Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    374
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    18

Wszystko napisane przez Ziemniakford

  1. Witam! Cóż, mocne było to opowiadanie. Jednak z zupełnie innych powodów, niż większość przeze mnie czytanych. Taki „Koniec” czy „Five Hundred Little Murders” były ciężkie pod innymi względami. Jednak o tym później. Technicznie i stylistycznie nie mam najmniejszych zarzutów. Bardzo ładne opisy, sprawiające, że tekst czyta się naprawdę płynnie. Fabuła opowiada o Button Mashu, który, lekko mówiąc, jest załamany po pewnym wydarzeniu. Próbuje odwrócić jego skutki, zawrócić czas, naprawić uszkodzone rzeczy, dokonać niemożliwego. Z pozoru, zupełny banał. Ale jaki nostalgiczny! Sama postać Buttona jest wykreowana wiarygodnie. Bardzo ważną częścią fanfika są jego przemyślenia, w które po prostu idzie się wczuć. Klimat, od SoLa, przechodzi do mocniej nostalgicznych tonów przy zakończeniu. I tu przechodzimy do później… Cóż, nie żyłem co prawda w epoce 8bitowych sprzętów, ale tu wcale nie chodzi o same 8bit. Tu po prostu, dla mnie, chodzi o nostalgie za „starymi czasami”. Jestem absolutnie przekonany, że za czasów kamienia łupanego już byli tacy, co wspominali, że za dzieciaka jakoś było kolorowiej i ogólnie lepiej, ale mniejsza z tym. Każdy… no cóż, może nie każdy… ale większość z nas ma pewnie takie przeżycie, taką rzecz, którą znał za dzieciaka, ale teraz jej albo nie ma, albo nie ma w takiej formie, albo nawet jak jest, to nie widzi jej tak samo jak dziecko. Dla mnie swoistym odpowiednikiem będzie jedna gra, Gothic, chociaż co ciekawe nie mam żadnych sentymentów do innych gier czy rzeczy. No i cóż, ja mam te szczęście, że mogę wracać do Gothica w dowolnej chwili, nawet na Windows 10 (chociaż oczywiście nie bez napraw gry), ale nie każdy ma taki luksus. Rzeczywiście, gry wydawały się wtedy zupełnie innym, wręcz lekko transcendentalnym, doświadczeniem. Pewną magią, której dorośli nie mogli zrozumieć. I jestem też absolutnie przekonany, że oni mieli tak odnośnie jakiejś książki, filmu, melodii… długo by wymieniać. Chyba po prostu każde pokolenie ma swój sentyment do czegoś. Ale naprawdę, bo już gadam do rzeczy! Te opowiadanie nie jest ciężkie, bo dotyka tematów ważnych dla świata, rozpatruje kwestie filozoficzne dobra i zła, szuka odpowiedzi na sens życia czy coś. To opowiadanie po prostu jest ciężkie na swój własny, dosadny sposób. Fanfik polecam, czyta się go płynnie i bardzo przyjemnie. Co do argumentu, że Button nie pasuje do swojej roli, jakoby był za młody… hm, cóż. Podobne odczucie miałem oglądając „Made in Abyss” (anime, którego fenomenu nie mogę pojąć). Tu jednak tego nie czułem, bo akurat już za dzieciaka też bywałem sentymentalny, ale to temat i opowieść na zupełnie inne miejsce i czas. Nie będę was zanudzał moim życiem. Fanfik, jeszcze raz, polecam. Swoją drogą opowiadanie raz mnie rozbawiło, ale zupełnie przypadkowo. Bo coś mi się z czymś głupio skojarzyło. Ech, cały ja. Nie śmieje się przy większości komedii, ale rzeczy zupełnie poważne rozwali swoimi skojarzeniami i rozdupczy na kawałeczki. Nie martwcie się więc twórcy rzeczy smutnych i wesołych, ja po prostu taki jestem chyba. Pozdrawiam!
  2. Witam! Nie mam bladego pojęcia o jakim reżyserze mowa, jest zaledwie trzech których znam z imienia i nazwiska (Tarkowski, Vega i Uwe Boll [wiem, specyficzne zestawienie xd], z czego lubię filmy tylko jednego z nich). Mimo to… wynudziłem się podczas czytania. Serio. I nie wiem czemu, bo wiele rzeczy jest tu teoretycznie śmieszne. Raz się zaśmiałem. Technicznie jest spoko, zauważyłem zaledwie brak jednej kropki, no i oczywiście brak dolnych cudzysłowów. Styl oddaje pewien absurd i surrealizm sytuacji. Fabularnie mamy tu przedstawiony dzień z życia złola, którego spotykają tak dziwne wydarzenia, że czasem sam się łapie za głowę. Ciekawy poziom absurdu, choć do randoma troszeczkę zabrakło. Sama postać złota… no, jest uosobieniem wielu z tych absurdów. Nie chce nic zdradzać, bo wiele to potężny spoiler. Dość powiedzieć, że jest kucykiem dużego formatu. Klimat jaki się przewija jest mocno specyficzny. Do mnie trochę nie trafia. Ale nie wiem czego to kwestia. To nie jest zły fik, serio. Jestem przekonany, że jest tu wiele żartów, które innych rozśmieszą. Ale z jakiegoś powodu, serio nie wiem jakiego, mnie nie rozśmieszyły. Może zły dzień? Nie wiem. W każdym razie, umiarkowanie polecam. Pozdrawiam!
  3. Witam! Hm, prawdę mówiąc nie spodziewałem się czegoś takiego. Technicznie jest dobrze, zaledwie brak dolnych cudzysłowów. Styl jest dość ładny i kreuje pewien, dość ciekawy klimat. Choć klimatu nie ma wiele, ale to zapewne przez celowy kontrast, jaki występuje w tym opowiadaniu, to jednak jakiś jest. Jest tu pewna doza tajemnicy i mroku. Ale najciekawsza jest fabuła. Bo tu, owszem, mamy do czynienia z „tą złą”, ale taką, która jest nią z przymusu. Rodzinnego, tradycyjnego. Bo cóż ma począć przywódczyni złej tajemnej organizacji, którą rządzi od niechcenia? O czym marzy? Jak powstała ta organizacja? Jaki jest jej cel? Wiele pytań, a zakończenie udziela naprawdę satysfakcjonujących odpowiedzi. Sama postać Skyfall jest tu serio ciekawa. Stara się być złą, z różnymi rezultatami. Ale nadal ma chęć wyrwania się z tego wszystkiego, życia jak normalny kucyk. Co zresztą się przewija przez opowiadanie. Jest dobrze zbudowana i wiarygodna. Można ją nawet polubić, co zresztą uczyniłem. Opowiadanie polecam, bo naprawdę zaskoczyło mnie zakończenie. Te ostateczne zderzenie się kontrastów, w jakie obrosła postać Skyfall i przewodzona przez nią organizacja. Pozdrawiam.
  4. Witam! To było… inne? Technicznie jest umownie. Brak myślników, literówki, dziwne wcięcia… Nic nowego. Niestety. Ze stylem fanfik radzi sobie niedużo lepiej. Fabuła jest niecodzienna (i niekanoniczna, ale to kwestia wieku fika. Otóż podmieńce planują inwazje, ale nie wojskową… I sam motyw jaką jest nawet ciekawy, ale dość chaotyczny i przegoniony. Sama akcja jest okropnie przegoniona. Człowiek ledwo poznaje postać, bez bliższego charakteru i już przeskakujemy do akcji, a potem BAM, koniec. Postać… no nie wiem jaka jest. Mało o niej było napisane. Fanfika nie polecam. Poza jednym ciekawym twistem, nie ma nic do zaoferowania.
  5. Witam! Dawno nie czytałem tak ciekawego fika. Chociaż, prawdę mówiąc, jest to kolejne opowiadanie, odnośnie którego mógłbym powiedzieć „Swoje już przemyślałem na ten temat”, mimo to poznałem tu parę ciekawych wątków. Technicznie są zaledwie literówki, także jest dość dobrze. Styl jest ładny i czyta się go płynnie. Wszystko powoli i powoli nabiera specyficznego klimatu, który… cóż, prawdę mówiąc, z niczym mi się nie kojarzy. Fabuła, bardzo ciekawa, jest o rozprawie, z pozoru dość nudnej rzeczy. Ale nie nad byle kim, nad najgroźniejszym terrorystą swoich czasów, który zniszczył ponad 30 planet! Cóż to za wynik! Jednak głównej bohaterce jakiś anonim piszę w trakcie rozprawy, czy aby na pewno należy zabić oskarżonego… Ale kto? W jakim celu? Jak? Cóż, wiele pytań, z każdą chwilą dostarczanych i odbieranych wraz z odpowiedziami… Chociaż nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Podoba mi się tempo wszystkiego, w tym tego, jak dawkowane są pytania i odpowiedzi. Fik serio zaciekawia. Postacie są zbudowane naprawdę wiarygodnie i porządnie, mimo niezbyt przesadnie długiego tekstu. Jak najbardziej plus. W tym wszystkim muszę jednak potępić jedno… zakończenie. Wydaje mi się… ucięte. Zapewne wynik terminów i limitów… ale zaraz, przecież było mówione, że to ulepszona wersja po konkursowa… hmmm… No cóż, chyba tak miało być. W takim wypadku nie jest to zbyt dobre zakończenie. Mimo tego, fanfik polecam, bo potrafi, choć nie mnie, zgodnie z wcześniejszymi słowami, wzbudzić jakieś przemyślenia, a przede wszystkim zaciekawić czytelnika. Nie wiem jakie były inne fiki tego konkursu, ale doprawdy nie dziwie się, że to miało pierwsze miejsce. Pozdrawiam.
  6. Witam! Mamy tu do czynienia z randomem i komedią, która spełnia w pełni powierzone jej zadanie. Technicznie nie ma jedynie dolnego cudzysłowu, także jest nawet dobrze. Styl oddaje absurd sytuacji. Fabuła jest typowa celowo. Ot, człowiek trafia do Equestrii i ma uratować świat. Nie ma większej sztampy. Ale sposób w jaki to się dzieje jest absolutnie przecudowny. Klimat wszystkiego to komedia przypadku i nieporozumień. Nawet daje to radę. No i oczywiście lekki, ale jednak, teatr absurdu. Postacie… cóż, no mają mało czasu. Ale widocznie miało tak wszystko być. Mimo, że nie śmiałem się mocno, zaledwie 2 razy mocno się roześmiałem, to resztę czasu czytałem całość z lekkim uśmiechem, a to zawsze coś. Polecam, zwłaszcza, że tekst nie jest długi. Nie przejmujcie się ani logiką, ani rozbudowaniem tekstu. Tu wszystko widocznie miało tak być. Pozdrawiam.
  7. Witam! Nie grałem nigdy w LoLa, to jednym z lepszych pomysłów jest komentowanie fanfika o nim opartego. Nie powiem, dwa razy się roześmiałem. Główny sens fanfika jest całkiem okej, ale poza tym, jak dla mnie, było dość randomowo. Ale to raczej kwestia nieznajomości lore. Historia jest bardzo prosta, wręcz prostacka. Twi eksperymentuje z magią, ale coś się nie udaje. I to na wielu poziomach, ale to już chyba spoiler. Żadnych zaskoczeń, poza tym spoilerem. Wszystko ma pewien abstrakcyjny, surrealistyczny klimat. Nie wiem, doprawdy, czego to zasługa. Czy samych sytuacji, czy nieznajomości LoLa. Technicznie i stylistycznie jest serio dobrze! Nie mogę ocenić, jak oddane zostały postacie z gry, ale te serialowe sobie radzą. Fika nawet polecam. Idzie się pośmiać, nawet nie znając kontekstu, jak ja, za dobrze. Pozdrawiam!
  8. Witam! Ach, pierwsze fiki! Technicznie jest źle. Brak wcięć, myślników, złe akapity, ścianotekstoza, znaki interpunkcyjne po spacjach. No pierwszy fik w całej okazałości. Sam styl jest dość ciekawy – opisy są nawet czasami jakieś takie przyjemne. Kurczę, nawet fabuła nie jest zła. Ot, mamy tu losy Discroda przed tym, jak stał się hostingiem wielu serwerów… chwila, nie tego Discorda! Losy jego przed tym, jak stał się panem chaosu. I to nawet dość ciekawe, chociaż lekko sztampowe. No i mocno kłócą się z kanonem, a czasem same ze sobą. Sama postać Discorda w swej słabszej postaci jest… hmm… jest. W sumie to bardzo dobre określenie. Ciekawiej prezentuje się jego przyjaciółka, z jakiegoś powodu zainteresowana nim. Nie są to źle zbudowane postacie, mają po prostu za mało czasu a ich relacja jest sztuczna jak smak najtańszych lodów z marketu. Tekst ma nawet zaczątki klimatu! A to bardzo dużo jak na pierwszy fanfik! Na zaczątkach się kończy, ale no, zawsze coś. Czy fanfik polecam? No poza rolą ciekawostki – raczej nie. Nie jest to dzieło pod żadnym aspektem wybitne, ani nawet dobre. Po prostu, na pierwszy fik daje radę. Pozdrawiam.
  9. Witam! Kolejna prosta komedyjka, ale tym razem prosta w dobrym sensie tego słowa. Technicznie mamy tu danie z braku dolnych cudzysłowów i myślników. Styl radzi sobie… no właśnie, tak sobie. Jest nijaki. Fabuła toczy się niedługo po końcu 3 sezonu, kiedy Twi zastanawia się jak być księżniczką. W poszukiwaniu odpowiedzi na te pytanie pomaga jej, nie kto inny, sam Król Julian. Czym to się skończy? Postacie, zarówno Twi i Juliana są spoko oddane, chociaż dano nie oglądałem nic związanego z Julianem, więc ciężko mi powiedzieć. Cóż, nie nazwałbym tego randomem, ale komedia jest to spoko. Nie wywołuje napadów śmiechu, ale uśmiech nie schodził mi w trakcie czytania. Raz zaledwie się roześmiałem. Nie jest to więc komedia wybitna, ale daje rade. Fanfik umiarkowanie polecam. Pozdrawiam.
  10. Witam! Cóż za czysty chaos przed sobą miałem! Szkoda, że był dobry jedynie do około 17 strony. Technicznie jeszcze nie tragedia, ale na moce Pana Kleksa, czego tu nie było? Wcięcia? Brak! Akapity? Czasem ukradli! Myślniki? Sprzedali! Przecinki? Zaginione! Literówki? Trochę zostało! Stylistycznie jest tylko trochę lepiej. Fabuła? Cóż, gdy Twi wstaje, odkrywa, że jakimś cudem w jej łóżku znalazło się z pięćdziesięciu ogierów i parę klaczy, a jej dom jest oblegany przez tłumy kucyków, postanawia znaleźć przyczynę nietypowych zdarzeń. Niestety, stan Ponyville nie jest dużo lepszy a odpowiedzi nie przychodzą łatwo. Bohaterka zmierzy się z wieloma przeciwnościami losu, a losowość niektórych zdarzeń przerośnie nawet mnie. Klimat? A co to? Postacie? Twi czasem stara się mieć jakieś pozory logiki, ale i jej wraz z czasem rzuca się na głowę absurd tego świata. Pozostałe postacie to już czysty absurd. Czy fanfik polecam? Absolutny random, taki jaki powinien być, w swej chaotycznej postaci. Niestety, dobry jest tylko do gdzieś 17 strony. Nie myślałem, że randoma da się zepsuć zbyt dużą ilością losowych wątków… ale jednak, jakoś się udało! Roześmiałem się siedem razy do tej 17 strony (około, nie pamiętam), potem ani razu. Tak więc do okolic połowy warto, potem nie ma nic ciekawego. Także polecam, ale w połowie. Pozdrawiam!
  11. Witam! Na Ozyrysa i na Apisa, co to było… Technicznie nie ma tragedii, ale serio, to nawet nie brak myślników. To angielski zapis dialogowy! Skandal! Stylistycznie nie jest dużo lepiej. Fabuła… chociaż to szumne słowo… nie jest skomplikowana. Ot, Fluttershy sprawdza co robi Pinkie podczas świąt Wigilii Serdeczności. I trochę z tego wynika. Opowieść, niestety, nie wciąga. O tyle dobrze, że nie jest długa. Niestety, przez ubogie opisy i chaotyczny styl fik nie ma żadnego klimatu. Postacie są… nawet ok. Pomijając niekanoniczność obu postaci, która wynika z naturalnego upływu czasu. Fluttershy nawet się spisuje. Pinkie wypada trochę gorzej. I wiecie, fik ten ma jakiś potencjał. Ale w ogóle go nie realizuje! To nawet nie jest średniak. Brakuje temu i tekstu i poprawności! A przede wszystkim, treści! Drogi autorze, nie mam pojęcia czy żyjesz, czy nie żyjesz, mniejsza. Jeśli kiedyś, jakimś cudem to przeczytasz, to wiedz, że to złe opowiadanie. Jednak nie poddawaj się. Próbuj dalej, jeśli jeszcze cokolwiek piszesz, nie ważne czy w tym fandomie czy innym. Pozdrawiam.
  12. Witam! Cóż to była za przygoda. Technicznie, o dziwo, nie mam żadnych zastrzeżeń. Odnalazły się myślniki a nawet cudzysłowy, z jednym wyjątkiem. Jest zaledwie parę błędów. Styl jest dość dobry i oddaje tragikomizm całej sytuacji. Fabularnie jest jeszcze lepiej. Bo widzicie, w wielu fanfikach mamy „tych złych". Wiecie, tych, co chcą się zemścić, zapanować nad światem, okręgiem trzech stanów albo ukraść wszystkie sedesy. W małej ilości fików „tym złym się udaje", w jeszcze mniejszej trwa to dłużej niż rozdział-dwa. A tu, niedość, że się udało, to nic nie zapowiada zmiany losu. Bo tu, Sunset Shimmer, w swej demonicznej postaci, zawładnęła Equestrią... Doszła dalej, niż ktokolwiek przed nią. Dalej niż Sombra, Tirek, Chrysalis i inni razem wzięci. Ale co dalej? Nawet te wybitne umysły nie zaszły tak daleko w swych rozważaniach, a co dopiero Sunset. Klimat sytuacji, zarówno samych starań jednorożki jak i realiów, jakie stworzyła, jest wyczuwalny w swej oksymoroniczności, absurdalności i okrucieństwie. Sama postać Sunset… cóż, nie oglądałem EQ, ale jest wykreowana ciekawie. Ma to nawet jakiś tam swój, śmiesznotragiczny ale jednak, sens. Zarówno jej nieporadność jak i okrucieństwo dziwnie ze sobą współgrają. Niestety, fik mnie rozbawił zaledwie raz. Nie było to odkrycie roku jeśli chodzi o komedie. Tak samo jest w kwestii tagu Dark. Nie jest to złe opowiadanie, po prostu chce się skupić na obu rzeczach na raz i jak dla mnie – niezbyt dobrze to wychodzi. Pozdrawiam.
  13. Witam! Jako, że nie znam ani „Wiedźmy” (ani nie lubię „Wiedźmina” jako książek), ani „Zmienić swe życie”, uznałem, że doskonałym pomysłem będzie przeczytanie fanfika, który jest spinoffem tych dwóch opowiadań! Nic, tylko gratulować! Już czuje ten brak kontrowersji! Technicznie – ach, kochana klasyko – brak myślników, parę literówek. Nic strasznego. Stylistycznie jest lepiej. Opisy czyta się płynnie. Klimatu niestety nie poczułem. Nie wiem czy jakiś jest, pewnie tak, ale raczej, jeśli jest, wymaga znajomości oryginalnych opowiadań. Fabuła… cóż, tytułowi bohaterowie, czyli wiedźma Chromia i najemnik Lockdown (szkoda, że nie czytałem tego w trakcie pandemii), biją się, bo towarzyszka najemnika coś ukradła Chromi. Pochwalam, że sama akcja, chociaż szybka, to nie jest chaotyczna w tym wszystkim. Postacie… no nie mogę tego ocenić, po prostu ich nie znam. Podsumowanie? Bo ja wiem. Myślę, że to powinno zostać jako prezent dla tego kogoś, kto robił arty, niż być publicznie, ale co ja tam wiem… Pozdrawiam!
  14. Witam! Coś ja mam dziś szczęście do długowieczności. W każdym razie! Technicznie bez tragedii – przyzwyczaiłem się do braku myślników. Styl niestety nie jest dużo lepszy, ale daje radę. Historia, choć z pozoru ciekawa… może do tego przejdę później. Otóż mała klaczka znajduje pewną książkę. Niestety, nie może jej odczytać. Idzie więc z nią do swojego dziadka, ten odkrywa, że jest to pamiętnik. Pamiętnik samej Luny/Nightmare Moon. I niby jest to ciekawe, ale… jakim cudem, w absolutnie losowym miejscu (z tego co rozumiem dosłownie przed swoim domem, lel) mała klaczka odnajduje jej pamiętnik? Tu już mi się wszystko gryzie i rozpada. Klimat czasami czuć w fragmentach pamiętnika, ale tylko tam. I tylko czasami. Poza tym jest dość nudno. Ani postać klaczki, ani jej dziadka nie jest mocno zbudowana, chociaż dają radę. Nie jest to szczyt szczytów, ale jest znośnie. Czy fanfik polecam? Raczej nie, są lepsze rzeczy do czytania. Średniak ze zmarnowanym potencjałem. Pozdrawiam.
  15. Witam! Mamy tu do czynienia z krótkim fikiem wojennym, który bierze się za końcówkę wojny, o której opowiada. I mamy tu zwykłą sałatkę składająca się z braku myślników i złymi wcięciami. Sos ze stylu jednak nadaję temu wystarczająco dużo dobrego smaku. Wydarzenia przedstawione są o poruczniku Eagle, który dowodzi małym oddziałem czołgów średnich po stronie NLR (była stara, że jest te N w nazwie?). Niestety jego strona jest na skraju przegranej. Co się z tym wiąże? Cóż, desperacka walka. Akcja, chociaż szybka, to nie jest chaotyczna, nawet w scenie walki, co jak najbardziej wychodzi na plus. Sama postać porucznika, mimo, że ma mało czasu, jest dość wyraźna i dobrze zbudowana. Aż szkoda mi jego losów. Niestety fikowi nie udało się wykreować żadnego klimatu, nie czułem nic poza główną postacią podczas czytania, przez co fik wiele traci. Czy fanfik polecam? Na pewno warto spróbować. Nie jest zły, ani długi. Pozdrawiam.
  16. Witam! Hm, ciężki to był fanfik z wielu powodów, ale nie dla mnie. Technicznie jest bardzo dobrze. Występuje parę nielicznych błędów, ale nie psują one całości. Bardzo podobał mi się styl. Bardzo płynny i wręcz malowniczy. Polubiłem się z tym stylem. Kreuje on bardzo ciekawy klimat, który, choć już parę razy widziałem, jak na razie jest jednym z lepszych. A klimat jest relatywnie ciężki. Jak inaczej opisać takiego rodzaju fanfik? Wzniosły? Poetycki? Truizmy, jak z tym ciężkim klimatem. To trzeba po prostu poczuć. W fabule z pozoru dzieje się bardzo mało. Ot, pewna klacz idzie sobie przez pustynie. Jednak jaką pustynie? Czemu idzie? Gdzie? Te wszystkie pytania są bardzo ważne, także dla naszej postaci. A sama postać… Cóż, bywa równie zagubiona jak sam czytelnik. Wraz z nią odkrywamy niektóre rzeczy. Jest to piękne, serio. Bardzo szybko idzie domyślić się kim jest ta postać i czemu jest sama, ale wszystko przychodzi stopniowo. Cóż, sama postać dużo o sobie wbrew pozorom nie wie, my jesteśmy, jako czytelnicy, w bardzo uprzywilejowanej pozycji. Czy fik polecam? Tak, chociaż, jak chyba każdy twór, nie jest on dla każdego. Zostawia on z pewnymi przemyśleniami… które mam za sobą, chcąc nie chcąc. Więc na mnie aż takiego wrażenia ten fik nie zrobił. Mimo to polecam. I pozdrawiam!
  17. Witam! Trochę nie czytałem równie mocnego tekstu. Chociaż nie rozumiem ubóstwiania kotów, o tyle nie mam nic przeciwko tym zwierzętom. Nie będę mówił, które zwierzęta są lepsze – czy psy czy koty – żadnego nie jadłem, więc ciężko powiedzieć. Technikalia to klasyka. Brak myślników i parę literówek, chociaż poprawianych przez innych w sugestiach. Styl, jak zwykle, radzi sobie lepiej. A także, jak zwykle, nie mogę ocenić strony tłumaczeniowej. Klimat historii przechodzi z, dość ciekawego, sola, do znacznie cięższego, chociaż w gruncie rzeczy także codziennego, klimatu. A historia... Cóż, obserwujemy tu codzienny żywot pegazicy Flitter. A także pewną rzecz, którą to codzienność wywraca do góry nogami. Bo musicie wiedzieć, że klacz ta ma kota. I ten kot w pewnym momencie choruję... Sama postać Flitter to dość nudna, pretensjonalna postać z podejściem do życia „Everyone is stupid, except me“. Serio, wybieracie sobię, że za cel życiowy wzięła sobie, by uświadamiać każdego, jak jest głupi. Nie byłoby może w tym nic złego, bo jej działania ponoć nawet mają efekty pozytywne, ale jej samozadowolenie i absolutne zadufanie w sobie sprawia, że ciężko ją lubić. I chyba taki miał być cel. Mimo to, wszystko to się spina i tworzy przyjemną, o ile tak można mówić przy tej tematyce, całość. Fanfik polecam. Choć zaznaczę, że dość wolno ujawnia swoje atuty. Również nie mogę powiedzieć, że przez ten tekst jakoś szczególnie płakałem jak reszta, ale to nie kwestia taka, że ten tekst nie może spowodować takich emocji, a raczej taka, że jestem jedną z tych osób, które (raz, że ciężko ruszyć pod tym względem, ale to inny temat) są absolutnie pierwsze i jedyne wybierane, do domykania tego typu spraw, na jakie inni nie mieli by siły. Chyba po prostu bliżej mi do drugiej istotnej postaci w tym fiku, niż pierwszej, ale oczywiście nie mogę powiedzieć co bym zrobił w takiej sytuacji. Pozdrawiam.
  18. Witam! Mamy tu do czynienia z lekko eksperymentalnym fanfikiem. Szanuje. Nie szanuje stanu technicznego, który, znów, zabrał za sobą myślniki! Opisy za to spełniają swe zadanie po całości, kreując niejasny, ciekawy twór. A klimat, chociaż z pozoru solowy, zakrawa o rzeczy wielkie. Czy tym bowiem nie jest sztuka? Znajdą się tacy, co będą próbować was przekonać, że to tylko fanfiki, że głupie teksty o konikach. Będą mówić, na lewo i prawo, o tym, że sztuka dawno się sprzedała biznesowi. Sączyć swój jad o tym, że nie ma wartości co kto napisze, jeśli się nie sprzeda czy nie przyjmie. Niech mówią! Ich strata! Zapewne mają troszeczkę racji, skoro tak w to wierzą! Ja powiem wam coś innego. Gdyby wszystko z tego było prawdo, żaden fanfik, ani książka, ani film, dramat, czy gra by nie powstała. Bo w końcu jaką mają wartość, skoro są tak prozaiczne w codzienności, pełnej poważniejszych zmartwień? A jednak, sztuka bywa i tam, gdzie najmniej by się jej człowiek spodziewał. Mniejsza jednak z moimi przekonaniami co do sztuki, nie po to tu jesteście! I tak nikt tego nie przeczyta, więc mniejsza! Tekst jest o, właśnie, pisarzu, zmagającym się ze swym tekstem. Chcącym poczuć się znów bogiem swojego świata. Znów uwierzyć w to, że to co tworzy, ożyje i go przerośnie. Jednak czy samemu da radę? Metafora tekstu jest bardzo czytelna, żeby nie powiedzieć prostacka, ale jednak daje radę. Bardzo mało wiemy o postaciach. Ot, kucyk pisarz i alikornica bogini. Mało szczegółów. Mało konkretów. Nie upatrywałbym jednak tego jako minus. Sam tekst niestety, w swym eksperymencie, zawiódł. Zbyt bezpośredni, zbyt uproszczony, zbyt… jednoznaczny i ostatecznie nijaki. Nie czyta się tego źle, po prostu szkoda, że autor nie szedł dalej, prezentując dalsze zmagania twórcy z dziełem stworzenia. Pozdrawiam.
  19. Witam! Cóż, mamy tu do czynienia z typowym TCB spod gatunku „ludzie złe”. Bez absolutnie żadnej próby zrozumienia natury człowieka i powodów, dla którego tak właściwie ludzie od wieków są jacy są. Technicznie zwykłe danie składające się głownie z braku myślników. Stylistycznie jest lepiej, opisy kreują nawet ten klimat. Który jest umiarkowanie ciężki. Niestety, mocno spłycone podejście do kucy i ludzi mocno odbiera wszelkie znamiona klimatu fanfikowi. Historia nie jest skomplikowana. Jakiś człowiek ledwo przeżył rozbicie śmigłowca, którym leciał. To co widzi, jest doprawdy końcem – przynajmniej jego życia. Nie robi wiele, by temu zapobiec. Bo i nie może. Postacie są dość mało opisane. Co ciekawe więcej wiemy o drugiej postaci, niż o głównym bohaterze. Jest to zdecydowanie fik z innych czasów. Czyta się to nawet okej. Może kogoś bardziej urzeknie. Osobiście jednak nie polecam. Pozdrawiam!
  20. Witam! „Atut Spike’a” mógłbym określić jako komedie nieporozumienia. I witamy w standardowej zakładce komentarza Ziemniakforda, edycja 2137. Technicznie jest jak zwykle. Bram myślników, czasem dolnego cudzysłowy. Styl jest, jak zazwyczaj, lepszy. Opisy są przyjemne, jakkolwiek nie zabrzmi to odnośnie… humoru… tej komedii. Opowiastka jest o Twi, próbującej zrozumieć, jak nagle tak wiele klaczy chodzi do jej asystenta po… pewne usługi, które tylko on może zapewnić. I o tym jest oparty cały żart. Tak jakby… Nie, po prostu nie. Przejdźmy dalej. Klimat jest mocno solowy, ale jest. To jakiś plus. Same postacie… Cóż, Twi nadal jest nadpobudliwa, a Spike… nadal jest kolcem naczelnym i nie mówi o co chodzi. Reszta M6 daje radę. Fik nie rozbawił mnie. Nic dziwnego, zwyczajnie nie lubię takiego humoru. Innym bardziej się podobał jak widać. Pozdrawiam.
  21. Witam! Czystą przyjemnością był dla mnie ten fanfik! Technicznie jest dobrze. Zaledwie parę literówek i brak dolnych cudzysłowy. Stylistycznie jest jeszcze lepiej. Opisy są pięknie wpasowane, przemyślenia postaci odpowiednie i nienachalne. Bardzo podoba mi się mocno stonowane tempo akcji. A akcji dużo nie ma, bo dużo się nie dzieje. Co absolutnie nie jest minusem! Poznajemy losy studenta akademii marynarki Equestriańksiej Cold Breeze, a także to, jak doszło do tego, że główna baza marynarki jest na takim zadupiu galaktyki. I jedną, istotną rzecz. Co właściwie oznacza tytuł fanfika? Podoba mi się tempo kreacji świata i to, jak dawkowane są odpowiedzi i pytania. Wszystko ma dość zwykły, solowy klimat, co, znów, nie jest minusem. Sama postać głównego bohatera jest dobrze oddana, chociaż szkoda, że tak mało o niej wiemy. Mimo wszystko jest wiarygodna i idzie ją polubić. Druga, równie istotna postać, też jest wiarygodna, chociaż jeszcze mniej zarysowana i wiemy o niej jeszcze mnie. Fanfik polecam przeczytać, choć zaznaczam, że nie każdemu się spodoba to, jak mało w gruncie rzeczy się tu dzieje. To tekst mocno oparty o budowę świata i jego historii, niż akcji i wydarzeń obecnych, mogących lepiej napędzać postacie. Pozdrawiam.
  22. Witam! Kolejna, średnio śmieszna komedia! Jej! Zacznijmy od kwestii technicznej i stylistycznej. A tu jest grubo! Technicznie jest dobrze, a styl… przerasta wszelkie oczekiwania co do samego siebie. Gdy człowiek już myśli, że nie da się opisać jakieś prozaicznej czynności w bardziej niepotrzebnie skomplikowany sposób. To mi przypomina małą teorie, że słownictwo specjalistyczne można podzielić na dwa typy: te, które faktycznie pozwala skrócić wyrażaną przez nas myśl, oraz te, które powstało tylko dla tego, by specjaliści mogli się chwalić, że znają specjalistyczne słownictwo. W tym wypadku mamy do czynienia z tym drugim i jest to całkowicie celowe. Nawet daje to radę. Postacie są absolutnie zmasakrowane przez styl i chyba nie ma w tym nic złego. Pozwólcie, że będę się posługiwał serialowymi nazwami postaci, bo to co się tu odwala w nazewnictwie to jeszcze wyższy poziom. Fabuła jest niby zwykła i jest mocnym pretekstem. Ot, Twi dostaje książkę do przeanalizowania od księżniczek. Absolutny pretekst do ukazania absurdu świata. Klimat… cóż, kojarzy mi się to z takimi pseudodokumentalnymi filmami/serialami puszczanymi o dziwnych porach na losowych kanałach tv, coś jak „Starożytni kosmici” czy coś w tym stylu. Czy fanfik polecam? I tak, i nie. Śmiałem się może trzy razy, resztę czasu rozkminiałem co autor miał na myśli. Może spodoba się bardziej osobom, które pamiętają więcej z biologii, bo chociaż miałem rozszerzoną z nawet dobrymi ocenami, to prawdę mówiąc nie podchodziłem do tego z chęcią. Chociaż prawdę mówiąc większość słów, o dziwo, rozumiałem. Czasem z kontekstu, ale jednak. Czy jednak nazwał bym to randomem? W pewnych kwestiach, takich jak założenia świata czy parę zdarzeń. Poza tym w sumie, zdarzeniowo i pomijając styl… jest to w 70% SoL. Pozdrawiam.
  23. Witam! Dobry romans to rzadkość. Ten jest średni. Technicznie mocny standard. Brak cięć, brak myślników. Za to opisy mocno nadrabiają, są w miarę szczegółowo i ładnie napisane. Same postacie są bardzo dobrze oddane, mocno serialowo, co jest na plus przy M6. I Fluttershy i Rainbow dają z siebie wszystko to, co znamy z odcinków. Chociaż uczucia Shy są mocno naciągnięte, no ale to już chyba cecha charakterystyczna fanfików, gdzie shipuje się ze sobą M6. Fabuła krąży wokół prób wyznania miłości przez FS, co oczywiście, zważywszy na jej charakter, nie przychodzi łatwo. Ma to nawet swój urok, chociaż pod koniec człowiek już się dziwił, jak coś szło zgodnie z planem. Przeciwności losu jest aż śmiesznie dużo. Wszystko to ma nawet jakiś swój klimat. Nie jest on ani mocno zarysowany, ani w ogóle mocny, ale jest. Akcja, zważywszy na specyfikę tekstu, nie jest szybka i wielu zapewne to odtrąci, ale jak dla mnie jest w sam raz. Ogólnie, jest to ten typ średniego, z lekkim naciskiem na dobrego, romansu, gdzie relacje są trochę zbyt naciągnięte, a zdarzenia zbyt nieprawdopodobne, ale jednak czyta się to okej i daje to jakąś tam przyjemność. Jeśli ktoś szuka tego rodzaju tekstu, który idzie poczytać bez zgrzytania zębami… no cóż, nie mogę go bezwarunkowo polecić ze względu na stan techniczny, ale nawet daje radę. Pozdrawiam.
  24. Witam! Jest to bardzo nadprogamowy komentarz do programu o ambitnej nazwie „Car-bomba", więc daje go od razu. Technicznie jest dobrze. Chociaż na początku zawieruszyła się jedna kropka i przecinek, co jest o tyle dziwne, że bardziej bym się spodziewał tego w dalszych partiach tekstu, gdzie przedczytacz i korektor byliby już zmęczeni w jakiś sposób tekstem. Styl był spoko. Wszystko ma częściowo SoLowy klimat, natomiast bardziej opowiadanie kieruje się ku byciu komedią... Co mu częściowo wychodzi. Historyjka jest dość sympatyczna. Celestia organizuje sobie dzień wolny, tylko i wyłącznie dla siebie. Jednak coś jej w tym dniu postanawia przeszkodzić. A konkretnie podmieńców takich dwóch, co ukradli księżyc jej naleśniczki. No nic nie mogło jej bardziej posuć dnia! Zwłaszcza, że dranie się uwzięli. Same gagi są okej. Nie zabójczo śmieszne, a szkoda, bo pewien potencjał był (zabrakło mi zwłaszcza kwestii kucharza, bo w końcu chyba sam bym się wkurzył, jakby mi kazali 30krotnie w ciągu godziny robić to samo danie!). Ale i pułapki i nieudane próby złapania podmieńców mogły być no... no nie wiem... Ten humor jest po prostu dosłownie bajkowy (co zresztą nie jest akurat niczym złym, sam fik mocno tym epatuje). Trochę się czułem, jakbym czytał scenariusz do jakiegoś odcinka poniaczy. Co może nie jest złym doświadczeniem, ale jednak szukam trochę innego gatunku żartu. Sama Celestia jest trochę niedomyślna w tym fiku, ale chyba miało tak być. Zresztą, nie szukałem w nim na siłę logiki, to nie ten typ fanfika. Poza tym jest to typowa fandomowa Celestia, wiecznie głodna naleśników i wysyłająca co bardziej nieposłuszne byty na księżyc. Jest to, no właśnie... sympatyczny fanfik. Nie dzieło wybitne, w żadnym razie, ale czytałem z zaciekawieniem co znowu wymyśli Celcia, by przepłoszyć szkodniki. Myślę, że zabrakło tu czegoś bardziej wymyślnego, wiele z tych rzeczy po prostu już widziałem za dużo razy. Nie mam jednak pomysłu co to by mogło być, prawdopodobnie autor miał ten sam problem. Albo po prostu, jak niejednokrotnie stwierdziłem, nasze humory pokrywają się tak bardzo jak San Escobar z podbojem kosmosu. Czytaj: prawie wcale. Bo mimo wszystko, nie roześmiałem się jakoś szczególnie. Ot, taka lekka komedyjka na zabicie czasu. Umiarkowanie polecam, bo nie jest to fanfik zły. Po prostu może komuś bardziej ten humor przypadnie do gustu. Pozdrawiam!
  25. Witam. Mam do czytających trzy prośby: • Nie szukajcie sensu tego opowiadania. • Nie pytajcie się mnie czemu je napisałem. • Nie pytajcie się mnie co brałem. To są za trudne pytania jak dla mnie. Podziękowania należą się Sunowi i Obsédé (rabini nawet wypowiedzieli się o pewnym żarcie o forum) za przedczytankę. Opowiadanie zawiera treści losowe, nieśmieszne żarty, dziwne skojarzenia, śladowe ilości orzechów arachidowych, głupi humor, nieodpowiedni żart o forum i znaczną ilość niepotrzebnych scen (czyt. całe opowiadanie). Czujcie się ostrzeżeni. Opis: Akcja dzieje się przed zdobyciem znaczków przez Znaczkową Ligę. Owa organizacja postanawia spróbować znaczni w jeszcze inny sposób niż dotychczas. Bo co jeśli ich przeznaczeniem jest rządzenie Equestrią? Niestety, małe klaczki nie wiedzą w co się pakują. Stawią czoła płatnym mordercom, wszechmocnym korporacjom, ruchom rewolucyjnym i zwolennikom starego ustroju. Bo w końcu taka rzecz nie może pójść od tak. Jak im wyjdzie? Przekonajcie się sami. Jak podbić Equestrie Pozdrawiam, życzę miłego czytania. Mam nadzieje, że wszystko dobrze jest z tematem xd. Zawsze się o to boje.
×
×
  • Utwórz nowe...