Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Jone machnął na to wszystko ręką. Są na obcej planecie, na której utrzymuje się mgła. Czyli atmosfera istnieje.A skoro istnieje, to planeta na pewno należy do elitarnego klubu planet, na których mogło rozwinąć się życie. Razem z jego mniej przyjaznymi formami., A skoro tak, to wielka ilość rannych sprawi, że nikt się nie uratuje. A do tego gdyby ktoś był w miarę sprawny także przeszukiwałby statek. -Halo! Jest tu ktoś? - wykrzyczał z całych płuc Jone. Noctrunal, jakiej wielkości był statek? I jak wiele załogi na nim było? I jakiego typu pomieszczenia były na danych poziomach? Bo takie rzeczy na pewno zauważy się lecąc jakiś czas danym statkiem.
  2. Ohmowe Ciastko

    Fairy Tail Quiz

    Obecnie jest nim Sting po nagłym zniknięciu tego mięśniaka, którego imienia nigdy nie mogę zapamiętać.
  3. Przez kilka chwil wciąż leżałem. Wszystko potoczyło się gorzej, niż oczekiwałem, ale i tak w jeden z najlepszych sposobów. Otarłem dłonią policzek i powoli oraz ostrożnie zacząłem wstawać. Mózg podpowiadał mi, bym szybko wyszedł z baru. -Piwo - powiedziałem odliczając pięć kapsli.
  4. Joseph przez całą godzinę chodził poszukując jakiejś mrocz... Wendy. Niestety, nie znalazł czegokolwiek. Czym więcej miał sił tym w gorszym był humorze. Dobra, na początku było to nawet dobre, ALE GDZIE SĄ CI PRZEKLĘCI MROCZNI? Pomyślał w chwili, gdy już mógł w miarę normalnie się poruszać. Musiał jedynie nie przemęczać się pamiętając, że kilka metrów truchtu przed kilkoma minutami przypłacił potężnym zamroczeniem. Ale biorąc pod uwagę tempo regeneracji organizmu sądził, że teraz już nie będzie miał problemu z walką. Wiedział, że teraz to tylko będzie potężny ból głowy. Szlag, czasami miałem gorsze kace. Powtarzał sobie by nie wypaść z bojowego nastroju. Ale to nie było trudne - wiedza, że dookoła mroczne gildie, a on nie znalazł nikogo, doprowadzała go do wściekłości.
  5. Drzwi po przeciwnej stronie areny otworzyły się. Naprzeciw Piekielnego Ciastka stał mag z krótszymi i ciemniejszymi niż on, choć niewiele, włosami. To, że oponent nie ma powiek na swoich purpurowych oczach pamiętał z VHS’a, nagranego na jego poprzednim pojedynku przez IBM’a. Zdziwiło go, że adwersarz nadal stoi. Jedyne, co zauważył, to fakt, że Zmara bladł. Nie wiedział, co robi jego przeciwnik. Co to? Czy nowa strategia?, zastanawiał się. Powód okazał się... zaskakujący. A nawet bardzo zaskakujący – Zmara zapomniał oddychać, przez co pochylił się i próbował szybko wyrównać ilość tlenu w organizmie. Piekielne Ciasko, gdyby nie fakt, że był w centrum uwagi, rozcapierzyłby usta w zaskoczeniu. Ograniczył się do myśli mających go uspokoić. Ale i tak zastanawiał się, czy dziwne postępowanie nie miało jakiegoś głębszego sensu. Nie wiedział, czy Zmara tym czynem nie aktywuje jakiegoś potężnego czaru. Albo nie przynosi Zmarze jakiejś przyjemności. Co prawda uznawał wiadomości o podduszaniu się, które usłyszał na Ziemi, za miejską legendę, ale teraz nie wiedział, co powinien myśleć. Jak zauważył Zmara nie stracił rezonu i w końcu skierował się na spotkanie z nim. Aż znikł. Ciastko poczuł, że stała za tym jakaś dziwna magia. Nie umiał określić jaka – wszelkie odczucia na jej temat to był chaos. Ale czar był podobny do teleportacji. Nie zdążył się nawet odwrócić, a przeciwnik ponownie był przed nim, jakieś szesnaście kroków przed nim. A raczej po kolei zaczęły pojawiać się w częściach. Po kilku sekundach stali już twarzą w twarz. Aż Zmara znikł po chwili. Ciastko na chwilę przed tym zdążył zauważyć, jak na twarz bez-powiekowego maga wypływa rumieniec pokrewny wstydowi . Dziesięć, dwadzieścia, trzydzieści sekund i nic. Nadal nigdzie nie było Zmary. Ugryzł batona. Zaklął szpetnie w myślach zauważając, że już kończy. A on tak bardzo mu smakował! W końcu ponownie pojawił się cień, a potem sam Zmara. Już z dłuższymi włosami, czego nie omieszkał zauważyć Ciastko, i poważniejszy. I w dziwnym ubraniu z dziwnym płaszczem, który kojarzył z jakiejś gry z Ziemi, ale za całą czekoladę Piekła nie mógł sobie przypomnieć jakiej. I widocznie wcześniej z kimś rozmawiał, bo przerwał zdanie w połowie. Adwersarz mówił, a Ciastko słuchał. Zmara przynajmniej przeprosił go za swoje wcześniejsze zachowanie. Chciał mu powiedzieć, by się nie martwił, ale nie było miejsca by wepchnąć się w wypowiedź przeciwnika. Aż ponownie nie wiedział co myśleć, widząc swojego oponenta wcinającego masło jak słodycz. I później je wychwalając jak jakąś delicję. Po kilku słowach przestał, pytając się, czego oczekuje. Nie odpowiedział. Patrzył, jak z płaszcza wypadają drewniane kołki tworząc przed Zmarą półkole i jak sam Zmara kładzie sobie na butach sześciokątne lusterko z czymś po środku. -Tak więc? – Zmara w końcu zadał to pytanie. -Ja także powinienem się przywitać – powiedział głośno i wyraźnie. – Widownio, dziękuję za przybycie – Ukłonił się zamaszyście, starając się zrobić dłonią jak największy łuk. – I witam ciebie, Zmaro – Skinął głową w stronę oponenta. - Oraz dziękuję i mam nadzieję, że masełko było dobre. Sam preferuję rzeczy słodsze, ale tłuszcz jest tak samo energetyczny jak cukier, więc nie mi oceniać, który z nas zachowuje się normalniej. Ale lekko zbaczam z tematu, za co przepraszam – zauważył. –Sądzę, że widownia jest ciekawa sposobów, jakie wymyślimy przeciwko sobie. Uważam, że najlogiczniej zacząć walczyć – powiedział swoje zdanie. Dzięki intuicji fascynata technologii, i nachalnych głosów IBM’a w słuchawce, wiedział, że strój Zmary jest związany z elektroniką. Ale nie miał pojęcia jak – mógł być pancerzem wspomagającym ruchy, mógł dawać jakieś nowe możliwości ruchu, sam w sobie mógł być bronią. Możliwości było multum, a Ciastko nie wiedział jak jest naprawdę. I cieszył się z tego – to oznaczało, że zdolności poznawcze IBM’a ustawił na odpowiednim, no może ciut za wysokim poziomie. Teraz był ograniczony magią, ograniczył swojego demonka Laplace’a. Mógł się wykazać w użyciu Magii Bogów na tyle uczciwie, na ile pozwolił mu IBM, który pewnie nawet nie pozwoliłby mu wybrać się tutaj nie wiedząc nic. Co prawda mógłby zabrać mu całą moc, ale nie uśmiechało mu się tracić tego wszystkiego, co stworzyli razem, by teraz albo upraszać SI o wybaczenie albo robić kolejną. Nie, tak wiele nie mógł zapłacić. I lusterko. Ono także było zagadką. Może kradło moc osobie, którą odbijało? Nie, tą możliwość szybko przekreślił. Nie czuł żadnego spadku magii. A może kopiowało czar, a te kołki je tworzyły i wysyłały naprzeciw maga? Tutaj nie był pewien. A może miało tylko pokazać jak głupio wygląda czarując? Nie wiedział, która możliwość jest prawdą. Nie wiedział nawet, czy któraś z ich jest prawdą. Dlatego musiał zrobić coś, co sprawdzi ich moc. Złapał dłonią za rękojeść swojego miecza. Rzemienie, na których wisiał, wniknęły w ubranie, tak jak je zaklął. I dobrze, bo przy długości broni na pewno nie wyciągnąłby jej przed siebie nie tworząc jakiejś prawie niemożliwej figury własnym ciałem. Ale choć długi, miecz był nad wyraz lekki. O wiele lżejszy niż wyglądał. -No to chyba ja zacznę – powiedział do Zmary. – Cięcie światłości. Miecz zaczął świecić białym światłem, sam zmieniając się w biel. Ciastko ustawił odpowiednio ciało i wykonał szerokie poziome cięcie. W stronę Zmary, rozszerzając się, skierowało się zaokrąglone ostrze z czystej bieli.
  6. Zacząłem na własne kopyto szukać jakiejś szczotki.
  7. Zastanawiałem się nad sposobem, by nikt mnie nie zauważył. A może... -Kate, gdzie masz szczotkę do włosów?
  8. Takie pytanko: czy architekt może stworzyć nie od razu pomieszczenie, a schowek w ścianie? Np. widzi grubą ścianę, a właśnie potrzebuje czegoś, np. cyny, to czy może zrobić niewielki schowek z cyną? I czy może zmienić coś w pomieszczeniu, np. sprawić, by ściana była dźwiękoszczelna?
  9. Ciastko stanął przed skrzydłami drzwi. Była to ostatnia przeszkoda przed wejściem na arenę. Poczuł zwątpienie. Poprzedni przeciwnik nie był łatwy.... a będzie jeszcze gorzej. Teraz będzie walczył z kimś o klasę lepszym od tego jednorożca. Czuł, że gdyby chciał, to mógłby bez większych problemów wygrać cały turniej. Ale obiecał sobie, że pokaże, iż magia Eamona jest potężna. Że można nią coś osiągnąć nawet z jej ograniczeniami. Pchnął skrzydła z lekkimi trudnościami. Nie chodziło tu nawet o ciężar - ich twórca był takim geniuszem, że użył tyle siły, co dla normalnych drzwi. Problematyczne okazało się wyciągnięcie dłoni, gdy rzemień z rękawa jakimś nieznanym mu sposobem splątał się z sprzączką, spinającą płaszcz. Musiał szybko coś z tym zrobić. Rozwiązanie wykoncypował momentalnie. Krótka chwila i z długiego prochowca z pełnymi rękawami stworzył krótki płaszcz z rękawem ledwo dosięgającym do łokcia. Co prawda teraz jego "tarcze" pod postacią bransolet na obu przedramionach były widoczne, lecz i tak kiedyś ich użyje, a teraz przynajmniej jego przeciwnik będzie miał nielichą zagwozdkę, by rozgryźć ich funkcję. Jeszcze przez chwilę stał. Starał sobie przypomnieć, czy jest przygotowany. Po chwili zdecydował, że miecz lepiej mieć pod ręką, co też od razu uczynił. Nadal miał go przewieszonego przez plecy, lecz teraz mógł go szybciej dobyć. Pchnął skrzydła. Odruchowo zasłonił oczy. Niepotrzebnie. Magiczne lampiony nie świeciły zbyt mocno. Tak naprawdę było to światło dość nikłe. To ściany zrobione z kryształu odbijały światło tak, że nawet najdrobniejszy foton się nie marnował. Stanął po środku areny. Był pierwszy, toteż mu przypadło rzucenie jakiegoś czaru wspomagającego. I nawet wiedział jakiego. Jego dłonie zaczęły delikatnie świecić. -Przyrost - powiedział dość cicho robiąc rękoma szerokie łuki. Gdy skończył na ścianach pojawił się ornament utworzony jakby z światła w krysztale. Ciastko poczuł, że może wiele więcej, nawet pomimo tego, że czar kosztował bardzo wiele. Dla regeneracji sił wyjął z torby batona, po czym sama torba... zmieniła się w płachtę jakby materiału, która przyczepiła się do tyłu płaszcza. Otworzył batona i zaczął go jeść w oczekiwaniu na przeciwnika lekko się uśmiechając. Każde dziecko wie, że magia najlepsza jest podana w płynie, ale on nie mógł sobie odpuścić odpowiedniego doprawienia batonów.
  10. Joseph rozejrzał się dookoła. Złość w nim zawrzała. To on, trzeci z najbardziej rannych, miał więcej zapału do działania niż reszta. -Ethan, Rinzler poradził, byś został z Tytanią - zwrócił się do maga wody. Skierował się do największego skupiska magów. - I moją skromną opinią sądzę, że kilka osób powinno zostać tutaj - Przecząco pomachał rękoma. Wiele go to kosztowało. - Ja od razu mówię, że nie zostaję. No ruszmy tą akcję.
  11. Szybko musiałem wymyśleć coś dobrego. Tylko nie wiedziałem co. Pomyślałem, że lepiej będzie ruszyć czułą strunę. Ale jaką? Dzięki adrenalinie mój mózg działał z wielką prędkością. W końcu pomyślałem, że odnalazłem miejsce, w które uderzenie bolało większość najbardziej doświadczonych mężczyzn w Bractwie. -Spokojnie - powiedziałem wyraźnie. - Bo jeszcze będę skłonny uwierzyć, - mówiłem ciszej. - że twój dźwig czasami nie działa - Nie wiedziałem, czy zrozumie aluzję, ale miałem zamiar to popychać aż zrozumie. Jeszcze mówiąc wstałem i zacząłem podnosić Rodrigueza. A w głowie modliłem się bezgłośnie, aby nie wywiązała się walka.
  12. Ludzie! Rozumiem, jeśli taki temat powstałby na forum o anime. ALE NA FORUM O KOLOROWYCH KUCYKACH? Przepraszam, ale jak dla mnie takie rozmyślania zahaczają o foalcon ( choć jeśli chodzi o mnie to jestem bardzo wyczulony na takie rzeczy ).
  13. O nie!, pomyślał. Nie chciał pozwolić, by okazja walki z mroczną gildią uciekła mu przed nosem. Nie mógł na to pozwolić. -Poradzę sobie - odpowiedział. - Przekażę Ethanowi. Powoli czuł się coraz lepiej. Ale i tak czuł się tak słabo, że wiedział, że szybko nie odzyska pełni sił. Był pewien, że do tego potrzebuje łóżka, dużego posiłku i kilku godzin odpoczynku. A on ich nie miał. Ale nie miał zamiaru pozwolić by jakaś głupia trucizna przeszkodziła mu walczyć z złymi magami. Nigdy nie był w aż tak złej sytuacji. Zawsze był w trochę lepszym stanie. Ale to było dawno temu i powtarzał sobie, że teraz jest silniejszy; że teraz sobie poradzi.
  14. -Ja, Ethan i Tytania jesteśmy zatruci. Tytania już tylko leży, ja powoli zwalczam truciznę, ale Ethan chyba czuje się coraz gorzej. Reszta ma siniaki - zrelacjonował tym razem nie czując żołądka pod gardłem. Nie wiedział, co to oznacza. Bo mogło i to, że jest z nim coraz lepiej, dzięki czemu niedługo będzie z nim wszystko dobrze, ale i to, że ten objaw już zniknął. - A ty gdzieś się podział? - zapytał się z wymuszoną pogodą.
  15. Jone nadal poszukiwał rannych, lecz teraz był wiele ostrożniejszy. Napisz, czy w przeciągu jednej bądź dwóch minut znalazł kogoś. On raczej przeszukuje jak najdokładniej mały teren jakby co.
  16. Podczas mowy Rodrigueza wyliczyłem odpowiednią sumę i podałem barmanowi. Gdy głowa najemnika dotknęła blatu zamyśliłem się. Nie powinienem spoufalać się z nieznajomymi. Powinienem wykonać misję. Ale czułem, że powinienem jakoś go pocieszyć. Złapałem najemnika za ramiona i podniosłem na wysokość swojej twarzy. -Nie martw się. Wierzę, że nie zginiesz - spróbowałem go pocieszyć. - A poza tym nawet w wioskach giną. Nigdzie nie jesteś w pełni bezpieczny. I tak kiedyś każdy z nas umrze - Oj, chyba robiłem to źle. - Ale skoro nie chcesz eskortować karawan to spróbuj znaleźć jakąś inną pracę.
  17. Joseph odwrócił się w stronę Kai'a. -O mnie się nie martw - powiedział przez zaciśnięte z powodu stanu zęby. - Jeśli chodzi o walkę, to sobie poradzę. Dajcie mi tylko - nagle poczuł, że traci siłę w nogach. Zebrał się w sobie, by nie stracić pozycji stojącej. Niestety, niebezpiecznie się zachwiał. - Coś do picia i jedzenia. - Przez chwilę stał bez słowa. - No tak. - Zaczął grzebać po kieszeniach. - A gdzie wywiało Rinzlera? - Wyciągnął jabłko, które dostał od rzeczonego maga. Wgryzł się w nie. Poczuł, że żołądek się cieszy z pokarmu. Poczuł także przyrost mocy, ale skupił się na cieszeniu się, że żołądek przyjął jabłko. 175/300 i 275/0
  18. Joseph wolał być wśród jak największej ilości magów. Wiązało się to z tym, że oglądał starcie magów. Miał zamiar się wtrącić, ale uprzedziła go kotka. Nie słuchał jej pierwszych słów. Zbyt bolała go głowa, by mógł się skupić. Złapał się za głowę. Nie wiedział, czy to ręka jest tak zimna, czy głowa tak gorąca. Czuł, że i tak nie jest z nim za dobrze. Spróbował się skupić. Jedyne, co osiągnął, to żołądek, który podszedł do gardła. Olał skupienie się i powłócząc nogami wyszedł przed wszystkich. Uśmiechnął się na myśl, że przynajmniej normalne powlókł się, a nie ledwo. Zwrócił uwagę, że może normalnie myśleć. Uznał, że to dobrze notuje na przyszłość. Z trudem się wyprostował. -Zamiast się kłócić powinniśmy odbić tą Wendy - powiedział z trudem. Niespodziewanie żołądek jeszcze bardziej spróbował wcisnąć się w gardło. - Nawet jeśli nie dla niej, - Wskazał na leżącą Tytanię. - to dla mnie.
  19. http://nyanyan.it//obrazek.php?163880 Czy tylko ja pomyślałem o "Cupcakes"?
    1. Piter009

      Piter009

      Mi bardziej przychodzi na myśl "Rainbow Factory"

    2. Arceus

      Arceus

      Moje pierwsze skojarzenie: "PFUDOR"

  20. Powoli odzyskiwał świadomość. Pierwsze oznaki były delikatne - zamiast ciemności była szarość. Później dołączyły głosy. Ktoś coś mówił, -...leżakowanie - Zdołał zrozumieć. Nie wiedział, o co chodzi. Spać czy nie spać? I co się do diabła działo? Te dwa pytania kłębiły się w jego głowie. Wytężając umysł znalazł odpowiedź na pierwsze pytanie. Powoli otworzył oczy. Przez kilka chwil niczego nie widział, lecz i tak po malejącej od środka przejrzystości wzroku wiedział, że nieświadome przybrał formę błotka. Położył rękę na czole. Próbował włączyć trochę więcej mocy obliczeniowej głowy. Umyśle, rusz się, powtarzał. Wiedza i rzeczywistość uderzyły z siłą młota. Bitwa. Oracion Seis. Trucizna. Ubłocony Mistrz. Ból głowy wielokrotnie silniejszy od wszystkiego, co przeżył. I żołądek domagający się opróżnienia w trybie ekspresowym. Niewiele myśląc odepchnął mistrza od siebie i w podstawowej formie pobiegł w stronę krzaczka, który wypatrzył niedaleko. Oczywiście mógłby zwymiotować tam.... ale to byłoby nie kulturalne. Spojrzał się na niedawną zawartość swojego żołądka. Krwiście czerwona ciecz dominowała. Przypomniał sobie dokładnie moment ugryzienia. A więc tak wyglądała trucizna. Wyszedł przypominając sobie najnowsze wydarzenia. Choć świadomość ich nie zarejestrowała to zapisały się w pamięci. Zasapał ciężko wracając. Ciało powiedziało mu, że i tak jest osłabione. Ból głowy, choć także zelżał, nie należał do tych najmniejszych. -Chyba pożyję - powiedział do Ethana z bólem. Każde wypowiedziane słowo uderzało w świadomość niczym rozpędzony mobil. Ale i tak znalazł powód, by się uśmiechnąć - skoro odzyskał świadomość, to i zapewne odzyska pełną sprawność. Ale kiedy? To pytanie nie dawało mu spokoju. Przecież niedługo musi być gotów na kolejną walkę. No cóż, przynajmniej się uodpornię, pocieszał się uśmiechając delikatnie mimo bólu.
  21. Błękitny ogier zamyślił się. Nerwy w najmniejszym stopniu nie służyły mu pomocą podczas tych rozmyślań. Dolina przed Canterlotem, MT, możesz ją opisać? Ty widziałeś ją z góry.
  22. Jeden łyk. Tatusiu, dlaczego takie robaki cię zabiły? Drugi łyk. Nie, ja im coś zrobię! Zabiję ich wszystkich! Wyrżnę jak świnie! Trzeci raz przechyliłem kufel, lecz tym razem tylko moczyłem wargi. O nie, po pijaku w nich nie trafię. Odstawiłem częściowo opróżniony kufel. -Barman, ile płacę? - powiedziałem do barmana. Odwróciłem się do Rodrigueza. - Nie martw się, pokonałem już te demony przeszłości - Potarłem knykciami podbródek. - A może powiesz o czymś dziwnym, co transportowałeś? - zamyśliłem się. Z jakiegoś powodu instynkt kazał mi to zrobić. - Bo ja na przykład kiedyś zasuwałem pomiędzy dwoma obozami niosąc w worku pannę młodą. Mówię ci, tak niechętna była do małżeństwa, które dla niej ustawili, że prawie mnie pogryzł - Zaśmiałem się na te wspomnienia i spojrzałem na najemnika, czekając na jego opowieść.
  23. Nie, muszę się wziąć w garść, powtarzałem. Jeśli chcę, by Bractwo działało lepiej muszę się wziąć w garść. Nie mogę się poddać. -Piwa - powiedziałem całkowicie nieświadomy, co czynię. Wytarłem nos o opancerzone przedramię. Żeby tylko nie zardzewiało ani nie zaczęło skrzypieć, pomyślałem. Część mnie chciała jak najszybciej dowiedzieć się co oni takiego wieźli. Ale reszta chciała skulić się w kącie i pochlipywać, mając piwo obok.
  24. -Dokładnie - także walnąłem w stół, choć ja starałem się być delikatny - pancerz wspomagany nie był najlepszy do żywej gestykulacji i to właśnie o tym najdłużej mówił paladyn uczący mnie jego obsługi. - Zabrali mi mamusię i tatusia, rozumiesz? Gdy inne dzieciaki dopiero wyściubiały na noc nos z siedziby, to ja musiałem zabijać te wszy przez to, że zabili mi mamę i tatę, a sam nie mogłem znaleźć drogi powrotnej - te słowa niosły ogromny ładunek emocjonalny. I, miałem nadzieję, że dzięki nim plusuję w jego oczach.
  25. Tural uśmiechnął się niewinnie widząc strach wśród żołnierzy. Nie chciał aż tak ich przerażać, ale skoro nie traktowali go poważnie... . -Jakiś dowód na to wszystko? - zapytał się drżącym głosem "rycerz" . Tural sięgnął do kieszeni i wyjął kryształowy obraz. Był to niewielki kryształ, który dzięki magii w nim zawartej zapamiętywał od jednego do bardzo wielu obrazów takich, jak widział je jego właściciel, a później odtwarzał je na każdej powierzchni. Ten, który miał przy sobie był najprostszym, robiącym tylko jedno ujęcie. I tak dobrze, że go dostał. Sam nigdy nie kupił tego wynalazku, ale akurat wójt wsi nawiedzanej przez potwora miał ich kilka i sam wyskoczył z propozycją, że zrobi mu obraz jak trzyma odrąbaną głowę stworzenia w otoczeniu innych wieśniaków. Choć prawda była taka, że walczył sam, a nie z wieśniakami,a mordercze były przecięte tętnice udowe i łokciowa, a nie pośmiertnie odrąbana głowa. Wystawił rękę z kryształkiem przed siebie, a dzięki magii na najbliższej ścianie pojawił się obraz przedstawiający go, trzymającego kudłatą ludzko-wilczą głowę przed sobą, a z nogą postawioną na truchle. To był pierwszy raz, jak widział ten obraz i wcześniej nie dowiedział się, że zrobili go w najgłupszym momencie, przedstawiającym chwilę melancholii po zabiciu stworzenia, które przecież niedawno było człowiekiem. A chłopi w najlepsze stali sobie obok niego, w dłoniach trzymając rozmaite siekiery albo łuki. -Nadal mi nie wierzycie? - dla takich niewtajemniczonych powinna być to odpowiednie wytłumaczenie. Rada i tak już wie wszystko dzięki astralnej obserwacji walki przez jednego z arbitrów. Może i była to sztuka rzadka, ale każdy mogący choć na chwilę opuścić swoje ciało od razu był zabierany na szkolenie przez Radę.
×
×
  • Utwórz nowe...