Skocz do zawartości

Zodiak

Brony
  • Zawartość

    645
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Zodiak

  1. Z gniewem przyszło coś jeszcze. Chłód. Zimno spłynęło przez całe twoje trzewia, szczególnie upodobniając sobie okolice serca. Ból uderzył w skronie, jednak w sposób, którego nigdy nie odczuwałeś. Może to efekt działania tajemniczego minerału, może coś innego. Cierpienie omijające szerokim łukiem ciało. Ból dławiący duszę. I miałeś nikłą nadzieję, że to wynik wspomnień. Bo jeśli to byłaby wina minerału... Ból odpędził nagły dotyk czegoś szorstkiego, ale delikatnego zarazem. - Hej - powiedziała Paraxia, łapiąc Cię za ramię. - Nie jesteś już sam.
  2. @aTOM Cóż... Kiepem będę, jeśli nie przyznam, że tekst nie jest mojego autorstwa (ten o neutralności). Jego autorem jest Ares Prime, który pomagał mi podczas pisania. Bez niego tego fanfica nie byłoby wcale. Dla niego.
  3. A wienc w konicu siem pojawiło. Powiem tylko tyle, że naprawdę warte jest przeczytania. Jest to bardzo dobrze napisane opowiadanie, bez wielkich błędów, a za to z bardzo ciekawą fabułą. Co prawda, na razie wiele się nie dowiadujemy, ale to, czego się dowiadujemy powinno wystarczyć. Główna postać wydaje się typowym do bólu najemnikiem , ale jedna krótka wzmianka i od razu widać, że ma za sobą jakąś ciekawą historię. Czyta się miło, na jednym, że tak powiem, wdechu. Zdecydowanie polecam każdemu.
  4. @aTOM Na opinię tego pana czekałem. No cóż, piszę to dość szybko. "Kfiatki" będą zawsze się trafiać. Gandzia stara się jak może, ale nawet on nie wyłapie wszystkiego. AppleminePL, Ares i Sandro też. Ale widzę, że nie przeszkadza to zbytnio w odbiorze, wnioskuję po pozytywnym komentarzu. Brutalne. Prawda. I taki ten świat ma być. Ale spokojnie, moi broniacy. To jeszcze małe piwo w porównaniu z tym, co nadchodzi.
  5. @Gadzia. Nie mamy żadnego Błajana. Mamy Szajrusza Szyrejszkiego Mordercze. Mosze być?
  6. Ludu Jełozolimy! Daję Wam... Czwałty Łozdział Wiedźmy! I pamiętajcie! Łym jest waszym przyjacielem!
  7. Turianka chwyciła cię za dłoń i ucisnęła. Problem z turianami polegał na tym, że z ich twarzy nie dało się wyczytać wiele emocji. Turianka patrzyła na ciebie i nie wiedziałeś, czy się usmiecha czy robi inną minę. Widziałeś, że drgają jej szczękoczułki. - Witamy na pokładzie! Teraz zostaje tylko noc z kapitanem statku, jako przysięga.
  8. Szkielet z kosą zakręcił się w miejscu. Uskoczyłeś przed cięciem i jednym susem doskoczyłeś do potwora i uderzeniem rękojeścią posłałeś w niebyt. Rozprawienie się z włócznikiem było kwestią sekund. W pojedynkę te potwory były praktycznie niegroźne. We trójkę walka przychodziła łatwo jak krojenie chleba. Nieumarli padali pod ciosami waszych mieczy jak zboże w czasie żniw. Resztka nieumarłych samoistnie rozleciała się w kupę kości, gdy tylko większość z nich padła. - Kurwa - zaklął wiedźmin. - Moja kryjówka spalona.
  9. Taktyka zaowocowała zepchnięciem potworności w tył, a w końcu rozpadu potwora. Nawet nie zdążył cię drasnąć. Jego dwaj kompani zaklekotali groźnie i ruszyli na ciebie. Kosa śmignęła w powietrzu tuż obok twej głowy. Ten z włócznią nadal próbował cię obejść. Jednak bez tarczownika, ich przewaga na bliską odległość stopniała jak śnieg na wiosnę. Kątem oka zobaczyłeś, jak Sophia ma podobny problem i radzi sobie całkiem nieźle, chyba wykombinowała to samo, co ty. Wiedźmin... No, wiedźmin śmigał ze swoim mieczem, wykręcał piruety i słał kolejne potwory w niebyt. Jak to wiedźmin.
  10. Ten z mieczem i tarczą zaatakował, a jego dwaj kamraci obchodzili cię z boków, osłaniając kolegę. Ten z tarczą wyprowadzał szybkie, zwinne, lecz niezbyt mocne cięcia, łatwe do sparowania. Jednak szybkość z jaką wyprowadzał kolejne ataki uniemożliwiała sprawną kontrę, a wycofanie się było ryzykowne, ze względu na duży zasięg broni innych szkieletów.
  11. Strategia o tyle nieskuteczna, gdyż próbowałeś okrążyć trzech przeciwników. Sam. Szkielet z kosą znowu zaatakował, tnąc na odlew. Jeszcze raz udało ci się uniknąć cięcia,a le teraz szkielet z włócznią zaatakował w tym samym momencie, kiedy ten z kosą schował się za tarczownikiem. Udało ci się odbić uderzenie, jednak grot zranił cię ramię. Nie była to zbyt głęboka rana, jednak była bardzo bolesna.
  12. Szkielety uzbrojone wszelakie narzędzie do robienia krzywdy ruszały się niezwykle... żywo, jak na swój stan. Na ciebie rzuciły się trze. Jeden z mieczem i tarczą, drugi z... kosą, a trzeci z czymś, co przypominało włócznie. Ten z kosą nadbiegł i ciął poziomo, na wysokości głowy. Uchyliłeś się przed ciosem, ale nie zdążyłeś skontrować, gdyż szkielet schował się za kolegą z tarczą. Ten z włócznią obchodził cię bokiem, jakby chciał okrążyć.
  13. - Masz poważne luki w wykształceniu - zachichotała. - Ale mimo to jesteś... pożyteczny, ze tak to ujmę. Jesteś tutaj tylko kilkanaście godzin, a już zrobiłeś więcej niż niektórzy z najemników zrobili w ogóle. Powiedz... Masz jakieś plany? Ambicje? Może pragnienia? Bogactwa, sławy... Może szukasz miłości albo zemsty? Nieważne, co by to było - możemy pomóc ci to osiągnąć. My - Czarne Księżyce! Turianka podeszła do ciebie i położyła ci dłoń na ramieniu. - Składam ci propozycję: dołącz do nas. Przydasz się. Bardzo. A sam nie pożałujesz. Dbamy o swoich. - Paraxia lekko zmrużyła oczy. - Zwłaszcza o takich jak ty.
  14. Wiedźmin poprowadził cię ukrytym przejściem, które prowadziło długim korytarzem do wyjścia, nieco dalej dziury, którą się przeciskałeś. Wyszliście na zewnątrz, do zniszczonej, martwej krainy. Pomknęliście pomiędzy drzewami jak cienie. Nagle wiedźmin zatrzymał się i tobie kazał zrobić to samo. Przed wami kilkanaście, może nawet ponad dwadzieścia żywych trupów otaczało Sophię ze wszystkich stron. Czarnowłosa trzymała miecz wysoko i była gotowa do walki. Zanim się obejrzałeś, wiedźmin też był. - No chodź, pokaż, co potrafisz, wojowniku - powiedział do ciebie z lekkim uśmiechem.
  15. Wiele szkód nie narobił, a sam został zdjęty w parę sekund. Za to wasze położenie i w ogóle obecność zostały wykryte. Gethów było za mało, żeby stanowiły jakiś problem i po kilku minutach droga była wolna. Wróciliście na statek. Paraxia zarządziła natychmiastowe opuszczenie asteroidy ku zdziwieniu załogi. Nie protestowali jednak i w trymiga odlecieliście w przestrzeń. ciebie zaś turianka prosiła o spotkanie w cztery oczy, w pokoju z mapą. Gdy się zjawiłeś, ona siedziała z założonymi rękoma i spuszczoną głową. - Ktoś ośmielił się spróbować wyruchać... mnie - warknęła.
  16. [Wybacz, tu potrzebny mi był akurat taki zwrot akcji. Ale bardzo podoba mi się inwencja i wykorzystywanie przez graczy ich własnych pomysłów.] - Rzuć broń, ręce w górę i pod ścianę. Rusz się i nie waż drgnąć, bo twoja krew zachlapie moje ubranie, czego bym nie chciał. Spod ściany mogłeś stwierdzić, że nieznajomy nie wyglądał na czarownika. Wyglądał na najemnika, takiego jak ty. Miał wysokie, jeździeckie buty, brudne skórzane spodnie. Skórzana kurtka z ćwiekami tez nie wyglądała na nową. Jednak miecz, talizman i oczy... Nie były zwyczajne. Czarnowłosy mężczyzna z kilkudniowym zarostem, o zielonych oczach był wiedźminem.
  17. Komputer odpowiadał za sterowanie windą. Był włączony, aczkolwiek praktycznie nienaruszony. Ktoś włączył go, ale nie skorzystał. Najwidoczniej gethy go przepłoszyły. Ktoś podszedł do ciebie. Mordok zbliżył się w swoim kamuflażu. - Jakieś ślady po naszym tajemniczym nieznajomym?
  18. Flaszencja stała na stole, w gościnnym, zaraz obok kanapeczek. Standardowo. Obok miałeś słój z ogórami. Po dwóch godzinach czekania, gdy już zaczęło się ściemniać pojawiła się... ONA. - Wreckers? Hej, Weckers, jesteś w domu? - jak zwykle krzyczała, pukając do drzwi. Ech, ta Lyra.
  19. W kopercie znajdowały się kolejno: list, czek oraz złota moneta. Ale nie był to bit. Czek był wypisane na... 10.000 bitów. Okrągłe dziesięć tysięcy. Treść listu była następująca: "Wiem kim jesteś. Wiem, gdzie mieszkasz... Choć w sumie, gdybym nie wiedział to nie wysłałbym Ci tego, nie? Dziwne... Wracając, wiem, że lubisz majsterkować i jesteś w tym, cholera, niezły. Chcę ci pomóc. Przesyłam ci drobny datek oraz mój symbol (jest to również mój uroczy znaczek, jebać biedę). Liczę... W zasadzie, dlaczego mówi się "liczę"? Przecież to nie ma krzty sensu... Mam nadzieję (zdecydowanie brzmi lepiej) na udaną współpracę Przyjaciel" Obok słowa "przyjaciel" było zamazane, a raczej pokreślone nazwisko "Sir Golden Sprocket".
  20. PO jakiejś... wieczności, twój dom nie wyglądał jak zalążek początku świata, a jedynie jak bajzel. Ale wiedziałeś, zdawałeś sobie sprawę, że to i tak jest progres. PO kolejnej godzinie dom był gotowy na przyjazd Lyry. Problem polegał na tym, że niezbyt pamiętałeś, o której ma przyjechać do stolicy. Nagle... łojenie we framugę.
  21. BUM! BUM! BUM! Przy akompaniamencie wystrzałów rakiet, ostrzału żołnierzy, łowców, prime'a i juggenrauta tylko to było słyszalne. Naprzód wyszedł Agrash z racji posiadania najmocniejszych tarcz i kondycji. Zaraz obok była Paraxia. Nieco z tyłu ty i Mordok. Gethy nie mogły podejść na tyle blisko, żeby was trafić raz a dobrze, a wind cały czas jechała powoli do góry, co tylko ułatwiało wam ucieczkę. Nawet pociski, które trafiały w windę nie robiły na niej wielkiego wrażenia, jedynie trzęsła się trochę. Na górę dojechaliście po kolejnych parunastu minutach. W ciszy. Na powierzchni zastaliście kilkanaście gethów, które ominęliście na początku. Mieliście tą przewagę, że jeszcze was nie wykryły.
  22. I poczułeś dotyk zimnej stali, zanim jeszcze zdążyłeś dobrze wejść do pomieszczenia. Ostrze miecza,a może sztyletu lekko ocierało się o twoją grdykę. - Jeden ruch, a rozpruję cię jak wieprza - ozwał się gruby, niski i nieprzyjemnie brzmiący, szorstki głos.
  23. A zastałeś niewielkie pomieszczenie, na środku którego paliło się niewielkie palenisko, na którym z kolei piekł się... zając? Oprócz tego było tu posłanie ze skór oraz niewielki kuferek podróżny. Oprócz tego inne bibeloty, jak bandaże, nóż kilka kości. Zdaje się, że zajęczych. To była kryjówka. Ale czy czarownika?
  24. Przez ciemne, wąski i wilgotne korytarze pieczary szedłeś.Miejscami musiałeś się przeciskać, miejscami wręcz czołgać. Było zbyt ciemno, byś coś zobaczył. Krople wody kapały ci na kark przyprawiając o dreszcze na całym ciele. Było ci duszno, nawet bardzo. Robiło się gorąco,a ty nie miałeś pewności, czy dasz rade wrócić. Nie widziałeś nic. Do czasu aż wypełznąłeś z jednej ze szczelin na dość szeroki, niemal wyciosany korytarz. Korytarz, który był już nieco jaśniejszy. Bo gdzieś dalej, na jego końcu jarzyło się światło.
  25. - No chyba z dupy - prychnęła, głaszcząc Lunę. - Jeżeli jest tam charakternik, to powinien jakieś pochodnie mieć, nie sądzisz?
×
×
  • Utwórz nowe...