mi ją opisać inaczej. Fik nie jest zły, ale niewiele mu do tego poziomu brakuje. Na pewno jest zaniedbany, a szkoda, może wynikło by z tego coś dobrego. No nic, jest jak jest. Pozdrawiam!
  14. Witam! Czytaliście kiedyś jakiś pseduosmutny romans? No to to jest takim romansem w pigułce. Wiecie, „Pani Bovary”, „Czerwone i czarne”, wiecie, takie nudne, wielosetstronicowe powieści, nużące po pierwszych pięćdziesięciu stronach, kończące się bezsensowną śmiercią bohatera na skutek bezsensownych decyzji. No wynudziłem się okropnie. Technicznie brak zaledwie dolnych cudzysłowów, więc jest dobrze. Styl o dziwo także daje radę. Ach, oprócz tych nieznośnych rąk. W swym klimacie opowiadanie jest mocno SoLowe, ale w takim złym tego słowa znaczeniu. Fabuła opowiada o losie dwóch zakochanych w sobie kucyków. Nic nadzwyczajnego. I to miłość przerywa 3 osoba. Nic nowego. Absolutna sztampa. Wiecie, to nie tak, że mam coś przeciwko sztampie, uważam, że wiele wytartych już schematów można zrobić dobrze… Ale tu się to nie udało. Postacie są całkiem okej, ale to jak się zabierają za swój romans, z jednej strony niespiesznie, z drugiej ślamazarnie zarazem, jest wprost niewiarygodne. To nie jest złe opowiadanie. Ma jakieś tam swoje małe zalety. Jednak ja się przy nim niemiłosiernie wynudziłem. Tego typu romansideł mam dość od czasów „Czerwone i czarne”, przy „Pani Bovary” (którą przezywałem Panią Browary, by jakkolwiek urozmaicić sobie tę przeciągniętą katastrofę) poddałem się po połowie. To przeczytałem w całości tylko dlatego, że było króciutkie. Prawdę mówiąc nie rozumiem tego, jak inni się zachwycają tym opowiadaniem, no ale może to po prostu kwestia innych czasów w fandomie. Pozdrawiam.
  15. Witam! By znów nie robić spamu, wszystko dam w jednym komentarzu, ale pod spoilerami. = Praise the sun! = = Konspiracja i kebaby = = Ślub poza Canterlotem = Pozdrawiam!
  16. Witam! Lyra i ludzie, jakie to jest typowe połączenie. Serio. Mimo wszystko opowiadanie daje radę. Technicznie jest dobrze, zaledwie brak dolnych cudzysłowów. Poza tym styl jest też… kurczę, jakie deja vu… dobry. Czyta się okej. Klimat jest, mimo tematyki, dość SoLowy. Nie powiedziałbym, by opowiadanie było jakoś bardzo smutne. Nawet dwa razy się roześmiałem. Nie przeszkadzało mi żonglowanie klimatami, jak przedmówcom. Fabuła jest dość standardowa. Ot, Lyra prosi o pomoc Twi w sprawie przywołania iluzji człowieka. Jednak coś idzie nie tak, a iluzja zyskuje samoświadomość. Chyba najciekawsze w tym wszystkim są wątki, jak iluzja coś robi, ale tego naprawdę nie robi – bo w końcu jest iluzją. Postacie oddane są dobrze. Sama postać człowieka jest tu, pomimo swej iluzoryczności, dobrze zbudowana. Wszystko to tworzy dość dobrego, ale jednak, średniaka, zaledwie z potencjałem. Fika mogę polecić jako ciekawostkę. Pozdrawiam!
  17. Witam! Trochę nudziłem się przy tym fanfiku. Technicznie jest dobrze, dostrzegłem zaledwie parę błędów, no i brak dolnych cudzysłowów. Styl też jest dobry, szłoby się wciągnąć. Jest w tym jakiś klimat, nie powiedziałbym, że jakiś ciężki. Bardziej powiedział bym, że taki przygodowy. Fabuła jest chyba największym minusem. Przewidywalna na wskroś. Ot, zamachowiec, który jest zebrorożcem (co akurat mnie zaskoczyło), przymierza się do zabójstwa Celestii. Zakończenie sobie dopowiedzcie. Jest łatwe do przewidzenia. Sama postać jest ciekawa, ale trochę mało o niej wiemy. Zebrorożec zamachowiec, to jest najpewniejsze. Nawet poczytałbym o jego przygodach. Jest to spoko fik, ale jednak ja się przy nim nudziłem. Nie trzymał mnie w ogóle w napięciu. Niezbyt polecam. Pozdrawiam!
  18. Witam! Tak, to zdecydowanie dobra komedia. Bo chociaż jest w niej jeden, przewidywalny i udany żart, to za to jaki! Nie powiem, roześmiałem się dość mocno, chociaż się tego spodziewałem. Technicznie nie mam większych zarzutów – jest bardzo dobrze. Styl także jest bardzo dobry. Czyta się płynnie i przyjemnie. Wszystko ma bardzo przyjemny, chociaż ubrudzony, SoLowy klimat. Historyjka jest bardzo prosta, z zaledwie jednym poważnym zwrotem akcji (reszta jest dość mała). Przyjaciółka Bon Bon przyjmuje zamówienie na tort, niestety, jej pomoc kuchenna (w postaci pracowniczki jednorożki Plum) nie może pomóc, więc jest zmuszona prosić główną bohaterkę o pomoc. I oczywiście zamówienie jest na ostatni dzień. Oczywiście większość rzeczy, które mogą pójść źle, idą źle. Aż mi szkoda przepracowanej Bon Bon, która jest dobrze napisana i wiarygodna. Lolipop (jej przyjaciółka) także daje radę, ale choć występuje na niewiele mniejszej powierzchni tekstu, to zasadniczo jej budowie jest poświęcone znacznie mniej czasu. Sam główny żart daje radę, naprawdę się roześmiałem. Umiarkowanie polecam, dobry fanfik, dobra komedyjka. Pozdrawiam!
  19. Witam! Cóż, zaprawdę niecodzienna sytuacja. Bo co byście zrobili, jakby pod waszymi drzwiami dosłownie stanęła śmierć? Technicznie jest spoko, chociaż ciężko by było dużo błędów w tak krótkim tekście. Styl… no nie miał na siebie czasu. Ale jest okej. Fabuła to proste zdarzenie. Ot, w Noc koszmarów do domu Bon Bon przychodzi, właśnie, sama Śmierć. Niestety dla Śmierci, jest Noc koszmarów. Jest w tym jakiś mały klimat absurdu, ale taki mały. Tyci tyci, Ciut ciut. Opowiadanie… no właśnie nie wiem. Możecie spróbować, bo nie jest długie, ale zastrzegam, że ani go nie polecam, ani go polecam. Roześmiałem się raz, co jest uznawalnym wynikiem na dwie strony. Pozdrawiam!
  20. Witam! Kolejny taki sobie random zaliczony! Technicznie tylko parę błędów znalazłem, także jest dobrze. Styl jest specyficzny, ale nie przeszkadza w czytaniu. Fabuła jest tu zaledwie pretekstem. Absurdalna i nie poważna, chociaż niezbyt mnie bawi. Prawdę mówiąc najbardziej absurdalny jest tytuł, nie mający nic wspólnego z opowiadaniem. Ot, pewnego bizneskuca przybywa zabić hitkuc. Postacie nie są mocno zbudowane. Prawdę mówiąc ledwo trzymają się samych siebie, ale to chyba wynika z krótkości fanfika. Klimatu nie stwierdzono. Nie wiem, niezbyt polecam. Rozbawiło mnie raz. Pozdrawiam!
  21. Witam! Nie do końca wiem, co o tym myśleć. Technicznie jest tak sobie. Brak myślników, wcięć, znacznej ilości przecinków… Styl radzi sobie lepiej, ale nadal jest… umownie. Fabuła jest jak z brazylijskiej telenoweli. Ktoś (nie jest sprecyzowane kto) zakochuje się w kimś (nie jest sprecyzowane z kim), ale ktoś (nie jest sprecyzowane kto) kabluje bo coś (nie jest sprecyzowane co). Serio. Nie wiadomo o co poszło, nie wiadomo kto z kim i czemu. Idzie się domyślić, jak sugerowali przedmówcy, ale to trochę za mało. Bardzo brakuje mi tu precyzji. Jest trochę smutno, ale tylko trochę. I bardziej dlatego, że jest to tak niedopracowane, niż dlatego, że czuje się tak przez (samą w sobie) treść fika. Postacie istnieją. Jeśli tylko to mogę o nich powiedzieć, to jest źle… Ech, zmuszę się. No po prostu kontekst relacji jest nakreślony tak pospiesznie, tak bardzo nie wiadomo o co chodzi, że jest to wszystko po prostu słabe. Po za tym? Nie jest to złe opowiadanie, ale brakuje mu sporo do średniego. Jak dla mnie przez brak precyzji, rozbudowania i doszlifowania, no ale może się mylę. Pozdrawiam.
  22. Witam! Cóż, nie oczekiwałem niczego, a dostałem… no właśnie, co? Bardzo lekkie, przyjemne opowiadanie… ale chyba tylko tyle. 3 razy się zaśmiałem, poza tym jest to mocny, przyjemny SoL. Jest tu coś urzekającego. Technicznie brak myślników! Gdy już człowiek myśli, że odnalazł te pradawne artefakty, te znów giną w mroku dziejów fandomu. Stylistycznie jest lepiej – jak mówiłem, czyta się płynnie. Historyjka jest bardzo prosta. Ot, mamy, dość wyjątkowy, dzień z życia przyjaciółek. Derpy i Carrot Top. I te przyjaciółki rozmawiają… i pada temat, gdzie chciałby się udać. Carrot Top, po zastanowieniu, odpowiada prostym „[…] w górę.”. A Derpy postanawia dokonać wszelkich starań, by to stało się prawdą. Jest to słodka, niewinna historyjka. Postacie są napisane dobrze. Ich relacja wydaje się naturalna i przyjacielska, jak być powinna i jak jest opisywana. W tym jest to bardzo wiarygodne. Ma to SoLowy, lekki klimacik, z tylko tym wyjątkiem, na którym opiera się akcja opowiadania. Fanfik nawet polecam, jeśli ktoś szuka czegoś lekkiego do przeczytania na szybko. Bo niestety, mimo swych zalet, jest to fanfik po prostu dobry. Nic więcej, nic mniej. Pozdrawiam!
  23. Witam! Nie powiem, poruszające opowiadanie. Kojarzy mi się z taką francuską książką „Oskar i Pani Róża”, ale innym akcentem jeśli chodzi o przeżywanie. Technicznie mamy tu pauzy, dywizy, myślniki… wszystko! Serio, nie spodziewałem się takiego pomieszania. Poza tym parę drobnych błędów i braki przecinków, zaznaczone przez kogoś innego. Styl jest naprawdę ładny. Wszystko czyta się płynnie i przyjemnie. Jak najbardziej na plus. Szkoda, że bardziej nie wykorzystano tego, że było to opowiadane przez postać. Wszystko, z racji na to w co uderza opowieść, ma umiarkowanie ciężki, chociaż SoLowy, klimat. Nie jest to może najlepszy tego typu klimat na świecie, ale daje radę. Fabuła opowiada o losach źrebaka, imieniem Violin (dla mnie imię bardziej dla klaczy, ale to swoją drogą), który choruje na nieuleczalną i śmiertelną chorobę. Widzimy ostatnie dni jego życia, poprzez opowieść klaczy, która się nim opiekowała w tytułowym hospicjum. Jest to nawet ciekawe. Sama postać wydaje się troszeczkę zbyt dojrzała… chociaż było napisane, że jest już między etapem bycia dzieckiem, a nastolatkiem. Więc kto wie, może? Mniejsza. Mimo to, nie jest to duży dysonans. Dzięki temu, że jeszcze jest trochę dzieckiem niektóre elementy opowieści lepiej się trzymają. Violin jest dobrze zbudowany i nawet wiarygodny. Dobrze prezentuje się także postać opowiadająca, którą poznajemy w jej kwiecie wieku. Podsumowując, opowiadanie polecam. Czyta się przyjemnie, ma to jakąś swoją małą głębie. No i nie jest długie, a przy tej krótkości nie jest urwane. To też plus! Pozdrawiam!
  24. Witam! Dawno się tak nie uśmiałem! Technicznie jest dobrze, nie znalazłem większych błędów. Styl bywa ciekawy. Mi akurat trafił do gustu, chociaż jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy go lubi. Fabuła jest naciągana jak… nudna. Scoot i jej chłopak skaczą sobie po wieżowcach, jednak dochodzi do wypadku. Wszystko jest przegonione. Nie czułem żadnego klimatu. Relacje między postaciami są bardzo przyspieszone, nie za dobrze ukazane i spłycone. Sama Scoot to szczyt szczytów… głupoty. Ja serio z niej nie mogę. To jest tak absurdalne, że sama postać się z tego śmiała. Te przyznanie się z… Te kłamstwa, ciul wie po co… Aż dziwne, że jej wierzyli! Serio, prawda nie była może mocno wiarygodna (sam nie wierze w to co przeczytałem), ale po co kłamać w tej sprawie? Łapałem się za głowę i śmiałem w niebogłosy gdy się przyznała. Nie jestem ani trochę przejęty losem bohaterów. Było nie skakać jak głupi po wieżowcach. Jedyna dobra cecha fanfika to styl, ładny i ciekawy. Ale tylko tyle. Polecam jako zamiennik komedii, lub ciekawostkę stylu. Pozdrawiam!
  25. Witam! Cóż, mocne było to opowiadanie. Jednak z zupełnie innych powodów, niż większość przeze mnie czytanych. Taki „Koniec” czy „Five Hundred Little Murders” były ciężkie pod innymi względami. Jednak o tym później. Technicznie i stylistycznie nie mam najmniejszych zarzutów. Bardzo ładne opisy, sprawiające, że tekst czyta się naprawdę płynnie. Fabuła opowiada o Button Mashu, który, lekko mówiąc, jest załamany po pewnym wydarzeniu. Próbuje odwrócić jego skutki, zawrócić czas, naprawić uszkodzone rzeczy, dokonać niemożliwego. Z pozoru, zupełny banał. Ale jaki nostalgiczny! Sama postać Buttona jest wykreowana wiarygodnie. Bardzo ważną częścią fanfika są jego przemyślenia, w które po prostu idzie się wczuć. Klimat, od SoLa, przechodzi do mocniej nostalgicznych tonów przy zakończeniu. I tu przechodzimy do później… Cóż, nie żyłem co prawda w epoce 8bitowych sprzętów, ale tu wcale nie chodzi o same 8bit. Tu po prostu, dla mnie, chodzi o nostalgie za „starymi czasami”. Jestem absolutnie przekonany, że za czasów kamienia łupanego już byli tacy, co wspominali, że za dzieciaka jakoś było kolorowiej i ogólnie lepiej, ale mniejsza z tym. Każdy… no cóż, może nie każdy… ale większość z nas ma pewnie takie przeżycie, taką rzecz, którą znał za dzieciaka, ale teraz jej albo nie ma, albo nie ma w takiej formie, albo nawet jak jest, to nie widzi jej tak samo jak dziecko. Dla mnie swoistym odpowiednikiem będzie jedna gra, Gothic, chociaż co ciekawe nie mam żadnych sentymentów do innych gier czy rzeczy. No i cóż, ja mam te szczęście, że mogę wracać do Gothica w dowolnej chwili, nawet na Windows 10 (chociaż oczywiście nie bez napraw gry), ale nie każdy ma taki luksus. Rzeczywiście, gry wydawały się wtedy zupełnie innym, wręcz lekko transcendentalnym, doświadczeniem. Pewną magią, której dorośli nie mogli zrozumieć. I jestem też absolutnie przekonany, że oni mieli tak odnośnie jakiejś książki, filmu, melodii… długo by wymieniać. Chyba po prostu każde pokolenie ma swój sentyment do czegoś. Ale naprawdę, bo już gadam do rzeczy! Te opowiadanie nie jest ciężkie, bo dotyka tematów ważnych dla świata, rozpatruje kwestie filozoficzne dobra i zła, szuka odpowiedzi na sens życia czy coś. To opowiadanie po prostu jest ciężkie na swój własny, dosadny sposób. Fanfik polecam, czyta się go płynnie i bardzo przyjemnie. Co do argumentu, że Button nie pasuje do swojej roli, jakoby był za młody… hm, cóż. Podobne odczucie miałem oglądając „Made in Abyss” (anime, którego fenomenu nie mogę pojąć). Tu jednak tego nie czułem, bo akurat już za dzieciaka też bywałem sentymentalny, ale to temat i opowieść na zupełnie inne miejsce i czas. Nie będę was zanudzał moim życiem. Fanfik, jeszcze raz, polecam. Swoją drogą opowiadanie raz mnie rozbawiło, ale zupełnie przypadkowo. Bo coś mi się z czymś głupio skojarzyło. Ech, cały ja. Nie śmieje się przy większości komedii, ale rzeczy zupełnie poważne rozwali swoimi skojarzeniami i rozdupczy na kawałeczki. Nie martwcie się więc twórcy rzeczy smutnych i wesołych, ja po prostu taki jestem chyba. Pozdrawiam!
×
×
  • Utwórz nowe...