Skocz do zawartości

Ohmowe Ciastko

Brony
  • Zawartość

    1079
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Ohmowe Ciastko

  1. Poczuł niewiarygodny ból, gdy połączenie między jego umysłem a komputerem było zrywane. I choć z pewnością przeciwnik chciał, by to było jak szybkie cięcie, to dla niego było to niczym powolne rozszarpywanie. Krzyknął boleśnie, nieświadom, że ostatkiem łącza IBM chowa wymiar broni, naprędce wzmocniony i część komputera w przedmiocie wielkości pierścienia, który zmaterializował się na jego palcu. Ciastko w końcu przestał krzyczeć, jednocześnie czując wilgoć w dłoniach. Z bólu zacisnął pięści tak, że poszła krew. Nadal oddychał ciężko. Cholera, mam przerąbane. A co to? Pierścień z wiadomością? ”Pokaż mu swoją potęgę -STOP- Szukam drogi -STOP-IBM" IBM, ty cholerny, uparty blaszaku. Gdybym mógł, to bym cię zamordował. Ale później cię uratuję. Dzięki tobie mam tą moc. I dobrze, że tego nie słyszysz. Popadłbyś w samozachwyt. -Tylko we dwoje, ty i ja - odezwał się Sakitta. Ciastko podnosząc swój miecz przyglądał się, jak jego przeciwnik tworzy tarczę i lancę, obie z cienia. -Pojedynek na czary zbyt długo się przeciąga - jego adwersarz mówił spokojnie, lecz nie dało się nie czuć braku możliwości odmowy. -Jako mag musisz umieć walczyć w zwarciu. Może przyjmiesz nowe reguły? Zawsze możemy rzucać w siebie świecidełkami, ale sam wiesz jak to się skończy. -Świecidełkami? - zapytał się, gdy jego miecz wnikał w pierścień. - Dla mnie jak na razie to było rzucanie w siebie ziarnkami piasku. I nie, nikt mnie nie uczył walczyć - Uderzył pięścią w pięść. Od dłoni do łokcia narosły na przedramionach pawęże z światła. Odsunął od siebie dłoni. Na obu miał rękawice wyposażone w dwa ostrza, również białe niczym najbielszy śnieg i prawie oślepiająco jasne, choć niczego w nawet najsłabszy sposób nie oświetlały niczego. Cholera, do zdam coś jeszcze. Do splotu zaklęcia dodał czar z innej dziedziny magii, który i tak powinien dodać od razu w przypadku zaczęcia walki w zwarciu. To był limit wolnych zasobów komputera, który IBM zdążył mu przesłać. Gdyby potrzebował czegoś więcej, to musiałby sam to utrzymać albo rzucić czar z innej szkoły niż telekineza, ale tego sobie obiecał nie robić. Wystarczy już łamania tych przyrzeczeń. Uśmiechnął się. - Heh, widzisz tą drobną zależność, że dobro reprezentowane przez światłość zazwyczaj wygrywa? Ciekawe, czy tutaj też tak będzie? Wyskoczył do przodu by zacząć bieg od razu z jakąś prędkością. Na krok przed wejściem w zasięg lancy wyskoczył w górę i od razu użył magii na sobie, by ustawić siebie od razu za Sakittą. Od momentu dotknięcia ziemi wszystko co zrobił miało na celu jak najszybsze trafienie go od tyłu w serce. Nie bał się, że coś mu zrobi. Dodatkowym czarem było ograniczenie do niszczenia energii i magii. Przeciwnik nie mógłby się poruszyć i najpewniej przy idealnym trafieniu spowodowałby jakąś anomalię w działaniu tego organu, lecz nie stałoby się nic śmiertelnego. A do tego dochodziło zniszczenie jakiejś części magii przeciwnika. Idealny czar dla wojowników walczących z magami.
  2. Nie spodziewał się, że Sakitta przeniesie CAŁĄ energię ataku oraz swoją. I nie spodziewał się, że natura obdarzyła go aż tak hojnie. Ale on też nie miał się czego wstydzić - reszta jego ciała wyglądała bardziej męsko od Sakitty. Ciekawe co zrobi teraz. Bez moc.... Ponownie poczuł otwierany portal między punktami w przestrzeni. Istniał on tylko ułamek sekundy, ale miał tak gigantyczną przepustowość, że w ciągu tego czasu zdążył oddać Sakitt'cie moc jego i ataku. W postaci czystej magii. Nie umie zmieniać energii w magię. I ktoś mu pomaga. Szlag, mogłem pozwolić IBM'owi podsłuchiwać mnie. A czort z tym. I tak pewnie natychmiastowo odpowie na każdą próbę kontaktu... Cholera! Jak poparzony odskoczył od fioletowej linii, która właśnie pojawiła się pomiędzy jego nogami. Lekko drżąc spojrzał na kawałek powierzchni areny przed sobą. Na ziemi tworzyła się pajęczyna z czerwonych, zielonych i żółtych linii oraz fioletowych stalagmitków. Ciekawe co takiego wziął on wymyślił? Te runy nie wyglądają najmilej. Ale jak na razie nic nie robią. Dobre i tyle. Ale ja nie zamierzam oddawać mu pola. Zaczął się skupiać na arenie. Za pomocą powiększonych niedawno utworzonych żył magii zabrał spod powierzchni wielką ilość materii, zostawiając tam twór architektoniczny z ultra wytrzymałego materiału, który powinien utrzymać całą arenę. Teoretycznie. Bo praktycznie... nie był pewien, czy materiał, z których zrobił filary i strop zaraz się nie rozpłynie. Za pomocą magii skupił tą materię w wielu kulkach o niewiarygodnej gęstości. Tylko dzięki skupieniu nie zmieniały się one w czarne dziury. Wiedział, że musi się pośpieszyć, zanim przeciwnik coś zrobi. Rada mnie ukatrupi, ożywi i ponownie zabije, jeśli ktoś ucierpi. Ale choć myślał jedno, podświadomie wiedział, że nie wybaczyłby sobie, gdyby ktoś normalny przez niego zginął. Kwestia wychowania. Na szczęście przeciwnik w ciągu tych chwil niczego nie zrobił. Ciastko zdecydował spróbować popsuć mu trochę krwi. Nie wiedział, jaki efekt mają te runy. Ale to go zbytnio nie interesowało. Nic nie chroniło ich przed reakcją na prawa fizyki, z czego skorzystał. Na kilka ułamków sekund uwolnił kulki w miejscach, gdzie czerwone linie łączyły się z fioletowymi. Efekt był natychmiastowy - na przecięciu linii powstały drobne wgłębienia, a kulki materii stały się jeszcze masywniejsze. Ale już teraz poczuł, że nagina możliwości swojego umysłu. Wiedział, że długo tak nie pociągnie. A to, co chciał zrobić wymagało jeszcze więcej myślenia. Musiał oszukać siebie. IBM, podłączaj mnie do interfejsu obliczeniowo-myślowego. I won z niego! Choć bez komunikatu zwrotnego, po chwili pamiętał już dokładnie całe swoje życie, a z swoją mocą obliczeniową i możliwościami był niczym demon Laplace'a. Kontrola nad całą magią stała się dziecinnie prosta. Podniósł głowę, którą nieświadomie skierował w stronę ziemi podczas kontroli magii i uśmiechnął się. Przemiana mocy magicznej na fale elektromagnetyczne o wielkiej mocy była dziecinnie łatwa. -W pewnym świecie władca siedzi na tronie z ostrzy. Lecz ja nie lubię takiego marnotrawienia zacnych broni - Zaczął powoli podnosić rękę do góry. Za nim zaczęła powstawać czerwona bariera o powierzchni podobnej do wody. Gdy uniósł rękę z jej powierzchni wyjrzały rozmaite bronie. Było ich bardzo wiele, ale on nie użył nawet dziesiątej części materii, jaką zdobył. A miał jeszcze wielokrotnie ją przekraczającą ilość magii. A teraz trochę bujdy. - Pokonałem go w uczciwym pojedynku i zagarnąłem ten symbol władzy dla siebie. Ten człek nawet nie wiedział na jakiej potędze sadzał swój tłusty zad. TEN THOUSAND ANCIENT SWORDS! - Miecze zaczęły świecić w wielu kolorach. Najczęściej powtarzały się czerwony, biały, żółty oraz niebieski, ale gdyby się przyjrzeć można było ujrzeć większą część spektrum barwnego. Zmiana tak wielkich ilości materii w jakiś rodzaj energii lub anty-energii mogłoby był bardzo trudne już przy dziesięciu mieczach, ale teraz, dzięki mocy myślowej komputera przewyższającego rozmiarami całą planetę, na której obecnie przebywał, było to zajęcie tak łatwe jak dodawanie jednocyfrowych liczb. Złapał najbliższą rękojeść i pociągnął, po czym schował ścianę broni w innym wymiarze. Od miecza biło ciepło. Spojrzał się na niego. Był to ząbkowany bastard. Jednak zmienił zdanie. Ciekawe, co teraz myślisz, Sakitta? Jaką magię on ma? Jak go zaatakować? Co zrobi z tym mieczem? Szlag, mogłem wyjąć dwa. Ech, teraz muszę cierpieć za swoją głupotę. -Mam walczyć pełnią umiejętności, czy dać ci fory? - Chciał pokazać, że umie walczyć. Cholera, mówię prawie jak on. Zrobił mieczem młynek. - Nie bierz tego do siebie. Po prostu miałem wielką liczbę nauczycieli i przeciwników. Przegrywałem tylko z podobnymi sobie, a nie wiem, czy jesteś równie silni co oni. Tego też nie bierz do siebie - Wystawił grot w stronę Sakitty. - Więc jak?
  3. Błysk światła wyleciał z jego dłoni. Nie spodziewał się, że przeciwnik w ciągu chwili zareaguje na atak tarczą. Tym większe było zdziwienie Ciastka gdy światło tylko spowolniło się na czas przekraczania bariery. Kurde, dobry jest. Daje sobie czas, ale nie marnuje mocy na niwelowanie błysku. A ten jego cień nie lubi światła o takiej sile. Tuż przed przebiciem przez światło cień błysnął. Fotony przebiły go na wylot, ale on nawet nie drgnął. To dla Ciastka oznaczało jedno - przez tą krótką chwilę jego przeciwnik odwiedzał jakieś inne miejsce. Może krzyknąć i zażądać sprawdzania monitoringu? Nieeeeee, później też tak zrobię. Cień Sakitty znowu zaczął się poruszać, ale nawet nie spojrzał na ścianę za sobą, która właśnie wyparowywała te ułamki wilgotności, które w sobie miała. A może to parowało jak oddech w zimny dzień? Ciastko nie umiał się zdecydować. Może nie było mu zimno, ale zwracał uwagę na coś takiego jak zimno tylko przez kilkanaście pierwszych lat swojego życia. Od kiedy zaczął się uczyć magii to ona go ocieplała w mroźne dni, chłodziła w spiekocie i tak dalej, i tak dalej. I co najważniejsze, a co zauważył dopiero po krótkiej chwili, jego przeciwnik odzyskał cielesną formę. To już było znaczne ułatwienie. Jako cień mógł być odporny na zmiażdżenie, pocięcie, połamania, zgniecenie, przebicie... cholera, jestem zdrowo porąbany. A teraz jako ciało był na to wszystko podatny. Na szczęście chyba zostało mu już tylko ubranko z mgły. A może.... Już wiedział, co zrobi. Niech się gawiedź cieszy. Wszak my, magowie, powinniśmy im pomagać. A człowiek potrzebuje także radości. Jego plan jednak mógł popsuć oszczep z ciemności, który pojawił się w dłoni jego adwersarza i bariera, która mogła przeszkodzić jego czarom, czyli temu, na czym opierał swój iście szatański plan. Ale był zdecydowały nie poddawać się tak łatwo. Może jakiś miecz z światła? Nie, bez magii światła.... Przeciwnik jak głupi zaczął przemieszczać się po całej arenie, teleportując się z kąta w kąt. Ciastko po jednej z początkowych teleportacji zauważył, że wraz z czasem przeciwnik jest coraz bliżej niego. Jego intencje były aż nazbyt oczywiste - miał oszczep z cienia, dla którego był docelowym miejscem. Ale przeciwnik popełnił jeden znaczny błąd - albo stał w miejscu, albo zmniejszał dystans. Ciastko wiedział, co będzie chciał zrobić, a jednocześnie spełni jego plan. Skupił się na części powierzchni areny od Sakitty, który od jakiegoś czasu teleportował się, do prawie co siebie. Objęcie rozumem takiej ilości neutralnej materii było niewiarygodnym wysiłkiem dla jego umysłu, czego oznakami były krople potu perlące się na jego czole. Utworzenie połączeń magicznych z tą powierzchnią nie było już trudne, ale uczynienie ich CAŁKOWICIE niewidocznymi sprawiło, że krople potu zaczęły spływać w dół, swoją masą ciągnięte przez grawitację. Ale nawet pomimo tego bólu uśmiechał się kącikami ust. Jeszcze chwila... W górę wyleciały wielkie ilości piasku i żwiru. Nie dał Sakicie możliwości natychmiastowej ucieczki - rozpoczął czar idealnie w momencie jego teleportacji, gdy ten musiał już zdecydować o swoim punkcie teleportacji. A, że ciągle się przybliżał do niego.... nie wiedział tylko gdzie DOKŁADNIE pojawi się Sakitta. Ogólną odległość znał, więc czar objął całkiem ładne kółeczko dookoła Ciastka. Jego barierą także się nie przejmował. Obejmowała ona tylko magię i rzeczy zawierające ją. A mag nie zostawił jej w piasku i energii kinetycznej. Nawet ociupińki. -Sand Rebelion! - Przypomniał sobie po chwili i krzyknął. Może go wywalą za gorszenie ludności? Jeśli to jest mgła to powinna gdzieś polecieć. Wiem, że to jest zboczone. Ale na swój śmieszny sposób.
  4. Stożki energii cały czas zatrzymywały się przed Ciastkiem, który co jakiś czas bez zbytniego skupiania się nad tym przemieniał je na czystą magię i wzmacniał ją kulkę wiszącą pod sufitem. Dość szybko zauważył, że z czasem częstotliwość wystrzałów maleje. Jeszcze pięć, do ośmiu minut. Ciekawe, czy wie, że ja tak mogę do znudzenia? W końcu statuy momentalnie rozsypały się na pył. Wraz z nimi pękła bariera, a jej magia została zassana przez ostatniego przeciwnika na polu bitwy - Sakittę. -Wracaj, moja mano! - Sakitta ryknął tak głośno, że Ciastko, dla którego stanie obok głośników podczas koncertów metalowych nie było niczym niezwykłym, przestraszył się o swoje bębenki. Ciastko poczuł implozję magii wewnątrz pomieszczenia. Czując sygnatury magii zrozumiał, co się stało. Cholera, wykorzystał moje lenistwo przeciwko mnie! Przeciwnik musiał wyczuć, że manipulując magią nieświadomie dodawał do jej puli także cząstki swojej mocy. Szlag, teraz jest pewnie z dwa razy silniejszy niż na początku! Z lekko otwartymi z zaskoczenia ustami spoglądał, jak skorupa Sakitty pęka, pozostawiając sylwetkę tak czarną, że aż pochłaniała światło. Choć zasysała światło i materię, dla maga aż skrzyła od magii, którą była wypełniona. Oznaczało to jedno - mag może umiał kontrolować taką moc, ale nie całkowicie. On na pewno tak nie skrzył, choć miał moc równą, a może nawet większą od Sakitty. Cień i tak lewitowałby, albowiem takiej formy nie obchodziła taka fraszka, jaką jest grawitacja, ale i tak wyraźnie uniósł się do góry. Czyżby chciał uzyskać przewagę psychologiczną? Ale musiał oddać część honoru przeciwnikowi - z taką ilością magii mógłby zrobić niezły bajzel. I wiele dobrego, gdyby chciał, ale forma pochłaniająca materię nie była tego zapowiedzią. -Dziękuję za przechowanie i przekształcenie mojej mocy śmiertelniku - powiedział robiąc przerwy pomiędzy słowami zimnym głosem bez cienia uczuć. Takim, jaki w wyobrażeniach dawało się czemuś, co mówiło za pomocą magii. - Jeśli słyszałeś kiedyś o czarnych dziurach, zdolnych do pożarcia niemal wszystkiego: materii, energii czy nawet duszy to lepiej uciekaj. Dam ci jedną szansę nim przejdziemy do poważnej walki bez zera litości. Czekam! Przechylił lekko głowę i stanął z lekko otwartymi ustami. Udawał, że próbuje zrozumieć sens wypowiedzi przeciwnika. Damned, mogłem pozwolić IBM'owi odpowiadać za efekty wizualne. Te kropki nad głową z pewnością rozwaliłyby widownię. Po kilku chwilach wyprostował głowę i zrobił najbardziej bezmyślną minę jaką znał. -Chodzi ci o takie? - Zginając łokieć wystawił przed sobą dłoń wnętrzem do góry, by zmaterializować nad nią trochę magii w formie czarnej dziury. Wisiała sobie tak, że jej horyzont zdarzeń nie dotykał jego dłoni. Do stworzenia tego używał magii, z których obiecał sobie nie korzystać. Dobra, robię to tylko dla efektu. Chyba nie łamię tej obietnicy. Ale przecież to tylko sobie obiecałem. Nikt nie będzie wiedział, że ją złamałem. Nie. Właśnie dlatego muszę się jej trzymać. ­Klasnął, jednocześnie wchłaniając czarną dziurę. -Nie, nie skorzystam z twojej propozycji - odpowiedział już wiele poważniej. Stanął w lekkim rozkroku i na wysokości pasa połączył z sobą odwrotnie skierowane dłonie. Przestrzeń pomiędzy nimi wypełnił odrobiną magii, którą podczas chwili pełnego skupienia przemienił na fotony. Jednostajnym ruchem przeniósł dalej połączone ręce za siebie, lekko uginając kolana. Kamehame-ha. Flash. Kamehame-ha. Flash. Kamehame-ha. Flash. Nie umiał się zdecydować, co krzyknąć. A przed walką uznał, że musi tak robić. Wszak w każdym większym anime zawsze wykrzykują nazwę techniki, zanim ją wykorzystają. -Kamesh! - Wykrzyknął, gdy rozpędzone fotony zaczęły powoli parzyć mu dłonie, jednocześnie prostując ręce w stronę przeciwnika i otwierając dłonie. W stronę Sakitty poleciały wysokoenergetyczne fotony.
  5. Błyskawica trafiła idealnie w cel. Podczas huku jej towarzyszącemu mag prawie uskoczył w bok. Przez ten moment był pewien, że obok niego ktoś był. Ale nie zrobił tego. Zdołał znaleźć w sobie tyle kontroli, by czekać na atak. Kolejne sekundy minęły pod znakiem ciężkiego oddechu. Słyszał każdy szmer na widowni. Nawet nie zwracał uwagi na to, co widzi. Przeczuwał, że przeciwnik nie popełni tego błędu, że da się dojrzeć. Ciężej był nie wydać żadnego odgłosu, więc wolał zawierzyć słuchowi. -Jeszcze chwilę - Ten szept z areny był dla niego niczym krzyk. Wbił wzrok w statui, skąd musiał dobiec dźwięk. Jej barwa zmieniła się na delikatnie różową i cały czas nabierała barwy. Statua otworzyła oczy. Mag najciszej jak umiał odetchnął z ulgą. Czyli nie mam przerąbane. Metalowa pokrywa. Czyżby robot? A może zbroja jak z mojego Metalu? Nie może absorbować energii, to pewne. Już dawno wchłonąłby piorun, a tego nie zrobił. Błyski zniknęły, ale mag wiedział, że jego oponent ich nie wchłonął - poczuł jak te elektrony spływają do ziemi. -Nie mogłeś mnie zwyczajnie obudzić? - Przeciwnik musiał krzyczeć, by być pewnym, że go usłyszy, ale w tym krzyku słyszał wyraźną złość. Po chwili dodał już łagodniejszym tonem krzyku. - Nie wiem co ci mówiono o swoim przeciwniku. Mam nadzieję, że wiesz z kim walczysz, choć na twoim miejscu rozważyłbym oddanie pojedynku - U, widzę, że spotkałem aroganckiego. Ciekawe, czy dupka, czy po prostu walczył z magami, którzy mieli magię, z którą sobie radził. - Z pominięciem należnych mi tytułów jestem Sakitta. No i to by było tyle jeśli chodzi o autoprezentację. Chciał odpowiedzieć, ale nie zdążył, bo najwidoczniej przeciwnik zaczął magię. Sądził tak, bo powłoka maga zaczęła bulgotać, a parowała z niej srebrna para, która stworzyła nad nim kilka srebrnych chmur. Po jakimś czasie wszystkie jednocześnie zaczęły się oddalać od siebie, jednocześnie uruchamiając jakiś mechanizm powielania. Po kilku długich chwilach, które dla skupionego na obserwacji Piekielnego Ciastka trwały niczym wiele minut, a dla zajętego gadaniem z sąsiadem widzem kilkanaście słów, czyli miej więcej pięciu sekundach, chmury opadły, a na ich miejscu pojawiło się dwadzieścia kilka jednakowych posągów, kopii jego oponenta. Wszystkie humanoidy na arenie, poza Piekielnym Ciastkiem, zaczęły manewr przegrupowania, tworząc ostatecznie dwuszereg. Wszystkie posągi były wyposażone w włócznie. Jak jeden mąż statuy i przeciwnik maga między nimi zaczęły iść przed siebie. Przez krok formacja szła bez ochrony, a Ciastko patrzył się na to, co zrobią. Później pojawiła się przed nimi zielonkawa tarcza, która przepuszczała białe stożkowate pociski, które wystrzeliły z poziomo ustawionych włóczni pierwszego szeregu. Widząc ten cyrk mag prawie się zaśmiał. Ten idiota chyba w życiu bitwy nie widział. Ani normalnej, ani magicznej. Nawet idiota mając tyle samo wojska pokonałby go. To myśląc wystawił przed siebie rękę z otwartą dłonią. Jak się spodziewał wszystkie pociski były wycelowane idealnie w niego. Arogancki idiota. Chyba najlepsze połączenie. Dusząc w sobie śmiech czekał, aż pociski trafią na to, co dla nich przygotował. Pociski zatrzymały się o milimetr przed jego dłonią. Dla kogoś nie znającego się na magii był on bezpieczny. Dla osoby umiejącej używać magii nadal istniały tysiące sposobów, by go pokonać. Wystarczyło.... Dobra, zrobionie. Przemiana tej magii w najbardziej elementarną jej formę nie było niczym trudnym. Delikatnym ruchem uniósł dłoń ponad siebie, ciągnąc za nią kulę magii. Gdy już ręka była prostopadle do ziemi kula zaczęła lecieć w górę, aż zaleciała pod sufit. -Hail - to the king. Zaśmiał się bezgłośnie z swojej myśli podczas gdy pierwsze, jeszcze samodzielnie przez niego stworzone, kulki uderzyły w zieloną tarczę przeciwnika, po czym powróciły pod sufit. Przez chwilę sam kontrolował proces, ale później go zautomatyzował. Chyba nie oszukuję. Mmm, złożyłem ten czar za pomocą kinezy, więc chyba robię to dobrze. Lecz tym razem nie popełnił tego błędu co przeciwnik. Kulki, nie blokowane przez barierę, powinny trafić także w otoczenie oddziału przeciwnika. A na wypadek trafienia w statuę... nie zrobił niczego. Spodziewał się, że przeciwnik i tak coś wymyśli przed tym, jak przebiją się one przez barierę. Póki co patrzył, jak raz za razem kulki uderzają w barierę i powracają do góry, by wylecieć ponownie.
  6. Ohmowe Ciastko

    Zapisy

    Imię: Jan Pieczerek, choć najczęściej mówią o nim "Mężczyzna" Wygląd:Jan wygląda jak osoba, której nikt nie chce spotkać w ciemnym zaułku. Dzięki wzrostowi w okolicach ośmiu stóp przewyższa praktycznie każdą osobę, z którą się spotka. Jego mięśnie osiągnęły granicę naturalnego wzrostu. Większe mają tylko panienki używające syntetyków. Jego twarz jest prawie idealnie kwadratowa, choć efekt psuje broda. I ta broda jest jedynymi włosami, jakie ma na głowie. Na sobie ma czarną koszulkę, która pasuje na niego póki nie używa rąk oraz szerokie spodenki moro. Magia: Magia kopiowania form - Jan może skopiować każdą osobę, jaką dotknął, kopiując jej wygląd i umiejętności. Magia schowka - pozwala mu trzymać w osobistej przestrzeni przedmioty. Magia przenoszenia między światami - tego wyjaśniać nie trzeba ( umiejętności nabyte w danym świecie może używać w każdym). Historia: Jan do gimnazjum był ulubieńcem dziewczyn. Miły, lubiący tańczyć i aktorstwo, dziewczęco wyglądający - był dla nich przyjacielem. Aż w gimnazjum został kozłem ofiarnym grupy rówieśników, całkowicie innych od niego - wysportowanych i chamskich. Gdy któryś raz został przez nich "pobity" wszedł do siłowni, a nie do szkoły tańca, daleko od szkoły. Widok mięśni, czyli tego, co mógł osiągnąć pobudził go do pracy. Chciał pokonać tych, którzy nim pomiatali. Denerwował się, bo przez całe trzy lata zdołał tylko zrobić sobie odpowiednią sylwetkę. Był silny, ba, był bardzo silny, ale nie wyglądał silniej od innych. Wraz z czasem widząc jego formę przestali go gnębić. Ale on nie przestał wtedy ćwiczyć. W pewnym momencie widział, jak grupka tych dzikusów chamsko zaczepiała parę dziewczyn. Wtrącił się, co zaczęło bójkę. Pobił ich wszystkich, najdłużej zajmując się tym najsilniejszym. Nawet gdy ten już przestał walczyć on nadal go bił; złapała za koszulkę i podniósł przed siebie, jeszcze kilka razy uderzając go w głupią mordę. Później jeszcze kilkakrotnie bił się z przyjaciółmi tych debili, zawsze wygrywając. Zaczął też zauważać, że ćwiczenia zaczynają także wyglądać, a nie tylko działać. Zaczął rosnąć mu zarost, a całe jego ciało zaczynało być coraz bardziej męskie. Coraz lepiej radził sobie podczas rozmaitych gier typu piłka nożna. Aż do czasu, gdy pojawił się dziadek. On to był męski : długa broda, szeroka pierś. W niczym nie przypominający swojego zięcia. Spojrzał się on dokładnie na Jaśka i zabrał go do lasu, gdzie powiedział mu, iż musiał on przejąć jego moc. Wytłumaczył, że otrzymał je widocznie od matki, która miała je w sobie ukryte, bo była to Moc Męskości, możliwość przejmowania męskich cech. Nauczył on go jej używać. Kolejne lata spędził na kończeniu szkoły i podróżach w poszukiwaniu mężczyzn, których Męskość chciał przejąć. Jego wygląd zaczynał zbliżać się do tego, czym jest teraz. Walczył nawet z swoim dziadkiem. Pojedynek był długi i męczący, ale ostatecznie Jasiek zdołał wygrać. Przejmując jego moce otrzymał także magię przenoszenia się między światami. Jego dziadek nie pojął jej, ale on to zrobił. Przed tym pojedynkiem odwiedził niewiele światów, ale zdołał znaleźć w nich kilku mężczyzn, którym odebrał Męskość. (Błąd z odbieraniem a kopiowaniem mocy celowy. On sądzi, że zabiera ich męskość.) Moc początkowa : Forma Mężczyzny - wygląd jak z opisu.
  7. Jak już się trochę oddalili od kuca Thermal odezwał się do MT. -No wiesz.... - Zaczął robić mu wyrzut. - Powinieneś najpierw podziękować temu panu.
  8. Cholera. Mag pchnął drzwi. Lekki powiew omiótł jego prawie całkowicie gołe ciało. Jedynym ubiorem były majtki w zielone kropki. Szlag, nie unormuję portalu, a IBM nie przeniesie mi niczego. Ty...! Skupił się i zrobił poważną minę, wchodząc na środek areny. Na piasku stała srebrzysto-metalowa figura ludzka. Może się ukrywa? Chciał się rozejrzeć, ale Ubierz się! Piasek. Mmm, to może być ciekawe. Jak wcześniej nie wiedział, co zrobi, to teraz poznał odpowiedź. Magią zabrał piasek z podłoża, którym okrył całe ciało, po czym rozłożył atomy kwarcu najpierw na pierwiastki, a później części elementarne, z których złożył koszulkę i spodenki koloru piasku. Ciekawe jak mu się spodobało. Co sobie o mnie pomyślisz? Pewnie, że jestem alchemikiem. Zamiana piasku w ubranie powinna do tego pasować. Powodzenia, compadre. Cały czas idąc z poważną miną przybliżył się do środka areny. Zamaszystym ruchem odgarnął włosy, które opadały mu na oczy. Zanotować - zrobić sobie kucyka. Kontynuując ten ruch wskazał na siebie otwartą dłonią z lekko zgiętą ręką. -Niektórzy widzowie może mnie znają, ale ty zapewne nie. Wiedz, że jestem Piekielne Ciastko, władca Piekła oraz mag tysięcy magii - Co ja odwalam? Przeklęty maraton anime. Nie dość, że się nie wyspałem, to jeszcze gadam jak idiota. Szybko sięgnął do archiwum nagrań z areny. - Witaj, Sakitto, gdziekolwiek jesteś - zamaszystym ruchem wskazał na całą arenę. - Jednakże miło, że choć się ukryłeś, to zostawiłeś mi cel na krótki trening - To mówiąc zgiął łokieć i pociągnął go to tyłu tak, że otwarta dłoń z lekko zagiętymi palcami była obok jego twarzy. Co powiesz na to? - Sparkle! - krzyknął kierując dłoń na przeciwnika. Gdy ręka wyprostowała się najbardziej, jak mogła, z jej środka w stronę posągu poleciała niewiarygodnie jasna błyskawica. Nie było to trudne. Tylko oderwałem trochę elektronów. Cholera, odsłoniłem się.
  9. Thermal nie od razu odpowiedział MT. Szczerze uśmiechnął się do kuca. -Dziękuję. Skórę nam pan ratuje - Zrobił dwa kroków licząc, że MT pójdzie za nim. Po tym odwrócił się. - Do zobaczenia! Wybrał drogę w lewo. Na murach mogły stać podmieńce i jakimś sposobem przejrzeć ich intencje. A tego nie chciał. Liczył też na to, że MT pójdzie za nim.
  10. Code Geass... modliłem się o to, żebym jak najszybciej skończył tą serię.

    1. Pokaż poprzednie komentarze  [5 więcej]
    2. Ohmowe Ciastko

      Ohmowe Ciastko

      Po obydwu :(

      I co w tym trzecim pokażą?

      Lelouch już osiągnął, to co chciał, a prócz C.C. wszyscy go nienawidzą. Bo oglądałeś rozszerzone zakończenie, czyż nie?

      I tak teraz pomyślałem : jak on przeżył?

    3. Gandzia

      Gandzia

      Tak gwoli wyjaśnienia, to akcja ww. spin-offa dzieje się między 1. a 2. sezonem Code Geassa. Pierwszy odcinek skupia się na Europie (Paryż, okolice Petersburga, czy jak on się w uniwersum Geassa nazywa), drugi dopiero powstaje... i jakoś powstać nie może.

      [spoiler Alert]A przeżył, bo przejął od ojca nieśmiertelność. Tak, jak C.C. przejęła ją od zakonnicy. Przynajmniej ja tak to zapamiętałem.

    4. Ohmowe Ciastko

      Ohmowe Ciastko

      To logiczniejsze ( i to wiele ) wytłumaczenie niż moje. Choć pozostaje kwestia tego, że Imperator po przejęciu tego znaku nie używał swojego Geass, a Lelouch to robił.

      Ale nie ma co za bardzo w to brnąć. Prawdy jest pewien tylko autor scenariusza :).

  11. Ohmowe Ciastko

    [Typer] Przyszłość Luny

    Luna przez jakiś czas będzie pracowała za Celestię, t.j. rządziła Equestrią na pełny etat.
  12. Pomieszczenie pod nimi okazało się gabinetem dentystycznym. Wood zrozumiał to od razu widząc charakterystyczny fotel. Spadał szybko, ale wysokość nie była zbyt duża, albowiem zdołał zachować pozycję stojącą. Stał idealnie przed klaczą, najwyraźniej dentystką, i źrebakiem którego uzębienie najwidoczniej właśnie naprawiała. Bogini, jest zła. -Chwila, moment, co pan tutaj tak wpada? - zapytała się szybko wyraźnie zdenerwowana jego nagłym pojawieniem się. Jednocześnie wskazała na niego kopytem. Sam sposób w jaki to zrobiła sprawił, że jednorożca przeszła gęsia skórka. Wood rozpaczliwie rozejrzał się po pomieszczeniu szukając czegoś, co mu pomoże. Nic. Nic prócz stolika z narzędziami nie zatrzymało jego wzroku. Leki uspokajające. Lekko otumaniają. Za duże. Na głowę spadła mu kropla, a po chwili polewał go już mały wężyk wody. Woda z pobojowiska. A CO JEŚLI JEST W NIEJ CIEŃ? Nie, nie ma go. Jeszcze żyję. Nieprzyjemny strach nie mijał, więc zrobił krok w bok. Co takiego zrobiłem? Dlaczego jest jeszcze zeźleniejsza? - Proszę się wytłumaczyć! - Rozkazała mu tonem nie znoszącym sprzeciwu. Już jakiś czas temu przyzwyczaił się do nerwów... ale wtedy bał się reszty "drużyny". Błagam, nie ruszaj się! Nie rób mi niczego! Bardzo trudno było zachowywać w miarę spokojną twarz czując to, co on. Wszak właśnie teraz stał przed postacią z snu, która czegoś od niego wymagała. To nie było proste zapytanie się klaczy o drogę. Teraz to do niego należał drugi ruch. Czasu!!! Spojrzał się w górę z udawanym zakłopotaniem jednocześnie magią otwierając buteleczkę z płynem. Szybko chciał uśpić klacz oraz źrebaka i zabarykadować się. Niespodziewanie poczuł coś dziwnego. Coś, jak... Przetrząsał pamięć w poszukiwaniu podobnego uczucia. Jednocześnie sierść przy kieszeni robiła się mokra przez chloroform, który wyciekał z buteleczki. Coś podobnego znalazł wśród ostatnich wspomnień. Prawie identycznie poczuł się gdy drugi Architekt....BOGINI, TO TEŻ ARCHITEKT! NIE PRZEŻYJEMY. NIE POCZUŁEM GO.... ON JEST POTĘŻNY!! A może to ten napastnik? A co jeśli mnie czuje? Przecież ja poczułem jak coś zmieniali. On może mnie wyczuć ot tak. ZGINĘ! Zginę, jeśli im nie pomogę. Zginę, jeśli im pomogę. Ale Luna może mnie uratować. A oni nie zabiją mnie od razu. Muszę im pomóc. Muszę im pomóc. Skupił się na oddechu. Chciał być pewien, że wszystko zrobi tak, jak chce. Ale jak z nim walczyć?! Nie mam szans. Oni nie mają szans! Bogini, proszę, ten jeden razu muszę wierzyć, że wspólna walka coś da. Tylko ten jeden raz. Zacisnął zęby nadal patrząc się na wkurzoną dentystkę. Już miał stworzyć przed sobą schody do łazienki gdy... Że co? Magiczny impuls był niespodziewany. I tylko jeden kucyk mógł go zrobić. Oczko Stłumił krzyk przerażenia, choć dusza krzyczała. Po chwili już całym sobą poczuł magię. Odruchowo zamknął oczy. -WOOD! - Jej krzyk był ostatnim, co chciał usłyszeć. A szczególnie krzyk pełen złości. W tle słyszał wodę. - MASZ TO ZAMKNĄĆ W JAKIEJŚ KLATCE! I TO JUŻ! - Łup! Choć ten rozkaz był powiedziany głosem, który w większości przypadków sprawiłby, że Wood ślepo by się jej śłuchał, to tym razem nawet nie zwrócił uwagi na końcówkę, słysząc łoskot wywołany przez pegaza. Róg klaczy rozświetlił się. Wood zauważył to tuż przed tym, jak klacz z wyrazem bólu zacisnęła powieki. Nawet nie zdążył pomyśleć. Zauważył przed sobą przezroczystą poświatę odbijającą odłamki. Zamknął oczy i skupił się na oddechu. Po chwili zdołał nie zwracać uwagi na świat zewnętrzny. Tak było łatwiej. Nie słysząc walki nie było tak źle. A o siebie się nie bał - nadal widział pole walki. Beton, umywalki, kucyki - prawie idealnie. Tylko ten potwór. Go nie widział. Ale czuł, gdzie on jest. Ta dziwna więź... wiedział, gdzie on jest, ale nie znał jego formy. Zmienia się. Architekt. Nieśmiertelny. Architekt. Pokonać. Klatka zła. Prześlizgnie się pomiędzy kratami. Mgła. Potrzebne coś co odbierze mu tę moc. Albo nie będzie mógł jej używać. Broń nie. Nie stworzę. Klatkę zniknie. Wszelkie zmiany pomieszczenia też. A jeśli nie będzie mógł? Jeśli uda mi się sprawić, że tutaj moce Architekta nie będą działać? Nie, to nie podziała. To by było dziwne. Ale tylko tak odbierze mu się tę moc. A jeśli będzie zła to ją zamknę w klatce. Go też. Skoro nie radzi sobie z Tym, to teraz mogę go pokonać. Z tą mocą. MUSZĘ TO ZROBIĆ! Nie wiedział tylko jak to zrobić. Tylko jedno wpadło mu do głowy. Zaczął się skupiać, by każdy Architekt w pomieszczeniu padał jak sparaliżowany. Miał nadzieję, że wyobrażenie go i potwora padającego na ziemię bez ruchu jednocześnie myśląc "Paraliż Architektów" podziała. Nie słyszał, jak Sky wrzasnął "LUCIDA"
  13. Thermal przez chwilę stał zdezorientowany przez nagłe zmiany otoczenia. Przez chwilę zbierał myśli. Celestio, jaki chaos. Czyżby Discord dotarł już tu? Tu było całkowicie inaczej niż w dzielnicy, w której mieszkał z rodzicami. Szkoda, że nie zapytałem się Red'a w którą stronę powinniśmy skręcić. Mój błąd. Nie kojarzył tej dzielnicy, a nawet jeśli, to może największą arterię. Ale szybko wymyślił prawdopodobnie przydatny sposób. -MT, spróbuj... - szybko uciął. Chciał, by wspólnie popatrzyli skąd idą handlarze warzywami, ale był znacznie prostszy sposób. -Przepraszam, zgubiliśmy się - powiedział najmilej jak umiał najbliższego, nie całkowicie pochłoniętego pracą kuca. - Czy mógłby mi pan/pani ( jak wolisz ) powiedzieć jak dojść do głównej bramy?
  14. Ohmowe Ciastko

    Zapisy

    Z chęcią jeszcze raz jeszcze raz postawiłbym wymyśloną przeze mnie postać na piaskach areny.
  15. Upewniłem się w myślach, że wszystkie opłaty uiściłem, dopiłem to, co było w kuflu i na odchodne machnąłem ręką, kierując się do wyjścia. Uznałem, że już wystarczająco długo byłem w środku. A chciałem jeszcze trochę powęszyć po mieście, czy przypadkiem propozycja wspólnego picia nie była po to, by zrobić coś po cichu. Choć zostając przy temacie bycia cicho to wątpiłem, że będę do tego zdolny.
  16. Szybko dotarł do budynku rady. Same drzwi były chronione przez zadaszenie, oparte na dwóch kolumnach. Jedna z nich pokazywała dokonania Mieczy. Nie umiał powiedzieć czy najnowsze, czy stare - płaskorzeźba była gładka, ale takie dzieło zasługiwało na czyszczenie. Ale nie stał dalej by rozwiązać tą zagadkę bo miał ważniejsze rzeczy na głowie. Podszedł do drzwi. One także były dziełem godnym królewskich komnat. Niczym dobra książka opowiadały one historię miasta. Ale one też go nie zainteresowały. Na sekundę dłużej spoglądał na herb, odrobinę różniący się od innych, które widział. W środku miał księżyc z wymalowaną głową smoka, a po bokach, miast mieczy były orły. Niewidzialna linia po środku oddzielała część niebieską od ciemnogranatowej. Szybko stracił tym zainteresowanie. Nie na jego głowę to, co robią ci postawieni wysoko. Kolejne pomieszczenie było mieszaniną czerni i bieli. Zaprawdę, do jego tworzenia musiała być użyta albo potężna magia, albo czas wielkiej ilości ludzi, choć Tural skłaniał się bardziej ku drugiej opcji. Potężni magowie zazwyczaj nie zajmowali się takimi błahostkami. Od razu zauważył ruch. Już po chwili skupił się na mężczyźnie, nieświadomie napinając mięśnie gotowe do uniku. Ale nie biegł na niego wilkołak albo mantykora, a tylko poczciwie wyglądający grubasek. - Witam szanownego Pana- powiedział przyciszonym i zachrypłym głosem. - Proszę Panie o zachowanie ciszy, burmistrz prowadzi ważna naradę i kazał, żeby nic mu nie przeszkadzało. Tak więc, jeśli ma Pan sprawę do Niego, to proszę wybaczyć, a jeśli nie to słucham w czym mogę pomóc.- Nie wiedział czemu ten się pochylił. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to miał być ukłon. Mężczyzna zachowywał się... poczciwie. Nie umiał znaleźć na to lepszego określenia. A czyn grubaska mówił, że albo nawykł do wyniosłości i oczekiwań szlachty i z przyzwyczajenia się ukłonił, albo wyglądał jak taki szlachcic. Uśmiechnął się najmilej jak potrafił. Jeśli grubasek uznał go za szlachcica oczekującego ukłonów, to miał zamiar to zmienić. -Niech się pan nie denerwuje. Ja tylko zdać raport Radzie. Nie przeszkodzi to burmistrzowi, czyż nie? - zapytałem się po cichu, zgodnie z instrukcją.
  17. Trochę mnie to denerwowało. Mieliśmy... nie, nie mieliśmy pracować razem. Nawet nie sprecyzowałem co powinniśmy względem siebie. Zacząłem sobie krążyć nasłuchując. Miałem nadzieję, że w razie czego wyczuję albo usłyszę walkę, jeśli Kate w jakiejś będzie uczestniczyła. A jeśli nie... zawsze mogłem coś usłyszeć. Prawo przypadku rządziło, ale czyż przypadkiem nie jest także ciąg przypadków? Szybko wyrzuciłem z głowy tą myśl. Byłem jedi, a nie filozofem. Nie do mnie należało myślenie nad głupotami.
  18. -Życz mi powodzenia - powiedział ogier i z łomoczącym sercem udał się na zewnątrz. Denerwował się. Nie chodziło o to, że spotkanie z okupantami było pewne. Tego bał się przez pierwsze dwa dni. Bał się porażki. Bał się, że szansa na pomoc Equestrii zniknie. Jeśli mógł coś zrobić, to chciał dać z siebie wszystko. Ale jednocześnie z szansą nadeszły trudności. A co jeśli przejrzą jego plany? To wydawało się kretyńską myślą. Przecież otwarcie nie zrobił niczego przeciwko okupantom. Ale i tak się bał.
  19. Thermal na początku nie zrozumiał sformułowania "ogon", ale ta niewiedza szybko samoistnie znikła. Umysł podświadomie podłączył ogon z kucem, który za długo siedzi ci na ogonie. -Nie, chyba żadnych - uśmiechnął się niepewnie. - Choć... czy ktoś może się zainteresować jak wyjdę z zamkniętego pomieszczenia?
  20. Pierwszym co poczuł jego przeciwnik był ogłuszający prawy prosty Josepha. Za pomocą magii zamknął go w sześcianie z zamrożonego lodu i zostawił w miejscu, w którym powinien go później znaleźć. Już pełen sił pobiegł tam, gdzie słyszał odgłosy walki. Nie spodziewał się, że spotka...
  21. Ohmowe Ciastko

    Shingeki no Kyojin

    Teraz na TVN-nie lecą Transformersy, przez co nasunęło mi się pytanie: kto by wygrał? Któryś z ludzi tytanów czy Optimus Prime? Wziąłem poszukałem wysokości Optiego i wyszło, że robocik mierzy "tylko" prawie 9 metrów ( 28 stóp ). Jak sądzicie? Kto by wygrał? Ja stawiam na Erena uwzględniając warunek " żadnej broni dystansowej ".
  22. Row row, fight the power! W folderze z tapetami jest też kilka z kucykami, ale spora część to TTGL.
  23. Ohmowe Ciastko

    Shingeki no Kyojin

    Ja sądzę, że tam trzymał, Ekhem, swoją kolekcję, "if you know what i mean". Taaa, wiem, że suche. Ale też z chęcią dowiedziałbym się co się tam kryje. Na pewno coś związane z przemianą Erena, ale co? Widząc tempo rozwoju akcji może za rok się dowiemy.
  24. Ohmowe Ciastko

    [Zabawa] Moja góra!

    Oglądam, jak z pięknym stylem zrzucasz Noctrunal za pomocą Dubstep gun'a. Ale ja nie jestem gorszy! W chinach zamawiam głośnik 20 000 MW. W sąsiedztwie góry buduję elektrownię atomową do zasilania go i puszczam https://www.youtube.com/watch?v=tnssL9MrYdM. Już pierwsze kilka sekund sprawia że odlatujesz. Moja góra i mój głośnik który jest słyszany na całym świecie. POWER OF METAL!
×
×
  • Utwórz nowe...